lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [sesja] wolna - FANTASY (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/258-sesja-wolna-fantasy.html)

Mira 30-06-2008 22:44

Serafin podrapała się z namysłem po nosie. Lubiła być uwielbiana, być prowodyrką, stać na czele sfory - to oczywiste.

"Tylko czy ja chcę taką sforę? Toż to jakiś porypaniec, ten pod kapturem..."

Krytycznym spojrzeniem omiotła sylwetkę Hektora. Gość na pewno nie był najgorszym paskudnikiem w tym gronie, ale to tylko dlatego, że Wyszemir i jego bezzębny uśmiech - bil w kwestii braku urody wszystkich na głowę.

"Pewnie nawet kucharka nie chciała go rozdziewiczyć, wieje od niego lodem, jak smrodem z gaci orka. O ile oczywiście ork nosi gacie..."

- Mogę ci to obiecać, choć nie wiem, czy sam tego chcesz...
- białowłosa uśmiechnęła sie drapieżnie do kapłana - Bo co, jeśli w moich oczach, okażesz się bezbożnikiem, skarbie?

mataichi 30-06-2008 23:16

Wyszemir

Czarodziej wysłuchał spokojnie paplaniny Hektora i już miał rzucić jakąś uszczypliwą uwagę na temat jego zadka, który pewnie służył dobrze braciom zakonnym, lecz odpowiedź Serafin rozśmieszyła go do łez. Białowłosa zbierała u niego same plusy za swój złośliwy charakterek...no może nie licząc uwag w jego kierunku, ale to zapewne drobna różnica wieku była tego powodem.

-Hahaha dobrze powiedziane kochaniutka! Wyobraź sobie drogi Hektorze, iż popieram Cię w zupełności. - Uśmiech ani na moment nie schodził z twarzy starca – Idź i czyń swoją powinność chłopcze, ja nie mam co się z tobą równać gdyż moja wola przeplata się co najwyżej z wolą mojego żołądka. Tylko mam nadzieje, że wiesz co chcesz w ogóle robić, prawda? – Spytał wielce zatroskanym głosem, po czym już na poważnie zwrócił się do wszystkich.


- Jestem za głosowaniem tak jak Krdik, powinniśmy wybrać jedną z opcji ją mamy do wyboru a potem jak najdokładniej ją przeanalizować. Na razie wyklarowały nam się dwie możliwości, jeśli się nie mylę. Straceńcza misja w poszukiwaniu pisklęcia gryfa i próba podszycia się pod Maier. Jestem za drugą opcją i wiesz mi drogi krasnoludzie na słowo ciężko nawet opisać niebezpieczeństwa, jakie czekałyby nas pod Smoczą Górą. A co do próby przemienienia kozy w gryfa to były tylko głośne rozważania, coś takiego mógłby uczynić mag, który opanował sztukę transmutacji do perfekcji a ja osobiście takiego nie znam, zresztą nieważne.

Arango 01-07-2008 11:35

- Chcecie przedstawić panią Serafin jako Aine Meier ? - Johann był lekko zszokowany.
- Przecież nikt nie wie że jest kobietą !!! Ona rządzi miastem, słucha jej gildia przemytników, złodziei i żebraków. Wie o wszystkim co dzieje się w mieście. Każde z nas gdy tylko wyjdziemy śledzi kilka par oczu, a wy chcecie sie za nią podać ? To szaleństwo !!!
- Nie wiemy co nas czeka na wyspie, natomiast o gryfach Wyszemir jednak co nieco wie. Lepsze znane niebezpieczeństwo. No i łatwiej będzie urządzić zasadzkę na ścigających nas ludzi w górach niż w mieście. Może czegoś się od nich dowiemy. Jestem za wyjazdem z miasta i wyprawą po gryfa.

