Carrie podniosła się z podłogi i usiadła z powrotem na swoim miejscu. Przy upadku boleśnie obila sobie kolana i nadgarstki. Rosmasowujac obolałą dłoń, rozejrzala się po przedziale. Nie licząc stluczen i drobnych ran, rzeczywiście nikomu nic sie nie stało. Dzięki Bogu, ze funkcjonariusze Sluzby Bezpieczenstwa byli na miejscu. Carrie uśmiechnęła się do siebie. Opisze ten incydent w następnym wypracowaniu. Czuła, ze to będzie świetny temat, może ta praca zasluzy na publiczny odczyt przed cała społecznością szkolna? Tak były nagradzane najlepsze wypracowania. "Funkcjonariusze Megapolis zawsze czujni" - ten temat z pewnością spodoba sie nauczycielom! Rozmyślania o szkole przypomniały Carrie, jaki jest cel jej podróży. Spojrzała na zegarek - do spotkania w Ministerstwie Bezpieczenstwa zostało niewiele czasu. Nerwowo przygryzla wargi. Jeśli sie spóźni, wyrobi sobie na starcie niepochlebna opinie. Niechęć Carrie do Frontu Wyzwolenia jeszcze sie zwiększyła - pokrzyzowali jej plany. Miała nadzieję, ze zarząd miejski szybko zorganizuje zamienny transport lub to spóźnienie zostanie jej wybaczone. W koncu Wielkiemu Ojcu i władzom Megapolis zależało przede wszystkim na dobru obywatela. |
Sprawa łapówkarstwa nagle odsunęła się na dalszy plan. Salvatore nie spodziewał się tego typu zdarzeń. Nie lubił niespodzianek. Jednak skoro już się stało, należy szybko doprowadzić problem do szczęśliwego końca. Najlepiej byłoby uniknąć zbędnych ofiar. - Towarzyszu Higess! - krzyknął do swojego partnera. - Pamiętaj o zaleceniach! Brać żywcem. Higess przytaknął. To była raczej formalność. Agent na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że sprawców należy schwytać żywych i raczej bez groźniejszych uszkodzeń. Bynajmniej Folwer starał się mieć pewność. Co za głupie ataki! Kto zadał sobie dość trudu, by spowodować takie uszkodzenia. Ach, ten... Prometeusz i Front Wyzwolenia. Salvatore znał tego typu "podziemne organizacje". Ich działalność kończyła się zwykle na roznoszeniu ulotek i tajnych spotkaniach. Dostawał takich w swoje ręce. Zwykle uczniowie, prole, czasami pomniejsi pracownicy ministerstwa. Jedynie marionetki w rękach charyzmatycznej osoby, bo inaczej nie można wytłumaczyć sobie zdrady Wielkiego Ojca. Nie sprawiający problemów, spokojni, marzycielscy... Ale wszyscy skończyli w końcu nawróceni, bo Partia nie może sobie pozwolić na trzymanie głupich idealistów. Bo właściwy idealista poświęca się doskonaleniu naszego miasta. Współczuł sprawcy tego zamachu jako człowiekowi. Trafi zapewne do specjalistów z Partii Wewnętrznej, a stamtąd się nie wraca. Cóż... powinien to przemyśleć nim zadał sobie ten trud. Odbezpieczył pistolet. Dłonie były suche, serce spokojne, nawet poziom adrenaliny nie wzrósł. To rutynowa akcja. Ludzie nie przeszkadzali. Pokornie siedzieli na siedzeniach. Salvatore czuł dumę z tych dzieci Wielkiego Ojca, a także z siebie, że oto mógł zaprezentować skuteczność działania Służby Bezpieczeństwa. Lecz z każdym krokiem bliżej celu, stawał się znacznie ostrożniejszy. Wzrok podejrzliwie badał uważnie mijanych ludzi, wyszukując jakiekolwiek oznaki zagrożenia. W końcu agent Higess zwolnił przed wejściem do kabiny motorniczego. Odwrócił się do Folwera i gdy złapał jego aprobujące spojrzenie, przytaknął i wtargnął do środka kabiny. |
