lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   A Może By Tak...?? (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/9866-a-moze-by-tak.html)

Kejsi2 09-01-2014 22:04

Stale myślała o smoczych jeźdźcach.

Już samo legitymowanie przez elficką straż było dla obcych na ziemiach elfów przygodą.
The Hobbit - The Desolation of Smaug - ''That's my wee lad Gimli'' - YouTube
Często też elfy miały tendencje do mylenia swoich gości z czymś innym.
The elves arrive in Rivendell - The hobbit - YouTube
0:52, elfy: oh my Sylvan, tydzień nas nie było i patrzcie, jakieś wielkie włochate robale się nam zalęgły!
Wspominałam, że po melisie i innych trawkach elfy bardzo łatwo mylą dwarfy z włochatymi kornikami? Poza tym, zastanawialiście się kiedyś dlaczego w miastach elfów tyle chodników wyniesionych wysoko nad ziemię, mostów bez poręczy, ścieżek po konarach drzew, schodów bez poręczy wokół drzew? Otóż brak wszelkich poręczy wywodzi się stąd, że elfy wychodząc na miasto po melisie robiły sobie taką siarę, że te trzeźwe w tym akurat momencie bały się, że jakiś nieelf to zobaczy. Wybudowano schody, mosty i kładki bez poręczy, żeby elfy nie wychodziły z domów póki nie wytrzeźwieją. Czasem zdarza się śmiałek, który zapomni o tym kulturalnym zachowaniu i rąbnie z drzewa czy mostu. Całe miasto ma wtedy radochę. Tak, elfy długo żyją, pewne rozrywki szybko się im nudzą i bawią je różne rzeczy.

Trzeba jednak przyznać, że elfy z reguły starały się być dobrymi gospodarzami, a przyjezdni obcokrajowcy nie potrafili tego docenić i potem rozsiewali plotki na temat elfickiej niegościnności.
THE HOBBIT funny Rivendell extended scenes. - YouTube
Ale nie, nie, nie, trzeba przyznać, że elfy to rasiści i... są z tego bardzo dumne, dumne, dumne! Uważają że ich rasizm pozwolił im przetrwać i zachować piękno i tradycje na ich ziemiach, podczas gdy na sąsiednich trwały wojny, niszczono przyrodę, lasy, tradycje i piękno. Elfy nie chcą wpuszczać obcych na swoje ziemie, ponieważ jak twierdzą „widzieliśmy, co zrobili z własną ziemią i wiemy, co zrobią z naszą. Niech trzymają się od nas z daleka, niszczą swoje ziemie i zdychają na zgliszczach swojego plemienia”. Oznacza to mniej więcej „jeśli nie jesteś elfem i wejdziesz na nasze ziemie, mów sobie co chcesz, i tak cię zabijemy (w najlepszym wypadku weźmiemy za szmaty i wywalimy cię za nasze granice)”. Co innego deptać elficką trawę, a co innego naprawdę mieć coś do elfów. Dirith i ona sama, podejrzewani o bycie bounderem Timewalkera, narobili sobie prawdziwych kłopotów. Jeśli wiadomość rozniesie się, elfy dowiedzą się o „bounderze Timewalkera, który uciekł, zabijając po drodze kilka smoków wraz z ich jeźdźcami”. Bounder Timewalkera nie był już „nie-elfem” był zabójcą elfów i ich sojuszników!!! Nieważne jak długo trwałyby obrady rady gdyby pojmano ją i Diritha. Obradowano by wyłącznie nad tym, czy rzucić ich smokom na pożarcie, przywiązać do bramy głównej i rozerwać przy jej otwieraniu, zagłodzić, usmażyć na słońcu bez wody, czy też może zrzucić ze skał lub spalić żywcem. Elfy nie wyrzucają za granice zabójców elfów. Jeśli zabójca elfów trafi do elfów, już stamtąd nie wraca!

Zresztą jak to elfy potrafią, doskonale można zaprezentować na przykładzie pewnej Elfki. Słysząc po raz 3 tę samą piosenkę, spytała jaki jest tytuł. Powiedziałam „Wrecking Ball”. Była w szoku, co, dlaczego?! Ja mówię że refren jest „I came here like a wrecking ball”. Ona na to, myślałam że „I came in like a rainbow”! o__O Ja, a dalej? Ona na to „eeer nie wiem, I never hit so hard and low...?” o__o

Nie, naprawdę. Nie dajcie się schwytać elfom.:wzeby:

Almena 11-01-2014 21:26

Póki co mogliście trochę odsapnąć. Jednak to tylko kwestia czasu, kiedy zjawią się kolejni wyznawcy Bieli, powrócą tamci lub zjawi się sam Timewalker. A tak w ogóle jak miewa się miasto...? Czy źródło podziałało? Przynajmniej Verion wyglądał na skorego do rozmowy i pomocy...
- Wiem, że Hell Light znajduje się w mieście. Gdzie dokładnie, leży, musisz zorientować się samemu. Zapewne nie raz wojny domów toczyły się i o Hell Light – uśmiechnął się krzywo. Czekają na odpowiednią chwilę, chcą się targować, paktować. Ale ta chwila dla nich nie nadejdzie. Zabawnie czasem patrzeć, jak wojna toczy się o coś, z czego i tak żadna ze stron nie jest w stanie skorzystać. Pismo?... Oczywiście, jest to pismo demonów. Jest tam napisane to, co prze chwilą wam powiedziałem – zauważył z rozbawieniem. – I kilka innych zabawnych rzeczy. „Widzę, że jesteś zachwycony tą klątwą. Rozumiem, że Irrlyn ma teraz konkurencję. Żaden was nie przebije smoczych łusek bronią ani magią”. „Oczywiście, że można. Wszystko można zgładzić. Jeśli tego właśnie potrzebujesz, mogę ci to ofiarować. W zamian za coś, oczywiście”. „Sejmitar. Nazwałem go Hell Light i będzie to zemsta dla Almanakh za zdradę Timewalkera. Stworzę go w dostępnej dla ciebie, materialnej formie, zamknę w sejmitarze energię zdolną zgładzić Timewalkera. Ale chcę czegoś w zamian, oczywiście”. „Nic wielkiego… Chcę, żebyś zabił Timewalekra”. „Irrlyn to twój problem, mroczny elfie. Zrób z nim co zechcesz”. „Oczywiście, cała moc Timewalkera stanie się do twojej dyspozycji. Nie obchodzi mnie, co z nią zrobisz. Układ?” „Świetnie. Kiedy wrócisz do swojej alkowy, Hell Light będzie na ciebie czekał, na twoim łóżku, pod poduszką. Nie zapomnij, nie kładź się spać… Musisz czuwać, nie wolno ci będzie spać.” „Oh…? No cóż, nie wspominałem o tym, kiedy mam ochotę obejrzeć śmierć Timewalkera, czyż nie?... Na twoim miejscu nie przejmowałabym się szeptami i zacząłbym się pakować do drogi.” „Sejmitar w zamian za jego śmierć. Wziąłeś sejmitar. Więc czekam”. „Chyba się nie zrozumieliśmy…?”

Jeśli chodzi o teleportację, rozumiem, że podróż tradycyjna byłaby dużym utrudnieniem… - spojrzał znów na horyzont. – Hm, Timewalker się zdziwi….;3 Właśnie, Timewalker… Ciekawe, czy zechce zajrzeć w dawne strony i odwiedzić miasto, które tak źle go ugościło – obejrzał się i zerknął w kierunku zamku. – Cóż, teleportacja, hm. Zapewne tutejsi magowie i zaklinacze mają takie zabawki, nie wiem jednak czy przenoszą one w Pomrok. Być może. Być może mógłbyś się z nimi dogadać, nim spłoną znaczy nim zaczną w ciebie rzucać kamieniami i gonić cię z widłami. Sam nie wiem, w końcu całkiem dobrze jak dotąd przetrwałeś w tym mieście, może dramatyzuję;3 Z drugiej strony, dawno nie byłem w Pomroku. Jeśli chcesz, mógłbym was tam zabrać. Później jednak jesteście zdani na siebie, mam obowiązki, you know, a poza tym znasz to miasto lepiej ode mnie, zapewne.

