lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Wojna o Miguaya (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/3087-wojna-o-miguaya.html)

Aivillo 07-10-2007 23:57

MG wreszcie odpowiada ;P
 
Janosz

Po krótkich, acz szczegółowych oględzinach terenu stwierdziłeś, że w pobliżu nic nie stwarza ukrytego niebezpieczeństwa. Reszta drużyny była cała, ale to co działo się przed tobą nieco cię zdziwiło. "Co to za cyrk?" - pomyślałeś. Kiedy zbliżałeś się do pozostałych zwróciłeś szczególną uwagę na szarże. Nie widziałeś symboli tego, który pilnował najprawdopodobniej szpiegów, za to ten, który maglował Rhevira, Veibata i Gerda był z pewnością chorążym. Zauważyłeś, jego ironiczny i pewny siebie wyraz twarzy. Najwyraźniej nielada gratkę sprawiało mu znęcanie się nad żółtodziobami, a już na pewno udowadnianie "kto tu jest górą". Naszła cię ochota, aby splunąć na "szanowne" buty pana chorążego, miast zaś zacinęłeś zęby i podszedłeś do reszty. Przelotnym spojrzeniem obdarzyłeś winowajców całego zamieszania. Stali wprawdzie odwróceni tyłem do ciebie i reszty, ale nie umknęło twej uwadze bardzo nerwowe zachowanie jednego z nich. Stłumiłeś nadanie mu na głos odpowiedniego epitetu i podszedłeś do chorążego. Stanąłeś na baczność i wysalutowałeś na jednym oddechu:

-Szeregowy Janosz Favrasz z oddziału kapitan Cross.

Zbrojny zmierzył cię wyzywającym spojrzeniem.

-Spocznij żołnierzu i wstąp do szeregu. Widzę, że kroi się tu ciekawa sprawa- mówiąc to chorąży wolnymi krokami przemierzał w te i spowrotem przestrzeń przed wami.


Gerd, Rhevir, Veibat, Janosz

-Sądzicie, że oto tamci żołnierze są zdrajcami Perthu...- mówił spokojnie, powątpiewającym tonem. Waszej uwadze nie umknęło, napięcie jakie te słowa wywołały na szpiegach. Dwóch z nich stało teraz prosto i mimo, że nie widzieliście ich z przodu, w waszych głowach bez problemu pojawił się obraz ich zaciśniętych ust i obojętnych oczu.

No dobrze... - głos chorążego wyrwała was z zamyślenia. - Lambert, sprawdźże tych gamoniów- rozkazał drugiemu.
A my tu sobie urządzimy małą pogawędkę, na przykład o kapitan Cross- zaczął swoim drwiącym tonem. -A więc nasza kochana pani kapitan doczekała się własnego oddzialiku... ale widzę, że marny z was będzie pożytek.. ile tu już jesteście?- zapytał władczo.

Lambert zaś podszedł do jednego ze szpiegów, tego, którego podsumowaliście jako zimnokrwistego. Jednym, zdecydowanym ruchem zerwał jego płaszcz. Kiedy go rozłożył z trudem stłumił okrzyk zdziwienia.

Panie chorąży.. oni są naprawdę....

Zbrojny odwrócił się. Nie wdzieliście go, ale łatwo wam było wyobrazić sobie jego minę.

Nagle stało się coś, czego nawet wy nie podejrzewaliście. Stalowe sztylety zalśniły w słońcu oślepiając was. Słabo widzieliście jak dwóch ze szpiegów osuwa się bezwładnie na ziemię. A zdezorientowani zbrojni w ostatniej chwili wytrącili sztylet wahającemu się za długo "tchórzowatemu". Spętali mu ręce i powalili na ziemię. Teraz przed wami leżały dwa ciała samobójców. U obu sztylet po samą rękojeść został pchnięty w serce. Staliście jak zamurowani.
Z tego stanu wyrwał was głos chorążego.
-Przydajcie się na coś i zróbcie coś z tymi dwoma.


Gerard


-Dziękuje- wyszeptał.