Milly 22-07-2008 22:16

Mergott / gdzieś na drodze w stronę Gór Szarych (popołudnie)
 
Zażarta wymiana zdań i dyskusje trwały jeszcze długo w noc. Nikt nie udał się na odpoczynek, póki nie ustalono co robić dalej. Sytuacja wydawała się patowa. Jedno wyjście wydawało się gorsze od drugiego. Decyzja co robić dalej była obciążona nie lada niebezpieczeństwem. Zostać w mieście, gdzie grozi im oskarżenie o morderstwo i podpalenia, a być może także konfrontacja z kimś, kto, zdaje się, podąża ich śladem? Jeśli to zrobią, może jakimś szalonym trafem uda im się podszyć pod Aine Maier i dostać na wyspę. Pozostawało nadal pytanie – co potem? Ich informacje były zbyt skąpe, aby pewnie dążyć do swego, a nie mieli już czasu na szukanie kontaktów i pomocy. Byli zdani tylko na siebie. Woleli jednak nawet nie wyobrażać sobie konsekwencji oskarżenia o podwójne podpalenie, kilka morderstw, próbę dostania się do Mera i jeszcze pewnie kilka przypisanych im, niekoniecznie słusznie, przestępstw.
Pozostanie w mieście mogłoby także przysporzyć okazji do spotkania z osobami, które spaliły sklep starego gnoma. Czy to tylko przypadek, osobliwy zbieg okoliczności? A może rzeczywiście ktoś depcze im po piętach? Jeśli tak było, należało czym prędzej wydobyć z więzienia Joachima i mapę! Skoro „konkurencja” odwiedziła gnoma, pewnie uzyskali od niego te same informacje, a zatem pewnie wiedzieli już gdzie przede wszystkim szukać dalszych wskazówek.


Z kolei wyprawa po gryfa mogła się okazać równie, jeśli nie bardziej, śmiertelna. Ze słów Wyszemira wynikało, że nawet próba dostania się na drugą stronę Gór zakrawała o szaleństwo. Nie licząc już samego zdobycia pisklęcia gryfa. Czy komukolwiek się to kiedyś udało? Skoro krążą o nich tylko legendy i nikt nie widział ich na własne oczy, to z pewnością nikomu też nie udało się tego zwierzęcia posiąść. Jednakże mieli wśród siebie kogoś, kto choć trochę znał te Góry i miał jakiekolwiek pojęcie o tym, co może ich tam spotkać. Na dodatek zło, które czaiło się gdzieś tam po drodze, nie do końca uświadomione, było dla niektórych czymś mniej groźnym od tego, które realnie może ich spotkać w mieście. Być może dlatego łatwiej było podjąć tę decyzję i zdać się na to, co los przyniesie.


Wreszcie zdecydowali się głosować. Wynik był dość zaskakujący. Nawet kapłan Hektor, do tej pory zwolennik szybkiego i zdecydowanego działania w mieście, dał się przekonać do wyruszenia w kierunku Gór Szarych. Jedynie białowłosa Serafin i stary Wyszemir twardo obstawiali przy swojej propozycji. Venefica zabrała głos jako ostatnia, niejako pieczętując wybór dokonany przez grupę. Wciąż jednak jej myśli krążyły wokół Nassaira, który tego ranka wyruszył do kogoś, kto być może miał pomóc im dostać się na wyspę. Co go spotkało? Dlaczego nie pojawił się do tej pory w karczmie? Być może ta osoba, z którą miał się spotkać, zdradziła go, albo wpadł w inne kłopoty. Niedobrze byłoby go w takim wypadku zostawiać na pastwę losu. Półelfka nie miała jednak pojęcia dokąd poszedł ani kim jest ta osoba. Nie mogli sobie pozwolić na dalsze tracenie czasu, poszukiwania i wypytywania. Być może jednak Nassair nadal zajmuje się tą sprawą, może załatwienie wszystkiego wymaga czasu i wysiłku. Nie wie o kłopotach, które spotkały resztę grupy, nie wie o tym co się dzieje. Tylko dlaczego nie daje znaku życia?


Po głowie Ven krążyły coraz bardziej koszmarne myśli. Ze „starej grupy” nie pozostał już nikt. A czy mogła tak samo ufać nowej części drużyny? Wyszemira i Johanna zdążyła już nieco poznać, co do reszty natomiast, musiała zdać się na tych, którzy przydzielili ich jej do pomocy. I co to właściwie za pomysł, żeby zrobić ją „przywódcą” grupy? Nie czuła się zupełnie na siłach podejmować jakiekolwiek decyzje, szczególnie tak ważne. A teraz, kiedy jej ostatni przyjaciel zniknął, czuła się zupełnie zagubiona.


- A zatem ruszajmy w stronę Gór, po gryfa. - zawyrokowała wreszcie.


Dokończyli jeszcze ustalać wszystkie szczegóły wyprawy i porozchodzili się do swoich pokoi. Kto wie kiedy kolejnym razem przyjdzie im spać w wygodnych łóżkach? Nocy nie zostało już wiele, ale każdy spożytkował ją na własny sposób, przygotowując się do podróży.


