lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   A Może By Tak...?? (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/9866-a-moze-by-tak.html)

Kejsi2 05-02-2014 22:05

W sumie nie wiedziała, dlaczego wszyscy tak narzekają na ten Podmrok. Całkiem tu fajnie, fajnie, fajnie! Poza pierwszym szokiem od gorącej wody, po chwili przywykła do ciepłej wody i było całkiem przyjemnie! Już się martwiła, a tu Diritha chyba dobrze wspominają, przynieśli mu na wstępie flaszkę! Sugerowałoby to dobry początek wizyty w mieście, chociaż różnie bywa…

Drunk drows by DemienvanCope on deviantART

Chyba ona po prostu pomyliła Diritha z kimś innym! Z jednej strony było to zabawne, znaleźć się takim basenie pod ziemią, w spa mrocznych elfów. Miała nadzieję że to nie tutaj myją ofiary dla Lolth. Kiedy kotara się odsłoniła Kiti wybałuszyła oczy, zupełnie nie wiedząc co robić, ale sytuacja sama się rozwiązała, służka zostawiła flaszkę i jakby nigdy nic poszła. Dziwne są te drowy, dziwne, dziwne, dziwne! Gdyby elf zobaczył innego elfa w wannie, w zbroi, ze swoim wilkiem, zareagowałby… inaczej. Tak, pewnie spytałby co tamten jara i poprosiłby o porcję, ale to szczegóły, szczegóły, szczegóły! Albo wezwałby kleryka. Zawód kleryka potrafił być ciekawy. Standardowe są przypadki gdy pytasz zjadanego elfa co go boli, on na to: żebra i chwyta się za lewą rękę, wskazując tam. „Żebra?” „Tak!”(trzyma się za rękę i wskazuje ją). Zjarane elfy mają nieogarniętą wiedzę o własnej anatomii, a często też o własnych możliwościach lotu i skoków z koron drzew. Prawdopodobnie jednak wśród mrocznych elfów było podobnie bo służka w ogóle nie przejęła się fanaberiami Diritha kąpiącego się w zbroi i z całym ekwipunkiem. Sądząc po odgłosach z głębi korytarza drowy miały różne fanaberie w takich miejscach. Skoro u drowów jest matriarchat i podobno kobiety nie są zbyt miłe i sympatyczne, co pozostaje przeciętnemu drowowi? Forever alone albo kąpiel z psem. Tak należało się tłumaczyć gdyby ktoś zaczepił ich na korytarzu!

Już po chwili zaczęła ją stresować klaustrofobia i fakt że byli pod ziemią, pod tonami skał. Wydawało się jej, że „nie ma dokąd uciec” w razie gdyby stało się coś złego. Żadnego drzewa na które można by wleźć, wyobrażała sobie wokół tylko plątaninę podziemnych tuneli w których na zawsze ugrzęźnie. Mimo wszystko starała się dzielnie trzymać, była klerykiem i Stado jej potrzebowało! Klerycy są nieocenieni! Nie to co magowie, ci zawsze coś spartaczą…

https://demotywatory.pl/4284151/Arcymag

Zastanawiała się, czy w Pomroku są psy i wilki. Podobno czasem są i są traktowane jako „trofeum” z polowania na powierzchni, taki mały szpan. Podobno szpanem w Podmroku jest mieć za niewolnika elfa lub stworzenie z powierzchni albo zwierzątko. Na powierzchni byłoby szpanem gdyby sobie taki elf spacerował z driderem na smyczy! Zakładając że ten driver nie oślepłby po kilku minutach albo nie dostał poparzenia śmiertelnego skóry od słońca. Pewnie by od słońca pogubił wszystkie włoski i wyłysiał, fuj fuj fuj! No właśnie na tym problem polegał ze szpanowaniem zwierzątkami z podmroku, nikt nie widział elfa z nietoperzem ani w pomroku drowa z sokołem na ramieniu. Ale podobno nieraz łapali nocne zwierzęta, jak wilki, sowy, koty. Podobno też żyły tam kopie tych gatunków, wyglądające nieco inaczej, ale tutaj też drowy chodziły z różnymi żyjątkami na smyczach. Podobno standardowym kotkiem z powierzchni był pająk. Krążyły plotki i legendy, że niektóre drowki są zakochane w swoich pajączkach, noszą je w torebkach, (dodatkowa ochrona przed złodziejami), czeszą je, wiążą kokardki, kupują smycze z diamentami itd. Na tych co wyrosły jeździły jak na wierzchowcach! W sumie fajny taki pająk, wierzchowiec co wlezie po ścianie i suficie!

Zastanawiała się jak zareagują na jej widok, czy będą chcieli ją upolować dla samego szpanu, czy też na przykład ukraść. Nie zamierzała spędzić życia uwiązana na pęku smyczy wśród pajączków w kolorowych ubrankach i diamentowych obrożach! Niektórzy co prawda trzymają papużki z kotem w domu, ale wilczyca z pajączkami chyba długo by się nie utrzymała. Czy mogli się spodziewać że nie jest zwykłym wilkiem to nie była taka pewna. Na powierzchni niewielu słyszało o magicznych wilkach a co dopiero tutaj, ale z drugiej strony tutaj biegały o wiele dziwniejsze rzeczy i pająko-ludzie. Wolała póki co nie odzywać się aby niczego nie podejrzewali i nie odzywać się kiedy ktoś będzie w pobliżu. Jeśli wyjdzie na jaw że włada białą magią drowom pewnie się to nie spodoba! Do tego błyski przy leczeniu pewnie nie będą zbyt przyjemne dla ich oczu, większość drowów odruchowo atakuje wszystko co je oślepi, nie czekają aż się wyjaśni, że to był wypadek przy pracy. Wdrapała się na kamyki na płytszą wodę, wyszła z wody i otrzepała się. Czekała na plan Diritha który chyba lepiej wiedział jak się tu zachować i czego można się spodziewać. Zamierzała póki co udawać zwykłego psa, nie zainteresowanego zbytnio pół nagimi czy gorzej całkiem gołymi drowami. Jeśli ktoś się ich przyczepi, w pierwszej kolejności przyczepią się Diritha, potem niewinnego psa, taki był plan. Jej misją jako kleryka było znalezienie Hell Light i zakończenie kłopotów z Timewalkerem, po czym uspokojenie braci i przedstawienie Diritha nie jako zabójcę elfów i smoków sojuszników, a jako bohatera, który zabił Timewalkera, skończy się obława, elfy będą zadowolone, napiszą wiersze i pieśni, taki był plan. Zerknęła na Diritha wyczekując na jego plan.

