lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [GTA] Dwie klamki i wiadro pestek (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/8960-gta-dwie-klamki-i-wiadro-pestek.html)

pteroslaw 03-09-2010 22:56

Fabio bawił się papierosem podczas gdy Irma Jack tańczyli, popijał whiskey i martini, jednak nadal słabo czuł procenty. We Włoszech przyzwyczaił się do picia ogromnych ilości wina, zwłaszcza schłodzonego, jednak od tylu lat nie pił prawdziwej whiskey i martini, że bez mógłby je pić do nieprzytomności. Kiedy jego ojciec został zabity uciekł,ukrywał się w niewielkiej włoskiej wiosce, u włoskiego przywódcy mafii, Dona. Tam też przyzwyczaił się do noszenia garnituru, kapelusza i płaszczu. W jego odczuciu Irma była ładna, nawet bardzo, ale we Włoszech nauczył się też jeszcze jednego. Żeby nie dopuszczać kobiet do swoich interesów. Irma i Jack usiedli przy barze i zaczęli rozmawiać. W telefonie miał zapisany jeszcze jeden pewny numer telefonu, Vito Scetera wiedział co w trawie piszczy, wiedział u kogo kupić broń, kto co robi. Teraz był czas żeby do niego zadzwonić, zwłaszcza, iż był rodowitym Sycylijczykiem. Znał zasady, każda tajemnica była u niego bezpieczna. Dlatego też Fabio wstał i poszedł do toalety, tam gdzie nikt nie powinien go podsłuchać, wystukał szybko numer, po chwili w słuchawce rozległ się lekko podpity głos, jednak nie słychać było odgłosów charakterystycznych.
-Halo?
Fabio błyskawicznie przeszedł na dialekt Sycylijski. -To ja Fabio. Nie mam czasu długo rozmawiać, niedługo cię odwiedzę to pogadamy. Teraz potrzebuję twojej pomocy.
-Dla ciebie wszystko przyjacielu.
-Dalej masz swoje kontakty na ulicy?
-Owszem, nawet kilka więcej.
-Genialnie, na ciebie zawsze można liczyć. Chcę cię prosić abyś sprawdził mi dwie osoby, jeśli dasz radę to trzy.
-Dawaj nazwiska.
-I tu jest problem, znam głównie imiona, ale powinieneś sobie poradzić. Pierwsza z nich to Irma, ma ksywę "Iskra", jest znana na mojej starej dzielnicy, oprócz tego jeszcze jej braciszek, nie wiem jak mu dali, no i jeszcze niejaki Hajime, Japończyk, nie ma palca.. Dasz radę?
-Zobaczę co da się zrobić. Na kiedy potrzebujesz te informacje?
-Jak najszybciej.
-Dobra, spróbuję na jutro.
-A, jeszcze jedno. Dalej jestem na liście.
-Zapewne tak, oni nie zapominają. Podrzucić im jakieś fałszywe tropy?
-Nie trzeba, mam nową tożsamość, jak mnie znajdą wyjdę im na przeciwko z podniesionym czołem. Bardziej przydatna byłaby Lupara.
-Zobaczę co da się zrobić.
-Ile za to chcesz.
-Pamiętam co twój ojciec dla mnie zrobił, potraktuj to jako zwrot długu.
- Ojciec Fabia dał Vito sporą sumkę na College i mieszkanie i nigdy nie upominał się o zwrot.

Fabio wyszedł zadowolony z toalety, wiedział, że nawet jak go ktoś podsłuchał niewiele zrozumiał, mało kto poza włochami włada dialektem z Sycylii. Podszedł do baru zaraz obok Irmy i Jacka.
-Barman!- Zawołał- Schłodzone czerwone wino, wytrawne.

