- Żeby zobaczyć nasze twarze musisz zdobyć nasze zaufanie - odparł Tommy. - Zabrałem cię tu, bo obiecałaś odpowiedzieć na kilka pytań, taka była umowa. A na razie nie dość, że niczego nie zdradziłaś to nawet nie wiemy jak masz na imię. To musi działać w obie strony, wiesz? Nie tylko bierzesz, ale też dajesz. |
|
Kobieta o ciemnej karnacji dopadła hamulec ręczny i pociągnęła go nie zważając na instrukcje zakazujące takiego działania. Niestety to chyba był błąd, bo sama poleciała do przodu niemal wpadając na trzech kolesi, którzy dokuczali starszemu panu o kulach. Na jej nieszczęście cała trójka zdążyła się złapać poręczy i ustać w miejscu. Cóż, po prostu super - pomyślała dziewczyna, gdy wylądowała jakieś dwa kroki przed twarzą jednego z nich. -Powiem to tylko raz. Zostawcie go w spokoju - ostrzegła ich Campbell jednocześnie podnosiła mężczyznę o kulach. |
Franko długo milczał patrząc na telefon. Wszystko się komplikowało. Spojrzał na dziewczynę i pokręcił tylko głową, zwrócił się do Tommiego: - Kid czemu sprowadzasz takie dziewczyny? Co jedna to bardziej pyskata! - odwrócił się w jej kierunku i powiedział chrapliwym głosem - Pani chyba nie rozumie. Nas tu już traktują jak terrorystów, przebywanie z nami czyni i z Paniusi terrorystkę. Mało z tego Pani kolega - wskazał kciukiem za siebie w stronę zamurowanego bandyty - panią widział. Dlatego nosimy maski. Ci ludzie mają wpływy i potrafią zniszczyć człowieka na więcej niż 1 sposób. Jeśli na cel brali by tylko mnie mógłbym pokazywać twarz każdemu. Ale życie nauczyło mnie, że cierpię nie ja ale wszyscy dookoła. A mimo wszystko są ludzie, na których mi zależy. Ty wiesz coś co nas interesuje, my nie boimy się działać. Chcesz coś zmienić to nam pomóż. Nie brakuje o nas informacji w internecie i telewizji. Więc wiesz o nas na prawdę dużo więcej niż my o Tobie. Ale była byś ostatnią ignorantką, licząc na to żebyśmy odsłaniali wszystkie karty jako piersi. Zauważ, że to ciebie znaleźliśmy w aucie tego bandyty, to ty nie bałaś się mu pokazać swojej twarzy. Mówisz, że chodzisz do dobrego liceum. Chłopak który leży na górze też chodził do dobrego liceum, popatrz co mu zrobili, może to ty podałaś mu coś co go przemieniło w oszalałego potwora. Zastanów się młoda. Chcesz jechać w ustronne miejsce, spoko znam pewną plażę, na której rzadko kogoś można spotkać, a o tej porze roku już w szczególności. Ale nie będzie tam ani tłumów, ani świadków. A jeszcze jedno... Chcesz od nas aktu dobrej woli i potwierdzenia, że nie jesteśmy terrorystami, to mam taki jeden specjalnie dla ciebie. Zauważ, że obecnie stoisz tutaj wolna i pyskata, a mogłabyś siedzieć teraz grzecznie w ścianie i czekać aż skruszejesz na tyle by wyjaśnić nam swój udział w całej sprawie. Mam wrażenie, że nie wiesz więcej od nas. Tak więc jeśli chcesz nas opuścić droga wolna. Ale jeśli chcesz nam pomóc, chętnie przyjmiemy każdą pomocną dłoń w zamian odwdzięczając się tym samym. Tylko mam prośbę nie wystawiaj nas na próby, bo my tego nie potrzebujemy, każdy dzień jest dla nas walką z diabłem, który dusi to miasto, codziennie poświęcamy się i ryzykujemy dla wyższego celu. Nie oczekuj ode mnie tego żebym ryzykował jeszcze bardziej tylko dla zaspokojenia twojej ciekawości. Szybka piłka jedziesz z nami poopowiadać o sobie i twoim związku z tą sprawą, czy zostajesz tłumaczyć się policji i będziesz ryzykować swoim młodym życiem na własną rękę? - Franko nie czekając ruszył do góry schodami. |
- To już wszystko? Bo nie zdążyłam zrobić notatek z tego monologu - odpowiedziała Brooke. - Nie chcecie mojej pomocy, to nie. Ja się bez was obejdę, już i tak dowiedziałam się wystarczająco dużo, by móc dalej kontynuować śledztwo na własną rękę. Wy nie zamierzacie się dzielić swoją prywatnością, to dlaczego ja mam dzielić się z wami czymś, co wiąże się z moimi prywatnymi sprawami, hm? |
