lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Skrzydlaci (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/7142-skrzydlaci.html)

Almena 28-06-2009 20:21

No i po imprezie. Na każdej imprezie zjawi się prędzej czy później jakiś ćwok z pałą, której nie potrafi okiełznać. Asael otrzeźwiała błyskawicznie. Wiedziała, że któryś się wygada.
„Zarżnę te ich owce jak psy, przysięgam...”
Strażnik należał do tych z serii „morda, jakiej zapewne nawet mamusia nie umiała szczerze kochać” czy „mam problem z określeniem, czy stoisz do mnie przodem, czy tyłem”.
- Straż miejska. Jesteś aresztowana pod zarzutem pobicia i zabójstwa. Każdy opór będzie tłumiony.
Patrząc w nicość, powolnym ruchem uniosła do ust kieliszek i ze spokojem wypiła wino do końca. Odstawiła kieliszek i niespiesznie wstała z miejsca. Nie zamierzała wykręcać się sianem, prawda była taka, że natłukła i zabiła i nie zamierzała się tego wypierać. Co do okoliczności tamtej zadymy, oni mogli potraktować je inaczej niż ona. Dlatego nie chciało się jej z nimi gadać.
- Chodźmy zatem – powiedziała spokojnym, grobowym głosem.
- Wasz kolega - strażnik wskazał Achrola - również jest aresztowany.
Asael znieruchomiała, zerknęła na Achrola.
- To nie jest nasz kolega – powiedziała chłodno. – Znamy się od kilku godzin, przypałętał się do nas, żebrał o pieniądze. I jest niewinny. Znalazł się po prostu w złym miejscu o złej porze. Na pewno chętnie z wami pogada i wszystko wyjaśni. Jadaczka mu się nie zamyka... – uśmiechnęła się czule do Achrola.
„Zrobię wszystko, żebyś to przeżył, Piękny... Corvina...? – zdziwiła się w myślach. – Toż durniowi Edgar było.”
Cóż, jak to mówią: raz na drowie, raz pod drowem. Czy jakoś tak.
- Chodźmy.

Diriad 29-06-2009 23:51

"- Możliwe więc, że są bezkompromisowymi typami nie uznającymi neutralności. Coś w stylu "jesteś z nami lub przeciwko nam". Niedobrze..."

"Trafna uwaga" - pomyślał Diriael. - "Zwłaszcza ostatnie słowo..."

A więc chyba czekała ich wyprawa do paszczy lwa - przynajmniej potencjalnego. Nie było z resztą innej sensownej opcji - lepiej żeby sami przyszli niż zostali znalezieni i zaciągnięci siłą, a w mieście to byłoby nieuniknione. Mogliby najwyżej udać się gdzie indziej. Ale gdzie? To było tu największe miasto, a i tak było żenująco małe w porównaniu z Pierwszym Miastem. To tu skupiła się przynajmniej zdecydowana większość skrzydlatych.

Bartel, najwyraźniej podburzony tym, co powiedział Diriael zaczął wypytywać się za co kto został zesłany. Widocznie nie podobał mu się sposób, w jaki Diriael przekazał wiadomość. A może... Tak, pewnie czas, w którym to zrobił. A kiedy niby powinien? Na pewno towarzysze podeszliby życzliwie i obiektywnie do ostrzeżeń, których udzielił ktoś, kto właśnie im dokopał... Nie, Diriael zdecydowanie nie czuł się winny. A swoją drogą, to ładnie ze strony Kinga, że mówienie o powodach zaczął od siebie.

I w tym momencie weszła straż.

Jasne było, że mieli rację, i że Asael z Achrolem (pewnie głównie ta pierwsza, sądząc po stanie mężczyzny) nabroili w mieście. Na chwilę, tylko na chwilę się ich zostawiło...
Diriael nie miał takiego doświadczenia, ale mógł sobie wyobrazić, że albo się morduje, albo zostawia świadków. Jedno głupie, dwa naraz - tragedia. No, cóż...

Aronax wydawał się być spokojny o losy dwójki - tak długo, jak nie zaczną się awanturować. Więc czemu by i Diriael nie miał być, dopóki rebelianci nie są przeciwko nim?

Stała sie rzecz, której ostatniej by się Espello spodziewał - Asael wstała i najnormalniej w świecie dała się zaaresztować. Bez awantury, bez bijatyki, nawet bez zbędnego paplania.

- To nie jest nasz kolega. Znamy się od kilku godzin, przypałętał się do nas, żebrał o pieniądze. I jest niewinny. Znalazł się po prostu w złym miejscu o złej porze. Na pewno chętnie z wami pogada i wszystko wyjaśni. Jadaczka mu się nie zamyka...

Diriael nie wiedział po kiego czorta wymyślała to pałętanie i żebranie, no, ale i dobra.

- To prawda - powiedział Diriael. - Widzicie, w jakim jest stanie. Nie mógłby nikomu zrobić krzywdy - a był tak połamany już wcześniej.

"'Nie myślcie, że mam wobec was jakiś dług!', 'Nie potrzebowałem pomocy, nie podziękuję!', a może 'Spadajcie wszyscy na drzewo, co się tak na mnie uwzięliście?'" - Espello rozważał możliwe reakcje Achrola. Oczywiście o ile ich przekonywania w ogóle coś dadzą.

Fabiano 03-07-2009 00:34

"Była strażniczka." Siedział wpatrzony w rudowłosą skrzydlatą i zaniemówił. Mógł się tego spodziewać ale nie zrobił tego. Dlaczego? Dlaczego się nie spodziewał?

Kurt za to, chciał obalić rząd Gabriela. No fajnie, a Bartel chciał pod jego rządami służyć. Ciekawie się zapowiada.

Rozważanie Bartela przerwał jegomość w dziwnym nakryciu głowy i zbroi. Podobne widział u strażników. Przerwał im konwersację i oskarżył o morderstwo. No ładnie. A raczej: nie ładnie. Wszystko zmierzało do tego, że lekko nie będzie. No ale jak ma być lekko jak jakiś typ przychodzi i chce ich wsadzić do ciupy. "Kurcze, nasza młodzież ma fajne określenia", Pomyślał.

Ciupa była conajmniej nie adekwatna na standardy skrzydlatych. Ale standardy uległy skróceniu. Bartel podrapał się po bliźnie na plecach.

Ogólnie rzecz ujmując, sytuację uratował Aronax. Stwierdził, że nic nam nie zrobią i generalnie możemy iść się wyspać i zjeść za pieniądze podatników. Ale czy to aby dobry pomysł? Natomiast jeśli tam byli by dobrze traktowani, może i warto wysłać tam Achrola. Może by go wyleczyli.

Czasu było brak. Myśleć nie było kiedy, a tym bardziej dyskutować co i jak. Tym bardziej, że Asael wyskoczyła z kolejnym heroizmem. Innymi słowy, wzięła wszystko na siebie. Taka już jej wola. Diriael potwierdził to,więc po pozostało robić Bartelowi?

- Ten pan - wskazał Achrola siedząc naprzeciwko niego - jest w istocie nie winną osobą. Nie wiem kto was poinformował o takim wydarzeniu. Ale...
Baretl wstał pokazując swoje gabaryty.
-Ale się mylił. Nie wiem co robiła pani. - spojrzał na Asael - w tym czasie. Ale ten ranny sk... człowiek był z Aronaxe. Straszny żebrak z niego. A Aronax widać porządny facet. Czy zechciał by pan zweryfikować swoje donosy zanim wsadzi pan tego biednego, rannego, ledwo zipiącego, obolałego i cierpiącego człowieka do klatki? W zasadzie to nigdzie się nie ruszy, będzie u Aronaxa gdyż nie ma się gdzie podziać.
- A jeszcze więcej powiem
- rzekł Bartel - uważam, że za pomówienia winien jest pan mu zadość uczynienie. Macie gdzieś tutaj taniego ale dobrego lekarze?