Kejsi2 13-01-2014 21:15

Kiti przysłuchiwała się rozmowie Diritha z Verionem, siedząc na skale i odpoczywając. Dla niej było oczywistym że każde słowo demona należy traktować jako wyrok i zakusy demona na duszę śmiertelnika. Demony nie chciały niczego innego od śmiertelników jak tylko duszy, ich uczuć dla pożywiania się nimi, ich cierpienia i prywatnego ubawu z ich nieszczęścia. Samo pojawienie się Kihary w planie materialnym i jego rozmowa z przypadkowym zwykłym śmiertelnikiem wydawała się nieuzasadniona. Kihara nie miał nic lepszego do roboty? Podejrzane było najbardziej to że interesował się Dirithem i chyba nawet bardziej niż Timewalkerem. Gdyby chciał zabić Timewalkera na pewno zrobiłby to sam. Czy klątwa obejmowała umowę że tylko elf lub drow mógł zabić Timewalkera? Być może Mistress miała taki kaprys i była ciekawa czy to możliwe. W takim wypadku Verion był mniej groźny i był po ich stronie, ale na jak długo? Verion żerował na tym że w czasach gdy mieli na karku Timewalkera i wyznawców Bieli, przydałby się im sojusznik. Tylko jako on miał w tym cel, bo na pewno o coś mu chodziło. Pewnie nie mówił im wszystkiego po prostu. Wyduszenie z niego prawdy nie było wykonalne, ona i tak nie wierzyła mu, cokolwiek mówił. To demon, demon, demon! Demony mają to do siebie że ułatwiają śmiertelnym życie w danej chwili, by potem upomnieć się o swoje i zrobić piekło na ziemi. Dla nich ludzie to zabawki które ostatecznie i tak porzucają. Ale jaki mieli wybór w tej chwili? Musieli się stąd w końcu ruszyć.
- Ja osobiście wołałabym nie spotkać się już dzisiaj ani w najbliższym czasie z Timewlakerme – powiedziała do Diritha i Veriona. – To był pewnie błąd żeby go zbudzić ale to był skutek uboczny naprawy zniszczeń miasta po wariactwach Silverstinga. Timewalker pewnie będzie nas szukał i powinniśmy odejść stąd, zanim zechce się zaopiekować Dirithem. W sumie plan żeby Dirith go zabił mi się podoba. To rozwiązałoby jego problem a Dirith przestałby być celem dla łowców bounderów! Teoretycznie wszystko wróciłoby do normy! Pytanie tylko dlaczego tobie się to podoba, Verion.
- Oh my, w odpowiednim czasie się dowiesz – uśmiechnął się niewinnie. – Nigdy nie wiemy co przyniesie nam przyszłość. Czy tydzień temu wiedziałaś, że on zbudzi Timewalkera?;3 Pomogłaś mu w tym, poniekąd jesteś odpowiedzialna za to, że Timewalker jest wolny. Mam swoje powody, nie ukrywam, raczej nie robię niczego bezcelowo, ale to nie znaczy od razu, że moje cele są szkodliwe dla otoczenia, hm?;3 Mamy różne ścieżki, które akurat w tym momencie się zeszły. Mogłabyś mnie posądzać o chęć zbudzenia Timewalkera i uwolnienia ziejącego ogniem koszmaru na świat, ale… to wy tego dokonaliście, nie ja!;3 Ja jedynie jestem ciekaw jak się to zakończy i informuję was o możliwościach rozwiązania problemu, o jakich nie poinformowałby was nikt inny. Chaos jest częścią utrzymywania równowagi!
- Właśnie, właśnie, właśnie, dlaczego to niby robisz!?
- Nie dosłyszałem;3
- Czego nie dosłyszałeś!? Aha… Jaki masz cel w tym żeby Dirith zabił Timewalkera?
- Żaden. Jestem ciekaw czy to możliwe. My demony uczymy się śmiertelników od wieków a mimo to, nadal nas zaskakują. Lubimy się uczyć i obserwować ich, aby wiedzieć czego spodziewać się w przyszłości. Dzięki temu widzimy tych, którzy są inni niż reszta.
- Tak jak Legion?
Verion niemal syknął z bólu i skurczył się na dźwięk tego imienia. Wyglądał też od razu na bardziej pokornego i przestraszonego.
- Tak, Takich Jak On!;3 Dla was życie toczy się od posiłku do posiłku, od pracy do pracy, od snu do snu, ale dla nas ciekawszy jest plan materialny jako całość i istoty, które mogą więcej. Taka jest nasza natura, czerpiemy radość z obserwowania ich w naszym nieśmiertelnym żywocie;3 Radość w waszym tego słowa rozumieniu, oczywiście.
- Rozumiem, że zamierzasz skorzystać z tego co on mówi? – zwróciła się do Diritha. – To byłoby w sumie dobre rozwiązanie z mojego punktu widzenia, ktoś pozbyłby się Timewalkera, niezależnie od motywacji. Im dłużej lata po okolicy tym więcej niewinnych istot zdoła zabić, a i wyznawcy Bieli będą go pewnie ścigać, za wszelką cenę próbując go zgładzić, być może nie wiedzą, że nie dadzą rady go zgładzić bo tylko bounder może to zrobić. Być może próbują odwrócić jego uwagę od miast i niewinnych ofiar. Im dłużej żyje tym więcej będzie ofiar… Skoro klątwa wybrała ciebie na jego boundera i skoro Chaos najwyraźniej ci sprzyja i kibicuje, pewnie masz większe szanse ubić tego smoka niż ktokolwiek inny. Jeśli zamierzasz iść do Pomroku, chyba powinniśmy się trochę przygotować najpierw, może chociaż coś zjeść, odsapnąć, wziąć sprzęt jakieś liny chociaż, bleh, nie chce znowu używać zastępczo flaków po mumii! Pewnie znasz dobrze to miasto, o chociaż się nie zgubimy… Rozumiem, że dobrze cię tam wspominają? – zażartowała. – Czy też powitają ans z pochodniami i widłami, czy czym wy tam wymachujecie?

eTo 18-01-2014 06:58

- Jak najbardziej. - odpowiedział bez szczególnego zastanawiania się jakby ufał informacjom dostarczonym przez Veriona. Tak na prawdę do końca im nie ufał i zamierzał je w odpowiednim czasie zweryfikować, jednak ze względu na przeszłe relacje z demonem nie miał zbyt dużych podstaw do zarzucania mu kłamstwa. A nawet jeśli, to z reguły było to tylko częściowe kłamstwo, więc można było spróbować zaryzykować. Tym bardziej, że innych wyjść z tej sytuacji na tą chwilę nie było. Do tłumaczenia podchodził też z dystansem. Może i demonowi trochę ufał, jednak zamierzał to w swoim czasie potwierdzić, żeby mieć pewność.
- Mi także bardziej odpowiada wyeliminowanie Timewalkera chociażby dlatego, że nie trzeba będzie się z nim tak długo cackać jakbyśmy mieli szukać innego, mniej zdecydowanego rozwiązania. Poza tym, zanim wpadniemy na trop takiego rozwiązania, Timewalker pewnie już może mieć coś zaplanowanego, więc nie widzą powodu aby tracić czas na szukanie innego rozwiązania. Może i dałoby radę znaleźć coś łatwiejszego niż kradzież wartościowej broni z drowiego miasta, jednak czy mamy czas na wieczne poszukiwanie rozwiązań bez weryfikowania czy mogą zadziałać? Jak dla mnie przynajmniej możemy sprawdzić jak się ma sprawa z Hell Light, bo jest to równie dobre miejsce do rozpoczęcia poszukiwań jak każde inne. Nawet lepsze niż łażenie po powierzchni, gdzie każdy wyznawca tej twojej Bieli będzie szczególnie gorliwie polował na drowy i wilki. A w szczególności drowy z psami, wilkami lub innymi zwierzęcymi towarzyszami jak dowiedzą się tego kto ruszył do źródła lub z niego wrócił. Wystarczy mi to, że jestem pokryty tatuażami, co dość mocno zawęża grono podejrzanych, jak ten szczegół dostanie się w ich ręce. - stwierdził spokojnie domyślając się, że Kiti dobrze wie co zrobią jej elfi towarzysze jak się o nich dowiedzą i nie był daleki od prawdy.
- W podmroku może najbezpieczniej nie jest, ale na pewno elfy przynajmniej ze dwa razy przemyślą sprawę eksterminacji któregoś z drowich miast. Jeśli byłoby to takie łatwe, to na pewno już dawno by to zrobili, więc o nich martwić się nie będzie trzeba. Nawet jak wyślą do naszych miast zwiadowców, to na pewno zbyt długo tam nie przeżyją, więc przynajmniej z twoimi fanatycznymi kolegami będziemy mieli względny spokój. - powiedział spoglądając na wilczycę, a po chwili przenosząc z powrotem wzrok na demona i kontynuując.
- Tradycyjna podróż to też nie problem, przynajmniej dopóki nie rozejdzie się dokładnie kto wyruszył do źródła i z niego wrócił. Wystarczy tylko jak będziemy wiedzieli gdzie mamy się dostać, lub skąd na powierzchni dałoby radę teleportować się w okolice Tr'eakvra. Zatem można by spróbować z tutejszymi magami. Miejmy nadzieję, że król po oberwaniu sztyletem w plecy i zapewnieniu od swojej siostrzenicy, że to nie ja tego dokonałem będzie skory do współpracy... W końcu leży to w jego najlepszym interesie jeśli chce uniknąć mojego sztyletu, po którym nawet drugie takie źródło nie będzie w stanie mu pomóc, nie mówiąc już o długach jakie u nas ma... Jeśli to by nie zadziałało, to dopiero wtedy skorzystałbym z tej oferty przeniesienia.
- A o to jak nas przyjmą w Tr'eakvra się nie martw, na pewno zostanę przywitany z otwartymi ramionami przez wszystkie domy pamiętające jak własnoręcznie wymordowałem dom Orlyrae. - rzucił beztrosko do Kiti uśmiechając się. - W końcu który dom nie chciałby mieć w swoich szeregach wojownika zdolnego do samodzielnego wymordowania około dwustu innych wojowników, niewolników i magów łącznie z kapłankami, matką opiekunką i inną tego typu szlachtą. - wyraźnie uśmiechnął się szerzej podczas wspominania starych dobrych czasów kiedy to został wysłany przez Riktela na samobójczą misję z której nieoczekiwanie wrócił na własnych nogach. - No może poza innymi tworami z domu No'quar, których część pewnie nadal ma zamiar zemścić się na mnie za zabójstwo naszego twórcy o ile będą na tyle odważni żeby mnie zaatakować... Domami, którym wpadnie do głowy głupi pomysł zniewolenia mnie i zmuszenia do służby dla nich. Ci pewnie powitają nas z ramionami pełnymi sejmitarów. Ale tak poza nimi reszta powinna się dosłownie bić ze sobą, żeby tylko przekonać mnie do dołączenia do nich o ile znają wartość kogokolwiek z mojego domu. A... i jeszcze mogą się trafić tacy, którzy będą chcieli mnie zabić tylko dlatego, żebym nie dołączył do wrogiego im domu. Poza tymi przypadkami powinno być dobrze.
- Chyba, że po śmierci głowy mojego domu inne rodziny postanowiły zrobić to co zawsze w takich przypadkach i kompletnie unicestwić wszystkich z mojego domu. Wtedy tak po prostu nas zabiją. - zaśmiał się lekko i ponownie spojrzał na Kiti. - Ale w to wątpię, bo twory z mojego domu są dość cennymi nabytkami, coś jak ten cały Hell Light. Tylko nieco mniejszego kalibru i co najważniejsze dającymi się użyć podczas ataku lub obrony własnej skóry dając czasami zdecydowaną przewagę. - przerwał na chwilę, w której przekręcił łeb w jedną stronę powodując strzyknięcie w kościach po czym przekręcił go w drugą znowu nastawiając kości.
- Takie przynajmniej są moje przewidywania. Jak będzie na prawdę, to okaże się dopiero jak się tam dostaniemy. - stwierdził wstając. [i]- Dzięki za informacje, Verion. Jeśli masz jeszcze jakieś przydatne wieści, to mów śmiało. Jeśli nie, to w takim razie czas dokończyć interesy na tej wyspie, przygotować się do dalszej drogi i wynieść się stąd. Chyba, że wolisz odpoczywać tutaj, gdzie nie mamy zbyt wielu kryjówek lub do wyboru? -[i] dokończył spoglądając na Kiti.
Samemu planował jak najszybsze oddalenie się z tej wyspy, gdzie mogli zostać znalezieni prędzej niż później. Chociażby dlatego, że każda wyspa miała ograniczoną wielkość i nie mogli w nieskończoność uniknąć wykrycia.
Jeśli Verion nie miał więc nic do dodania ruszył w stronę miasta. Zamierzał wpierw obejrzeć je z odległości, aby sprawdzić czy źródło zadziałało zgodnie z jego wolą. Następnie zamierzał nadal pozostając pod postacią tygrysa wyruszyć na cmentarz do krypty w której ukrył resztki spalonej księgi. Może i dostał obie księgi przy źródle, jednak zamierzał się upewnić, że nie zostawia za sobą kopii. Jeśli tak było, to zamierzał zniszczone resztki spalić doszczętnie i dopiero potem zabrać się za próbę dotarcia do Zaklinacza lub króla. Dobrze by było, jakby udało się z nimi porozmawiać bez zbędnych świadków. Im mniej osób wiedziało o ich obecności na wyspie tym lepiej. Zaklinacz i tak wiedział, kto wyruszył do źródła więc był swojego rodzaju problemem. Dirith był jednak przekonany, że w razie problemów nie zdradziłby o nim zbyt wielu informacji. W końcu już parę razy mu pomógł i jakby nie było drow w zamian odbudował miasto i wskrzesił znaczną liczbę mieszkańców, razem z królem. Nie zamierzał jednak próbować ryzykować. Dlatego jeśli nie udałoby się zlokalizować Zaklinacza poza miastem, to zamierzał dobrze przyjrzeć się jak strzeżone są bramy. Jeśli straż zdążyłaby się jakimś cudem tak szybko pozbierać do wydajnej działalności, to zamierzał poczekać do zmroku zanim spróbował wejść do miasta. Jeśli musiałby czekać, to był to dobry moment aby zapolować na coś do jedzenia. Może sarna czy też inna dziczyzna nie była tak dobrym jadłem jak to przygotowane w jakiejś tawernie na jakie mogła liczyć Kiti, jednak dzięki temu pozostawali w ukryciu co było teraz trochę ważniejsze.
Odczekanie do zmroku było dość dobrym wyjściem, gdyż pod osłoną nocy mógł wykorzystać swoje zdolności do skradania się. Nie było jednak wiadome ile mają czasu zanim pojawią się tu kolejni smoczy jeźdźcy lub Timewalker upora się z własną nagonką i postanowi odnaleźć ich na wyspie. Dlatego jeśli nadarzy się okazja do wślizgnięcia się do miasta, to zamierza zmienić się z powrotem w drowa i wejść do miasta jeszcze w dzień. Może to nie być dobre rozwiązanie, gdyż pewnie miasto będzie pełne mieszkańców sprawdzających co się stało i w jakim stanie jest ich dobytek, jednak nie było wiele czasu aby czekać na idealną okazję. Po wejściu do miasta zamierzał udać się do zamku bocznymi uliczkami starając się unikać zauważenia, jednakże najpierw skupiał się na sprawdzeniu skrytki i dostaniu się do miasta.

