lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   A Może By Tak...?? (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/9866-a-moze-by-tak.html)

Almena 19-04-2015 19:52

Dirith;
Po paru wskazówkach pożegnałeś się ładnie z kolegami. Izzatlab'orvir był przez chwilę zaskoczony wyglądał jak przestraszone dziecko, które zgubiło mamę w sklepie. Venorik z kolei wyglądał na zadowolonego choć oczywiście próbował pozostać obojętnym. To mogło oznaczać kłopoty...
- Dobrze zatem – mruknął Venorik. – Cieszę się, że osiągnąłem swój cel i wydostałem się z Podmroku. Więcej nie potrzebuję. Dziękuję za wsparcie w całym procesie.
Po chwili zaczął znów swoją, jakże urokliwą, przemianę w chimerę-nietoperza.
ASWANG by totmoartsstudio2 on DeviantArt
Załopotał skrzydłami i po chwili zniknął ponad koronami drzew. Izzatlab'orvir gapił się jeszcze chwilę na was, ale najwyraźniej czuł się jakoś nieswojo.
- Żegnajcie zatem – wystękał tylko, obrócił się i ruszył w las, nie do miasta.

Kiti rozmawiała tymczasem z kimś z chaty. Po chwili jednak przybiegła do ciebie i nie wyjaśniając za bardzo co tam się wydarzyło, stwierdziła że możecie ruszać do miasta.

Miasto było spore. Co ciekawe, strażnicy przy bramie pomimo lekkiego zdziwienia, zdawali się nie reagować na widok drowa tradycyjnymi widłami i pochodniami. Widok wilka też średnio ich zdziwił. Nawet nie zaczepili was w bramie. Po prostu weszliście.

Miasto miało dużo brukowanych uliczek, obudowanych ściśle domami. Wydawało się że nie ucierpiało jakoś szczególnie podczas szalejącej niedawno burzy. Ludzie byli zajęci swoim życiem.

- O mój boże, dalej! – westchnęła zniecierpliwiona kobieta.
Jakże intrygująca kobieta!
snow woman by 0BO on DeviantArt
- Ile to będzie trwać?! Gdzie ten stary cap się podział?...
Westchnęła znów. Obok niej podskakiwał mały, zniecierpliwiony goblin, wymachując jakąś flaszką.
another golbin by 0BO on DeviantArt
- Ohhhh tak, dobrze, idź już – kobieta w kocu machnęła na niego ręką.
Goblin mamrocząc coś pod nosem ruszył swym pokracznym krokiem uliczką, kobieta westchnęła znów i dalej najwyraźniej czekała na kogoś.

Ktoś was obserwuje. Jakaś młoda, urocza pani, rozłożona na blacie jednego ze stołów przed tutejszą karczmą nieopodal.
Companions - Seoni by Akeiron on DeviantArt
Przy stoliku na którym leży siedzi jakiś koleś i próbuje klepać ją ręką po tyłku, ale jest upity i klepie ją w plecy lub trafia w stół.
Nieopodal przed karczmą krąży jeszcze bardziej upity dwarf, który wykrzykuje coś radośnie i podśpiewuje sobie głośno.
Party Dwarf by capprotti on DeviantArt

Tawerna na pierwszy rzut poza tymi drobnymi szczegółami wygląda całkiem standardowo.
Tavern by anotherwanderer on DeviantArt

Hmmm... Jakiś druid, kapłan może...?
Intelligent Animal by Akeiron on DeviantArt
Hmmm...
Iconic mage and familiar by Critical-Dean on DeviantArt
Jakaś moda na laski i ptaszyska panuje najwyraźniej w tym mieście...

Ulicą obok przejeżdża bardzo nietypowy jeździec... na bardzo nietypowym wierzchowcu...
Bard on Llama by Akeiron on DeviantArt
- O nie, znowu on! – wściekł się kowal, gdy jeździec zbliżał się w jego kierunku.
the Blacksmith by thomaswievegg on DeviantArt
Od kowala na ulicę wybiegł bardzo wkurzony kowal numer dwa.
Dwarf Blacksmith by michelefrigo on DeviantArt
- Spieprzaj dziadu!!! – zaczął wykrzykiwać i wymachiwać dłonią przed lamą, która zatrzymała się nieopodal i kwiknęła po swojemu. – Mam ciebie po dziurki w nosie, wynocha z tej ulicy!
- Phi, po dziurki w nosie to u ciebie niezbyt wysoko... – burknął złośliwie jeździec.
Zawrócił jednak kiedy kowal zrobił krok w jego kierunku.

Co do gildii zabójców, kręcił się po okolicy taki jeden podejrzany...
Thug Leader portrait by RogierB on DeviantArt

Ogólnie wesołe miasto...

eTo 29-04-2015 04:51

Koledzy ładnie odeszli po stanowczym pożegnaniu. Jeden co prawda przez chwilę zaczął się ociągać, jednak na jego szczęście nie stawiał się i też odszedł. Przyszedł czas na dalszą drogę do miasta i próbę wejścia do niego. Jak się okazało straż prawie nie zareagowała na drowa. Byli tylko lekko zdziwieni, ale nawet się nie ruszyli ze swoich stanowisk i tylko odprowadzili Diritha i Kiti wzrokiem. Jakby elf powiedział, że nie był zaskoczony postawą straży to by skłamał, bo oczekiwał rutynowej kontroli jak to w większości przypadków.
Wszystko jednak wyjaśniło się, kiedy szedł wgłąb miasta i obejrzał sobie ludzi i nieludzi przebywających w mieście. Na standardowych mieszczan-kupców-rzemieślników nie wyglądali. Przez moment likantrop poczuł się jak w mieście z piątego wymiaru, gdzie zwykłych mieszkańców nie było. Wszyscy dobrze uzbrojeni, jak nie wojownicy to magowie, klerycy i ogólnie przedstawiciele profesji potrafiących zadbać o siebie. Rzemieślnicy i kupcy obstawieni obronnymi golemami. Tych ostatnich przy kowalach i sklepach brakowało a i atmosfera była jakby mniej "nieprzyjazna". W piątym wymiarze każdy uważał na każdego żeby nie dać się zaskoczyć jakiejś grupie lub przez kogoś szukającego łatwej okazji do zdobycia duszy. Tutaj na pierwszy rzut oka nie dało się wyczuć takich podejrzeń ani zwartych grup trzymających się razem żeby było bezpieczniej.
- No, no... miasto prawie jak w piątym wymiarze. - stwierdził pod nosem, ale tak żeby Kiti mogła go usłyszeć. - Lepiej miej się na baczności, kto wie jak mogą się potoczyć sprawy, tym bardziej z uwagi na to całe promieniowanie. - ostrzegł rzucając okiem na wilczycę i rozejrzał się po okolicy szczególną uwagę zwracając na tego podejrzanego typka jakiego zauważył. Miał cichą nadzieję, że wyda mu się również podejrzany i będzie przynajmniej przez jakiś czas obserwowany aby stwierdzić co to za typ właśnie się pojawił i czego tu szuka...
- To zobaczymy czy to faktycznie piąty wymiar i załatwia się tu sprawy jak na grupy KOS przystało, czy to tylko zgraja mięczaków. - powiedział już bardziej do siebie niż do kogoś w szczególności i zaczął kierować kroki w stronę jednego z kowali.

- Potrzebuje dorobić pochwę do tego sejmitara. - powiedział dość stanowczo odczepiając Hell Light obiema rękami jednocześnie zasłaniając ruchy jakie miał do wykonania Tusiącem Ostrzy. Wyglądało to niezbyt praktycznie, ale nie przejmował się tym. Kogo uda się tym oszukać tego uda, a na tych, którzy wiedzą lepiej trzeba będzie uważać nieco bardziej. Po odpięciu pokazał go rzemieślnikowi. - Na wczoraj. Potrzebujesz jakieś wymiary do pracy? - zapytał zamierzając położyć miecz na jakimś blacie i odrysować ostrze sejmitara sztyletem.

