lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Wojna o Miguaya (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/3087-wojna-o-miguaya.html)

Sylvain 03-09-2007 17:13

Gerd
Gdy jego strzała "o włos" minęła cel, jego niezadowolenie na chwilę ukazało się poprzez prawie niezauważalny grymas twarz.
Widząc uciekających szpiegów pognał za nimi, w biegu naciągając cięciwę z kolejną strzałą.
Dopadł do nich w momencie, gdy ucieczkę odcięli im strażnicy
Mimo to nie poluzował cięciwy, tym razem nie zamierzał chybić a poza tym spore umiejętności tego, którego nie trafił sugerowały, że sytuacja różnie jeszcze może się rozwinąć.
"Szans nie mają, ale desperacja często czyni cuda"- pomyślał i mocniej zaparł się na nogach, stabilizując pozycję. Spojrzał na Veibata i Rhevira i z zadowoleniem przyznał w duchu, że wciąż zachowywali czujność.
Czekał na rozwój wydarzeń.

Tammo 09-09-2007 18:16

Janosz Favrasz, (nie)daleko od noszy...
 
- Gerard...

Rozpoznawszy leżącego, Cygan splunął.

"To tyle, jeśli chodzi o chwilę snu."

Miał chwilową pokusę by złorzeczyć, przeklinać, lub nawymyślać leżącemu i nawryuca mu za pozbawienie go odpoczynku, lecz wszystko to trwało krótko. Cygan był zwiadowcą, a Ci szybko uczą się cierpliwości, by nie rzec fatalizmu.

- Na cyce Agnieszki Falchiońskiej - zagaił Cygan zrównując się z sanitariuszami i ich niemałym bagażem, przywołując postać słynnej bohaterki Miguaya, uzdrowicielki o doświadczeniu równym jedynie rozmiarowi jej pokaźnego (wedle malarzy przynajmniej) biustu - Gerard, opieprzasz się bo nosze takie wygodne a chłopcy tacy krzepcy, czy też masz jakiś powód?

Jednocześnie bystro oglądał mężczyznę, spojrzeniem nijak nie pasującym do swobodnego tonu. Rycerz nie zrobił na nim wrażenia słabeusza, tym bardziej więc ciekawiło Janosza co spowodowało ten stan zbrojnego.

Panda 09-09-2007 18:56

-Jonasz?- rycerz spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na Cygana.
-Gerard, opieprzasz się bo nosze takie wygodne a chłopcy tacy krzepcy, czy też masz jakiś powód?
-Szpiedzy... Szpiedzy koło kasyna.- zaczął się jąkać-Reszta, nie wiem gdzie reszta!- zerwał się i podniósł na łokciach-Jonasz...- spojrzał na Cygana trzeźwym wzrokiem-... przyjacielu szukaj pozostałych, idź koło kasyna i ich poszukaj!

Tammo 09-09-2007 19:41

Janosz Favrasz, (nie)daleko od noszy...
 
Cygan ostrym, nieprzyjemnym wzrokiem zmierzył rycerza, podejrzewając jakiś niewczesny żart, ale mina tamtego zmyła ciętą ripostę spływającą właśnie na język.

- Ilu? Jak uzbrojeni? Wygląd? - rzucił krótko, łapiąc jednego z noszowych za ramię, zatrzymując cały pochód. Spojrzawszy na mężczyznę, którego ramię złapał dodał - Leć do oficera dyżurnego z raportem, dodaj, że zwiadowca Janosz Favrasz biegnie na miejsce zbadać sprawę! - Wciąż jednak trzymał go za ramię, by tamten nie odbiegł bez informacji Gerarda.

Płynnym ruchem Janosz sprawdził, czy broń ma na miejscu i cicho zaklął. Ulubiony łuk leżał w koszarach... Nie tylko łuk zresztą.

"Psiakrew! Że też akurat na mnie trafiło!" przemknęło smagłemu mężczyźnie przez głowę, gdy uświadomił sobie wszystkie implikacje zdarzenia. Pierwsze chwile po odkryciu szpiegów były kluczowe!

- Gerard! Słuchaj uważnie! Komu powiedzieliście? Kto już wie? Alarm, co z alarmem... - Cygan umilkł, zdając sobie sprawę z faktu, że żadnego alarmu nie ogłoszono, a jeśli rycerz tak gorączkowo go posyłał po tamtych...

"Nikt nie wie. Nikomu nie powiedzieli."

- Na brodę Melchiora Woja, toście nas wkopali - zaklął pod wąsem, kiedy zarysowały się przed nim wszystkie możliwe czarne scenariusze.

