lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [Najemnicy] Porwani (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/13532-najemnicy-porwani.html)

Sekal 12-09-2014 16:32

Goito tym razem odebrał, wysłuchując Ruiza z niezbyt dużą cierpliwością.
- Wydawało mi się, że już sobie znacznie pomogliśmy? - odpowiedział mu na pytania dotyczące załatwienia niezbędnych rzeczy. - Skoro jednak macie helikopter, możemy pohandlować. Zostawcie go, a ja wam załatwię transport i darmowe leczenie. I jeszcze coś na miło pożegnanie. Nie interesuje mnie jego kupno za gotówkę.
Wdzięczność szefa kartelu miała krótkie nogi i praktycznie cały dług musiał obecnie uważać za spłacony.
- Teraz mam co innego na głowie, do szpitala weźcie autobus. Lekarze udzielą pomocy.


Pilar była bardziej otwarta od ojca, nie miała jednak takich możliwości jak on.
- Zobaczę co da się zrobić, gdzie teraz jesteście?
Po wysłuchaniu odpowiedzi powiedziała szybko:
- Doskonale, spotkam się z wami w szpitalu.
Połowiczny entuzjazm, frustracja i ciągle silne niezadowolenie z faktu, że ją zostawili w mieście. To usłyszała Paula w głosie córki szefa lokalnego światka przestępczego.


JP zauważyła, że czarnowłosa nie rozumie wypowiadanych po angielsku słów. Blondynka była ciągle zbyt przerażona, ranna i w szoku, aby mówić. Natasha patrzyła tępym wzrokiem na helikopter. Jedynie Sasha pozostała w pełni zmysłów. Umysł osłaniała jej złość, którą czuła i którą wręcz promieniowała.
- Biwakowałyśmy! - prychnęła, wściekle spoglądając na siostrę. - Ja prawie ciągle siedziałam w klatce. Wyciągali mnie, związaną i zakneblowaną, bym mogła słuchać opowiastek o jakichś bzdurach! Piękny świat pełen zieleni i pracy u podstaw, na litość boską! Uszy mi więdły od tego. I karmili jakimiś prochami rozpuszczonymi w wodzie. Wypluwałam co mogłam, reszta po prostu nie działała. Moim zdaniem trzeba mieć pusty łeb, jak ona.
Brodą wskazała na Natashę, która jakby się ocknęła.
- To co mówili… - nie dokończyła, nagle niepewna. - Pracowaliśmy, aby utrzymać obóz i zapracować na utrzymanie. Uczyli nas robić wszystko bez maszyn, tak jak robiło się kiedyś. I kochali przyrodę! - wykrzyknęła na koniec, a spojrzenie znowu się jej zamgliło.
- Idiotka - warknęła Sasha, wyglądając jakby miała ochotę mocno spoliczkować siostrę. Albo rzucić się i ją udusić.


Godzina 11:40 czasu lokalnego
Piątek, 14 styczeń 2049
Florencia, Kolumbia


Szpital we Florencji miał bardzo aktywny dzień. Co chwilę kogoś przywożono i oddział chirurgii miał roboty więcej, niż mógł wykonać. Starcia Goito i Fumadores musiały być niczym wojna. Zabiegówka przędła minimalnie lepiej i otrzymali pomoc, rany profesjonalnie załatano i obandażowano. Dowiedzieli się także, że Sue jest przytomna i można ją przewieźć, ale na leżąco. Najważniejsze wieści miał Timothy.
- Nie możemy polecieć do Neivy helikopterem - wyjaśnił JP. - Tu jest dzicz, ale dalej na północ trafimy na kontrolę lotów, a nie mamy pozwolenia. Na dodatek nie możemy założyć, że Fumadores są rozbici i już dla nas niegroźni także w głębi kraju. Następny samolot do Neivy jest jutro o 11:30. Zarezerwowałem bilety. Bez jakichś niespodzianek, za pomocą samochodów, bez trudu zdążymy na czas. Im wcześniej opuścimy ten rejon, tym lepiej.