Kowal zaczął cię obserwować podejrzliwie od momentu gdy wkroczyłeś w uliczkę. Zmierzył cię od stóp do głów kiedy ni stąd ni zowąd wyjechałeś ze zleceniem. Kowal dłuższą chwilę zerkał to na sejmitar to na ciebie, zupełnie go zatkało.
- Hmmmm... ymmmh... hmmm... - wymamrotał ponuro. - Nooo... no tak, tak... Hmmmm... Cóż! - podparł się w końcu pod boki. - No tak, tak, da się zrobić, jasne, nawet na dziś, nawet na wczoraj, ale to będzie kosztowało... - zerknął na ciebie podejrzliwie.
Kobieta na stoliku przyglądała ci się nader uporczywie.

Nie zwracając uwagę na kobietę zdecydował się na zostawienie wymiarów do pracy. Tym bardziej, że kowal zdawał sie nieco zacinać i zatykać. Wyjął więc sztylet i po wbiciu go w blat zaczął ryć w nim linię obrysowującą ostrze miecza. Sztylet należał do tych ostrych więc zostawiał piękną rysę po pewnym ruchu jaki wykonywał.
- No, to tak żeby pasowała i jak wrócę po nią to żeby była. Nie musi być jakoś szczególnie zdobiona, ma być i działać. - rzucił chowając sztylet i dopinając Hell Light na swoje miejsce w sposób jaki go dobył. - O złoto się nie martw, jak wrócę do dostaniesz odpowiednią zapłatę. - dodał na odchodnym i skierował swoje kroki w stronę podejrzanego typka.
Kobietę ignorował nadal. Może i kurtyzana mogła być dobrym źródłem informacji, w końcu klienci takich często nie przejmują się nimi i mielą ozorami jak popadnie nie zważając na to, że uszy jednak ma i może komuś powtórzyć co słyszała. Jedna pewnie dużo nie pomoże, a dla gildii zbierać informacje może kilka nie wspominając o żebrakach czy innych typkach handlującymi informacjami.

Dlatego zbliżając się do niego zastanowił się jak do sprawy podejść. Wciągnąć go siłą w jakąś boczną alejkę za bardzo nie miał jak jeśli chciał mieć szanse na dogadanie się, a bawić w kilkudniowe podchody nie zamierzał. Trzeba było więc spróbować bardziej bezpośrednio.
- Ty. - powiedział przechodząc obok i wbijając wzrok w osobnika tak aby nie miał wątpliwości że do niego mowa. - Choć ze mną, mam jeden interes z gildią. - rzucił lekko zwalniając i kierując sie w stronę najbliższego zaułka. Pomysł może nie najlepszy bo mogą w nim być koledzy podejrzanego typka, jednak działając w ten sposób dawał do zrozumienia, że nie boi się ewentualnych problemów. A zachowywał się na tyle beztrosko, że mógł sprawiać wrażenie kogoś kto z ewentualnymi problemami poradzi sobie dłubiąc jedną ręką w nosie. Pół prawdy w tym było, pewnie po przemianie w tygrysołaka dużych problemów by nie miał. Może tylko z wyłapaniem wszystkich jak zaczęliby uciekać bo z reguły oprych odważnie atakujące ludzi i im podobnych a bestie raczej się nie rzucają.
Po kilku krokach obejrzał się za siebie sprawdzając czy przykuł uwagę osobnika i idzie za nim. Jeśli nie, to trzeba będzie jednak go do tej uliczki wepchnąć. Kiedy już był w jej głębi z dala od postronnych uszu (z pominięciem uszy ewentualnej obstawy typka na którą nie mógł za bardzo nic poradzić) przystanął i przeszedł do rzeczy.
- Potrzebuję dostępu do siatki informacyjnej gildii zabójców, albo złodziei jak nie ma tu tej pierwszej. Szukam jednego osobnika i nie mam czasu na zbędne podchody i pierdoły. Jesteście w stanie pomóc koledze po fachu? - powiedział cały czas oceniając reakcję człowieka i mając się na baczności na możliwość ewentualnego ataku jakby osobnik stwierdził, że nie zamierza mu pomóc tylko dać nauczkę za zbyt bezpośrednie podejście do tematu.

Kejsi2 03-05-2015 19:18

Kiti miała dużo roboty w mieście. Póki co jednak miała duży problem, promieniowanie Hell Light już dawało się jej we znaki! Wolała nie czekać aż to się rozwinie i rozwiązać problem w zarodku. Kiedy Dirith wybrał się do kowala, postanowiła na moment udać się jeszcze na stronę i dokonać dzieła w ciemnym zaułku uważając na dotychczasowych bywalców takich zaułków. Verion doradzał jej śpiewanie i Kiti znała jak każdy kleryk trochę pieśni heretyków, chociażby po to żeby wiedzieć co tępić. Za radą Veriona postanowiła wykonać starożytną pogańską pieśń, żeby pocieszyć Hell Light i pozbyć się swojego problemu. Verion mówił żeby wykonała pieśń najlepiej przed mieszkańcami miasta, ale nie powiedział przed iloma ani nie powiedział że oni muszą wiedzieć że ona to ona. Dlatego znalazła przy śmietnisku stare porwane szmaty i zawinęła się w nie jak w kokon żeby nie było jej widać. Następnie poszukała odpowiedniego odbiorcy swoich wyczynów. JEST JEST JEST! Był nawet bardzo religijny! Idealnie!

https://www.youtube.com/watch?v=qqRXAKuPz6A

W końcu pan usiadł i był gotowy wysłuchać jej pieśni.



Pijak zauważył, jak wielki poruszający się kokon szmat pełznie w jego kierunku.
- Święty boże!!! – wyjąkał. – Ja pierniczę!!!
- Przepraszam – Kiti wymamrotała grubym głosem. – Pozwól proszę że coś ci zaśpiewam. Naprawdę muszę. Przepraszam.
- Wszystkie kary na mnie idą!!!
Rozejrzała się wokół. To tylko dla ludzi o mocnych nerwach!:rip:
https://www.youtube.com/watch?v=Ema_lO-tuCM

Almena 07-05-2015 21:31

Dirith;
- Hmmmmh... – kowal nie zdążył za bardzo się potargować, ale wyglądało na to, że przyjął zlecenie.
Nie ma to jak tzw. bezpośrednie podejście. Jak mawia pewien drow, „po co pytać kogoś czy można poczęstować się ciasteczkiem, skoro można go zabić, zjeść jego ciasteczka, ukraść jego samochód i przepić jego kasę?”. Jak mawiają elfy, drowy pewnych rzeczy po prostu nie rozumieją. Na szczęście większość ogarniętych ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że drowy pewnych rzeczy po prostu nie rozumieją i że lepiej rzucić w drowa ciastkiem i uciec zanim drow wpadnie w ogóle na to, że jest głodny i chce ciasteczko.
Podejrzany typek przyjął taką właśnie wersję na widok drowa zmierzającego w jego kierunku. Drowa, który jest w mieście od 5 minut, a już zdążył porysować kowalowi blat sztyletem i nawet nie targował się z nim. Interes z gildią?
Podejrzany typek bez słowa ruszył za tobą. Więc jest w gildii. Jakiejś na pewno. Nie wygląda na kolesia z gildii „kółko różańcowe” ani gildii „klub książki i fani Zmierzchu” czy gildii „moje małe kucyki”.
- Potrzebuję dostępu do siatki informacyjnej gildii zabójców, albo złodziei jak nie ma tu tej pierwszej.
Koleś uniósł lekko jedną brew, słuchając cię, i uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem.
- Szukam jednego osobnika i nie mam czasu na zbędne podchody i pierdoły. Jesteście w stanie pomóc koledze po fachu?
- Kolega po fachu, co? – mruknął z rozbawieniem, ale było to prawdziwe rozbawienie, nie kpina czy złośliwa drwina.
Chyba trochę mu nawet ulżyło, spodziewał się najwyraźniej trochę innego obrotu sprawy.
- W sumie czemu nie... – zadziwiająco gładko poszło! – Udaj się do katedry, poszukaj Bibliotekarza. On zdecyduje.
Ok... Zawsze jakiś start. Łatwo poszło. Huh...?
Kiti się gdzieś szlaja. Z jakimś bezdomnym pijakiem. Chyba go leczy. Tylko, dlaczego do cholery, jest zawinięta w jakieś szmaty i udaje wielki łażący kokon...? Cóż, bywało dziwniej...
Tymczasem twój rozmówca nie był skory do dalszej rozmowy. Zdawało się że pora szukać Bibliotekarza. Katedrę znaleźć raczej łatwo...
http://www.travelin.pl/galeria/katedra-w-lincoln1.jpg
* * *
Ok., jest katedra. Teraz Bibliotekarz... Po zajrzeniu do katedry i chwilowym dyskretnym zwiedzaniu jej, zauważasz kogoś szwendającego się nieopodal i zajętego swoją robotą. Jakiś mnich. Jesteście sami w nawie głównej.
Librarian by homoseptimus on DeviantArt
Mnich z lekkim zdumieniem zerka na ciebie spode łba. Kiedy jednak zauważa że patrzysz w jego kierunku, spuszcza wzrok z powrotem nad zwoje w których sobie czegoś poszukuje. Stara się „nie zauważać ciebie” i „być niewidzialnym dla ciebie”. Hmmm gdzie oni tu trzymają księgi i zwoje...? Kręcisz się dyskretnie po katedrze.
- Biblioteka jest tam – wskazuje ci nagle mnich.
Oh...
- Pewnie nie przyszedłeś się pomodlić... – mruknął gorzko i odchrząknął. – Biblioteka jest tam...
No dobra... Udajesz się tam korytarzem na zwiady. A może to któryś z tych...?
Estudio by Shev14th on DeviantArt
- Przepraszamy, biblioteka chwilowo nieczynna – ni stąd ni zowąd jeden z mnichów rusza w twoim kierunku i zanim zdążyłeś zareagować, zatrzasnął ci przed nosem drzwi do biblioteki, mówiąc – Przenosimy dziś cenne zbiory, nie wypożyczamy dziś ksiąg, proszę przyjść jutro!
Co do...? Czy on nie wie, że drowy pewnych rzeczy po prostu nie rozumieją...?! Byłeś za daleko od drzwi, aby go powstrzymać, kiedy je zamknął. Co nie znaczy, że nie możesz tam podejść i ich otworzyć, ale... A Może By Tak...? Moment...! Twój instynkt zabójcy przesłał charakterystyczny dreszcz wzdłuż twojego kręgosłupa. Kątem oka zauważasz coś. Za oknami katedry. W ogrodzie katedry, kilkadziesiąt metrów od okna, coś się dzieje! Czy raczej – zaraz się wydarzy!
Assassinate by MariusBota on DeviantArt