Twarz pielęgniarki przybrała ponownie spokojny wyraz.

-Nie ma za co, mój odważny wojowniku. Teraz musisz leżeć i prosić bogów o jak najszybszy powrót do sprawności.

Wstała i podeszła do szafki gdzie stało naczynie z wodą na kompres. Zamoczyła bandaż i obmyła twoją twarz.

A teraz śpij, musisz jak najwięcej odpoczywać- pogładziła czule twoje czoło i posłała wesoły uśmiech, poczym wzięła miskę i na odchodne szepnęła:

-Niebawem przyjdę z kolacją.

I odeszła. Obserwowałeś do końca jej taneczny krok. Mimo woli uśmiechąłeś się, co zaowocowało niewielkim bólem. "Ta mała mnie podrywa"- przeszło ci przez myśl. Po chwili uznałeś jednak, że może być to całkiem.. przyjemne doznanie.

Najgorsza była jednak perspektywa leżenia tu w niewiedzy. Twoje myśli wciąż wędrowału ku towarzyszom broni. Wyobrażałeś sobie jak dogonili i zadusili tych nikczemników, albo lepiej... jak ich dorwali i torturowali wymuszając na nich powiedzenie kim i dlaczego tu są. Twoje myśli sięgały coraz głębiej i głębiej.. aż wkońcu ogarnęła cię błoga ciemność. Zasnąłeś.

Tammo 09-10-2007 18:02

Janosz Favrasz
 
Janosz

Podchodząc, Janosz skupił się na insygniach podoficera, zapamiętując oddział oraz twarz delikwenta.

"Chorąży. Mhm."

Dawną i znaną prawdą było to, że im kto miał niższą szarżę, tym bardziej lubił innymi pomiatać. Chorąży był najniższą z rang pomocniczych, niemal najwyższą z podoficerskich, ale był też wstępem do rang oficerskich. Czyli szlachetka lub koneksje. Janosz nie miał czasu na zabawy z głupcami o silnych plecach, więc po prostu podszedł i zameldował się i wstąpił do szeregu, czekając na okazję by przemycić reszcie informacje.

- Spocznij żołnierzu i wstąp do szeregu.

"Zwiadowco. Nie cofam. Pogubi się chłopak."

- Widzę, że kroi się tu ciekawa sprawa

"Twoja spostrzegawczość jest zdumiewająca. Dalekosiężna niczym wzrok sokoła."

- Sądzicie, że oto tamci żołnierze są zdrajcami Perthu...

"Nie, to nasz sposób powitania."

- No dobrze...

"Dobrze? No ja bym się raczej martwił. Szpiedzy w środku obozu to niekoniecznie dobra nowina. Nie mówię już o tym, że to oznacza, iż uznano nas za stosowne rozpracować. Czyli nieprzyjaciel planuje operować w tym regionie, inaczej nie wysyłałby szpiegów."


- Lambert, sprawdźże tych gamoniów

"Ech... Cóż za szybkość reakcji. Widzę tu początek powalającej kariery. Jeśli do kobiet bierzesz się tak samo, to potomków chyba spłodzą Ci koledzy."

- A my tu sobie urządzimy małą pogawędkę, na przykład o kapitan Cross. A więc nasza kochana pani kapitan doczekała się własnego oddzialiku... ale widzę, że marny z was będzie pożytek.. ile tu już jesteście?

"O na babkę Ignację i jej przepowiednie. Opanuj libido człowieku! Rozumiem że chciałbyś Cross zerżnąć na sianie, ale zrobisz sobie przysługę jeśli zadowolisz się prawą ręką, bo kobitka Ci jajecznicę zrobi z kiełbaską z przyrodzenia jak będziesz zanadto podskakiwał."

- Panie chorąży.. oni są naprawdę....

Błysk sztyletu. Dwa trupy. Gest zwiadowcy do reszty, zakazujący się ruszać przypominał bardziej ruch węża niż człowieczej ręki. Kiedy zbrojny się odwrócił, cały oddział stał na baczność, czekając rozkazu.

