lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   A Może By Tak...?? (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/9866-a-moze-by-tak.html)

Kejsi2 04-03-2014 20:19

Dużo się działo i nie do końca wiedziała kogo teraz atakować, chimerę czy jaszczurkę. Jedno i drugie i tak się jej nie podobało. Ta chimera miała na sobie różne paskudztwa i zarazki a ta jaszczurka była czyjaś i ten ktoś albo jest w okolicy albo nie ucieszy się z uszkodzenia jaszczurki. Dziwne że wysłał samą jaszczurę, czyżby bał się chimer? A może nie chciał się narażać z drugiej strony mógł poczekać albo wezwać pomoc, w końcu byli w mieście, chyba te wszystkie drowy nie boją się dwóch chimer!? Walka na moment się przerwała i chimera puściła Diritha a potem zaczęła uciekać. Kiti nie wiedziała za co się zabrać, jaszczurkę, chimerę, czy jeźdźca jaszczurki. Kiedy chimera zaczęła uciekać Kiti postanowiła ją powstrzymać żeby nie zwabiła całego miasta do tej uliczki. Najpierw chciała rzucić leczeni na jej głowę i oczy, żeby ją oślepić, ale to był zły pomysł, ponieważ Dirith potrzebował leczenia. Chciała też pokazać jeźdźcowi, jeśli był w okolicy, że nic nie ma do jego jaszczurki. Pewnie nie mogła załatwić paskudztwa sama, ale chciała je chociaż zatrzymać w uliczce i z dala od reszty miasta żeby nie narobiła sensacji, ewentualnie wygnać z powrotem tam skąd to przyszło, po ścianie w górę.

Almena 06-03-2014 18:52

Tak... To jest Dirith – pomyślał drow, obserwując wciąż.
Podczas gdy biały wilk wojował z chimerą, tygrysołak, wyrwawszy się z osaczenia, zaatakował kolejny cel. Cios rzucił jaszczurką o ścianę, uderzyła o kamienie głową. Potem rzucił się jej do gardła i rozszarpał.
Tak. To jest Dirith. Ten Dirith.
Kiedy chimera użerająca się z wilkiem nie dawała rady uciec i na swoje nieszczęście zawróciła w złym kierunku, Dirith miał jeszcze czas i siły, aby i jej przyłożyć. Kiedy i jaszczurka i chimera leżały w uliczce bez ducha w kałuży krwi, nie było już wątpliwości. To ten Dirith. A ten wilk... Czy on go właśnie uleczył?
* * *
Trochę bałaganu powstało... Lepiej ulotnić się z tej uliczki, zanim ktoś każe wam to posprzątać czy coś...
Niedługo uliczka się kończy i będziecie zmuszeni wyjść z cienia, pokazać się miejscowym. Krążenie po bocznych uliczkach na niewiele się zda i nie zbliżycie się do budynku wskazanego przez Kiti bez zagłębiania się w miasto, gdzie miejscowi zajęci swoimi sprawami krążą sobie wokół, uważając na własne plecy. Mówiąc o plecach... Ktoś się zbliża. Zbliżał się jednak na tyle głośno, że wyraźnie nie zamierzał się ukrywać, a krok miał żwawy i pewny. Kiedy zrozumiał że zdaliście sobie sprawę z jego obecności, podszedł dość blisko, spokojny i opanowany, ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami oparł się o mur jednego z domów przy uliczce.

Drow_02 by jianjiagu on deviantART

- Przepraszam za najście – odezwał się spokojnie, z lekkim uśmieszkiem. – Pozwól, że się przedstawię. Venorik No'quar. Wybacz, nie mogłem nie zwrócić uwagi na to zwierzę – skinął na Kiti. – Czy...?
Zamilkł nagle, kątem oka zerknął w kierunku jednej z wież. Z jej okien błysnęło na moment jasne światło, po czym znikło. Hmm, zastępca Riktela nie radzi sobie w pracowni...? Venorik uśmiechnął się szerzej, zauważając, że i ty zerknąłeś w kierunku wieży.
- Wybierasz się tam może? – spytał nagle, z ubawem. – Chętnie poszedłbym z tobą, Dirith.
Yhym. A Może By Tak...?
- Mój poprzedni towarzysz źle skończył, na własne życzenie. Myślał, że się nad nim zlitują, jeśli się podda. My dwaj wiemy lepiej.
Po chwili dodał:
- Nie jest łatwo być chimerą w tym mieście. Jeśli szukasz zemsty to myślę, że się dogadamy. Jeśli jej nie szukasz, niedługo zaczniesz, bowiem zrobią z ciebie królika doświadczalnego. Szukali cię, kiedy zniknąłeś. Obyś miał dobry powód, aby wracać. Przydałby mi się nowy towarzysz, ktoś, kto tam ze mną pójdzie – skinął na dawną siedzibę Riktela.