W czasie gdy dzielni funkcjonariusze spełniali swój obowiązek, Klavier otrzepał ubranie z kurzu, jednocześnie niepostrzeżenie sprawdzając, czy nic nie wypadło podczas tego, trzeba przyznać, niesamowitego wydarzenia. Ale co to za idioci, aby wysadzać kolej miejską. Znowu zrobi się bałagan, a kontrole policji zwiększą się kilkakrotnie. - pomyślał Klavier i pokiwał zniesmaczony głową. Następnie wyjrzał przez okno kolejki, szukając dogodnego wyjścia, jednocześnie gładząc się jedyną ręką po sporym brzuchu. Gdyby teraz wysiadł, nikt nie zwróciłby na niego uwagi. Kolejny przerażony prol i nic więcej. Pewnie ta młoda damulka zniesmaczona zwróciła by uwagę o zachowaniu spokoju i wierze w opiekę systemu, ale kto się będzie przejmować takimi dzieciakami. myślał Klavier zbliżając się do wyjścia, a jednocześnie jednego z wielu pasażerów, w ręku którego zabłysnęła złocona zapalniczka. Mike właśnie o takiej marzył. Jeszcze tylko ona i już się zbieram. W końcu Ci naiwniacy w garniturach zaraz wrócą. Ale dostanę za nią co najmniej pięć bandaży. Jak to dobrze mieć przyjaciela dostarczającego zdezelowaną ciężarówką sprzęt dla publicznego szpitala... |
Megapolis - 125 rok Nowej Ery, pierwszy kwartał, dzień szesnasty; stacja Agora 4 Coś się zaczęło. W Megalopolis zdarzały się już akcje i manifesty różnego rodzaju buntowników. Były to jednak głównie ulotki, jakieś potajamnie napisane hasło lub naklejony plakat. Odpowiedzialni za to byli przeważnie nieradzący sobie uczniowie, znudzeni prole, czasami pomniejsi pracownicy ministerstwa którzy zdobyli za dużą widzę. Nigdy jednak w historii Megapolis nie miało miejsce coś podobnego. Zamach bombowy. I to nie jeden, a z tego co było widać i słychać conajmniej kilka. Na dodatek w miejscach najważniejszych i najlepiej strzeżonych. Krążyły co prawda po różnych dzielnicach plotki o tej organizacji Front Wyzwolenia, ale nikt nie brał ich na poważnie. Ot paru wariatów porywa się z motyką na słońce, stawiając na głowie podstawy cywilizowanego świata. Dzisiejsze wydarzenia jednak wielu uświadomiły, że zagrożenie jest realne. I wbrew pozorom nie byli to ci którzy przeżyli zamachy, oni paradoksalnie czuli się bezpiecznie, przecież Służba Bezpieczeństwa czuwa. Ludzie którzy najbardziej się przerazili to ci którzy o zamachach dowiedzieli się z telewizji i rozpaczliwych raportów, które w parę godzin później wylądowały na ich biurkach. Salvatore Folwer Dwaj agenci wyciągnęli broń i ruszyli w stronę kabiny motorniczego. Przeszli przez dwa wagony, a po drodze uspokojali zdenerwowanych obywateli. Gdy stanęli pod drzwiami kabiny spojrzeli na siebie i za pomocą gestów ustalili co który będzie robił. Travis otowrzy drzwi, a Salvatore wpadnie do środka. Nagle usłyszeli jak ktoś uruchomił ręczną procedurę otwarcia wszystkich drzwi w kolejce. Mógł to być zarówno centralny komputer, jeden z zamachowców lub któryś z pasażerów. Oznaczało to jednak niebezpieczeństwo, że podejrzani uciekną z miejsca zbrodni. A podejrzani byli wszyscy którzy znajdowali się w