lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Antykreator (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/3177-antykreator.html)

Lkpo 15-05-2007 14:20

Anduris
 
Anioł dobrze wiedział, że nie warto teraz dyskutować. I tak będą mieli odmienne poglądy na te same racje.
Pewnie nigdy nie zrozumie jak się myli. Może pod koniec wszechrzeczy. Wtedy zauważy prawdziwą ścieżkę, która ma oczyścić świat ze zła.
Anduris wystawił rękę i wymówił cicho pewną formułkę. Nastąpił lekki rozbłysk, po czym w jego dłoni zaczął się materializować miecz. Długi piękny miecz, wokół którego przewijały się czarne wstęgi. Gdy się im przyjrzeć bliżej, odbijał się w nich strach, może przerażenie, czasami nawet śmierć. Mroczną całość dopełniał właściciel.
Po przyzwaniu broni założył kaptur i zwrócił się do Daimona
-Jestem gotowy.
Ciekawe co też takiego ważnego dzieje się, żeby to nie można było tego powiedzieć tutaj. Pewnie cały kraj wymaga „nawrócenia”. Choć to raczej niemożliwe, aż tak bardzo sytuacja nie mogła się zmienić od mojego wczorajszego pobytu. No ale kto wie?
Niebianin był co najmniej zaciekawiony, tym całym wydarzeniem. Zazwyczaj albo sam się dowiadywał z własnych źródeł co trzeba zrobić, albo po prostu mówiono mu to na odprawie. Nigdy jeszcze nie było potrzeby pędzenia do Pałacu. Może spotka się z znowu z samym Panem.

Blacker 15-05-2007 15:34

Tak, Blacker pamiętał. Zwłaszcza, że w tej potyczce stracił kilku ludzi ze swojego komanda. Doborowi chłopcy, nie z tych, co im trzeba podcierać noski, a na widok rozbebeszonego anioła zbiera im się na wymioty. Ci byli wręcz przeciwni. Pamiętał, jak jeszcze żywego dowódce szeolitów nawlekali na pal. A potem, właśnie w tej bitwie zginęli. Cała czwórka.

Tak, miał to do siebie że pamiętał. Często, zbyt wiele A skoro dowódca zaczyna wspominać stare dzieje to musi się kroić ostra haratanina. Może tym razem i jemu dane się będzie spotkać z innymi w niebycie? Niezbyt zależało mu na życiu. Był już tutaj dość długo, by mieć ten posmak nowości w czymkolwiek.

Ale teraz była misja. A skoro była misja, to było po o żyć. Choćby celem było zawalenie świątyni pana, to i tak przyjmnie to z radością. Bo nie ma nic gorszego od bezczynności, kiedy demon gnuśnieje i staje się taki jak większość ,,ptactwa niebieskiego".

Spojrzał w oczy swojemu dowódcy. Tak, jak przystało żołnierzowi przed misją. Zimno i formalnie. Lewą ręką dotknął tatuażu kruka i powiedział

- Za głębię. Na spakowanie wystarczą mi trzy minuty, na dotarcie dwanaście. Będę na miejscu za piętnaście minut

Po czym dodał mniej formalnie

- Niech mi któryś z nowych spróbuje zająć pryczę. Lepiej powiedz kotom, co się stało z tym ostatnim

Mówiąc o trzech minutach potrzebnych na spakowanie Blacker wcale nie przesadzał. Jego całym dobytkiem były: dwie kule ognia, na których na ,,kruczą" modłę wycinał nacięcia za każdego zabitego anioła. Teraz całe były w tych nacięciach, jego kamizelka kuloodporna i zbroja (które już miał na sobie), sakiewka z żołdem (a raczej częścią żołdu, pieniądze u niego dość szybko znikały, gdy akurat nie miał nic do roboty - ach te głębiańskie kluby , tylko tam i na polu bitwy można się zabawić). Poza tym, komplet kabli, kilka dedonatorów i trochę materiałów wybuchowych.

Po chwili wszystko było albo ubrane, albo wrzucone do wojskowego plecaka. Teraz tylko pozostawało dotrzeć przed klub...