Kejsi2 10-03-2014 17:21

Kiedy zjawił się obcy drow, Kiti starała się sprawiać wrażenie czujnej, obojętnej, ale trochę agresywnej, jak pies spotykający nieznajomego. Niepokoił ją wzrok tamtego drowa i jego uśmieszek, jakby tamten wiedział, że ona blefuje i co potrafi. Czy widział, słyszał walkę uliczce!? Starała się go zwieść ale miała wrażenie, że on wiedział co i jak i jej starania tylko ją bawiły. Co jak co, ale drowa nie da się zrobić w balona tak jak przeciętnego wieśniaka czy mieszczanin, na drowie nie zrobią wrażenia gadki o Świetle, przepowiedniach boskich, rozbłyski światła ponadprzeciętnej mocy i groźby klątw czy utraty wiecznego zbawienia. Przeciętny dow doskonale wie co to jest Światło, co to jest kleryk i doskonale wie, że kleryk może mu jedynie pomachać łyżką i zahealować go na śmierć. Próbowała nie okazywać paniki, ale żaden formalny elf nie czuje się komfortowo w podmroku a co dopiero w spotkaniu z obcym, rozbawionym drowem z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Na szczęście drow zagadał i to do Diritha, całkiem spokojnie i pokojowo póki co, zgrywał przyjaciela i potencjalnego sojusznika. Ta, fajnie, nie ma to jak mieć drowa za sojusznika… Zaraz zaraz zaraz… Miała nadzieję że Dirith sobie poradzi, bezkrwawo odpędzi albo spławi tego intruza, albo też zgodzi się na współpracę. Cokolwiek wybierze, liczyła że Dirith wie, co robi i w co się pakuje. Ona tu tylko healuje. Nie chciała też odzywać się póki co i zdradzać że umie mówić, może akurat ten obcy jeszcze tego nie wie. Czuła się niekomfortowo i po chwili udając zainteresowanie miejscowymi zapachami, zaczęła niby węszyć, oglądać i zwiedzać okolicę, jak pies przechadzający się po trawniku i miedzy drzewami, udając że obecność drowa zupełnie jej dynda i powiewa.
- Almanakh, potrzebuję twojej rady! – pomyślała automatycznie. Klerycy w panice i chwilach dyskomfortu sięgają po swoją największą broń, Biel. Szukają porady i ukojenia. – Wiem, że sprawa Timewalkera i śmierci Ranaanthy sprawiła Ci wiele bólu i smutku, jednocześnie chcę Tak Jak Ty, żeby po złamaniu klątwy sprawa została zakończona! Podobno klątwa zakończyła się z chwilą zbudzenia Timewalkera, ale chyba teraz wszystko dopiero się zaczęło, zaczęło, zaczęło! Mój towarzysz Dirith został jego bounderem i zależy mi żeby przeżył zakończenie tej klątwy, bo… bo to moje jedyne Stado w tej chwili! Trochę nad tym myślałam i chciałabym Cię spytać… czy to prawda, czy…? Co się stanie, jeśli Dirith za pomocą Hell Light uśmierci Timewalkera!? Czy zostanie opętany!?
Wiedziała, ze Almanakh nie wszystkim i nie zawsze odpowiada, ale była tak zamieszana w tę sprawę, że Kiti miała nadzieję na odpowiedź.
- Nie, nie zostanie opętany, nie obawiaj się – odpowiedziała jej myślach Almanakh, cicha jakaś i smutna. – Moc Timewalkera stanie się sługą i własnością boundera, jeśli ten go zabije. Ze względu na swoją śmiertelność, Dirith może nie wytrzymać tak potężnej transmutacji, ale istnieje możliwość chwilowego zamknięcia tej mocy w przedmiocie, by nie zraniła Diritha. On sam może tego dokonać z drobną pomocą, sam Hell Light został tak skonstruowany. Ma moc wyrwania duszy Timewalkera z jego powłoki, w jakiej uwięziła go klątwa, jednocześnie ma moc, by utrzymać tę siłę w ryzach i poza ciałem i duszą samego boundera. To zabezpieczenie, na wypadek gdyby… - westchnęła i po chwili dodała – Gdyby to dziecko Bieli zostało bounderm Timewalkera. Nie wiedzieliśmy, kto zbudzi Timewalkera, kiedy powstał Hell Light. Miał to być elf lub drow i nie wiedzieliśmy, jakimi pobudkami będzie się kierował sięgając po Hell Light. Nie wiedzieliśmy, czy bounder będzie sojusznikiem, czy wrogiem Timewalkera i musieliśmy być gotowi na obie okoliczności.
- Czyli to Ty stworzyłaś Hell Light!? Z kimś…?
- Można powiedzieć, że miałam w tym swój udział – odparła smętnie i z nutką ironii. – Nie mogłam zgładzić Timewalkera osobiście. Wypowiadając tamte słowa, prosząc o rzucenie na niego klątwy, odcięłam samej sobie drogę do zemsty, słodka ironia. Jedyne co mogłam zrobić to pomóc stworzyć narzędzie, które zgładzi Timewalkera i uchroni jego boundera od śmierci. Chciałam podziękować temu, kto wreszcie zdoła mieć na tyle odwagi wytrwałości, by sięgnąć po Hell Light i go skutecznie użyć. Ironicznie, klątwa wybrała na to stanowisko drowiego skrytobójcę. Mimo wszystko jestem pełna podziwu dla niego i jego czynów. Jeśli będę mogła, pomogę wam zdobyć Hell Light. Pomogę wam go zobaczyć. Dirith jest niestety ślepy na Biel i głuchy na jej szepty, ale ty możesz być jego oczami.
- Zastanawiałam się też… Czy śmierć Ranaanthy, pokonanie Timewalkera przez Lavendera i to, że… że Verion zabił Lavendera, a stworzenie Hell Light… czy te wydarzenia mają jakiś związek!?
- Żaden, którego powinniście się obawiać – Almanakh wydawała się rozbawiona.
- Rozumiem rozumiem rozumiem, przepraszam... :C): Jest jeszcze bardzo ważna rzecz, o którą chciałam Cię spytać!