Rankiem uregulowali dług u karczmarza, który okazał się być naprawdę porządnym człowiekiem i przygotował dla nich bardzo obfite zapasy na tydzień podróży. Obiecali mu, że gdy tylko wrócą, na pewno pojawią się u niego i opowiedzą o swoich przygodach. Venefica jeszcze bardzo gorąco poprosiła, żeby Yurga przekazał Nassairowi dokąd wyruszyli, jeśli tylko ich przyjaciel się tu pojawi, jednakże aby nikomu innemu tego nie wyjawiał. Nie wiedzieli wtedy jeszcze, że kilka godzin później Yurgę odwiedzi jeden z kapitanów straży miejskiej wraz ze swym osobistym oddziałem. Będzie wypytywał o jego gości, będzie zadawał niewygodne pytania i drążył temat do samego dna. Karczmarz nie przywykł do zdradzania swoich przyjaciół, Johanna zaś darzył szczerą sympatią, a i jego kompanię polubił, gdyż zawsze chciał zostać awanturnikiem i przeżywać takie same przygody, jak oni teraz. Donosy miały jednak niezwykłą siłę, a gdy straż zacznie przepytywać gości i innych świadków, szybko wyjdzie na jaw w jakiej komitywie był Yurga z podejrzanymi typami. Miał więc chłop nie lada zmartwienie jak wyjść z tej sytuacji cało i tak, by nie ucierpieli przy tym i inni. Nie zagłębiajmy się jednak w szczegóły wydarzenia, którego nasi bohaterowie nie mogli być świadkami i wróćmy do ich dalszych losów:


Następnie pojedynczo, nie rzucając się w oczy, cała drużyna opuściła karczmę „Pod lunetą”. Tak jak ustalili poprzedniej nocy, rozdzielili się i poszli w miasto. Każdy miał uzupełnić brakujące części ekwipunku i wszystko to, czego potrzebowali aby wyruszyć w góry. Wyszemir jeszcze odwiedził siedzibę Aine Maier. Na szczęście nie musiał stać w sporej kolejce petentów, bo gdy tylko pokazał świecący bursztyn, przepuszczono go do dalszych pomieszczeń. Tam z kolei miła pani odebrała przepustkę od zielarza i powiadomiła go, że pan Maier nie może w tej chwili go przyjąć, ale Wyszemir powinien zostawić wiadomość jej, a ona przekaże swojemu pracodawcy.


Następnie pojedynczo, w różnych odstępach czasu i w różnych częściach miasta nasi bohaterowie mieli przejść przez bramy i udać się do miejsca „zbiórki”. Wszystkie te środki ostrożności po to, aby nikt nie zwrócił na nich uwagi, nie powiązał ich z wypadkami ubiegłego dnia i nie rozpoznał w nich podpalaczy. Być może przesadzali, ale wreszcie doszli do wniosku, że lepiej dmuchać na zimne. I jak się okazało – słusznie.


Wczesnym popołudniem ostatnia osoba dołączyła do drużyny, czekającej około piętnastu minut marszu na wschód od Merrgot. Droga do Gór Szarych nie była zbyt często uczęszczana, może za wyjątkiem przemytników i ukrywających się bandytów. W tamtej okolicy nie było z kim handlować, a tereny te były na tyle nieprzyjazne, że żadne karawany nie odczuwały potrzeby umilania sobie drogi pięknym widokiem czy górskim powietrzem. Drużyna mogła więc pozostać względnie niezauważona.


Do wieczora pozostało jeszcze kilka godzin, nie czekając więc ani chwili dłużej, Serafin, Krdik, Wyszemir, Johann, Hektor i Venefica ruszyli przed siebie. Dzień był chłodny i wietrzny, a choć słońce próbowało ogrzać twarze podróżników, pierzaste chmury co chwilę przysłaniały jego tarczę. Po kilkudziesięciu minutach monotonnego marszu, coś jednak poruszyło członków drużyny. Poczuli się... obserwowani? Nieprzyjemny dreszcz na plecach, jak gdyby ktoś wbijał w nie wzrok – jednak gdy któreś z nich odwracało głowę, dostrzec mogli jedynie poruszenie zarośli (spowodowany zapewne wiatrem) lub jakiś rozmyty kształt, który początkowo wydawał się jedynie złudzeniem. Jednak im więcej takich sytuacji, im więcej osób zdołało to dostrzec, nie mieli już wątpliwości. Ktoś ich śledził.