pociągu. Travis zareagował pierwszy, doskoczył błyskawicznie do panelu przy drzwiach i ponownie je zamknął. Ruchem głowy dał znać, że czas wejść do kabiny. Stanął przy ścianie i błyskawicznym ruchem otworzył drzwi na oścież. Salvatore wpadł szybko do środka wyciągając przed siebie broń. Wewnątrz nie było nikogo. Rozejrzał się tylko dookoła szukając jakiś dowodów. Gdy spojrzał na fotel motorniczego zobaczył, że stoi na nim mały robot sprzątający, a bok niego leży mikorofon. Z pierwszych oględzin wyglądało no to, że ktoś przy nim majstrował i przerobił go na swoje potrzeby. Obaj agenci Służby Bezpieczeństwa drgnęli, gdy drzwi kolejki ponownie się otworzyły. - Dość tego! - krzyknął Travis - Jeden z zamachowców nadal jest w kolejce. Musimy go zatrzymać. Klavier Wracający z nocnej zmainy Klavier uważał, że zamach to największa głupota jaką mogli zrobić ci chorzy buntownicy. Kontorle policyjne się zwiększą, a Służba Bezpieczeństwa niespocznie dopóki nie złapie sprawców. W inny dzień pewnie, by go tak nie poruszyło ale dzisiaj miał ważne zadanie do wykonania. Dzisiejsze wydarzenia bardzo nu komplikowały to co zaplanował. Gdy ktoś otworzył wszystkie drzwi kolejki Klavier podniósł się. Uśmiechnął się tylko pogardliwie do jakieś młedej uczennicy, która posłała mu karcące spojrzenie. Nie lubił tych nadgorliwych obywateli, to przez nich życie bywało takie ciężkie. Jego uwagę przykuł pewien mężczyzna, a raczej jego złota zapalniczka. Już sięgał po nią, gdy ktoś ponownie zamknął drzwi. - O co tu chodzi? - pomyślał - To pewnie ci dwaj z bezpieki. Pewnie będą chcieli przesłuchać wszystkich podróżnych. Strach i niepewność opanowały Klavier. Przyzwyczaił się do życia na krawędzi systemu, ale dawno nie był tak blisko wpadki. Rozejrzał się po wagonie. Oprócz niego stało tylko jeszcze trzech mężczyzn. Ten obok niego wyglądający jak urzędnik któregoś z ministerstw, oraz dwie młode kobiety, prawdopodobnie uczennice. Cała trójka spojrzała na Klavier. Ten w jednej chwili zrozumiał, że to oni w jakiś sposób są odpowiedzialni za te wybuchy. Poczuł ich przeszywający wzrok, który mówił tylko jedno. Usiądź na miejsce i nie przeszkadzaj. - Co za cholerny dzień - westchnął w myślach. Właściciel złotej zapalniczki otworzył skrzynkę z panelem ręcznego sterowania. Za pomocą kombinacji przycisków otworzył wszystkie drzwi. Spojrzał tylko jeszcze na Klavier i wyskoczył z kolejki na torowisko. Dwie młode kobiety także wyskoczyły za nim. Cała trójka zaczęła biec w kierunku ogromnego filaru. Carrie Fornset Carrie wstała po upadku i usiadła z powrotem na swoim miejscu. Czekała aż agenci Służby Bezpieczeństwa zaprowadzą porządek, zarząd transportu podstawi jakiś zastępczy środek komunikacji. Większość obywateli także spokojnie czekała zgodnie z rozkazem agentów. Po krótki wybuchu paniki i krzyków, teraz panował już spokój. Nikt niewątpił w to, że to zamieszanie jest tylko chwilowe i zaraz wróci porządek. Tym bardziej, że Służba Bezpieczeństwa jest na miejscu. Uczennicę zdziwił fakt, że nagle kilka osób się podniosło. Młody urzędnik, dwie uczennice, oraz jakiś odpychający prol. To on zwrócił na nią uwagę. Posłała mu karcące spojrzenie, ale bała się odezwać. - Może to on był odpowiedzialny za to wszystko -pomyślała Carrie Mężczyzna posłał jej tylko pogardliwy uśmiech i skierował się do drzwi. Te jednak zamknęły się. Młody urzędnik otworzył skrzynkę panelu sterowania ręcznego i ponownie otworzył drzwi. Stanął jeszcze na krawędzi i wznosząc pięść do góry krzyknął: - Przebudźcie się ludzie! Wyzwolenie jest blisko! |