Almena 20-01-2014 21:37

- Fine! – Verion wyglądał na zadowolonego. – Dokończcie interesy, najedzcie się, napijcie, wyśpijcie, czy co tam śmiertelni robią w wolnym czasie… Hm, ciekawa sytuacja! – zachichotał, zerkając na Kiti. – Jeszcze się chyba nie zdarzyło, aby kleryk Bieli musiał uciekać przed swoimi do Pomroku!;3 – był tym wielce rozbawiony. – Zabawne, ciekawe, jak zabawnym okaże się stanie po tej drugiej stronie grotu strzały na napiętej cięciwie, hm?;3 Oh my, jak ten czas leci… Bywajcie zatem, zaiste intrygujący moment w historii Pomroku…
Verion zatem, w świetnym humorze, zniknął. Zostaliście sami. Z cholernymi, stromymi klifami. Przynajmniej wywerny miały na tyle rozumu, by oddalić się chwilowo z widoku tych wszystkich fruwających tu niedawno smoków. Przynajmniej ich szpony nie zedrą was z klifów, kiedy ledwo żywi po kursie pływania z rekinami, będziecie wspinać się po stromych skałach. Mwahahaha. Tak….
Kiedy w końcu dotarliście na górę, zobaczyliście znajome równiny i wrzosowiska, podobne widzieliście po przybyciu na wyspę. Cóż… Brrrrrrrrp! – ryknął wniebogłosy żołądek Diritha. Trza by coś zjeść przed kolejnym zabójstwem… Znaczy się przed odebraniem nagrody za bohaterskie ocalenie miasta i jego mieszkańców! Wokół krążyły miejscami odłączone od stad i zagubione owce, kozy, krowy, konie, świnie... wystarczyło się przypatrzeć, odrobina cierpliwości... Znalazło się nawet coś większego.
Frozen Stare by Dani-Lefrancois on deviantART o-oh...
Kiedy już załatwiliście sprawę ryczącego żołądka Diritha, trzeba było ruszać dalej. Najpierw udaliście się na cmentarz, do skrytki. Ku waszemu zdumieniu, cmentarz wyglądał zupełnie inaczej niż poprzednio! Znaczy się, technicznie nic się nie zmieniło i grobowce były tam gdzie poprzednio, wyglądały tak samo, ale…. Ptaki. Śpiewały ptaki! Jakby cmentarz był ptasim gajem, wszystko wokół ćwierkało! Wokół było jakoś tak mniej mrocznie i bardziej uhhh wesoło?... Panowała żywsza atmosfera ptasich treli. Tak… Okazało się, że księga nadal jest w skrytce. Jej stan był marny w porównaniu do świeżo otrzymanych egzemplarzy i nie było sensu trzymać tych resztek. Dirith zabrał je ze sobą, by spalić je przy pierwszym napotkanym źródle ognia w mieście, pochodni, palenisk, płonących gruzach, gdziekolwiek.
Alnwick Castle 4 by newcastlemale on deviantART
Oględziny miasta z daleka były obiecujące. Same mury wyglądały na naprawione po klątwie, nad twierdzą nie unosił się dym. Miasto wyglądało z zewnątrz na zreperowane po klątwie . A wewnątrz…? Na murach nie było straży. W bramie, otwartej na oścież, również. Ludzie którzy zobaczyli ruiny miasta a potem śmierć, następnie zaś budynki, które „same” się naprawiły i ludzi, którzy zmartwychwstali, nie mieli najwyraźniej nastroju na wypełnianie swoich codziennych obowiązków. Część ludzi dosłownie wybiegła z miasta i zgrupowali się przed bramą jak szaleńcy. Nie chcieli przebywać w tych nawiedzonych murach. Pewni, że miasto jest opętane lub przeklęte, zastanawiali się co dalej. Niektórzy wytaszczali swoje rzeczy z miasta. Inni, wtaszczali z powrotem do miasta swoje. Jedni uciekali z miasta, inni do niego wracali z obozu uchodźców i wsi. Jedni świętowali i się cieszyli, inni histeryzowali i postradali zmysły. Nikt nad niczym nie panował. Jedni uznali miasto za wrota klątwy i piekieł, inni za cud.
Postanowiliście przecisnąć się do miasta. Aktualnie było to równie trudne, co okradnie sklepów podczas trzęsienia ziemi. Zresztą, prawie całe miasto widziało, jak przybyliście pierwszego dnia – piękna drużyna, drow, ork, czarownica, wilk, wszystko tam było... Później sytuacja się skomplikowała, część ludzi miała was pewnie za sprowadzaczy klątw i meduz, część za odrzuconą ofiarę dla Chaosu, część za zaklinacza mrocznych feniksów, część za spiskowca i kolegę piratów z latającego okrętu... Było jednak pewne, że ludzie mieli w tej chwili inne problemy niż nie-wiadomo-jaki drow szwendający się grzecznie po mieście. Kiedy wchodziliście przez bramę, część ludzi zwróciła na was uwagę, szybko znaleźli sobie inny obiekt zainteresowania – ich bliscy i znajomi, uznania martwych, szwendali się wokół! Tak, chodzenie po mieście dla wilka i drowa były łatwe, jak okradanie podczas trzęsienia ziemi. Niby wszyscy was widzieli, ale każdy miał inne problemy.
Wyglądało na to, że wszyscy wpływowi zebrali się w zamku, by debatować co dalej. Ktoś musiał opanować poddanych i przemówić do nich, póki co jednak jeszcze nie ogarnięto całej sytuacji. Wydawało się, że Źródło zadziałało tak jak powinno. Nie było nigdzie golemów, ani Silverstinga.
Dirith, zwróciłeś nagle uwagę na jedno z miejsc przy placu. Tam, gdzie wcześniej rósł krzak róży, przy którym grzebał coś sługa Silversinga! Teraz nie było tam już krzewu róży! Znajdowała się tam tajemnicza, mała, kamienna konstrukcja, coś jakby dawna, kamienna latarnia, odtworzona, podobnie jak inne budynki w mieście, przez Źródło. Wyglądała jakby źródło wydobyło jej resztki spod ziemi i odnowiło ją. Co ciekawe, była to latarnia nie pasująca stylem do reszty miasta i otoczenia. Kiedy przedostaliście się bliżej latarni, zauważyłeś, że w szczelinę latarni było coś wciśnięte. Zwój…? Ostrożnie wyciągnąłeś i przeczytałeś.
„Nie damy rady, potrzebujemy wsparcia. Przyślij pomoc. Uderzą jutro. Działa na murach muszą być sprawne. Aunrae Hun’ett” . Poniżej widniał dopisek znanym ci charakterem pisma: „Znajdę cię i zabiję”. Pismo drowów. Dopisek, jakże sympatyczny, napisany był pi ręką Irrlyna. Kto to tu zostawił, kiedy, po co i w jakim celu…? Możliwe, że to sprawka pana Veriona. Możliwe, że to wraz z latarnią było tu wcześniej, ukryte pod ziemią lub w zabudowane w murach i to właśnie dlatego szukał czegoś jeszcze sługa Silverstinga? Może Silversting znalazł ten zwój i to właśnie miałeś przetłumaczyć Silverstingowi z drowiego na zrozumiały dla niego język?... Czy ktoś pomógł mu znaleźć ten zwój?... Czy Silversting wiedział o Hell Light? Czy nie zdążył się dowiedzieć? Trudno powiedzieć. Pytanie brzmiało zapewne: kto chciał, abyś znalazł ten zwój i kto wcześniej wywiódł w to miejsce sługę Silverstinga. Czy ta wiadomość dotarła w porę do adresata i kto nim był… Irrlyn musiał być rozdrażniony opóźnieniem dostawy… czego? Istniała mała szansa że po tylu latach dom Hun’ett nadal miał coś wspólnego z tą aferą… Chociaż jak to mówią, wszystko zostaje w Domu, dopóki Dom istnieje.