eTo 10-02-2014 17:50

Teleportacje miały to do siebie, że zawsze wiązały się z nimi różne ciekawe efekty. Począwszy od wizualnych halucynacji i mdłości, a skończywszy na uszkodzeniach ciała jeśli nie wiedziało się do końca gdzie się wyląduje. Dirith czytając zwój miał nadzieję wylądować w jakimś zaułku. Byłoby to najlepsze możliwe miejsce to wylądowania. Ciche, nie na widoku, z którego można się szybko i sprawnie ewakuować, rozpoznać gdzie się wylądowało i zaplanować co dalej. W najgorszym wypadku liczył na to, że wyląduje nie wiadomo gdzie w podmroku i będzie musiał znaleźć drogę do miasta... o ile byłby w dobrej części podmroku. Dało się jednak z takiej sytuacji wyjść, po prostu trzeba było znaleźć jakieś osiedle, i dalej dopytać o drogę na powierzchnię lub do rodzinnego miasta. Takie też z początku miał wrażenie wpadając do gorącej wody. W pierwszej chwili chciał także się z niej szybko wydostać, ponieważ jeśli wpadł do gejzeru to mógł szybko ugotować się we własnej skórze. Na szczęście gejzerem okazał się basen. Na nie szczęście oznaczało to, że w najgorszym wypadku mógł wylądować w łaźni jakiegoś drowiego domu, który mógł niezbyt dobrze go przywitać ze względu na tak nagłe jego pojawienie sie w jego środku... bo trudno żeby ufać komuś kto teleportuje się do własnej siedziby i wciska kit, że teleportował się z powierzchni. Tak, na pewno. Sztylet w plecy i do widzenia, bo nie tacy już podobnych numerów próbowali i to nie jeden raz.
Zatem trzeba było się mieć na baczności, gdyż plusk z jakim wpadli do wody na pewno musiał być przez kogoś usłyszany. Jak nie przez zabawiającą się parę gdzieś dalej, to przez kogoś na pewno. Potwierdziła to służka obsługująca korzystających z tego przybytku. W pierwszej chwili wyglądała jakby się nieco zdziwiła, jednak zachowała się odpowiednio i nie wtrącała się w nieswoje sprawy zostawiając tylko wino, ręczniki i jakieś kadzidło. Dirith również zachował się odpowiednio na ten widok i jego dłoń powędrowała pod wodą na rękojeść sztyletu na wypadek jakby niewolnica postanowiła sprawiać kłopoty. Słysząc kolejne kroki drow postanowił je przeczekać i przysłuchać się co się z nimi dalej dzieje. Należały one do innych drowów, którzy poniekąd potwierdzili, że Dirith wylądował w dobrym mieście. Albo przynajmniej w innym mieście, którym panoszyły się chimery. Kiedy słyszał ich rozmowę nie mógł się powstrzymać od szerszego uśmiechu. Wiedział, że te bardziej dzikie chimery z jego domu bez buta Riktela na ich gardle nie dadzą sie podporządkować nikomu i będą szaleć po mieście dopóki w końcu nie trafią na silniejszego i zostaną zabite. Albo liczniejszego bo w walce jeden na jednego nie było wielu takich mogących dać radę pokonać twory Riktela. Co prawda Dirith czasem trafiał na powierzchni na takich osobników z którymi miał trochę problemów, jednak mimo wszystko nie działo się to nadmiernie często.
Nie czekał dalej, tylko postanowił zabrać się do roboty. W basenie może i było fajnie ale nie po to wrócił do Tr'eakvra żeby próżnować. Wyszedł więc spokojnie z wody i osuszył trochę zbroję ręcznikiem aby nie ociekała wodą co mogło powodować niezbyt pożądane odgłosy, oraz wylał wodę z butów. Następnie wypił oba kieliszki wina, jednakże część zawartości drugiego pozostawił w ustach na dłuższą chwilę. Może nie będzie śmierdział winem za mocno, jednak na pewno może się to okazać pomocne przy wytłumaczeniu tego jak się tutaj znalazł. A historyjkę miał prostą. Balował na powierzchni i jak to potrafi wyrżnął część miasta po pijaku po czym musieli go pozbyć się go teleportacją bo inaczej nie było rady. Jeśli jednak dało się wyjść bez odpowiadania na zbędne pytania to tym lepiej.
Trzeba było więc się skupić na wydostaniu się z łaźni i rozeznaniu w dokładniejszej sytuacji jaka panowała w mieście. Rozejrzał się wiec uważnie i zastanowił chwilę nad kierunkiem jaki obrać. Kiti także była gotowa, wiec odsłonił kotarę i ruszył wpierw w prawo. Czy tam znajdował się wyjście, tego nie wiedział. Wiedział jednak, że nie chce się pakować do korytarza na wprost aby uniknąć kontaktu z drowkami. Nic dobrego z tego by nie wszyło gdyż ze względu na to że był chimerą, nie zamierzał się z nimi patyczkować i pozwalać im sobą rządzić tak jak innymi niewolnikami. Dlatego jeśli nie znajdzie wyjścia idąc korytarzem w prawo, to następnie zamierzał pójść w lewo, a podążyć tym wiodącym do drzwi dopiero w ostateczności.

Almena 11-02-2014 19:44

Co do paladynów i ich wierzchowców, cóż, różnie bywało ze „wsparciem magów”... Co do pijanych drowów z kolei, można to przedstawić metaforycznie; paladyn i jego wierzchowiec vs grupka pijanych drowów zatrzymanych za sikanie na mur [drow; ju komin łif mi bycz! A-a-a, łer ju fink jor gołyn?!...]
Winston the Bulldog vs Patrol Car - YouTube
Dlatego właśnie powinniście omijać pijane drowy.
Wyleźliście z wody. Pora ruszać...
- Hm? – usłyszeliście obok pomruk zaalarmowanego drowa.
- Leż – mruknął drugi, obolały głos.
- To chyba nie one...
- Leż – burknął, znudzony. – Jak Lolth kocham, jeśli wyjrzysz na zewnątrz, zobaczą nas i tu przyjdą, roztrzaskam ci czaszkę gołymi rękami – warknął półszeptem.
- Wydawało mi się, że słyszę czworonożne... zwierzę. Dziwne.
- Nawet mnie nie denerwuj... uh... cholerne żebra... przesuń się... To pewnie ta niewolnica, Tik, czy jak jej tam... Ta mała, kotołak, biega tu czasem...
- Mają tu kotołaka za służącą?
- Taaa... czasem się zastanawiam, kto wie, czy to pcheł nie ma, a ręczniki przynosi... Z drugiej strony, tyłek ma fajny i jak tym ogonem wywija...
- Hyhy zdesperowany.
- Co chwilę ją ktoś za ogon łapie, hyhy.
Póki co horyzont czysty. Ostrożnie, ale „pewni siebie i nie wzbudzający podejrzeń”, ruszacie na zwiady. Dwa drowy za kotarą rozmawiają, słyszycie ich rozmowę.
- Z tą wyprawą po niewolników to prawda?
- Hm?
- Wyruszycie na powierzchnię?
- Nie sądzę. Ja się tam nie wybieram. Na pewno nie w takim stanie.
- Podobno szukacie na powierzchni czegoś więcej.
- Czegoś więcej? Pfff. No co ty.
- Może bym się zabrał.
- Nie wydaje mi się - mruknął ponuro i ostrzegawczo.
- Podobno kapłanki widziały coś ciekawego, chodzą jak nakręcone.
- Ciekawe, co ciekawego mogły widzieć. Na pewno nie u ciebie.
- Hyh! Podobno tam u góry wybuchnie u elfów jakaś wojna czy coś.
- Podobno klęska żywiołowa – ziewnął. - Plotki mówią o wszystkim, od wybuchu wulkanu po potop i głód.
- Nieważne, ważne, że nie często pojawiają się takie plotki.
- Masz ochotę na małą wyprawę na powierzchnię?
- Jeśli ktoś pali elfickie miasta, to dlaczego nas tam jeszcze nie ma?
- Jestem za leniwy na takie imprezy. Od ostatniej wyprawy na powierzchnię chyba pogorszył mi się wzrok, nie mam ochoty skończyć jako ślepiec. Jest lato, dni są długie. Temperatura 35 stopni nie szczególnie mi służy.
- Jaką temperaturę ma płonące elfickie miasto? – po chwili ciszy dodał - Podobno pojawi się w Tr'eakvr światło.
- Co się kurna pojawi? – skrzywił się.
- Słyszałem wczoraj, kiedy ogólnie było tu wesoło, od jednej z czarodziejek. Była zalana w belę...
- Ciszej.
- Była w stanie wskazującym i gadała różne rzeczy. Krążą plotki że „rozbłyśnie w mroku światło”.
- Ale co, jakie światło?... Że co... Że niby ci z powierzchni zejdą tu do nas?
- Zabawnie by było.
- Ja im zaraz zabłysnę!... Ekh, moje biedne kości, nie stać mnie teraz na jakieś rozbłyski światła, ciężko pracowałem, zasłużyłem na odrobinę odpoczynku.