"Zwykle oficerowi dyżurnemu dawało się decyzję czy ogłosić alarm dla całych pieprzonych koszar, ale nawet cioteczka Matylda z jej Widzeniem nie wiedziałaby, jak jest w wojskach regularnych z ich procedurami!"

Janosz spojrzał na drugiego noszowego i rzekł:

- Pilnuj go jak oka w głowie. Jeśli trzeba, ogłoś alarm. Ja lecę na miejsce. A Ty leć do dyżurnego! - po czym puścił pierwszego noszowego i rzucił się sprintem do kasyna.

Aivillo 23-09-2007 15:12

MG wreszcie odpowiada ;P
 
Veibat, Rhevir, Gerard


Zdyszani dobiegliście do strażników. Za wami wzbił się tuman kurzu, a słońce całą swoją siłą raziło wasze oczy i przypiekało ciała. Ze strażnikami nie było lepiej. Z wyraźną ulgą otworzyli skrzypiące przyłbice i zbliżyli się do was. Ścigani stali bez ruchu sparaliżowani pierwszym strachem. Ich oddechy były głośne i szybkie. Rhevir kiedy schyliłeś się by podciąć szpiegom łydki jeden ze strażników uniósł rękę i wyraźnie kazał Ci wrócić do reszty. Jego wyraz twarzy był na tyle przekonujący, że nie zastanawiając się wróciłeś do szeregu i czekałeś co zrobią tamci.

Strażnicy byli potężnie zbudowani, a ich zbroje odbijały mocne słońce południa. Mieli ciemną skórę i widać było, że niejedno już w swoim życiu przeżyli. Ich ruchy były ciężkie, ale nieskrępowane żelastwem. Całą swoją posturą budzili swego rodzaju szacunek i poważanie wśród sojuszników, a strach w głowach swych wrogów. Jeden z nich skierował się w stronę szpiegów, drugi podszedł do was. Przyglądał się każdemu z osobna i marszczył twarzy w podejrzliwym grymasie.

-Coście za jedni?- odezwał się groźnym tonem. -W berka mogliście się nagrać w dzieciństwie, a to jest wojsko.

Niespodobała się wam ta uwaga. Byliście zirytowani tym, że to wy, a nie szpiedzy mają za swoje.

-Pierwszy raz was widze, skad mam wiedzieć kto wy jesteście i co tu wogóle robicie?- kontynuował.

Veibat zerkną nerwowo na szpiegów. I tamci byli zestresowani, ale mimo to zaczęli się porozumiewawczo oglądać i najwyraźniej obmyślali w głowie plan wycieczki. Stażnik ich pilnujący założył ręce na pierś i przyglądał się im z pozoru niezaciekawionym, ale badawczym wzrokiem.



Gerard

Byłeś już przytomny, ale w głowie nadal ci szumiało, a myśli nie chciały zebrać sie w logiczną całość. Mruczałeś od czasu do czasu niewyraźne słowa.. coś jakby.. "gońcie ich"... "nie udało mi się". Ból w głowie był okropny. Każde poruszenie sprowadzało się do cichego jęku. Mocno obrewałeś.


Nagle usłyszałeś znajomy głos. To Jonasz pytał Cię o coś. Niezrozumiałeś dobrze, wybąknąłeś tylko to co ciągle chodziło ci w głowie. "Szpiedzy.. "

Wszędzie widziałeś ich twarze, nawet Janosz wyglądał bardzo podobnie do jednego z nich... Chwilowo straciłeś przytomność.

Obudził cię chłód w okolicach głowy. Uniosłeś rękę chcąc sprawdzić co to jest, ktoś jednak zabrał twoją dłoń i ułożył ją na łóżku. To uczucie było delikatne tak, że prawie tego nie poczułeś. Otworzyłeś oczy i ujrzałeś nad sobą drobne ręce, i zmysłowe usta szemrzące cichutko podejrzane regułki. Wkrótce ujrzałeś całą twarz kobiety, która znalazła cię tuż po wypadku.

-Witam wśród żywych...- uśmiechnęła się do ciebie. -Widzę, że już odzyskujesz siły. To bardzo dobrze, bo rana okazała się nie taka straszna jak na początku sądziłam i już bałam się, że możesz się nie obudzić z innego powodu.

