lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   A Może By Tak...?? (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/9866-a-moze-by-tak.html)

one_worm 24-05-2011 12:44

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=JCtgTpxgwjc[/MEDIA]

Drzewo spojrzało się na mężczyznę, którego znało. Coś złego go tknęło, coś zaniepokoiło, coś się nie podobało...
-Poczekaj tutaj sekundę...zaraz wracam, sadzonki biorę, oczywiście
Drzewo ruszyło do strażników
-Ten facet jest ze mną!
Ci spojrzeli się po sobie. Tutaj już nie wyjdzie taktyka "Jeśli będziemy ignorować je to sobie pójdzie". Stał tak z groźną co bądź miną. Nawet Paproch, stary, dawny przeciwnik drzewa by zwątpił. Taaaak... Tamta wiewiórka...była...zła...jak konie, konie są złymi ludźmi, otruje taki herbatę...
-On jest ze mną, znam go, biorę go na siebie
Drzewo było zdecydowane przesłuchać człowieka, wcześniej nie miało ku temu okazji, a w ten sposób...poza tym coś mu mówiło, że ten osobnik jest dziwny. Logicznie wnosząc, jeśli się... Ditrih? Tak, dokładnie, Ten Który Odmówił Herbaty, Temu, Komu Odmawiać Nie Można, śledził go to ten coś wie, ale co? Tego drzewiec dowiedzieć się musiał.

Ryo 25-05-2011 12:13

Zgodnie z zaleceniami pani Magini ani Słotwin, ani drow, ani nawet najmniejszy gnom nie miał zezwolenia na wejście na teren dla parających się magicznym procederem. R. we śnie wynalazła licencję na zabijanie, na czarowanie, LOT po pijaku, na hodowanie cerberów, a nawet na wychowywanie małych sadystów na większych sadystów (to ostatnie to w niedawnym transie odkryła). Zapomniała jeszcze o stworzeniu licencji na wchodzenie bez pukania do jej pokoju. Może to i dobrze.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=XL9cITOUvk0&feature=related[/media]

- Może i byłabym za tym, ale pamiętaj, że ja byłam pierwsza - :wzeby: odrzekła Magini. - I proszę się przedstawić i nie robić mi tu ceregieli. Za ten krąg nie przejdziesz, bo ja ci nie pozwalam i moc kręgu też.
Kobieta ze znudzeniem podparła się pod bok i rozglądała się wokół.
- Moje imię nie jest istotne, złotko - miała naprawdę śliczny i hipnotyzujący głos! - To miłe, dla odmiany spotkać w tłumie doświadczonego maga egzorcystę - uśmiechnęła się zaczepnie. - Na pewno robisz to na co dzień... Ale z jakiego powodu zakłócasz mój spokój? - zrobiła smutną, przejmującą, zmęczoną minę.

Zjawa próbowała przekonać R. do swoich racji.
Jednak R. musiała za pewnie także znać zaklęcie, dzięki któremu serce istoty zmieniało się w obsydian. I najwyraźniej na sobie użyła tego czaru, ponieważ odrzekła poważnym, pozbawionym emocji, niskim głosem:
- Szkoda wielka, że masz takie mało ważne imię. Jednak powód dla którego zakłócam Tobie spokój jest dla mnie ważny. Mianowicie niepokoisz mojego kolegę, powiem to wprost. Nie przeczę temu, iż masz piękny głos, ale ładnie proszę o pozostawienie spokoju Ursusona i resztę mojej grupy. Jeśli masz jakiś problem, powiedz mi, może będę mogła doradzić.

Roger wpatrywał się w panią i przechylił zabawnie łebek w jej kierunku. Trochę poćwierkał, trochę "poudawał" sowę, hucząc i kiwając łebkiem, po czym zabrał się za swoją toaletę. Następnie odleciał na karnisz i tam zasnął w spokoju.
Natomiast przemieniona Magini rozmawiała z wywołanym Duchem.

- Przeszkadzasz?! - żachnęła się piękna zjawa. - Ja próbowałam mu pomóc! Odciągnąć od niebezpieczeństwa! - następnie się nadąsała. - Cóż... tak, mam problem, prawdę mówiąc... Ale chyba możemy pomóc sobie nawzajem skoro moja obecność wam "przeszkadza" - jęknęła głosikiem męczennicy. - Rozwiązanie mojego problemu jest nader proste zatem... Po prostu zostaw ten medalion na podłodze na korytarzu - uśmiechnęła się.

Czarownica widziała, że istota ją szantażuje emocjonalnie, stąd miała wręcz gigantyczne wątpliwości, czy może ją tak spokojnie oddać w postaci amuletu wojowniczemu Słotwinowi, a co dopiero pozostawić na podłodze - by jakiś gość przebywający w karczmie przywłaszczył sobie zgubę i na zatracenie się skazał. Co prawda owy dowolny człowiek czy istota dwunożna do tego konkretnego stopnia obchodziła Maginię. Jednak nawet w rękach głupiego człowieka taki medalion mógł stanowić potencjalne zagrożenie. Stąd też jejmość, która przywołała ową upersonifikowaną, bezimienną siłę, bardzo zważała na rozwiązanie "problemu" kompana, który to wówczas pracował w tawernie, za pewnie przy reperowaniu któregoś z krzeseł.