Mike 13-09-2010 15:01

Pokój hotelowy 23:21
Jack spojrzał na zgromadzoną bandę. Pokoik hotelowy nie należał do największych, zwłaszcza jak na standardy do jakich przywykł Walker, więc po zajęciu łóżka i dwójki krzeseł reszta była skazana na podpieranie ścian. Sam Jack chodził w kółko zwlekając z wyjaśnieniem dlaczego ich wszystkich tu ściągnął. Wcześniej też wiele się nie odzywał, a ewentualne próby zagajenia zbywał monosylabami. Umysłem wyraźnie błądził gdzieś daleko.
-Więc o co chodzi?- zniecierpliwiony głos przywrócił Jacka do teraźniejszości.
-Co?- no może nie do końca...
-Plan- przypomniała Iskra.
-A, plan - ożywił się Walker i posłał wszystkim jeden ze swych olśniewających uśmiechów. - Nie przekazujemy jutro prochów Japońcowi - powiedział, jakby informował, że właśnie wygrali na loterii.

-Jack, to szaleństwo. – Powiedział Ray.

-Po co brać marne sto tysięcy, kiedy możemy uzyskać wielokrotnie więcej. Myślę, że jeśli przycisnąć Japońca, zgodzi się podwoić kwotę. A przecież, jak się dowiadujemy, to nie jedyny potencjalny nabywca. Każdy gang w mieście jest zainteresowany naszą walizeczką. Jeśli z naszej szóstki piątka nakręci interes na dwieście tysięcy milion mamy w kieszeni.
-Ale prochy są tylko jedne.

-I to jest najpiękniejsze- ucieszył się Jack, po czym zaczął wchodzić w szczegóły planu.

W ogólności plan składał się z trzech części.
Pierwsza polegała na wykreowaniu Szefa - fikcyjnego zwierzchnika, posiadającego duże wpływy i na tyle groźnego by każdy z potencjalnych klientów decydował się na zawarcie interesów, miast wszczynania niepotrzebnej wojny.
Druga to nawiązanie kontaktów z pięcioma osobami z półświatka gotowymi zapłacić za prochy (dwie właściwe same się już skontaktowały), negocjacje w imieniu “Szefa” i wyznaczenie miejsca wymiany. Na tym etapie można sprezentować im po paczuszce prochów w ramach okazania dobrej woli i udowodnienia, że prochy są w naszym posiadaniu.
Trzecia, najtrudniejsza jest niczym więcej jak dokonaniem pięciu transakcji jednocześnie, na ówcześnie przygotowanym terenie.
Etapem premiowym jest spieprzenie stamtąd nim zainteresowani zorientują się że są tylko współwłaścicielami koksu. Przy odrobinie szczęścia sami się wtedy wystrzelają.

Fabio słuchał Jack’a, jego mina jednoznacznie wskazywała na zainteresowanie tematem, czyli niemal żadnej. W końcu gdy facet skończył mówić Marco nie odrywając pleców od ściany zaczął mówić:
-Przedstawię chyba wątpliwości wszystkich. Po pierwsze. Co zrobimy, jeśli Japończyk się dowie?

-Oczywiście, że się dowie. Powiemy mu, że szef chętnie skorzysta z jego oferty, ale chwilowo nie mamy dostępu do towaru. Wymiana nastąpi później. A cena również odrobinę się zwiększyła.

-Po drugie jakim cudem zamierzasz oszukać wszystkie gangi w mieście jedną walizką dragów? Co zrobimy jak jeden gang będzie chciał się z nami spotkać wtedy kiedy inny?


-Nie słuchałeś. Pięć transakcji jednocześnie. Najlepiej tak by widzieli czekający na nich towar, ale nie siebie nawzajem, trzeba dobrze wybrać miejsce.

-Co zrobimy jeśli którykolwiek gang się dowie? Poza tym. Czy pomyślałeś, co zrobimy by Hajime się nie dowiedział? No i potrzebujemy ochrony. Ja mogę skombinować około piętnastu ludzi, dane powinien mieć mój znajomy, jednak za darmo to oni nie przyjdą. No i jeszcze jedno. Jeśli mam się zgodzić musisz mi powiedzieć jak zagwarantujesz mi bezpieczeństwo. Już jeden gang ma mnie na celowniku. Teraz chcesz żebym miał na pieńku z resztą. Następnie. Naprawdę sądzisz, że poprzestaną na przeszukaniu Liberty City? Jak ich oszukamy połączą siły i przeszukają cały kraj. Dopiero przyleciałem i już robicie mi problemy. Człowieku mam jedno życie, jestem do niego niezwykle przywiązany, mam je odkąd pamiętam.