Bartel wychodzi z założenia, że czas się ewakuować. A najlepszym momentem do tego będzie albo odpowiednie zamieszanie. Albo uległość.

Szarlej 03-07-2009 20:13

-Jest w więzieniu.
-Zabij go
-Dwójka z nich też tam jest.
-Jak będzie trzeba zabij ich również.
-Dobrze.
-Czekaj, wiesz gdzie jest Samael?
-Wspominał coś o rachunkach do wyrównania i posłaniu śmierci.



karczma; wszyscy
Strażnik słuchał Bartela i kiwał w zamyśleniu głową. Widac było, że już ma się zgodzic na propozycje, niestety padły pewne słowa:
- A jeszcze więcej powiem uważam, że za pomówienia winien jest pan mu zadość uczynienie. Macie gdzieś tutaj taniego ale dobrego lekarze?
Strażnik zmrużył wrogo oczy.
-Mieliśmy póki Wasza znajoma go nie zaszlachtowała. Mam rozkaz doprowadzić Waszego towarzysza do celi. Nie obchodzi mnie czy jest żebrakiem, waszym towarzyszem czy kochanką.
Jeden z jego ludzi właśnie wiązał ręce Asael, sznur był solidny i nie dawał żadnych szans na przedwczesne oswobodzenie. Sierżant właśnie mierzył się wzrokiem z Bartelem gdy stała się rzecz, która zaskoczyła wszystkich oprócz Diriaela. Achrol wstał i przemówił.
-Byłem przy całym zajściu i to mnie szukacie.
Jego wzrok przeniósł się na trójkę, która wstawiła się za nim, spojrzenie wyrażało tylko pogarde.
-Nie potrzebuje Waszej pomocy i współczucia.
-Związać go.
-Nie radzę, jest ranny w rękę, sznur może pogorszyć sprawę.
Aronax mówił spokojnie, chociaż Ebriel, Kurt i Diriael zastanawiali się czy to nie jest tylko pozorny spokój. Sierżant długo się nie zastanawiał.
-Odbierzcie mu tylko broń.
Dwóch strażników szybko rozbroiło Asael i Achrola, nie przeprowadzali jednak szczegółowej rewizji.
-Wychodzimy.
Dwóch strażników celowało z odległości kilku kroków w więźniów, trzeci obciążony bronią skazańców otworzył drzwi. Po chwili strażnicy i więźniowie opuścili gospodę.

ulice miasta; Asael i Achrol
Na zewnątrz faktycznie czekała na Was szóstka strażników. Każdy stał skulony w przemoczonym płaszczu kryjącym pancerz. Każdy trzymał w ręce pod płaszczem kuszę sprężynową. Oprócz strażników na deszczu stał też mężczyzna w białej szacie. Szata miała liczne plamy od błota powstałe pewnie nie dawno. Sam mężczyzna był niski nawet jak na człowieka, mokre włosy zdradzały pierwsze oznaki siwizny. Jako jedyny nie miał kaptura i klął na czym świat stoi z tego powodu, dopiero na Wasz widok się opanował i wyprostował. Po chwili jednak znów się skulił, pewnie pod wpływem deszczu.
-Idziemy.
Po głosie poznaliście, że sierżant też nie był zadowolony z pogody. Z przodu szło dwóch strażników, dwóch po lewej, dwóch po prawej, dwóch obok Was i dwóch z tyłu (w tym sierżant). Mężczyzna w białej szacie szedł obok sierżanta i mówił coś przyciszonym głosem, deszcz jednak uniemożliwiał rozróżnienie słów. Właśnie deszcz... Rozpadał się w najlepsze, kaptury płaszczy przestawały dawać jakąkolwiek ochronę przed nim i stawały się tylko niepotrzebnym ciężarem. Krople trafiające do oczu powodowały prawie całkowitą ślepotę, błoto mlaskało pod stopami.

gospoda; Ebriel, Diriael, Kurt, Bartel
Gdy strażnicy wyszli wraz z Waszymi towarzyszami nastała cisza, uświadomiliście sobie, że nawet grajkowie przerwali koncert. Po chwili jednak znów go wznowili. Aronax dopił piwo jednym haustem i popatrzył na Was.
-Idę do szefa powiem mu o tej sytuacji, na pewno znajdzie też czas dla Was. Idziecie?
Co mieliście robić? Poszliście.

garnizon straży; Asael i Achrol
Koszary okazały murowanym, piętrowym budynkiem. Jednak jakoś nie mieliście ochoty podziwiać architektury. Trzech strażników wraz z niskim mężczyzna zaprowadziło Was do piwnicy gdzie znajdowały się cztery cele. Wszystkie były zajęte. W ciasnym korytarzu było stanowczo za dużo osób do tego strasznie śmierdziało potem i fekaliami. Do sierżanta podszedł otyły strażnik i zasalutował. Mrużył oczy jakby niedowidział.
-Sir.
-Spocznij, otwórz dwójkę.
Ślepy strażnik poszedł do kołka na ścianie i ściągnął pęk kluczy w tym czasie trzech strażników podeszło do drugiej celi od drzwi. Mrużyliście oczy by przyjrzeć się postaciom w półmroku jaki panował w piwnicy. Trójka strażników wymierzyła kusze do środka celi w której znajdowały się dwie osoby. Pierwsza leżąca na podłodze była ubrana tylko w przepaskę biodrową, jej ciało pokrywały tatuaże, chyba miała trochę ciemniejszą skórę. Na widok strażników podniosła głowę i wciągnęła powietrze. Dzikus na twarzy miał siniaki jakby ktoś go zdzielił czymś ciężkim płazem miecza lub pałką. Druga postać zajmowała jedno z trzech "łóżek" o ile tak było można nazwać worek od kartofli wypełniony trocinami. Mężczyzna na widok strażników wstał a na widok kusz cofnął się pod ścianę. Wzrostu jak na człowieka był przeciętnego. Lekka nadwaga zdradzała regularne i obfite posiłki. Krótkie blond włosy nosił w wyraźnym nieładzie.
Strażnik więzienny otworzył drzwi a sierżant wymownym gestem wskazał Wam cele. Weszliście. Drzwi zatrzasnęły się a kluczy przekręcił się w zamku. Usłyszeliście tylko rozmowę sierżanta i strażnika jak opuszczali piwnice.
-Sierżancie a może by tak ją...
-Nie, to więzień polityczny Ryjek.
-To może chociaż go...
-Jak tak bardzo Was ciśnie to weź sobie dzikusa.
Strażnicy zniknęli na schodach. W celi śmierdziało tak, że zaczęło Was ciągać na wymioty. Smród wwiercał się w nozdrza i przesiąkał ubrania.

siedziba rebeliantów; Ebriel, Diriael, Kurt, Bartel
Szef skrzydlatych rezydował w kamiennicy, jak dowiedzieliście się od Aronaxa rebelianci zajmowali ją całą. Droga minęła Wam... mokro. Ciągle padało i nie zapowiadało się na poprawę pogody. Siedzieliście teraz w niewielkim pokoiku i czekaliście aż Aronax wyjdzie i Was zawoła. Wyposażenie pokoiku składało się z prostych krzeseł i dwóch okrągłych stolików. Na jednym stoliku znajdowały się kości do gry, do połowy opróżniony bukłak z wódką i trzy kubki. Po paru minutach drzwi od pokoju w którym siedział Aronax otworzyły się. Mężczyzna, który z nich wyszedł był wysoki nawet jak na skrzydlatego, krótko ostrzyżone włosy miał białe mimo, że nie miał jeszcze nawet czterdziestki. Spojrzał na Was i... Wyszedł z mieszkania. W jakiś sposób przypominał Wam Achrola... Zresztą nie tylko to Was zastanawiało. Część z Was była pewna, że go kiedyś widziała, jeszcze w Pierwszym Mieście. No nic... Może potem się Wam przypomni, wróciliście do twórczego nic nie robienia. Po jakichś piętnastu minutach z sąsiedniego pokoju wyszedł Aronax, wyraźnie nie był zadowolony z rozmowy.
-Chodźcie.