- Jakiego niebezpieczeństwa? - spytała magiczka, nie zważając na dramatyzm płynący z ust pięknej niebogi. - Co może mu grozić?
- Do tej pory dość nierozważnie pakował się w kłopoty pomimo moich próśb i ostrzeżeń, nie słucha moich rad, więc zapewne to czy jestem przy nim czy nie, nie ma tak naprawdę znaczenia - rozżaliła się.

Magini odkaszlnęła ostentacyjnie parę razy:
- Em, przepraszam cię bardzo, droga pani. Dokładniej jakie niebezpieczeństwa mogą czyhać zwłaszcza na niego? Medalion jest za ładny, aby porzucić go na podłodze w karczmie. Lecz - tu retorycznie urwała wypowiedź, wciągając magicznie pachnące kwiatami powietrze. - przekażę Ursusonowi, kim jesteście. Szkoda, że nie chcecie się przedstawić. Wtedy będę musiała mieć wasz medalion... pod mą opieką. Takie BHP... egzorcystów...
Kobieta uśmiechnęła się pięknie.
- Ależ, to miło wiedzieć, że ktoś będzie się mną opiekował. Hm-hm [chichot] nie musisz się obawiać, śmiertelniczko. Nie jestem kimś kto wymagałby egzorcyzmów. Potraktuj mnie raczej jako... dobrego ducha.

Dobrego ducha, który próbuje szantażować Maginię, niepokoić jednego z jej druhów, albo może opętać innego kompana. Albo - co gorsza - prawdopodobnie przejąć władanie nad duszami ferajny. Do tego czarodziejka nie mogła dopuścić, z racji swojej profesji i zaufania, jakim obdarzył ją Ursuson.
A tak na marginesie - R. nie była śmiertelniczką.
- Taki ze mnie śmiertelnik, jak z... pewnej części kozy trąba. Czyli prawie żaden, odliczając odrobinę krwi śmiertelnika. Egzorcyzmów nie odprawiam, ale - wiedz, że będę mieć na ciebie oko. Przekażę Ursusonowi informacje, że... nie zagrażasz mu.
"Póki co" - dodała w myślach. Tym bardziej zdecydowała się na pilnowanie tego podejrzanego amuletu, z którego wyłoniła się postać niebiańsko pięknej kobiety.

- Sssssłodko - złożyła ugodowo dłonie. - Dziękuję, skarbie.
- Możesz spocząć w spokoju. Przepraszam raz jeszcze za zakłócenie twego spokoju.
Duszyczka z zaciekawieniem rozglądała się po pokoju i czegoś najwyraźniej wyczekiwała. Magini wyciągnęła się porządnie i musiała ustać na nogach. Może i była zahartowana, jak chodzi o ilości wypitego trunku, ale i tak czuła, że nogi jej drżą; wszak nie wypiła najmniej wódki, kiedy częstowała mrocznego drowa chmielowym napojem.
Choć rozmowa się zakończyła, R. nadal nie powróciła do swej 'oryginalnej' postaci. Krąg ograniczał zasięg działania ducha, toteż obecnie-białowłosa-pani nie niepokoiła się tak mocno.

Jednak duch nie mógł przebywać za długo w materialnej sferze, więc zanim magini przystąpiła do odesłania ducha do amuletu odrzekła kobiecie.
- Jutro przekażę Słotwinowi informacje odnośnie ciebie. Będziesz też przy nim mogła być. Acz wiedz, że będę mieć na ciebie oko. Możesz powrócić 'tam', skąd przybyłaś, zacna istoto - dodała przy okazji swym normalnym, nieco wyższym głosem. - To znaczy: proszę mi się dać wyspać i powrócić w spokoju do amuletu. Jutro porozmawiasz ze Słotwinem, on teraz odpoczywa.
I odczyniła magini to, co miała odczynić. Zachęciła ducha, by pozostał w amulecie, ponieważ nie będzie nad nim czuwać całą noc, a jutro na wszystko będzie czas. Kiedy zjawa została 'zapieczętowana' w magicznym przedmiocie, Magini rzekła:
- Możesz być pewna, że tej nocy nikt po ciebie nie przyjdzie.
Zabrała amulet z kręgu, ten zaś po chwili zniknął. Medaliony, które jej powierzył kompan, schowała głęboko w swojej torbie.

Almena 25-05-2011 21:46

Knajpa;

Dirith;
Za oknem nie wypatrzyłeś niczego podejrzanego. Wszystko zdawało się w porządku. Reszta drużyny, wraz z dziwnym białym wilkiem i tym podejrzanym półelfem, gdzieś wybyła. No cóż.
Poszedłeś spać. Łóżko było wygodne a ty czułeś się bezpiecznie ze swoją bronią, wiec szybko zasnąłeś i spało się przyjemnie.