"Właśnie tak. My jesteśmy kryci. Ty, drogi chorąży, nie. Przejąłeś dowodzenie i pobawiłeś się w paniczyka. No i masz swoje."

- Przydajcie się na coś i zróbcie coś z tymi dwoma.
- Tak jest panie chorąży, wedle rozkazu - rzucił krótko Cygan by natychmiast wydać komendy - Veibat, Gerd, chwytacie tego z lewej. Gerd za głowę. Rhevir, Ty chwyć głowę drugiego trupa.

Sam chwycił nogi nieboszczyka i rzucił:

- Na 'trzy' dźwigamy i idziemy, ja prowadzę. Raz, dwa, trzy!

Janosz nie ufał chorążemu. Wolał wziąć ciała szpiegów, oddalić się z nimi do punktu medycznego, gdzie będzie można spokojnie złożyć ciała do ewentualnych oględzin, potwierdzić zgon, oraz gdzie w spokoju chciał wytłumaczyć reszcie co powinni mówić. No i musieli zdążyć na misję. A że drogę do punktu medycznego znał, prowadził bez cienia wątpliwości.

Jedyne co musiał zrobić, to zapamiętać twarz i insygnia chorążego, by potem wiedzieć kogo ewentualnie szukać, lub o kim mówić.

Alaron Elessedil 10-10-2007 20:27

Rhevir stał na baczność, ale tylko dlatego, że uważał żołnierzy za potencjalnych wrogów.
-Szeregowy Janosz Favrasz z oddziału kapitan Cross-odezwał się głos za jego plecami, ale nie odwrócił się, chociażby dlatego, że żołnierze byli dla niego przeciwnikami.
-Spocznij żołnierzu i wstąp do szeregu-rzekł "blaszak, a skrytobójca już widział jego wnętrzności na zewnątrz ciała. Patrzyłby na to bez obrzydzenia, gdyż na to nie mógł sobie pozwolić w swojej profesji.
-Widzę, że kroi się tu ciekawa sprawa-kontynuował.
Niemożliwe! Jak ty to odkryłeś?-pomyślał z pogardą.
-Sądzicie, że oto tamci żołnierze są zdrajcami Perthu...-ciągnął dalej.
Skądże, oni tylko wpadli na herbatkę do kapitan Cross...
-Lambert, sprawdźże tych gamoniów-polecił.
Ten gamoń z łatwością poderżnąłby ci gardło, gdybyś nie miał puszki na łbie-pomyślał zgryźliwie.
-A my tu sobie urządzimy małą pogawędkę, na przykład o kapitan Cross. A więc nasza kochana pani kapitan doczekała się własnego oddzialiku...-rzekł blaszak, a Rhevir wyobraził sobie jak to by zareagowała "nasza kochana pani kapitan" jakby to usłyszała. Widząc przed oczami jej reakcję, musiał powstrzymać się od śmiechu, co przyszło mu bez trudu i nie dał po sobie poznać najdrobniejszego rozbawienia. Stał z kamienną twarzą oraz niewzruszoną miną.
-...ale widzę, że marny z was będzie pożytek.. ile tu już jesteście?-zapytał władczo, na co Rhevir miał ochotę parsknąć śmiechem w twarz tego imbecyla, myślącego, że jest lepszy niż inni.
Bo niby z ciebie większy. Stoisz i gadasz, zamiast aresztować tych, którzy stanowią zagrożenie.
-Panie chorąży.. oni są naprawdę...-zaczął, ale nie dane było mu skończyć, ponieważ stało się coś niespodziewanego...
Nagle w słońcu zalśniły sztylety, które oślepiły Rhevira, który stał bez ruchu, chociaż mógł rzucić się do nich, ale nie wiedział czy dałby radę coś zdziałać. Nie mniej jednak mógł próbować, lecz tego nie zrobił, a w zamian uśmiechnął się złośliwie, ale tak, by nie było to widoczne.
Już po chwili Rhevir widział tak, jak przed oślepieniem i zobaczył ciała, które dopiero co legły na ziemi. Zobaczył również jak ostatni próbuje się zabić, ale mu nie wyszło, gdyż "wielki blaszany szef" interweniował i jakimś cudem udało mu się obezwładnić jednego, ostatniego szpiega, a właściwie zrobili to we dwóch. Skrytobójca nie zdziwiłby się, gdyby "pan mistrz" sam sobie nie poradził.
-Przydajcie się na coś i zróbcie coś z tymi dwoma-rozkazał "blaszak".
Sam sobie dźwigaj, kretynie. To twoje trupy!-pomyślał mierząc człowieka, próbującego dowodzić, lodowatym spojrzeniem.
-Tak jest panie chorąży, wedle rozkazu-rzekł Janosz, wydając polecenia.
-Veibat, Gerd, chwytacie tego z lewej. Gerd za głowę. Rhevir, Ty chwyć głowę drugiego trupa-ciągnął Cygan, a zabójca skinął głową, podchodząc do trupa i chwytając go.
-Na 'trzy' dźwigamy i idziemy, ja prowadzę. Raz, dwa, trzy!-słysząc, podniósł ciało szpiega do góry bez żadnych trudności, po czym oddał prowadzenie Zwiadowcy.