areszt; Asael i Achrol
Niewielka cela składała się z trzech sienników i wiadra na nieczystości. Smród zmuszał Was do oddychania przez usta a i to niewiele pomagało. Wasza cela nie była tak najgorsza w sąsiednich było po pięć-sześc osób. Z sąsiednich cel padło kilka niewybrednych propozycji pod adresem Asael a nawet jedna pod adresem Achrola. Dzikus (jak on śmierdział!) przypatrywał Wam się z podłogi a mężczyzna z nadwagą znów usiadł na swoje łóżko. Spojrzał na Was.
-Was też zamknęli za inność? Wiecie co tu robią takim jak my? Palą. Palą nas tylko dlatego, że potrafimy rzeczy dla nich niezrozumiałe. Ale mnie nie dostaną... Jutro mnie już nie tu nie będzie... Kwestia czy tylko mnie...

siedziba rebeliantów; Ebriel, Bartel, Kurt i Diriael
Pokój do którego weszliście był duży. Na jednej ścianie stał regał cały zapełniony zwojami i książkami w prostych skórzanych okładkach. Na przeciwległej ścianie stała szafka na wina i półka z kieliszkami. Na środku pokoju stał prostokątny, duży, prosty stół i dziesięć krzeseł, dwa przy krótszym boku od drzwi i po cztery przy każdym dłuższym boku. Przy krótszym boku od zamkniętego szczelnie okna w wygodnym fotelu siedział mężczyzna. Siwe włosy i zmarszczki zdradzały jego wiek na jakieś sześćdziesiąt lat, mimo tylu lat mężczyzna trzymał się naprawdę nieźle. Siedział prosto a zielone oczy zdradzały bystrość umysłu.
-Proszę usiądźcie. Wybaczcie, że nie wstaję ale wiek... Jeśli chcecie poczęstujcie się winem.
Głos starca był pogodny.
-Nazywam się Lucjusz i przewodzę... temu ruchowi. Staram się pomóc nowym skrzydlatym przeżyć tutaj. Słyszałem, że doszły Was słuchy o naszym drobnym marzeniu, powrocie na górę i ukaraniu prawdziwych winowajców. Na pewno macie masę pytań, słucham więc...
Po sekundzie jakby sobie coś przypomniał uniósł rękę w geście wstrzymania, jego palce były proste i zadbane, wolne od reumatyzmu.
-Jakby ktoś z Was mógł podać wino starszemu skrzydlatemu... Białe, trzecia półko od dołu po lewej.

Almena 03-07-2009 22:43

Achrol był stanowczo największym durniem pod Światłem. Był tak durny i tak odważny, że Asael chętnie zabiłaby go w tej chwili, z niepojętej miłości do niego. Dziwna to była reakcja, mieszane uczucia. Nie znała o nim prawdy. Może nie chodziło o medyka. Wiedziała, że chciał dobrze. Chciał dobrze Tak Jak Ona. Ból i śmierć zupełnie mu nie przeszkadzały, tak jak jej. Był kompletnym idiotą, gorszym bezmózgim niż ona sama. Był taki piękny od tego. Taki swojski. Była już przekonana, że to żart losu. Tacy Jak Oni nigdy nie powinni się spotkać.

Jesteś idiotą – chciała powiedzieć swoim morderczym spojrzeniem. – Jesteś skończonym durniem, który lituje się nade mną! Nad morderczynią, kretynie!!! Ty, TY...!!!

Ściskało ją w gardle. Był taki piękny od tego. Od tego, że ją zauważył. Że zrobił coś dla niej. Jednocześnie, nienawidziła go za to, tak jak i on musiał nienawidzić ją, za tamto bardzo udane wsparcie w walce z wilkiem, za to, że poszła z nim do medyka. Miała ochotę wbić miecz w brzuch jednego ze strażników i zawołać tryumfalnie: widzicie?! To ja zrobiłam, nie on!!!

Zabiłam człowieka, nie wiem czy zauważyłeś, ale zabiłam człowieka! Za każdy swój czyn jestem gotowa odpowiadać, litościwy samarytanin do szczęścia mi nie potrzebny!!! – drążyła spojrzenie Achrola zabójczym wzrokiem. – Wiem, kiedy grzeszę i wiem, że kara należy do mnie! Nienawidzę cię!!! Nienawidzę, bo jeśli coś ci się stanie teraz, durniu...!!!

Odwróciła wzrok i zamknęła na moment oczy.

Jeśli skażą cię za mnie, znajdę Boga, który cię wskrzesi, a potem cię zabiję!!!

Trafili do celi. Ohyda. Czegoś tak ohydnego nie widziała od czasu wizyty w pokoju swojego znajomego, gdzie zaatakowały ją zmutowane skarpety chaosu ożywione za sprawą bujnej pleśni. To pół biedy. Ci faceci. Miała wrażenie, że gwałcili pręty od krat pięć razy dziennie. Miała nadzieję że o tej porze wyczerpali już swój limit.
-Was też zamknęli za inność?
He? Nie, mnie za morderstwo. Jego tak dla jaj.
- Wiecie co tu robią takim jak my?
„Pewnie mi powiesz...” – westchnęła ciężko. Nie miała ochoty na rozmowy. Miała ochoty skopać Achrola, pechowo był tu jedynym kogo znała i... wolała mieć kogoś... takiego...
- Palą. Palą nas tylko dlatego, że potrafimy rzeczy dla nich niezrozumiałe.
„Dla mnie całkiem logiczne wyjaśnienie...”
Nie wytrzymała. Czuła, że zaraz przekręci się z wściekłości. W porywie gniewu odwróciła się do Achrola, ucapiła go za szmaty i potrząsnęła nim zaciekle. Z racji że był z niego kawał chłopa, jej wysiłki przyniosły niewielki efekt, ale to szczegół. Wściekle szarpała go za kołnierz.
- Ty, ty!!!... – wysyczała przez zęby. – Jesteś... jesteś po prostu...!!!
Rozluźniła chwyt i jęknęła bezradnie. Sięgnęła ręką, jakby chciała wytargać go za włosy, ale palce jej dłoni delikatnie pogłaskały go po głowie i przyciągnął go do siebie. Wtuliła się policzkiem w jego policzek.
- Wkurzasz mnie jak wszyscy Diabli, uwielbiam cię za to! – powiedziała cicho, uśmiechając się szelmowsko. – Nie daj się zabić, Achrol, nie daj się zabić, nieważne czy z mojego, czy z takiego, czy śmakiego pieprzonego powodu! Tacy Jak Ty powinni żyć, Achrol!
Jego usta. Tak blisko jej ust. Opuszka jej palca delikatnie obwiodła kontur jego spękanych po walce warg.
- Żyć i więcej mówić...! ~_^ - szepnęła czule.
Odsunęła się od niego, ciężko oparła się plecami o ścianę, zginając się w pół i przeczesując rękoma rude włosy, jak udręczony, sfrustrowany człowiek.
- Ale mnie nie dostaną... Jutro mnie już nie tu nie będzie... Kwestia czy tylko mnie...
Zerknęła na grubego jakby chciała powiedzieć „ciebie zaraz może tu nie być, piękny... Ja tu mam zakichany romans, stul dziób!”.
- Interesujące, przyjacielu niedoli. A co takiego potrafisz, że chcą cię spalić? I skąd pewność, że nie dopną swego? – zagadnęła. – Możemy cię jakoś wspomóc, może dla obustronnych korzyści?

xDorota 06-07-2009 01:14

W odpowiedzi na pytanie Bartela Diriael opowiedział o uwagach Kevina. Na koniec zagadnął Aronaxa o możliwość zorganizowania spotkania. Gdy tylko zostało to potwierdzone Kurt rzucił:

- A więc, kiedy ruszamy? Ile czasu potrzebujesz, żeby się z nimi skontaktować i nas umówić?