Cold 15-05-2007 20:04

Melodia

Stojąc tak przez chwilę w milczeniu, Melodia zastanawiała się nad tym, co się za chwilę wydarzy. Czy Archanioł zgani ją za jej ciekawość, czy też może odpowie jej na pytanie, uśmiechając się do niej serdecznie? A może okaże się, że to tylko jakiś głupi żart, albo sen?

Nauczyciel pogłaskał młodą Anielicę, jak ojciec córkę, kiedy był z niej niezmiernie dumny. W tym momencie Melodia poczuła się, jakby była osobą wyróżnioną spośród setek tysięcy innych.

Kiedy Rafael przemówił po raz drugi, jego głos nie brzmiał już tak ‘ojcowsko’ jak poprzednio. Był stanowczy i poważny, odrobinkę przerażający.
Zadał on Melodii bardzo łatwe, a zarazem trudne pytanie, dotyczące miłości do Pana, jak i tego, czy potrafiłaby poświęcić się dla niego samego, dla Archanioła Rafaela, Nauczyciela.

Jak wiele by dała, aby móc teraz przez przypadek upuścić koszyk z różami, żeby tylko przedłużyć czas na zastanowienie się. Niestety, kilka chwil temu odstawiła owy przedmiot.
W końcu uniosła lekko głowę tak, aby móc spojrzeć w orzechowe oczy Archanioła. Zastanawiała się jeszcze przez kilka sekund, po czym odpowiedziała.
- Tak, kocham Pana i jestem gotowa poświęcić własne życie dla niego, jak i dla ciebie, Rafaelu. – Mówiąc to, jej głos lekko drżał, jakby nie była pewna tego, co mówi, choć było zupełnie na odwrót.

MigdaelETher 16-05-2007 21:12

Nanael:
Ksopigiel z dezaprobatą popatrzył na swoje buty, pomazane wymiocinami. Westchnął ciężko.

-A skąd ja mam to wiedzieć, próbowałem wyciągnąć coś od Zofiela, ale nic z tego nie wyszło. Wiem tylko, że archaniołki siedzą w pałacu i trzęsą dupami, aż im pierze ze skrzydeł lecą.-Anioł wyszczerzył zęby w uśmiechu.

-Jak jesteś taki ciekawy, to będziesz miał okazję spytać samego nieopierzonego regenta, w jakie gówno się pakujesz. No, rusz w końcu dupę, Nan, bo ważniaki czekają na nas w Pałacu Pańskim.
Ksopigiel spojrzał na Ciebie, pomimo rzucenia „Wytrwałości” nie wyglądałeś najlepiej. Anioł zamętu sięgnął do kieszeni płaszcza i wyciągnął skrawek. Twoje oczy rozszerzyły się, a żołądek podszedł do gardła. Każdy szanujący się moczymorda w Królestwie wiedział, że podrutowanie za pomocą skrawka po solidnej popijawie wiązało się z nieprzyjemnymi konsekwencjami. Ksopigiel uśmiechnął się rozumiejąc, o co Ci chodzi.

- Ja, na twoim miejscu, cieszyłbym się, nie co dzień nadarza się okazja, żeby obrzygać posadzkę w Pałacu Pana. - Złapał Cię za rękę i już staliście przed komnatą audiencyjną. Nie dałeś rady opanować swojego rozbrykanego żołądka. Potężna kałuża wymiocin ozdobiła marmurowa posadzkę. Ksopigiel powlókł Cię przez otwarte drzwi do sali, gdzie już na was czekali.

Orfeusz:
Barman zdziwił się niepomiernie na Twój widok.

-Pan Orfeusz, dawno tu pana nie widzieliśmy. –Wyciągnął rzeźbioną karafkę i nalał Ci kieliszek wina. - To z prywatnych zapasów Pana Asmodeusza.

Podał Ci kieliszek. Trunek skrzył się rubinowymi rozbłyskami w pięknym kryształowym kielichu. Tak, Mod ma naprawdę przedni gust, pomyślałeś zanurzając usta w winie.

- Zechce pan spocząć, a ja w tym czasie poinformuję Szefa, że już pan przybył - powiedział usłużnie, wskazuję Ci wielki fotel obity aksamitem, naprzeciwko kominka.
Usiadłeś, błogie ciepło rozpełzło się po Twoim ciele. Rozmarzyłeś się, oczami wyobraźni widziałeś już jak przewracasz pożółkłe karki i wczytujesz się w cenny manuskrypt.