Co do palenia miast, ciekawe co tam słychać u Timewalkera...?
[media]http://www.youtube.com/watch?v=EBWXGlvWmls[/media]

Udaliście się w boczne korytarze, z nadzieją że za zakrętem jest wyjście z sytuacji. Akurat. Za zakrętem był kącik służący za przebieralnię i dwa pokoje z łóżkami do masażu. Na szczęście puste. Co nie zmieniało faktu, że musieliście spróbować drzwiami. Średnio fajna perspektywa, gdyż za jednymi drzwiami przebywały najwyraźniej koleżanki typu „plotkuj, chodź na zakupy, rzucaj kolejnych chłopaków”. Aczkolwiek nie było innego wyjścia z sytuacji. Zaczęliście czujnie [ale jakby nigdy nic nie, ja tu tylko sprzątam, nie zwracajcie uwagi na mnie, wilk się do mnie przypałętał…] iść w kierunku drzwi. Diabli chcieli, że akurat w momencie, kiedy byliście kilka metrów od docelowych drzwi, te drugie, z koleżankami za nimi, uchyliły się!
- Cholera..! – usłyszałeś.
Oh...
Em...
Nie zwracajcie uwagi, miłe panie, ja tylko szedłem z psem na spacer i uhhh wpadłem do basenu, taaaak… Już było słychać chichoty zza uchylonych drzwi, kiedy nie do końca rozchylone wrota zatrzymały się i gwałtownie się zatrzasnęły.
- Cholera..! – usłyszałeś, a potem trzasnęły zamykane drzwi. – Zagubiłam kolczyk!...
- No nie mów!
- A niech to szlag, no nie ma! Musiał gdzieś spaść!
- Poczekaj, poszukajmy go, na pewno gdzieś tu leży! Wytrzep ręczniki, pewnie gdzieś tu jest….
Ok. Heh. Baby.
Ulżyło wam jednak, że zgraja krwi żądnych plotkarek zajęła się poszukiwaniami kolczyka zanim w ogóle zdały sobie sprawę z waszej obecności. Wykorzystują okazję, rzuciliście się [jakby nigdy nic, dostojnie i dumnie] do drzwi. Korytarz, kanapy, coś na kształt poczekalni czy kącika do plotkowania. Na szczęście pusty. Jedynie w drugiej sali, w odległym kącie, coś się działo...
commission to GEM76 cheaters by Jornorinn on deviantART
Drowy były jednak wystarczająco „bezpiecznie daleko”, a i były tak nawalone, że nawet Dirith miał problemy z dosłyszeniem i zrozumieniem tego, co mówiły. Po prostu przejdziecie korytarzem, jakby nigdy nic, z nadzieją, że nie zauważą was i nie zaproszą do gry...
Ruszyliście do drzwi, gdzie… ktoś był. Pan drow, zapewne pilnujący wejścia i witający gości, ubrany w fantazyjny strój wyjściowo-obronno-frywolny, z miną „kill me please” opierał się o ścianę, pilnując wejścia. Kątem oka zerknął gdzieś w waszym kierunku, ale nie na wasze twarze, gdzieś bardziej pod nogi, niezbyt przejęty waszym widokiem. Większą uwagę skupił na wilczycy, niż na drowie w pasiastych tatuażach. Zabawne. Nie nawiązuje jednak kontaktu wzrokowego. „Jakby nigdy nic” mijacie bez słowa pana drowa. Odprowadza was wzrokiem spode łba, grzecznie, ale podejrzliwie. Pora jakby nigdy nic znaleźć ciemny zaułek i zaszyć się w nim.
Miasto mało się zmieniło odkąd byłeś tu ostatnio, Dirith. Nadal jest pod ziemią... i nadal ulice żyją swoim życiem, każdy na każdego gapi się kątem oka, udając, że jakby nigdy nic sobie spaceruje. Na ulicy gdzie trafiliście trwał w najlepsze handel różnymi nie-powierzchniowymi dziwnościami, w okolicy były także przybytki gdzie można było zjeść, kupić broń, a nawet gdzieś tam wypatrzyłeś handlarza niewolnikami. Pechowo, na takich ulicach wszyscy są czujni i pilnują swojego kramu, sakiewek, pleców i kieszeni. Chociaż zaszyliście się w boczną uliczkę najszybciej jak było to możliwe, mieliście wrażenie, że ktoś was obserwuje. Nie jesteście na terenie domu Diritha ani nikt nie wita was jako bohatera-zabójcę Domu rywali.
- Fu-Fu-fu...
- Idź! – zakuty w zbroję drow kopał w boki swoją jaszczurkę, która uparła się węszyć ulicę w miejscu, którędy przeszliście.
Lizard Rider by yigitkoroglu on deviantART
Wreszcie, wierzchowiec ruszył dalej, fukając pod nosem.