Nie słuchałeś tego co mówiła, tylko przyglądałeś się jej twarzy. Była tak spokojna, że ból stał się od razu mniejszy, a przynajmniej mniej uciążliwy. Po chwili zorientowałeś się, że owa młoda panna zaczyna zdejmować części twojej zbroi. W pierwszym odruchu chciałeś ją odepchnąć z irytacją. "Co też ona sobie wyobraża?"- pomyślałeś oburzony. Ale kiedy usiłowałeś zrealizować swój plan twoje ciało przeszył tak ogromny ból, że niepowstrzymałeś się od głośnego jęku. Zdezorientowana opiekunka odskoczyła od ciebie, ale po chwili podeszła i z przestraszoną miną zmieniła ci kompres.

-Nie rób tego więcej. Musisz leżeć bez ruchu póki rana się nie zagoi- wyszeptała wyraźnie tłumiąc złość.

No tak.. nawaliłeś, a teraz musisz leżeć bez ruchu jak kołek przez dobrych parę dni.. "wspaniale".



Janosz


Poddenerwowany pobiegłeś w stronę kasyna. "Głupcy"- to słowo ciągle świdrowało ci w głowie. Gdyby tylko wcześniej wiedział... no ale ty wtedy.. no właśnie. Tamtej chwili nie zamieniłbyś chyba jednak na nawracanie drużyny. Ale teraz, zamiast odpoczywać przed misją musisz powstrzymać tych bezmyślnych żółtodziobów zanim oberwą gorzej niż
Gerard.

Wspomnienie rycerza nieco złagodziło twój gniew. Kto by pomyślał, że ugnie się właśnie on, który wydawałby się być najbardziej doświadczony z całej gromadki. Cóż.. zdarza się najlepszym, ale teraz to ty musisz naprawiać po nich wszystko.

Gonitwa myśli nie ustępowała przez całą drogę. Kiedy podniosłeś głowę byłeś już przed budynkiem kasyna. Wszędzie wydawało się spokojnie. A cisza wokoło mówiła sama za siebie- już po wszystkim. Okrążyłeś jednak budynek na wypadek gdyby znalazł się tu jeszcze jakiś ranny. Nikogo jednak nie znalazłeś, a złe przeczucie nie opuszczało cię wietrząc w powietrzu jakieś niebezpieczeństwo. Rozejrzałeś się jeszcze raz. Nagle twój wzrok zwiadowcy zatrzymał się w miejscu gdzie unosił się wysoki tuman kurzu. Bez namysłu ruszyłeś w tamtą stronę.

Anna

Urzędnik podniósł na ciebie zaciekawiony wzrok. Nie spodobało ci się jego spojrzenie. Było takie.. nie umiałaś tego dobrze określić ale w bezwarunkowym odruchu zrobiłaś krok do tyłu. Żołnierz zaś przyglądał ci się natrętnie.

-Możesz powtórzyć paniusiu? Bo nie dosłyszałem.

Odpowiedział ignoranckim tonem.

Alaron Elessedil 23-09-2007 18:39

Rhevir de Valiron

Rhevir już miał ciąć po łydkach, gdy powstrzymali go strażnicy. Byli bardzo dobrze zbudowani i mięli na sobie zbroję, zaś ich skóra była ciemna. Jeden z nich pilnował szpiegów, a drugi podszedł do nich.
-Coście za jedni? W berka mogliście się nagrać w dzieciństwie, a to jest wojsko-rzekł groźnym tonem. Mimo uwagi, Rhevir zachował zimny spokój. Pomyślał jednak, jak chętnie wbiłby miecz i sztylet w głowy tych dwóch.
-Rhevir de Valiron z oddziału kapitan Lisbeth Cross. Ścigaliśmy szpiegów ze znakami Perthu. Spotkali się tutaj potajemnie, więc postanowiliśmy interweniować-zasalutował, myśląc co by im zrobił gdyby tylko mógł. Widział jak szpiedzy myśleli gorączkowo, jakby się stąd wydostać, więc starał się szybko odpowiedzieć na pytania, by rycerza zainteresowali się w końcu szpiegami.
Może specjalnie chcą by zaczęli uciekać. Wtedy mogliby ich zabić za próbę ucieczki. Mogą być też w zmowie ze szpiegami, ale to bardzo mało możliwe. Może też naprawdę bardziej interesują się nami zamiast tamtymi trzema osobnikami-pomyślał.