eTo 10-03-2014 18:06

Z jaszczurką poszło już zdecydowanie lepiej. Mając odpowiednio stabilną pozycję do ataku udało się wyprowadzić dość silny cios, który odrzucił gada na ścianę. Potem nie pozostało nic innego jak iść za ciosem i dostać się do gardła wskakując jednocześnie na grzbiet nieco ogłuszonego przeciwnika. Może dojścia do gardła najlepszego nie było i Dirith musiał się trochę wychylić żeby móc lepiej trafić w cel, jednak nie miał z tym wielkich problemów. Tym bardziej po tym jak drugą łapą złapał się za uprząż przeciwnika oraz pazury po raz pierwszy znalazły miękkie ciało pod brodą i na szyi, w które wbiły się bez większych problemów. Cofnął jednak łapę którą zaatakował, jednak tylko po to aby nabrać impetu do kolejnego ciosu po którym nadszedł trzeci, czwarty i kolejny. Kiedy poczuł jak łapy wierzchowca drżą i tracą siłę nie przestawał. To że przeciwnik się chwieje i ma rozszarpane gardło w cale nie musi oznaczać, że właśnie pada martwym. Dla pewności można jeszcze zadać kilka szybkich ciosów, nawet po tym jak cielsko gada padnie na ziemię w pokaźniej kałuży swej posoki.
Dopiero kiedy jaszczurka znieruchomiała tygrysołak rozejrzał się wokół. Podczas rozglądania się zadał jeszcze dwa ciosy, które doszły celu, jednak sam szukał już następnego. Okazała sie nim chimera, która tym razem biegła w jego kierunku i właśnie go mijała. Po tym jak Kiti za nią wcześniej ruszyła spodziewał się kolejnej kotłowaniny, w której wilczyca mogłaby skończyć marnie. Ku jego zdziwieniu miała się nieźle i miała jeszcze całe futro. Po raz kolejny pojawiło się w Dirithu przeczucie, że mimo wszystko dobrze by było na nią uważać. Nie przeszkodziło to jednak w rzuceniu się na chimerę. Teraz kiedy był już pod postacią tygrysołaka i atakował pierwszy sprawy potoczyły się nieco inaczej. Co prawda przeciwnik zamierzał bardziej uciekać niż atakować, jednak mimo wszystko zbyt mocno podczas tej ucieczki się odsłaniała co dało się szybko wykorzystać. A tygrysołak wykorzystał to sprawnie i celnie wbił pazury przy szyi, podczas gdy drugą łapą próbował utrzymać pozostałe kończyny z daleka. Było to co prawda niemożliwe z uwagi na ich ilość, jednak udało się utrzymać je na tyle długo aby wbić kły w szyję chimery i zacząć szarpać łbem na boki. Kiedy przeciwnik padł na ziemię i ostatnimi siłami próbował walczyć drow pod postacią bestii zaczął szarpać jeszcze gwałtowniej i bardziej zaciekle nie przestając dopóki jej łeb nie został oddzielony od reszty ciała.
Wtedy po raz kolejny rozejrzał się w poszukiwaniu kolejnego celu zwracając również uwagę na dachy. Kiedy takowego nie znalazł wziął się za przeszukiwanie siodła w poszukiwaniu czegoś wartościowego lub broni.
Gdy usłyszał kroki nie skończył jeszcze przeszukiwania, jednak nie przemieniał się jeszcze do elfiej postaci. Spojrzał tylko w kierunku z którego dochodziły wydając tylko niski i niezbyt głośny pomruk. Dobrze wiedział, że z drowem jest w stanie poradzić sobie szybko, tym bardziej jako bestia. Dlatego zanim odpowiedział skończył przeszukiwać ciało jaszczurki.
- Może... Ot zapomniałem z domu moich ulubionych ciepłych kapci, a na powierzchni idzie zima. - zaśmiał się po czym zaczął węszyć oraz zastanawiać się jakie są szanse na to, że ten drow nie jest jednym z tych którzy go poszukiwali i zamierza go odstawić do swojego pana prosto w zastawioną pułapkę.
- Spróbować zrobić ze mnie królika doświadczalnego mogą, choć skończą źle. Jak nie wierzysz to spytaj się Riktela. - stwierdził prezentując kły w uśmiechu i wskazując łapą drogę elfowi aby ruszył nią pierwszy. Może i był chimerą, ale nie zamierzał od tak odwrócić się do kogokolwiek plecami w tym mieście.
- Kto teraz tam urzęduje i czego szukasz w tym domu? - spytał prosto z mostu. Nie spodziewał się jednak do końca prawdziwej odpowiedzi. Bardziej zamierzał sprawdzić jak dobrze napotkany drow kłamał. Samemu ruszył dopiero za nim i po jakimś czasie znowu zaczął węszyć, aby sprawdzić czy pozostał na nim zapach gada mogący powiedzieć mu czy to on był jeźdźcem. Jeśli tak, to trzeba by było się z nim odpowiednio uporać. Jeśli nie, to w takim wypadku trzeba będzie nieco bardziej uważać.
Idąc zaczął się dodatkowo zastanawiać czy udałoby mu się znaleźć boczne wejście do domu. Błysk z okna świadczył o tym, że budynek nie jest opuszczony i zamieszkany przez jego braci jak przypuszczał. Można więc zachować nieco ostrożności i spróbować się podkraść zamiast pchać się główną bramą. Może to nie była zagrywka w stylu Diritha jakiego wszyscy tutaj znali, jednak to będzie można szybko nadrobić wszczynając awanturę w samym środku domu łapiąc wszystkich z zaskoczenia. Nie zamierzał jednak wychodzić na ulicę pod postacią tygrysołaka. Dlatego odpowiednio wcześniej przeszedł kolejną przemianę. Tym razem się nie spieszył i przebiegła ona łagodnie nie wydając zbyt głośnych dźwięków. Nadaj jednak pozostawał lekko z tyłu drowa aby mieć go dobrze na oku. Kiedy poruszał się po większych uliczkach szedł albo środkiem albo blisko niego. Pewnym krokiem i nie rozglądając się mocno po innych. Zwracał jednak na nich uwagę, jednak nie chciał tego za mocno zdradzać. Wolał bardziej żeby wydawało się, że wszystkimi wokół gardzi i ich ignoruje idąc w swoją stronę pilnując swoich spraw. Był jednak czujny i starał się być przygotowany na ewentualny sztylet w plecy. Łatwe to nigdy nie było, gdyż nie miał oczu z tyłu głowy, jednak idąc środkiem miał zamiar wysłać wiadomość, że lepiej z nim nie zadzierać bo on tutaj rządzi i to jest jego miasto. Może i znalazłby się ktoś odważny aby to sprawdzić, jednak nawet i on prawdopodobnie przemyślałby sprawę ataku kilkukrotnie.

Almena 11-03-2014 19:32

Przeszukanie jaszczurki niewiele dało. Miała na sobie siodło i typową dla wierzchowców narzutę-zbroję. Jeździec zwinął się z ekwipunkiem, dokumenty miał przy sobie. A chimera... no cóż, ona nie miała kompletnie nic na sobie.
Wasz nowy znajomy skinął na trupy jaszczurki i chimery.
– Chodźmy stąd – powiedział stanowczo. – Nie chcę, żeby nas ktoś z tym widział.
W sumie czemu nie. Ktoś zacznie niebawem szukać swojego wierzchowca. No raczej. Szcześliwie, wasz nowy znajomy nie pachniał jaszczurką i raczej nie była to jego jaszczurka. Nie przejął się też zbytnio ani jej zgonem, ale faktem że ktoś przeszukiwał trupy.
- Widzisz – mruknął drow. – Wiem, że moje najście i propozycja współpracy mogą wydawać się dziwne i nie na miejscu, sam tak przez moment pomyślałem. Ale kiedy lepiej jest mieć oczy z tyłu głowy, lepiej mieć więcej niż jedną parę oczu. Dużo ryzykuję idąc tam i ty również. Dlaczego by nie skorzystać z okazji i nie połączyć sił? Nie jestem pewien w jakim celu tu przybyłeś, ale mogę się domyśleć. Będę szczery – uśmiechnął się na zachętę, żebyś w to uwierzył. – Pochodzę z tego Domu, z tego samego Domu, co ty. Nie miałem tu miłego dzieciństwa i nie zabawiłem tu zbyt długo. Generalnie, zabili moją rodzinę, a ja radziłem sobie jak umiałem. Całkiem nieźle mi szło, choć musiałem znosić wiele wyrzeczeń po drodze. Ostatecznie uznałem, że wrócę do domu z wizytą po latach. W ramach odwiedzin, zemsty i odebrania tego, co moje. W końcu stąd pochodzę – wzruszył ramionami. – Zaraz potem zabieram się stąd na powierzchnię. Mam tam przyjaciół, moszczę sobie tam nowe gniazdko, zaczynam nowe życie. Wróciłem tu tylko na chwilę, też po swojego rodzaju kapcie, jak to ująłeś – uśmiechnął się. – Oczywiście, nikt nie odda mi tego po dobroci i mam nadzieję że ty też nie planowałeś wparować do domu frontowymi drzwiami. Ciężko znaleźć sojuszników w tym mieście w dzisiejszych czasach, a bardzo przydałby mi się ktoś, kto umie zabijać i nie zadaje zbędnych pytań. Lubię działać sam, planowałem iść samemu, ale mój wstępny obchód wykazał, że Dom jest strzeżony lepiej niż się tego spodziewałem. Zastanowiło mnie to i zmartwiło, rozumiesz. Nie wiem czy jesteś już tego świadomy, ale Riktela już tutaj nie ma – zabawnie to zabrzmiało. – Rządzi matrona Eclaverd. Moja jedyna ocalała siostra. Już się domyślasz jaki jest jeden z punktów programu wycieczki? – uśmiechnął się słodko. – Załatwię to sam, jeśli nie zdołam, nie będę się upierał. Jutro zamierzam już być na powierzchni. Pomyślałem, że lepiej będzie, jeśli ci to wyjaśnię. Kiedy zauważyłem, że wybierasz się na spacer, stwierdziłem że byłoby to bardzo niefortunne, gdybyśmy przypadkiem spotkali się niczym dwaj złodzieje w tym samym skarbcu. Możemy pozostać w razie czego przy wersji solo, z nadzieją że skupią uwagę „na tym drugim”, możemy wręcz iść z przyjazną wiadomością, że odwiedzi ich dzisiaj czy jutro ciekawy gość… - uśmiechnął się złośliwie. – Ale tak czy inaczej, oni nie chcą żadnego z nas za swojego sojusznika i lepiej będzie jeśli to my będziemy mieć wspólnego wroga. Mówię ci o tym tylko dlatego, że doceniam twoje umiejętności, Dirith. Nie chcę mieć w tobie rywala, nie lubię komplikować sobie życia, jestem na to trochę za stary, jestem zmęczony. Decyzja oczywiści należy do ciebie.

