Doc na słowa Braina o kolesiu na dachu stwierdził, że żeby móc ruszyć do Topeki i nie zdechnąć przy okazji trzeba wyrwać chwasta. Skoro to jest snajper to trzeba dojść blisko, czyli władować dupę do budynku wgramolić się na dach nie dostając przy tym kulki a potem wpakować typowi bełt prosto w bebechy. Jak to nie rozwiąże sprawy bo różnie bywa, to poprawić z gnata albo wybebeszyć nożem. Plan prosty jak budowa cepa. - Brain lecę z tobą - powiedział i przy samej ścianie, tak żeby koleś na dachu go nieustrzelił ruszył w stronę wnęki - niech ktoś nam kryje dupska. - rzucił do reszty i wszedł niemalże wpadając na plecy Brauna, który rozmawiał sobie w najlepsze z jakimś kolesiem. Facet mówił coś o sztamie, a dla Doca w chwili obecnej ktoś kto nie strzela od razu to przyjaciel. - No Brain, chyba przerzucimy się na ludzkie mięso, bo znajdywanie znajomych idzie ci lepiej niż polowanie - rzucił kierując się w stronę schodów. - idziecie czy będziecie się teraz zapoznawać? |
Jakieś dzikie wojowniczki, strzelanie tuż przy uchu, snajperzy. A do tego mistyczna podróż do Europy z bandą tornadowych ćpunów. Przez chwilę Will zastanawiał się, czy nie zacząć się dziwić swojemu położeniu, ale... przecież to Zasrane Stany. Tutaj to norma. Praudmoore szybko rozejrzał się po zebranych i kiwnął głową Scatmanowi. - Zapoznamy się potem, jak już się uspokoi. Prowadź Doc! Machnął ręką, żeby ruszali. |
Rysiek słysząc o możliwości pobytu snajpera w okolicy postanowił schronić się w budynku. Mnie stron do obstawiania, a i jego broń bardziej się do tego nadawała. Postanowił obstawiać tyły i pilnować, czy kto aby przypadkiem nie próbuje ukradkiem szabrować pola bitwy. |
Dlatego nie lubił miast. Działo się tutaj zdecydowanie za dużo. Wolałby już dreptać po pustkowiach, niż teraz kryć się między samochodami i budynkami. |
Wszyscy: Już po chwili do Braina i Grega dołączyli Doc, Praudmoore i Pola, a zaraz za nimi Scatman, Funfaś i Ryszard. Pomieszczenie nie było zbyt przestronne, ale wszyscy z łatwością zmieścili się. W większości przestrzeni było tyle światła, że można było dostrzec wszystko co tam było. Śmietnisko jakich wiele w postapokaliptycznym świecie - już dawno rozkradzione z co lepszych fantów. Jedyne niemal zupełnie mroczne miejsca to te przy rogach pomieszczenia, ale tam nic specjalnego nie kryło się, bo do tej pory już byście usłyszeli. A zresztą zawsze można poświecić. Doc i Praudmoore natychmiast ruszyli do kolejnego pomieszczenia, gdy Ryszard, Scatman i Funfaś natychmiast przysiedli w cieniu, a Scatman pytał Ryszarda o wódkę. Szlachta zawsze ma czas na debaty. Praudmoore, Doc: Szybko przemieściliście się do kolejnego pomieszczenia, które wygląda wam na jakiegoś rodzaju korytarz w kształcie litery E gdzie ten środkowy cupelek to schody w górę, a wy znajdujecie się w górnym rogu. Korytarz był oczyszczony ze wszelkich fantów (albo ich tu nigdy nie było) i ostały się jedynie strzępy brudnego, czerwonego dywanu. Na piętrze jest światło - pewnie tam też są dziury w ścianach. Ogólnie ta konstrukcja wygląda tak bezpiecznie jak każda po wojnie atomowej w pobliżu wybuchu nuklearnego. Palant z pistoletem maszynowym jest na drugim piętrze, a jesteście pewni że nie słyszeliście, aby ktokolwiek stamtąd schodził. Tym czasem przed budynkiem strzelanina jakby przycichła. Brain: Słyszysz, że jakaś kolejna osoba zbliża się do dziury w ścianie, przez którą dostaliście się do budynku. |
- Jak nie mam jak mam. - na dowód Rysiek sięgnął do manierki i wziął z niej łyka - A co? Ktoś mógłby pomyśleć że Polak demonstracyjnie pokazuje kto tu je szlachta i trzyma łapę na eliksirze radości, który dla Słowian był dużo lepszy od Tornada. Prawda jednak była zgoła inna, ale Pan Rysio nie miał zamiaru się tłumaczyć z tajemnych powodu tej ostentacyjnej oznaki bogactwa. |
Greg został przypadkowo przygarnięty przez nową i grupę i w sumie się z tego cieszył, w końcu sprawiali wrażenie chociaż umiarkowanie ogarniętych. Przez chwilę przelatywał wzrokiem po całej grupce, starając się skojarzyć imiona, twarze i charaktery. |
Praudmoore wysunął się na prowadzenie i ruszył powoli schodami. Cały czas trzymał wyciągniętą przed siebie broń uważnie obserwując teren. W końcu nie wiadomo, gdzie schował się strzelec, a być pociągniętym serią to żadna przyjemność. Starał się trzymać blisko ściany i być przygotowanym do rozpłaszczenia się na schodach, gdy usłyszy jakikolwiek ruch. Trzeba było zabić gnoja, który się tutaj czaił. |
- A dasz sie napoit? - Borys wyciągnął rękę w kierunku butelki ukrytej za pazuchą. - Od tiego strielania gałowa mnie bolit - przyznał Scatman z prawdą w głosie. |
Pan Rysio spojrzał podejrzliwie na Ruska. Wszak pamiętał jeszcze dobrze czasy Jedynego Słusznego Ustroju i tego co kacapy wyrządziły jego Ojczyźnie. Nadal czasem wspominał kiedy w trakcie Stanu Wojennego skasował dziada obsługującego na suce armatkę wodną przy pomocy cegłówki. Dzisiaj jednak byli inni wrogowie i inne ugrupowania no i Wielkie Zło z którym swego czasu próbował potykać się Czarny Pan (tyle że tak parówowo mu to szło, że wolał brać na celownik Pana Grzesia, a potem Pana Rysia, niż ryzykować bezpośrednią konfrontację z Wielkim Złem, którą już parę razy Pan Rysio przeżył). Ostatecznie postanowił jednak poczęstować Ruskiego swoim samogonem. - Nadstaw no kubka. Co za dużo to niezdrowo. - rzekł Do naczynia miał zamiar dać tyle włóczędze co się daje na kieliszek. Wszak pokazał Scatman że i polować umie, nakarmił ich i jeszcze leczyć umiał. Zasłużył na kielona. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:50. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0