Pozostawało tylko jedno pytanie – czy ten ktoś robił to tak nieudolnie, czy też raczej chciał ich przestraszyć...?

Arango 25-07-2008 11:21

Johann maszerował razno, choć na sercu nie było mu tak lekko.
Z jednej strony cieszył sie, ze wyrwali sie z Merrgot bez kłopotów, z drugiej jednak pozostawienie Joachima... No co tu dużo mówić gryzło go najzwyczajniej na świecie sumienie.
Choć sam starał się siebie przekonać, ze zrobił co mógł dla niego w obecnej sytuacji jakiś zły chochlik na dnie duszy szeptał :
"porzuciłeś brata, porzuciłeś brata...wyparłeś sie go, wyparłeś..."

Wydobył z plecaka bukłak zapobiegliwie tam umieszczony przez Yurgę i pociągnął z niego solidny łyk. Przynajmniej ten facet okazał się w porządku. O tak przyjaciół poznaje się w biedzie.

Od jakiegoś czasu wiedzieli że są śledzeni, jednak próby ukrycia tego faktu były tak nieudolne, że aż irytujące. Wędrówka jednak ze świadomością, że czyjeś oczy wbite są cały czas w nasze plecy nie należy do przyjemności i Johann w końcu miał dość.

Jakby chcąc mu ułatwić zadanie droga akurat biegła miedzy dwoma pagórkami porośniętymi krzakami, tu i ówdzie rozsiane były pojedyncze skałki.
Lekki łuk drogi skrył ich na chwilę przed obserwatorem.

Johann zrzucił plecak odpiął i położył w trawie rapier i schował za butem długi sztylet.

- Mam dość tego pana Wścibskiego. Odejdę teraz w bok jakieś 50 kroków, wrócę około 300 i jeśli będę miał szczęście znajdę się za jego plecami. Przypatrzę mu się, a jesli jest tylko jeden może uda sie go złapać. Ktoś chętny jeszcze na wycieczkę ?

Nie czekając na odpowiedz zapadł pomiędzy wysokie trawy i zgięty zaczął okrążać wzgórze. Jeśli jego wyliczenia są dobre powinien wychynąć w przydrożnych krzewach tuż za śledzącym ich osobnikiem.


sante 28-07-2008 19:23

- Rzeczywiście - zaczął spokojnie Kridik - najlepszym wyjściem z naszej obecnej sytuacji, jest od razu, bez przygotowania i planu, zabrać się do działania. Przecież każden jeden wie, że nie ma nic lepszego jak improwizacja. Najlepiej by było od razu podejść do jakiegoś strażnika, czy kogoś w tym rodzaju, aby zaprowadził nas przed oblicze Mera, albo wykończymy pół miasta. Przecieżnie będziemy się ograniczać, a co się będziemy ograniczać !? - ostatnie zdanie prawie wykrzyczał. Po sekundzie milczenia, nie dając nikomu dojść do głosu, dodał jeszcze
- Jeżeli o mnie chodzi, to najlepszym wyjściem byłoby udać się po gryfa, ale najpierw Wyszemir musiałby dokładnie opowiedzieć o zagrożeniach o nas tam czekających. Poza tym, wspomniałeś coś staruszku o jakieś iluzji czy transomutacji. O co dokładnie w tym chodzi ?

Hektor
spojrzał na krasnoluda z lekkim zdumienie. Gdzie ten hardy duch wojownika? To krasnolud pierwszy powinien rwać się do takich akcji. Zakapturzony kapłan był zawiedizony. Spodziewał się przecież czego innego po swoim nowym kompanie.

Po chwili Serafin odpowiedziała na jego wspaniałomyślną propozycję.

- Mogę ci to obiecać, choć nie wiem, czy sam tego chcesz... - białowłosa uśmiechnęła sie drapieżnie do kapłana - Bo co, jeśli w moich oczach, okażesz się bezbożnikiem, skarbie?
- Wtedy świat ogarnie mrok, bo prawego serca i sługi pani naszej już nie będzie na tej mrocznej ziemi. – Hektor był przekonany, że tylko on tak naprawdę dba o to by pradawna bogini wróciła na te ziemie. Czy oni w ogóle zdawali sobie sprawę jak ważny jest ten kamień? Myśli kołatały w głowie zmieszanego kapłana.