eTo 19-05-2015 19:14

I z kowalem i z podejrzanym typkiem coś łatwo poszło. Aż za łatwo, w szczególności z tym drugim. Był wyraźnie rozbawiony takim obrotem spraw... widocznie jeśli był w fachu zabójcy to nigdy nie miał zlecenia na nie tylko wczoraj ale na przedwczoraj. Albo i jeszcze wcześniej, bo znalezienie sposobu na zabicie niemalże nieśmiertelnego smoka może potrwać dłużej niż chwilę. Chyba, że księgi z takowymi sposobami walają się po całym mieście i tylko Dirith o tym nie wie, ale to było raczej wątpliwe.
Nie mniej jednak udało się dostać kontakt z którąś z gildii z pod tej ciemniejszej gwiazdy. Drow skinął więc głową w podziękowaniu, rozejrzał się gdzie mogła się podziać wilczyca... i zdziwił się kiedy w uliczce na przeciwko ulicy z której wszedł zauważył jakiegoś pijaka oraz śnieżno biały ogon wystający z pod nie najczystszych łachmanów i szmat leżących obok. Dobra... teraz to na pewno jest z tą wilczycą coś podejrzanego. Tylko co? Tego nadal nie miał pojęcia. Na razie tak dla pewności poszedł dalej wgłąb uliczki i wyszedł jej drugim końcem szukając wspomnianej katedry.
Ciężka do znalezienia nie była, więc i to łatwo poszło. Po drodze dodatkowo mroczny elf wpadł na pomysł zerknięcia czy w tej bibliotece nie ma może jakiś ksiąg na temat tworzenia chimer. Skoro i tak czy siak iść do niej musi, to może upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu?
Kto wie. Ale mnich jakiego zauważył pewnie nie wiedział. Albo przynajmniej starał się jak mógł nie wiedzieć, choć to wychodziło mu sztucznie. W końcu kiedy Dirith miał się zdecydować na małe przesłuchanie go i uzyskanie aktualnego miejsca pobytu bibiltekarza sam się odezwał i skierował go w odpowiednie miejsce.
- Dzięki. - odpowiedział uśmiechając się lekko i po lekkim skinięciu głową ruszył we wskazanym kierunku.
Niestety będąc przed biblioteką dobra passa się skończyła i jakiś mnich musiał popsuć Dirithowi dobry humor zatrzaskując przed nim drzwi. Zwalniając kroku zaczął się zastanawiać jak mimo wszystko te drzwi otworzyć i dostać się dalej, jednak jego uwagę przykuło jedno z okien obok którego się znajdował. Może nie tyle samo okno, co bardziej to co za nim się działo w ogrodzie, gdzie kolega po fachu zamierzał właśnie dokonać dzieła.
Drow nie miał pojęcia kim był cel jednak zamierzał spróbować nieco pomieszać szyki koledze. Szybko sprawdził czy da się otworzyć okno, jeśli nie to sprawdził następne.
- Ej, ty!! - krzyknął kiedy udało mu się jakieś otworzyć jeśli zdążył przed atakiem. Dodatkowo nonszalancko położył dłoń na rękojeści sztyletu. Ot tak po prostu dlatego, że dłoni jest w tych okolicach wygodnie. Cel najprawdopodobniej nic sobie z tego gestu nie zrobi, ale zabójca już powinien odczytać groźbę w odpowiedni sposób. Wszak sztyletami da się rzucać. Nie wspominając o tym, że po tak donośnym zwróceniu uwagi większość ceniących siebie zabójców uznałoby okazję do zakończenia polowania za straconą i przeszłaby do ewakuacji aby uniknąć wykrycia przez cel bądź innych świadków. Większość, bo Dirith by się nie zatrzymał, ale to inna kwestia.
- Choć tu na chwilę, bo nie chce mi się krzyczeć na cały ogród a potrzebuję się o coś zapytać. - powiedział głośnym tonem żeby cel mógł go dosłyszeć i pokazał gestem dłoni aby się zbliżył.
Dalej wszystko zależało od tego co się stanie. Gdyby cel podszedł w stronę okna Dirith zamierzał wypytać go o to, gdzie można znaleźć jakiegoś bibliotekarza bo szuka pewnych ksiąg, a drzwi do biblioteki przed nim zatrzaśnięto. Jeśli jednak zabójca nie zostałby spłoszony, to za wiele zrobić by tak na prawdę nie mógł. Rzucać sztyletem nie zamierzał, bo jakby spudłował to mógłby już go nie znaleźć. Nie wspominając o tym, że przy takim dystansie tylko bardzo dobry nożownik mógłby trafić cel. Drowy z nożami radziły sobie znakomicie, ale akurat ten drow lepiej radził sobie sejmitarami a jeszcze lepiej własnymi pazurami. Aczkolwiek w tej sytuacji mógł dalej tylko liczyć na to, że cel nie był żadnym bibliotekarzem a tym bardziej nie tym którego szukał i pytanie o bibliotekarza zadać mnichowi z nawy głównej.

Kejsi2 31-05-2015 15:11

Nie żeby Kiti śpiewała szczególnie ładnie ani szczególnie brzydko, ale samo jej śpiewanie było dla pijaka lekkim szokiem. Trudno powiedzieć czy zrozumiał powagę sytuacji, kleryk Bieli śpiewający pieśni na cześć Chaosu. Tak czy siak kiedy Kiti skończyła, zaczął bić brawo. Kiedy skończył bić brawo, upadł i natychmiast zasnął. Kiti uznała występ za udany i zakończony sukcesem. Po chwili bowiem odczuła, że jej dolegliwości jakby słabną. Mimo to czuła się chyba gorzej niż przed chwilą. Czuła się skażona, skażona, skażona, fuj!!! Czuła potrzebę oczyszczenia się z tej herezji! Kiedy wróciła pod zakład kowala Diritha już nie było. W sumie potrzebowała chwili samotności, ciszy i zadumy, żeby wypłakać się po swoim niecnym czynie i obrzydliwej herezji. Miała wrażenie że już wszyscy wiedzą i już wszystkie elfy w okolicy ją obgadują. Nie było chyba lepszego miejsca na oczyszczenie się niż katedra. Widziała wieże katedry więc to miasto miało katedrę! Nie myśląc wiele wyruszyła pospiesznie w tamtym kierunku oczywiście na początku zrzucając z siebie szmaty.

