lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Autorska]Ale to już gdzieś straszyło... (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/5904-autorska-ale-to-juz-gdzies-straszylo.html)

michau 31-08-2008 09:39

Michał ciągle pogrążony był w myślach. Z pewnością miał tego dnia pecha, a w dodatku teraz zaczynał zdawać sobie sprawę z faktu, że pewnie pech prześladuje go od momentu, gdy wyleciał z Polski. Na początku spóźnił się na samolot, potem zapomniał o urodzinach Magdy, a na koniec znalazł się tutaj, w Szkocji, okradziony z podręcznego bagażu musiał znaleźć się we właściwym miejscu i zrobić ten cholerny reportaż. Nikt zapewne nie będzie go pytał o to, co mu się wydarzyło, ale o to, czy zrobił to, co mu zlecono.
Jego rozmyślania przerwał głos, który usłyszał zaraz po tym, jak do pomieszczenia wszedł rudy facet, jak łatwo się było domyślić po jego zachowaniu nasz długo oczekiwany właściciel tej jakże przepięknej posiadłości, oraz dwójka innych osób. Właściciel wyciągnął rękę i zaczął się ze wszyskimi witać. Jego uścisk był słaby, a jego dłonie zimne. Michał wzdrygnął się mimowolnie. Obrzucił spojrzeniem pozostałe dwie osoby. Kobieta, na pierwszy rzut oka koło trzydziestki, nie tak ładna jak Magda, no ale ma zdecydowanie ciekawe spojrzenie. Za nią stał jakiś facet. Długie włosy, broda, wyglądał albo na jakiegoś leśniczego, albo na członka zespołu rockowego.
Michał zawsze poznając nowych ludzi układał sobie w głowie kim mogą być, co lubią, a czego nie lubią, oraz wysnuwał już pierwsze wnioski w stylu " Możesz być w porządku, ale nigdy nie powierzyłbym Ci swoich oszczędności".
Właściciel, kiedy przywitał się już ze wszystkimi, powiedział:

- Rupercie, tu jest tylko dwójka gości. - rzekł odwracając się na chwilę.


Michał chciał się już odezwać, że jest jeszcze jeden, ale właśnie biega z pistoletem po całym domu, wrzeszczy, a teraz pewnie udał się na polowanie, bo lubił zapach krwi wieczorową porą, ale w końcu nie powiedział nic, bo uznał że jego specyficzne poczucie humoru może być tu źle odebrane. Zamiast tego uśmiechał się tylko i starał się nie odwracać wzroku od przybyłych.

Piguła 02-09-2008 16:41

Gdy rudy facet spłoszył dziecko, Freddie przez chwilę zastanawiał się, czy nie pokazać mu, co, oprócz opróżnienia, potrafi zrobić butelką. Po pewnym czasie, gdy przypomniał sobie o kamerdynerze, poniechał tą ideę. Zamiast tego spojrzał na nowo przybyłych najgroźniej, jak tylko potrafił, dla odwagi zaciskając pięści. Po chwili poczuł, że z tego spięcia musi szybko udać się do łazienki. Przekładając nad dumę potrzeby fizjologiczne, wykrztusił (jednak nadal siląc się na bycie groźnym i aroganckim):
-Cholera, gdzie tu masz łazienkę, koleś?

Medivh 03-09-2008 08:27

Billy nie odzywał się w ogóle. Patrzał na innych gości. Od jednego do drugiego. Nie podobali mu się, wyglądali na kryminalistów. Zastanawiał się nad tym co tu się tak naprawdę stało. "Mam nadzieje że nikt mi motoru nie ukradnie. Bo to się dla niego źle skończy." spojrzał na kamerdynera. Ten gościu wydawał się być Dobry.

Redone 03-09-2008 08:32

Grainne dawała się prowadzić przez las i gdyby ją tam zostawić, nigdy nie znalazłaby drogi powrotnej. Na szczęście Valentine doprowadził ich bezpiecznie do swojego dworu, który wyglądał całkiem ładnie. Zupełnie tak jak ten, który mijała po drodze. Ale przecież to nie może być ten sam... Może być?

W środku było kilka osób. Lokaj, który jakoś nie wzbudzał sympatii dziewczyny lecz jednak przywitała się z nim życzliwie. I jakiś dwóch mężczyzn, z których jeden wyglądał interesująco, drugi wręcz przeciwnie.

- Dzień dobry.

Tylko tyle zdołała powiedzieć Grainne, nie wiedząc co jeszcze można powiedzieć w takiej sytuacji.