Lkpo 24-09-2007 14:25

Na twarzy szlachcica nie drgnął żaden mięsień. Nie dawał poznać po sobie żadnych emocji. Nie zdziwił się strażnikom kiedy ci powstrzymali Rhevira. Sam jednak nie był nigdy w wojsku i nie wiedział co trzeba powiedzieć aby przekonać tych mięśniaków. Chyba wypadało poczekać na tego łucznika. Może on znał się lepiej na procedurze.
Veibat przyglądał się twarzom strażników. Może któregoś znał. Nie był pewien, lecz tamci musieli znać jego nazwisko, jeżeli nie byli tu zbyt nowi. Lepiej nie ryzykować, w końcu po co tu miałby kogokolwiek z rodziny informować o jego jakże podłym losie.
-Jestem Veibat, również z oddziału pani kapitan.-zręcznie wyszedł z sytuacji - zanim postanowicie ich wypuścić, proszę spójrzcie na ich płacze, szczególnie na drugą stronę. -zrobił krótka pauzę, po czym dodał z nutką ironii- Bo chyba niewielu nosi znak Perthu w koszarach.
Miał nadzieję, że zgrabnie wyszedł z sytuacji. Na wszelki wypadek nadal śledził zachowanie wszystkich dookoła. Nie wiedział jak zareagują wartownicy.

Sylvain 24-09-2007 20:40

Gerd
Dobiegł do grupy. Ocenił sytuację. Dwóch ćwoków w konserwach od razu wzbudziło w nim przeczucie, że tłumaczenie zajmie dłuższą chwilę.
Gdy się odezwali nabrał pewności.
Wzruszył ramionami i powiedział:
- Jestem Gerd. Również od kapitan Cross. Ta trzy ścierwa noszą pod płaszczami wraże znaki. Postanowiliśmy grzecznie z nimi porozmawiać i zapytać ich dlaczego noszą pod szmatami symbole wroga. Niestety postanowili sprawdzić jak jesteśmy wyćwiczeni i stąd cały ambaras. Proponuję byśmy wszyscy poszli do dowództwa i tam na spokojnie zastanowili się nad sytuacją. Zarazem wtedy sprawdzicie i nas a i od nich dowiemy się czy szykują bal kostiumowy czy rzeczywiście węszą tutaj...
Zmęczony tak długą wypowiedzią splunął na buty najszybszego ze szpiegów i wygdnie rozparł się na łuku.
"Ciekawe ile tym konserwom zajmie trawienie takiej ilości informacji..."- pomyślał.

Tammo 26-09-2007 01:49

Widząc zatrzymanych szpiegów i strażników, Janosz zwolnił z biegu do spokojnego kroku. Podchodził bliżej, szacując całą sytuację. Wpierw sprawdził, czy reszta plutonu jest cała. Była. Odetchnąwszy z ulgą, przeniósł spojrzenie na ciężkozbrojnych, szukał dystynkcji, szarży, odznaczeń przynależności do odpowiedniego oddziału.

"Może nawet nie będę musiał użyć noży..."

Potem oszacował wzrokiem okolicę. Czy ktoś się im przyglądał, czy ktoś do nich mierzył. Szpiedzy, bądź co bądź, wcale nie musieli być sami. A jeśli zostaną złapani...

Tknięty nagłą myślą, Cygan powiódł wzrokiem po dachach, okiennicach, szukając ewentualnych zabójców. Szpiedzy złapani, to katastrofa. Szpiedzy martwi, to tylko strata.

Panda 30-09-2007 16:20

Gerard. Gdzieś. (Sorry za zwłokę)
 
Obudził go chłód na czole. Ten chłód sprawiał, że ból był mniejszy. W myślach dziękował bogu za to uczucie. Otworzył oczy. Obraz powoli się wyostrzał, znów ujrzał kobietę, która znalazła go pod kasynem.

-Anioł.- powiedział tylko.

Mężczyzna przyglądał się uważnie kobiecie. Odizolował się od świata, od bólu, od wszystkiego. Jej usta ruszały się, pewnie coś mówiły lecz on tego nie słyszał, nie chciał słyszeć. Wpatrywał się w nią jak w piękny obraz lub rzeźbę. Tak spokojna, wręcz nieludzka.

Dziewczyna zaczęła go rozbierać co w efekcie zirytowało rycerza. Chciał się podnieść, odepchnąć ją, uciec. Lecz gdy tylko podniósł głowę ból poraził go jak piorun uderzający w drzewo, które jest najwyższe w lesie. Tak jak drzewa rażone piorunem, łamiące się w pół i spadające na ziemię tak samo on upadł na łóżko.

-Nie rób tego więcej. Musisz leżeć bez ruchu póki rana się nie zagoi- wyszeptała wyraźnie tłumiąc złość.

Znów poczuł miły i przyjemny chłód, znów ból przestawał dokuczać.

-Dziękuje- wyszeptał.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:21.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172