Almena 01-06-2015 19:37

Dirith;
Chyba pierwszy raz tak miło powitali cię w katedrze, bez pochodni i wideł. Z drugiej strony długo się gościnnością nie cieszyłeś; nie minęło pół godziny, a już zaczęli ci zatrzaskiwać drzwi przed nosem. Ech, klerycy i ich mroczne sekrety… Podobno nikt nie ma tak mrocznych sekretów jak klerycy. Postanowiłeś jednak skorzystać z okazji i przyjrzeć się księgom do których miałeś dostęp. Niestety większość z nich została za zatrzaśniętymi drzwiami, a pojedyncze księgi, które udało się znaleźć wokół, były ogólnodostępne dla zwiedzających i zawierały spisy modlitw i pieśni. Nic ciekawego, nic przydatnego. Niektóre pieśni mogłyby wywołać efekt wymiotowania tęczą. Podobno jeśli wystarczająco wiele razy każe się wiernym powtórzyć formułki z modlitwami i pieśniami, oni w pewnym momencie tracą orientację i nie są do końca świadomi sensu tego, co wygadują. I odwrotnie, jeśli spytać ich, czy naprawdę wierzą w to, co mówią, większość odpowie, że mówią to, ponieważ taki jest tekst pieśni, tradycyjny, utarty i tak po prostu brzmi ta pieśń. Więc po co śpiewają coś, z czym się nie zgadzają? Zresztą nieważne. W Podmroku też śpiewa się na cześć Loth, ale gdyby spytać drowa dlaczego śpiewa, odpowiedź będzie raczej oczywista; bo jak nie będę śpiewał, dostanę z bicza po… To ma sens. Blah, księgi z pieśniami. Niestety nic o chimerach. Zawsze była szansa, że coś się znajdzie. Może za zamkniętymi drzwiami. Póki co, jak na drowa, czułeś się całkiem sympatycznie przyjęty w mieście i katedrze. Nawet nikt cię nie obserwował jakoś specjalnie jawnie i perfidnie. Żaden kleryk nie udawał, że odkurza kolumny katedry akurat w twojej okolicy, nikt nie podlewał przypadkiem kwiatków z miejsca, z którego mógłby cię obserwować. Zabawne. Gdyby drow wszedł do katedry elfów Almanakh… gah, dobry kawał, taaaaak… gdyby drowowi przyszpili stopę do podłogi strzałami w progu katedry… No, może nie przesadzajmy. Gdyby ten drow był w towarzystwie elfa Almanakh, który poręczyłby za niego, gdyby zdał relację ze swojego życia, przyniósł swój życiorys na piśmie, z pieczęcią Almanakh „potwierdzam za zgodność”, gdyby uratował życie komuś ważnemu, a najlepiej samej Almanakh, pewnie mógłby wejść do katedry. Tak mówi pewna miejska legenda.

Katedra jak katedra. Podejrzani klerycy, kolumny, chłód, cisza, świeczniki, ołtarze, morderstwa w ogródku… Zabawne. Zauważyłeś pseudozabójcę w ogródku i jego prawdopodobnie przyszłą ofiarę. Sytuacja o tyle zabawna, iż równie dobrze mogłeś być szarym czcicielem miejscowego bóstwa, zwyczajnym mieszkańcem, który przyszedł zaznać łaski bożej. I jako taki mógłbyś bez trudu dostrzec całą sytuację w ogródku. Jaki amator! Być może tutaj zabójcy nie kłopoczą się sprawami takimi jak dyskrecja i atak z zaskoczenia czy „zróbmy to tak, żeby nikt nie wiedział”. Może jakaś nowa moda pt. „zróbmy to, YOLO! [strzela selfie w trakcie morderstwa]”. Istniała również opcja, że postronny świadek naoczny był koledze po fachu na rękę. Albo, że to jego tzw. pierwszy raz. Miałeś ochotę otworzyć okno i zawołać „robisz to źle!...”, ale zamiast tego otworzyłeś okno i zawołałeś coś innego. To, co wydarzyło się później, było mniej więcej do przewidzenia. Generalnie Verion by się uśmiał. Najwyraźniej ani cel, ani kolega zabójca nie spodziewali się, że nagle otworzy się okno i zobaczą w nim jakiegoś cholernie wytatuowanego drowa, który na dodatek ma do nich jakiś interes. Obaj panowie zatrzymali się jak wryci. Obaj w pierwszej chwili myśleli, że wołasz konkretnie do jednego z nich. Kolega zabójca zrobił się niemal blady jak ściana i wyraźnie jego mózg doznał nagłego „system error". Najpierw skamieniał, potem natychmiast schował broń i gwałtownie, bezszelestnie cofnął się jakby zamierzał uciekać, świadom jednak, że nie ma szans na ucieczkę. Schował więc broń i przyjął strategię „ja tu tylko kwiaty podlewam.” Udając w rozpaczy, że znalazł się w ogródku tylko przypadkiem, jako przechodni miłośnik flory. Cel, równie zszokowany mrocznym elfem z okienka, po chwili dopiero zajarzył, że coś tu jest nazbyt podejrzane i niewinnie zgrywając „pomyliłeś mnie z kimś”, rozejrzał się pokazowo, zupełnie przypadkiem odkrywając swojego towarzysza i doznając kolejnego szoku. Zastygł w bezruchu jakby też miał swoje za uszami i również przyjął postawę spacerowicza podziwiającego tylko kwiatki. Kolega zabójca nie miał w tej sytuacji zbyt wielu opcji, ale o dziwo starał się zachować zimną krew i udać, że od początku po prostu stał sobie i podziwiał kwiatki za okolicznym murkiem i drzewem, do tego jest absolutnie bezbronny i zupełnie nie interesował się swoim towarzystwem. Trudno powiedzieć, czy się udało, ponieważ obaj panowie mieli ciężki system error. Aby przerwać kłopotliwą ciszę, która nagle zapadła w ogródku, kolega zabójca jakby nigdy nic odkrzyknął do drowa z okienka:
- Czego znów chcesz?! – profesjonalnie zagrał wkurzonego i udręczonego miłośnika kwiatków, któremu ktoś przeszkadza podziwiać kwiatki. – Ani chwili spokoju nie ma! – warknął. – Mówiłem, że źle się czuję, czy nikt tutaj nie potrafi uszanować mojej chwili odpoczynku?! – warcząc pod nosem jakby nigdy nic ruszył w kierunku okna i drowa.
Niedoszły cel odprowadzał go wzrokiem, wielkimi jak talerze oczami, choć sztuczka uspokoiła go na tyle, że nie rzucił się do ucieczki. Stał, skamieniały, i obserwował. Kolega zabójca zmierzał do drowa z miną nie wróżącą ciepłego powitania.
- No co znowu?! – warknął, zatrzymując się w bezpiecznych kilku metrach przed oknem.
Cel rozejrzał się i dyskretnie, powoli, z wyraźnie rosnącą obawą o własne życie, zaczął się wycofywać tam gdzie wcześniej się kierował.