eTo 16-02-2014 03:45

Jak się okazało wyjście z łaźni takie łatwe miało nie być. Tym bardziej po znalezieniu przebieralni zamiast poszukiwanego wyjścia. Trzeba było zatem spróbować prześlizgnąć się obok bawiących się w najlepsze drowek. Niezbyt się to Dirithowi podobało, bo nie lubił mieć do czynienia z tego typu drowkami, jednak nie zamierzał się ukrywać i czekać nie wiadomo ile aż dobie pójdą. Starał się iść spokojnie i możliwie najciszej, jednak nie chciał aby wyglądało na to, jakby się skradał. Jakby został przyuważony wzbudziłoby to tylko podejrzenia. Kiedy drzwi zaczęły się uchylać drow już zaczął bluźnić w myślach i kątem oka spojrzał czy udałoby mu się czmychnąć do jednego z pomieszczeń z basenem aby spróbować w ten sposób pozbyć się kłopotów zanim by się zaczęły. Jednocześnie przeniósł jedną dłoń w pobliże rękojeści sztyletu aby w razie czego załatwić sprawę szybko i z zaskoczenia. Dirith na prawdę dużo bardziej wolał spróbować te drowki zabić i zmierzyć się z ewentualnymi konsekwencjami tego zabójstwa jeśli byłby to ktoś ważniejszy niż się patyczkować. W sumie to zwróciłoby na niego uwagę i dzięki temu mógłby rozgłosić, że jest do wynajęcia, jednak mimo wszystko lepiej by było zrobić to w bardziej kontrolowany sposób... lub przynajmniej w wybranym przez siebie miejscu a nie w przypadkowym.
Na szczęście drzwi zatrzasnęły się niemalże tak szybko jak zaczęły się otwierać. Drow pokręcił tylko głową ciesząc sie, że nie jest kobietą i nie musi się przejmować takimi bzdetami jak kolczyki i spokojnie ruszył dalej.
w kolejnym pomieszczeniu jakaś grupa pijanych drowów zabawiała się w najlepsze. Byli jednak bardziej zajęci sobą niż niebezpieczni więc nie trzeba było się nimi martwić. Szło gładko. Pozostał jeszcze tylko jeden drow wyglądający na pracownika pilnującego tego dobytku. Z nim mogły być problemy, jakby przypomniał sobie iż nikogo takiego do łaźni wcześniej nie wpuszczał i się doczepił. Ten unikał jednak kontaktu i bardziej obserwował Kiti niż Diritha. Nie zrobił jednak nic ani również się nie odezwał.
To dobrze, bo dzięki temu udało się wyjść bez problemów na ulicę. Stety lub niestety była to dość ruchliwa ulica co do końca się Dirithowi nie podobało. Szczególnie dlatego, że na takich każdy uważnie obserwuje każdego, albo przynajmniej stara się to robić. Na razie jednak wolał nie przyciągać zbyt wiele uwagi, więc trzeba było ewakuować sie w jedną z bocznych uliczek.
Kiedy dosłyszał węszenie mimowolnie jego ręka powędrowała na rękojeść sztyletu. Okazało się, że jakaś jaszczurka węszyła miejsce w którym wcześniej przeszli... czy to zainteresowana zapachem Diritha, Kiti czy jakimś innym tego nie było wiadomo. Ważniejsze, że posłuchała butów jeźdźca i po chwili poszła dalej.
Czas więc rozejrzeć się po mieście i rozeznać jak dokładniej wygląda sytuacja z chimerami w mieście aby potwierdzić lub obalić swoje przypuszczenia. Bardziej jednak dlatego, że nie zamierzał stać się jedną z tych, na które się poluje. Każde miejsce zdawało się być dobre do rozpoczęcia zbierania informacji, o ile trafiłoby się na kogoś skorego do rozmowy. Wpierw jednak Dirith zamierzał sprawdzić co stało się z siedzibą jego domu. Nie żeby ogarnęła go jakaś nostalgia na temat starych dobrych czasów, co jakieś chimery mogły nadal w nim przebywać. Jakby nie było, to był ich teren. Nie ważne jak źle w nim miały, ale po prostu z przyzwyczajenia mogły w nim pozostać i dalej go bronić jako swojego terytorium. Najprawdopodobniej zrobiłyby tak te dziksze jednostki, więc nie będzie z kim pogadać na temat panującej w mieście sytuacji, jednak mimo wszystko warto spróbować.
Dirith rozejrzał się i ruszył więc w kierunku swojego domu. Nadal poruszał się w miarę cicho, jednak szedł wyprostowany i środkiem uliczek, którymi się poruszał. W ludzkich miastach to te puste i opuszczone uliczki mogą okazać się niebezpieczne. W drowich jednak w cale tak nie jest. Co prawda mogą w nich czaić elfy czekający tylko ja kogoś nieznajomego do obrobienia jak to bywa w ludzkich miastach. Aczkolwiek ruchliwa ulica w podmroku bezpieczniejsza nie jest, bo im więcej drowów w okolicy tym więcej potencjalnych sztyletów w plecy można oberwać. I nikt przechodzący obok się tym nie przejmie dopóki sam nie zostanie zaatakowany. Tylko tyle, że samemu zadba o własne plecy. A w tłumie łatwiej się ukryć bo skąd wiadomo, że to właśnie ten drow a nie inny będzie próbował wbić sztylet w plecy? Dlatego poruszanie się bocznymi uliczkami mogło okazać się bardziej bezpieczne niż idąc środkiem tych zatłoczonych, gdzie były większe szanse na to, że komuś się nie spodoba sposób w jaki się na niego spojrzy.

Kejsi2 17-02-2014 16:54

Kiti starała się nie odstawać od reszty otoczenia co nie było takie łatwe. Zdawała sobie sprawę że kiedy ktoś wchodzi do elfickiego lasu i nie jest elfem, to wszyscy wokół to widzą, nawet jeśli udaje że ma długie uszy i umie strzelać z łuku. Zakładała też że drowy nie podejdą do nich i nie zaczepią ich pytaniem co to ma być, skąd się tu wzięli i co tu robią, tylko od razu rzucą się ze sztyletem żeby upolować sobie dywan. Teraz po prostu rozmyślali czy lepiej zrobić dywan, poduszkę na krzesło czy może buty i czapkę i zastanawiali się skąd zaatakować. Kiedy już to ustalą zapewne zacznie się dziać. Póki co udawali że nic nie widzą i nic się nie dzieje, ale wątpiła przecież żeby tak po prostu zignorowali białego wilka i podejrzanego drowa w swoim mieście. Przynajmniej Dirith znał okolicę i wiedział jak się zachowywać i gdzie iść, dzięki czemu nie wyglądali na zdezorientowanych a na tutejszych bywalców, chyba też tylko dlatego jeszcze ich nie zaczepił z prośbą o drobne. Na szczęście też nie spotkali po drodze żadnej drowki z pająkiem na spacerze, z którym musiałaby się obwąchać i przywitać. Starała się nie myśleć o tym że wszyscy się na nią gapią i wszyscy chcą ją przerobić na dywan.

Kiedy tak szli ulicami, stało się coś dziwnego. Kiti zobaczyła jasny błysk a zaraz potem usłyszała kobiecy głos, choć nie rozumiała, co mówił. Zobaczyła lśniącą białym światłym broń, długie, piękne ostrze, promieniujące bardzo ostrym światłem, i ten głos… Almanakh…? Zobaczyła budynek i światło bijące z jego okien. Potem wszystko znikło i znów była na ulicy idąc obok Diritha. Naszło ją przekonanie, że Almanakh, w ramach dawnej zemsty za śmierć Ranaanthy, pragnie śmierci Timewalkera i pomaga im wskazując miejsce ukrycia broni! Zastanawiała ją także od początku nazwa tej broni i jej kolor… Hell Light… Czy to aby na pewno demon stworzył tę broń?... Czy to nie przypadkiem Almanakh…!? A jeśli to demon, była prawie pewna, że zrobił to Verion. Dlatego właśnie aż tak był skory do pomocy i tak zainteresował go powrót Timewalkera! Tak czy inaczej, nie mieli innego śladu poza tym co właśnie zobaczyła.

