lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [Najemnicy II] El Presidente (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/14644-najemnicy-ii-el-presidente.html)

Sekal 22-10-2014 21:41

Żądza pieniądza rządziła światem. Tysiąc sześćset euro to nie była olbrzymia kwota, ale na pewno większa od kosztów paliwa. Starszy z mężczyzn syknął usłyszawszy gdzie mają się kierować.
- Ralasco! Oni regularnie patrolują wybrzeże!
- Nie aż tak regularnie i nie mają interesu nas ruszać - odpowiedział jego syn, nie słuchając ojca zupełnie. Podszedł bliżej dziewczyn i wysłał wirtualną wizytówkę ze swoim numerem.
- Nie mogę ryzykować dowiezienie was na ląd, ale za dodatkowe pięćset eurodolarów sprzedam wam motorową łódź pontonową. Nie ma tam mocnych prądów, dotrzecie nią na ląd - wyciągnął rękę w przywitaniu, zaczynając od Manueli. - Jestem Filip de Jork, to mój ojciec Arthur - przedstawił siebie i zrezygnowanego tatę, który wydawał się poddać.
- Nasza łódź nazywa się Lee-Marie, zbiorę resztę załogi, jak się decydujecie. Możemy się tu spotkać za pół godziny, jeszcze zdążymy wypłynąć.


Uderzony przez JP mężczyzna cofnął się zaskoczony i wpadł prosto na podchodzącego Rona, obracając się ze wściekłym wyrazem twarzy. Alker wreszcie skończył rozmawiać i dostrzegł co się dzieje, a facet, który próbował podsunąć dziewczynie drinka zeskoczył ze stołka, unosząc w górę ręce.
- Wariatka! Niech ktoś ją uspokoi!
Barman coś krzyknął, ale jednocześnie zrobił to ktoś inny. Timothy wziął Amerykankę za ramię i wyciągnął spomiędzy marynarzy, posyłając im wrogie spojrzenie. Ktoś pchnął Marlo, ale nagle we wszystko wkroczył wielki wykidajło, solidnymi łapami rozdzielając wszystkich zdecydowanymi ruchami. JP wskazał wyjście.
- Lepiej będzie jak pani wyjdzie - wydukał w łamanym angielskim.
Pozostanie tam nie miało już sensu. Szczególnie po tym, co powiedział im Timothy.
- Paula i Manuela chyba znalazły zastępczy transport. Nie wiem czy bezpieczniejszy i lepszy, ale szukanie naszego kapitana może się znacznie przeciągnąć.


Stróże tak zwanego prawa zdawali się patrzeć na całe te tłumaczenia z dużym pobłażaniem i rozbawieniem jednocześnie. Unda była nudna, Juan stanowił w niej swoistą rozrywkę. Z dwojga złego lepiej tak, niż przy użyciu pałek i wrzasków, bo i takie rzeczy zdarzały się w miejscach bliskich rewolucji. W zasadzie zwykle tak właśnie było, więc uśmiechy tych facetów były całkiem ciekawą odmianą. Może już kilka razy słyszeli te teksty i mieli Anzanę za niegroźnego dziwaka.

Nie przeszkodziło im to zabrać go do pobielanego budynku i tam do czegoś bardzo przypominającego areszt. Musiał tam dokładnie opowiedzieć co tu robi, spędzić sporo czasu na niewygodnej ławce czekając aż sprawdzą papiery i na koniec dostał listę dozwolonych piosenek, zwykle prostych melodii w tropikalnych rytmach, w dużej mierze gloryfikujących to miejsce i El Presidente. Być może sam szef je pisał, bo były naprawdę okropne. Poprosili go, by zagrał kilka. Widok ich rozbawionych twarzy i podśpiewywania do rytmu uświadamiał Juanowi, że nigdy wcześniej nie słuchali niczego lepszego.

Kiedy wyszedł na zewnątrz, było już ciemno. Zbliżała się siódma, do umówionego spotkania z Pedro miał jeszcze trochę czasu, ale przecież ciągle znajdował się w Undzie. Na dodatek nad ranem musiał odebrać najemników z plaży. Czekała go nieprzespana noc, a głowa i ogólne samopoczucie nie polepszyło się jakoś szczególnie.