-Bezpieczeństwo w LC? Handlując prochami? Nie ma siły na ziemi, która tobie to zagwarantuje. Nawet jeśli zgodzisz się na marne sto tysięcy japońca, któremu zresztą i tak nie można ufać. Po za tym nie traktuj tego jako problem, lecz jako okazję. I naprawdę wierzysz w ich owocną współpracę?- wzruszył ramionami.

Ale sobie skurczybyk wykombinował, nie ma co. Mamy 5 mafii na karku, walizkę gorącego stuffu, a ten chce się nią pobawić, wymyślając fikcyjny gang i jakiegoś wielkiego szefa, który machnięciem ręki ma sprawić, że mafie staną się potulne jak cielaki.
-Bez urazy Jack, ale nie boli Ciebie przypadkiem głowa? Przecież jeżeli jak nadal będziemy robić szum wokół tej paczki, to każdy będzie chciał ją mieć. W końcu się skapną, że zrobiliśmy swego rodzaju licytację, a wtedy wjedziemy w głębokie bagno! - Ray nie krył oburzenia.
Przeszedł się do stolika obok łóżka i wziął jedno piwo z sześciopaka kupionego po drodze na stacji benzynowej. Kapsel odbił posługując się starym jak świat scyzorykiem.

-Szum już jest. I nic na to nie poradzimy – stwierdził Jack.

- Zgadza się, dlatego lepiej sprzedać prochy temu Japiszonowi i mieć problem z głowy, podzielić się forsą po równo i mieć dziesięć kilo mniej problemów. Do tego jakby tak “po cichu” rozgłosić, że ten cały Hajime ma prochy i to jemu oddać pierwsze miejsce w konkurencji Zainteresowanie mafii i gangów - ironia jego w głosie była doskonale wyczuwalna. Pociągnął spory łyk.- Jest wtedy większe prawdopodobieństwo, że się od nas odczepią.

- Nawet, jeżeli się zgodzimy na twój plan, to kto miałby być szefem. Jeżeli go wymyślisz i szef nie będzie miał jakiegoś zaczepienia to od razy się skapną, że blefujemy i będzie po nas. Natomiast jeżeli podstawisz jakiegoś prawdziwego bosa to licz się też z kłopotami. Może akurat on już ma tu, w Liberty City swój interes czy coś? Albo ktoś z mafii go zna lub nawet prowadzi interesy? Jest dużo możliwości. - Ray kontynuował swoje racje.

-Widzisz podstawą blefu jest niedoinformowanie drugiej strony. Im mniej wiedzą o naszym szefie, tym zacieklej będą szperać. Podrzucając im kilka tropów wykreujemy obraz osoby, która dobrze zaciera za sobą ślady i kontroluje wszystko z cieni. Póki nie będą pewni kto to, jest niewielka szansa na agresje z ich strony. Po za tym oferujemy naprawdę korzystny biznes.

-Tylko że na wykreowanie rzeczywistej osoby mamy niewiele czasu. Jutro o dziesiątej Hajime chce kupić walizkę. Bank otwierają o dziewiątej. Mamy więc niewiele czasu, żeby a: stworzyć rzeczywistego bossa i b: poinformować resztę zainteresowych mafii i gangów o ofercie sprzedaży. Jeżeli się nie wyrobimy, ten Japiszon może coś zwęszyć i będą kłopoty. Inna sprawa, co do broni to mogę pomóc zorganizować, ale na to potrzebujemy kasy.

