- Oby Cię nigdy taki żartowniś na szable nie wyzwał! - rozesmiałem się raz jeszcze, bowiem szczerość karczmarza bardzej rozbawienie u mnie wywołała, niźli rozgniewać miałbym się na niego, tym bardzej, że strudzony drogą i dłuzszy czas bez pieniędzy pozostając, rzeczywiście do żołnierza byłem zupełnie niepodobnym - Może i pana kiszcza odwiedzę, dziekuję uniżenie za radę. Więc o lisowczykach nie słyszałeś? Ani o panu Wilmowskim? Skoro tak, to w dalszą drogę ruszam. - I zacząłem się szykować do wyjścia, zostawiając zapłatę na stole. |
- Ja szablą nie macham, wolę szmatą po blatach machać, łatwiej tutej o pieniądz- zaśmiał się karczmarz, widocznie zadowolony że dowcipne dictum mu się udało- Bóg z waszmościem na drogę. |
- Bóg zapłać! - Po czym wyszedłem z karczmy, i odwiązawszy konia ruszyłem Kleparzem w stronę starego miasta. Bo i co począć, kiedy sakiewka prawie pusta, jednak będzie trzeba pana Kiszcza odwiedzić. |
Nie spieszno było panu Jackowi w tej podróżey, bo i pogoda dopisywała wyjątkowo jak na octobris- to jest październik, popołudniowym słońcem łagodnie ogrzewając twarz, atoli po dobrym obiedzie rozleniwił się też nieco pan Jacek i sennego usposobienia nabrał, takoż widoków stolicy zażyć postanowił skoro się okazyia ku temu nadaża. Jednako po kilkudziesięciu minutach spokojnej jazdy opuścił klepaskie uliczki i wjechał pomiędzy wysokie murowane kamienice świadczące że to już właściwy Kraków- bijące serce królewskiej stolicey. Dookoła przewijało się całe mnóstwo najrozmaitszych ludzi, ale widać było że to już nie takie same pospólstwo jak to na kleparzu żyjące, ci, lepiej ubrani, niekiedy biżuteryią poobwieszani, a częstokroć i dumnego szlachcica można było ujrzeć. nawet stragany i sklepy, tutaj dużo większe, wspanialsze i chciałoby się rzec bogatsze. |
No wreszcież stanął człowiecze! I co teraz robić mamy zamiar? Na jakiśż pomysł może Pan wpadł? Bom dłużej za Panem biegać ani jechać nie będę! - Zacząłem krzyczeć na przyjaciele, gdyż jego zachowanie już mnie denerwować zaczynało |
Ruch na kazimirskim rynku był potworny, toteż harmider słowa imć Pawła zagłuszył. Ja żem tylko z konia zeskoczył i począł jakowejś stajni, czy chociaż żłobu szukać wzrokiem. |
- Stój waść, stój waść, mówię!- zakrzyknął ktoś z nagła za panem Błażejem. Odwrócił głowę pan Błażej co by zobaczyć kto nawołuje i obaczył jakowegoś szlachciurkę, któren ocierając błoto z włosów biegł w jego stronę. - Gwałtem waść przeze bramę się przedzierasz, ludzi tratujesz- podniósł do oczu pana Błażeja pokryty błotem fragment deliy- dobytek niszczysz! Kto waści takich tatarskich zwyczajów nauczył?! Kto?! |
Wybaczy waszmość, ale córka ma umierająca jest! Z Warszawey samey przyjechałem jak tylko o chorobie jej śmiertelney się dowiedziałem. - zełgałem. Raz jeszcze o wybaczenie proszę. |
- Nie może to być!- wykrzyknął szlachcic- jako to Pan Bóg nawet na tak niewinne istoty śmierć zsyła, przecie to jakoby anioła z nieba miał strącić- zamyślił się- delią karzę wyczyścić, tym się waść nie konfuduj, ale co z córcią miłą? Może jakowaś pomoc potrzebna?- widać na twarzy szlachcica gniew, trosce miejsca ustąpił. |
Zaiste tragedya to straszliwa. Pomocy żadney jednak nie trza. Lekarz od dni czterech przy mey córuni czuwa. Nie kłopoczcie się waść, jeno we własną stronę podążajcie. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:08. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0