- Dirith! – szepnęła upewniwszy się że nikogo w okolicy nie ma. - Miałam wizję! Widziałam tę broń!!! Widziałam ten budynek! – wskazała łapą. – Pewnie broń tam właśnie jest!

Almena 18-02-2014 21:45

Commission: Massage by iara-art on deviantART

- Na mnie już pora...
- Do zobaczenia więc.
Poczekał na towarzysza, którego też zaatakowały samotne panienki. Wychodząc marudził pod nosem.
– Hnggg.. – przeciągnął się. – Trochę lepiej… Za kilka dni pewnie nie będę już nic czuł, póki co z chęcią zaszyję się w jakimś cichym kącie.
– Jak chcesz. Pamiętaj o mnie, gdyby jednak szykowała się wizyta na powierzchni.
– Hm! Jasne… - mruknął ironicznie.
Rozstali się. Drow szedł powoli ulicą, obserwując kramy kupców i zerkając ciekawsko na towary. Tych z powierzchni zawsze było mniej, ale teraz naprawdę ich brakowało. Odwrócił głowę i zerknął na dużą jaszczurkę, wierzchowca, z którego zsiadał inny drow. Jaszczurka, przywiązywana do ogrodzenia jednego z tutejszych przybytków, prychała pod nosem, co chwilę schylając głowę i węsząc głośno. Jeździec uwiązał ją i wszedł do przybytku. Drow obserwował dyskretnie, zwolnił i zaczął kręcić się przy jednym ze sklepów, udając że jest bardziej zainteresowany kupcem czegoś, niż jaszczurką. Jaszczurka uparcie węszyła i kręciła się w miejscu, zupełnie pochłonięta wyczutym zapachem.
„Pomyślałabym, że to zwykły gad... gdyby nie należał kiedyś do mnie – drow rozejrzał się podejrzliwie. – Zanim go sprzedałem byłem z nim na powierzchni. Identycznie zachowywał się wtedy, zanim zaatakowało nas stado wilków… Nienawidził tych zwierząt, zawsze tak węszył. Dziwne…” Kręcąc się tu i tam, w końcu „przypadkiem” znalazł się obok ogrodzenia i niby opierając się o nie od niechcenia, wsparty na łokciach, ukrytkiem odwiązał uprząż. Jaszczurka, wpierw nieświadoma wolności, pochłonięta tropieniem, ruszyła w głąb ulicy coraz dalej i dalej.
* * *
Dirith, Kiti;
Udaje się wam przedostać w głąb uliczek bez przyciągania większych kłopotów poza ciekawskimi spojrzeniami. Generalnie nie trafił się póki co nikt, kto miałby na tyle duże jaja, aby zaczepić drowa z podejrzanym stworzeniem i spytać go coś za jeden. W razie kłopotów wsparcie by nie nadeszło, toteż póki omijacie większe grupki [podobno potem wyewoluują w dresiarzy pod sklepami – mocni tylko w pewnej liczbie], jesteście względnie bezpieczni. Generalnie Dirith znał kierunek ku swoim dawnym ziemiom więc powoli i ostrożnie, ale miarowo, zmierzaliście do celu. W pewnym momencie Kiti oznajmiła o wizji i wskazała wysoki budynek w oddali. Dirith od razu go poznał, budynek stał na terenie terytorium jego Domu. I należał do głowy tego Domu. Zaskakujący zbieg okoliczności. Czy zapiski „Riktel znalazł sposób…” i wizja Kiti mają coś wspólnego? Czy to był ten sam Riktel? A jeśli tak, na co był mu Hell Light? Czy trafił tu przypadkiem, czy też Riktel był uwikłany, jak co drugi tutaj, w jakąś demoniczną aferę? Ciekawe też, czy ci, którzy posiadają teraz tę broń, wiedzą, do czego ona służy i że Timewalker właśnie nie śpi już w swoim grobowcu, a fruwa wokół gdzieś tam w górze. Ciekawe jak bardzo będą skłonni aby oddać komuś tę broń, na przykład Dirithowi. Póki co pozostawał nieco inny problem, w jaki sposób was powitają. Nie było tak naprawdę gdzie się ukrywać, ani po co się ukrywać, prędzej czy później trzeba będzie zadziałać, a próba ukrywania się tylko zwiększa podejrzliwość otoczenia. Zawsze istnieje szansa, że powitają was z radością. Mwahahaha. Tak.
* * *
- Powiedziałeś mu?
– Oczywiście! – uśmiechnął się pogodnie Veiron.
Almanakh wyglądała na zdziwioną.
- To nie ma znaczenia, on nie umie się cofać – zachichotał Verion. – Wiedząc że Hell Light wyznacza termin na zabicie Timewalkera, zastanawia się nad tym, ale idzie na przód. Ci, którzy się zatrzymali w zwątpieniu lub próbowali uciec, nie zdążyli.
– Chciałabym móc sama to zrobić – przyznała gorzko Almanakh.
– Ciężko jest patrzeć, jak…
- Oh my, wiesz, że gdybyś została jego bounderem i gdybyś go zabiła, w momencie przenikania jego duszy i jej spotkania z twoim Światłem, nastąpiłoby wielkie bum, zapewne bardziej szkodliwe dla otoczenia niż sam Timewalker!;3 – pocieszył rozbawiony Verion.
Westchnęła głośno.
– Powinnam była zrobić to wtedy, cóż, teraz to już nie ma znaczenia…
- Wszystko jest na dobrej drodze, w końcu! – pocieszył.
* * *
Strumień ognia oblał szybującego smoka z jeźdźcem na grzbiecie. Kiedy wiatr rozwiał płomienie, smok dalej szybował, a jeździec odwrócił się i strzelił z łuku. Strzała nie wbiła się jednak i pękła na czarnej łusce Timewalkera.
- Rozumiem – mruknął rozbawiony Timewalker. – Nie staniesz ze mną twarzą w twarz, ale osłaniasz swoimi skrzydłami tych, których chcę zgładzić – zionął znów ogniem, jakby dla samej próby; płomienie rozeszły się po półprzezroczystej barierze wokół smoka z jeźdźcem.
Timewalker doskonale zrozumiał manewr. W pewnym momencie wrogowie których atakował przestali umierać, przestali płonąć. Zdążyli jednak „narobić mu nadziei” swoim umieraniem i odciągnęli go od innych zajęć i miejsc. Almanakh żyje. Zachęcili go marchewką na kiju, aby podążał tu, niosąc śmierć, a teraz zaczęli stawiać opór. Cholerni wyznawcy Bieli, zawsze muszą stawiać opór! Timewalker wiedział jak bardzo potrafią być wytrwali w tym oporze. Musiał znaleźć inne ofiary.
-Hm-hm! Cóż, zakładam, że liczycie na moją nieprzychylność wobec waszych wrogów, skoro wy jesteście poza moim zasięgiem…? Wojownicy ukrywają się za tarczą, podczas gdy miasta stoją odsłonięte… Ale nie, wy zostaliście ostrzeżeni… prawda…? Ktoś wam powiedział, zdążyliście schować się za waszymi świetlistymi tarczami!... Hm-hm, cóż, ja mam czas. Almanakh, nie możesz obronić ich wszystkich. Próbujecie zminimalizować straty, chowacie się, co tylko sprawia, że bardziej bawi mnie wyszukiwanie dziur w waszej obronie. I znajdę je. Ja nie odczuwam zmęczenia, nie śpię, Almanakh. Możecie się bronić, ale to właśnie jest zabawne. Niewiele się u was zmieniło. Nie martwcie się. Tak, mam wrogów, mam wielu wrogów, mogę ich odwiedzać, kiedy wy nie chcecie mnie ugościć. Ale będę wracał, będę czekał i z pewnością poinformuję waszych wrogów, skąd przybywam. Będziesz musiała przyjąć kiedyś moje zaproszenie, Almanakh, będziesz musiała sprawdzić, jak bardzo jesteś odporna na ogień zemsty i nienawiści rosnącej przez lata w sercu Mgieł Chaosu!
* * *
Spacer spacerkiem, ale pora wziąć się do roboty. Skoro Hell Light został możliwie zlokalizowany, pora zabrać się za przeczesywanie tamtej okolicy. A Może By Tak…?
Hm. Cały czas coś was obserwuje, a teraz…
Dirith, wyczułeś bezbłędnie obecność zbliżającego się czegoś. Kątem oka zauważyłeś spory dodatkowy kształt na budynku, w górze, przed wami.
The Rah'Yeran (close up of mouth) by RudyGrossman on deviantART
To coś, pewne, że go nie widzisz, wyłoniło się bardziej, zwisając głową w dół z dachu. Było spore, trochę większe od przeciętnego drowa. I na Lolth, było paskudne. Zdążyłeś jeszcze zastanowić się kto zmajstrował takie paskudztwo, bo raczej nie Riktel, pamiętałbyś tak powalające dzieło. Dzieło postanowiło się przywitać i z jakiegoś powodu bardzo was nie lubiło. Kiedy zaczęło złazić w dół wiedziałeś już, ze zaraz skoczy!
The Rah'Yeran (left side) by RudyGrossman on deviantART