Była późna noc, kiedy zbudził cię hałas na korytarzu. Ktoś chodził po korytarzu, kulejąc, w tę i z powrotem. Wreszcie jakby usiadł i ucichło. Pewnie ktoś zalany... Zaniepokoił cię jednak brzdęk metalu, jakby coś metalowego odłożono na podłogę...

Czujnie podszedłeś do drzwi. Rzut oka przez dziurkę od klucza i... hmmmmm... Coś jest... nie tak...
Week : Murderer. by ~Jiskah on deviantART

Magini;
Kobieta wyglądała za zaintrygowaną otoczeniem i wyraźnie chciała mu się poprzyglądać dłużej. Hm...
Byłaś jednak zmęczona dniem i szykowałaś się do snu. Ostatecznie, po dłuuuugim twym oczekiwaniu, kobieta-zjawa powróciła do amuletu, a my mogłaś położyć się spać. Pokój był nawet przytulny, a wyrko wygodne...
Coś chrobotało w kącie, jakaś mysz... A mogłaś mieć kota zamiast papugi!...
- RRRRAAAAAAAAAH!!!
Wrzask Rogera w środku nocy sprawił, że podskoczyłaś na łóżku, półprzytomna. Papuga fruwała pod sufitem. Omiotłaś pokój półprzytomnym wzrokiem, było ciemno... Drzwi... drzwi były otwarte...?! – zauważyłaś to najpierw.
Kolejną rzeczą jaka zauważyłaś była postać stojąca w mroku...
to become a murderer by ~dkoglu on deviantART
A potem zamiast zauważać kolejne rzeczy zaczęłaś wyplątywać się z kołdry, ponieważ topór powędrował w górę i mógł lada moemnt opaść na ciebie!!!

Ursuson;
Jedno... wielkie... HYK!... [pijacka czkawka]
Drow i magini poszli spać. Wgramoliłeś się po schodach na górę. Jakaś zalana gnomka podszczypywała twój tyłek. Pewnie zębami, zresztą...
Nie pamiętasz, jak znalazłeś się w wyrze. Ani w czyim wyrze się znalazłeś. Obudził cię za to wrzask jakiegoś ptaszyska. Zacząłeś się wiercić w wyrze...
- Tylko nie mów, że znów będziesz rzygał!... – wymamrotał jakiś kobiecy głosik spośród zwojów kołdry obok ciebie!
Wokół było ciemno i wszystko wirowało. Półprzytomnie podniosłeś się na wyrze i zauważyłeś, że ktoś stoi przy twoim łóżku. Ten ktoś miał coś sporego w łapie...!
Browsing deviantART

Ulice;
Drzewo;

-On jest ze mną, znam go, biorę go na siebie
- Nie mam nic przeciwko!... – strażnik oddalił się szybciej niż początkowo planował.
- Nic już nie rozumiem! – lamentował mieszczanin który stracił pamięć. – Tamten gnom!... Nazwał mnie pierwszym magiem! Posłał tę gnomę żeby mnie odprowadziła do domu! Zaszliśmy pod bramę do dzielnicy szlacheckiej, ta gnomka zaprowadziła mnie do strażnika i powiedziała że „chyba mag się wam zgubił i nie umiał trafić do domu!”. Strażnik powiedział, że mnie odprowadzi, gnomka sobie poszła...! Strażnik spytał kim jestem i czy jestem pijany, czy mam przy sobie melisę, przeszukał mnie!... A kiedy wyjaśniłem że straciłem pamięć i chce pomówić z kimś z mojej rodziny Abo z jakimś magiem, bo ponoć jestem pierwszym magiem! Więc strażnik wybuchnął śmiechem i kazał mi coś „wyczarować”, a ja... ja nie miałem pojęcia jak to się robi!... Nic nie pamiętam! Strażnik strasznie się wkurzył! Powiedział że „mają już pierwszego maga” i nazwał mnie szarlatanem! A resztę już znasz – po prostu mnie wyprowadził! Co ja mam zrobić?! Nic nie pamiętam!!!

Robiło się już późno. Ulice opustoszały. Kupiłeś sadzonki i krążyłeś z mieszczaninem po ulicach z nadzieją że ktoś go rozpozna, ale większość mieszczan twierdziła że nie widzieli go na oczy.

Kiti;
Rozbłysk leczniczej energii zaskoczył zdurniałego ghula. Stwór zaczął się rzucać i kręcić wokół własnej osi, jakby szukając źródła światła. Niestety, jako zabójcza broń, czar leczenia kiepsko sprawdził się tym razem...
Wkurzony ghul ruszył prosto na ciebie. Poderwałaś się i skoczyłaś na schody prowadzące go góry, ale ghul zdołał dosięgnąć cię nienaturalnie długim, wykrzywionym łapskiem, i zadrapał pazurami twoją tylną łapę. Wbiegłaś po schodach szukając drogi ucieczki. Zaintrygowany hałasem gnom, właściciel warsztatu, zajrzał na schody i zbladł.
- Co to jest?! Zabijcie to!!! – wrzasnął w histerii. – Wyrzućcie to z mojego warsztatu!!! – podchmielony gnom chwycił młotek który miał akurat pod ręką i zaczął nim bojowo wymachiwać, raczej w samoobronie jednak. – Ratunku, straż!!! Po moim warsztacie biega jakieś cholerne paskudztwo!!!

