- Świetny pomysł! - stwierdził Fergus i zgodnie z wolą wikinga, odwrócił się i zwiał w stronę łodzi. Walka z hordą rozzłoszczonych koboldów jakoś mu nie leżała i nie kwalifikował jej do oferowanych przez siebie usług. ~ A najlepiej wskocz z powrotem do wody, zamiast próbować zatopić tę cholerną balię ~ pomyślał, zaciskając zęby i napinając mięśnie, wiosłując najszybciej jak potrafił, co biorąc pod uwagę dodatkowe obciążenie, nie było najłatwiejsze. Nie wspominając już o tym, patrząc na wlewającą się do łajby wodę i fakt, że burta znajdowała się niemal na równi z linią wody, iż nie tylko on nie był do tego przystosowany. - To my ściągniemy was, jak już - Fegus splunął do wody i pomasował obolałe barki i ramiona. Cholerny barbarzyńca ważył więcej niż on i Pe'lan razem wzięci. - Nasza łajba jest przeciążona. Macie tu linę - Fergus rzucił konopny sznur krasnoludowi - i płyńcie. Jakby co, to krzyczcie, a jeśli nie da rady, pociągnijcie ją trzy razy. |
- Chyba się nie boicie ciemności? - zapytała Virana. - Ruszajcie, nie ma czasu, pewnie zaraz zaczną nas ścigać na tratwach. - Lepiej żeby wojownicy tam popłynęli, w razie czego dacie sobie radę, mi już niewiele magii zostało. Nie długo musimy odpocząć. |
- Wyjątkowo zgodzę się z koleżanka - powiedziała Pe'lan - jeśli spotkacie jakiegoś demona, to będę tu czekac. Odwróciła się do Virany i powiedziała cicho - Została mi resztka zdolności magicznych. Może na dwa zaklęcia starczy, lub 3 prostsze. A u ciebie? |
- U mnie podobnie - odparła Virana. - Musimy zgubić koboldy i szamana, bo inaczej dobierze się nam do dupy. - Ruszajcie, szkoda czasu -ponagliła towarzyszy. |
Mniejsza odnoga Wiking i rycerz Na małej łódce znaleźli się Creap wraz z Fergusem. Krzepki var Airem odpychał się miarowo wiosłami, zaś olbrzymi Creap siedział na dziobie wypatrując niebezpieczeństw z orężem na kolanach. W rytm uderzeń piór wioseł raubrittera o taflę wody kobiety pozostawione wraz z krasnoludem Zigildunem na drugiej łodzi stopniowo się oddalały. Jednocześnie w jaskini robiło się coraz ciemniej. Obaj najmici nie mieli w końcu żadnego źródła światła. Z kolei zaklęcie czarodziejki de Noth i magiczne światło miało swoje granice. Pozostawało liczyć na nieliczne szczeliny w skalnym suficie oraz wyczulony słuch i węch obu mężczyzn. - Woda opada - stwierdził Fergus. - Czyżbyśmy mieli dobić zaraz do brzegu? - Bo ja wiem - odparł aep'Crack. - Tak na moje oko od dna dzielą nas trzy kroki w dół. Taki stan wód może się ciągnąć milami. - Słodko - mruknął rycerz i naparł silniej na wiosła, aż zatrzeszczały drewniane dulki. Podziemna jaskinia wyraźnie się rozszerzyła. Skąpana była w półmroku. Nad wodą unosiły się cienkie nitki brunatnego dymu. - Jakby wyziewy - skonstatował var Airem. - Skarbu tu nie znajdziemy, na mój nos. Za to jebie niemożebnie.... Wracajmy. Creap rozejrzał się wokół. Woda była ciemniejsza niż w wąskim przesmyku, jakby brudna. Widział już podobne jaskinie... - Dobra. Cofaj się prędko - szepnął do rycerza, jednocześnie ściskając mocniej broń. Jakby w odpowiedzi na polecenie wikinga, coś pod powierzchnią wody się zakotłowało. Wzburzyło dotąd spokojną taflę, powodując