eTo 23-02-2014 16:03

Przejście przez miasto przebiegało podobnie do jego wcześniejszych wypadów jeszcze za czasów służenia Riktelowi. Po prostu trzeba było jak po terytorium swojego domu. Jedyną nieco niepokojącą rzeczą było wrażenie, że ciągle ktoś ma oko na Diritha. O ile na ruchliwej ulicy to nic nowego, to przy przejściu przez mniejsze uliczki było to nieco zastanawiające. Mogło to oznaczać tylko, że ktoś obdarzył go większym zainteresowaniem niż powinien.
Kiedy Kiti powiedziała o kolejnej wizji oraz lokacji, w której najprawdopodobniej przebywał Hell Light drow przyjrzał się dokładniej temu budynkowi. Dobrze go znał, jednak zdziwienie spowodowane tym, że broń której szukał może być w jego domu dało mu do myślenia. Głównie nad tym co Riktel mógł chcieć od tego ostrza. Czyżby on też próbował okiełznać moc źródła lub Timewalkera podobnie jak Silversting? Jakie były jego plany? Czyżby nadal był ich częścią? Ta ostatnia myśl była dość absurdalna ponieważ swojego czasu tygrysołak rozszarpał swojego twórcę dosłownie na strzępy nie pozostawiając wiele poza krwawą papką mającą zamarznąć na lodowej wyżynie na której miało to miejsce i tam pozostać.
Dirith dosłownie otrząsnął się z tej myśli i zrobił to w dobrym momencie. Nie przeoczył bowiem stworzenia, które zaczęło się do niego bardziej otwarcie podkradać ujawniając swoją obecność. Nie trzeba było też długo się zastanawiać nad tym co dalej się stanie i bez ociągania się zaczął przemieniać się w tygrysołaka. Może udało by mu się pokonać to coś pod postacią drowa... jednak chimery najlepiej radziły sobie właśnie z drowami nie posiadającymi tylu kończyn przystosowanych do walki co przeciwnik do tego celu stworzony i zmodyfikowany. Ciałem Diritha wstrząsnęły więc konwulsje przy których zaczęło rosnąć czarne futro poprzecinane białymi pręgami, które chciwie wchłonęło jego zbroję i odzienie gdy ciało rozpoczęło rosnąć i nabierać masy dostosowując się do nowej postaci. Jak zwykle przy jego przemianach kości zaczęły trzeszczeć podczas gdy niektóre z nich zmieniały kształt. A zmieniała się jego głowa, dłonie oraz nogi więc owych trzasków nie było mało. Głowa zmieniła się w tygrysi łeb uzbrojony w ostre kły. Z paznokci powyrastały spore pazury nie mogące się chować. Nogi zmieniły się na bardziej kocie niż ludzkie, co nadało mu trochę wzrostu proporcjonalnie do masy jaką przybrał. Gdy przemiana była skończona jeszcze raz wstrząsnęły Dirithem ciarki, które odrzucił otrząśnięciem łba i krótkim warknięciem rozkładając lekko łapy podczas gdy odwracał się do zakradającego się nieprzyjemniaczka zapraszając jednocześnie do ataku.
http://i42.tinypic.com/2vl6uti.jpg
Zanim do tego ataku doszło przyjrzał się przeciwnikowi uważnie. Nie był to żaden z jego znajomych jednak bez wątpienia była to chimera. Zbyt wiele ich w życiu widział żeby się mylić pod tym względem. Czyżby inne domy po śmierci Riktela rozpoczęły własne prace? Czy też może był to jednak jego kolega, tylko stworzony po tym jak się zbuntował i dlatego go nie rozpoznawał? Tak czy siak zaraz któryś z nich okaże się słabszy i zostanie zabity. Tygrysołak co prawda już przewidywał wynik tego starcia. Mając więcej masy pod tą postacią jak również blisko trzy metry wzrostu miał przewagę... jednak to nie czyniło go automatycznym wygranym. Nie zamierzał samemu pozostawać biernym i sam z wolna ruszył w kierunku przeciwnika czekając na jego skok.
Zamierzał jednak dać mu zaatakować pierwszemu i spróbować załatwić go jeszcze w powietrzu. Gotów był więc do lekkiego uskoku w jedną stronę. Wroga chimera posiadała jednak dwa ogony i bez problemu mogła go sieknąć którymś z nich jednak Dirith dobrze to widział i brał na to poprawkę zamierzając przy uniku zbić ogon na bok i zaatakować rzucając się do szyi stworzenia chcąc się w nią wgryźć kłami. Nie spocząłby jednak na tym i jedną łapą spróbowałby kontrolować przynajmniej jeden z ogonów a drugą okładać przeciwnika lub wbić w niego pazury. Dalej pozostało już tylko szarpać łbem dopóki nie udało się przegryźć przez szyję wroga i oddzielić łeb od tułowia.