* * *

Timewalker, oszołomiony swoją wolnością, wciąż jeszcze zastanawiał się co z nią tak naprawdę dalej zrobić. No i ten drow. Jego bounder. Przeżył? Blefował? Prawdopodobnie żyje, skoro inne elfy nadal go ścigają. Pewnie ścigają też tego drowa. Zabawne dzieci Bieli. Nie mogą upolować jednego drowa na własnej ziemi, z której wygnali mroczne elfy do Podmroku. Partacze. Zastanawiał się oczywiście, czy wrócić w miejsce gdzie po raz ostatni widział swojego boundera, ale jego umysł zawsze znajdował póki co nową myśl, nowy pomysł, nowy cel do ataku i nową drogę ucieczki od upierdliwych prześladowców. Smoczy jeźdźcy, elfy, które starały się trzymać Timewalkera w ryzach, testowały jego cierpliwość i sposób pojmowania rzeczywistości po latach spędzonych w odmętach Mgieł, bez czasu, rzeczywistości i przestrzeni. Timewalker był według ich oceny szalony, ale nie dość szalony, by zatracił zdolność wymyślania sposobów zemsty; nie dość szalony, by zapomnieć o metodach niesienia zagłady i cierpienia. Mgły uwolniły bestię, która wiedziała dokładnie tyle, ile musiała wiedzieć – jak niszczyć i jak uniknąć unicestwienia. Pierwsza linia obrony wobec nagłego zagrożenia polegała na zbadaniu jego słabych punktów i zajęciu go czymkolwiek innym niż niszczenie niewinnych ofiar. Timewalker doskonale jednak wiedział, co, jak i kiedy będą robić elfy. Był kiedyś Taki Jak Oni. Doskonale wiedział co będą robić i pomimo tego, dawał się nabrać na część ich sztuczek. Sam wiedział swoje. To, że jego boundera nie było tutaj, oznaczało tylko tyle, że wojownicy Bieli nie poruszą nieba i ziemi, by na miejscu zgładzić ich obu, nawet za cenę własnej śmierci i zniszczenia wszystko w okolicy. Timewalker wiedział, że klątwa będzie wspierać tego, kto ją zdjął, i jeśli był to faktycznie tamten drow, klątwa upewni się, że wzrok Światła nie będzie w stanie dojrzeć tego drowa, dzieci Bieli nie zdołają go wytropić. Im bardziej czegoś chcesz, tym bardziej Chaos robi wszystko, abyś tego nie osiągnął. Timewalker wiedział, że dla wojowników Bieli nie ma teraz gorszego bólu i upokorzenia, niż fakt, że nie są w stanie dopaść jednego, śmiertelnego drowa. Oni. Wojownicy niepokonanej Bieli. Nie ma dla nich większego upokorzenia, niż patrzeć na Timewalkera i miasta płonące jego ogniem. Wiedział również, iż jego największym przekleństwem w najbliższym czasie będzie nieustanne towarzystwo dzieci Bieli, a oni zrobią wszystko, aby go zadręczać i uprzykrzać mu życie. Teraz kiedy odzyskał wolność, miał zamiar zrobić wszystko, by ich zgubić, pozbyć się ich, nie musieć na nich patrzeć. Dlatego też dźwięk znajomego głosu natychmiast wyprowadził go z równowagi.
- Niedługo nacieszysz się tą wolnością.
Timewalker nie kłopotał się nawet wymyślaniem wyszukanej odpowiedzi na ten temat, po prostu błyskawicznie obrócił głowę i zionął ogniem z całą dziką furią.
- Ty!.. – warknął nienawistnie, kiedy już zabrakło mu tchu i strumień ognia zniknął.
Thousands of Years Asleep by Joel-Lagerwall on deviantART
Lavender wyzywająco zadarł głowę. Timewalker niemal się zapowietrzył, jakby miał pęknąć z wściekłości. W krótkim przebłysku trzeźwości i odzyskania kontroli nad myślami, fuknął głośno, obniżając głowę i szczerząc z dzikim rozbawieniem kły.
- Ty nie żyjesz!... – syknął dobitnie i tryumfalnie. – Nie żyjesz!!! Hm-hm-hmm, nędzna zjawo, jedyne co możesz, to stać tam i…
- Więc będę – odparł zimno Lavender. – Jak długo zniesiesz mój widok?
Timewalker wydawał się wielce rozbawiony, ale po chwili już niekoniecznie. Widok Lavendera, jego głos, doprowadzały go do histerycznego szału, niemal wbrew jego woli.
* * *
Hell Light trafił znów do Pomroku. Verion, aczkolwiek kontent z obserwacji i swojej zabawy w umieranie naiwnych śmiertelników, miał znów ten sam problem. Hell Light był w Podmroku. Kolejne i kolejne drowy wolały zarżnąć siebie nawzajem zamiast wynieść cholerny Hell Light na powierzchnię. Szansa, że jakiś elf zejdzie do drowiego miasta i wyniesie stamtąd Hell Light była zarąbiście mała. Do tego wszystkiego trafił się psionik. Złośliwy psionik, kapitan latającego statku, wyczaił całą sprawę. Wziął czarny opal i zamknął go w skrzyni wykonanej z kamienia z Groty Życia. Łapsko Veriona nie mogło po niego tam sięgnąć. Mógł, oczywiście, rozbić mu ową skrzynię na głowie, gruchocząc mu czaszkę, gdyby nie… No właśnie. Mgły, zafascynowane odwagą psionika, pokiwały Verionowi palcem, kiedy tylko ten wpadł na pomysł pt. skrzynia + czaszka psionika. Potem też było zabawnie. Psionik poznał wyspę, na której według klątwy nigdy nie miał znaleźć się elf, ani drow. Ponieważ z kolei klątwa rzucona na Timewalekra mówiła, że jedynie elf albo drow może zostać bounderem Timewalkera, psionik szybko skojarzył te fakty. Verion zgrzytał zębami, kiedy psionik zabrał czarny opal na wyspę. Mgły miały wielki ubaw gdy zgrzytał zębami i grając dalej w tę grę, Verion postanowił właściwym sobie sposobem rozwiązać te drobne niedogodności. Kiedy wystarczająco długo i wnikliwie się obserwuje, ostatecznie można dostrzec różne perspektywy. Oto pojawił się drow, nie-drow. Chimera. Na statku. Splendid. Hell Light był stworzony po to, aby użył go elf lub drow. Z założenia należało przyjąć, że elf będzie dzieckiem Bieli a drow będzie „tym złym”, należało więc stworzyć broń, która mogłaby ochronić tego złego i zabić tego dobrego. Pechowo, nie było to takie łatwe, ponieważ Biel chciała inaczej. Verion nie widział jednak problemu. Hell Light został stworzony tak, żeby dopasować się do każdej okoliczności, niezależnie do tego kto po niego sięgnie. Co ciekawe, na statku był też elf, nie-elf. Splendid much…? Było kwestią czasu, aż nie-drow i nie-elf zostali sam na sam z czarnym opalem i Timewalkerem. Pomrok był teraz najbezpieczniejszym miejscem dla ich obojga. Timewalker odzyskał materialną postać wraz ze swoją wolnością i nie mógł pójść tam za swoim bounderem. Kiedy ponownie się zobaczą, prawdopodobnie jego bounder będzie już uzbrojony w Hell Light. I wtedy wszystko się zacznie. Shabranido zgrzytał zębami, nie wierząc, że widział na własne jedenaście oczu to, co się działo tam na dole, w planie materialnym. Verion radosnym spojrzeniem fioletowych ślepków stale mu przypominał, że Shabranido sam był sobie winien, puszczając wolno Diritha, którego prawie miał w garści. Wszystko poszło tak gładko, iż Verion z rozbawieniem zastanawiał się, co by było, gdyby coś zaczęło iść nie tak. Wręcz go korciło. Nie-elf zaczął zadawać pytania. Verion niemal piszczał z radości, wielce ciekaw jak się to wszystko potoczy. Oczywiście, nie-elf nadal nie powiedział nie-drowowi o swoim małym sekrecie...