Zawiódł się trochę, gdyż oczekiwał w środku odpowiedzialnych za zamach. Mały robot w środku był dla niego ciosem, ponieważ wydawało się to żartem. Wziął go do ręki i okręcał. Modyfikowany i to przez kogoś dobrze wykształconego. Uchylił trochę pokrywkę, po czym odstawił bardzo ostrożnie. Dojrzał tam coś, czego w ogóle nie powinno tam być. Zapalnik i ładunek wybuchowy. Ilość wystarczała do zabicia ich dwójki, gdyby przypadkiem wybuchł. - Cholera, Higess - szepnął - tutaj jest ładunek wybuchowy. Agent wzdrygnął się, ale nie podjął żadnych działań. Wówczas znów rozległ się syk otwieranych drzwi. Włosy na głowie Folwera zjeżyły się. Ktoś naprawdę z nimi gra. - Dość tego! - krzyknął Travis. - Jeden z zamachowców nadal jest w kolejce. Musimy go zatrzymać. Salvatore doskoczył do panelu i znów zamknął wyjścia, tak jak zrobił to wcześniej jego towarzysz. Jednak zdawał sobie sprawę, że może być za późno. - Higess, musimy zatrzymać tutaj wszystkich pasażerów do czasu przyjazdu wsparcia - rzucił szybko. Liczył, że przyjadą za kilka minut, bo tyle zwykle zajmowała im interwencja. A tutaj sprawy zaczęły być znacznie poważniejsze. Zostawił małego robota na miejscu, chwycił mocniej broń, a następnie ruszył bez słowa kolejką. Przybrał złowrogą minę. - Zostać na miejscach! - ostrzegał ostro. - Każdy, kto się ruszy, będzie aresztowany! Właściwie nie zamierzał ich aresztować. Na każdy bardziej agresywny ruch miał odpowiadać ogniem. Martwy przeciwnik niewiele różnił się od żywego - po prostu dłużej trzeba było szukać informacji. Zawsze dochodzili do celu. I był już pewien, że nie mają do czynienia z podrzędnymi, głupiutkimi buntownikami, ale z bardziej rozgarniętymi terrorystami. Oczywiście nie natrafili jeszcze na przeciwnika nie do pokonania. Po prostu będą szukać dłużej. Z pewnością pasażerowie widzieli zamachowców, więc nie ma się o co martwić. A potem ci z "góry" dostaną tego Prometeusza na tacy. |
Klavier zaklął pod nosem, gdy usłyszał głosy dwóch zakazujących wyjścia agentów bezpieki. Naprawdę mu się śpieszyło, a bliskie spotkanie z jakimś nadętym tajniakiem nie było przewidziane w jego najbliższych planach. Dlatego, gdy tylko agenci weszli do jego wagonu, natychmiast zaczął biec w ich kierunku wymachując zdrową ręką. - Oni uciekli! Krzyczeli coś o Prometeuszu! Gońcie ich, przecież nie można tak tego zostawi! Jeszcze ich widać, Wy z pewnością ich złapiecie, byli w trójkę! Jeden taki duży, jedna taka mała i jedna taka średnia! O tam... Po czym wiedząc dobrze, iż drugi klucz jest dobrze zaszyty w jego grubej, pokrytej wieloma łatami kurtce dobiegł do jednego z funkcjonariuszy i łapiąc go za nienaganny uniform zaczął potrząsać nim na tyle, ile było to możliwe jedną ręką. - Jak ja się boje, ja wiem, wiem że nas system uratuje, ale co to będzie. Ratujcie! Na stare lata, cały czas wierny... a tu się tak dzieje. Dobrze, że Wy tu jesteście... O tak się cieszę... Jednocześnie roniąc kilka łez, które bezlitośnie rozmazały się na stroju agenta myślał, iż już dawno nie musiał odgrywać takiej farsy, no ale przecież tu chodziło o inne, ważniejsze cele. |