Aronax stwierdził, że może iść porozmawiać z szefem lada chwila, który prawdopodobnie przyjmie ich jeszcze dzisiaj. A więc już niedługo się wyjaśni: co to za organizacja, jakie mają zamiary, plany. Przynajmniej Ebriel miała taką nadzieję. „ Nie bądź naiwna” – skarciła się – „ Mało prawdopodobne, żeby odkryli przed nami wszystkie karty… Zdradzą tyle, ile uznają, że powinniśmy wiedzieć. Minimum – tak nakazuje rozsądek. W końcu nie znają nas, a tutaj przecież nie trafiają zwykli, porządni obywatele. Czujność i ostrożność to podstawa. Ale coś na pewno się dowiemy – choć zapewne będzie to szczyt góry lodowej.” Wtedy Bartel wtrącił pytanie, które zapewne nurtowało ich wszystkich:

- O co toczy się gra? Co wy tutaj wyprawiacie? Halo panienko, halo! – zwrócił się do Asael - A Ty co tu robisz? Strażniczka czy Posłanka? Ja jestem byłym strażnikiem, cięcie dostałem za zbyt częste opuszczanie Pierwszego Miasta. A wy?- spytał, zerkając na resztę.

„Strażnik. Zbyt częste opuszczanie miasta?” – powtórzyła w myśli Ebriel. – „ Co go przyciągało do tej zacofanej, brudnej Ziemi? Chyba nie…? Nie? - spojrzała na Bartela – „ Ma tu kogoś?”

Pierwszy odezwał się Kurt:

- Przewodzenie grupie przestępców w celu przejęcia władzy w Pierwszym Mieście. A tak naprawdę naszym celem było zjednanie sobie posłów, którzy z kolei zatwierdzali by ustawy traktujące o szeroko pojętej pomocy dla ludzi… Niestety, nie docenialiśmy Gabriela. Trzymał w garści przeważającą większość Rady.

„ Pomoc dla ludzi… Hym… Nie sądziłam, że ktoś się zajmuje czymś takim… Brzmi pozytywnie – ludzie wyglądają jakby potrzebowali pomocy. Ale czemu Gabriel był temu przeciwny? Czyżby ludzie mogli stanowić jakąkolwiek konkurencje dla skrzydlatych? Jakieś zagrożenie? Może ich nie doceniam…”

Asael tymczasem zaczynała bełkotać coraz większe głupoty. Na zaczepki Bartela odparła, że jest strażniczką, ale dziś ma wolne. Chyba nie do końca pamiętała, gdzie się znajduje. Aczkolwiek odpowiedziała na zadane pytanie:

- Ja za zabicie trzech taki co ukradli... a nie, zaraz, oni nie ukradli, oni zabili. A może ich pięciu było? – liczyła pilnie na palcach. – Trzech! – radośnie pokazała Bartelowi dziesięć palców na dowód. – Bo oni zabili człowieka to ja ich zabiłam. Amen! – zwaliła się znów na stół. – Achrol, zaaamknij sięęę w końcu! – wyjęczała z rozpaczą. – Głowa mi pęka od twojego biadolenia!!!

„ Kompletnie pijana! Ale chyba mówiła prawdę – na ile to było możliwe. Najwidoczniej i jej zależy na losie ludzi.”

Zapadła na chwile cisza. Ebriel zaczęła się zastanawiać, co powiedzieć. Od czego zacząć. Już miała otworzyć usta, gdy nagle do knajpy wtargnęli strażnicy. Jeden z nich – najwyraźniej dowódca - bez wahania podszedł do ich stolika i rzekł do Asael:

- Straż miejska. Jesteś aresztowana pod zarzutem pobicia i zabójstwa. Kazdy opór będzie tłumiony. Wasz kolega-strażnik wskazał Achrola-również jest aresztowany

„ A jednak w coś się wpakowali…” – popatrzyła na rudowłosą czekając na jej reakcję. Aronax próbował jeszcze załagodzić sprawę – jednak nic to nie dało. W takim razie doradził im by się nie stawiali – jeszcze dziś ich wypuszczą, a nawet przeproszą. Dziewczyna jakby od razu wytrzeźwiała. Odezwała się spokojnie:

- Chodźmy zatem.

Zachowała się nadzwyczaj rozsądnie, jak na stan, w jakim była przed chwilą. Co więcej - wstawiła się za Achrolem, że go nie zna, że nie uczestniczył w zdarzeniu. „ Czyżby coś do niego czuła? Już drugi raz chce ratować mu życie. Chyba, że zawsze się tak za wszystkimi wstawia, a że Achrol najbardziej się pcha…” Diriael i Bartel potwierdzili, że Achrol nie jest z nimi. Ale jak można było się spodziewać ranny skrzydlaty nie zamierzał przyjąć pomocy innych:

- Byłem przy całym zajściu i to mnie szukacie. – rzekł stawiając ich w głupiej sytuacji. Z jednej strony dobrze zrobił – nie powinien zostawiać kobiety samej. Z drugiej jednak był ranny, a Ebriel miała poważne wątpliwości, czy zrobił to dla Asael. Po prostu duma mu na to nie pozwalała.

-Nie potrzebuje Waszej pomocy i współczucia. – zwrócił się do nich potwierdzając jej domysły.

- Związać go. – usłyszał w zamian. Po czy strażnicy odeskortowali ich do więzienia. Gdy tylko zniknęli im z oczu Aronax powiedział:

- Idę do szefa powiem mu o tej sytuacji, na pewno znajdzie też czas dla Was. Idziecie?

Wydawało to się jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Ebriel więc wstała i poszła razem z nim. Zaprowadził ich do kamienicy zajmowanej przez rebeliantów. Zaczekali w małym pokoju, aż Aronax rozmówi się z szefem. Ebriel usiadła na krześle przy stoliku. Po chwili wyszedł mężczyzna o białych włosach – nie był to jednak objaw starości, wyglądał najwyżej na 40. „ Czy ja go gdzieś nie widziałam? Nie przypominam sobie, a jednak mam takie dziwne wrażenie, że go skądś znam…” W drzwiach pojawił się Aronax i zawołał ich. Weszli.

-Proszę usiądźcie. Wybaczcie, że nie wstaję, ale wiek... Jeśli chcecie poczęstujcie się winem. – pogodnie odezwał się do nich starszy, siwowłosy mężczyzna siedzący w fotelu obok okna. Coś w jego postawie wskazywało na wieloletnie doświadczenie i inteligencję. Kontynuował:

- Nazywam się Lucjusz i przewodzę... temu ruchowi. Staram się pomóc nowym skrzydlatym przeżyć tutaj. Słyszałem, że doszły Was słuchy o naszym drobnym marzeniu, powrocie na górę i ukaraniu prawdziwych winowajców. Na pewno macie masę pytań, słucham więc... – zamilkł na chwilę i dodał:

-Jakby ktoś z Was mógł podać wino starszemu skrzydlatemu... Białe, trzecia półko od dołu.