Paula perswazja vs syn: 2 sukcesy
Paula perswazja vs ojciec: porażka
Manuela przekonywanie: 3 sukcesy

JP wrażenie: 2 sukcesy
Ron zastraszanie: porażka
Tłum żądza bijatyki: porażka

Juan manipulacja vs Straż Ralasco: 1 i 3 sukcesy vs 1 i 3 sukcesy


Pinn 23-10-2014 10:07

Marlo zacisnął pięści i odsłonił górne zęby, kiedy przerośnięty bramkarz wypraszał go z pijalni. Nikt jednak nie szukał awantury i rozsądnie było po prostu opuścić miejsce. Szczególnie, że Alker wspominał o jakimś nowym transporcie. Ta cała JP nieźle go zaskoczyła, miała ikrę. W łóżku pewnie była tak samo przebojowa. Było pewnie koło 8 wieczorem, więc robiło się nieco chłodniej, ale ciągle miło. Oby nowy statek okazał się równie duży co poprzednia łajba. Nie liczył na to szczerze.

Lady 23-10-2014 19:09

- Zgoda - Paula po męsku uścisnęła dłoń Filipa. - 2100 Eurodolarów i wysadzacie nas tak blisko wybrzeża Ralasco, abyśmy nie mieli problemu z dotarciem tam na łodzi, która musi pomieścić pięć osób i nasz ekwipunek.
Widząc, że się zgadza, puściła jego rękę i uśmiechnęła się. Poszło lepiej niż przez chwilę sądziła, że będzie. Do Manueli też się uśmiechnęła. Co tam.
Poszły z powrotem do hotelu, Greczynka raz jeszcze zadzwoniła do Alkera, prosząc go i resztę o powrót. Skoro poprzedni kapitan balował, trudno. Pan Alberto pewnie znajdzie sposób na odzyskanie od niego swoich pieniędzy.

Nie mitrężyła czasu. Była gotowa do wyruszenia zaraz po wejściu do pokoju motelowego. Zarzucić plecak i już. Po dotarciu na miejsce grupy poszukiwawczej, zagadała.
- Będziemy musieli sami dopłynąć pontonem z silnikiem. Zna się ktoś na tym? - spojrzała na JP z nadzieją. Po tym jak się okazało, że umie latać helikopterami wierzyła we wszystko. - Warto też śledzić nawigacją czy nasz nowy kapitan płynie we właściwym kierunku. Z rybami im nie idzie... - roześmiała się.

Autumm 23-10-2014 19:31

Jakoś poszło... jakoś. Manueli nie bardzo podobało się paradowanie pod wszystkimi sztandarami i z otwartą przyłbicą - podejrzewała, że służby specjalne Ralasco na pewno "nasłuchiwały" co się dzieje na otaczających wyspę wybrzeżach - ale skoro szkoda się już stała, nie było co płakać nad rozlanym mlekiem. Spora kasa, jaka poszła na opłacenie przewozu też nie była jej, więc w sumie wszystko jedno *jak* podróżowali - byle do celu.

Bez większego pieszczenia się zabrała pozostałe rzeczy z motelu, gotowa na dalszą podróż. Na pytanie Pauli tylko pokręciła głową; nie znała się ani na żegludze, ani na mapach, ale sugestia brunetki była słuszna - czarnoskóra jakoś nie dowierzała dopiero co poznanym marynarzom, szczególnie że pobudki, jakie nimi kierowały, nie były najszlachetniejsze.

- Zbłądzenia bym się nie bała - powiedziała - Ale lepiej ustalmy warty; ktoś musi pilnować tych łebków, żeby nie było potem niespodzianki. I lepiej wymyślmy sobie dobrą legendę, jak nas zaczepi jakaś patrolowiec...