Kiti;
Miejmy nadzieję, że występ uliczny pójdzie w zapomnienie, choć podobno Chaos wszystko widzi. Nie zdziw się, jeśli dostaniesz podejrzane zaproszenie na jakąś imprezę, czy ucztę w Mgłach Chaosu. Podobno trudno znaleźć dobrego barda, śpiewającego zakazane pieśni. Szukałaś ratunku w katedrze. Powiedzmy, że znalazłaś. Pomijając, że ktoś nagle zaczął ci przeszkadzać w modlitewnym odprężeniu.
Na zdobieniach kolumny siedziała biała papużka. I majaczyła coś w dziwnym języku do ciebie. Wyglądała jakby czciła samego władcę piekieł swoim bełkotem.
https://www.youtube.com/watch?v=5UUjJysUMTw
Skąd papużka w katedrze? A tak, wiele ptaków latało po tym mieście. Jakby zastępowały psy, koty i inne zwierzaczki mieszkańcom. Co jednak ciekawe, papużka mamrotała w bardzo charakterystycznym języku. Hmmmm… Ktoś przecież musiał ją tego nauczyć, musiała to gdzieś usłyszeć.
O, Dirith! Dirith się odnalazł… O nie…
Dirith był ostatnio bardzo towarzyski. Kleryk Bieli zadawał się z pijakami ulicznymi, z podejrzanymi papużkami, a drow skrytobójca zawierał znajomości w katedrze. Tak poza tym oczywiście wszystko w porządku...
* * *
- Co do…?!
- Co to za mroczny elf, skąd on się do diabła wziął?!
- Może to test?
- Że co?!
- No wiecie, test.
- Test?!
- Hmmm no bo skąd niby wziąłby się tu drow?!
- Mówiłem, żebyś go stąd wyrzucił!
- Nie wiem nic o żadnym teście, ani nie wiedziałem nic o jakiejś robocie w ogrodzie katedry!
- To co teraz?
- A ten wilk? To jego wilk?
- Ten wilk to chimera albo ktoś transformowany w zwierzę. Ten wilk gada. Słyszałem jak się modlił.
- Aha…
- Podejrzewam wręcz, że to kleryk.
- Słucham?
- To kleryk. Modlił się jak kleryk.
- Ja tam nie zamierzam się w to teraz mieszać…
- Tego drowa tu nie było, zrozumiano? Gdyby ktoś pytał, byliśmy zajęci, drzwi były zamknięte, nikogo tu nie było, zrozumiano?!
* * *
Verion miał w zwyczaju pojawiać się w podejrzanych miejscach, w podejrzanych momentach. Kiedy teleportował się na miejsce, zobaczył w pewnej odległości przed sobą rozdziawioną smoczą paszczę, z której właśnie buchnęły kłęby czerwono-czarnego ognia. Verion chcąc, nie chcąc, stanął im na drodze i przyjął wybuch ognia na klatę. A kiedy ogień został rozwiany przez wiatr, Verion powolnym ruchem opuścił dłoń, a niematerialna, połyskująca fioletem tarcza zniknęła.
- Oh my, how rude! – skrzywił się lekko, ale uśmiechnął się po chwili.
Lewitował w powietrzu przed Timewalkerem, który wydał z siebie niski, niezadowolony pomruk. Po lewej w pewnej odległości bezgłośnie łopotała skrzydłami świetlista manifestacja Lavendera, po prawej zaś krążyły mniejsze smoki ze swoimi jeźdźcami.
- Oh! Jaki tu tłok! – Verion niewinnie podrapał się po głowie. – Nie co dzień jest okazja, żeby popodziwiać prawdziwych smoczych jeźdźców, i to elfy Almanakh we własnej oso… - urwał gwałtownie, sięgnął ręką za swoje plecy i wyrwał sobie elficką strzałę z tyłka. – Bardzo zabawne…
Gdzieś z grupki smoczych jeźdźców dało się słyszeć rozbawione prychnięcie.
- Sooooooo!;3 – Verion obrócił się znów twarzą do Timewalkera. – Rozumiem, że stęskniłeś się za znajomymi, ale czy nie miałeś przypadkiem jakiegoś zadania do wykonania, hmmm?;3
- Nikogo nie słucham i nie spełniam niczyich rozkazów!!! – ogłosił dumnie i zaciekle Timewalker.
- Oh my, i widzisz, w tej kwestii mamy nieco odmienne zdanie…
- Nie interesuje mnie twoje zdanie, demonie!!! – Timewalker zionął znów ogniem, znów płomienie rozproszyły się na fioletowawej osłonie.
- Oh my, po co te nerwy?;3 Oboje dobrze wiemy, że ktoś Taki Jak Ty ma lepsze zajęcia, niż uganianie się za tymi… - przerwał znów i krzywiąc się smutnie, wyrwał sobie z tyłka kolejną elficką strzałę. – Sam widzisz, o czym mówię… ;3
- W istocie, chyba trafiłeś do złego towarzystwa… - mruknął z rozbawieniem Lavender.
Verion przewrócił pokazowo oczami.
- Oh, so now you`re gonna talk? – prychnął demon. – Nie widzisz, że jestem zajęty, rozmawiam ze swoim ziomkiem?
- Chyba nieszczególnie cię lubi….
- Ohhh, może ciebie lubi bardziej? – dramatyzował Verion. – Sądziłem, że jeśli cię zabiję, zrozumiesz, że nie jesteś mile widziany w moim towarzystwie!
Lavender jakimś cudem zgadł, dlaczego Verion tu przybył.
- Chyba nie muszę ci przypominać, jak wiele smoczych pokoleń cię nienawidzi, Kiharo Riona.
- Timewalker jest inny!;3 – Verion radośnie zatrzepotał rzęsami. – On wie, kto jest wartościowym sojusznikiem i… zna swoje miejsce! – końcówkę zdania powiedział z naciskiem przez zęby.
- Jego miejsce jest chyba na twoim pogrzebie.
- Pfff, pewnie by było, gdybym miał możliwość odbycia takowego! Słuchaj, dlaczego nie wrócicie do swoich lasów, wasze drzewka na pewno tęsknią za waszymi pieszczotami! Jeszcze powiędną i będzie pro… - z westchnieniem wyrwał sobie kolejną strzałę z zadniej części ciała.
- Dlaczego nie wrócisz pod pantofel swojej Mistress?
- Mówiłeś coś?
- Wróć pod pantofel swojej Mistress.
- Oh my, nie mogę, ponieważ…! – Verion podniósł dłoń i powstrzymał kolejną falę ognia. – …ponieważ Mistress nie nosi pantofli!
- To w istocie problem.
- Myślałem, że Wojownik Bieli wie takie rzeczy… O, przepraszam, były Wojownik Bieli zamordowany przez Kiharę Riona… ;3
- Miałem gorszy dzień.
- Oh my, wszyscy martwi Wojownicy Światła tak mówią!;3 Jesteście żałośni… - Verion wyciągnął rękę w bok, fioletowawa osłona zablokowała falę ognia, którą Timewalker zioną w kierunku smoczych jeźdźców. – Oh my, zmyliłeś mnie!;3 – zakrzyknął wesoło. - You know, to ciągłe zianie ogniem musi stawać się nudne powoli, hm? Proponuję, żebyśmy zajęli się czymś bardziej…
- Nie mam z tobą o czym rozmawiać, demonie! – upierał się Timewalker i wbrew wszystkiemu, znów zionął ogniem w Veriona, który znów zasłonił się tarczą.