rozchodzące się w różne kierunki fale. Mętna dotąd woda uderzyła o skały rozpryskując drobną pianę na ścianach. Małą łodzią zakołysało niebezpiecznie, ale Fergus opanował w porę wzburzony żywioł. Jednocześnie spod wody dał się słyszeć groźny pomruk. Wydostający się jakby z podwodnej konchy czy tuby, który zatrząsł całą jaskinią. - Uuuuuuuuuuuuuuuuu! W kierunku awanturników wystrzeliły trzy macki. - Ośmiornica! Wielka kurwa! - wrzasnął Fergus, odganiając się od pierwszej. Na macce zobaczył wielkie wypustki, jakby przyssawki, które to rozwierały się, to zamykały. - Psie krwie, nie widzę głowy! Jest skryta pod wodą! - przekrzyczał rumor Creap, uchylając się od drugiej macki wielkiego głowonoga. - Co Ty, wikingu? Poród będziesz odbierał, czy jak? - spytał bezwiednie var Airem. Coś otarło się o kadłub łódki. - Oczy, chodziło mi o oczy! - warknął aep'Crack, z trudem, utrzymując balans na koboldziej łódce. - Ja pierdolę, Creap. Zapewne ma je po Tobie. - Rzeczywiście. Parę osób mówiło mi, że przypominam krakena, ha! - odparł mu barbarzyńca. |
~ No dajcie, kurwa, spokój ~ pomyślał raubritter, widząc co wylazło spod wody. ~ Najpierw przerośnięta jadowita stonoga, a teraz ogromna ośmiornica. Niech będzie przeklęty i żeby go chuj strzelił, ktokolwiek, kto powołał do życia takie kreatury. ~ - Spierdalamy! - ryknął Fergus, okładając wiosłem zbyt namolną mackę. - Łap drugie wiosło i spierdalajmy stąd - krzyknął do wikiniga, po czym nie czekając na niego, padł plackiem na pokład koboldziej łajby i jął gwałtownie wiosłować ile sił. |
-Chyba żartujesz!- Creap ryknął niezadowolony, ale zaczął wiosłować.-Ja bym zajął się mackami a ty tym swoim scyzorykiem wyłupiłbyś bydlakowi oczy! Cholera, w domu podrostki polują na jeziornice z zaostrzonymi kijami, a my we dwóch sobie z nią nie poradzimy?! Słabi duchem, tchórzliwi i salwujący się ucieczką przy byle okazji. Cali południowcy. Nie dane było im walczyć z Yeti, krakenami jeziornymi czy odmianą wilkołaków z północy. Obce im były klany olbrzymów a w noc zimowego przesilenia stada lodowych wilków pędzących przez tundrę i tajgę. -Obyś przy demonie wykazał się większą chęcią do walki!- wiking pchnął wiosło, krzywiąc się. Smażone macki krakena. A z tego potwora tutaj byłoby żarcia na trzy dni. |
Mniejsza jaskinia Łatwiej było plan ucieczki wymyślić niż wcielić w życie. Słodkowodny kraken ani myślał zrezygnować z "ludziny". Ogromne cielsko poruszyło się pod wodą, szurając kadłubem po dnie, burząc i tak falującą wodę. Cztery macki z głośnym pluskiem wyrżnęły w łódkę wzbijając ją pod górę sklepienia jaskini. Fergus z głośnym chlupotem wleciał do wody razem z wiosłem, aż kolczuga drapnęła o miękkie dno jaskini. Creap pacnął w wodę zaraz za nim. Zagłębili się w mętnej wodzie. Była wręcz nieprzezroczysta od szlamu i plugawych wyziewów ośmiornicy. Wiking pierwszy dostrzegł dwie macki, które owinęły mu się wokół torsu i ud... a następnie ścisnęły niemal miażdżąc ciało. Nawykły do takich potyczek Creap szarpnął się gwałtownie raz i drugi i zdołał zanurkować głębiej. Dotknął stopami dna jaskini. W usta dostało mu się trochę cieczy, którą od biedy można było