Panda 14-10-2007 12:37

Gerard
 
Anioł znów się uśmiechnął. Jej uśmiech działał na mężczyznę, na jego ból, jego zmysły jak lekarstwo. Uśmiechnął się do niej lekko, lecz szybko jego twarz spoważniała.

Wspomnienia. Znów w głowie miał szczęśliwe chwile ze swą żoną, pikniki na łąkach, wypady konno do lasu. Znów przed oczyma miał narodziny swojego syna, pierwsze kroki dziecka, pierwsze wypowiedziane słowo. Znów ujrzał płonący.zamek, żonę powieszoną na drzewie, służbę ponabijaną na pale. To bolało najbardziej... Nie był to ból fizyczny, na który znajdzie się lekarstwo... Spojrzał na twarz Anielicy, która nadał się uśmiechała. Nie wiedziała co przeżył mężczyzna, nikt nie wiedział...

-Nie ma za co, mój odważny wojowniku. Teraz musisz leżeć i prosić bogów o jak najszybszy powrót do sprawności.

Dziewczyna wstała i podeszła do szafki, na której leżała misa z wodą, zimną wodą. Zamoczyła jakiś kawałek tkaniny i obmyła twarz mężczyzny.

-A teraz śpij, musisz jak najwięcej odpoczywać- pogładziła czule jego czoło i posłała wesoły uśmiech, po czym wzięła miskę i na odchodne szepnęła:

-Niebawem przyjdę z kolacją.

Nie odpowiedział nic. Obserwował tylko w ciszy, jak dziewczyna wychodzi z pokoju. Jak to mężczyźni, tak i on "odruchowo" przyjrzał się jej pośladkom. Uśmiechnął się do tego widoku. Miał szczerą ochotę, by wróciła tu z jedzeniem. Był głodny, lecz nie fizycznie. Chciał nakarmić zmysły, by delektować się tym widokiem.

Marzenia o powrocie Aniołka szybko się rozwiały. Teraz głowę rycerza zaprzątała sprawa szpiegów... Co się dzieje? Złapali ich? Zero informacji... Jonasz mógł by przyjść i... i powiadomić go... A jak zginęli? Jak znów kogoś zawiódł...?

Zasnął...

Sylvain 14-10-2007 17:53

Gerd
"Jak ktoś i ciało i łeb ma zakuty blachą nigdy niczego dobrze nie zrobi. Ojciec to go chyba z rybą spłodził?"- przeanalizował w duchu osobę chorążego.
- Tia- powiedział w ramach podsumowania, które miało zawierać w sobie wszystko a co w mowie bardziej salonowej miało oznaczać "Masz szczęście kocia szczyno, że mam potrzebę dłużej pobawić się w wojsko".
Następnie splunął i wziął za łeb, tak jak mówił Rhevir, trupa szpiega.
Na odchodne jeszcze raz, wymownie spojrzał w oczy dowódzcy zgrai osłów.