Kejsi2 07-06-2015 17:34

Zastanawiała się czemu całe miasto ignoruje drowa i wilka w mieście. Chodziły wokół gorsze rzeczy to prawda, ale z żeby nikt nie czepiał się wilka w mieście? Starała się zgrywać psa i chyba wychodziło jej na tyle, że nikt się jej nie czepiał, poza kilkoma napotkanymi kotami, kurami i kaczkami co szybko zebrały się z jej drogi mimo że na nie nie reagowała w ogóle. Weszła do katedry i tam też zero reakcji. Na szczęście nie trafiła na nabożeństwo, modlitwę ani pierwszą komunię. Dzieciaki mogłyby mieć co frajdę z jej wizyty ale rodzice chyba nie bardzo. Poszła się pomodlić i wyżalić.
Red snowflakes. by Safiru on DeviantArt
„O Almanakh! O niepokonane Światło! Wybacz mi chwile głupoty jakich się dopuściłam! Wybacz mi to wszystko co robię nie mając pojęcia co robię!!! Wybacz mi za zbudzenie Timewalkera i wybacz mi te wszystkie herezje, ale kierowało mną dobro mojego Stada! Wierzę w moje Stado i chcę żeby miało się jak najlepiej! Nie chce znów patrzeć jak moje Stado wymiera! Potrzebuję mojego Stada! Wybacz mi Bieli, bo zbłądziłam! Nie wiem kim jestem i nie wiem co robię! Spotkałam tyle klątw, że nie wiem już sama ile mnie z nich dopadło! Wybacz mi, bo moja droga stała się kręta i zawiła! Myślałam, że jestem silna, że z dala od domu i swoich bliskich dam radę i będę zawsze szła ścieżką Bieli! Wybacz mi bo zbłądziłam! Nie zawsze umiem znaleźć drogę! Nie zawsze to co mówili w domu i moi bliscy działa tak jak powinno wśród tych złych istot i w tym świecie skażonym Chaosem! Wybacz mi, bo patrzyłam na to co Chaos mi pokazał, aby ratować moje Stado! Wiem, że nie wszystki Chaos i nie wszystkie demony zasługują na potępienie, Bieli, ale nie umiem chyba odróżniać ich tak jak myślałam że umiem! Wiem że nie wszyscy ludzie zasługują na to żeby je ratować, ale myślałam inaczej, Bieli! Wiem że każdy ma wyznaczone zadanie i istoty które może ocalić i istoty które ma zabić, myślałam, że umiem je odróżniać! Myślałam, że dam radę je wszystkie ocalić i je wszystkie zabić, te, które trzeba! Ale moje Stado, stało się coś strasznego! A ja sama zabiłam kogoś z mojego Stada! Nie chcę i nie umiem zrobić tego znowu! Nie wiem jak to się stało, że to wtedy zrobiłam, nie wiem dlaczego teraz nie umiem go zabić, kiedy wiem, że to mogłoby powstrzymać Timewalkera! Nie rozumiem, nie wiem jak, nie rozumiem jak ty, Almanakh, darzysz przyjaźnią demona, który zabił Lavendera Wojownika światła i twojego smoka! Nie umiem zobaczyć które istoty zasługują na potępienie, myślałam, że to wiem! Nie wiedziałam że będę podróżować z drowem zabójcą! Nie wiedziałam że będę go bronić! Zbłądziłam! Nie chciałam wcale śpiewać tej obrzydliwej pieśni, ale dzięki temu mogę być dalej z moim Stadem! Nie chcę iść na łatwiznę i na pokuszenie! Ale zbudziliśmy Timewalkera i wiem że tylko Dirith może go powstrzymać i potrzebuje mojego leczenia. Muszę mu pomóc bo to też moja wina, gdyby nie ja być może Dirith nigdy nie zbudziłby Timewalkera! Zrobiłam straszne rzeczy. Może jeśli powstrzymamy Timewalkera elfy zrozumieją. Kiedy byłam wśród nich wszystko było inaczej, inaczej, inaczej! Wszystko było jasne, proste i oczywiste! Wszystko było wiadomo co wolno i co należy i czego nie należy robić! Nigdy nie powinnam była od nich odchodzić, ale stało się!”
Kiedy już udało się jej pożalić i wydusić z siebie to i owo, poczuła się trochę lepiej. Postanowiła wracać i znaleźć Diritha, ale usłyszała dziwne odgłosy i zobaczyła białą papugę siedząca na kolumnie. Biała papuga!? Czy to może znak od Bieli za jej modlitwy!? Biel zesłała jej… bredzącą w dziwnym języku papugę!?
„No cóż, jaka modlitwa, taki znak od Bieli…”- Almanakh. :devil:
Kiti była zaskoczona obecnością papugi w katedrze choć równie mocno papuga mogła być zaskoczona obecnością wilczycy w katedrze. Zaciekawiło ją to co mówiła papuga i gdzie to usłyszała. Postanowiła zakolegować się z papugą i może dowiedzieć się czegoś ciekawego. Biel zsyła w końcu różne znaki!
– Ładny ptaszek, grzeczny! No kto jest ładną papużką, kto? – Kiti zaczęła wydawać różne śmieszne dźwięki, popiskiwania i inne takie, żeby zwrócić uwagę papugi.
Papuga po chwili słuchania zaczęła ją naśladować. Dobra nasza.
– Ładny ptaszek, jak masz na imię?

eTo 14-06-2015 04:16

Nie ma to jak porządny i niespodziewany przypał na który nikt nie jest w najmniejszym stopniu przygotowany. Tak jak zabójca amator, który w pierwszej chwili zamarł, a potem zrobił chyba ostatnie co mu przyszło do głowy. Czyli zaczął udawać że jego tu nie ma albo jest tu tylko przypadkiem i nie wie o co chodzi. Cel dużo lepszy nie był, również wybrał strategie udawania, że ten ubrany w lekką skórzaną zbroję uzbrojony człowiek jest jak najbardziej na miejscu. Było to całkiem zabawne do oglądania. Również to, że niedoszły zabójca nadal myślał, że Dirith woła akurat jego i podszedł do okna. Na to drow tylko pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Ech... amatorzy... - westchnął pod nosem po czym kontynuował już normalnie.
- Chcesz spokoju? To wypad bo akurat nie ciebie wołałem. - skrzywił się a następnie dodał jeszcze tak aby tylko ass( )ass( )yn go dosłyszał.
- Byś sie amatorze zachował jak zawodowiec i ulotnił, bo mam do niego pare pytań, a potem rób co chcesz... Chyba, że chcesz stać na drodze drowowi? Ale w takim razie to już twój pogrzeb... znaczy problem... - zakończył zimno i ponownie głaszcząc jedną dłonią rękojeść Hell Light.

Kolega zabójca skrzywił się trochę, ale udało mu się zachować zimną krew pomimo całego zmieszania i erroru w systemie nerwowym. Zachował na tyle zimnej krwi, że wysłuchał cię ze spokojem, stojąc w bezruchu, po czym zerknął gdzieś z zagubieniem po oknach katedry; zauważyłeś w jednym z okien jakiś ruch, jakiś cień, który się jednak ulotnił.
- Tylko spokojnie... - mruknął, jakby nie wierzył że faktycznie jest w niebezpieczeństwie.
Westchnął wymownie i czekał chwilę, jakby zastanawiając się co dalej, z miną trochę "i co, mam wejść oknem do środka, to będzie naturalne?". Powoli obrócił się i wzdychając, mamrocząc, wycofał się od okna na bezpieczną odległość i "jakby nigdy nic" w pośpiechu zaczął się oddalać skąd przyszedł.

Mroczny elf odczekał dłuższą chwilę aby dać amatorowi odpowiednio dużo miejsca i czasu na ulotnienie się. Dopiero potem wyszedł przez okno. Cieniem jaki przez moment zauważył w jednym z okien za mocno się nie przejmował. Ten przynajmniej wiedział jak się zachować i zmyć kiedy trzeba. Ruszył więc w stronę w którą poszedł niedoszły cel zabójstwa żeby w końcu dostać odpowiedzi jakich szukał odnośnie Bibliotekarza.
Idąc Dirith uważał na swoje plecy na wypadek, jakby amatorowi wpadł do głowy pomysł ulotnienia się, odczekania kiedy wyjdzie na zewnątrz i spróbowania zakradnięcia się ze sztyletem za jego plecy. Dlatego bardzo uważnie nasłuchiwał wszystkiego co działo się wokół. Samemu jednak szedł stanowczym krokiem nie zamierzając tracić za dużo czasu na dogonienie niedoszłego celu. Nie zamierzał jednak biec, aby nie zwracać na siebie aż tyle uwagi.