- Przebudźcie się ludzie! Wyzwolenie jest blisko! - krzyknął mężczyzna, unosząc pięść do góry. Carrie obserwowała go z przerażeniem. Przed jej oczami znów pojawiły się sceny sprzed dziesięciu lat, kiedy grupa buntowników wtargnęła do niższej szkoły w dzielnicy edukacyjnej w celu "położenia kresu totalitarnej propagandzie prowadzonej przez nauczycieli najmłodszych klas". Już miała zacząć krzyczeć, jakby znów była przerażoną dziesięciolatką obserwującą, jak Front Wyzwolenia morduje jej nauczycieli. Opanowała się. W końcu na zajęciach powtarzano - panika tylko budzi zamieszanie, należy zawsze zachować spokój, aby ułatwić pracę służbom Miasta. Mężczyzna wybiegł z pociągu, a razem z nim dwie kobiety. Carrie zapamiętała kierunek, w którym biegli. Zwróciła także uwagę na lekko zdezorientowanego i zdenerwowanego prola. Zachowywał się dość dziwnie, ale raczej nie miał związku z Frontem Wyzwolenia, bo na widok trójki buntowników wydawał się być równie zdumiony, co ona. Zamknęła oczy i oparła głowę o szybę, starając się ułożyć w głowie plan wydarzeń i utrwalić w pamięci twarze zamachowców. Pewnie wszyscy, którzy byli w pociągu, będą przesłuchiwani. Miała nadzieję, że jej zeznania przyczynią się do złapania przestępców. Rozmyślania Carrie zostały przerwane przez głosy agentów Służby Bezpieczeństwa. Otworzyła oczy. Z niesmakiem obserwowała scenę, którą urządził prol. |
Jeszcze ten cholerny prol! Przyczepił się do garnituru i potrząsał całym agentem. Przynajmniej przekazał coś ważnego. Folwer złapał go za ramię i zdecydowanym ruchem odepchnął. - Zostać do przesłuchań - rzekł ostro. Potem zwrócił się do towarzysza. - Może przypilnuj tutaj tych ludzi, a ja pobiegnę ich złapać! Użył konsoli do otwarcia drzwi i zauważył, że ktoś nią się wcześniej zajmował. Ta osoba musiała rozpracować sekwencję znaną tylko nielicznym. Wyskoczył przez otwarte drzwi. Wymierzył broń, a następnie pobiegł w stronę wskazaną przez prola. |
Megapolis - 125 rok Nowej Ery, pierwszy kwartał, dzień szesnasty; stacja Agora 4 Salvatore Folwer Salvatore ruszył w pogoń za zamachowcami. Pod pachą trzymał dowód obciążający zamachowców. Gdy otwierał drzwi wagonu tknęła go myśl czy dobrze postąpił zabierając go. Po pierwsze mógł zatrzeć w ten sposób odciski palców, poza tym znajdowała się w nim bomba. Dreszcz przeszedł mu po plecach. - Czyżbym popełnił błąd? - pomyślał. Było jednak za późno na zastanawianie się nad ewentualnymi konsekwencjami błędu. Teraz jedynym sposobem zmazania win było złapanie zamachowców. Dzięki informacją uzyskanym od gorliwego prola wiedział w którą stronę oni pobiegli. Dawno nie zdażyło się by musiał gonić przestępcę. Na szczęście nie opuszczał obowiązkowych ćwiczeń fizycznych, więc był w formie. Zeskoczył z kolejki na torowisko i ruszył w kierunku kolumny. Dookoła panował chaos i zamieszanie. Ludzie