- Witaj. Ja jestem Ebriel. Ebriel Selini. A to jest Diriael Espello, Bartel King i Kurt – po kolei przedstawiła wszystkich. – Przybyliśmy tu zaledwie kilka, może kilkanaście godzin temu, a już 2 naszych towarzyszy zostało aresztowanych - jak zapewne już poinformował cię Aronax. Mógłbyś im jakoś pomóc?
Oczywiście jesteśmy zainteresowani waszą organizacją. Ciekawi nas, co dokładniej robicie, jak wygląda życie tutaj – na Ziemi, jakie stosunki panują między skrzydlatymi a ludźmi. Szukamy też dachu nad głową, jakiegoś miejsca, gdzie można by odpocząć, choćby tymczasowego. Mamy za sobą ciężki dzień i długą podróż.

hollyorc 06-07-2009 10:40

Ból.... Ból eksplodował mi pod czaszką. To pewnie od tych metalowych pałek, co mnie pobili. O Duchy! Jak to cholernie boli. Otworzyć oko? Może jeszcze nie, może jeszcze chwilę poleżę. Może choć trochę się uspokoi... Co to za zapach? Pociągnąć choć trochę więcej powietrza... choć trochę więcej... tego smrodu. Ludzie? Tak pot, szczyny.. to ludzie. Ale jacyś dziwni. Pachną jeszcze czymś innym. Trójka ich, jedna samica. Ale są jacyś dziwni! Niebezpieczni. Ich duchy wyglądają zupełnie inaczej, niż wszystkie które do tej pory spotkałem... są straszni. Są niebezpieczni. Nagle wydało mi się, że metalowe pałki wcale nie były takie złe. Ci, tu zdawali się być straszni jak duchy pokonanych wilków... zdawali się być koszmarem.

Może jeszcze śpię?

Otworzyłem oko. O Duchy?!
Ból eksplodował jeszcze bardziej, choć zdawało się to nie możliwe.
Złapałem się za głowę. Skrzep krwi pokrywał połowę mojego czoła. To ta pałka!
Usiadłem powstrzymując falę torsji. Podciągnąłem nogi pod siebie, uspokoiłem oddech.
Tylko spokojnie. To nic, że jesteś tu zamknięty. Tylko nie panikuj. Zaraz duchy Ci pomogą!

Zamknąłem oczy. Nabrałem smrodu do płuc.
Duchy jak zawsze przyszły z pomocą.
YouTube - Scotty - The black pearl (Dave Darell Radio Edit)
Uniosłem się nad swym własnym ciałem. Uniosłem się, opuszczając je. Nagle byłem poza sobą samy, poza wszystkimi doczesnymi zmartwieniami... nagle stałem się jednym z duchów. Me ciało siedziało dalej delikatnie się kołysząc. Ja natomiast byłem jakby w całej celi... wszędzie i nigdzie zarazem.

Naraz to do celi wpadli jacyś ludzie. Pachnęli rządzą mordu, pachnęli jednak nie jak ktoś, kto zabija z konieczności, a jak ktoś kto czerpie z tego przyjemność. Jak ktoś kto nie zabija, po to żeby zjeść... ale po to żeby się zabawić. Obrzydliwość.
Wpadli i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, przebili tę rudą kobietę jedną z tych metalowych pałek. Jej krew wybuchła fontanną i zalała posadzkę. Jej oczy wyrażały zdumienie... Nie z powodu samej śmierci, ale tego w jaki została zadana. Ona była odważna! Odważna do końca!

Mężczyzna, ten któremu rękę już ktoś poharatał nagle po prostu przestał istnieć. Dosłownie pękł. Każda jego kość ze zgrzytem połamała się... potem jakby starała się opuścić ciało swego właściciela... Kilka chwil potem zamienił się w nie przypominającą niczego maź... a bicie jego serca ustało.

A ja?

Na mnie siedziało już trzech z tych, co pobili mnie wcześniej. Okładali mnie znowu pałkami, dusili. Ich kolana oparte na mojej klatce piersiowej. Ich ręce zaciśnięte na mojej szyi, ich metalowe pałki spadające na mnie bezustannie......

Ponownie siedziałem w swoim ciele. Kołysząc się to w przód, to w tył. Ponownie smród więzienia wypełniał moje płuca... ponownie trójka tych dziwnych ludzi koło mnie.

Kobieta, wraz z rannym mężczyzną zaczęli rozmawiać w dziwnym języku. Ona najpierw tonem nieznoszącym sprzeciwu jakby skrzyczała go... potem zaczęła się do niego przymilać... a zakończyła na smyraniu go po policzku... kobiety.
On jak na razie stał niewzruszony.

Wstałem. Głównie po to, aby rozprostować zbolałe kości i aby sprawdzić czy w ogóle będę wstanie stać. Byłem. Poza tym, postronni mogli zobaczyć, że ułomkiem nie jestem.
Miałem mniej więcej 180cm. wzrostu, ważyłem jakieś 70 kg. Byłem chudy, ale Szaman zwykł mawiać że jedna żyła ze mnie. Mój odcień skóry był znacznie ciemniejszy od koloru skóry pozostałych więźniów... czarny jednak nie byłem. Kolor moich oczu jest głęboko brązowy, tak jak i włosów. Włosów, które bujna czupryną spoczywały na ogół na ramionach... teraz wskutek skrzepów krwi, potu i błota, stały w artystycznym nieładzie niczym ptasi pióropusz...

Zacisnąłem i poluźniłem pięści ze smutkiem obserwując pewien brak. Trzeba sobie było jednak jakoś radzić. Spojrzałem na rudowłosą samicę, które czochrała sobie włosy. Przekrzywiłem delikatnie głowę na prawo niczym wilczur uważnie przypatrujący się czemuś nie zrozumiałemu.
Była dziwna... nawet bardzo. Była też bardzo interesująca. Szkoda, że duchy postanowiły że zraz umrze.

A może będę mógł dla niej coś zrobić?
Ale czy warto? Była dziwna. Była obca i niebezpieczna. Bałem się jej. Ale czy to powód aby dać jej zginąć?

Poza tym, jeśli ona zginie to najprawdopodobniej i mnie zaduszą. Tak więc teraz muszę pomóc jej, żeby ona pomogła mi... mam przynajmniej nadzieje że mi pomoże.

Spojrzałem zatem na nią raz jeszcze i postanowiłem szybko wyjaśnić sprawę
- Uk! Zagaiłem wskazując palcem na siebie.
Następnie wskazałem na drzwi celi. Potem symulując uderzenia metalowej pałki, wskazałem na nią. Przejechałem dłonią na wysokości szyi.
- Bang!

Powinna zrozumieć. Potem podszedłem do drzwi. Przyglądając się tak im jak i ścianom. Trzeba było myśleć i to bardzo szybko. Zaraz zrobi się tu gorąco... a ja miałem dość obrywania po głowie.
Trzeba, żeby zniknął im z oczu. Przynajmniej na chwilę...
Złapałem dłońmi za pręty i zaparłem się nogami przeciwległą ścianę. Następnie trzymając się mocno i zabierając u ścianę jednocześnie wdrapałem się pod sufit... tak by być akurat nad drzwiami...