Aivillo 21-10-2007 00:55

MG odpowiada ;P
 
***

Woda była ciepła i przyjemna. Lisbeth prężyła się w balii i nuciła znane tylko sobie tylko piosenki. Bańki mydlane unosiły się w całym pomieszczeniu odbijając światło popołudnia i mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy. Świat zdawał się zatrzymać w miejscu, a przez chwilę dał złudzenie beztroski i dzieciństwa, a nie szarych, chłodnych koszar. Lisbeth zamknęła oczy i rozkoszowała się tymi błogimi minutami chowając się raz po raz pod bujną pianą.

Nagle do jej uszu dotarła kłótnia pokojówki z najprawdopodobniej jakimś żołnierzem. Nie zdążyła nawet zrozumieć, gdy drzwi do łaźni otworzyły się i pewnym krokiem wszedł ubrany w mundur mężczyzna. Lisbeth stłumiła krzyk i zanurzyła się po szyję w wodzie.


-Co.. co pan tu robi?- zapytała zdezorientowana i zawstydzona.

Żołnierz nagle się opamiętał, zacisnął oczy i odwrócił się na pięcie plecami do balii.

-Najmocniej przepraszam pani kapitan, ale mam dla pani wezwanie od pułkownika Palladina.- wysapał na jednym oddechu. Po chwili niepewności dodał:
-I to natychmiast.

Lisbeth zdziwił ten nagły nakaz. Wkońcu miała mieć dziś wolne i równie dobrze mogłaby teraz spać, a miast tego jakiś żołnierzyk zaskakuje ją podczas kąpieli. Na język cisnęło jej się "idź do diabła i nie wracaj", ale zacisnęła zęby i przerywając chwilę milczenia odpowiedziała najspokojniejszym możliwym tonem:

-Przekaż mu, że za chwilę się pojawię i mam nadzieję, że to rzeczywiście pilna sprawa.

Żołnierz tylko pokiwał głową i zasalutował odwrócony plecami od Lisbeth. Wyszedł prawie biegnąc, a po drodze oberwał jeszcze parę słów od zbulwersowanej pokojówki.

-Co za gbury z tych dzisiejszych wojaków, mówi się, że to niby coraz więcej inteligentów przychodzi, a tu proszę, za grosz kultury nie mają.- syknęła pod nosem i podała ręcznik Lisbeth. Kobieta uśmiechnęła się szeroko i owinęła się niczym poczwarka w kokon.

-Co racja to racja, ale kultury nigdy w wojsku nie było zbyt wiele.-odpowiedziała i zaczęła doprowadzać się do porządku.

***

Gerd, Veibat, Rhevir, Janosz

W drodze dobiegła do was grupka zdyszanych żołnierzy. Zmierzyli wzrokiem trupy i spojrzeli na was pytająco.

-To ich własna robota, nie nasza.- odpowiedział jeden z was. Grupka pokiwała głowami. Jeden z nich odpowiedział:

-Zanieście ich do punktu medycznego, tam się z nimi uporają, a potem biegnijcie czym prędzej do kwatery głównej, sam pułkownik chce się z wami zobaczyć.

-Mieliśmy dokładnie taki zamiar.- odpowiedział Gerd obojętnym tonem. Mogliby wam pomóc, a nie stać tu jak kołki i tylko potakiwać. Martwe ciało dodatkowo w rynsztunku nie ważyło pary kilogramów. Ręce dawały powoli znać o tym ciężarze. Mimo wszystko nadal dzielnie trzymaliście ciała szpiegów tak, jakby nie był to dla was żaden wysiłek. Do punktu medycznego było już niedaleko. Tamci żołnierze pognali w stronę chorążego zostawiając was samych bez pomocy. Trudno, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Trzeba zacisnąć zęby i iść dalej. Ciekawe tylko jak to teraz będzie z waszą misją. Wkońcu szpieg w koszarach to nie byle sprawka i być może wasze plany ulegną małym zmianom. Jednak w tej chwili was to jeszcze nie dotyczy. Teraz trzeba tylko zanieść ciała tych parszywców we właściwe miejsce.