musieli naprawdę się przerazić skoro aż tak reagują. Nie widział nigdzie rannych czy zabitych, ale ogólna panika wśród obywateli była ogromna. Krzyki i piski przerażonych kobiet i dzieci. Wycie syren jednostek alarmowych. Salvatore nie pamiętał, by kiedykolwiek coś takiego miało miejsce w Megapolis. Agent wbiegł za kolumnę i ze zdziwieniem stwierdził, że trójka poszukiwanych stoi za kolumną i jakby czekała na niego. - Stać Służba Bezpieczeństwa! Ręce do góry! - Spokojnie psie – rzekł młody mężczyzna, najwyraźniej przywódca grupy – nie uciekniemy ci. Jesteśmy tu by ci pokazać, że istnieją jeszcze ludzie wolni, tacy którzy nie boją się waszej tyranii. Ty też możesz zrzucić kajdany. - Milczeć! Twarzą do ziemi i ręce na kark! Cała trójka bez słowa sprzeciwu położyła się na ziemi. - Zapamiętaj agencie moja słowa, nadchodzi rewolucja nad którą ani ty, czy Służba Bezpieczeństwa ani nawet sam Wielki Ojciec nie zapanuje. Nadchodzi kres waszej tyranii. - Milcz powiedziałem! - Nie powstrzymasz krzyku wolnych ludzi! Salvatore nie wytrzymał i już chciał uciszyć zatrzymanego siłą, gdy usłyszał za plecami: - Wystarczy agencie – Folwer odwrócił się i ujrzał podchodzącego do niego kapitana – my już ich przejmujemy. - O jest i oficer – powiedział leżący na ziemi zamachowiec – Słuchaj uważnie przesłania jakie ma dla was Prometeusz. Żyjecie w łudzi i iluzji, obudźcie się niewolnicy. Koniec tyranii już się zbliża. My jesteśmy tylko pierwszymi promykami słońca wolności. Pierwszymi wolnymi ludźmi. Pierwszymi którzy zrzucili kajdany i stanęli twarzą w twarz z prawdą. Przejrzyjcie na oczy sługusy systemu, a dostrzeżecie że jesteście niewolnikami. - Dosyć tej waszej chorej propagandy – przerwał w końcu oficer. - O nie to dopiero początek kapitanie. Nic już nie uciszy słów prawdy. Spójrz jak wolni ludzie wybierają śmierć. Giniemy z własnej woli w imię wolności, w imieniu milionów niewolników. Śmierć tyranii!!! Niech żyje wolność!!! Krzyknął mężczyzna, a już po chwili z jego ust zaczęła wypływać biała piana a jego ciałem targały spazmy i skurcze. Podobnie działo się z dwiema kobietami, które były zamieszane w zamach. - Kurwa! - burknął oficer. Klavier i Carrie Fornset W pociągu dość szybko pojawili się kolejni agenci. Uspokoili oni obywateli, że sytuacja jest już opanowana a winni zostaną szybko złapani. Dowódca poprosił tylko wszystkich o udzielenie agentom wszelkich niezbędnych informacji niezbędnych do schwytania przestępców i zdrajców systemu: - Tylko jedność i solidarność pozwoli nam obronić się przez tymi babrarzyńcami. Klavier zgłosił się jako pierwszy do przesłuchania. Dobrze widział, że i tak go to nie ominie a zależało mu na czasie. I tak obawiał się że nie zdąży na umówione spotkanie. - I co wtedy? - pomyślał – Nikt nie mówił o takiej ewentualności.Klavier nie czuł się dobrze w takich sytuacjach. Co prawda w szkole uczyli go że wskazanie winnych i udzielanie informacjj agentom Służby Bezpieczeństwa to pierwsze prawo i obowiązek każdego obywatela Megapolis. Życie jednak pokazało mu, że w rzeczywistości wygląda to troszkę inaczej. Agenci działali w taki sposób, że każde nieopacznie wypowiedziane słowo