Uśmiechnął się do wszystkich. Jak i oni, mężczyzna musiał odetchnąć z ulgą po tym jak im się udało.
- Za stary się robię na latanie po dżungli. Wolałbym już nie spotykać się z Goito, nie wiem jak go traktujecie, ale to nie typ miłego ojczulka - spojrzał na uratowane dziewczyny, które nie słyszały tej prywatnej rozmowy najemników i kolumbijskiego przewodnika. - Nie wiadomo co zechce osiągnąć. Państwo Aleksiejew są uradowani i bardzo dziękują. Chcą się oczywiście spotkać po powrocie do Dallas. Pogrzebałem trochę i ta blondynka to siostra całkiem sławnej modelki. Powinna odwdzięczyć się nie tylko miłym słowem. Ostrożnie dowiem się jaka jest nagroda. Przy czym jeśli chcemy je zabrać ze sobą… to raczej mało możliwe. Należałoby je dostarczyć do Bogoty i powiadomić pracowników ambasady o wszystkim. Co myślicie? Siostry zabierzemy. Ich zaginięcie jest zgłoszone i mam stosowne papiery.

Bounty 12-09-2014 18:50

- Najlepiej wszyscy jedźmy do Bogoty i to jeszcze dzisiaj - zaproponował Ruiz, leżąc na szpitalnym łóżku, tym samym co wczoraj. - Dojedziemy przed zmrokiem. Fumadores z Neivy nas znają, ktoś nas rozpozna i będzie nowa chryja, której lepiej uwolnionym dziewczynom oszczędzić. Tu, na mierda linii frontu, też wolałbym nie nocować. Zresztą ja niezbyt mogę prowadzić, sam tych dwóch chicas nie dowiozę do waszej embejada. W Bogocie na spokojnie załatwicie im documentos i polecicie wszyscy razem do Estados Unidos. Upewnicie się przy okazji, żeby siostra blondynki wiedziała komu okazać wdzięczność, co nie, Buck?

Eleanor 12-09-2014 19:15

- Mogę jeszcze poprowadzić kilka godzin, ale potem ktoś musi mnie zmienić, jeśli dostaniemy jakiś samochód umożliwiający załadownie nas wszystkich i Sue w pozycji leżącej to nie widzę problemu by od razu jechać do Bogoty. - powiedziała JP porzucając próby porozumienia się z dziewczynami.

Jak na jej gust będą potrzebowały wsparcia dobrego psychologa. No może po za Sashą, która okazała się mocno odporna na "zieloną" indoktrynację i na tyle silna, by przeżycia ostatnich tygodni nie pozostawiły na niej trwałego śladu. Ale może tylko tak jej się wydawało.
- Paula - Odezwała się do Greczynki. - Znasz więcej języków spróbuj się porozumieć z tą czarnowłosą. Ona chyba nie rozumie po angielsku

Lady 13-09-2014 10:13

- Uważasz, że mam zadatki na dobrego psychologa? - Paula uniosła brew, rozbawiona, po sugestii JP. Greczynka od momentu wejścia do szpitala sprawiała wrażenie znacznie spokojniejszej i rozluźnionej, prawie wesołej. - Spróbuję, ale chyba poprzez tę blondynkę byłoby łatwiej. O ile coś by powiedziała.
Najpierw zwróciła się do towarzyszy, omawiających ich wspólny powrót.
- O ile dłużej jechałoby się do Bogoty? Przez jakiś czas mogę prowadzić, ale w tyle osób najlepiej byłoby dużym busem albo wręcz autobusem. Mam złe wspomnienia z rozdzielania się. Bogota jest dalej, ale jak zdążymy akurat na jakiś samolot, to jestem za.