* * *
Ruszyliście więc ulicą, pozostawiając bałagan komuś innemu.
- Gapi się na nas – szepnął Venorik. – Znasz ją?
Zerknąłeś kątem oka w bok.
Drow by defcombeta on deviantART
Coś nie kojarzyłeś...
- Nadal się gapi – mruknął Venorik. – Miałem pewien plan na boczne wejście, ale wolałbym nie mieć ogona już na samym wstępie...

eTo 16-03-2014 20:58

Wysłuchując życiowej historii drowa Dirith skrzywił się nieco. Mało go obchodziła gdyż mogła być najzwyczajniej w świecie zmyślona na szybko. Ot taka sobie historyjka żeby wzbudzić współczucie i litość nad biednym drowem z zabitą rodziną skierowana do osoby, która osierociła pewnie nie jedno dziecko nie wspominając o wybiciu drowiej rodziny. I to miało go niby ruszyć? Jedyne co udało się nią wskórać, to wzbudzić w chimerze nieco wątpliwości. Sama obecność tej historii mogła świadczyć o tym, że cele Venorika mogą być przeciwne i nie zamierza nic z domu brać tylko w nim zostawić. Lub przynajmniej miała robić za zasłonę dymną mającą osłonić jeszcze inny cel. To wie tylko jej autor, a Dirith jednak postanowił zatańczyć wedle niego. Póki co i po prostu być cały czas czujny.
Na wieść o Riktelu nie mógł się powstrzymać przed szerszym uśmiechem, jednak udało mu się uniknąć parsknięcia śmiechem. Po tym jak załatwił go na lodowej wyżynie było mało prawdopodobne aby jego twórca mógł nadal znajdować się w mieście.
- Az tak bardzo jestem przewidywalny, że frontalne wejście było moim planem? - powiedział nieco poważniej jednak nadal będąc w dobrym humorze. - Po prostu takie wejście byłoby najciekawsze, ale skoro nalegasz to możemy spróbować coś innego. - wzruszył ramionami jakby mu było wszystko jedno którym wejściem dostanie się do środka, efekt będzie taki sam.
Po zauważeniu elfki pozornie ją ignorował. Jeśli ich śledzi, to na pewno będzie tam zawsze kiedy by się obejrzał. Dlatego oglądanie się nie miało większego sensu. Dałoby tylko do zrozumienia, że wie o obecności ogona i ten, a właściwie ta, mogłaby zacząć lepiej się ukrywać. Zauważył jednak odległość w jakiej mniej więcej trzymała się elfka.
- Spokojnie, zignoruj ją a może niedługo się poznamy. - odszepnął dopiero po dłuższej chwili zmieniając jednak nieco cel do jakiego podążał. Nie kierował się bowiem bezpośrednio do swojego domu, a do siedziby innego znajdującego się w pobliżu. Nie miało większego znaczenia jaki byłby to dom, zamierzał zadziałać zanim by do niego dotarł. Obrał jednak taką drogę, aby w pewnym momencie przejść obok odpowiedniego zaułka. Kiedy przeszedł obok niego i był na tyle daleko aby drowka znalazła się na jego wysokości zatrzymał się i zdjął plecak.
- Ty, poczekaj. Załatwiłeś te zwoje o których zrzędziła ta kapłanka? - spytał Venorika normalnym tonem. Jednocześnie dał znać ruchem oczy na boki, że odpowiedź na to pytanie powinna być przecząca i miał nadzieję, że drow połapie się o co chodzi i zagra odpowiednio. Liczył też na to, że nie będzie starał się spoglądać w kierunku drowki mogącej ich śledzić co mogłoby ją wystraszyć i wypłoszyć w nieodpowiednim kierunku. A zamierzał skierować ją do wybranego zaułka. Inaczej nie mógł zbyt zdecydowanie się z nią uporać. Nie musiała być wysoko w hierarchii żeby otwarty atak na ulicy mógł przynieść więcej kłopotów niż korzyści. Jak nie ze strony drowów to innych drowek, które nie przeoczyłyby okazji do pokazania paru facetom gdzie jest ich miejsce i że zadzieranie z babami to zły pomysł. Dlatego wpierw trzeba było ją sprzątnąć to bardziej odpowiedniego miejsca.
Czekając na odpowiedź Dirith otworzył plecak i zaczął przekładać w nim rzeczy autentycznie czegoś szukając. Tak na prawdę tylko sprawdzał czy wszystko w nim jest, jednak robił to kilkukrotnie jakby faktycznie czegoś szukał. Gdy dostał odpowiedź zaprzestał przeszukiwań i opuścił nieco ręce oraz pokręcił trochę głową.
- Czy zawsze muszę za ciebie wszystko pamiętać? - stwierdził podirytowanym i nieco głośniejszym tonem zamykając plecak. - To musimy się po nie wrócić, bo wysłuchiwać jej dalszego zrzędzenia mi się nie chce. Za spóźnienie się też, wysłuchiwanie tego bierzesz na siebie. - powiedział ruszając z powrotem jak gdyby nigdy nic zakładając plecak. Kiedy był na wysokości elfki przyszedł czas na ostatnią odsłonę tego przedstawienia granego pod publikę jednej osoby lub też wszystkich innych mających na nich oko.
- Choć tędy znam skrót, którym będzie szybciej. - powiedział kierując się prosto na drowkę mówiąc normalnie. Jego dłoń powędrowała jednak na pas obok rękojeści sztyletu i uśmiechając szerzej. - O, Zariana! Kopę lat, co u ciebie słychać? Chyba nie masz nic przeciwko żebyśmy się razem przeszli i obgadali stare czasy? - zaproponował elfce podchodząc do niej z jednej strony tak aby Venorik podchodził z drugiej nie dając jej zbytniego wyboru jak pójście z nimi w głąb mniejszej uliczki. Jego ręka nadal sugestywnie spoczywała obok sztyletu dając do zrozumienia co stanie się jeśli elfka postanowi zrobić coś innego.