Almena 30-06-2015 22:22

Obserwowali całą sytuację w zdumieniu i skupieniu. Bibliotekarz uśmiechnął się drwiąco, choć był to po części ironiczny uśmiech wściekłości.
- Ściągnij go... – szepnął ledwo słyszalnie.
Zabójca milczał przez sekundę, jakby się zagapił.
- Którego...? – zabójca spytał z rozbrajającym zagubieniem.
Bibliotekarz prychnął pod nosem.
* * *
Dirith;
Różne rzeczy zdarzają się czasem zabójcom...
[https://www.youtube.com/watch?v=NWeaWVJEci8]
Krąży ogólna opinia, iż skrytobójcy to ponuracy bez poczucia humoru. Generalnie poczucie humoru nie jest szczególnie wymagane w tej profesji. Ale czasem wręcz niezbędne. Czasem kiedy patrzy się na poczynania kolegów po fachu łezka się w oku kręci – albo ze śmiechu albo z sentyment. Ah tak, stare dobre czasy, ten pierwszy raz, ten dreszczyk emocji, to poczucie satysfakcji i władzy... Jest coś zabawnego w zrozumieniu, że ludzkie życie można bardzo łatwo i bardzo szybko zakończyć. I to bez konkretnego powodu. To jest najzabawniejsze. Zabójca po swoim pierwszy zabójstwie odkrywa w pełni, jak kruche jest życie. Śmierć może być przypadkiem. Śmierć może być czyimś kaprysem. Jest to okrutne i niesprawiedliwe, oczywiście, ale tak po prostu jest. Ktoś, kto nigdy nie zabił, nie potrafi tego w pełni zrozumieć. Z tego też powodu elfy Almanakh mają swego rodzaju szczególny szacunek do zabójców i mawiają, że ci którzy kiedykolwiek zabili mają świadomość życia jak nikt inny. Ponieważ kiedy zabijesz i zdasz sobie sprawę, jak łatwe to jest, nagle budzi się w twoim umyśle głos pt. „o kurde. Ktoś może zrobić mi to samo... to takie proste!... Auć.” Elfy Almanakh mawiają, że nie ma istot równie zlęknionych, skrzywdzonych i smutnych jak zabójcy. Oni po prostu rozumieją istotę życia i śmierci lepiej niż przeciętny szary człowiek, który snuje plany na jutro, na weekend, na wakacje, na lata, nie zastanawiając się czy za rogiem nie spotka przypadkiem jakiegoś podejrzanego typka, który będzie miał swoisty kaprys. Skąd u zabójców kaprys zabijania? Dla pieniędzy, dla władzy, dla zemsty. Elfy Almanakh mają swoje teorie. Twierdzą często, iż zabójca doznał potwornych krzywd i urazów, został „uszkodzony”, a jego ból i wola zemsty są tak potworne, że poszukuje... towarzystwa. Poszukuje kogoś, kto cierpiałby równie mocno jak on sam. Zadawanie cierpienia jest dla niego formą znalezienia sobie towarzystwa i zemsty zarazem. Nie jest już sam. Znalazł odrobinę sprawiedliwości i ukojenia.
* * *
- Kocham cię niezależnie od tego czy jesteś dobra, czy zła, kotku. Moja miłość jest bezwarunkowa, jest już największą, jaką można mieć, nie może być już większa, nie będzie większa jeśli będziesz lepsza i nie będzie mniejsza jeśli będziesz gorsza, skarbie.
- Więc jaki jest sens być dobrą albo złą?
- Taki, że pewnego dnia dorośniesz, i będziesz mieć własne dzieci, skarbie, własnych przyjaciół i osoby, które będziesz kochać, lub będziesz chciała pokochać. I wtedy będziesz wiedzieć, jak być dla nich dobrą, jeśli cię tego nauczę... jeśli cię nauczę, że warto i jak to robić. Moim obowiązkiem jest nauczyć cię, jak wspaniale i przyjemnie jest być dobrą i przebywać z dobrymi istotami, skarbie, uczyć ich dobra. Jestem twoim ojcem, twoim opiekunem i przewodnikiem po tym świecie. Moim obowiązkiem jest nauczyć cię, jak odróżniać dobro od zła, żebyś miała szansę wybrać.
- Jeśli nadal będziesz mnie tak samo kochać, niezależnie od tego, czy będę dobra, czy zła, to dlaczego miałabym być dobra?
- Dlatego, że wiesz i rozumiesz, jak wiele krzywdy tobie i innym istotom zadaje zło, skarbie. Są na tym świecie złe istoty, które nauczone zostały zła, świadomie, lub nie, i dobre istoty, które potrafią nauczyć się dobra i chronić siebie i innych przed złymi istotami. Na tym polega równowaga i tak po prostu jest. Nie muszę ci o tym mówić, skarbie, nie muszę przekonywać cię, że lepiej być dobrym, chcę żebyś to widziała, po tym, jak ja się zachowuję, po tym, że jestem dobry dla ciebie. Bardzo się staram, wiem, że czasem popełniam błędy. Mogę się o ciebie bardzo martwić, kotku, mogę być bardzo smutny i przerażony, gdybyś robiła coś złego, ale wszyscy popełniamy czasem błędy i nigdy, przenigdy, pamiętaj, nie przestanę cię kochać i nigdy nie będę kochać cię mniej za to, że popełniasz błędy!
* * *
Dlaczego zabójca zabija?
- Dlaczego zabijasz?
- Ponieważ mogę.
- Możesz?
- Ktoś mnie powstrzyma?
- Poniesiesz konsekwencje.
- Być może. No i? Każdy ponosi konsekwencje swoich decyzji.
- Chcesz umrzeć?
- I tak kiedyś umrę.
- Nie umiesz żyć bez zabijania?
- Lubię zabijać.
- Co w tym najbardziej lubisz, władzę? Poczucie bezpieczeństwa, prawda? Nikt nie nauczył cię jak to jest, ufać komuś i mieć czyjeś zaufanie, kochać kogoś i być kochanym, być akceptowanym, szanowanym, akceptować i szanować. Ty zabijasz tych którym nie ufasz, których nie akceptujesz. Czyli potencjalnie każdego.
- Drażnisz mnie trochę...
- Wiem. Wiem... Musisz mieć w sobie nieopisane pokłady żalu, bólu i wściekłości, które mogą w każdej chwili eksplodować pod byle impulsem. Rozmawiasz ze mną tylko dlatego, że się ciebie nie boję i bawi cię to. To twoja druga rozrywka poza zabijaniem, lubisz, kiedy coś cię zaskakuje, ciekawi, lubisz dreszczyk emocji. Podrażnić cię jeszcze trochę? Wkurzyć cię? Proszę. Lubisz czuć się silnym, kiedy kogoś zabijasz, co? Coś nie tak z poczuciem własnej wartości...?
- ...
- O, popatrz, popatrz! Potrafisz hamować swoją agresję i tę niewyobrażalną wściekłość! Niesamowite. Jesteś piękny kiedy to robisz, wiesz?
- ...
- Nie lubisz tego robić, co? Nie lubisz się hamować. Ale potrafisz. Nawet uśmiechnąłeś się. Wiesz co to znaczy? Masz nad tym świadomą władzę. Przynajmniej wiesz co lubisz.
- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że nie przekonasz mnie żebym nie zabijał, jeśli do tego zmierzasz.
- Och, nie. Wiem o tym. W tym stanie, z tym czego cię nauczono, z tym co odczuwasz, do czego przywykłeś, nie przeżyłbyś bez zabijania. Nie chcę cię tego oduczać. Chcę, żebyś zabijał innych zabójców.
- Hmpfh!
- Coś nie tak, skarbie?
- Dlaczego miałbym zabijać innych zabójców?
- Dlatego, że możesz.
- ...
- Brzmi fajnie? Uśmiechnąłeś się.
- Dlaczego miałbym cię posłuchać?
- Dlatego, że możesz. A jeśli nie posłuchasz prawdopodobnie pozabijamy się nawzajem tu i za chwilę.
- Pokonałbym cię.
- Tak. Ale nie wyszedłbyś żywy z tej walki.
- I tak kiedyś umrę.
- Ale lubisz zabijać. Musisz żyć, żeby zabijać. Oferuję ci to. Już tego nie chcesz? Coś się zmieniło odkąd rozmawiamy? Już nie jesteś zabójcą?
- Nie drażnij mnie.
- Przepraszam. Fajne? Takie poczucie władzy nade mną? Umiesz sprawić, że przeprosiłam cię.
- ...
- Ciekawość cię zżera. Przejdziesz się ze mną? Pokażę ci, kogo zabić.
- Nie jestem twoim psem.
- Oczywiście, że nie, skarbie. W takim razie przejdź się ze mną, a ja powiem ci kogo spośród ludzi z ulicy zabiłbyś bez zastanowienia i dlaczego. Brzmi fajnie?
* * *
- Nie ma ważniejszej decyzji w życiu niż podjecie się opieki nad inną żywą istotą i odpowiedzialnością za nią. Kiedy ktoś decyduje się mieć dziecko, istotę całkowicie zależną od niego i skazaną na niego, na jego decyzje i błędy, przysięga przed sobą i przed tym dzieckiem, że jest w stanie je pokochać do śmierci i opiekować się nim do śmieci, niezależnie od problemów tego dziecka, niezależnie od jego własnych problemów. Jeśli ktoś nie jest w stanie tego zrobić a mimo to przygarnia dziecko, zaczynają się kłopoty, kotku, ale to nie jest wina tego dziecka.
- Więc za co mnie kochasz? – spytała.
- Skarbie, to nie tak. Miłość rodzica do dziecka jest bardzo specyficzną miłością, jest bezwarunkowa. Kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy, obiecałem tobie i sobie samemu, że będziesz odtąd moim kochanym kotkiem, miłość którą rodzic daje dziecku jest bezwarunkowa na wstępie. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy i na kogo wyrośnie dziecko, nieważnie jak jest
malutkie, czy to niemowlę, czy nastolatek – zaśmiał się. – Niezależnie od tego, kiedy się go spotka i pokocha, ta miłość jest bezwarunkowa. Nie trzeba sobie zasłużyć na miłość rodzica, skarbie. On powinien wiedzieć ją mieć i dać, kiedy decyduje się na dziecko, bo jest to winien dziecku, które sprowadza tutaj i które niejako więzi pod swoją opieką, skazując je na swoje błędy i decyzje, swoje wybory, nie pozostawiając wyboru jemu i skazując go na to, kim będzie w przyszłości. To taki start. Pierwszą rzeczą jaką trzeba z dzieckiem zrobić, to pokazać mu te bezwarunkową miłość, to jest pierwsza rzecz jaką powinno poznać na tym świecie i pierwsza jakiej powinno się nauczyć. Potem narodzą się z tego inne rzeczy, jak zaufanie, radość, szczęście, przyjemność, altruizm, otwartość, wylewność, opiekuńczość, delikatność, przyjaźń, szczerość, odwaga, szacunek, mądrość, i umiejętność kochania pozostałych istot, poza rodzicami. Te pozostałe, to jest coś, za co można w twoim rozumieniu „kochać”, ale pamiętaj że nawet bez nich, twój ojciec nigdy nie przestanie kochać cię bezwarunkową miłością jaką ci obiecał. To ci przysięgałem i dlatego jestem twoim ojcem, dlatego wolno mi się nim nazywać. Nie jesteś w stanie zrobić nic, co by tę miłość zmniejszyło lub zwiększyło. Możesz być czasem mniej czujna, mniej odważna, mniej opiekuńcza, mniej współczująca, mniej wylewna, mniej roztropna, to nie ma znaczenia, nie kocham cię wtedy mniej! Będę po prostu bardziej zmartwiony lub mniej zmartwiony i mniej lub bardziej skupiony na niesieniu ci pomocy i zawróceniu cię na najlepszą drogę jaką znam, ale pamiętaj że nigdy, przenigdy nie przestanę cię kochać ponieważ jesteś moją córką i jesteś najlepszym co mnie spotkało, niczego nie pragnę bardziej, niż abyś nią pozostała.
- Czy mogłabym zrobić cokolwiek tak złego, żebyś przestał mnie kochać?
- Nie. Nie, skarbie.
- Nie?
- Nie, kochanie. Nigdy nie przestanę cię kochać.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Nie bój się. Zawsze będę cię kochał!
- Nawet, gdybym kogoś zabiła...? – szepnęła z wielkim lękiem i wahaniem.
- Nawet wtedy, kotku – wydukał szeptem.
- Nawet... gdybym zabiła kogoś... kogo kochasz...?
- Nawet wtedy, kotku – niemal jęknął z bólem.
- Dlaczego? – była kompletnie zagubiona.
- Ponieważ byłbym współodpowiedzialny za to, że nabrałaś przekonania, że wolno ci zabijać. A ognia nigdy nie ugasi się ogniem, kotku. Ogniem można walczyć z ogniem. Ugasić go może tylko woda.
* * *
Zabójcy są często dumni ze swojej sławy a nieraz nią rozbawieni. Zdarza się, że zabójca znajduje na swój temat takie oto liściki;