Gerard

Spało ci się wyśmienicie. Jednak nagle coś przerwało ten cudowny odpoczynek. Do twoich uszu doszły jakiś dziwne jęki, coś jakby wołanie o pomoc, środki przeciwbólowe? Otworzyłeś leniwie oko. Ból głowy ponownie dał o sobie znać przechodząc falą przez całą czaszkę. Syknąłeś. "Głupi łeb, boli zawsze wtedy kiedy nie trzeba."
Jęki nadal nie ustawały. Obróciłeś głowę. Na łóżku obok ciebie zwijał się z bólu jakiś mężczyzna. Był wyraźnie od ciebie młodszy. Miał rozwichrzone blond włosy i pełne bólu zielone oczy. Zrobiło ci się go żal. Biedak wyciągał ręce w niemym błaganiu o coś na zaprzestanie tego okropnego stanu w jakim się znajdował. Pomyślałeś, że jeszcze nie jesteś w najgorszej sytuacji. Najbardziej jednak zdziwiło cię to, że nikt z personelu nie reagował zupełnie na niego i przechodził obojętnie kiedy on krzyczał jeszcze głośniej. Powoli stawało się to nie do zniesienia. Zbulwersowany usiłowałeś przekrzyczeć pacjenta:

-Czy ktoś mógłby się nim zająć do cholery?! Nie tylko on tu cierpi.

Jedna z pielęgniarek odwróciła leniwie głowę. Podeszła do gabloty z lekarstwami i wzięła nieznany ci wcześniej przedmiot zakończony czymś cienkim i ostrym. Potem zbliżyła się do jęczącego mężczyzny i wkuła mu to w ramię. Ten rozluźnił mięśnie. Najwyraźniej poczuł ulgę, dużą ulgę. Mruknąłeś do niej:

-No widzi pani, trzeba było tak od razu, środki przeciwbólowe jeszcze nikomu nie zaszkodziły, a on już przynajmniej nie wyje na cały szpital.

Pielęgniarka popatrzyła na ciebie dziwnym, wręcz pogardliwym wzrokiem.

-Jemu zaszkodziły mądralo.- odpowiedziała i poszła dalej.

Spojrzałeś ponownie na tamtego obok ciebie. Nie wiedziałeś o co chodziło tej pielęgniarce. Na co był chory?

Twoje rozważania przerwało zamieszanie u wejścia szpitala. Spojrzałeś w tamtą stronę. Do drzwi biegło pięciu pielęgniarzy i lekarz. Inni chorzy wstawali i patrzyli co też takiego się stało. Po chwili krzątaniny i nerwowych rozmów, z których nic nie zrozumiełeś, czterech pielęgniarzy wracało niosąc na noszach dwa ciała okryte prześcieradłem. Trupy. "No nieźle, sporo się tu dzieje kiedy ja leżę tu przykuty do łóżka, muszę to chyba robić częściej to może wojna szybciej się skończy"- pomyślałeś sarkastycznie. Nagle usłyszałeś znajome głosy.

-... sami pchnęli się nożami w samo serce. Nie, nie mieliśmy ich zabijać..

Rozpoznałeś ten głos. To przecież Janosz. Podniosłeś głowę i zobaczyłeś całą resztę wlokącą się za lekarzem i cygana, który najwyraźniej odtwarzał mu całą historię. Jak miło znowu zobaczyć jakąś znajomą twarz. Może dowie się co działo się po jego haniebnym upadku. Pomachałeś ręką w ich stronę. Ktoś cię zauważył. To chyba Veibat.


Gerd, Veibat, Rhevir

Widok Gerarda mile was zaskoczył. Byliście ciekawi jak się miewa więc podeszliście do niego wcześniej informując przy tym Janosza, który wciąż rozmawiał z doktorem. Czasu było niewiele, ale na zamienienie kilku zdań wystarczy w zupełności.