Kejsi2 17-03-2014 16:53

Kiti zastanawiała się cały czas co robić. Dwa drowy zdawały się dogadywać w miarę dobrze i nie chciała wchodzić w ich dyskusję. Tymczasem załatwiała swoje klerykowate sprawy z Almanakh i próbowała rozgryźć swoje miejsce w całej sytuacji. Bała się że prędzej czy późnej dojdzie znów do konfrontacji z Dirithem przez ich sprzeczne interesy co do Timewalkera. Właściwie niby wszystko było w porządku i powiedzmy że oboje chcieli śmierci Timewalkera, oczywiście. Zastanawiało ją tylko co dalej bo przecież jeśli moc Timewlakera stanie się mocą Diritha, powstanie swojego rodzaju nowy problem. Owszem, Dirith nie był szaleńcem i psychopatą, ale był zabójcą. Jak to mówią, „robią to samo, choć jedno to zawód, a drugie to choroba psychiczna”. Ciężko było jej wyobrazić sobie moc Timewalkera w rękach drowa, a przecież widzieli zaledwie namiastkę tego co potrafił Timewalker. Do tego Chaosowi było z pewnością na rękę aby Dirith posiadł tę moc, zbyt wiele zachodu kosztowało to wszystko Veriona, na pewno nie przyszedł ot tak z wizytą do dwóch przypadkowych śmiertelników.

Póki co trzymała się z boku, zajęta obwąchiwaniem terenu, choć cały czas niepokoił ją podejrzliwy wzrok drowa raz po raz kierowany w jej stronę. Musiał coś widzieć i bała się że widział, widział, widział! Póki co otoczenie zwracało na nią uwagę w stopniu znośnym. Gapili się ukradkiem na niecodzienne zwierzę, ale póki co nikt nie podszedł jej pogłaskać ani ukraść. Pojawił się za to nowy problem pod postacią kolejnego obcego drowa, a właściwie drowki. I ta akurat nie była równie wylewna co ten pierwszy pan drow, stała na uboczu i się gapiła, jak zauważył słusznie pan drow. Kiti postanowiła nadal udawać wąchającego psa ot tak zwiedzającego okolicę, ona akurat nie sprawiała wrażenia zainteresowanej białą wilczycą, skupiła się na Dirithu i jego kumplu. Kiti wątpiła aby chodziło o podryw i miała raczej złe przeczucia. Drowka szła „przypadkiem” w tym samym kierunku co oni. W pewnym momencie Dirith zszokował ją dobitnie, dosłownie napastując drowkę i ruszając w jej kierunku. Nie widziała żeby coś pił, chociaż… to wino z sauny…? Dirith zaatakował ją jak dobra znajomą, ale był to chyba strategiczny atak, a nie powitanie dawnej koleżanki ze szkoły. Kiti była w szoku, że zdobył się na coś takiego, ale chyba tutaj jednak panują dużo inne zwyczaje niż na powierzchni. Drowka była w mniejszości, przynajmniej teoretycznie, bo kiedy Dirith, pan drow i drowka ruszyli w uliczkę, Kiti zauważyła podejrzane poruszenie wśród niektórych drowów w okolicy. Nadal zajęta wąchaniem, skierowała się nieco bliżej, żeby słyszeć cokolwiek. Dwóch panów drowów przy jednym ze straganów obserwowało sytuację.
- I Co? – spytał mruknięciem jeden z drowów.
- Nic – bąknął drugi, uśmiechając się złośliwie.
- Myślisz, że się znają?
- Wątpię – był tym wielce rozbawiony. - A co, chcesz tam iść?
- Nieeee, tak tylko pytałem… Nie interesuje mnie ta mała zołza. Mogła uciekać póki miała okazję.
- No nie wiem, czy chcemy takiej imprezy – mruknął zgorzkniały drugi.
- Chcesz tam iść? Droga wolna.
Oba drowy pozostały jednak na miejscach. Kiti miała wrażenie, że po drugiej stronie ulicy mają też trzech kolegów, podobnie nudzących się przed kramem kupca jak dresy pod spożywczakiem. Jakby nigdy nic ruszała za Dirithem i resztą, starając się mieć oko na tyły.:berserk:

Almena 17-03-2014 20:31

Powiedzmy, że póki co szło w miarę gładko. Wasz towarzysz nie sprawiał kłopotów, przynajmniej na razie. Mieliście jednak ogon i nie był to ogon Kiti tym razem.
- Ty, poczekaj. Załatwiłeś te zwoje o których zrzędziła ta kapłanka?
Venorik był nieco zaskoczony przebiegiem akcji, ale mistrzowsko zachował zimno krew i kiedy dawałeś mu sygnały, aby trochę poaktorzył, nie syknął nawet, chociaż jego spojrzenie mówiło „no nie wiem”.
– Myślałem, że ty je załatwiłeś… - westchnął–warknął, zrezygnowany i poirytowany, jakby faktycznie chodziło o zwoje.
Patrzył w leniwym poirytowaniu, jak poszukujesz zwojów.
- Czy zawsze muszę za ciebie wszystko pamiętać?
Venorik syknął pod nosem i przewrócił sarkastycznie oczami. Ogon obserwował. Jakoś tak zabójca-do-zabójcy, dogadaliście się z Venorikiem bez słów, swoją postawą i spojrzeniem powiedział bardzo wyraźnie: „cel waha się i zaraz pryśnie”… Dirith zamknął więc plecak i ruszył do ataku, zawracając. W oczach Venorika zobaczyłeś jeszcze przebłysk rozbawienia na widok miny drowki, której Dirith zawrócił na spotkanie. I owszem, kiedy sam Dirith się odwrócił, stwierdził, że minę miała nietęgą, choć z pozoru zupełnie dumną, obojętną i władczą, nie patrzyła nawet w waszym kierunku.
- O, Zariana! – w oczach drowki widzieliście wyraźnie błysk paniki, nie samego zdumienia.
Zatrzymała się, ale nie zaczęła uciekać, oczywiście. Za nią szedł biały wilk, a Venorik, leniwie i spokojnie, dołączył do Diritha, z miną „o, koleżanka?”. Zaproponowałeś spacer.
- Chyba coś ci się pomyliło, durny samcu! – syknęła przez zęby, jak kobra zaskoczona przez mangustę.
Zapadła cisza, i miałeś wrażenie, że drowka oczekiwała na pojawienie się jakiegoś wsparcia, które jednak nie nadeszło. Ruszyła więc z wami, spokojnie i grzecznie, jak na rozsierdzoną kobrę.
– Pomyliłeś mnie z kimś, i jak śmiesz patrzeć mi w oczy?! – warknęła znów, idąc jednak na spacer.
Nie kojarzyłeś jej, ale coś ci mówiło, że ona zna ciebie. Całkiem inaczej zachowałaby się przy obcym samcu, całkiem inaczej poruszała się i mówiła przy zabójcy, który własnoręcznie wyrżnął w pień cały Dom.
– Radzę wam zaprzestać tych gierek natychmiast, a może unikniecie chłosty! – syczała, zła jak diabli.
Wsparcie jednak nadal się nie pojawiło. Kiti nerwowo kręciła się, oglądając się na wylot uliczki, depcząc łapami w miejscu, jakby nerwowo chciała powiedzieć „lepiej się pospieszcie, bo mamy więcej ogonów…” Venorik rzucił wam krótkie spojrzenie pt. „im dalej w las, tym więcej drzew... na pewno wiesz, co robisz?”