Terrapodian 03-09-2008 21:08

Dwayne O'Grady

Wędrowałeś korytarzem poszukując wyjścia. Jednak tunel wlókł się niemiłosiernie długo, aż trudno było uwierzyć, iż został wybudowany w takim miejscu. Bardziej pasował na jakiś bunkier. Powoli dochodziło do Ciebie, że chyba nie idziesz w dobrą stronę. Przeszedłeś też zbyt dużą odległość, aby ewentualnie powrócić. W tym momencie korytarz kończył się i przez otwarte drzwi Twoim oczom ukazał się ładny pokój o formie pięciokąta. Przypominał biuro z dziewiętnastego wieku. Na pięknym, szkarłatnym dywanie stał stolik z otwartą paczką cygar na blacie. Jedno krzesło świadczyło o "intymności" tego miejsca. Pod ścianami po obu stronach wejścia były dwie półki wyłożone książkami, które, sądząc po oprawie, stanowiły białe kruki. Na przeciwko obie ściany były wolne, z tym, że na jednej wisiał obraz. Przedstawiał młodego mężczyznę o rudych włosach i miłej powierzchowności, który trzymał się za rękę z równie młodą oraz piękną kobietą. Przed nimi stała zapewne córka, o długich, czarnych włosach, w białej sukience, niezwykle podobna do matki.
W tym momencie usłyszałeś zza swoich pleców jakiś hałas. Nim odwróciłeś się, coś pchnęło Cię do środka pomieszczenia i zamknęło drzwi. Kątem oka dostrzegłeś napastnika.


Była to bardzo blada kobieta o podkrążonych, przekrwionych oczach i zupełnie czarnych oczach.
Upadłeś nie odnosząc obrażeń, lecz charakterystyczne szczęknięcie oznaczało zamknięcie tych drzwi na klucz.

***

Lokaj pojawił się nagle w pokoju, wzbudzając niemiłe uczucie zaskoczenia wśród zebranych. Zbliżył się do hrabiego z ponurą miną i rzekł;
- Nie mam pojęcia, gdzie może znajdować się Irlandczyk - ściszył głos. - Poznając jego zachowanie, przypuszczam, że uciekł się stąd, lub błądzi w ogrodzie. Poszukam go.
I kulejąc ruszył do wyjścia. Przed przekroczeniem podwójnych drzwi, odwrócił się i rzekł w waszą stronę;
- Obiad wkrótce będzie.

Hrabia wyglądał na zakłopotanego zniknięciem jednego gościa. Pytanie Freddiego, mimo że zadane było wbrew zasadom savoir-vivre, spowodowało, że Valentine uśmiechnął się i dziarsko rzekł;
- Proszę za mną!
Podszedł do, wydawałoby się, pustej ściany. Poruszył rękoma, lecz nie dało się zauważyć co dokładnie robi. Po chwili fragment ściany otworzył się do środka, tworząc coś w rodzaju ukrytych drzwi. Wprowadził do środka O'Connell'a i zamknął za nim prowizoryczne wejście.

Łazienka byłą typowa jak dla każdego bogatego domu. Wyłożona beżowymi kafelkami, zawierała kabinę z klozetem, umywalkę z lustrem, a nawet prysznic. W niczym nie przypominała jakiegoś podejrzanego miejsca. No i była klamka w razie powrotu.

Tymczasem hrabia wrócił się do pozostałej trójki.
- Tu jest dużo tajnych przejść - wyjaśnił z uśmiechem.
Ów uśmiech towarzyszył mu dość długo. Ponownie rzekł w waszą stronę;
- Proszę usiąść, lokaj zaraz poda do stołu.
Odsunął krzesło i wskazał w jego stronę ręką.

Kroni.PJ 03-09-2008 23:10

- Co do.?. - pomyślał Dwayne podnosząc się już drugi raz z ziemi (swoją drogą 2 razy w przeciągu nie więcej niż godziny, to stanowczo za dużo jak na Irlandczyka)...

Mimo tego, że postać zamykająca za nim drzwi mogła by przysporzyć gęsiej skórki, psychika O'Grady'ego była już za bardzo "zryta" żeby wpadał w panikę po jednym "zombie"... To znaczy wpadał często w panikę widząc choćby karalucha, a czasem śmiał się obserwując wybuchające budynki i słysząc krzyki świadków.

Podszedł do drzwi i kopnął z całej siły, te jednak (bezczelnie) nic sobie z tego nie zrobiły... Po chwili dywagacji i serii długich i kunsztownych "hmmm" Dwayne postanowił nacisnąć na klamkę (za wiele razy już przez swój idiotyzm popełniał bzdurne błędy), niestety zamek ewidentnie był zamknięty.