Dalsza rozmowę przerwało pukanie do drzwi.
- Zamawiał pan budzenie, na 6.30.
Wszyscy w pokoju zamarli. Pukanie rozległo się ponownie. Ray już miał ruszyć do drzwi, gdy doszedł go stłumiony szczęk. Klamka zniknęła w chmurze trocin, w które zmienił się fragment drzwi. Ray zamiast jak wszyscy patrzeć w drzwi patrzył na strzępy kurtki, chmura śrutu minęła go minimalnie. Cudem niedraśnięty, uświadomił sobie, że prawie całą paczkę m&msów, scyzoryk i garść drobniaków trafił szlag.
Resztę umysow zajmowały bardziej globalne problemy. Jak na przykład koleś z pompką chcący posłać Raya tam gdzie udały się jego drobiazgi. Zza futryny wyglądał drugi osobnik, o urodzie raczej radiowej. Automatyczna berreta, gwarantowała dobra zabawę, zwłaszcza, że przedłużony magazynek wystawał prawie na dłoń z kolby. Trzeciego tylko usłyszeli, jak okrzykiem kazał temu ze strzelbą po odstrzeliwać jaja. Na oko stał po drugiej stroni drzwi, nie tak głupi by wejść w obrys futryny.

Arvelus 14-09-2010 17:30

Jerycho zajęło niecałą sekundę poderwanie się do działania. Wyszarpnął z okolic lewego boku czarnego desert eagla. Wycelował w delikwenta we framudze, odbezpieczył kciukiem jeszcze , a lewą ręką chwycił się za nadgarstek dla zmniejszenia odrzutu. Ale to działo było "pistoletem" tylko z nazwy, a półPolak od dawna nie strzelał ze swojej Syrenki toteż niemal wyłamało mu nadgarstek. Zaklął na siebie w duchu czując rwący ból, zły chwyt, pełna siła odrzutu uderzyła w jeden, a gdyby dobrze chwycił by poszło nawet nie w nadgarstki, a w łokcie, które są zdolne wytrzymać znacznie większe przeciążenia.
Kula poszybowała, a jej wystrzał oznajmiał potężny huk porównywalny z pompką. Kula poszybowała prosto w prawą pierś napastnika, a w kontakcie ze skórą i warstwą mięśni spłaszczyła się masakrując całe płuco. Nieszczęśnikowi zostało kilkanaście sekund życia, maksymalnie kilkadziesiąt. A miazga którą miał teraz w prawej piersi nie promieniowała rozkoszą. Ale on tego nie podziwiał, zerwał się na nogi i, jeśli nikt z reszty tego już nie zrobił, staną przy ścianie z Syrenką przy piersi lufą w górę...

//
Nie chcę za bardzo wybiegać wprzód, więc na tym zakończę, jednak zaznaczam, że Davy nie stoi jak jakiś idiota który zastanawia się co robić:)

JohnyTRS 14-09-2010 19:22

Pobudka! – zaświtało Rayowi w głowie na widok lufy strzelby w miejscu drzwi. Szybko rzucił w kąt przy ścianie z drzwiami i wyszarpnął pistolet. Odbezpieczył go momentalnie drugą ręką.

No to mamy przesrane. Znaleźli nas kurwamać znaleźlinas!

Obrócił wzrok w stronę reszty, która wyciągała broń i szykowała się do starcia. Jego wzrok padł na filigranowej szafce nocnej – blacie z szufladą na długich nagach.
Granat! – zaświtało mu głowie.
-Nie celować w nogi! – krzyknął do kolegów (i koleżanki) i chwycił stolik.
-Granat! – Krzyknął i rzucił stolikiem w napastników, używając nogi stolika jako trzonka i sam skoczył do nich otwierając ogień z pistoletu. Najpierw w tego z Berettą, potem dopiero w tego z Shotgunem. W czasie tego manewru rzucił się na podłogę , żeby reszta miała wolne pole ostrzału. Nie wiedział gdzie jest trzeci napastnik. Szybko przeturlał się w przeciwległy kąt, niestety źle to obliczył i przywalił w ścianę. Chwilę później otrząsnął się, kucnął, gotów do dalszego ostrzału drzwi. Na razie ze swojej pozycji nie widział trzeciego, ale domyślał się, że gdzieś się czai… Wystrzelił może z sześć pocisków, nie więcej – trwało to sekundy. Jeden pocisk wbił się w ścianę. Nie wiedział w jakim stanie są obecnie napastnicy , ale Ray wiedział, że każdy oberwał.