Oczywiście odpowiedź Serafin podchwycił najstarszy i najbardziej kąśliwy kompan tej grupy, Wyszemir.
-Hahaha dobrze powiedziane kochaniutka! Wyobraź sobie drogi Hektorze, iż popieram Cię w zupełności. - Uśmiech ani na moment nie schodził z twarzy starca – Idź i czyń swoją powinność chłopcze, ja nie mam co się z tobą równać gdyż moja wola przeplata się co najwyżej z wolą mojego żołądka. Tylko mam nadzieje, że wiesz co chcesz w ogóle robić, prawda? – Spytał wielce zatroskanym głosem, po czym już na poważnie zwrócił się do wszystkich.
- Jestem za głosowaniem tak jak Krdik, powinniśmy wybrać jedną z opcji ją mamy do wyboru a potem jak najdokładniej ją przeanalizować. Na razie wyklarowały nam się dwie możliwości, jeśli się nie mylę. Straceńcza misja w poszukiwaniu pisklęcia gryfa i próba podszycia się pod Maier. Jestem za drugą opcją i wiesz mi drogi krasnoludzie na słowo ciężko nawet opisać niebezpieczeństwa, jakie czekałyby nas pod Smoczą Górą. A co do próby przemienienia kozy w gryfa to były tylko głośne rozważania, coś takiego mógłby uczynić mag, który opanował sztukę transmutacji do perfekcji a ja osobiście takiego nie znam, zresztą nieważne.
- Czyli jednak podszycie się pod Maier? No proszę. – nuta kpiny w głosie kapłana odbiła się w wypowiedzianych słowach.

Dyskusja trwała jeszcze długo i pewnie nigdy by się nie skończyła, gdyby nie słowa Venefici:
- A zatem ruszajmy w stronę Gór, po gryfa.
- Nareszcie – kapłan z zadowoleniem kiwnął głową w stronę pół-elfki.

Decyzja zapadła, poczyniono przygotowania, kompania ruszyła. Z miasta wyszli pojedynczo, a później już raźnym krokiem cała grupa szła ścieżką prowadzącą w stronę gór.
Mimo nieciekawej pogody Hektor był zadowolony, w końcu ruszyli się z miasta, w którym przecież spędził całe swoje życie. Miał go dość.

Niewiele jednak minut upłynęło gdy spostrzegli się, ze ktoś ich śledzi.
Pierwszy zareagował Johann. Ruszył w wysokie trawy by przy odrobinie szczęścia, zajśc tajemniczego osobnika od tyłu.
Hektor ani myślał biegać po chaszczach. Nie w jego stroju, poza tym z jego umiejętnościami skradania i walki, raczej byłby jeszcze bardziej zauważalny niż ten, który stara się ich śledzić. Aby ukryć swoją niecierpliwość, zagadał do Serafin.
- Skąd masz ten znak na twarzy? Co on oznacza? – już dawno chciał o to zapytać, ale dotychczas nie było okazji.

Mira 28-07-2008 20:15

Zignorowali ją!
Ni mniej ni więcej zignorowali ją, a ta słodka kłapouśnica z przepraszającym uśmieszkiem tylko przypieczętowała jej upadek swymi słowami.
Taa, już Serafin wiedziała jak bardzo jej przykro! Wedle jej przewidywań słodka Venefica myślała sobie teraz „no, to pokazałam tej ślicznotce, która z nas ma tu coś do gadania”.

„ Arghhhh! Nie wybaczę!”

Już nie chodziło o tego cholernego gryfa, ale o fakt, że Serafin mogła w tej sytuacji najwyżej utworzyć opozycje... I to z kim? Z tym bezzębnym, sprośnym staruchem, którego zwali Wyszemirem.

„ Nie wybaczę!”

Szła teraz zdecydowanym krokiem, podążając za grupą chłopów, którzy, jak co dzień przywozili swe kobiety oraz towary na miejski targ, by następnie wrócić do uprawy roli i dopiero wieczorem odebrać przekupy z miasta, narzekając na ich niskie utargi.

Tym razem Serafin wyjątkowo nie miała głowy do pakowania się w kłopoty, toteż zachowując wszelkie zasady ostrożności bezproblemowo opuściła bramy miasta.