O'Grady przypomniał sobie twarz i tym razem wpadł w panikę (jak wiadomo Dwayne O'Grady zmiennym jest) i rozejrzał się szybko czy w gabinecie nie ma aby jeszcze jednego "dziwadła". Zdawało się nie być... Kolejna seria długich i mistrzowskich "hmmm" wydobyła się z ust Irlandczyka, na jego twarzy zagościł już nawet uśmiech pomysłu, ale był tylko pozorny (wyćwiczony przez lata udawania bohatera). Planu wciąż brak... Jak wiadomo na brak planu najlepsze jest... cygaro.
Dwayne nie zastanawiając się czy może złapał za cygaro i zasiadł na krześle. Wymacał w kieszeni zapalniczkę i zaczął delektować się smakiem (tak naprawdę nienawidził cygar i zawsze się nimi zaciągał, a potem bolały go płuca, ale podobno podświadomość łatwo zrobić w konia)...
Gdy tak sobie kontemplował zauważył obraz na ścianie, przekręcił się lekko w jego stronę i w tym momencie broń zaczęła mu się wrzynać w plecy... Naraz wpadł na dwa pomysły:
1) wypalić z broni do zamka i znaleźć szkaradę, wypruć jej flaki po czym bohatersko wkroczyć do salonu z jej głową w ręku;
2) sprawdzić czy za obrazem nic nie jest ukryte.

Siedział kilka chwil kończąc cygaro i zastanawiając się jak ta szlora dostała się do niego, przecież korytarz biegł cały czas tylko w jedną stronę. Nie było żadnych zakrętów... Może to był jakiś ninja?

O'Grady chamsko zgasił kipa o biurko, wstał i zastanowił się co zrobić najpierw. Po chwili zdecydował, że najpierw sprawdzi co znajduje się za obrazem, a potem znajdzie podłą sabotażystkę...

Redone 04-09-2008 18:16

Obiad. Obiad. Obiad.

Te słowa wypełniały cały umysł Grainne. Była trochę roztrzęsiona całą sytuacją i cieszyłą się na myśl o ciepłym posiłku. Nawet jeśli będzie go spożywać w nadzwyczaj dziwnym towarzystwie. Ciekawe co też gospodarz miał na stanie. Może jakiś pięknie przyrządzony kurczak... Burczenie w żołądku nasiliło się.

- To bardzo miłe z pana strony hrabio, że tak nas pan przyjmuje. Nie wiem jak zdołam się odwdzięczyć.

Obiad. Obiad. Obiad.

Medivh 04-09-2008 20:04

"Obiad. Może chce nas otruc...hehee...zaczynam przesadzac. MOże go jednak polubie..."

- Dziękuje Panu za to, że nas pan tak ugaszcza. To bardzo miło z pana strony. -Billy czuł się głopio za tamte incydenty ale nie dał tego po sobie poznac. W końcu nie rozklei sie przed tym gościem i przeprosi za grzechy. To W sumie jego wina. Tak to musiała by jego wina. Pewnie to jakiś szalony naukowiec. Samemu stworzył tamtego łaka...Tak, Billy troche się denerwował.

Piguła 05-09-2008 15:46

Widząc łazienkę, Freddie poczuł, że po plecach przebiega mu dreszcz. Pamiętał stare, dobre, brudne, zaplute (i nie tylko) szalety miejskie z Cork. To były ubikacje! A to?!
"Zaraz, zaraz. Po co ja tu przyszedłem" rozmyślał bawiąc się kurkiem umywalki.
Po kilku minutach , niestety powód przybycia do ubikacji wciąż był dla niego tajemnicą.
"Czas wracać do tego pokoju i obrzucić kamerdynera krewetkami" pomyślał chichocząc. O'Connell wyszedł z ubikacji... i poszedł korytarzem, nie bardzo zastanawiając się, gdzie idzie. Wciąż chichotał z powodu własnej dowcipności i drżał ze strachu przed kamerdynerem.

michau 07-09-2008 19:54

Jedzenie. Z tego wszystkiego Michał zapomniał o tak podstawowej potrzebie. Z kuchni zaczęły dobiegać odgłosy, które zapowiadały, że kamerdyner zaraz przyniesie jakąś obiadokolację, bo było trochę za późno na obiad, ale i za wcześnie na kolację.
Atmosfera była jakaś sztywna. Albo mnie się wydaję, albo wszyscy jesteśmy wyjątkowo głodni- pomyślał Michał.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:41.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172