-Pan Asmodeusz oczekuje, zechce pan pójść za mną - słodki głos kruczowłosej ifryty wyrwał Cię z zadumy. Wstałeś i poszedłeś za nią podziwiając jej wdzięcznie, kołyszące się biodra. Weszliście do gabinetu Asmodeusza.

Anduris:
Stałeś w gotowości, z mieczem w dłoni, u boku Abbaddona jak za dawnych czasów, kiedy jako legia dymu walczyliście z zastępami Antykreatora.

-„Łza rozpaczy”... nadal ją masz. - Frey uśmiechnął się, spoglądając na twą broń, po czym wyciągnął z pochwy własną.

-„Gwiazda zagłady”, bliźniaczki znowu razem. - Ostrza były takie same, jednak to miecz Abbaddona został naznaczony przez Pana niszczycielską siłą, zdolną unicestwiać całe wszechświaty. Frey schował miecz.

-A teraz chodźmy. - Wyszliście przed budynek, tam już czekał Piołun, czarny ogier Daimona, razem z Twoim śniadym rumakiem. Po krótkiej galopadzie staliście u wrót Pałacu. Przemierzając korytarz stwierdziłeś ze zdziwieniem, iż coś tu śmierdzi, a małe anielice służebne biegają gorączkowo z wiadrami. Już niedługo miałeś poznać sprawcę tego zamieszania. Weszliście do Sali audiencyjnej.

Blacker:
Baal roześmiał się.

-Biedak, miał rozwolnienie przez trzy dni jak go wodą święconą poczęstowałeś, no i te wybuchające buty…- Kruk pokiwał głową. – Tak, na pewno przekażę, nie chcę tracić więcej kadetów.
Szybko spakowałeś swój ekwipunek, ostatni rzut oka na kwaterę i Twojego przełożonego. Zasalutowałeś. Baal Channan uniósł rękę do wizerunku kruka wytatuowanego na policzku.

-Za Głębię! - To ostatnie, co usłyszałeś, skrawek w Twojej dłoni zaczął pulsować. Otoczył Cię barwny wir, wylądowałeś po środku obszernego pokoju klubowego. Zaskoczeni goście przerwali rozmowę. Podbiegła o ciebie mała, złotowłosa dakini.

-Panowie już czekają, proszę się pospieszyć. - Powiodła cię długim korytarzem, do gabinetu Asmodeusza.

Melodia:
Rafael podszedł do Ciebie, objął Cię, przytulił delikatnie i złożył delikatny pocałunek na Twym czole.

-Wiedziałem, że jesteś dzielną i odważną anielica, moja mała Melodio. Pan jest z ciebie dumny, ja też. Chcę cię uprzedzić, że misja, na którą wyruszasz może być trudna i niebezpieczna. Ale pamiętaj, kiedy będzie Ci ciężko lub źle, skieruj swe myśli ku Panu. On Cię wysłucha i pomoże. A teraz już czas na nas.
Archanioł mocno obejmuje Cię w pasie. Twoje serce zaczyna mocniej bić. Rafael wypowiada jakąś tajemniczą formułę i już stoicie przed obliczem regenta, w Pałacu Pańskim.

Sala Audiencyjna w Pałacu Pańskim<Nanael,Anduris,Melodia>

Na środku Sali, za wielkim rzeźbionym biurkiem, siedział Archanioł Gabriel, nerwowo bawiąc się pierścieniem. Obok niego, wsparty o ścianę, stał Dowódca Zastępów Archanioł, Michał. Przyglądali się nowoprzybyłym. Młodemu aniołowi o skrzydłach w kolorze tytanu - szarych, matowych, włosach, wygolonych na skroniach, ciemnych i sztywnych, związanych na karku w krótką kitę. Ubrany był w oliwkowy kombinezon opięty uprzężą i był uzbrojony po zęby. Każdy jego gest zdradzał drzemiącego w nim żołnierza. Średniego wzrostu anielicy o długich, rudych włosach, sięgających połowy pleców. Ostry kolor włosów podkreślał delikatne rysy twarzy, niebieskie oczy i szczupłą sylwetkę. Na jej twarzy gościł szczery i promienny uśmiech. Z jej pleców wyrastały piękne, białe skrzydła. Trzeci, który przybył z Dajmonem, odziany był w grafitową zbroję Legi Dymu, jego twarz skrywał kaptur. Promieniała od niego aura tajemnicy.