Kejsi2 24-02-2014 19:09

Zawsze kiedy coś wyskakiwało z zaskoczenia Kiti liczyła na wsparcie dpsów. Zakładała że jej zadaniem jest utrzymywanie dystansu i rzucanie heal a wojownicy i zabójcy mieli zajmować się tym co spada na nich z dachu. Było to trochę problematyczne kiedy Stado składało się z dwóch osób i byli praktycznie tankiem i dpsem a ona była battle clerickiem. Pierwszy raz przyszło jej walczyć w Pomroku panujących tu warunkach miała na myśli poza ciemnościami samo miasto. Była pewna że każdy krzyk, wybuch i błysk leczniczej energii zwróci uwagę setek oczu i uszy w ich kierunku. Pomijała już fakt że podobno drowy mają doskonały węch i akurat zapach krwi wyczuwają z dość dużej odległości. Złośliwi twierdzą że to ewolucyjne przystosowanie do matriarchatu i złych dni kobiet hihi. W każdym razie nie dało się ukryć, że z dachu spadło wielkie paskudztwo a nie dało się go pozbyć bez rozlewu krwi prawdopodobnie. Co to w ogóle było, co, co!? Jeśli to jednak z chimer kolegów Diritha to można śmiało powiedzieć, że cieszyła się, że Dirith wyglądał tak a nie inaczej i że to właśnie z nim podróżowała. Właściwie nie wiadomo czy wszystkie chimery były ludzko albo drowo podobne i przemieniały się tak jak on, jak widać pewnie nie. Czy to coś w ogóle miało oczy!? Próba oślepienia go była chyba nie najlepszym pomysłem ze względu na otoczenie, ale w końcu hałas i tak przykuje w końcu czyjąś uwagę. Ciężko jej było przemóc się żeby ugryźć coś takiego. Do tego nigdy nie wiadomo, co to na sobie ma, ja poza syfem i bakteriami może mieć na sobie mutageny albo inne świństwa! Kiti nie chciała dodatkowych łap, rąk, ogonów ani różnych takich, których to paskudztwo miało pod dostatkiem. Swoja drogą ciekawe czy od ugryzienia Diritha można wyhodować sobie dodatkowe łapy i ręce, supermoce hihi, ponoć kiedyś od ukąszenia pająka z pomroku człowiek mógł potem chodzić po ścianach i strzelać pajęczynami.

Almena 25-02-2014 19:15

Wszystko fajnie, tyle tylko, że przy czymś takim trudno było się zdecydować gdzie zaatakować i za co złapać. Wiadomo że niezbyt przyjemnie toczy się walki dwóch na jednego, i w sumie równie nieprzyjemnie toczy się walkę, kiedy przeciwnik ma większą ilość kończyn. Chociaż przeciętny człowiek jest o wiele większy od przeciętego pająka, z reguły walka między nimi wygląda zawsze podobnie; atak paniki że „to ma tyle nóg, szybko biega i nie wiadomo gdzie wlezie”. Nigdy nie wiadomo gdzie się paskudztwo przyczepi i choć trząśnięcie kapciem 100x większym od pająka wydaje się banalną metodą pozbycia się problemu, w 90% przypadków kapeć chybia, lub człowiek ucieka z obrzydzenia przed paskudztwem. Nigdy nie wiadomo gdzie się to przyczepi.
A przyczepiło się praktycznie wszędzie, ponieważ gdy Dirith zaczął przemianę, paskudztwo stwierdziło, że czas na atak zanim laczek go trzaśnie. Po chwili efektem był tygrysołak kotłujący się na ziemi z paskudztwem wczepionym w niego wszystkimi możliwymi kończynami, dosłownie jakby wesz się psiego ogona uczepił.

Jakby tego było mało, w uliczce pojawił się kolejny gość. Była to znana wam węsząco-tropiąco jaszczurka, która najwyraźniej w końcu was wywęszyła i wytropiła. Choć sama, pozbawiona swojego jeźdźca, była dobrze wyszkolona i zapewne miała zakodowane, aby atakować, w celu uniknięcia reprymendy od właściciela. I chociaż go nie było, jaszczurka i tak postanowiła zaatakować. Początkowo zdawało się, ze wzięła na cel Kiti i zachęcona małymi rozmiarami przeciwnika, śmiało zaszarżowała na wilczycę. Kiedy jednak na drodze stanął jej Dirith sczepiony z kolegą we wściekle walczącym kłębku, owy nieświadomy nawet sytuacji kłębek stał się kolejnym celem zbitej z tropu jaszczurki. I tu miłym zaskoczeniem było wsparcie, kiedy jaszczurka ze wściekłym sykiem ugryzła kolegę Diritha w grzbiet, zaciskając paszczę na nasadzie jednej z kończyn. Sytuacja stałą się dość groteskowa i przypominała walkę psów, którym ktoś rzucił kość – a psy, próbując chwycić kość, przypadkiem chwyciły siebie nawzajem.

„Hm… - drow obserwował z daleka, zadziwiony akcją. – Chimery.”
To, że się gryzą, to akurat nic nowego, zdarzało się. Z reguły tego nie roiły, ale zdarzało się. To, że drow przemienił się w tygrysołaka, cóż. Był tu taki jeden. Odwiedził dom Orlyrae. Nie zostawił kamienia na kamieniu. Podobno nie żył, inni mówili, że był na powierzchni. Pojawia się akurat teraz…? Wilk. Dlaczego ma ze sobą wilka? I to na dodatek wilka, który jako pies bojowy spisywał się tragicznie. Najpierw stał nie robiąc zupełnie nic, jakby miał uciec, po chwili z kolei użarł tak, że druga chimera zakwiliła. To nie mógł być zwykły wilk. Tak czy inaczej, ten tygrysołak musiał wiedzieć to i owo o powierzchni.
Czy to jest…? Był taki dzień, kiedy tygrysołak znany był w mieście jak nikt inny. Mówiono, że tygrys wypełzł gdzieś z głębi otchłani, spuszczony ze smyczy Mistress i zaatakował bezlitośnie, a kiedy zaczął zabijać, nie przestał, póki nie zabrakło ofiar. Mówili wtedy, że to był demon, ale nie Pajęczej Królowej, a samej Czarnej Zorzy.
Cindermaw tiger (aka The floor is lava) by Meteorskies on deviantART

Wszyscy jednak wiedzieli, ż eTo była chimera […da bum tss!].