No to wpadliśmy. Ciekawe dla kogo oni pracują. Zachciało się Jackowi zarobić na mafii!

vvojtas 16-09-2010 00:02

-Panowie!
Trach! Pieprznęła klamka i prawie szlag nie trafił Reya.
-To zwykłe
Kula Dava rozszarpała jednego z napastników
-Nieporozu...
-Granat-
Okrzyk cudem żyjącego Reya przerwał popis elokwencji Jacka.
Wyczerpawszy w nadmiarze dyplomatyczne rozstrzygnięcia sporu Walker w heroicznym odruchy rzucił się za łóżko. Tam zyskawszy chwilę na zaczerpnięcie tchu zdołał się nawet rozejrzeć. W skrócie - było nie za ciekawie. Pozbawiony broni bardziej konwencjonalnej Jack sięgnął po leżące opodal krzesło (jakoś nikt nie rościł sobie teraz pretensji do tego miejsca).
-Panowie, my jeszcze nic złego nie zrobiliśmy- tłumaczył się Jack i by lepiej wyrazić swoje oburzenie posłał ku drzwiom owo przywłaszczone krzesło.
Niestety mebel okazał się dość topornym pociskiem o zaburzonej trajektorii lotu. A dokładniej był cięższy niż się Jackowi wydawało. Dlatego zamiast rozbić się na jednym z napastników, krzesło najpierw uderzyło w ziemie a następnie z niezbyt śmiertelną prędkością potoczyło się ku drzwiom.

Suarrilk 17-09-2010 14:46

Irma wróciła do stolika z dziwnym wyrazem twarzy. Czymś w rodzaju zadowolenia z siebie. A jednocześnie jakby nieobecnym. Dopalacze, które dorzuciła do tytoniu, dawały ciekawy efekt w połączeniu z whisky. Irma płynęła przez salę klubową. Wszystko wydawało się takie proste. Tak bardzo po jej myśli. Kocimi ruchami wymijała stoły i ludzi, jednocześnie jakby wcale ich nie zauważając. Jack dołączył chwilę potem. Nie odezwała się, gdy wyjaśniał chłopakom, że powinni się przenieść do jego hotelowego pokoju.

Milczała również, gdy się tam w końcu znaleźli. Siedząc na krześle z nogą na nodze, bawiła się zapałkami, które znalazła na szafce. Podpalała każdą po kolei i patrzyła, jak płomień pożera drewko, pnie się w stronę jej palców, łaskocze opuszki... Wtedy gasiła ognik dmuchnięciem i odrzucała zwęgloną, bezużyteczną już zapałkę na stolik. Wyglądała, jakby dyskusja w ogóle jej nie obchodziła. Jakby to nie ona podsunęła Walkerowi ten pomysł. W rzeczywistości przysłuchiwała się z zaciekawieniem tej wymianie zdań. Co osiągną? Irmę dziwiło, że Thomas nie wtrąca swoich paru groszy, w końcu tu chodziło o Ednę. Sprawa Toby'ego nie rokowała wszak żadnych nadziei.

Jak się okazało, ich sprawa też mogła szybko przestać rokować jakiekolwiek nadzieje. Zamek poszedł w drzazgi, podobnie jak zamiar Irmy wprowadzenia się Jackowi do pokoju. Drzwi rąbnęły w ścianę, robiąc miejsce dla faceta, który ewidentnie do służby hotelowej nie należał. Za nim pojawił się drugi. Latynosi. Zabawa się zaczęła.

Pudełko zapałek upadło na podłogę w tej samej chwili, w której dotknęło jej oparcie krzesła, gdy Iskra zerwała się gwałtownie. Ray padł w bardzo odpowiedniej chwili. Nabój kaliber .357 Magnum pomknął na powitanie gościa z berettą. Pocałunek, posłany przez Irmę, trafił go prosto w czoło, tuż nad łukiem zrośniętych brwi. Siła, z jaką wpił się w ciało, czaszkę i mózg, odrzuciła mężczyznę w tył. Szara, galaretowata masa i drobne odłamki kości upaćkały wykładzinę w korytarzu. Irma nie czekała na oklaski, skoczyła na podłogę, chowając się za łóżkiem.