Wokół zamku nie było straży. Nikomu nie chciało się latać z bronią i ogarniać tego wszystkiego. Bronić miasto przed demonami, przed klątwami, przed duchami wskrzeszającymi ludzi?! O nienienienienie. Mnie tu nie ma, ja nic nie wiem, nie jestem i nigdy nie byłem miejskim strażnikiem...
Inside a Castle by BecauseImFrench on deviantART

inside the castle 2 by abdullah-ghajar on deviantART

One day at the royal palace 3 by Stefano75 on deviantART

No, zamek po naprawie zdecydowanie ma się lepiej...
Day ballroom by Clepsidras on deviantART

Hm, arystokrację gdzieś wywiało...
Queluz Palace - Ballroom by Zeroth57 on deviantART

Niestety, Zaklinacza póki co również ani śladu. Hm...? Jakieś szmery? Ktoś tam jest?
Semperoper Interior by hans64-kjz on deviantART
Usłyszeliście, jak ktoś hałasuje w głębi korytarza, za drzwiami. Ktoś był w tamtej komnacie, ktoś znajomy, dla nosa Kiti... Zza uchylonych drzwi zobaczyliście króla, żywego, ale zrozpaczonego i nerwowo krążącego po komnacie. Kiedy zdał sobie sprawę że ktoś jest na korytarzu i spojrzał w waszym kierunku, wpadł w panikę, cofnął się odruchowo.
- Czego chcesz?! – rzucił, jakby widział zjawę.

Kejsi2 26-01-2014 14:55

Kiti była zadowolona, że Verion sobie poszedł. Chociaż to wcale nie wróżyło nic dobrego, to że go tu nie ma nie znaczy wcale że się na nich nie gapi i nie knuje czegoś na boku. Przynajmniej nie musiała na niego patrzeć. Wystarczy że wyznawcy Bieli widzieli ją z Dirithem, z przyjaźni z demonem trudniej byłoby się wytłumaczyć klerykowi. Potrzebowała chwili odpoczynku przed wspinaczką i wyłożyła się na skałach, schnąc i grzejąc się w promieniach wschodzącego słońca. Miała nadzieję że nie wróci Timewalker, aby ogrzać ją lepiej swoim ogniem ciekawe czy Timewalker już wiedział i ile wiedział i czy miał ich za sojuszników czy za wrogów bo tego akurat nie było nadal wiadomo! Sojusz z Timewalkerem na dłuższą metę odpadał tak czy inaczej. Patrzyła jak Dirith się wspina, sama jeszcze się wylegiwała.
„Ten ma chociaż pazury a koty dobrze się wspinają! Heh…”
Miała nadzieję że Dirith jak na drowa i tygrysa przystało znajdzie i wybierze najlepszą drogę na górę i leżała jeszcze, zbierała siły i obserwowała go z dołu, próbując zapamiętać gdzie i jak się dostać. Wreszcie musiała się ruszyć i niechętnie wstała. Wspinaczka po klifie należała do jednych z traumatycznych i niemiłych przeżyć na tej wyspie. Kiedy wreszcie wlazła na gór odetchnęła z ulgą i znowu wyłożyła się na ziemi, łapiąc oddech. Wtem usłyszała ryk Timewalkera!.... A nie, nie, nie, to tylko kiszki Diritha. W sumie co było gorsze, smok czy głodny tygrysołak? Z poprzednich doświadczeń z polowań wiedziała żeby poczekać aż Dirith coś upoluje i zje tyle ile zdoła. Leżała i czekała, patrzyła jak jadł i kiedy miał już dość i oddalił się okazując że się nie interesuje resztkami, poszła szybko zebrać resztki.
Miasto wyglądało jak miasto elfów podczas generalnej imprezy. No, może elfy są bardziej, bardziej, bardziej i o wiele bardziej szczęśliwe i zadowolone podczas imprez niż ci tutaj, ale też panował imprezowy nieład. Wilk i drow nie byli w tłumie nikim nadzwyczajnym. Kiedy Dirith grzebał przy kamiennej latarni, Kiti postanowiła uzupełnić zapasy na dalszą drogę. Chciała wykorzystać sytuacje póki kradzieże były łatwe i mogły jej ujść na sucho. Zamierzała znaleźć podstawowy sprzęt czyli liny, najlepiej z hakiem, hubkę i krzesiwo, po drodze jeszcze napić się czegoś w sensie słodkiej wody, słonej morskiej za dużo już się tego dnia opiła. Zamierzała wynieść liny z pierwszego lepszego miejsca, na przykład znajomego warsztatu gnoma. W końcu udało się jej znaleźć liny, haki, hubkę i krzesiwo. Nie chciało się jej tego wszystkiego taszczyć więc przyzwała tarczę Ranaanthy i owinęła liny wokół niej, wcisnęła między liny a tarczę krzesiwo i odwołała tarczę. Póki sztuczka działała, miała wolne łapy i nie musiała taszczyć wszystkiego na wierzchu no i było oczywiście lżej.

Czekała na decyzję Diritha, co dalej i kiedy wyruszą. Była już gotowa żeby wyruszyć i podążała za Dirithem. Była ciekawa jak tak naprawdę jest w podmroku.

Elfy to zamknięte społeczeństwo. Te wszystkie półelfy... cóż, nie było łatwo ludziom jeśli zakochali się w kimś z elfów. Rozmowy kandydatów z rodzicami elfki były z reguły czystym epic failem.
My Elf Girlfriend: Fast & Furious - YouTube
Ale elfy uwielbiały obserwować wysiłki tych dzielnych śmiałków i oczywiście miały z nich bekę.

Dla tych wszystkich którzy lecą na elfki, trzeba przypomnieć, że elfy to specyficzne istoty...
My Elf Girlfriend: Sex Talk - YouTube

eTo 26-01-2014 22:58

Po pogawędce z Verionem przyszedł w końcu czas aby wspiąć się na klify i ostatecznie dostać na stały ląd. Najłatwiejsze to jednak nie było ze względu na stromiznę klifów oraz zmęczenie łap które dawało się we znaki. Dlatego tygrys wybierał najłatwiejszą drogę w górę, nawet jeśli była ona nieco dłuższa. Kiedy już znalazł się na górze odszedł od klifu kilkanaście metrów i usiadł w oczekiwaniu na Kiti. Gdy również dostała się na górę i zbliżała się do niego zaczął się podnosić. Usłyszał wtedy burczenie, które spowodowało, że aż się rozejrzał. Jednakże głód jaki zaczął odczuwać niebawem upewnił go, że czas coś zjeść i zregenerować siły po wizycie w grocie oraz powrocie wpław na wyspę, gdyż wycieńczenie właśnie go doganiało.

Zatem zanim ruszył w stronę kryjówki na cmentarzu skierował się do jakiegoś lasu aby spróbować coś upolować. Na szczęście nie trwało to długo zanim udało się znaleźć zwierzynę na którą można było zapolować. Udało się nawet znaleźć coś większego zanim zdecydował się na co zapolować. Potem kilka dłuższych chwil podkradania, które zostały zakończone przez zdradziecki żołądek oznajmiający swoją obecność kolejnym solidnym burczeniem. Na szczęście Dirith był już prawie w odpowiedniej pozycji do ataku, więc nie czekając dłużej aby nie spłoszyć zwierzyny ruszył. Zaatakował bez ogłuszającego ryku. Głównie dlatego, żeby nie ogłaszać wszem i wobec swojej obecności i przyciągać niepotrzebnej uwagi, jak również aby nie marnować na niego sił. Zmuszanie zmęczonych łap do szybkiego biegu było wystarczające. Kiedy dopadł do celu wbił w niego pazury i obalił na ziemię. Korzystając ze swojej masy szybko postarał się przynajmniej częściowo przygnieść zdobycz, aby utrudnić jej wstanie wystarczająco długo do zadania szybkiego i śmiertelnego ciosu jakim było poderżnięcie gardła uformowanym ostrzem wystającym z łapy. Co prawda nie udało się zrobić tego tak aby przeciąć wszystkie najważniejsze żyły, jednak udało trafić w tętnicę. To wystarczało aby odskoczyć i pozwolić zwierzynie dalej uciekać do momentu aż wykrwawi się i grzecznie położy się na ziemi sama. Śmierć może nie była najszybsza, jednak było przy takim rozwiązaniu zdecydowanie mniej szarpania. Jedni mogli by powiedzieć, że takie zabójstwo było w drowim stylu, zranić i czerpać przyjemność z obserwowania jak cel męczy się dalej aż w końcu padnie. Inni mogli by zarzucić, że Dirith w końcu nie jest zwykłym drowem i w tym momencie dał się ponieść lenistwu nie wykańczając sprawy odpowiednio szybko. Prawda leżała pewnie gdzieś po środku, jednak nie zmieniało to faktu, że wystarczyło już spokojnie dojść do zdobyczy i najeść się do syta. No może prawie do syta, gdyż Dirith zostawił solidną porcję dobrego mięsa Kiti. W końcu głodny kleryk jest mniej przydatny niż najedzony kleryk, a po pierwszym nasyceniu głodu można było zapolować na coś innego. W końcu zwierząt na których można było się pożywić nie brakowało, a nawet jeśli by ich zabrakło Dirith nie miał przeszkód przed upolowaniem jakiegoś nieuważnego człowieka.

Po rozwiązaniu problemu głodu można było ruszyć do kryjówki po drodze czyszcząc trochę futro z krwi z myślą o niedługiej wizycie w zamku. Podchodząc do niej atmosfera do końca się drowowi nie podobała. Ptasie śpiewy ptasimi śpiewami, jednak tak mocna zmiana na lepsze była niezbyt spodziewana. Dlatego w tym momencie ruszył nieco żwawszym krokiem aby dostać się do krypty zanim zaczęliby się tu kręcić ludzie zwabieni tą błogą atmosferą panującą wokół. Jak się okazało był to dobry pomysł, gdyż szczątki księgi jakie miały być zregenerowane nadal znajdowały się w szczelinie w której je zostawił. Na szczęście wszystko wyglądało na nieruszone od poprzedniej wizyty. Zmienił więc postać na drowią i zabrał swoją własność. Może i nie dało się z tej księgi już zbyt wiele dowiedzieć, jednak drow nie zamierzał zostawiać na lewo i prawo jakichkolwiek informacji pochodzących z notatnika Riktela. Tym bardziej w miejscu, w którym najprawdopodobniej niedługo elfy przewrócą najmniejszy kamyk i korzonek w poszukiwaniu boundera Timewalkera.