Szarlej 06-07-2009 13:56

siedziba rebeliantów; Ebriel, Bartel, Kurt i Diriael

-Witaj. Ja jestem Ebriel. Ebriel Selini. A to jest Diriael Espello, Bartel King i Kurt. Przybyliśmy tu zaledwie kilka, może kilkanaście godzin temu, a już 2 naszych towarzyszy zostało aresztowanych - jak zapewne już poinformował cię Aronax. Mógłbyś im jakoś pomóc?
-Zrobię co w mojej mocy, najprawdopodobniej Wasi towarzysze już jutro będą wolni.
-Oczywiście jesteśmy zainteresowani waszą organizacją. Ciekawi nas, co dokładniej robicie, jak wygląda życie tutaj – na Ziemi, jakie stosunki panują między skrzydlatymi a ludźmi. Szukamy też dachu nad głową, jakiegoś miejsca, gdzie można by odpocząć, choćby tymczasowego. Mamy za sobą ciężki dzień i długą podróż.
-Z tego co się orientuje Gabriel trzyma Was tam u góry w nieświadomości. Ech... Żebyście zrozumieli co tu robimy muszę Wam opowiedzieć historię całego świata bo różni się ona od tej Wam znanej.
Jakieś trzy tysiące lat temu demiurg stworzył trzy plemiona. Skrzydlatych, wyposażył nas w skrzydła i nauczył władać mocami, dał nam władzę nad powietrzem, ziemią i innymi plemionami. Drugą rasą były potwory nazywane przez nas podziemnymi, wyglądem przypominają oni ludzie. Podziemni nie mogąc znieść tego, że ktoś nad nimi panował zaprzedali się starszym mocom. Tymi mocami najprawdopodobniej była cząstka demiurga, którą ten od siebie odrzucił. W każdym razie od tych mocy otrzymali umiejętności podobne do nas, najczęściej związane z ziemią. Podziemni zeszli do jaskiń i tam założyli swoje królestwo. Ludzie powstali jako rasa, która miała służyć skrzydlatym. Mieli oni uprawiać ziemię i hodować zwierzynę w zamian za ochronę skrzydlatych. Dokładnie 2347 lat temu skrzydlaci stworzyli wyspę unoszącą się w powietrzu i tam zamieszkali. Od tamtej pory przybywali na ziemię tylko po daninę i by niszczyć. Niszczyć podziemnych, którzy też chcą zdominować sobie ziemię i zniszczyć miasta ludzkie, które mogłyby w przyszłości być dla nich zagrożeniem.

Starzec przełknął ślinę.
-Wybaczcie nigdy nie byłem dobrym oratorem, gdyby był tu Samael... Ale wracając do tego czym się zajmujemy. Naszym głównym zadaniem jest obrona ludzi przed podziemnymi. Sprawą drugorzędną jest poszukiwanie sposobu na powrót na górę i ukazanie ludziom prawdy o tym co się dzieje na ziemię. Współpracujemy z ludźmi, pomagamy im się rozwinąć w zamian za ich pomoc.
Znowu przełknięcie śliny.
-Jeśli chodzi o stosunki ludzi i skrzydlatych to się nas boją. Znaczy boją się skrzydlatych przychodzących po daninę, jeśli chodzi o nas do końca niewiedzą czym jesteśmy. Niektórzy myślą, że jesteśmy szpiegami skrzydlatych i obwiniają nas za pogrom, jeszcze inni myślą, że jesteśmy dziwnymi ludźmi lub wybrańcami Jedynego.
-Dach nad głową oczywiście Wam zapewnimy, jeśli zechcecie to poproszę kogoś by Wam towarzyszył, zawsze to lepiej gdy będzie z Wami ktoś kto zna zwyczaje panujące tutaj.


więzienie; Asael, Achrol, dzikus

Asael
Gdy się przytuliłaś do Achrola ten chciał chyba na początku Ciebie odepchnąć, szybko jednak zmienił zdanie, zdrową ręką objął Ciebie w talii i przygarnął. Sielankę zniszczył jednak syk bólu, przytuliłaś się do Achrola tak pechowo, że przygniotłaś jego ranną rękę. Pięknie...

Asael, Achrol i dzikus
Mężczyzna patrzył się na wyczyny dzikusa, który właśnie wspinał się po kratach, szło mu to nieźle.
-A temu to co...
Szybko jednak oderwał wzrok od czerwonoskórego i spojrzał na kobietę.
-Jestem dość silnie związany z ziemią... Ważne jest to, że potrafię zniszczyć te kraty, sam mogę sobie nie poradzić ze strażnikami... I tu wchodzicie Wy. Za jakąś godzinę będzie najmniej strażników, proponuje wtedy uciec. We trójkę powinniśmy sobie poradzić z kilkoma ludźmi.

dzikus
Dziwni ludzie zamiast działać coś gadają, Ty zacząłeś działać. Zawisłeś nad drzwiami, jesteś co prawda widoczny też z zewnątrz ale zawsze trudniej Ciebie walnąć. Ręce powoli zaczynają Ci mdleć ale duchy są z Tobą!

Achrol
Magia jest darem od Jedynego dla rasy wybranej-skrzydlatych w takim razie dlaczego ten mężczyzna twierdzi, że ją zna? Heretyk!

Asael
Achrol znowu milcząc patrzy wilkiem na mężczyznę. Ech... Jesteś zamknięta z dzikusem, rannym gadułą i kolesiem z nadwagą... Świetnie...

Almena 06-07-2009 18:01

Zauważyła że ten opalony piękny się jej przyglądał jak półgłówek. Zerknęła na niego odstraszającym wzrokiem, pierwszy raz uważniej się mu przyglądając. Pomyślała, że coś z nim nie tak. Nie próbował być złośliwy, nie kierowały nim te same popędy co tamtymi dwunożnymi zwierzakami [słychać rżenie i stukanie o kraty?] On po prostu był... inny. Zrobiło się jej głupio, potraktowała go z założenia 'złym okiem', a to zapewne nie jego wina, że jest... inny. Był jakiś taki egzotyczny. Miał ładne, szczere brązowe oczka. Nie, to nie była zła ani złośliwa istota.
Uk! - zagaił.
Asael otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Ulżyło jej. To naprawdę nie jest zła istota. Uśmiechnęła się, rozbawiona i szczerze zaintrygowana. Ten uśmiech miał mu powiedzieć, że jest do niego przyjaźnie nastawiona i chętnie pozna bliżej pana opalonego. No, bez przesady, nie za blisko...
Witaj – przywitałam się. - Emmmm Uk? Znasz nasz język? Rozumiesz co mówię?
Chyba raczej nie, gdyż zaczął bawić się w kalambury.
No ładnie... Co za ironia...
Uśmiechnęła się do niego i wskazała na siebie.
- A-s-a-e-l – powiedziała pouczająco i wyraźnie.
Na widok siniaków na jego ciele i plam krwi we włosach zmarszczyła twarz w grymasie współczucia i rozgniewania. Wyciągnęła powoli dłoń i delikatnie pogłaskała Uka po policzku. Gościu po chwili zaczął bawić się we wspinaczkę. Chyba alpinista jakiś. Była pod wrażeniem jego zwinności i umiejętności. Gruby z kolei, z racji swej wagi nie mógł se połazić o ścianach więc mówił o niszczeniu krat. Asael nie do końca rozumiała dlaczego ma uciekać z więzienia. Trafiła tu bo zabiła, czekała grzecznie na proces. Skażą ą i... co dalej? A ucieczka? Znowu rozróba? Trafiła tu przez rozróbę. Westchnęła, poirytowana coraz bardziej. Dlaczego ona, jak te słynne elfy z jej ulubionej bajki z dzieciństwa pt heroesV, o wszystko musi walczyć na śmierć i życie?! Jak te elfy; jeśli nie weźmiesz siłą, nikt ci nie da! Co za skandal. Co za zakichane miejsce. Ile dupasów ma jeszcze skopać żeby móc ze spokojem chodzić po ulicy, uzyskać pomoc medyczną napić się melisy w barze?!
Uk kalamburował coś o kratach, strażnikach i pałach do ucięcia. Chyba chciał przekazać że tutejsi strażnicy potrafią zrobić kuku i chciał ich ostrzec. No tak, skoro chcieli Achrola zgarnąć w roli organicznych krat, to należy się im cięcie po pałach choćby tylko za to. Dwa za siniaki Uka Rasputina [tak go tymczasowo ochrzciła].
Dobra – westchnęła, patrząc na Achrola, Uka i Pana Beczkę. - Rozumiem, że musimy się zwijać zanim któryś w końcu zechce tu wpaść po Achrolowy zad zanim ja go skopię. On jest mój! Skoro tak traktują tu jeńców to chyba nie mamy co liczyć na sprawiedliwy proces? - spytała. - Czy może lepiej być grzecznym kawałkiem zbrodniarza?
Czekała na odpowiedź od Pana Beczki i Uka. Jest szansa że Uk jest bardziej kumaty niż się może wydawać.
Jeśli mamy się zwijać za godzinę to może jakiś plan? Czy na żywioł, rozwalasz kraty i siekamy póki nas nie zamordują? Na pewno miałeś jakiś plan? - zerknęła na Beczkę. - Zanim nas tu wtrącono do was do przytulnej celi, zakładałeś, że sam jeden uciekniesz? Rozwalisz kraty i co dalej?