Ryo 25-05-2011 22:27

[media]http://www.youtube.com/watch?v=rP2zA3lZk9Y[/media]

Cóż, mogła mieć kota zamiast papugi. Bynajmniej jednak papuga miała w siebie wbudowany alarm przeciw włamywaczom i... mordercom?
Papuga VS Kot:
<piwo> : 0
Dlatego papuga była lepsza od kota.

Znajdując się jeszcze w stanie między alfa, a beta, Magini przetoczyła się na bok, ratując swoją skórę od topora, który opadł z ogromną siłą, ostrzem do kołdry. Co gorsza, głowa lekko pobolewała od seansów spirytystycznych, co nie było bez znaczenia dla samopoczucia obecnie ciemnowłosej pani. Ostrze wdarło się w materiał, później oręże zostało uniesione do góry, czemu towarzyszył lot piórek z uszkodzonej kołdry.

- RAAA, szczury LĄDOWEEE, KRAAAAK!! - Roger (dobra papuga!) darł się wniebogłosy, okrążając pokój, a później korzystając z wyrwy w drzwiach, pozostawionej przez zabijakę, wyleciał z sypialni swojej właścicielki. Ptak wrzeszczał niesłychanie, tak, że nawet umarłego mógłby zbudzić. Ale wystarczyło to, że zbudził część gawiedzi, która spała w sąsiednich i nieco dalszych pokojach.

Cóż, niegrzeczna ta papuga. Za brutalne przerwanie snu pani R. ukarałaby pieszczocha tygodniowym szlabanem na pyszne owocki, a kazała mu żyć o chlebie, ziarnie i wodzie, ale w tym przypadku pierzasty przyjaciel uratował życie swej właścicielce. To kolejny argument przemawiający za tym, dlaczego warto posiadać papugę (zapiszcie to sobie: Papuga ma wbudowany budzik, alarm przeciw włamywaczom i mordercom, i zasilana jest na ziarno, owoce, warzywa oraz wodę.). Kot w najlepszym przypadku zwiałby stamtąd albo zajął się zjadaniem myszy, nie ostrzegając pani o nadchodzącym niebezpieczeństwie.

Papuga vs. Kot:
2x <piwo> : 0

Ale pozostał ten człowiek, który ośmielił zakłócić spokój Magini.
Głupi, marny człeczyna, którego krew Magini powinna teraz spijać... A nie, ten krok pozostawiła dla wampirów i zdesperowanych fanów niejakiego Ędwarda Ć.
Czarownica, wykonując śrubę, szybko porwała ze swojej torby amulety, które wręczył jej Ursuson. Pamiętała dokładniej, z którego wywołała zjawę, nawet czuła jej aurę. Musiała jeszcze wyminąć tego Pana Toporkiem Machającego (jak nie będąc orkiem nie dostać toporkiem?) i skupić się na czarze, który zamierzała posłać w napastnika.


Nie była Dirithem, nie zabijała ludzi dla własnych zachcianek i własnego widzimisie (?). Ale zdarzyło się jej przelać krew w imię obrony własnego życia i zdrowia. I najwyraźniej to magini pozostało do uczynienia. Tak, nawet uczynić krzywdę tej istocie. Ale kto kazał się tej, na eony legionów Chaosu, wpychać do pokoju R.?!

Spałeś?! Powstań! PowerThunder!
- Jeszcze nie ranek by mnie budzić, ale dobry moment na to, byś ty poszedł spać! Mightest spirits of Sheol, Pure Power of Everything and Nothingness - come and destroy 'im!
________
Czar: Thunder
Wniosek: Papuga jest lepsza od kota!

Bartosh 26-05-2011 01:47

Etos pracy musi być!

Ursuson powstał z klęczek, kończąc reperować kolejny karczemny taboret. Zmęczony Karczmarz pozostawił prawie pustą beczkę złocistego trunku. Prawie robi wielką różnicę. Wojownik zajęty skomplikowanymi czynnościami wychylał kufel za kuflem. Gdy stwierdził że napracował się dość, zebrał narzędzia oraz ekwipunek. Zajęło mu to cholernie dużo czasu, zwłaszcza że wszystko walało się po podłodze podwójnie. Podwójnie? Coś jest nie tak.

Wojownik chwiejnym krokiem zaczął obchodzić salę, sprawdzając drzwi i okna. Stan nieważkości, w jakim się znalazł, jak zwykle go rozczulił, toteż podchodząc do kolejnego z rzędu kaganka, celem zgaszenia go, zdobywał się nawet na kilka słów sympatii do wesołego ognika, który zaraz miał zostać zgładzony.

- Słu..hic..chaj ogniku kochany….ja cię bardzo przepraszam, ale jak cię nie zgaszę, to nie daj Królowo Matko, rozhulasz się na dobre….i ten tego…przepraszam, muszę… Hic!

Kolejny płomyczek eksterminowany. Kolejne punkty cennego doświadczenia wpływają na konto wojownika. Co za styl, co za pasja, co za kunszt!