Lkpo 21-10-2007 20:51

Veibat po chwili noszenia trupów, jakby to powiedzieć, zmienił się, a przynajmniej wrócił mu dawny chojracki wyraz twarzy.
Dupa ze mnie. Żem temu nie zapobiegł. No to przez ten czas jednak wyszedłem z wprawy.
W stolicy znany był z szybkiej reakcji. Jednak większość ludzi uważała, że po prostu przewidywał ruchy przeciwnika. To jednak było nieprawdą. Po prostu jego myśl leciała niesamowicie szybko. Był tego świadom i wykorzystywał to skwapliwie. Lecz teraz mu się to nie przyda, niosąc trupy.
Weszli do budynku, gdzie zajmowano sie chorymi. Cóż, widział gorsze łazarze ale ten bynajmniej do elit nie należał. Nie chciałbym być tu kurowany-przemknęło mu przez myśl.
Janosz oczywiście już rozpowiadał lekarzowi co on takiego nie zrobił. Oczywiście pominął mistrzowską akrobacje szlachcica. Trudno, nie będzie sie buntował z byle powodu.
Raptem zauważył Gerarda. Podszedł do niego. Czuł do niego może jeszcze nie tyle co sympatię ale uważał go za lepszą alternatywę od tamtego zwiadowcy. Jakoś nie lubił wojskowych lecz ten trochę wyłamywał się ze stereotypu.
-Hej!-powiedział głośno, lecz widząc stan wojaka ściszył głos- Nieźle dostałeś. Ale dostaliśmy tych drani. Dwóch szczezło, trzeci żyje i ma się dobrze.

Sylvain 24-10-2007 12:27

Gerd
Gdy nieśli wraże ścierwo napotkali kolejną grupę "bystrzaków", którzy nie dostrzegając oczywistego kierunku ich podróży doradzili im przeniesienie trupów do punktu medycznego.
Przez chwilę chciał ich zbluzgać, albo chociaż wbić słowną szpilkę w ich zakute łby, ale powstrzymał sie "Na muchy szkoda energii" i odpowiedział tylko obojętnym tonem:
-Mieliśmy dokładnie taki zamiar
Po dotarciu na miejsce, odczekaniu chwilowego chaosu, który się zrodził wraz z ich przybyciem i przekazywaniem zwłok dostrzegł "konserwę", który z wyraźnym zainteresowaniem i miną wskazującą, że chyba jeszcze nie specjalnie jest już wykurowany.
Gerd skinął mu głową i wraz z resztą podszedł do niego. Odsunął się jednak na bok by spokojnie obserwować bieg wydarzeń.

Panda 26-10-2007 21:05

Gerard.
 
-Hej!-powiedział głośno, lecz widząc stan wojaka ściszył głos- Nieźle dostałeś. Ale dostaliśmy tych drani. Dwóch sczezło, trzeci żyje i ma się dobrze. - usłyszał głos Veibat.

Gerard podniósł wzrok i uśmiechnął się, przynajmniej miał taki zamiar.

-Błagam, cicho... Czuje się jak bym wczoraj ze trzy beczki wina wypił... A gdzie? - miał już pytać o resztę gdy zobaczył Gerda, który jednak stanął z boku.

Wojak wysilił się i podniósł do pozycji siedzącej co zaowocowało ogromnym bólem głowy. Twarz wykrzywiła się w grymas bólu lecz Gerard wziął się w garść i zrobił dobrą minę do złej gry. Uśmiechnął się.

-A co z Janoszem? Byliście już u Rudej? Ona mnie zabije. - zażartował. Ból przeszył jego ciało jak piorun, skrzywił się.

-Panowie, zawołajcie moją pielęgniarkę, może pozwoli mi wyjść na spacer i opowiecie mi co się działo minuta po minucie oberwałem - uśmiechnął się.