Chimera Riktela, inna niż pozostałe. Co Riktel z nią zrobił, że taka była, nikt nie wiedział, jedno było pewne, Riktel nie nauczył jej, jak się poddawać. Miał na imię Dirith. Podobno był FUBAR. Nie miał za grosz instynktu samozachowawczego. Riktel twierdził że nad nim panuje, ale wszyscy wiedzieli że to kwestia czasu, aż Dirith pokaże Riktelowi, jak bardzo się tamten mylił. Jakiś czas po pozyciu się domu Orlyrae, Dirith zaginął i nie było jasne, czy nie żyje, czy szwenda się gdzieś po Podmroku, czy powierzchni. Czy to ten sam Dirith? Trudno powiedzieć, w końcu kiedyś, spętany łańcuchami Riktela, zachowywał się inaczej niż ten tutaj… Teraz, kiedy Riktela nie ma, po co tu wrócił? I ten wilk? Jedno było pewne, przez ten czas, gdy go nie było, raczej nie stracił umiejętności i wciąż byłby zapewne zdolny wytrzebić któryś z Domów samotnie i własnoręcznie, warto mieć to na uwadze. Komu służył i czy w ogóle komuś służył? Jeśli to ten sam tygrys z piekieł, niebawem wszyscy się dowiedzą, a wtedy... wtedy sytuacja będzie kłopotliwa. Zastanawiał się chwilę, obserwując walkę i wyczyny zdeterminowanej jaszczurki. Postanowił jeszcze poczekać. Za chwile może się okazać, że z tego tygrysa nic nie zostanie…
* * *
Kiti, zastosowałaś nowatorską techniki walki „na dentystę”. Był już style modliszki, żurawia, pijanego mistrza, małpy, różne takie, teraz przyszłą pora na styl wilka i to jaki… Obrzydzona aparycją wroga i martwiąc się o zarazki bytujące na jego powierzchni [i we wnętrzu] postanowiłaś zaatakować bronią, ale w pobliżu nie było pod ręką dosłownie nawet kamienia. Musiałaś coś zrobić, więc rzuciłaś zaklęcia leczenia… na swoje zęby. Tak. Z olśniewającym Bielą uzębieniem [teraz wiadomo, w reklamach past do zębów grają klerycy!] zasadziłaś paskudztwu siarczyste [świetliste?] ukąszenie. Chimera, niekoniecznie zły do szpiku kości demon, ale jednak nie wyznawca Bieli, czy to od Bieli, czy od samych kłów, pisnął-zawył ze zdumieniem. Zresztą nie tylko ty go podgryzałaś, pomagała ci przypadkowo spotkana jaszczurka, która najwyraźniej miała coś do was wszystkich, ale zaczęła po prostu od tego, co nawinęło się jej najbliżej zębów. W wyniku przeprowadzonej akcji, paskudztwo odczepiło się od Diritha [czy to był powitalny hug? Stary, nie widziałem cię tyle czasu!...]. Zorientowane, że ma na karku teraz jeszcze całkiem sproszą jaszczurkę, niespodziewanie zabrało się do odwrotu! W sumie jaszczurka wywołała niezrozumiale silną reakcję, owszem, była duża, owszem, miała zęby, ale mieliście wrażenie, że większe wrażenie wywarła sama dekoracja jaszczurki, siodło, zbroja. Zupełnie jakby chimera skojarzyła, że takie jaszczurki wróżą kłopoty i pora się zabierać. Paskudztwo zaczęło zwiewać na oślep ulicą. A Może By Tak…?
Oczywistym było, że chimera prędzej czy później zwróci na siebie czyjąś uwagę. Czy ją tu lubiano czy nie, to inna sprawa. Swoją drogą zawsze fajnie mieć achivement „zabójca chimer paskudztw” – zabij chimerę w pierwszej godzinie przybycia do Pomroku.

eTo 03-03-2014 03:16

Jedno trzeba było przyznać. Atakująca chimera nie zamierzała się patyczkować i pozwolić przeciwnikowi zaatakować pierwszemu, nawet jeśli nie udało jej się uderzyć z zaskoczenia. Była to standardowa zagrywka z podręcznika Riktela. Pewnie dlatego Dirith nie zdążył przemienić się do końca przed przyjęciem ataku. Na szczęście z początku udawało się uniknąć szczęk i ogonów atakującej chimery. Walka zmieniła się wtedy w kotłowaninę. Głównie przez to, że przeciwnik miął nie wiadomo ile kończyn którymi mogła się uczepić tygrysołaka. Może i była mniejsza i trochę słabsza fizycznie, jednak wyrwanie się z uchwytu jednej z kończyn oznaczało tylko tyle, że mogła złapać nią ponownie. Nawet unieruchomienie jednej, czy też dwóch kończyn nie dawało wiele przez mnogość pozostałych nadal go trzymających. Pozostawało więc próbować zadźgać to dziadostwo pazurami kiedy udało się uwolnić jedną z łap jeśli nie dało się użyć kłów. To również nie było zbyt łatwe.
Jakby tego było mało do zabawy przyłączyła się jakaś przerośnięta jaszczurka. Oznaczało to tylko tyle, że zabawa będzie ciekawsza. Na szczęście kłów tej ostatniej udało się uniknąć i ugryzienie przyjęła ta upierdliwa chimera. Dodatkowo ku zdziwieniu drowa Kiti dorzuciła swoje kły do zabawy, co zdawało się sprawić jej się więcej bólu niż ugryzienie jaszczurki, po czym zaczęła zwiewać. Dirith zastanowił się czy mądrze byłoby za nią pogonić i wykończyć zanim zwróci na siebie niepożądaną uwagę... którą na pewno zwróciłaby hałaśliwa pogoń. Z drugiej strony pozostawała jeszcze jaszczurka, która prawdopodobnie nie zamierzała skończyć na pogryzieniu tylko jednej chimery. Na dodatek pozostawał jeszcze brak jeźdźca, który mógł się gdzieś czaić i obserwować na dogodny moment do ataku podczas gdy tygrysołak był zajęty walką ze zwierzęciem. Dlatego kiedy przewracał się na cztery łapy aby nie walczyć z jaszczurką leżąc na plecach rzucił okiem po otaczających go dachach gdzie mógł się czaić. Może i nie mógłby wiele zrobić dopóki nie uporał się z gadem, ale przynajmniej wiedziałby na pewno, że jakiś samobójca czai się do ataku.
Najpierw jednak zamierzał mimo wszystko połknąć haczyk i zaatakować wierzchowca. Pozostając na czterech łapach zaczął go okrążać i warknął lekko. Zamierzał zablokować ją o którąś ze ścian jeśli również próbowałaby go okrążać. W końcu po tym jak oprze się bokiem o którąś ze ścian będzie nieco łatwiejszym celem. Jeśli natomiast skorzysta ze zrobionego miejsca i spróbuje zaatakować wilczycę, to jednocześnie odsłoni się na atak. Kiedy już przeciwnik będzie w odpowiedniej pozycji, czy to przy ścianie czy to próbując przebiec obok, wtedy Dirith zamierzał spróbować wskoczyć na jaszczurkę po czym uderzyć pazurami w oczy lub położyć się na niej i sięgnąć pazurami do jej gardła i je rozszarpać. Podczas ataku nie ryczał jednak. Bardziej skupił się na nasłuchiwaniu wszelkich odgłosów mogących świadczyć o kolejnym przeciwniku czyhającym w uliczce lub zaskakującym z dachu jednocześnie atakując... o ile znalazł się ktoś tak odważny aby zaatakować w ten sposób jakąkolwiek z chimer. Jeśli jednak do tego by doszło, to można było się spodziewać większej ilości przeciwników. O ile nadszedł by taki atak. W takim przypadku zamierzał uskoczyć na bok, zdzielić nowego wroga na odlew i wykończyć jaszczurkę. Chyba, że pierwszy atak okazałby się dla niej śmiertelny, wtedy zamierzał po ciosie spróbować go wykończyć zamiast ponownego ataku na jaszczurkę.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:43.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172