uznać za wodę. "Oczy. Widzę oczy" - dotarło do barbarzyńcy. Dwa wielkie żółte ślepia, osadzone na monstrualnym kadłubie bestii, pokrytej gruzłowatymi naroślami, raz po raz, to otwierały się, to zamykały. Z gruczołów nad nimi wydobywała się ciemna ciecz, która niby atrament utrudniała obserwację monstrum. Var Airem niemal zakrztusił się wodą podczas upadku. Coś go oplątało i poczęło tłuc nim niczym szmacianą lalką o kamienne ściany jaskinii. Raubritter przekręcił tułów na tyle na ile potrafił i gwałtownym szarpnięciem wyswobodził klatkę piersiową, zdzierając sobie trochę skóry z dłoni. Macki krakena oplatały teraz jego stopy. Walka z bestią zmieniła się w walkę o przetrwanie. Obydwaj awanturnicy mieli powietrza na niespełna minutę, znajdowali się we wrogim żywiole i byli wyczerpani do granic możliwości. Z kolei ośmiornica znajdowała się w swoim leżu, woda była jej środowiskiem naturalnym. Szanse obu stron były, więc wyrównane. Rozstaje dróg wodnych Usłyszeli wielki hałas, okrzyki, przekleństwa, później jeszcze większy rumor i odgłos wody uderzającej o ściany podziemnego kompleksu. Po chwili i do nich dotarła wysoka fala. Na dodatek Fungi porwał się na nogi niemal wywracając łódkę. - Wpadli w tarapaty! Do wioseł! - krzyknął Zigildun szarpiąc brodę. - Co tak stoicie, baby! Chłopakom trzeba pomóc! |
Creap zacisnął zęby i ściągnął wargi, z całych sił nie pozwalając macką oplątać jego szyi. Byli pod wodą, ale w domu nie była to pierwszyzna. Mieli łódź, też jak w domu. Z tym że tutaj walczył o przetrwanie, nie dla zabawy i sławy młodocianego krakenobójcy. Och jakże zmieniło się położenie Creap'a aep Crack'a, z Tangrlok. Wiking poruszył nogami, szukająć oparcia. Mimo zamulonej wody widział niewyraźne, żółte plamy na tle zieleni. Oczy bydlęcia. Normalnei ciskał wraz z braćmi oszczepami, chcąc trafić jedno i sprawić by kraken zaczął... panikować? Panika była domeną ludzi, lecz tylko to słowo pasowało do tego jak stwór miotał się i tracił panowanie po celnym ciosie. Crack pochylił się, chwytając jedynej, sensownej myśli. W bucie miał nóż. Długi, ząbkowany i dobrze naostrzony. Każda broń musiała być ostra. Nawet nóż. Po kilku sekundach barbarzyńca machał już wściekle rękoma i nogami, chcąc zbliżyć się do korpusu. A potem tylko wbić palce w miękki czerep i dźgać, dźgać, dźgać. Pierwotnie. Dziko. Skutecznie. |
Fergus, wyzwoliwszy tors z objęć macki, wziął się do wściekłego, acz nieco chaotycznego siekania macek, które oplatały mu nogi, by następnie odpłynąć w cholerę. Starał się oszczędzać powietrze, ale nie ustrzegł się przed wyjątkowo plugawą wiązanką, która jednak z uwagi na to, że znjadował się pod wodą, zmieniła się w gniewny bulgot. Zajęty walką o własne życie, stracił z oczu wikinga. A co z oczu, to z serca i niech mu woda lekką będzie. Var Airem miał ponadto do ocalenia więcej niźli żywota. Wieloletnia reputacja rodu spoczywała w jego rękach. Nie mógł jej splamić. Głupia, bohaterska śmierć i poświęcenie się dla obcego byłoby zmazą, której przyszłe pokolenia by mu nie darowały. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:32. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0