Po ustaleniu dalszych kroków, zbliżyła się do uratowanych dziewczyn i uśmiechnęła pokrzepiająco. W jej odczuciu tak miał wyglądać ten grymas.
- Heja. Niedługo będziecie w domach. Zawiadomimy wszelkie możliwe służby i oni uratują też pozostałych - zapewniła, pewnie niepotrzebnie, po angielsku. Następnie ukucnęła przed czarnowłosą i spróbowała po hiszpańsku.
- Cuál es tu nombre? Ja jestem Paula. Nikt cię już nie porwie.
Oprócz hiszpańskiego, portugalskiego i greckiego jej zasób języków nie był zbytnio imponujący, więc miała nadzieję, że Fumadores skupiali głównie te mówiące choć trochę w ich ojczystej mowie.

Bounty 13-09-2014 12:45

- Z Neivy do Bogoty jest jeszcze z pięć godzin - rzekł Marco. - Razem będzie z dziewięć. Ale o prowadzenie się nie martwcie. Goito nie da nam przecież wozów bez kierowców, bo nie miałby jak odebrać ich z Bogoty. Zapłaci jakimś miejscowym, żeby nas zawieźli.

Sekal 14-09-2014 17:00

- Skoro tak wolicie, możemy do Bogoty. Powiadomione służby jednak na pewno same by dojechały do nas i do Neivy.
Alker nie wydawał się w pełni przekonany do dłuższej i dalszej jazdy, ale nie oponował, zerkając na uwolnione dziewczyny z troską i drapiąc się po czarnej brodzie.
- Sprawdzę więc jakie są możliwości lotu ze stolicy.

Paula na szczęście nie musiała sięgać po języki, których zupełnie nie kojarzyła. Zagadana dziewczyna pokiwała głową.
- Nazywam się Faye Lang - odpowiedziała po hiszpańsku. - Pochodzę z Ekwadoru… stamtąd mnie przywieźli… Na jednej imprezie się upiłam i obudziłam już w drodze tutaj, z dziwnymi myślami.
Zagryzła mocno dolną wargę, ale i tak łzy pociekły po jej twarzy.

Zjawiła się Pilar, którą Greczynka wcześniej już nieco z sytuacją zapoznała.
- Zrobię co w mojej mocy, aby wróciły do domów - zapewniła ich. - Tę Ekwadorkę proponuję byście mi zostawili, stąd bliżej niż z Bogoty.
Zdawała sobie sprawę z ich sytuacji, bo zaproponowała też transport.
- Mój ojciec jest obecnie zajęty, wątpię, by znalazł dla was dużo czasu. Mogę pogadać w waszym imieniu z moim znajomym. Ma tu firmę przewozu ludzi, jakiś autobus powinien być wolny. Nie weźmie dużo. Przylecieliście helikopterem? - spytała nagle z pewnym zaciekawieniem. - Co z nim zrobicie? Zostawienie go tutaj pokryłoby wszystkie koszty i zatuszowanie tego co narozrabialiście.


Eleanor 14-09-2014 17:20

- Na pewno nie zdołamy przeszmuglować go do Stanów w samolocie - JP zażartowała słysząc pytanie Pilar - więc spokojnie możesz nim dysponować.
Nie jest to zbyt nowoczesny model, ale jak miałam okazję się przekonać jeszcze całkiem sprawny.
Popatrzyła na resztę towarzyszy:
- Osobiście chciałabym jeszcze po drodze wpaść do hotelu gdzie zostawiłam resztę swoich rzeczy i możemy jechać.
Potem znowu spojrzała na córkę Goito:
- Dzięki za pomoc. - Panna Caldwell spontanicznie objęła Kolumbijkę i ucałowała w policzek. - Masz mój telefon jeśli będziesz kiedyś w NYC zadzwoń. Chętnie pokażę ci co ciekawsze bary w mieście.

Lady 15-09-2014 18:16

Paula przytuliła czarnowłosą, szczerze współczując jej losu. Jednocześnie uważała, że je wszystkie mogło spotkać coś znacznie gorszego. Fumadores trzymali je w obozie pracy i rozmyślali nad marzeniami o powrocie do korzeni, a przecież prędzej czy później dowiedziano by się o tym i trudno sądzić, że każdy przymknąłby na to oko. Zamiast tego od razu mogły wylądować gdzieś przy drogach lub obskurnych burdelach nie wiadomo gdzie. Odnalezienie ich tam byłoby o wiele trudniejsze.