Droga do pokoju była bardzo, bardzo długa.

„Który to cholera jasna pokoik był… ten nie… ten nie… obym tylko na ślicznotkę Maginię nie wpadł, bo mnie jeszcze usmaży jakimś pieruństwem. To…to na pewno musi być moja zacna komnata. Łóżeczko! Nadchodzę!”

Kilka kroków męczarni i miękkie posłanie pod twarzą. Coś uwierało go w bok. Broń, z którą nie lubił się rozstawać, powędrowała pod łóżko.

Mięciutkie posłanie, delikatna woń perfum, ciepło czyjegoś ciała…milutko. Jakiż cudowny sen…

Coś…niepokojącego!. Wojownik znał to uczucie aż za dobrze, gdyż często ratowało mu życie.

Znajomy głos odezwał się gdzieś w tle. Krew szumiała w uszach. Takie uczucie towarzyszyło mu tylko przed bitwą. Coś stało przy łożu. Ręka Ursuson zanurkowała pod łóżko. Dłoń chłonęła chłód metalu. Mięśnie grzbietu, nóg i ramion zadziałały równocześnie wyrzucając wojownika do przodu. Postać wyraźnie odznaczała się na tle oświetlonej księżycową poświatą izby. Nadziak przeciął powietrze, zmierzając w kierunku nóg postaci. W odpowiednim momencie wojownik chciał pociągnąć broń ku sobie, zahaczając szpikulcem przeciwnika. Jeśli się uda, jeszcze się taki nie znalazł, co po potężnym ciosie w kolano i podcięciu nie zwalił by się na ziemię jak długi.

one_worm 01-06-2011 11:47

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=qCRae5mRoRE[/MEDIA]

Drzewo szło sobie spokojnym, spacerowym krokiem w kierunku znacznie bliżej nieokreślonym. Po prostu...drzewo szło z mieszkańcem... z mieszczuchem... Może ktoś je zna, a może i nie? Ostatecznie cierpiał na zanik pamięci, a w mniemaniu drzewa, było to jak najbardziej niezębne, udzielić mu pomocy...

Drzewo szło ulicą razem z tym facetem i zapytało się kobiety
-Czy pani może zna tego faceta?-zapytało przyjaźnie drzewo
-AAAA To Durne Drzewo Mnie Napastuje!-wrzasnęła kobieta
-Nie ja...Atakuję, mnie Napastuję-Wyjaśnił, kobieta wrzeszczała jeszcze bardziej
-Nie, ja mam tak na imię...nieważne-Z westchnięciem odszedł od kobiety i ciągnął tego faceta ze sobą.

-Przepraszam, czy nie wie pan...?-Drzewo zapytało się jakiegoś starszego jegomościa
-Panie! Pewnie, że wiem! Wiem, że za moich czasów nie godziło się zaczepiać starszych! Wyście są zboczone jakieś!!!-wrzasnął dziadek
-Ale ja...
-Tak, ty! Ty zboczeńcu jeden z drugim!
-P...rzepraszam-powiedziało zgaszone drzewo

Szli dalej, wyjścia czy wyboru nie posiadali żadnego, po prostu szli przed siebie mijając kolejne uliczki...a nóż się trafi ktoś znajomy?
-A ty? Nic nie pamiętasz, prawda? Co dałeś temu przypalanemu elfowi?-Zapytało się drzewo... ale odpowiedzi nie było co się spodziewać...
-Ech...że też musisz cierpieć na amnestię...

eTo 02-06-2011 15:04

Zbudzony mroczny elf nie był zbyt zadowolony z pobudki. nie dośc że się nie wyspał to zaczynał mieć kaca i slyszał wszystko dużo lepiej niż powinien. Łącznie z wrzaskami papugi, oraz ogólnym rumorem świadczącym o dość sporym zamieszaniu w pokojach obok. Może i z początku nie chciał się w to mieszać, jednak doszedł do wniosku, że jak sam czegoś nie zrobi, to pewnie cała ta sprawa będzie trwała tylko dłużej. Westchnął tylko ze zrezygnowaniem po czym w prawej ręce uformował sztylet połączony z kastetem a potem otworzył zamek w drzwiach, które także otworzył z bardzo nie zadowoloną miną.
- No dobra.. Koniec z tym cyrkiem! - stwierdził z równym nie zadowoleniem rozglądając się za przyczyną całego zamieszania oraz mając baczne oko na postać siedzącą na podłodze, aby w razie czego być gotowym do odparcia ataku.

Postać siedząca na podłodze była młodzieńcem, nastolatkiem. Niezbyt bogatym sądząc po prostym stroju. Chyba służący. Kiedy otworzyłeś drzwi spojrzał na ciebie z rozbrajającą obojętnością. Ot, siedział sobie na podłodze, z toporkiem drwala w łapie.

W Pokoju magini papuga darła paszczę. Znaczy dziób.