W końcu przyszedł czas na oględziny miasta. Z daleka wszystko wyglądało na naprawione. No może prawie wszystko, bo na murach nie było straży. Brama również była niepilnowana, chociaż po ostatnich wydarzeniach nie było to dziwne. Można więc było spróbować dostać się do środka za dnia nawet mimo kręcących się w bramie ludzi. Na szczęście mieszkańcy wyspy nie zwracali na niego większej uwagi i starali się nie wchodzić w drogę. Najprawdopodobniej nie jeden z nich uważał go za powód wszystkich tych klątw, jednak widocznie miał na tyle rozumu w głowie aby wiedzieć, że szarżowanie na niego może okazać się samobójstwem. Sprowokowałoby to najpewniej niepotrzebną aferę, dlatego Dirith również nie wchodził innym w drogę i kiedy była możliwość wszedł do jednej z bocznych uliczek i dalej trzymał się na uboczu. Przy oględzinach miasta i po drodze do zamku włamał się do kilku opuszczonych domów w poszukiwaniu jakiegoś plecaka. Noszenie ksiąg pod zbroją najwygodniejsze nie było, nie mówiąc jeszcze o zapasach jakie trzeba było zebrać. Dodatkowo skorzystał z paleniska do pozbycia się resztek spalonej księgi. Na szczęście mało który dom nie posiadał hubki i krzesiwa, więc z rozpaleniem ognia nie było większych problemów. Ewentualny brak drewna na opał dało się szybko rozwiązać używając "przypadkiem" połamanych mebli lub tych pechowych, które nie zostały odnowione przez źródło. Tak czy inaczej, resztki księgi były spalane po małym odrywanym kawałku. Dopiero kiedy jeden kawałek został spalony doszczętnie i rozpadł się sam na drobny popiół w ogniu lądował kolejny. Wszystko po to, aby mieć stuprocentową pewność, że nie zostawia za sobą żadnych informacji ani śladów. Trwało to kilka dłuższych chwil, jednak w końcu zostało skończone. Mimo to dorzucił jeszcze trochę do ognia, aby po jego wypaleniu się w palenisku pozostało więcej popiołu.

Po załatwieniu tej sprawy przyszedł czas na pogawędkę z królem. Jak się okazało również i w zamku nie było straży. Widocznie wszyscy strażnicy mimo wszystko postanowili w końcu zacząć bardziej dbać o własną skórę. Tym lepiej dla Diritha, gdyż tym mniej potencjalnych problemów było na drodze. Zanim dostał się do zamku zauważył dziwną latarnię w miejscu gdzie wcześniej węszył sługa Silverstinga. Po lepszych oględzinach udało się znaleźć zwój z wiadomością pochodzącą najpewniej z drowiej twierdzy oraz czasów tej wielkiej bitwy w której Timewalker został zdrajcą. Pozostawało to jednak dużo więcej pytań niż jakichkolwiek odpowiedzi, gdyż nie było możliwe aby przez te wszystkie lata nikt tej latarni nie zauważył, jak również zwoju jaki zawierała. Najważniejsze jednak było nazwisko jakie zawarte było w podpisie. Nawet jeśli dom Hun’ett nie posiadał ostrza potrzebnego do zabicia Timewalkera, to mógł być w tą aferę zamieszany i wiedzieć który z domów posiada Hell Light. Było to zatem zdecydowanie lepsze miejsce do rozpoczęcia poszukiwań niż dyskretne dopytywanie się co się stało z tym ostrzem. W tym drugim przypadku posiadający je dom mógł znaleźć Diritha szybciej niż on znalazł ostrze. W końcu drow nagle wypytujący o lokalizację potężnego artefaktu w cale nie był podejrzany ani się nie wyróżniał...

Zamek okazał się równie dobrze odnowiony z wewnątrz jak i zewnątrz co było zdecydowanie dobrym znakiem. Wziął się więc za poszukiwania tutejszego monarchy kierując się do komnaty Lady Makbet, przed którą to widział go ostatnio. Po drodze zaglądał również do przylegających komnat gdyż było mało prawdopodobne aby król po wskrzeszeniu dalej pozostawał w tym samym miejscu. Może i o tyle łatwiej byłoby go znaleźć, jednak po kilku dłuższych chwilach poszukiwania udało się do niego dotrzeć przy okazji oględzin kolejnej z komnat.

Dirith wszedł więc do komnaty otwierając szeroko drzwi aby nie wprowadzać króla w większą panikę, po czym skłonił lekko głowę kiedy do niego podchodził. Nie podszedł jednak zbyt blisko aby starać się go nie wystraszyć bardziej.
- Spokojnie królu. - powiedział spokojnym tonem rozkładając ręce trochę na bok aby zaprezentować, że nie trzyma w nich żadnego uzbrojenia. - Chcę wyjaśnić co się stało po twojej śmierci i dlaczego powróciłeś do życia. - zakończył rozluźniając się i opuszczając ręce.

- Jaka jest ostatnia rzecz jaką pamiętasz królu?
- Otóż po którymś kolejnym napadzie szału meduzy w końcu udało mi się jej pozbyć. Niestety miasto było mniej więcej w połowie zawalone. Po ulicach łaziły golemy Silverstinga, a z podziemi zaczęły wyłazić jakieś przerośnięte nie wiadomo co mieszkające w swego rodzaju mrowisku pod miastem. Potem przyleciał feniks, którego również udało się pozbyć. Z tym gadem poszło nawet łatwiej niż z meduzą. Ale po jego wizycie co nie było zburzone, to było spalone... i jako, że miałem dobry humor -
stwierdził beztrosko nie zamierzając zdradzać, że miasto było odbudowane tyko przy okazji użycia źródła do jego własnych celów - postanowiłem odszukać to wasze legendarne źródło mogące naprawić dosłownie wszystko. Nie było to łatwe, ale okazało się możliwe i takim cudem miasto zostało odbudowane jak i powróciłeś do świata żywych razem z częścią mieszkańców.
- A teraz najlepsza wieść. Udało mi się znaleźć i wyeliminować sprawcę tych wszystkich klątw, więc od tej pory nie powinno być tak wielu kłopotów na tej wyspie... to znaczy jak w końcu uda się uspokoić panikujących mieszkańców, którzy nie mają bladego pojęcia co właśnie się stało. -

~ No może poza dwoma albo trzema klątwami typu Fanatycy Bieli, Timewalker i przerośnięte mrówkopodobne dziadostwa jeśli źródło nie usunęło ich w całości, ale póki co mniejsza z nimi. ~ dodał w myślach nie zamierzając ujawniać wszystkiego na raz i w pierwszej kolejności postarać się uspokoić króla i pomóc mu odzyskać swoje postradane zmysły.

Król gapił się na ciebie jak na zjawę. Ostatnie co pamiętał to spacer korytarzem, nie pamiętał dokąd szedł. Słuchał cię jak psycholog schizofrenika, miło nie przerywając i z rozdziawioną paszczą gapiąc się w nicość. W końcu złapał się za głowę, usiadł ciężko na krześle i spuścił głowę.
- Co ja mam zrobić, co ja mam zrobić... - powtarzał histerycznie.
Ręce mu drżały.
- Lud rozerwie mnie na strzępy, anarchia, wojna... - jęczał. - Feniks, meduza...?!
Widać było, że sytuacja go przerosła i miał raczej ochotę uciekać z miasta, niż robić cokolwiek innego.
W końcu spojrzał na ciebie.
- Sprawca klątw...? Zabiłeś sprawcę...? Mówisz, że to koniec, że to nie wróci...? Skąd mam wiedzieć, czy to nie wróci...?!
Rozejrzał się z miną "gdzie moje walizki?!".
- Ludzie... Tak, tak, lud chce wyjaśnień, wzburzony lud!... - westchnął ciężko. - Co ja mam zrobić?! Jak mam do nich przemówić?! Drow...! Nie posłuchają drowa! - zaśmiał się histerycznie. - Magowie, przeklęci magowie, zaklinacze, dlaczego tego wszystkiego nie przewidzieli, co ja mam teraz zrobić?! - krzyknął wściekle i westchnął znów.

- Najlepiej by było najpierw ten wzburzony lud uspokoić. Jak do nich przemówisz to już inna sprawa. Możesz zrzucić wszystko na mnie jeśli zechcesz, jest mi to wszystko jedno dopóki odpowiednia nagroda trafi w moje ręce... Ale spokojnie królu. Widzę, że teraz zbyt wiele mogę nie dostać za rozwiązanie tych wszystkich klątw, więc mogę poczekać aż będziesz w stanie mi zapłacić. Po prostu do tego czasu miałbyś u mnie dług, o którym pospólstwo nie musi wiedzieć.
- Meduza, feniks ani inne poprzednie kłopoty już nie wrócą. Daje na to moją gwarancję. Magowie może i by to wszystko przewidzieli i pomogli, jednak za tym wszystkim stał Silversting, który chciał znaleźć źródło którego użyłem do odbudowy miasta i wykorzystać do ulepszenia swoich golemów. Przez to, że zajmował pozycję jaką zajmował jak widać nie miał większych problemów z manipulowaniem innymi wokół oraz magami tak aby nie wpadli na jego trop i utrzymać swoje niecne działania w tajemnicy. Zaklinacz co prawda się tego domyślał, jednak nie mógł zawczasu nic udowodnić jak również sam został posądzony o to, że mógł być winowajcą.
- Mogą się co prawda pojawić w niedługim czasie dwa małe problemy, jednak te również da się rozwiązać. Do tego potrzebowałbym jednak paru zapasów. Głównie kilku zwojów teleportacji, jeśli tutejsi magowie takowe posiadają lub mogą zrobić i może jeszcze paru innych przydatnych rzeczy łatwiejszych do zdobycia. Możesz to uznać jako zaliczkę do należnej mi nagrody. Jednakże nie zmieni to faktu, że kiedyś się o nią upomnę. Oficjalna wersja może być taka, że zmusiłem cię groźbami do współpracy i nie miałeś innego wyjścia jak mi pomóc w zamian za swoje życie. Jednakże prosiłbym o rozgłoszenie tego dopiero po moim odejściu, żebym nie musiał szarpać się ze strażą i niepotrzebnie uszczuplać podreperowaną właśnie populację... Dla mnie to żaden problem. Poradziłem sobie z meduzą i feniksem, to poradzę sobie ze strażą. Tylko po co jeśli tak na prawdę w tym momencie to nie ja jestem tym złym? - Dirith stwierdził spokojnym i nie grożącym tonem.
- Sprawę tych zwojów jeszcze zamierzam poruszyć z Zaklinaczem jag go znajdę w obozie uchodźców czy tej wsi znajdującej się nieopodal. I to jest jedyna osoba, która mogłaby wiedzieć o tym naszym układzie, gdyż im mniej osób o tym wie, tym lepiej i bardziej wiarygodne będzie to, że oficjalnie byłem za wszystko odpowiedzialny. Czy współpracowałem z Silverstingiem, czy też nie, to także zależy od tego co zamierzasz ludowi powiedzieć, choć mogłoby to wyjaśniać jego śmierć. Ot współpracowałem razem z nim i kiedy dostałem się do źródła postanowiłem się pozbyć wspólnika żeby zgarnąć nagrodę dla siebie. Jak mówiłem, wszystko jedno jakie będzie wytłumaczenie tej sprawy, dopóki bez większych problemów odbiorę zapłatę jak się o nią upomnę. A w takim układzie zrobię to również na tyle dyskretnie, żeby nie wszczynać niepotrzebnych kłopotów kiedy tu powrócę.