Tommy uśmiechnął się lekko, udawanym kaszlem maskując parsknięcie. Franko to dobry gość, ale nie ma podejścia do młodzieży. Chyba już zapomniał, że O'Connor z początku reagował podobnie. A przecież niemało zawdzięczał mięśniakowi. - Nie obraź się stary, ale tak mi przyszło do głowy, że musimy załatwić sobie do ekipy kogoś kto ma gadane - powiedział, spoglądając za odchodzącą dziewczyną. - Ten element zdecydowanie nam nie wychodzi. No, chyba że następnym razem będziemy śledzić gościa, zamiast brać go na spytki - nie omieszkał nawiązać do swojej oryginalnej propozycji, jeszcze z parkingu. - Poczekaj tu, dobrze? - rzucił nagle i ruszył biegiem za blondynką. Dopędził ją w głębi korytarza za jakimś zakrętem. Spojrzała na niego jak... ciężko powiedzieć. Tommy zwykle patrzył w ten sposób na posiłki w Colorful Life. Taka trochę mieszanina obrzydzenia i pogodzenia się, że trzeba się z tym czymś zmierzyć. - Nieźle zgasiłaś wielkoluda - zaczął od czegoś co uznawał za komplement. - Chociaż muszę powiedzieć, że trochę się na tobie zawiodłem. Miałem nadzieję, że będziesz jedną z tych osób, które dotrzymają danego słowa, nawet jeśli dały je komuś, kogo uważają za gorszego od siebie - ciągnął beznamiętnym tonem. - A może nawet zwłaszcza wtedy? No, ale niech będzie. Wygrałaś - westchnął teatralnie. Stanął przed nią, blokując jej przejście i zmuszając do zatrzymania się. Jego prawa dłoń powędrowała do czubka głowy, gdzie chwyciła kominiarkę i ściągnęła ją płynnym ruchem. Chłopak uśmiechał się lekko, patrząc śmiało na twarz dziewczyny. - Jestem Tommy - wyciągnął do niej rękę. |
Pierwszą reakcją Brooke było zatrzymanie się i westchnięcie w stylu "czego on jeszcze ode mnie chce?". Gdyby spodziewała się tego, co się stało chwilę później, pewnie wcale by tak nie zareagowała i słowa, które powiedział zapewne zrobiłyby na niej większe wrażenie. Początkowo jednak znudzona była tym towarzystwem i sądziła, że już kompletnie do niczego jej się nie przyda taka znajomość. Dlatego też popatrzyła na swojego rozmówcę z mieszaniną znudzenia i zniecierpliwienia. |
- W porządku, a gdzie go zostawiłaś? - spytał Tommy. - Dam tylko znać Wujaszkowi. Pójdziemy przodem, a on dołączy - dodał. |
Po wyjściu służbowym wejściem z piwnic na górę niestety okazało się, że przy samochodzie Romanowa stoi policjant. Drugi zaglądał do środka zapewne szukając jakiś śladów. Kilka metrów dalej stał radiowóz, wciąż błyskając kogutami, ale już z włączoną syreną. Wymknięcie z terenu szpitala nie było łatwe, ale możliwe. Trzeba było się przyłożyć, lecz ze wzrokiem Franko mieli przewagę. Po krzakach, w których wcześniej się ukryli ktoś chodził świecąc latarką. Zapewne więc i wokół szpitala ktoś musiał chodzić. - Dzięki za pomoc mała, ale nie obraź się liczyłem na jakiegoś faceta... - Powiedział starszy gość do Jessi. - Proszę, proszę. Obrończyni kalek się znalazła - powiedział ten z kijem. - Szkoda, że nie mamy dużo czasu, bo byśmy dogodzili ci jak trzeba. Ale musimy dać lekcję staremu - mówiąc to zamierzył się kijem bejsbolowym. Taki cios mógł rozłupać czaszkę jak arbuza. Max opowiedział Sullivanowi o całym incydencie. O wcześniejszym zamachu i o rannym “doktorancie”. Na szczęście Stone’a zdążyło zabrać pogotowie. Pewnie się wyliże. Wspomniał też o swoich podejrzeniach, iż to ktoś zamieszany w projekt komory Unimedycznej. Geri pocieszająco położył mu łapę na kolanie. Freki zaś sprawdził, czy nasłany zabójca nie podrzucił jakiś psich chrupek Maxowi. Sullivan zrewanżował się opowieścią o topiących odpady medyczne zbirach. O zlecającym zbirom robotę niejakim Roberto, którego numer zdobył. Max zdziwił się, że wyrzucali zawinięte w folie niczym w dywan pakunki. Jeśli to było świństwo jak mówili to powinno być zamknięte co najmniej w beczkach. Zwykła folia nie byłaby w stanie zatrzymać tego świństwa. |
Kiedy stanęli nieopodal wyjścia tak, że widzieli krążących po parkingu policjantów, Brooke jęknęła z zawodem. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:58. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0