Zanim ponownie spotkała się z resztą drużyny, wściekłość nieco już uleciała z jej białowłosej główki, jednak kobieta ani myślała zachowywać chociaż pozory serdeczności.
Szła naburmuszona, przy byle okazji okazując swe zniecierpliwienie i niezadowolenie mimiką czy gestem ciała.

„Niech wiedzą, że MNIE się nie ignoruje.”

Chcąc zachować rezon zlekceważyła także pytanie Johanna, kto z nim sprawdzi czy nie są śledzeni. Zrobiła to mimo pewności, że „ogon” wcale nie jest przypadkowy i faktycznie są obserwowani. Ale... co ją to obchodziło? W końcu nie ona tu rządzi!

Gdy więc tak stała, z udawanym zaciekawieniem obserwując jakiegoś żuczka na trakcie, aż podskoczyła, usłyszawszy obok siebie grobowy głos mężczyzny.

- Skąd masz ten znak na twarzy? Co on oznacza? – zapytał wprost Hektor.

Kobieta miała ochotę rzucić się na niego z pazurami, by zemścić się za sam fakt zaskoczenia jej, nie mówiąc już o tym, że sama osoba "duchownego" budziła w niej zwykły niepokój.

- Znak mam od urodzenia. – odpowiedziała odruchowo, po czym dodała ponurym głosem – A należy go odczytywać jako: „ Odwal się waćpanie, bo ci więcej nie stanie”.

Po tych słowach demonstracyjnie odwróciła się i ruszyła parę kroków przed siebie, chcąc chociaż symbolicznie odgrodzić się od towarzyszy.

Van 28-07-2008 22:00

Krdik Ungart

Krasnolud był zadowolony z przebiegu ich dyskusji i decyzji podjętej przez Veneficę. Szczerze powiedziawszy, nie myślał nawet, że mogliby jakoś inaczej rozwiązać problem. Wyprawa po gryfa była najrozsądniejszym wyborem. Przed pójściem na spoczynek Krdik zdrowo sobie podjadł, nie wiadomo przecież kiedy znów będzie miał na to okazję.

Następnego dnia, z samego rana spakowali swoje rzeczy i jak Ungart obiecał, uregulował ze swojej kieszeni cały należny karczmarzowi dług. Była to oczywiście swoista pożyczka na procent, dla pozostałych członków ich "wesołej kompanii". W końcu kto jak kto, ale Krdik Ungart nie dawał by nikomu pieniędzy za nic. To by nie było opłacalne i, co najważniejsze, pochwalane przez Moridusa.

Zanim jeszcze się rozdzielili, przypomniał wszystkim o ich długu u niego. Wyszedł z miasta nie zwracając na siebie większej uwagi.

Gdy tylko spotkali się wszyscy w umówionym miejscu, krasnolud ponownie wyliczył dokładnie każdemu z osobna ile pieniędzy są mu dłużni. Nie mógł pozwolić by ktoś o tym zapomniał.

Maszerując, Krdik przegryzał co chwilę bułkę, bardziej dla chęci robienia czegokolwiek jak dla uspokojenia głodu, oraz rozmyślał nad celem ich podróży, Kamieniu Dusz. Gdy grupa zorientowała się, żę są śledzeni, Ungart ucieszył się, że dopadną osoby, albo osobę, odpowiedzialne za zabicie gnoma. Nie skorzystał z propozycji Johanna, by razem z nim zajść od tyłu ich "ogon, tłumacząc się, że z racji bycia krasnoludem, nie zbyt dobrze potrafi się ukrywać. Przygotowywał się jednak na udzielenie ewentualnej pomocy byłemu kupcowi, obserwując raczej krótką pogawędkę Serafin i kapłana Hektora.

mataichi 29-07-2008 22:38

Wyszemir


„Tak, najpierw nie posłuchano mojej rady a teraz jeszcze mam robić za przewodnika przez te przeklęte góry, też coś! Zero szacunku dla starszych!” – Marudził w myślach czarodziej, który wyraźnie zmarkotniał odkąd na naradzie postanowiono, że udadzą się po pisklę gryfa. Jakby tego było mało swoje niezadowolenie z wybranej drogi dostania się do Joachima, postanowiła również pokazać Serafin. Pozostali nie mieli z nimi łatwego życia, ale im bardziej Białogłowa była pyskata tym humor Wyszemira zaczął wracać do normy.