Baczy 08-07-2009 01:01

Obecni ex-skrzydlaci nie zareagowali na wyznanie Kurta, wyłączając Asael, oczywiście. Ruda, której w głowie zamieszały zioła przygotowane przez Aronaxa połączone z winem, skomentowała to mamrocząc coś o "sensownej opowieści" i uśmiechając się co najmniej niestosownie do sytuacji, aczkolwiek przyjemnie. Zdążyła jeszcze powiedzieć, że jest... że była strażniczką i jakie były jej pobudki (swoją drogą, brzmiało to dosyć szlachetnie i heroicznie), zanim do karczmy weszło sześciu zbrojnych ludzi. Nietrudno można było się domyślić, że byli oni strażnikami lub najemnikami.
-Straż miejska. Jesteś aresztowana pod zarzutem pobicia i zabójstwa. Kazdy opór będzie tłumiony- dojrzały, i zapewne doświadczony, mężczyzna zwracał się do Asael. Na dźwięk zarzutów Kurtem lekko wstrząsnęło, lecz nie dał nic po sobie poznać. Rozumiem pobicie, w końcu była wybuchową i niecierpliwą kobietą, ale zabójstwo? Kodeks w Pierwszym Mieście nie pozostawiał złudzeń ani nadziei, kara za zabójstwo była jedna- wygnanie. To spowodowało, że większość mieszkańców nigdy nawet nie pomyślała o zamachu na czyjeś życie, nawet przelotnie. Kurt był jednym z takich ludzi i nie mógł sobie wyobrazić, żeby po zabiciu kogoś można było być tak spokojnym i obojętnym jaką była Asael.
Kobieta wstała i powiedziała, nadzwyczaj spokojnym głosem:
- Chodźmy zatem
-Wasz kolega również jest aresztowany.- dodał strażnik, wskazując na Archola. No tak, wystarczy, że był obecny przy całej sytuacji, nikt nie udowodni tym ludziom, że już wcześniej był cały poobijany i połamany, że z ledwością się poruszał...
Aronax próbował przekonać przywódcę, że jesteśmy pod "Jego" ochroną. Miał pewnie na myśli swojego szefa. Niestety, ten nie zmienił zdania, na co przewodnik wygnańców polecił oskarżonym poddać się bez zgrzytów i kłótni. Jednak Asael, Bartel i Diriael za wszelką cenę chcieli wyciągnąć z tej intrygi mrukliwego towarzysza. O ile Ruda mogła chcieć go usprawiedliwić, w końcu to przez nią mógł trafić do więzienia, o tyle reakcja dwójki pozostałych była zbędna. Kurtowi pomysł zarzucenia strażnika lawiną zapewnień o niewinności Achrola wydawał się chybiony, nie wtrącał się więc. Wątpił, żeby cokolwiek zdołało zmienić zdanie tego człowieka.
Jednak, ku jego zdziwieniu, mężczyzna wydawał się być podatny na podawane argumenty. Do czasu... Sugestia Kinga, o zadośćuczynieniu wobec podejrzanego wyraźnie mu się nie spodobała i w jednej chwili wszystko runęło. No i, dodatkowo, Achrol przemówił.
-Byłem przy całym zajściu i to mnie szukacie.
-Nie potrzebuje Waszej pomocy i współczucia.
- dodał po chwili przerwy, spoglądając na resztę skrzydlatych.
Tak oto zostali rozdzieleni, dwójka z nich została wyprowadzona z karczmy, bez zbędnego zamieszania. Pozostała czwórka zaś, pod przewodnictwem Aronaxa, ruszyła na spotkanie z przywódcą tajemniczej organizacji...
Gdy weszli do wnętrza dużej kamienicy, byli cali mokrzy, pogoda ani trochę się nie uspokoiła. Czwórka wygnańców czekała w jednym z pokoi na wezwanie. Nie działo się nic ciekawego, a nawet nieciekawego. No, nie licząc wysokiego skrzydlatego, który przeszedł przez ich pokój, lecz Kurt nie zwrócił na niego zbytniej uwagi. Cały czas rozmyślał o przyszłym spotkaniu, tak niespodziewanym i jednocześnie pożądanym. Cały czas zastanawiał się co będzie robił na Ziemi, czy zdoła się zaaklimatyzować. Ale cały czas była w nim iskierka nadziei, że zdarzy się coś nadzwyczajnego, coś co mu pomoże. Coś, co nada sens jego dalszemu życiu. I teraz to mogło się ziścić. Ale czy nie byłoby to zbyt duże szczęście? Czy na pewno wszystko tak ładnie się poukłada? Chłopak nie mógł w to uwierzyć, nie mógł też jednak odrzucić tej jakże optymistycznej wersji wydarzeń.
Wreszcie, po dość długim czasie, Aronax wychylił się zza drzwi i zaprosił ich do środka. Jednak jego mina nie zdradzała optymizmu którego spodziewał się Kurt, wręcz przeciwnie. Było to bardzo niepokojące. W tym momencie skrzydlaty przypomniał sobie ostrzeżenie Kevina... Musi być czujny.
-Proszę usiądźcie. Wybaczcie, że nie wstaję ale wiek... Jeśli chcecie poczęstujcie się winem.- starszy, siwy mężczyzna o inteligentnych, zielonych oczach wpatrywał się w przybyłych. Ani rysy twarzy, ani ton głosy nie zdradzały jakiegokolwiek rozdrażnienia. Albo doszedł do siebie szybciej niż Aronax po ich rozmowie, albo co innego zasmuciło ich wspólnego znajomego. Ta sprawa nie dawała czarnowłosemu chłopakowi spokoju. Wpatrywał się w oczy siedzącego na fotelu skrzydlatego, czekając aż się przedstawi.
-Nazywam się Lucjusz i przewodzę... temu ruchowi. Staram się pomóc nowym skrzydlatym przeżyć tutaj. Słyszałem, że doszły Was słuchy o naszym drobnym marzeniu, powrocie na górę i ukaraniu prawdziwych winowajców. Na pewno macie masę pytań, słucham więc...- ciekawym było, że nie podał żadnej nazwy "tego ruchu", a całość zabrzmiała tak, jakby nie mógł się zdecydować, czy im ją zdradzić. Po chwili dodał, uciszając uprzednio gestem swoich gości.
-Jakby ktoś z Was mógł podać wino starszemu skrzydlatemu... Białe, trzecia półko od dołu po lewej.- Kurt dopiero teraz dokładniej rozejrzał się po pomieszczeniu. Godne wyróżnienia były dwie rzeczy. Po pierwsze, sporych rozmiarów regał pełen książek i zwojów, widać było, iż ten mężczyzna ceni sobie wiedzę. To dobrze o nim świadczyło, chociaż czyniło go, potencjalnie oczywiście, jeszcze groźniejszym. Drugim meblem zasługującym na wyróżnienie była szafka z winami. Pokaźna ilość butelek najróżniejszych roczników mogła wzbudzić szacunek u amatorów win.
Ebriel nieoczekiwanie wzięła na siebie rolę "ust" drużyny. Może to i lepiej, w końcu jest kobietą. Miejmy nadzieję, że staruszek nie zmienił upodobań wraz z wiekiem...
Kurt skinął głową na przywitanie, lecz nie odezwał się. Przyjdzie czas i na to. Póki co, podszedł do wskazanej przez starca półki, wziął odpowiednią butelkę i nalał gospodarzowi pół kieliszka. Zakorkował butelkę i położył ją na stole, tuż obok siebie, poza zasięgiem siwego skrzydlatego, dając mu do zrozumienia, że rola kelnera mu odpowiada. Zerknął jeszcze na towarzyszy, gotów i im nalać trunku, sam jednak nie skorzystał z rzuconej na początku propozycji Lucjusza.