eTo 25-03-2014 05:39

Likantrop z zadowoleniem obserwował panikę oraz ukrywany strach w drowce. Starała się je ukryć jak tylko mogła pod osłoną złości, jednak nie udawało się jej to do końca i dało się tą złość przejrzeć.
- Skończ już te pyskówki, bo teraz tylko pogarszają tą sytuacje, to po pierwsze.
- Po drugie... - Dirith gwałtownie uderzył drowkę w krtań jednocześnie za nią łapiąc. Miało to na celu odebranie jej oddechu oraz zduszenie wszelkich głośniejszych odgłosów jakie mogła z siebie wydać. - Nie myślisz chyba, że ktokolwiek odważyłby się spróbować mnie wychłostać? - zaśmiał się. - Każdy dom który by to postanowił straciłby zbyt dużo sił aby to było opłacalne. A teraz do rzeczy, czemu tak zawzięcie się na mnie gapiłaś? Jak chciałaś przez to mnie sprowokować to wybrałaś dobrą metodę, niewiele rzeczy bardziej prowokuje chimery Riktela... - zaśmiał się ponownie i rozluźnił nieco chwyt aby dać jej odpowiedzieć, jednak pilnował aby nie spróbowała krzyknąć.

Drowka po małym upomnieniu wyglądała na zestresowaną. Najbardziej interesowało ją to, dlaczego wsparcie nie przybywa, widziałeś to w jej oczach. Starała się jednak zachować zimną krew.
- Zginiesz za to!!! - syknęła, złapawszy oddech. - Mogę się gapić gdzie zechcę, durny samcu!!!
Venorik przewrócił znów oczami, trochę nerwowy, że tracicie czas na koleżankę.
- Kolega nie chciał - mruknął pocieszająco do drowki. - Następnym razem na pewno uderzy mocniej - uśmiechnął się złośliwie.
- Idźcie do diabła, gdzie wasze miejsce!!! Po co wróciliście, powinniście tam zostać!...
- Śledzisz nas? Jeśli chciałaś zaprosić nas na randkę, wystarczyło spytać...
- Nikogo nie śledzę, kretynie! Nie na co dzień widuje się białe wilki w tym mieście i samca z takimi tatuażami!
- Yhym.
- Puśćcie mnie szmaciarze, a może Lolth będzie dla was łaskawa!!! - syczała zawzięcie i mimo wszystko nie dawała się zastraszyć.