Król wyglądał nadal na grubo zamurowanego.
- Zapłata...?
W sumie nie miał pojęcia co zrobiłeś i czy faktycznie ty to zrobiłeś, nie kto inny... Ale kiedy do komnaty włazi ci drowi skrytobójca i prosi o zapłatę, jaki masz wybór...? No i w najlepszym wypadku, ostatnią rzeczą jakiej teraz chciał to drowi skrytobójca biegający po mieście i wymachujący bronią.
- A czego żądasz jako zapłaty? - spytał ostrożnie.
- Zwoje teleportacji, jestem monarchą, szlachcicem, nie mam pojęcia o magii i zwojach! Porozmawiamy z magami, bierz co chcesz, jeśli którykolwiek z magów jeszcze będzie mi wierny, przekonam ich, żeby dostarczyli ci czego zechcesz! Chodźmy do nich teraz!
Heh trochę był jeszcze rozhisteryzowany, ale grunt żeby załatwić sprawę. Ruszyłeś więc za nim korytarzami do wieży magów.
- Silversting!... - mamrotał pod nosem oburzony król i kręcił głową. - Jeśli on, to ilu jeszcze!? - jęknął. - Może nie powinniśmy tam iść?
Ostatecznie sprawa rozwiązała się sama, ponieważ na korytarzu wpadliście na znajomego Zaklinacza. Wyglądał na bardzo ucieszonego na wasz widok.
- Dirith! Wróciłeś! Udało się! Golemy zostały zniszczone, miasto ocalone! Mój panie, to nasi wybawcy! - skierował do króla. - Ten drow i ta wilczyca, to nie może być przypadek, to dzięki nim miasto zostało ocalone! Byłem świadkiem ich bohaterskich czynów!
Tak tak, ale co ze zwojem...?
- Zwoje teleportacji - zastanowił się Zaklinacz. - Myślę, że mogę wam pomóc! Porozmawiam z moim przyjacielem, magiem, powinien mieć coś takiego! Chodźcie ze mną! Źle wyglądasz, mój panie, powinieneś odpocząć - skierował do króla.
- A jak mam wyglądać?! - oburzył się. - Królestwo się wali, lud mnie rozszarpie kiedy tylko opuszczę te mury! heh... Nie, masz rację, przyjacielu. Zbiorę najbardziej zaufanych mi ludzi, muszę opanować sytuację w mieście. Przynajmniej spróbować. Nie wiem ilu zdrajców czai się jeszcze wokół. Ale nie mogę tego tak zostawić...
No to wszystko fajnie. Król poszedł królować, Zaklinacz prowadzi was po zwój od kolegi maga. Timewalkera nie widać. Oby zaraz nie wylądował na głównym placu, wołając: "ej, Dirith, mój wybawco, który mnie zbudził, gdzie jesteś, wróciłem!"

- Najpewniej pokaźnej sumy złota, lub czegoś wartościowego. Nie wiem jeszcze ile i czego będę potrzebował. Jak będę wiedział, to na pewno odpowiednio wcześniej dam znać, jednakże będzie to zapłata adekwatna do tego czego udało mi się dokonać. Ale spokojnie, najpierw niech królestwo stanie na nogi. Nie zamierzam tak od razu wykończyć kurę mającą znieść mi złote jajko. To jeśli chodzi o moją część zapłaty. - stwierdził uśmiechając się lekko.
- O magów się nie martw, jeśli wiedzą o śmierci Silverstinga to teraz jeśli mają trochę oleju w głowie to pewnie bardziej martwią się o własną skórę. Nawet jeśli znajdzie się jakiś taki szaleniec, to nie powinien sprawić mi większych problemów... - stwierdził tuż przed tym jak znalazł ich Zaklinacz dodatkowo potwierdzając z grubsza to o czym mówił wcześniej.
Sprawy miały się więc dobrze. Korzystając z okazji, że znalazł się sam na sam z kimś bardziej ogarniętym na tej wyspie postanowił uprzedzić przed kłopotami które mogą niebawem nadejść.
- Miasto może odbudowałem, ale to pewnie nie koniec kłopotów. Przy okazji użycia źródła nagrabiłem sobie u fanatyków Bieli budząc jakiegoś smoka mającego ponoć być niezniszczalnym i teraz jestem dla nich celem. Prędzej czy później domyślą się, że nie jestem razem z tym smokiem i mogę być na tej wyspie, więc mogą się tu pojawić i zacząć mnie szukać. Z tego co widzę podchodzą na tyle poważnie do tematu, że najpierw zabijają, potem zadają pytania. Dlatego im mniej szczegółów o mnie się dowiedzą tym lepiej, oraz tym lepiej dla was jeśli się nie dowiedzą, że mi jakkolwiek pomagaliście. Dobrze by było, jakby oficjalna wersja była taka, że wszystko wymusiłem groźbami. Również to, że byłem odpowiedzialny za te wszystkie nieszczęścia na tej wyspie będzie bardziej wiarygodne, zarówno dla mieszkańców jak i dla fanatyków. Jeśli się pojawią po prostu nie wkurzajcie ich bardziej, niech szukają gdzie chcą. Możesz wspomnieć, że nawet mimo braku okrętów jest wystarczająco dużo dróg aby opuścić tą wyspę lub kryjówek żeby ich przeczekać. Jak będą nalegać, to możesz wspomnieć, że kiedyś podsłuchałeś rozmowę między mną a Silverstingiem o łodzi podwodnej, lub o jaskiniach mających połączenie z podmrokiem. Tak czy inaczej powinno ich to zająć i jak znajdą przystań w kanałach lub zaczniecie im pomagać to powinni w końcu odpuścić... Chyba, że zaczną zabijać wszystko co się rusza tylko po to, aby przekonać się czy to byłem ja czy nie. Ale ponoć to słudzy tej całej Bieli i dobra więc miejmy nadzieję, że na taki pomysł nie wpadną. Jednak z fanatykami to kto wie.... - powiedział spokojnie

- Drugi problem może być z tym smokiem którego obudziłem, Timewalkerem. On również może mnie szukać. Dogadać się z nim może być ciężko, jednak powinien posłuchać. Po prostu powiedz mu, że dobrze zrobił wypuszczając mnie z łapy i osobno poradzimy sobie lepiej. Jakby groził spaleniem miasta, to daj mu wolną rękę, tylko ostrzeż przed tym, że mogę nadal się tam ukrywać. W końcu dróg aby wydostać się z tej wyspy poza zwojami teleportacji jest sporo, jak również miasto jest na tyle duże i opustoszałe, że mogę się w nim ukrywać nawet przed armią dość długo Po prostu nie rozmawialiśmy długo, ukradłem zwoje po czym uciekłem gdzieś do miasta i tyle było mnie widać, nie wiesz nawet czy tych zwojów użyłem czy też nie, Ale jeśli chce zaryzykować zniszczenie go razem ze mną w środku, to niech to zrobi. Powinien ustąpić.
- Takie przynajmniej widzę wyjścia z tej sytuacji. Może i będzie znowu sporo zamieszania, ale tak sam bym postąpił. Chociaż zostawać za długo nie chcę, bo mimo wszystko przeczekiwanie nagonki elfów mi się nie uśmiecha, jak również im szybciej do nich dotrze, że opuściłem wyspę to tym lepiej. Jeszcze oprócz zwojów potrzebowałbym wiedzieć gdzie w mieście był sklep z różnym wyposażeniem. Przydałyby mi się kolce na buty, jakieś liny, kotwiczki i może jeszcze uniwersalne odtrutki. Pewnie proszenie o jakieś magiczne cacka mogące zastąpić plecak lub inny pojemnik mający sporą pojemność i zajmujące mniej miejsca byłoby zbyt wygórowanymi wymaganiami? - stwierdził spoglądając na Zaklinacza i domyślając się, że może prosić już o zbyt wiele. Jednakże mimo wszystko można było spróbować.
- Dodatkowo przydałaby się jeszcze jakaś obroża albo coś innego dla Kiti, dzięki któremu mogłaby przynajmniej rozumieć obce języki. Na pewno by to nie zaszkodziło, a mogłoby się okazać bardzo pomocne. - dodał kolejną rzecz przy okazji wspominania o przydatnych zapasach. Nie liczył jednak na wiele, w końcu królestwo właśnie przeszło niezłe przemeblowanie. Nie mówiąc o tym, że to nie koniec kłopotów, jednak nic nie stało na przeszkodzie aby spróbować. W końcu w najgorszym wypadku nadal dostałby zwoje teleportacji, które mimo wszystko były nieco ważniejsze niż reszta o której wspomniał.
- A... I jeszcze mogą się pojawić kiedyś to przerośnięte robactwo z roju pod miastem. Użyłem co prawda źródła do pozbycia się również i tego, jednak nie wiem w jakim stopniu zostało ono zlikwidowane. Czy w całości i nie pojawią się w cale, czy w części i pojawią się później tego nie wiem. Na wszelki wypadek możecie się zaopatrzyć w kilka golemów. Tak, golemów bo są wytrzymalsze niż zwykła straż i po drugie nie zwieją na widok roju, jak również łatwiej je zastąpić. - dorzucił beztrosko.