Z tymi myślami pożegnała też Pilar, oferując jej swój numer.
- Gdybyś uwolniła się od ojca. Świat jest piękny i trzeba go poznać. A to co robimy... - obejrzała się na uwolnione dziewczyny. - Chyba warto, mimo wszystko.
Podobnie jak JP podziękowała córce kartelowego bossa uściskiem i musiała tylko odwiedzić hotel, aby być gotową do drogi.

Sekal 16-09-2014 10:49

Pilar pożegnała się ze wszystkimi, szczególnie z dwoma chętnymi zobaczyć ją ponownie w przyszłości dziewczynami i zadzwoniła do znajomego. Faye zgodziła się zostać z nią, znacznie bliżej granicy Ekwadoru. zadzwoniła też do rodziny, płacząc do holofonu, ale i tak pożegnała się ze wszystkimi wylewnie, dziękując za pomoc. Natasha powoli dochodziła do siebie, chociaż miała wyraźne objawy odstawienia środka, który jej podawano. Podobnie jak blondynka, której imię brzmiało Marta. Sasha wydawała się na środek całkiem odporna.

Kiedy podjechał autobus to przez chwilę zastanawiali się, czy dobrze wybrali. Kolorowy, stary, głośny i trzeszczący na każdym wyboju, ze specyficznym zapaszkiem w środku i mało wygodnymi siedzeniami. Z drugiej strony w dziesięć osób nie zajmowali nawet jednej trzeciej przestrzeni, a Sue, która za nic nie chciała pozostać w szpitalu we Florencji - nawet jeśli nie miała większych szans polecieć najbliższym samolotem - ułożyli na tylnych siedzeniach, zabezpieczając przed spadnięciem.

Odwiedzili jeszcze hotel, zabierając swoje rzeczy i ruszyli w drogę.


Godzina 23:04 czasu lokalnego
Piątek, 14 styczeń 2049
Bogota, Kolumbia


Julio, tak bowiem nazywał się ich młody kierowca, musiał mieć coś wspólnego z JP, bo jeździł równie brawurowo. Różnica była taka, że robił to rozklekotanym autobusem, nie przejmując się przepaściami i stromymi zboczami, które mijali ciągle szczególnie przez pierwszą połowę drogi.
Była to jednakże najbardziej niebezpieczna rzecz podczas całej, długiej i w późniejszej części również nudnej trasy. Nikt ich nie atakował, nikt nie śledził. Kolorowy autobus mijał kolejne miejscowości, wyjeżdżając z Neivy o zmroku, bez robienia postoju w tym największym z mijanych miast.

Do Bogoty dojechali późnym wieczorem, prawie nocą. Julio wysadził Alkera oraz blondynkę przed amerykańską ambasadą, a pozostałych przy motelu wskazanym przez dobrze znającego okolicę Ruiza. Pusty autobus, mimo niewygodnych siedzeń, pozwalał zdrzemnąć się tym, którzy potrafili spać w tych warunkach, więc mimo późnej pory, nie dojechali do stolicy Kolumbii zupełnie wyczerpani.

Timothy wrócił dość szybko, już bez blondynki, pozostawionej pod opieką ludzi z ambasady.
- Wszystko załatwione. Samolot mamy jutro o jedenastej, Sue powinna raczej trafić do szpitala - spojrzał na rudowłosą. - Państwo Aleksiejew obiecali sfinansować późniejszy powrót. Upewniłem się też, że nagroda za odnalezienie Marty trafi w nasze ręce. Wyznaczone było sto tysięcy eurodolarów, do podziału na sześć osób... lub pięć, jeśli uważacie, że ta część nie należy się Sue. Pieniądze od państwa Aleksiejew jest do podziału między waszą czwórkę. Pan Ruiz i ja mieliśmy swoje stawki. Innymi porwanymi zajmą się już odpowiednie służby, może Fumadores nie zdążą ich ukryć. W razie, gdyby chciano was przesłuchać, mówcie prawdę z pominięciem strzelania - uśmiechnął się.