Alaron Elessedil 27-10-2007 12:53

Zwiadowca prowadził ich prawdopodobnie, jak się domyślił Rhevir, do szpitala. Zabójca domyślał się po co, gdyż być może istniała szansa odratowania ich, co wymagałoby cudu lub wykluczenia symulacji, która mogłaby, teoretycznie, nastąpić.
Przeklęci szpiedzy... Najchętniej bym ich poćwiartował, a nie nosił do szpitala-pomyślał, gdy zobaczył zbliżających sie żołnierzy.
Wspaniale, ciekawe co ci specjaliści nam powiedzą i czy będą tak samo bystrzy jak poprzedni-przemknęło mu przez głowę i uśmiechnął się drwiąco.
Za chwilę znaleźli się przy "tragarzach" trupów i byli wyraźnie zdyszani.
Zapewne dowiedzieli się o szpiegach... za późno-pomyślał, widząc ich pytający wzrok.
-To ich własna robota, nie nasza-rzekł zimnym tonem, a oni pokiwali głowami i powiedzieli:
-Zanieście ich do punktu medycznego, tam się z nimi uporają, a potem biegnijcie czym prędzej do kwatery głównej, sam pułkownik chce się z wami zobaczyć-powiedzieli i dalej stali, a drużyna ruszyła ponownie z obojętną odpowiedzią Gerda:
-Mieliśmy dokładnie taki zamiar-odparł, a żołnierze pognali w stronę chorążego.
No to wszystko zapowiada się niezwykle interesująco. Wizyta u pułkownika, przez którego najpewniej nabawimy się kłopotów... jak wpadniemy tak głęboko to nawet Cross nas nie wyciągnie i trzeba będzie się pozbyć niewygodnego człowieka, ale w tym celu trzeba będzie zaangażować więcej niż jedną osobę-pomyślał, spoglądając na Gerda i Veibata.
Tak, jeżeli będziemy mięli kłopoty, z których nie da się wygrzebać pokojowo, to trzeba będzie się do tego uciec i myślę, że ani Gerd, ani Veibat nie będą chcieli nadstawiać karku. No cóż, trzeba będzie posłuchać pułkownika, bo nie wiadomo czy będzie chciał nas ukarać czy nagrodzić, ale wątpię w tą ostatnią opcję-pomyślał, czując, że trup zaczyna mu ciążyć, lecz nie dał tego po sobie poznać.
W tej samej chwili Paladine stał się dla mnie celem-pomyślał wchodząc do szpitala.
Natychmiast u wejścia stawiło się pięciu pielęgniarzy i lekarz, zaś czworo z nich nakryło ciała prześcieradłami, po czym zabrali od drużyny.
Janosz zaczął wyjaśniać lekarzowi wszystko, lecz do Rhevira dobiegły tylko jeden fragment, ponieważ rozmyślał jak dostać się do sypialni Celu, nocą.
-... sami pchnęli się nożami w samo serce. Nie, nie mieliśmy ich zabijać...-mówił cygan, ale zabójca zauważył już Gerarda:
-Gerard-rzekł do zwiadowcy, po czym podszedł do towarzysza w łóżku.
-Hej! Nieźle dostałeś. Ale dostaliśmy tych drani. Dwóch szczezło, trzeci żyje i ma się dobrze-usłyszał słowa Veibata i zobaczył skinienie Gerda w stronę wojownika.
-A co z Janoszem? Byliście już u Rudej? Ona mnie zabije-zażartował, jednakże skrzywił się z bólu.
-Panowie, zawołajcie moją pielęgniarkę, może pozwoli mi wyjść na spacer i opowiecie mi co się działo minuta po minucie oberwałem-uśmiechnął się, a wtedy zaczął mówić Rhevir.
-Janosz przyszedł w samą porę, żeby pomóc nam uporać się z durnowatym, przygłupim chorążym i jego lizusowatym podwładnym, równie tępym jak on sam.
-U Cross nie byliśmy, ale za to wzywa nas sam pułkownik i coś czuję, że nie będzie nam chciał wręczyć medali-rzekł obojętnym tonem.
-Jednakże, jeżeli będziemy mięli przez niego kłopoty to... sobie jakoś poradzimy, niezależnie czy z pomocą Janosza czy bez-rzekł dając znać Veibatowi i Gerdowi o czym myśli, lecz również tak, żeby nie było to podejrzane dla postronnych osób.
-Która to twoja pielęgniarka, Gerardzie?-zapytał zmieniając temat.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:46.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172