Almena 27-01-2014 21:02

Cóż, było oczywistym, że niektórym ludziom trzeba czasem pomóc w zrozumieniu otaczającego ich świata, aby nie postradali zmysłów. Wbrew pozorom i ogólnemu mniemaniu, demony, żywiące się negatywnymi uczuciami ludzi, często odpowiadały za wyleczenie lub uniemożliwienie zachorowania, niż za obłąkanie i choroby psychiczne. Verion z rozbawieniem obserwował odchodzącego korytarzem króla. Gdy do władcy zrujnowanego królestwa stojącego na krawędzi upadku przychodzi drow, wygadując rzeczy takie a nie inne, utrata części danych z potoku myśli sprawia, że jest wzywana straż i nikt nie szykuje szubienicy. Ludzie w panice różnie się zachowują. Ludzie, którym coś zjadło część racjonalnego wytłumaczenia dla odczuwania paniki, zachowują się trochę nieswojo, ale mniej groźnie. Nie widział ku temu potrzeby, ale tym razem zależało mu na czasie. Spoza tym od czasu do czasu lubił przypomnieć sobie jak smakują ludzkie paranoidalne uczucia. Zaklinacz trzymał się zdecydowanie lepiej. Verion uśmiechnął się z rozbawieniem, odnajdując w jego duszy lęk. Lęk przed Dirithem. Oczywiście, Zaklinacz nie miał powodów by w pełni ufać drowowi i mógł się domyśleć, że drowy nie należą na prawych i honorowych istot, mimo wszystko, Zaklinacz miał nadzieję „przemknąć niezauważenie” podczas gdy Dirith był zajęty swoimi sprawami. Samotny drow w mieście ludzi nigdy nie miał łatwego życia. Trochę jak w elfickiej anegdocie; siedzą elfy w knajpie, widzą przez okno samotnego drowa na zewnątrz. Elfy; Hej, a drow! Come, eat with us!... Siedzą w knajpie drowy, widzą przez okno samotnego elfa. Hey, an elf! Come, lets eat him!!!
- Witajcie… Zwoje teleportacji, tak, uhhh gdzieś je miałem... – podrapał się po głowie Verion. – Wybaczcie ten bałagan i moje roztargnienie, ale sami rozumiecie, jaka jest sytuacja… Moment, gdzieś je tutaj miałem…
* * *
Dirith, Kiti;
Zaklinacz prowadził was do swojego przyjaciela, podobno zaufanego. Oby. Nie mieliście zresztą wyboru, odkąd Magini opuściła Stado nie mieliście bladego pojęcia o magii i wszystkich tych magicznych bzdetach a nie było nikogo , kto mógłby was wesprzeć. Pozostawało wierzyć, że Mag w całym tym zamiecie zechce współpracować i pomóc wam, zamiast na przykład pakować się i uciekać z miasta. Zaklinacz spiesznie wchodził po schodach wieży, chyba on też zdawał sobie sprawę, że mag może mieć teraz inne priorytety.
- Zaczekajcie tutaj, wyjaśnię mu co i jak… - powiedział przed drzwiami.
Zapukał i wszedł. Mag był w komnacie, zaczęli rozmawiać. Po chwili Zaklinacz zaprosił was do środka.
- W porządku, Wincenty spróbuje wam pomóc – powiadomił Zaklinacz.
Fire Mage by anndr on deviantART
- Witajcie… Zwoje teleportacji, tak, uhhh gdzieś je miałem... – zaczął przeszukiwać półki. - Wybaczcie ten bałagan i moje roztargnienie, ale sami rozumiecie, jaka jest sytuacja… Moment, gdzieś je tutaj miałem…
- Pomóc ci szukać? – zaproponował Zaklinacz.
- Tak, proszę. Jeśli chodzi o obrożę… umm… Rozumiem, że to nie jest zwykły wilk… Nigdy jednak nie testowałem przedmiotów translatorów na zwierzętach… nie wiem, czy ona w ogóle usłyszy cokolwiek z translatora, ale możemy spróbować. Musiałbym stworzyć taką obrożę , ale myślę, że jestem w stanie to zrobić w ciągu godziny. Jaki język chcecie tłumaczyć? Hmm drowi? Rozumiem, że ten język jest znany tylko tobie? – spojrzał na Diritha. – Gdybyś mógł mi pomóc i przez tę godzinę, kiedy będę tworzył obrożę, posłużył za tłumacza? Nie mam bazy języka drowiego do stworzenia translatora, ale gdybyś mógł przetłumaczyć podstawowe pojęcia, po prostu wypowiadaj słowo w języku drowim i jego tłumaczenie, zostanie to zapisane w obroży. Mam nadzieję, że to podziała. Pozostań przy podstawowych zwrotach, inaczej potrwa to cały dzień…
Tak naprawdę przeciętny człowiek czy drow nie używa miliona zwrotów na co dzień. Używa tylko małej garstki znanych mu słów. Zwroty takie jak „broń, uważaj, uciekaj, chodź, zabij, wróg, przyjaciel, zabij, uciekaj, sztylet w plecy, zabij i uważaj”, powinny wystarczyć. W ciągu godziny zdążysz wypowiedzieć ich wystarczająco dużo, żeby Kiti byłam niej więcej ogarnięta w tym co się będzie działo. O ile oczywiście przeżyje tam dłużej niż 5 minut…
Mag zabrał się zatem do dzieła, tymczasem Zaklinacz poszukiwał zwojów teleportacji.
Kiti, w sumie to dobry pomysł z tą obrożą. Przynajmniej będziesz rozumieć, co do ciebie mówią. Czy się zrozumiecie, trudno powiedzieć, Podobno Pomrok to dziwne miejsce a jego mieszkańcy są jeszcze dziwniejsi. Podobno obcych łapią i robią z nich niewolników albo ich zjadają. Do tego rządzą tam baby. Pewnie dla nie-matrony zmuszanie jakiekolwiek nie-niewolnika do czegokolwiek, może się bardzo źle skończyć.
WHITECHIX 002 room service by Jornorinn on deviantART
Z drugiej strony, podobno mają tam luksusowe sauny, miejsca uciech zabaw, gdzie można zafundować sobie masaż i imprezę [w jakim stania ją opuścić – to inna sprawa…].
QoS NoWay... by Jornorinn on deviantART
Jak mawiają drowy, „zabijanie to nie sztuka – ale spróbuj zadowolić kobietę!...” No i jest jeden mały problem z wiecznymi ciemnościami. Niebawem obroża była gotowa.
- Gotowe! – oznajmił mag, pokazując obrożę. – Sprawdźcie, czy działa.
Znaleziono też 2 zwoje teleportacji.
- Musisz odczytać zwój, a na końcu wypowiedzieć nazwę miasta do którego chcesz się udać. Pamiętaj aby wyraźnie wypowiedzieć jago nazwę, najlepiej wraz z regionem w jakim leży. Drugi zwój możecie wziąć na wszelki wypadek, nie jest mi teraz potrzebny. – Plecak hmmm tak.. – podrapał się po głowie. – miałem kiedyś coś takiego, ale dawno już nie byłem w podróży, więc…. – zaczął grzebać po kufrach. – Na pewno gdzieś to kiedyś miałem.
Wywalał z kufra różne dziwne rupiecie.
- Ah, jest! – podał wam stary, skórzany, zniszczony plecak. Weź go, nie jest mi już potrzebny.
Generalnie miły mag z niego. Niejeden byłby jednak miły, gdyby drow wlazł mu do pracowni. Zresztą, mag nie wyglądał na miłośnika podróży i plecak był mu raczej zbędny. Patrzył na was z miną „bardzo miło mieć gości, ale może sobie już w końcu pójdziecie?”. Wzięliście co wasze, pozostała szybka wyprawa w poszukiwaniu butów, zapasu lin, odtrutek. Zwłaszcza odtrutek.
- Z odtrutkami myślę, że mogę wam pomóc – powiedział Zaklinacz. – Chodźmy.
Zaprowadził was nieopodal, do komnaty będącej składem masy fiolet, suszonych ziół i minerałów. Zacząłeś pakować do plecaka odtrutki na różne paskudztwa. Heh, problem w tym że w Podmroku żyją różne żyjątka, których tu na powierzchni nie ma i w związku z tym nikt tu nie zna odtrutek na ich jad. No ale grunt to podstawowy zestaw małego podróżnika. Zaklinacz wskazał wam też miejsce, gdzie znajdziecie odpowiednie do Podmroku obuwie. Praktycznie możecie wyruszać...