Bounty 16-09-2014 17:41

Bogota leżała na wysokości 2600 m.n.p.m. więc w miarę jak autobus piął się dwupasmową szosą na kolejne przełęcze, powietrze stawało się coraz chłodniejsze i bardziej rześkie. Była to miła odmiana po wilgotnym skwarze południowej Kolumbii. Wreszcie ukazało im się miasto: morze nocnych świateł między majestatycznymi górami, pod nieskończonymi konstelacjami gwiazd.
Ruiz obudził się i przysiadł na fotelu.
- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej - rzekł, wzdychając przy tym jakoś tak melancholijnie.
- Muszę zajrzeć na chatę - oznajmił. - Dołączę do was niedługo, szykujcie się na pożegnalną imprezkę, gringos! - Wyszczerzył się.
Poprosił kierowcę o wysadzenie na jednym z pierwszych mijanych skrzyżowań, wcześniej podając im nieodległy adres motelu. Wygramolił się z autobusu o kuli. Stojąc na światłach widzieli jak wita się z jakimś długowłosym mężczyzną i wsiada do jego wozu.

***

Motel był względnie czysty, obsługa mówiła po angielsku a okolica wyglądała na dość porządną, choć okien widzieli piętrzące się dalej na wzgórzach favele.
Marco, przebrany w elegancką koszulę, dołączył do nich niemal równocześnie z Alkerem. Siostry poszły spać w pokoju obok i najemnicy zostali w wynajętym apartamencie sami. Ruiz i Alker wykonali po kilka telefonów, organizując Sue, która wciąż wymagała lekarskiej opieki, transport i miejsce w szpitalu.

W międzyczasie wyjął z plecaka kilka butelek wina, tequili i curaçao, zgrzewkę lokalnego piwa, sok pomarańczowy, oliwki, kabanosy i chipsy. Z dużego termicznego opakowania wyłożył na talerze smażone pierożki z mięsem, które zwał empenadas.
- Żebyście nie myśleli, że Kolumbia to taki niegościnny kraj - rzekł rozlewając do kieliszków wino. - Prawda, tam na południu to mierda dzicz, ale Bogota to cywilizowane miejsce.
Ruiz zapuścił z podłączonego do holo przenośnego głośniczka latynoamerykańską muzykę.
Gdy już zjedli i trochę popili, ździebko wstawiony, dźwignął się o kuli i nieoczekiwanie poderwał wolną ręką do tańca JP a następnie Paulę. Kocie ruchy musiał mieć w genach, bowiem nawet chwilowe inwalidztwo nie przeszkadzało mu się całkiem wdzięcznie gibać do rytmu.
Skończywszy tańczyć załadował do siatki uwieszonej na uchwycie kuli wódkę, curaçao, sok oraz wyjęte z plecaka owoc granatu i cytrynę.
- Zaczekajcie chwilkę to zrobię wam najlepszą lokalną especialidad, której musicie spróbować.
Pokuśtykał do umiejscowionej na korytarzu wspólnej kuchni dla gości i wrócił za pięć minut, wołając, by ktoś mu pomógł przynieść tacę. Stały na niej kolorowe drinki tworzące alkoholową wersję kolumbijskiej flagi.
Marco przykuśtykał z własnym, upitym już nieco drinkiem w dłoni.
- Nie powiem, udała mi się - otarł usta i uniósł szklankę do góry. - Do dna, gringos! Trzeba poczuć wszystkie kolory naraz, żeby poznać smak Kolumbii. Od amazońskiej dżungli po białe szczyty Andów, od brudu ziemi po błękit Pacyfiku! Salud! Zdrowie najemników!


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:50.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172