- Venefico źle zrobiłaś, pozwalając głosować nad tak istotną sprawą. Jesteś naszą liderką i nie powinnaś bać się podejmować trudnych decyzji. Teraz nie wiadomo ile czasu zajmie nam ta wyprawa. Postaram się przeprowadzić nas bezpiecznie przez podziemia, ale nie mogę niczego gwarantować. – Podczas marszu zrównał się z elfką i nie omieszkał wielce pouczającym tonem wyrazić kilku krytycznych uwag w jej kierunku. Na końcu żeby podbudować młodą przywódczynie, klepnął ją po plecach nieco lżej niż to zwykł robić i uśmiechając się powiedział szeptem. - Domyślam się, że jest musi Ci być ciężko, w końcu zostałaś sama pośród obcych ludzi, którymi masz dowodzić, ale nie martw się. Wszystko się jakoś ułoży, już ja się o to postaram.

Nie sądził żeby jego lichę pocieszenie coś dało, nigdy nie był zresztą w tym dobry, najważniejsze…że on się lepiej z tym poczuł.

Maszerował już żwawiej, spoglądając z ukosa to na obrażoną Serafin, to na morderczego w swych planach Hektora. Na kobietę musiał uważać ze względu na jej nieobliczalność i humorzastość, która w połączeniu z jej obecnym nastrojem mogła sprowadzić na nich kłopoty a człowiek był po prostu niebezpieczny.

Gdy już się ściemniło znudzony nieco Czarodziej nie wytrzymał dziwnie milczącej atmosfery i łokciem szturchnął Johanna a następnie z okropnie lubieżnym wyrazem twarzy rzucił kąśliwą uwagą mającą pozostać oczywiście miedzy nim. – He he popatrz na Serafin, straszna z niej pannica. W moich stronach mówiło się, że takie to chłopa na prędce potrzebują, eh gdyby nie te lata na karku, gdyby nie te lata...

Zielarz rozmarzył się i z trudem jako ostatni dostrzegł, że ktoś im się przygląda. Było to całkiem normalne, zapewne wielu rabusiów czeka na takich jak oni, lecz nieudolność obserwatora raczej nie wskazywała na nikogo groźnego.

-Mam dość tego pana Wścibskiego. Odejdę teraz w bok jakieś 50 kroków, wrócę około 300 i jeśli będę miał szczęście znajdę się za jego plecami. Przypatrzę mu się, a jesli jest tylko jeden może uda sie go złapać. Ktoś chętny jeszcze na wycieczkę ?


- Kości nie te i po całodniowym marszu nieco mi się zastały, więc jedynie duchem mogę Cię wesprzeć, ale jeśli byś pomocy potrzebował to krzycz głośno a dokuśtykam. – Popatrzył się na resztę, lecz nikt nie kwapił się z pomocą najemnikowi. Serafin zdobyła kolejnego plusa za odszczekanie Hektorowi, jednakże na nieszczęście postanowiła jeszcze dobitniej pokazać, że nie chce rozmawiać z resztą.

-Ech cóż za entuzjazm się w was kotłuje, po prostu rwiecie się do działania. – Rzucił niewiele myśląc. - Czekaj przyjacielu, muszę iść na stronę, więc i przy okazji przejść się mogę a tu coś niezbyt jest atmosfera do miłej rozmowy.

„Cóż za szczwany lis z ciebie Wyszemirze, upieczesz dwie pieczenia na jednym ogniu. Ulżysz swoim nerkom i może pozostali w końcu nieco się opamiętają.” – Z tą pozytywną myślą podążył za Johannem.

Milly 30-07-2008 21:37

Wyprawa po gryfa zupełnie nie przypominała niedzielnej wycieczki. I to nie z powodu niecodziennego celu podróży – to nastroje i postawy zupełnie nie dopisywały. Trudno stworzyć drużynę z osób, które są od siebie zupełnie różne i w większości się nie znoszą. Czarodzieje z Gildii nie wzięli chyba pod uwagę tego, że prócz różnych umiejętności, podstawą dobrej drużyny jest brak konfliktów charakterów. W przypadku naszych bohaterów... bywa różnie.


