|
Bandyci nei wydali z siebie najmniejszego dźwięku. W ciszy, jakby tknięci nagłym impulesem jednocześnie rzucili się do ataku. Gdy pierwszy już miał wrazić rohatynę Kościejowi w brzuch zacharczał i splunął krwią, z gardłem przebitym strzałą. Kilkunastu bandytów padło martwych, wielu jęczało rannych. Kilku rzuciło się do walki z wyłaniającymi się z lasu postaciami w szarych opończach. Walka po kilku sekundach przerodziła się w rzeź, kiku ocalałych bandytów podjęło ucieczkę, przerwaną strzałą w plecy. Sylwetki w opończach jak nagle siępojawiły, tak nagle zniknęły w leśnej gęstwinie (Kościej, nie rób aż takich kamikaze - w normalnych warunkach nikt nei zdoła uchylić się przed 20 bełtami) |
Razim Wiedźmin był już tym znudzony.Jak sądził pomogły im te głupie leśne elfy. Jednak nadal się przyglądał walce . |
Z wilczego dołu dobiegł niewyraźny jęk. Po kilku minutach, kiedy już resztki bandytów padały od szybkich strzał na brzegu rozu pojawiła się jedna ręka, potem druga. Blacker z trudnością wygramolił się z rowu, cały poobijany i obolały. Nie wyczówał w sobie jakichś wewnętrznych Gdy stanął kika kroków na krawędzi reszta bandytów była dobita a sylwetki znikały w lesie. Zauważył także Razima przyglądającemu się wydarzenią i uśmiechnął się do siebie. Udawszy jednak, że go nie zauważył podszedł do Kościeja i zagadnął - Zdaje się, że zaniedbaliśmy ostrożności. Nie możemy iść zwartągrupą, najlepiej poruszajmy się rozdzieleni. Ja pójdę przodem, a w razie zagrożenia ostrzegę was. Ty Kościeju, wraz z naszym dużym przyjacielem pójdźcie w środku, jako podstawowa siła oręża. O straż tylną najwyraźniej nie musimy się martwić - Blacker dorzucił rozbawiony, radością nie obejmującą jednak oczu, które zawsze pozostawały zimne i nie wyrażały żadnych uczuć - Czy zgadzasz się ze mną Kościeju? Wszakże ty tu dowodzisz... Jednak radziłbym ostrożność, poprzednia drużyna z którą podróżowałem zginęła właśnie przez to... A nie chciałbym, by ten koszmar powtórzył się... Nigdy nie wrócędo labolatorium - Blacker wycedził ze złością - więc lepiej uważajmy na siebie i na... innych |
Masz rację. Więc? Idziemy?- Popatrzyłem na was, i ruszyłem przed siebie, kierując się bardziej przeczuciem niż znajomością otoczenia. |
Ruszam lekkim truchtem wymijając Kościeja, po czym wytężam swój węch szukając potencjalnego zagrożenia |
Dobra, ze względu że nic nie działo się przez długi czas garść informacjii. Doszliśmy do tego nieszczęsnego miasta i pogadaliśmy z tym kolekcjonerem. Poszukujemy starożytnego, magicznego miecza, a żeby go znaleźć musimy wyruszyć na północ w góry, mijając podrodze inne tereny. Aktualnie siedzimy w gospodzie i omawiamy sytuację... |
Rezygnuje z gry-> Razimowi znudziło się czekanie wrocił zająć się własnym sprawami.Już zupełnie nie obchodziły go spray brata Węza |
Blacker Siedzę przy piwie, którym poczęstował mnie Kościej - Czy mógłbyś wtajemniczyć mnie bardziej w sprawę tej oferty? Chciałbym znać detale, oraz wiedzieć ile można zyskać... Pamiętaj, dopóki nie spłacę swojego długu za uwolnienie możesz na mnie liczyć __________________________________________________ ______________________ Ps. Przydałobysię zorganizować posiłki do sesji, bo chyba z graczy tylko ja zostałem |
Niestety, znam tylko miejsce w które mamy się udać. Nie wiem o niczym innym, z wyjątkiem tego iż miecz ma właściwości magiczne.- Rozgladam się. - Myślę że przydał by się ktośjeszcze na tę wyprawę. Nie wiem co nas czeka po drodze. Moze uda nam się znaleźć miejskiego herolda który przekarze ludziom nasze ogłoszenie. __________________________________________________ ______________________ Faktycznie przydadzą się posiłki. Nie wiem jednak co z Silvanol El-Dalem . Może o nas zapomniał. |
Ze względu iż ruch w sesji zamarł, proszę moderatorów o zamknięcie tematu. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:50. |
|
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0