Muszę wyrazić swoje niezadowolenie spowodowane tym, że spotykasz się z tym indywiduum, które używa wysoce niebezpiecznej i skutecznej broni krótkiej w celu usuwania swoich przeciwników jak i przypadkowych osób ze swojego otoczenia. Zadawanie ciosów z bezpośredniej odległości nieświadomemu celowi przy użyciu letalnej broni reprezentuje jedną z najbardziej brutalnych metod w jakiej można spełniać się w walce z wrogiem. Chociaż to zajęcie stanowi uczciwy test umiejętności i zdolności dla wykonującego je indywiduum, i z reguły wykonywane jest w rozsądnej odległości od ludzkich siedzib, ja sam biorę na siebie odpowiedzialność twierdząc, że stanowi ono podstawę do zakwalifikowania tej osoby do tych, których powinno się unikać w celu zapewnienia sobie możliwości podtrzymania swoich kluczowych procesów życiowych. Biorąc to pod uwagę, należy odnotować, iż w przerwie pomiędzy zachodem a wschodem słońca, dopóki nadal istnieje w tym indywiduum zdolność do wykonywania powyższych czynności, a liczba celów w otoczeniu jest równa przynajmniej jeden, ta osoba będzie dążyć do ostatecznego zakończenia wszystkich czynności życiowych celów. Bycie napastowanym przez niewidzialnego wroga, którego miejsce pobytu jest niemal nieustannie niemożliwe do określenia w przedziale czasu który gwarantowałby możliwość reakcji w celu uniknięcia bezpośredniego i letalnego ugodzenia sztyletem, powoduje we mnie stan dezorientacji i dyskomfortu, co tłumaczy moje niechętne nastawienie do tej osoby. Chociaż ta profesja wymaga specjalnego i długotrwałego szkolenia militarnego w zakresie sztuk walki, ma z nią też związek wpływ szaleństwa jakim dotknięta jest ta osoba. Z żalem muszę zakomunikować, iż jestem głęboko przerażony za każdym razem kiedy wydaje mi się, że moja osoba została trafiona spojrzeniem tego ulotnego indywiduum czającego się w strategicznej, nieznanej mi lokalizacji. W przypadku kiedy moje podejrzenia okazują się być prawdą, jestem zmuszony do brawurowej ucieczki w desperacko losowo obranym kierunku i znalezienia bardziej odpowiedniej lokalizacji do podjęcia próby dalszej egzystencji, co wprowadza do naszych spotkań dysharmonię i dyskomfort psychiczny, jak i często fizyczny, kiedy ta osoba zdoła przebić swoją bronią krótką mającą chronić mnie przed nią zbroję lub gdy obrany przeze mnie kierunek prowadzi do spotkania z kolejnym, gorszym wrogiem lub głęboką przepaścią.

Czasem kiedy patrzy się na poczynania ofiar wcale nie jest łatwiej wstrzymywać śmiech i zachować kamienną twarz. Ale bądźmy szczerzy, mało rzeczy tak rozbawia przeciętego zabójcę, jak nieudolny kolega po fachu...
* * *

Dirith;
Dobra, koniec tej farsy!
Amator ulotnił się. Wyszedłeś do ogrodu. Ruszyłeś za niedoszłym celem, który zaczął w tym momencie dość mocno już panikować. Czujny i skupiony szedłeś za nim, kiedy nagle dosłyszałeś coś niepokojącego... Z głębi zabudowań przy klasztorze. Przez grube mury przedostał się ledwo słyszalny – ale słyszalny dla czułych uszu – bolesny pisk. Pisk wilka. Odruchowo niemal zamierzałeś zerknąć w kierunku murów zza których mniej więcej doszedł pisk i wtedy twój system ostrzegawczy zapuścił syreny alarmowe. Coś się zbliża...! Twój błyskawiczny refleks, czujność i udany unik uchroniły cię przed bełtem z kuszy między oczami. Wtedy już było oczywiste, skąd dokładnie nadszedł atak... O, zabawne. Kolejny asasyn z okienka!
assasin by pkyo on DeviantArt
Koleś otworzył z zamachem okno i wyskoczył do ogródka, lądując z gracją i wprawą. Cel, za którym podążałeś, krzyknął w panice i teraz już rzucił się do ucieczki z ogrodu i placu, zniknął ci z oczu! Gah. Kolega asasyn tymczasem dobył miecza, wywinął młynka i zmierza ku tobie. Pfffh. Chyba tylko ślepy by nie trafił do celu z kuszy, z zasadzki, w biały dzień!... A teraz będzie młynkami się popisywał...?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:48.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172