Na piętro wdrapał się kolejny... gość karczmy...? Poruszał się jak mocno zalany, a w łapie trzymał widelec. Ot, zwykły, długi, drewniany widelec.
- Ummmwrrr... - stwierdził młodzieniec z toporkiem i podniósł się, ruszając w kierunku przybysza.
Tamten chwycił widelec niczym szpadę i ruszył na pana z toporkiem. Stałeś i gapiłeś się, tymczasem obaj panowie zbliżali się do siebie, wyprani z uczuć, obojętni na wszystko, z wyraźnym zamiarem pokrojenia siebie nawzajem...

Ku zaskoczeniu mrocznego elfa nie został zaatakowany tak jak przypuszczał i zamiast tego tylko przyglądał się nadal z niezadowoloną miną co się dzieje.. bo nawet na zaczynającym się kacu zauważył, że coś sie dzieje nie tak. Oczywiście poiza tym, że wszystko słyszy o jakiś ton głośniej dzięki swym rasowym umiejętnościom wspomaganym przez syndrom ranka następnego. Mimo chęci szybszego zakończenia tej całej awantury zamierzał poczekać chwilę na to co zrobią ludzie, których pewnie i tak trzeba będzie ubić bo jeśli nie ubiją się na wzajem, to pewnie zaatakują kogoś innego i tak będą się lać do rana.

Coś było zdecydowanie nie tak. Ludzie złapali za broń i rzucili się na siebie. Zdecydowanie nie były to zombi. Zdecydowanie byli to zwykli, szarzy ludzie, jakich pełno na ulicy, tyle, że złapali za broń i rzucili się na siebie nawzajem, wydając jakieś pierwotne okrzyki, pomruki i nieprzytomne dźwięki. Zdecydowanie nie byli na tyle pijani, by zachowywać się aż tak nieprzytomnie.
Młodzieniec z toporkem przywalił kolesiowi z widelcem, z góry, w prawy bark. Mężczyzna z widelcem pod wpływem uderzenia potoczył się w dół po schodach i wiercił się na podłodze, wydając niezrozumiałe pomruki. Toporek został mu w ciele, więc młodzieniec który zadał cios z zagubieniem rozglądał się po podłodze, gdzie też jego broń sobie poszła. Zdecydowanie, coś było bardzo nie tak z tymi ludźmi...

Nie mniej jednak razem z cierpliwością drowa, skończył się też czas na przyglądanie całej sytuacji i przyszedł moment w którym należałoby coś w końcu z tym fantem zrobić. Mimo, że młodzieniec nie wyglądał na takiego co wie co się wokół niego dzieje, to Dirith podchodził do niego spokojnie i w miarę ostrożnie, żeby nie dać się jakoś zaskoczyć jednak nie liczył całkowicie na to, że znowu zostanie zignorowany. Co prawda taki miał plan A, że młodzieniec go zignoruje i będzie mógł go sobie spokojnie pochlastać, lub wykończyć jednym sprawnym dźgnięciem w serce lub nerki jeśli przeciwnik stałby odwrócony do niego tyłem. Jeśli jednak młodzik okazałby się bardziej spostrzegawczy niż wcześniej i zaatakowałby, wtedy mroczny elf zamierza zejść mu z drogi przed odwrócenie się bokiem i zepchnięcie w bok lewą ręką prawdopodobnych ciosów jakie mógłby przewidzieć oraz szybkie wykończenie celnym ciosem również w serce lub inny punkt życiowy pozwalający na szybkie ubicie ofiary.

Kejsi2 03-06-2011 18:52

Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Ghul połknął przynętę, ale drużyna jakby zasnęła na stojąco. Nikt nie zareagował na pojawienie się potwora, czyżby aż tak zamurowało ich na widok umarlaka!? Kiti początkowo była dobrej myśli i z wiarą w swe możliwości skoczyła do ataku. Skutek był jak zwykle ten sam, oberwała. Przyjęła do wiadomości że kleryk nie jest dobry na pierwszej lini ognia i rzuciła się na drugą linię, do ucieczki. Po drodze napotkała gnoma. Wymachiwał młotkiem i wydzierał się. Był kompletnie zalany. Kiti przestraszyła się, że ghul rozedrze go na strzępy. Nikt z drużyny bowiem nie reagował a ghul wylazł Za nią na schody!

Bała się że ghul może wyrządzić gnomowi krzywdę. W końcu wilki i gnomy od niepamiętnych czasów żyły raczej w zgodzie...
http://attachments.conceptart.org/fo...8&d=1294170584

Kiti była większa od gnoma i wpadła na pewien błyskawiczny pomysł...
http://www.shadowclan.org/worldofwar.../wolf_dire.jpg

Z rozpędu zarzuciła sobie gnoma na grzbiet i po chwili gnała na przód z pasażerem...
http://farm4.static.flickr.com/3052/...d2da114a66.jpg

Wiadomo było jak biedny gnom mógł skończyć...
http://farm3.static.flickr.com/2536/...f6f3251000.jpg

Ale epickość całej sceny była tego warta.
http://cghub.com/forum/attachment.ph...d=12917781 60

Zatem Kiti z gnomem na grzbiecie wybiegła z warsztatu. Jeśli towarzysze zaczną w kocu walczyć zostawi gnoma w bezpiecznym miejscu i zawróci by ich wspierać. Jeśli nie, a ghul ciągle podąża za nią, pobiegnie prosto do karczmy. Gdzie jest drow zabójca kiedy go potrzebujesz!?:bidny:

Almena 05-06-2011 12:25

Silversting wszedł do komnaty, strażnicy zamknęli za nim drzwi. Pan zamku stał przy oknie z jakimś welinem w ręku.
- O co chodzi, Panie? – ukłonił się Silvestring.
Król westchnął ciężko.
- Sytuacja jest ciężka. Dostałem list z miasta Tervinter. Żaden statek z ich portu nie wypłynie na te przeklęte wody – uderzył welinem o okno. – Mówią, że grasuje na nich Kraken.
- Kraken? – Silversting mistrzowsko udał zgrozę i zdumienie.
- Bestia jest nie do opanowania. Nie ma nawet floty, która mogłaby ją ubić westchnął król.
- Rozumiem, z eto oznacza, iż posiłki z Tervinter nie przybędą?
- Przyjacielu, nie wiem co robić... – wyznał.
Silversting kontemplował dłuższą chwilę.
- Po wsiach mnożą się potwory – szepnął. – Ta ziemia jest przeklęta, panie. Rodzą się tu chimery i spaczeńcy. Ludzie mówią o nieumarłych chodzących nocami po urwiskach, znajdują splugawione, nieziemskie istoty, martwe, pod swoim progiem. Żołnierze i strażnicy giną, nie ma ich kto zastąpić. Niedługo nie będziemy mieli jak się bronić przed zwykłymi ulicznymi zbójami.
- Co radzisz? – szepnął z bólem. – Skąd biorą się te istoty?!
- Ta ziemia jest przeklęta – powtórzył Silversting. – Żaden człowiek z orężem w dłoni nie powstrzyma tej klątwy, panie. Jesteśmy na nią zdani, zostaliśmy z nią sami. Obawiałem się, że do tego dojdzie. Przygotowywałem się na to.
Król spojrzał na niego chłodno.
- Jeśli pozwolisz mi kontynuować badania, już wkrótce mogę znaleźć lek na nasze problemy – zapewnił Silversting. – Klątwa atakuje żywe istoty, przemieniając je w pokraczne, animowane ciała. Mogę zapewnić tej ziemi armię nie-ożywionych istot, których mroczne siły nie będą w sanie skazić!
- Silversting... wiesz, jakie jest moje zdanie na ten temat...
- I nie zmienisz go? – mag zmrużył oczy. – Będziesz wysyłał kolejnych i kolejnych strażników, aż wyślesz ostatniego? A co potem? Będziesz wysyłał chłopów z kosami?
Król westchnął ciężko.
- Zastanowię się...
- Dziękuję – skłonił się. – Oby nie za późno...
* * *
Silvesting wrócił do swojej wieży. Rozmowa z władcą zamku podniosła go na duchu. Gdyby mógł kontynuować badania legalnie, szło by mu znacznie szybciej i łatwiej pozyskiwałby materiały. Spojrzał na kartkę na biurku, zapisaną drowim pismem. Był dobrej myśli. Tego dnia stworzy kolejną chimerę. Ale ta będzie inna...
* * *

Magini;
„Spałeś?! Powstań! PowerThunder!”

Pomimo zaspania i półprzytomności zebrałaś magiczną energię na czar. I wypaliłaś w kierunku napastniczki z toporem. Pokojem wstrząsnęła fala wybuchowa, jasny błysk eksplodował w ciemności i usłyszałaś jak siła uderzenia odrzuca mniejsze meble.
Kiedy było po wszystkim, w zdemolowanym pokoju, na podłodze, ujrzałaś zmasakrowaną czarem, lezącą nieruchomo na ziemi, nastolatkę w sukience. Obok niej leżał topór.

Ursuson;
Wymachiwałeś w ciemności nadziakiem. Nadziak był dzisiaj jakiś niesforny. Latał w tę i we tę jak chciał. A mówiłeś mu, żeby tyle nie pił! W końcu uderzył o coś i rzucił tym o ścianę – krzesło!
Poczułeś jak toporek drwala uderza o twój prawy bok. Uderzenie było niewprawne, ale zabolało. Pomacałeś ranę, krwawiłeś, ale nie było tak źle jak się spodziewałeś. Napastnik stojący obok wywijał toporkiem, sapiąc wściekle.
- IIIIIIIIIIIIIIIiiiiiiiiii!!! Aaaaaaaaaah! – wrzasnął w histerii kobiecy głosik.
Ktoś zwalił się z łóżka na podłogę i piszcząc, popłakując schował się pod wyro.

Drzewo;
Napotykani ludzie stwierdzali, że nie znają pana mieszczanina, lub że jest to „Pierwszy Mag”. Wszyscy usuwali się szybko przed chodzącym drzewem. W nocnej ciszy usłyszeliście jakieś krzyki dochodzące z knajpy. Budynkiem wstrząsnął magiczny wybuch, jakaś kobieta krzyczała... Ludzie pozapalali światła w oknach, niektórzy wyglądali przez okna w kierunku karczmy. Coś się tam działo!