mogło posłużyć jako dowód obciążający zeznającego. Dlatego Klavier udzielił tylko ogólnikowych informacji o zamachowcach i starał się jak najprościej odpowiadać na pytania agenta. Gdy przesłuchanie się skończyło i prol usłyszał zbawienną formułkę „może pan odejść” było już grubo po siódmej. - Pierwsza zmiana już się zaczęła. Człowiek z którym miałem się spotkać albo właśnie pracuje w fabryce albo dawno poszedł. Niedobrze. Noszenie ze sobą dwóch Kluczy pociągało za sobą spore ryzyko. Każda kontrola mogła okazać się ostatnią. Klavier miał tylko dwa wyjścia: spróbować skontaktować się Armandem, zaprzyjaźnionym handlarzem który niejako zlecił mu to zadanie, albo spróbować pojawić się pod bramą fabryki na zakończenie pierwszej zmiany. Carrie także zależało na czasie więc i ona jako jedna z pierwszych zgłosiła się do agentów Służby Bezpieczeństwa. Opowiedziała szczerze o wszystkich wydarzenia jakie miały miejsce w wagonie. Wspomniała także o dziwnym zachowaniu jednorękiego mężczyzny. Agent skrupulatnie zapisał jej słowa i podziękował za współpracę. Na koniec życzył powodzenia w rozmowie w ministerstwie. Carrie podziękowała i wsiadła w pierwszą pociąg który już bez żadnych przygód zawiózł ją pod gmach Ministerstwa Bezpieczeństwa. Gdy weszła do środka poczuła dumę i radość. Budynek prezentował się wspaniale. Był monumentalny i czuło się promieniująca od niego siłę. Po tym jak zamledowałą się w recepcji życzliwy urzędnik wskazał jej drogę: - Musi pani pojechać tą windą na dziesiąte piętro, potem korytarzem w prawo i tam znajdzie panie gabinet naczelnika. - Dziękuję – odpowiedziała i ruszyła do windy. Naczelnik przywitał ją bardzo serdecznie i wskazał miejsce by usiadła. - Witam -zaczął naczelnik – Nazywam się Frank Unter i jestem Naczelnikiem Bezpieczeństwa pion edukacyjny. Pani nauczyciel zauważył u pani liczne talenty i postanowił nas o tym poinformować. Nasi informatycy przejrzeli się pani osiągnią i biografii. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. - Dziękuję panie naczelniku – Carrie zawstydzona spuściła wzrok. Przywykła co prawda do pochwał, ale to byli tylko nauczyciel. A tutaj docenił ją sam Naczelnik Ministerstwa Bezpieczeństwa. - Nie potrzebnie się pani wstydzi. Wielu ludzi wróży panie świetlaną przyszłość i wspaniałą karierę. Panie dane przekazałem samemu Ministrowi. I musi pani wiedzieć, że to on podjął tą decyzję. - Jaką decyzję? - spytała poddenerwowana. - Otóż minister uważa, że przyda się pani w naszym ministerstwie. - Ale... - Tak wiem, nie było jeszcze egzaminów. Nie szkodzi. Pani zadania będą inne. Mamy informację, że w pani szkole szerzy się wywrotowa propaganda. Mamy co prawda świetnie wyszkoloną kadrę nauczycielską, ale oni nie są w stanie przeniknąć do prywatnego życia uczniów. Dlatego potrzebujemy kogoś kto informował by nas o wszelkich niebezpicznych i zbrodniczych zachowaniach wśród uczniów. - Rozumiem. - To świetnie. Narazie otrzymałą by pani tylko status współpracownika. Dopiero po egazminie dostała by pani oficjalny etat agenta. Co pani na to? |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:24. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0