pteroslaw 19-09-2010 19:23

Na dźwięk wystrzału Fabio przewrócił stolik który stał nieopodal niego, padł za zaimprowizowaną osłonę, wyciągnął pistolet i wystrzelił kilka razy w kierunku ludzi stojących przy tym co zostało z drzwi. Po okrzyku "granat" padł na ziemię oczekując wybuchu. Rozważał przy tym swoją sytuację, wyskoczenie przez okno odpadało, było za wysoko, mało prawdopodobne było, że ktoś w pokoju hotelowym umieścił sekretne wyjście za drzwiami szafy. Została więc jedna opcja, niezwykle prosta, wyjść przez drzwi. Założenie proste, za to wykonanie było dużo trudniejsze. Fabio mógł założyć się o wszystkie pieniądze sycylijskiej mafii, że ten kto ich nasłał obstawił schody pożarowe i główne wyjście, zapewne też wszystkie boczne. Gdyby to był film akcji Fabio wraz z resztą towarzystwa przerąbał by się przez przeciwników, wpadł na dach, wsiadł do helikoptera i odleciał w stronę zachodzącego słońca, ale nie był. Pozostało mieć nadzieję, że schody pożarowe są słabo chronione, zapewne ci którzy zostali na nich nasłani uznali, że wszystko załatwi człowiek z pompką i drugi z berettą. Chwilę później Fabia naszła myśl "skąd do cholery w pokoju hotelowym granat? Co to jest jakiś pieprzony film akcji z Sylwestrem Stallone w roli głównej!?" Ta myśl wprawiła Fabia w tak dobry nastrój, że aż zaczął się szaleńczo śmiać.

Mike 20-09-2010 15:37

Napastnicy nie spodziewali się aż takiego oporu, jedne trup siedział z pompką oparty o ścianę naprzeciw drzwi. Prawie, że można było zobaczyć ścianę przez dziurę w klacie. Drugi leżał na środku korytarza w rozwaloną głową. Trzeci wystawiwszy tylko dłoń ze spluwą zasypał ołowiem pokój. Pociski ryły ściany, jeden zabił lampkę przy łóżku, zasypując wszystkich szklanymi odłamkami. Ale i tak jego ostrzał mniej zniszczył wnętrze niż akcje obronne lokatorów. Wirujące w powietrzu meble, przewrócony stół. Walające się po ziemi krzesła robiły większe wrażenie.

Ray strzelił parę razy i dłoń ze spluwą zniknęła. Iskra wykorzystała moment by podpełznąć do okna, schody przeciwpożarowe były na miejscu. Sięgnęła… huknął strzał, jeden drugi. Odpowiedziały my trzy czy cztery. Szybko otworzyła okno i wturlała się na zewnątrz. Chłodny nocny szarpnął kurtką.
Jack nie czekał na zaproszenie wyskoczył za Iskrą.
Nagle z wizgiem zrykoszetowały koło nich pociski. Gdzieś z dołu. Trzask drzwi, czyjeś kroki.
- Wyłażą oknem, rozwal ich kurwa!
Zza samochodu wybiegł skulony facet, trzymał peemkę. Irma nie zdążyła wycelować, gdy kolejne rykoszety zagrzechotały na schodach. Drugi facet wychylił się i przyłączył się do zabawy.
- Na górę – warknął Irma popychając Jacka i odpowiedział ogniem. Chyba nie trafiła, bo kolejny grad ołowiu grzechotał po schodach.
Reszta tym czasem także zdecydowała się na ewakuację. Gość za ścianą miał chyba fabrykę pocisków i ze trzy zapasowe klamki, bo gdy tylko przestawiali walić w futrynę on brał się do roboty. Do tego z oddali słychać już było syreny.
Osłaniając się wypełźli na schody, tu jednak nie znaleźli wytchnienia.
Wśród grzechotu pocisków ruszyli na górę, na ostatniej kondygnacji Thomas nagle zmiękł i ze stęknięciem oparł się o barierkę.
- Dostałem – stęknął.
- Nie marudzić do cholery! – Iskra oparł się na murku otaczającym dach i wycelowała w strzelca za samochodem. Strzeliła. Cień zniknął. Drugi tez przestał strzelać i skulony zygzakiem zaczął uciekać w najbliższa uliczkę. Cóż, nie on jeden miał powody niespecjalnie się cieszyć, że niebieska gwardia zajechała na parking.