Dirith;

Pokraki były co najmniej dziwaczne. I drażniące. Zamierzyłeś się na jednego z młodzieńców... Ale chybiłeś! Zaatakowany niezbyt błyskotliwie czy pospiesznie, odwrócił się półprzytomnie ku tobie, mamrocząc coś. Nawet nie patrzył na ciebie, tylko gdzieś w podłogę. Podniósł gołą pięść do ciosu, ale jakaś niewidzialna siła targnęła nim! Padł na podłogę, miotając się niczym w padaczce! Po chwili znieruchomiał, jęcząc. Nieprzytomnie rozejrzał się, spojrzał na ciebie i wybałuszył oczy. Zaczął wrzeszczeć w niebogłosy, poderwał się i zbiegł w panice ze schodów. Zatrzymał się przy ich koncu, na widok rannego mężczyzny na ziemi, i w większej jeszcze histerii rzucił się do drzwi.
- Na pomoc!!! – skomlał. – Straaaaż!!!
Wybiegł na zewnątrz. W pokoju magini coś się działo – widziałeś to przez otwarte drzwi. Pokój zdemolowany, jakaś panienka z toporem leży na ziemi...
Do knajpy wpadło dwóch strażników z mieczami i pochodniami w łapach. Rozejrzeli się, podbiegli do rannego mężczyzny. Spojrzeli na ciebie i zastygli na moment w bezruchu.
- Co tu się stało?! – zapytał groźnie jeden za strażników, wchodząc na górę. – Nie stawiaj oporu, łapy z dala od broni! Mów, co tu się stało?!
Drugi strażnik tez zaczął wchodzić po schodach.

Magini;

Usłyszałaś jakieś glosy na korytarzu. Za moment w drzwiach pojawił się strażnik miejski, z pochodnią i mieczem. Spojrzał na pokój, leżącą nastolatkę i papugę fruwającą pod sufitem.
- Nie ruszać się!....
Z sąsiedniego pokoju dobiegł rumor i płaczliwy wrzask jakiejś kobiety.
- Nie ruszać się stąd! – nakazał znów strażnik, z mieczem w pogotowiu skradając się pod tamte drzwi.

Kiti;

Z gnomem na grzbiecie wybiegłaś an ulicę. Gnom darł się i protestował. Kiedy za którymś razem obejrzałaś się, ghula nie było za wami. Nie wiesz, czy wyszedł za wami na ulicę.
Kiedy zbliżałaś się do karczmy, zwolniłaś. Usłyszałaś wybuch. Z knajpy wybiegł jakiś młodzieniec, chyba sługa. Uciekał, jakby go gonił drow.
- Na pomoc, straż!!! Zabójcy!!! – wrzeszczał.

Ryo 07-06-2011 11:43

Rozległy się huki, wrzaski i cała karczma stanęła na nogi. Jakby nastolatka z toporem w ręce nie wystarczyła na zakłócenie spoczynku pani czarnoksiężnik.
Dodatkowo jakaś latająca puszka... ach, straż. On także nie był potrzebny na tą noc. Nie przyszedł najwyraźniej z przyjaznymi zamiarami, o czym świadczył miecz w jego ręce.

Magini nie zważając na obecność stróża sięgnęła po amulet, w którym uwięziła niebiańsko piękną zjawę. Duszyczka natychmiast została od niego uwolniona.
Pozostała jeszcze kwestia przybyłego człowieka oraz bólu głowy, który dokuczał czarodziejce. Po co ona miała z nim iść, skoro nie przypominała sobie, żeby otrzymała od niego zaproszenie na jakąś libację? A o tej porze nawet nieludzie woleli się przespać i solidnie odpocząć po męczącym dniu, gdyż była noc, a nie łazić po posterunkach czy tam komisariatach.
- Nie ruszam się na razie - rzekła zimnym głosem. - Ale obawiam się, że nie dajecie mi wyboru - w lewej dłoni R. gromadziła się błyskawica. - Nie mogę pójść z wami.

Roger natomiast po paru rundach w pokoju wylądował awaryjnie na głowę stróża i zaczął chrumkać jak prosiaczek. Przy okazji narobił mu brzydko na głowę, po czym ze skrzeczeniem odleciał na karnisz i się napuszył.
- Sssczury LĄDOWE, AAAR! - wrzasnął i zaczął sobie najzwyczajniej czyścić piórka.

Zjawa pojawiła się w pokoju z obojętną miną spoglądając na strażnika.
- Czarownica!!! - wrzasnął strażnik i zamachnął się mieczem na zjawę. - Precz, wiedźmo!!!
Wywijając ostrzem wparował do pokoju, szarżując na zjawę, która podparta pod bok, z obojętnym uśmieszkiem spojrzała na niego.

- Precz mi stąd, łachudro, jest cisza nocna! Drzecie się jak stare gacie, a ludzie chcą spać! - huknęła na oponenta, w jej ręce zajaśniała oślepiająco błękitna kula, z której wydobywały się błyskawice. - This... is... PowerThundER!!
Czar poszedł w ruch!

_____________________
Czar: Oszołomienie.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:19.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172