Dirith zaśmiał się tylko i spojrzał drowce prosto w oczy chcąc przewiercić ją na wylot.
- Eh.. - drow westchnął wyczuwając, że Venorik najchętniej załatwiłby sprawę jak najszybciej, taj jak i Kiti. - Matrona Orlyrae też się odgrażała jak to mnie zabije razem z Riktelem i innymi chimerami... Albo przynajmniej tak mi się wydaje, nie jestem pewien bo byłem zbyt zajęty rozrywaniem jej na strzępy. - skrzywił się nieco jakby nie był zbyt zadowolony z faktu, że nie może sobie dokładnie przypomnieć. - Ale niech ci będzie, puszczę cię wolno pod warunkiem, że zapewnisz nam tą wspomnianą łaskę Loth, czy jak jej tam i dostarczysz małą wiadomość do kolegów na których tak niecierpliwie czekasz oraz do reszty miasta. - w tym momencie przybliżył się do niej chcąc szepnąć jej coś do ucha. Był na tyle blisko, że elfka mogła wyczuć jego oddech na uchu podczas kiedy mówił.
- Chcecie skończyć tak jak ona, to zapraszam... - szepnął miękko i nie dając drowce zbyt wiele czasu na pojęcie o co chodzi wgryzł się w jej bark. Jednocześnie od dołu uderzył pięścią w splot aby ponownie odebrać jej głos i załatwić sprawę możliwie bez krzyków oraz naparł na nią aby przygnieść ją do ściany starając się utrudnić tym samym dobycie broni.
Taki atak przeprowadzony przez zwykłego drowa byłby najprawdopodobniej szaleństwem ustanawiającym nowy szczyt. W końcu jaki normalny drow próbuje zagryźć kobietę na pewno będącą od niego ważniejszą? Ale Dirith nie był normalnym mrocznym elfem co właśnie udowadniał przemieniając się w tygrysołaka. Jego ciałem wstrząsnęły skurcze przez które mógł stracić chwyt. Nie zamierzał jednak tak łatwo odpuścić i gdy do tego doszło szybko próbował ponownie wgryźć się w bark. Na szczęście przemiana nie trwała długo i jego ciało szybko nabierało nową formę. Całe ciało zaczęło rosnąć, kości zmieniać kształt. Wszytko dokładnie tak samo jak podczas każdej innej przemiany. Kiedy zęby zaczęły zmieniać się w kły bestii można było ponownie poprawić uchwyt. Tym razem mógł się wgryźć solidniej i ostre kły gwarantowały celowi brak możliwości wymsknięcia się ponownie z jego szczęk.
Nie zamierzał jednak zmiażdżyć barku tylko w ten sposób elfkę przytrzymać. Nie chodziło Dirithowi tylko o to aby ją zagryźć, tylko wysłać wiadomość innym chcącym podążyć jego śladem tak jak to zapowiedział pechowej drowce. Dlatego łapami zaczął uderzać ją po żebrach. Uderzał po obu stronach dość dokładnie aby połamać jej jak najwięcej żeber. Nie chciał jednak aby któreś z nich przebiło płuco, gdyż to nie taki koniec jej przewidział. Następnie złamał w podobny sposób jeden obojczyk a drugi zmiażdżył silniejszym ugryzieniem. Kolejnym krokiem miało być usunięcie zbroi co zamierzał zrobić tnąc ją ostrymi pazurami po bokach i u dołu jeśli było trzeba. ciął na tyle głęboko aby przeciąć także i skórę. Jeśli nie na całej długości cięcia to przynajmniej na jego większości. Dirith dobrze wiedział, że ofiara w tym momencie była ledwo żywa i mogła szybko umrzeć zanim pozwoliłby jej umrzeć. Dlatego przy wcześniejszych czynnościach starał się nie uszkodzić jej za mocno aby była możliwie świadoma na to co właśnie nadchodziło.
A zamierzał zabić ją w bardzo mało przyjemny sposób. Pazury jednej z łap wbił od góry bark po stronie, po której wcześniej złamał obojczyk, tak aby przytrzymywały tylną część klatki piersiowej. Następnie chciał ugryźć ją tak, aby zębami zahaczyć tylko o przednią część klatki piersiowej. Potem pozostawało już tylko wykonać ostateczne szarpnięcie mające w końcu pozbawić ją życia i jednocześnie rozerwać na pół. Połamane żebra i nadcięta skóra łatwo ustąpiłyby pod zdecydowanym szarpnięciem odsłaniając zawartość klatki piersiowej. Jeśli wszystko zrobiłby dobrze elfka cierpiałaby do samego i zginęłaby dopiero podczas rozrywania o ile nie uszkodziłby przypadkiem jakiegoś ważniejszego organu.
Dopiero po tym ostatecznym szarpnięciu rzucił ciało na środek uliczki aby ktokolwiek podążający dalej jego śladem nie mógł go przegapić.
- Ta, wiem, powinienem zrobić tak od razu na tej głównej ulicy żeby nie było wątpliwości, że wróciłem. Ale ona raczej na pewno mnie rozpoznała, a jej pomocnicy tym bardziej więc ta wieść rozchodzi się już i tak czy siak. - powiedział beztrosko do drowa wpierw zlizując krew z pyska a potem nieco ją ocierając ręką kiedy podziwiał swoją robotę. Gdy po chwili zebrała się kałuża krwi odgryzł drowce jedną rękę po czym użył jej jak pędzla do napisania we krwi jednego słowa:
Zapraszam.
Po czczym zgiął palce dłoni tak aby wskazywały kierunek w głąb uliczki i położył ją sugestywnie na ziemi obok wiadomości.
- Ale może w ten sposób część z tych chcących śledzić nas zmądrzeje i odpuści. - stwierdził ruszając dalej w głąb uliczki. Po zrobieniu dwóch, trzech kroków ponownie zmienił postać na drowią. Dzięki temu pozostawił na ziemi krwawe ślady bestii przechodzące w ślady normalnego elfa co miało dać do myślenia tym którzy jeszcze mieli wątpliwości z kim mieli do czynienia.
Ruszając dalej nie zamierzał się oglądać za siebie. Może i ktoś mógłby go jeszcze podglądać, w tym mieście to nic nadzwyczajnego, jednak nie chciał musieć gonić kolejnego samobójcy do czego mogło zmusić go odwrócenie się.
Dalej zamierzał podążać jeszcze przez jakiś czas bocznymi uliczkami zanim ponownie postanowił wyjść na większą ulicę z dala od miejsca, w którym wciągnął mroczną elfkę ku jej zgubie. Potem nie pozostawało już nic więcej jak skierowanie się do któregoś z bocznych wejść do swojego domu. Przez kilka chwil rozważył czy nie warto by było odszukać kilka chimer Riktela w wykorzystać ich do ataku na główną bramę jako dywersji. Z pewnością mogło się gdzieś po mieście takich kilka znaleźć, jednak wpierw zamierzał przynajmniej rozpoznać jak się mają boczne wejścia na wypadek jakby dywersja okazała się nie potrzebna. Im więcej czasu spędzał na ulicach tym więcej mogło być podobnych incydentów. Dlatego najpierw wybrał rozpoznanie jak bronione są inne wejścia jakich mógł użyć do zakradnięcia się do swojego domu.

Kejsi2 25-03-2014 18:48

Kiti czuła się jak za starych dobrych czasów, kiedy wybierała się ze swoimi elfickimi towarzyszami na imprezy. Prędzej czy później skończyli zalani, spacerując po mieście w poszukiwaniu drogi do domu. Cholera, które to było drzewo!? Gdzie jest mój dom!? Wszystkie te drzewa są takie same!!!

Zalani panowie elfowie mieli tak samo jak wszyscy inni panowie innych ras skłonności do bycia kuloodpornymi, świentymi tancerzami i najlepszymi zabójcami na świecie. Chociaż z reguły elfy nie szukają zwady, zdarzają się kości nieporozumień, jak kłótnie kto ma większy łuk itd. Zalane elfy mają też skłonności do pozostawiania swoich rzeczy w rożnych miejscach (oznaczanie terenu) i wszczynanie kłótni z każdym, kto zbliży się do ich własności (naruszy teren). Kiti czuła się teraz właśnie jak wracając z imprezy, trzeźwa, w towarzystwie wypitych kolegów. Oni się rozumieli i świetnie się bawili, ona paliła się ze wstydu i była zdenerwowana i przerażona tym co robią. Jeszcze się co prawda nie rozbierali twierdząc że im za gorąco i nie rozrzucali koszul i skarpetek po okolicy, chociaż tyle dobrych wieści. Ze złych wieści dobierali się i to dość brutalnie do spotkanej drowki.

Kiti zostawiła im decyzję co dalej z tym zrobić, w takich sytuacjach każdy elf robił manewr „nyeee, oni? ja ich nie znam, pierwszy raz ich widzę!”. Francja elegancja, w końcu elfy to porządna, kulturalna, dumna rasa, elfy nie spacerują z pijanymi po mieście, nigdy, gdy ktoś o to pyta. Poza tym wchodzenie w drogę dwóm zdecydowanym pannom drowom nie należało do mądrych decyzji. Był to raczej wyczyn w stylu „co, ja nie dam rady dwóm drowim skrytobójcom!? Zaraz ich tak uleczę, że zobaczysz!!!” Kleryk miał stać z boku, poczekać co i jak, pozbierać rannych, być bohaterem wojennym, służbą zdrowia, nie kompanem zapitych, napastujących kobiety w ciemnych zaułkach. Gdyby nie dali sobie rady i drowka zaczęłaby uciekać, mogła ją pogonić i wbić się zębami w łydkę, w celu powstrzymania jej przed wszczęciem alarmu. Ale póki co, panowie dadzą sobie świetnie radę. Venorik zaczął ją podejrzanie ignorować choć początkowo gapił się na nią stale. Ten koleś coś knuje, knuje, knuje! Wolała nie wtrącać się do jego miłosnych podbojów, żeby przypadkiem nie dostać z buta w tyłek, jak kundel który przypałętał się z złym momencie. Próbowała za to porozmawiać jeszcze z Almanakh i dowiedzieć się czegoś od niej o okolicy.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:42.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172