Selini najpierw spytała o pomoc dla ich uwięzionych towarzyszy, na co starzec przystał bez problemów. Dwójka awanturników na pewno by mu się przydała... Następnie zaczął opowiadać nieco odmienną od tej, którą znali, wersję historii powstania Skrzydlatych, Ludzi i.. Podziemnych, trzeciej rasy, o której istnieniu Kurt nie słyszał w żadnych legendach czy nawet bajkach, nie mówiąc już o oficjalnych źródłach. Wyszło na to, że Skrzydlaci żerują na Ludziach, a Podziemni chcą zabić całą resztę... Ale czegoś tu brakowało. Kurt postanowił zabrać głos i rozwiać wszelkie dręczące go wątpliwości.
- Sugerujesz, że ludzie od początku mieli być tylko sługami Skrzydlatych? Jakie miejsca więc, według tej historii, zajmować mięli Skrzydlaci i Podziemni? Mieli wspólnie rządzić? Raczej nie, bo, z tego co mówisz, nie byli obdarzeni mocą, byli niczym normalni ludzie. Po co więc zostali stworzeni? I skąd w ogóle wziąłeś takie informacje? Wydajesz się być całkowicie pewny ich autentyczności...
Lucjusz zakaszlał, ewidentnie mu zaschło w gardle po tych przemowach. Skrzydlaty odkorkował butelkę i polał kolejną połówkę kieliszka gospodarzowi, czekając aż ten napije się i odpowie.
-Skrzydlaci mieli rządzić, dlatego demiurg obdarzył ich mocami. Co do roli podziemnych są trzy teorie. Pierwsza, że byli grupą ludzi, którzy się zbuntowali. Druga i trzecia są bardzo podobne. Druga mówi, że mieli być ochroniarzami skrzydlatych, mieli bronić nas przed przyrodą i zbuntowanymi ludźmi. Ostatnia teoria mówi, że mieli oni podobne miejsce w hierarchii co ludzie, mieli wydobywać minerały i pracować w kopalniach podczas gdy ludzie mieli gospodarować ziemią. Co do moich źródeł to są stare manuskrypty, moce niektórych skrzydlatych zaglądania w przeszłość i lekcje historii przed nałożoną cenzurą i propagandą.- chłopak nie mógł sobie przypomnieć nic ani o cenzurze, ani o propagandzie. Widocznie działo się do dosyć dawno, a cała sprawa została dobrze zatuszowana. Co do Podziemnych, stawiał na pierwszą opcję. W końcu ludzie też myślą i nawet teraz jest pośród nich grupka, która nie trawi władzy skrzydlatych nad ich ludem. Grupka osób, która poświęciłaby wiele, żeby tylko móc uwolnić cały gatunek od wyzysku przez inne, obdarzone mocami stworzenia. Która oddałaby swoje dusze, żeby tylko dać nadzieję przyszłym pokoleniom. To była pierwsza myśl, jaka przyszła mu do głowy i mocno się jej uczepił, sam nie wiedząc czemu.
- Dlaczego zdecydowaliście się bronić ludzi?
-Każdy z innych przyczyn. Jeśli pytasz o moje... Nie podobał mi się podział na lepszych i gorszych, nie podobały mi się poczynania Gabriela, nie podobała mi się jego wizja "utopi".-Ostatnie słowo wypowiedziane przez starca ociekało pogardą.
-Jeśli chcesz znać motywacje innych musisz sam ich spytać. Niektórzy robią to dla pieniędzy, inni na przekór Gabrielowi czy dla własnych przekonań, jeszcze inni... Nie mówmy o motywacjach martwych.- ostatnie słowo przypomniało chłopakowi niezbyt miłą scenerię, której był światkiem, tak jak reszta drużyny.
- Ah, martwi... Jednak chciałbym, byś mi o nich opowiedział parę słów. A szczególnie interesują mnie ciała, które spotkaliśmy po drodze. Dokładnie w tym miejscu, w którym spotkaliśmy Kevina. Ufam, że Ci o tym opowiedział? - Kurt zrobił krótką, aktorską pauzę- Mógłbyś nam wyjaśnić, co tam miało miejsce? kto zabił tych ludzi, skrzydlaci czy może podziemni? A może ktoś jeszcze inny? I czemu ich zaatakowali?
-Oczywiście, że mogę. Mam nadzieję, że ta szczerość działa w obie strony. Zabili ich podziemni, moi najlepsi ludzie wraz z Kevinem ruszyli za nimi. Dlaczego to zrobili... Musieli się dowiedzieć o naszej karawanie i chcieć nadwyrężyć nasze siły militarne- Na wzmiankę o "obustronnej szczerości" Kurt lekko uniósł kąciki warg. Chciał upomnieć starca, by dobrze dobierał słowa, zadając jakiekolwiek pytania, jednak nie zrobił tego. Na pewno nie jest głupcem, jest znacznie bardziej doświadczony i, prawdopodobnie, bardziej cwany niż młody Kurt. Zamiast tego potwierdził tylko skinieniem głowy i krótkim "oczywiście" wymówionym z przesadną uległością.
- Co mógłbym... moglibyśmy robić, gdybyśmy zechcieli się przyłączyć do... Tego Ruchu- zapytał, odpowiednio akcentując ostatnie dwa wyrazy.
-Przede wszystkim przeżyć i dzielić się z ludźmi swoją wiedzą. Każdemu według jego umiejętności, osoba obeznana z walką przyda nam się do starć z podziemnymi, lekarz do leczenia a osoba charyzmatyczna do... Przekonywania nieprzychylnych nam osób. Niektórzy ludzie boją się z nami współpracować po Pogromie. Dlatego też chciałbym wiedzieć czym się zajmujecie i za co zostaliście do nas wysłani, oczywiście zrozumiem jeśli nie chcecie się dzielić ze mną tą prywatna wiedzą.- na ostatnie słowa Kurt znowu się uśmiechnął. Po tekście o szczerości takie coś brzmiało nieco dziwnie.
- Zesłali mnie tutaj za przewodnictwo organizacji przestępczej- uznał, że tyle wystarczy, jeśli Lucjusz będzie chciał znać szczegóły, na pewno zapyta.- A co robię? Jestem specem od elektroniki. Od telewizorów i pralek po podsłuchy i systemy ochrony. Innymi słowy, tutaj jestem nikim...- kończąc polał wina starcowi, który już ok kilku chwil zerkał na dno swojego kieliszka.
Kurt mu nie ufał. Może zbyt pesymistycznie do tego podchodził, ale to był zbyt piękne. Coś mu się nie zgadzało, a przeczucie kazało mu ograniczyć zaufanie względem tego skrzydlatego. Przypominał mu Hesera, postać z pewnej książki, którą czytał jeszcze w technikum. Heser był kierownikiem organizacji walczącej z Ciemnością i Złem, wysłannikiem Światła i Dobra. Był jednak największym intrygantem, jakiego można było sobie wyobrazić. Doświadczony, inteligentny, nieprzewidywalny. Gotów poświęcić każdą ilość ludzi, byle tylko dopiąć swego. Mieć takiego człowieka przeciw sobie jest równie niebezpiecznie, jak być po jego stronie, ngdy nie wiadomo, kiedy uzna poświęcenie Twojej osoby za konieczne... Za takiego właśnie uważał Lucjusza. P{róował znaleźć jakieś nieprawidłowości i luki, niemal na siłę, lecz nic z tego nie wychodziło. Może faktycznie "jest czysty"?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:05.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172