-Hmm. Pora, abyście się dowiedzieli, jak możecie przysłużyć się Panu - powiedział powoli Gabriel

Gabinet Asmodeusza<Blacker,Orfeusz>

Lucyfer stał oparty o marmurowy kominek z lampką ? wina w dłoni, obok niego w fotelu siedział Asmodeusz. Do gabinetu weszły dwa demony. Pierwszy dobrze umięśniony, o krótko obciętych, czarnych włosach, odziany w łuskową zbroję. Drugi, wysoki, w czarnym, długim płaszczu i ciemnych okularach.

-Mod, czy nie powinno być ich trzech? –zapytał zdziwiony Lucyfer.

-Trzeci się trochę ociąga, ale uwierz mi, Luci, nikt nie jest w stanie oprzeć się mojemu urokowi osobistemu. - Asmodeusz znacząco uśmiechnął się do Orfeusza. – Dobra, panowie, wydaje mi się, że jesteśmy wam winni wyjaśnienie, dlaczego tak nalegaliśmy na to spotkanie.

denis 16-05-2007 21:45

Orfeusz widzac najwiekszego z diabłow rozluznił się nieco .
Przynajmiej teraz wiedział ze nie sprowadziły go tu prywatne porachunki z Asmodeuszem ...
Sympatia jaka dazył to parszywe bydle była rownie wielka jak wielka była nieufnosc z nim zwiazana ...
A z Lucyferem sprawa była jasna – nalezało spodziewac się wszytkiego najgorszego .
Obecnosc Arcydiabła dawała jeszcze inna korzysc ... jeżeli zrobi cos dla niego ... on nie będzie się obruszał za kilku rozwałkowanych demonów w przyszłosci . Orfeusz mimo ze pozbawiony zsad nie lubił deptac po odciskach wazniakow z syndromem boga .
Zerknał z rozbawieniem na łysego mięsniaka ...”przynajmiej będzie miał kto ginac za Głebie „
Usmiechnał się z lekką ironia do Blackera ... „palant „ – pomyslał w duchu jednoczesnie sprawdzajac czy bron która trzymał pod płaszczem łatwo wychodzi z kabury .

Blacker 16-05-2007 22:03

Chwila na spakowanie i już był na miejscu. Stara knajpa, stare wspomnienia. Niekoniecznie dobre. Spojrzał, czy czegoś nie zapomniał, jednak wszystko jak zwykle było na swoich miejscach. Był to odruch bezwarunkowy, wyćwiczony przez lata służby u ,,kruków".

Jakaś dakini, najpewniej tutejsza służąca zaprowadziła go do pokoju. No jasne. Jak zwykle Lucyferowi towarzyszył Asmodeusz. To tylko go upewniło w tym, że to on sprawuje faktyczną władzę. I to pewnie on miał do nich sprawę.

Szybkim spojrzeniem obrzucił trzecią osobę w pokoju. Zgrywana pewność siebie, wymuszona ironiczność. Znał ten typ, zgrywający twardzieli, a w bitwie kwilących jak dzieci. Co prawda mógł się mylić, ale to dopiero prawdziwa walka pokaże, kto kim jest. Pamiętał, jak z cichych żołnieży w walce wychodziły prawdziwe bestie, a najwięksi twardziele płakali ze strachu. Wszyscy umierali jednakowo, ale dla Blackera nie liczyło się, jak jego ludzie żyli, ale jak umierali. Nad śmiercią takiego pseudotwardziela przechodziło się do normalnego życia bez cienia żalu. Natomiast śmierć takiego na pozór cichego żołnierza, który jednak potrafił pokazać, co znaczy demon była dla każdego dowódcy osobistą stratą.