Rana Thomasa nie była zbyt ciężka, ale mogła utrudnić życie. Do tego byli na dachu, za chwile mógł tu przybiec ktoś z ochrony, bym ostatni trójki straceńców spod drzwi. Do sąsiedniego budynku dzieliło ich zaledwie jedno piętro i szerokość uliczki.

Arvelus 20-09-2010 18:24

Jerycho nie stał jak kołek. Gdy zobaczył wystawioną przez framugę spluwę upuścił swoją Syrenkę i wziął się do dzieła... Walka wręcz. Znacznie bardziej wolał to. Była skuteczniejsza...

Jedną ręką chwycił wierzch pistoletu, a drugą nadgarstek. Potem płynnym ruchem przeszedł pod linią strzału wykręcając całość o 180 stopni. Potem poszło z górki. Puścił pistolet (nadgarstek wciąż trzymał) i w półprzysiadzie zapakował łokieć w żebra, jednocześnie ciągnąc trzymaną rękę tak, że jeszcze wzmocnił siłę uderzenia. Drugie uderzenie wierzchem dłoni w nos, obrót o 45 stopni, sięgną wolną ręką w górę i w tył, chwycił przeciwnika za potylicę i przerzucił przez bark, ale z jednym haczykiem. Gwałtowny ruch i prawy łokieć wyłamany w drugą stronę, jednak w ostatniej chwili się rozmyślił. Po prostu mocno mu go wywichnął. Nie lubił krzyku bólu. Szybkie uderzenie bokiem dłoni w gardło uciszyło frajera.
Na chwilę spuścił go ze wzroku. Mógł sobie na to pozwolić jako, że nie był sam w pokoju. Podniósł syrenkę. Rozejrzał się i zabrał z ziemi łuskę po strzale. Po co ułatwiać glinom?
Wrzucił ją do kieszeni.
Wrócił do powalonego który właśnie odzyskiwał zdolność oddechu. Podniósł go i wykręcił na plecach tę rękę która była jeszcze cała

Dobra, teraz można się rozeznać w sytuacji. Kopniakiem zatrzasnął drzwi, choć i tak same się uchyliły, jako, że nie miały zamka i nagle sie okazało, że ludzie już zdążyli powychodzić przez okno.
-Jasna cholera
Z półobrotu załadował kolesiowi kopniaka między łopatki i wybiegł za resztą.

vvojtas 23-09-2010 15:16

Nie wiadomo ilu czyhających na jego życie debili z bronią w ręku znajdowało się jeszcze w środku. Na domiar złego zaraz miało się zaroić od glin. Jednak jeden rzut oka na ulicę w dole wystarczył, by Jack zapragnął pozostać na budynku na którym pewnie stał, uwzględniając oczywiście poprawkę na kulenie się pod ostrzałem, ale mimo to było to dość pewne kulenie.
Zatem wśród ich ubogiego wachlarza możliwości pozostawały już tylko drzwi prowadzące na klatkę schodową, które, jak się okazało, oczywiście były zamknięte.

-Masz spinkę?- zapytał Iskry.
-Co?- zapytała trochę nieobecna koncentrując się na celowaniu
-Spinkę, takie coś do włosów.
-Jasne.-
Strzał posłał jednego z prześladowców na drugą stronę przytomności.
-To daj.
-Co?-
Spytała ponownie, jakby dopiero teraz zobaczyła Jacka.
-Spinkę do włosów- Wycedził zrezygnowany. Na filmach zawsze jakoś sprawniej radzili sobie z tym zagadnieniem.

Uzyskawszy upragniony przedmiot uniósł go tryumfalnie w górę po czym ruszył do drzwi. Przyjrzał się uważnie zamkowi i dyskretnie sięgnął po jeden ze swoich wytrychów. Chwilę później drzwi stały przed nimi otworem zaś Walker z demonstracyjną kurtuazyjnością zwracał damie akcesorię do włosów, która rzekomo przyczyniła się do sforsowania zamka.

~Zawsze chciałem tego spróbować~ powiedział do siebie i uśmiechnął się pod nosem.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:10.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172