eTo 02-02-2014 21:34

Rozmowa z Zaklinaczem poszła całkiem gładko. Dirith był jednak czujny kiedy miał do czynienia z magiem na wypadek jakby zaczął coś kręcić. W końcu lepiej być przygotowanym, niż rozluźnić się za mocno i zostać zaskoczonym. Jednakże zarówno znalezienie zwojów jak i stworzenie obroży również poszło bez problemów. Dodatkowo udało się jeszcze znaleźć lepszy plecak. Mag wyglądał jednak jakby nie za bardzo podobało mu się, że musi pomóc, dlatego Dirith wolał nie nadużywać dłużej jego cierpliwości i w końcu ruszył dalej. Zabrał więc co trzeba i poszedł szukać odtrutek. Może i mogły nie zadziałać na trucizny zrobione z jadu mieszkańców podziemi, jednak tak samo jak na powierzchni mało kto miał odtrutki na ich jad, tak w podmroku mało kto miał odtrutki na jad zwierząt z powierzchni. Dlatego równie trudno dostępne trucizny z powierzchni czasem stosowany były aby mieć pewność, że ofiara nie znajdzie na czas odpowiedniego antidotum. Co prawda tylko niektóre domy mogły się pokusić o pozyskanie trucizn z powierzchni, jednak jeśli Dirith chciał się dostać do Hell Light musiał postarać się dostać w te wyższe kręgi dowodzące danym domem. Inaczej musiałby po prostu cały dom wybić żeby się dostać do jego skarbca. Takie rozwiązanie było dokładnie tym co rozkazałby Riktel, jednak w pierwszej kolejności drow wolał spróbować bardziej ostrożnego podejścia i nieco mniej agresywnego. Zawsze dzięki temu może chociaż znaleźć się wewnątrz domu. Zawsze to jedna brama do forsowania mniej.
Po załatwieniu kilku odtrutek likantrop pożegnał Zaklinacza i ruszył do wskazanego sklepu. Również teraz nie spodziewał się kłopotów podczas drogi przez miasto. Po dotarciu na miejsce nie patyczkował się z zabieraniem tego co było potrzebne. Jeśli drzwi były zamknięte to je wyważył lub wybił okno i przez nie dostał się do środka. Gdyby ktoś był w środku, to na pewno nie na długo, gdyż miał zamiar ludzi przebywających w sklepie zastraszyć aby go chwilowo opuścili. Jakby mógł, to pewnie by ich pozbawił życia, jednak w tej chwili zgrywał tego dobrego i wolał ich zostawić przy życiu na wypadek jakby król miałby się dowiedzieć o tych zabójstwach.
W sklepie szukał przede wszystkim lin. Przynajmniej 20 metrów na wypadek jakby zwój teleportacji przeniósł go w pobliże miasta a nie do niego. Dodatkowo znalazł też kotwiczkę oraz raki do wspinaczki. Żadnych pochodni nie brał, gdyż bardziej by przeszkadzały niż pomagały. Może niektóre ze zwierząt żyjących w podziemiach można było odstraszyć ogniem, to światło tylko skupiało na sobie uwagę i oznajmiało o czyjejś obecności co często nie było pożądane.
Po zabraniu potrzebnego sprzętu można było upewnić się, że wszystko jest już gotowe i znaleźć jakieś miejsce do odpoczynku w którym można było chwilę się przespać dać lepiej odpocząć kończynom po pływaniu. Czy było to w mieście czy poza nim, było to Dirithowi obojętne. W mieście było wystarczająco dużo opuszczonych budynków, z poza nim ludzie bardziej byli zajęci tym co się wokół nich działo żeby urządzać sobie spacery, więc jakieś dogodne miejsce do odpoczynku by się znalazło. Drow zresztą nie zamierzał głęboko zasypiać. Zamiast tego starał się być cały czas czujny na wypadek jakby pojawił się Timewalker lub fanatycy Bieli i trzeba było szybciej wyruszać dalej.
Po odpoczynku przyszedł w końcu czas na użycie jednego ze zwojów. Dirith odczytał więc wyraźnie inkantację dodając:
- Tr'eakvra, podmrok, gdzieś pod rejonem w którym po raz pierwszy zawitałem na powierzchni.
Co prawda nazwy tego rejonu dokładnie nie pamiętał, gdyż te wspomnienia były skutecznie pozamazywane przez Riktela po tym jak trafił w jego ręce, jednak prawdopodobnie gdzieś w podświadomości się kryły i być może pomogłoby to w dostaniu się do miasta na którym się skupił.
Dalej pozostawało już tylko pozwolić się przenieść do podmroku lub wejść w utworzony portal mając nadzieję, że ten po drugiej stronie znajduje się w odpowiednim miejscu. Lub przynajmniej znajduje się gdzieś w znajomym z patroli rejonie niedaleko miasta.

Almena 03-02-2014 19:38

No to pora wyruszać. Ciekawe, czy wilki są bardziej odporne na wizyty w Pomroku niż rasowe elfy. Przygotowani po zęby i gotowi do wyprawy, mogliście już tylko mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Dirith użył zwoju i po raz kolejny mieliście okazję zaznać uroków teleportacji, mdłości, błysk, zawroty głowy, i takie tam.
At the heart of the holy box - 3D fractal zoom - YouTube
Kolejnym doznaniem było chlupnięcie na bombę w wykonaniu Kiti i na tyłek w wykonaniu Diritha prosto w, jak wam się zdało, krater wulkanu. [Verion; tabliczka z napisem ‘facepalm’, Mistress tabliczka z napisem 6.66, duch Irrlyna gdzieś z zaświatów; Man Power!].
More Cave Water by Serkonus on deviantART
Trochę was zaskoczyło, że Podmrok był taki… mokry i wrzący.
Manmade-waterfall by joelht74 on deviantART
Chyba wpadliście komuś do gara z zupą… Kiedy minęła faza po teleportacji, szybko oceniliście, że tak naprawdę wylądowaliście w oczku wodnym, basenie w skale, który wypełniony był wodą z gorących źródeł, czy raczej z gejzeru… Wody było z 1m, więc Dirith, który usiadł na tyłku, miał jej po żebra, Kiti z kolei wiosłowała w szoku, pływając w koło jak gotująca się we wrzątku krewetka.
Tobaccin Hot Springs by joeross on deviantART
Basenik nie był duży, miał może z 4m2 i był z 3 stron otoczony ścianami ze skał, z jednej strony zaś zasłonięty był długimi, czerwonymi kotarami z wzorem pajęczyny. Jak na Podmrok to całkiem tu ciepło, przyjemnie i… pachnąco. Jakieś olejki zapachowe, kadzidełka… Chyba niekoniecznie miałeś na myśli to miejsce, wspominając w zwoju miejsce teleportacji, aczkolwiek tak, jesteście w jaskini, pod ziemią, w pomroku i zdecydowanie w domenie drowów, wystarczy spojrzeć na zdobienia, motywy pajączków rzeźbionych na kamieniach. Łaźnia…? Albo mag był złośliwy i dał wam trefny zwój, albo zwój zadziałał, albo, a, diabli tam wiedzą...[odgłos zacierania macek].
Oniemieliście, gdzieś zza kotar, z głębi groty, dochodziły niejednoznaczne odgłosy zabawy damsko-męskiej. Nieopodal dał się słyszeć chichot młodych, damskich głosów i ciche plotkowanie w ich wykonaniu, czyjeś kroki. Nim zdążyliście cokolwiek konstruktywnego wymyślić, czerwona zasłona poruszyła się i lekko odsłoniła…! Oh wtf…?!
Za zasłoną pojawiła się młoda drowka, w stroju typu „3 nitki na krzyż”, koronka i świecące złote ozdoby zwisające z tych 3 nitek. Na ułamek sekundy zastygła w bezruchu, zobaczywszy drowa kąpiącego się w pełnym rynsztunku i z psem. Po czym… z wzrokiem utkwionym cały czas w podłodze, jakby nigdy nic, postawiła na dużym, płaskim kamieniu przy basenie karafkę, dwa kieliszki, miseczkę z płynnym, płonącym kadzidłem, oraz dwa duże ręczniki i… odeszła, zasłaniając znów kotary. Okej…
Drinks anyone by polar2222 on deviantART
– Nie do wiary – usłyszeliście jakiś męski głos na korytarzu.
– Mam go dosyć. Jutro wyślę go na patrol, z którego już nie wróci – odparł inny głos.
Mężczyźni przeszli obok waszej kotary i odsunęli kotarę tuż obok, wchodząc do basenu znajdującego się obok was, za ścianą po lewej.
– Eh... – westchnął jeden, zanurzając się. – Cholerne żebra, nadal mnie bolą.
– Ciesz się, że ci je poskładali.
– Ta.
– Swoją drogą dałeś się podejść jak ostatni głupiec.
– Byłem pewien, że ścierwo nie żyje, teraz mam nauczkę, te cholerne chimery nauczyły się udawać nieżywe.
– Nah, po prostu dałeś się podejść.
– Miała sztylet w gardle, leżała nieruchomo, skąd mogłem wiedzieć, że kiedy podejdę, w ostatnim zrywie mnie chlaśnie? – mruknął.
– Ja bym poczekał. Z tymi chimerami nigdy nie wiadomo. Widziałem, jak jedna uciekła z dwiema odciętymi kończynami. Nie znaleźli jej.
– Heh. Boli, cholerstwo… Chętnie poleżałbym tu jeszcze z kilkanaście godzin.
– Cieszyłbym się z kilkunastu minut spokoju.
– Zawsze coś, jak nie drider to chimera – mruknął. - Te zdziczałe kiedyś doprowadzą do katastrofy. Powinniśmy pozbyć się z miasta całego tego tałatajstwa, chimer, zwierzołaków, tych wszystkich, co nie mają dwóch nóg i dwóch rąk oraz jednej pary oczu.
– Są bardzo przydatni.
– Ta, bardzo, eh… Po kąpieli chętnie wpadłbym na jeszcze jeden masaż.
– Te baby teraz tam siedzą, nie mam zamiaru się tam pchać. Poczekamy, może pójdą.
– Jak pech to pech na całej linii…
Tak więc, macie okazję zażyć kąpieli aromatycznej w tutejszych gorących źródłach, i to całkowicie za darmo. Tylko co dalej…? Ta drowka, która was obsłużyła jakże miło ale zupełnie przypadkowo, raczej nie doniesie nikomu o waszej wizycie. To niewolnica, jej zadaniem jest roznoszenie wina, jedno nieproszone słowo mogłoby narobić jej kłopotów. Zapewne też pracując w takim miejscu widziała już różne zaskakujące rzeczy i z pewnością drow kąpiący się w pełnym rynsztunku wraz z psem nie był najdziwniejszą rzeczą jaką widziała w tym przybytku. Można zatem przyjąć w 90% że niewolnica nie ma pojęcia, że coś jest z wami „nie tak”. Gorzej jednak z pozostałymi bywalcami uroczego przybytku, oczywiście - zwłaszcza z babami. W takich miejscach palą się różne kadzidełka i niektóre wprawiają drowy w wesoły nastrój. Drowie baby mawiają tendencje do interesowania się samotnymi drowimi chłopami, kiedy ci im się nawiną, począwszy od zadawania niewygodnych pytań, skończywszy na zmuszaniu do niewygodnych pozycji. Po uchyleniu kawałeczka czerwonej zasłony w celu „rzucenia okiem” na otoczenie, oceniliście, że od waszego baseniku biegły 3 korytarze – w lewo, w prawo i prosto. Tam w lewo i w prawo korytarze wyglądały jak przedział pociągu, z zasłonami i basenikami co kawałek. Większość zasłon była jednak odsłonięta a baseniki pewnie puste. Chyba że ktoś kotary nie zasłonił... Oba korytarze kończyły się zakrętami i nie było widać, czy są za zakrętami ślepo zakończone. Prosto był inny korytarz, też z kotarami, zza jednej z nich dobiegały nadal „odgłosy”, korytarz kończył się małym basenikiem
SPA by guss69 on deviantART

i 2 x drzwi. Zza lewych dobiegały plotki kobiecych głosów.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:39.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172