Asmodeusz, na swoją modłę rozpoczął wstęp do długiego i bezsensownego monologu. Normalnie przeczekałby go, ale tym razem nie miał na to najmniejszej ochoty, więc zwrócił się do niego

- Tak, chcemy wiedzieć więc przejdź do rzeczy

denis 16-05-2007 22:42

1 Załącznik(ów)
Orfeusz stłumił usmiech .
Znalazł sobie wygodne miejsce do seidzenia , wyjał cygaro , które zapalił ...
I z ironicznym usmieszkiem powiedział ...
„ Nie wiem jak hmm ... moi koledzy „ spojrzał w strone Blackera jego stwierdzenie „MY „ rozbawiło go z jednej strony , a drugiej lekko zaniepokoiło ... mam nadzieje ze to nie kolejny swir , tym razem w dwóch osobach- pomyslał . „ Ale ja najpiew chciałbym zobaczyc to , o czym rozmawialismy przez telefon . Nie chce wiedziec wiecej niż musze zanim nie dowiem się za co pracuje „

geerkoto 16-05-2007 22:56

Nanael
Czekam w pozycji zasadniczej. Niech powie, może nawet będzie to zawierać istotne informacje...
Przyglądam się zespołowi. No ładnie, albo zmobilizowali adeptkę sztuki tajemnej, albo bagaż.
I jeszcze takie oficjalne podejście, audiencja. Zaraz okaże się, że to nie regent, a oficjalny zastępca i zarządca Królestwa. Tak jak gdyby nie potrafił zorganizować normalnej odprawy. Nadęty buc...

Lkpo 17-05-2007 07:35

Anduris
 
Anioł wchodząc do pałacu wiedział, że kroi się coś dużego. W końcu nie co dziennie dostaje się wezwanie do Pałacu Pana.. Przed drzwiami do Sali spojrzał na swego towarzysza, to on został obdarowany w końcu od Najwyższego łaską. Niewielu tego dostąpiło.
Weszli do komnaty, razem z dwoma innymi aniołami. Jedna z nich zapewne należy właśnie do ptactwa Królestwa. Cały czas była w jednym miejscu nie widząc okropieństw świata. Nie wiem czy to można nazwać szczęściem. Anduris nie widział w niej nic pociągającego, dawno wyzbył się już dawno takich pokus. A może je po prostu zamienił na inne. I jeszcze ten mężczyzna. Nie wiedział co o nim myśleć. Musiał należeć do Szeolitów. Nie było innej możliwości.
Po za nimi na Sali znajdowali się Gabriel oraz Michał. Obaj bardzo ważni, lecz i obydwu spotkał. Wiedział już na pewno, że wezwano ich do czegoś równie ważnego jak sam Gabriel, a może tylko jego i Szeolitę. Anielica mogła być tylko służącą. Tylko po co jej tu być? Trudno, widocznie do czegoś jest tu potrzebna.
Anduris przyklęknął na jedno kolano i schylił głowę. Zawsze w końcu szanował przełożonych.
-Jeżeli jest chociaż taka możliwość, aby zrobić cokolwiek dla Jego chwały jestem gotowy na wszystko.

Cold 17-05-2007 18:26

Melodia

Melodia ukradkiem spojrzała na koszyk pełen niebieskich róż, jakby szukając w nim jakiejś drogi ucieczki, odwrotu od tego, co za chwilę miało się wydarzyć.
Choć dobrowolnie i świadomie zgodziła się na wykonanie misji, to jednak obawiała się tego wszystkiego. Czuła, że może sobie nie poradzić, że zakończy swój krótki żywot...
Dla uspokojenia zaczęła kręcić sygnetem, który nosiła na serdecznym palcu. Przedstawiał on różę skrzyżowaną z mieczem, czy czymś w tym rodzaju.
Od powracających wspomnień uratował ją Rafael, który w tym momencie objął ją i pocałował w czoło.

Gdy znaleźli się w Sali Audiencyjnej, która mieściła się w Pałacu Pańskim, Melodii zaparło dech w piersiach.
To miejsce jest przewspaniałe, pomyślała rozglądając się dookoła i zapominając na chwilę o wspomnieniach i strachu, które nie tak dawno zagościł w jej sercu.
Ukłoniła się Archaniołowi Gabrielowi i Michałowi, starając się nie przyglądać im z ciekawością.
Z przerażeniem stwierdziła, że jest jedyną kobietą w tym miejscu, kiedy rozglądała się po osobach, które przybyły do Sali Audiencyjnej z pewnością z tego samego powodu, co ona sama.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:32.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172