- Venefico źle zrobiłaś, pozwalając głosować nad tak istotną sprawą. Jesteś naszą liderką i nie powinnaś bać się podejmować trudnych decyzji. Teraz nie wiadomo ile czasu zajmie nam ta wyprawa. Postaram się przeprowadzić nas bezpiecznie przez podziemia, ale nie mogę niczego gwarantować. – czyjś głos wyrwał półelfkę z zamyślenia; przez chwilę wydawało jej się, że to Konrad przemawia do niej, udzielając jej rad ojcowskim tonem. Złudzenie jednak szybko prysło. To Wyszemir kontynuował, klepiąc ją po plecach:


- Domyślam się, że musi Ci być ciężko, w końcu zostałaś sama pośród obcych ludzi, którymi masz dowodzić, ale nie martw się. Wszystko się jakoś ułoży, już ja się o to postaram.


Ven uśmiechnęła się do starca z wdzięcznością. Jednak miał coś wspólnego z Konradem. Niezbyt wiele, co prawda, ale zawsze coś.


- Dziękuję. Szczerze mówiąc wolałam przyjść tutaj niż pozostać w tym okropnym mieście, ale chciałam, żeby to inni zadecydowali. Chyba kiepski ze mnie przywódca. Mam nadzieję, że damy sobie radę...


Przymusowy postój, jaki zafundował im Johann, przydał się wszystkim. Mogli zaczerpnąć tchu, napić się i posilić, wreszcie dać odpocząć nadwyrężonym stopom. Narzucili sobie dość szybkie tempo, chcąc nadrobić jak najwięcej drogi. Tego dnia nie ujdą już daleko, gdyż wieczór zbliżał się nieubłaganie. Może warto znaleźć dobre miejsce na nocleg?


Tymczasem Johann, przeklinając w duchu zbyt głośno zachowującego się towarzysza, starał się jak najszybciej i jak najciszej wykonać swój plan. Na szczęście Wyszemir postanowił wreszcie nieco się oddalić i ulżyć swojemu pęcherzowi. Młody najemnik (wszak Johann zdał sobie sprawę, że niedawno nim został) wykorzystał tą szansę. Zakradł się w miejsce, gdzie spodziewał się zastać szpiega. Wydawało mu się przez chwilę, że usłyszał jakiś szmer, lecz nie zauważył żadnego ruchu. Wytężył swój wzrok i nie ruszał się przez chwilę. I znowu trzask gałązek! Coś tam jest! Dopiero gdy podszedł nieco bliżej – zauważył to.


W przydrożnych krzakach ktoś się czaił. Nic dziwnego, że Johann nie mógł go dojrzeć, nosił bowiem specjalny elfi płaszcz. Potrafił doskonale wpasować się w lesisty teren, niemal miało się wrażenie, że zmienia kolor niczym kameleon. Taki płaszcz mógł zwiastować prawdziwe problemy. Jego cena sprawia, że nie nosi go byle kto. W takim razie dlaczego ten ktoś sprawia wrażenie, że nie potrafi się skradać? Dlaczego chce, by go słyszano, choć nie można go zobaczyć? Nic się tu nie zgadzało, ale Johann postanowił wykorzystać to, że ma przewagę. Wrócił głębiej w zagajnik i znalazł niezbyt długi, za to gruby konar. Ogłuszy drania, zwiąże i wtedy będą mogli wyciągnąć z niego wszystkie informacje!


Najemnik w duszy dziękował swojemu szczęściu – podkradł się do szpiega niemal bezszelestnie. Wziął zamach i... w tym momencie pojawił się Wyszemir, który nie opanowawszy do perfekcji sztuki skradania, zahaczył o pęk suchych gałęzi. Zakapturzona postać momentalnie się odwróciła, a Johann zdążył zauważyć tylko przerażoną minę i piękne oczy.


Mishka wrzasnęła na całe gardło, było już jednak za późno. Konar opadł, z morderczą precyzją uderzając prosto w głowę dziewczyny. Wszystko działo się tak szybko, że Johann zorientował się co zrobił dopiero, gdy Mishka leżała na ziemi. Kaptur spadł jej z głowy, a w miejscu uderzenia pojawiła się krew.


***


Tymczasem w miejscu postoju nadal panowała paskudna atmosfera. Nieobecność Wyszemira i Johanna zaczęła się już przedłużać. Słońce schodziło coraz niżej, wkrótce nie będzie już po co iść dalej – chyba, że zdecydowaliby się wędrować nocą. Nagle z zachodu dobiegł ich przerażający krzyk, który niespodziewanie się urwał. Coś się działo dokładnie tam, gdzie miał udać się Johann!


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:15.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172