Sama zamierzała wziąć pierwszą turę wachty, a przynajmniej posiedzieć z kapitanem tyle, ile uda jej się przed położeniem się spać. No i postawić sprawę jasno - na wszelki wypadek. Kiedy więc wszyscy znaleźli się na statku, Manuela podeszła do młodszego z mężczyzn i pokiwała na niego palcem:

- To, że moja psiapsióła wszystko wypaplała, to nie znaczy, ze wy musicie, okej? - rzuciła mu uważne spojrzenie - Żeby nie było nieporozumień: spróbujecie nas wyruchać, to my wyruchamy was. Mocno i boleśnie, amigo. - i przejechała palcem po szyi w wymownym geście. A potem uśmiechnęła się promiennie i poszła poszukać łazienki, radośnie pogwizdując.

Eleanor 23-10-2014 20:21

Judy nie powiedziała ani słowa na temat incydentu, który miał miejsce w barze. Przypuszczała, że żaden z towarzyszących jej mężczyzn nie widział wzbogaconego drinka, którym próbowali ją poczęstować miejscowi. Nie widziała powodu by im to mówić.

Skoro dziewczyny znalazły inny transport na Ralasco i nie było potrzeby dalej szukać kapitana, wrócili do motelu i szybko pozbierali swoje rzeczy. Statek był jeszcze gorszy niż poprzedni. W zasadzie nazywanie go statkiem to były słowa na wyrost, ale pływał i mógł ich dowieść do celu to było ważne. Przez umysł JP przeleciała jednak myśl jak się właściwie wydostaną z tej wyspy kiedy zakończa akcję. Jeśli transport powrotny będzie w równie odpowiedzialnych rękach jak te Luga to mogą mieć poważne problemy.
Postanowiła, że po przybyciu na wyspę rozejrzy się za dostępnymi możliwościami szybkiej ucieczki bez pomocy z zewnątrz.

Po wysłuchaniu pytania Pauli uśmiechnęła się:
- Nie jestem zbyt obeznana z pojazdami nawodnymi, bo wychowałam się na równinach i nie było tam okazji do ich używania. Jeśli jednak będę miała okazję zapoznać się z obsługą powinnam sobie poradzić bez większego problemu. Szybko się uczę.

Bounty 24-10-2014 17:46

Nawet go nie przeszukali! Małomiasteczkowym stróżom porządku nie przyszło do zakutych łbów, że Juan pod marynarką nosi broń. I dobrze, jeszcze musiałby ich zastrzelić a byli tylko głupimi pionkami.
Opuściwszy posterunek przejrzał słowa dozwolonych piosenek, którą na jego własną entuzjastyczną prośbę, zgrali mu na holo.

Staliśmy się silniejsi niż byliśmy wczoraj.
Ojczyzna wolności jest hojna i dobra.
W synowskiej miłości jesteśmy czuli i stali.
Kochać - to znaczy od nieszczęścia ocalić.
Kocham i łąki i pola mego raju.
I las, i źdźbło trawy na jego skraju.


Na mogiłę Che, przecież nie będzie śpiewał tego badziewia!
Dalej było tylko gorzej:

El Presidente - to wiosna w rozkwicie.
El Presidente - to zwycięstwa zew.
Bądź sławiony o zmroku i o świcie,
Na Twoją cześć rozbrzmiewa nasz śpiew!

Losy ludów, marzenia pokoleń
Przeniknął on swym orlim spojrzeniem.
Wielki Wodzu, Ralasco życzy Tobie
Zdrowia, sił i długich lat.


Co za koszmar! Ze wszystkiego co w życiu słyszał, gorsze były chyba tylko murzyńskie przyśpiewki na cześć gryzącego już na szczęście piach tyrana Sierra Leone, Moiwaia Kasamby, "Najpotężniejszego i Najjurniejszego Czarnego Knura Kopulującego Na Kurhanach Wrogów".

Juan wyłączył holo. Wobec braku kontaktu od miejscowego ruchu oporu nie miał właściwie nic do roboty. Zjadł w barze obfitą obiadokolację, po czym udał się na plażę. Znalazł ustronny zakątek, dalej od miasteczka i ułożył się wygodnie na piasku, ze złością stwierdzając, że jedna z durnych piosenek chodzi mu głowie. W akcie zemsty ułożył jej nową wersję:

El Presidente - to kołek w odbycie.
El Presidente - to obsrany chlew.
Niech dręczy cię sraczka o zmroku i o świcie,
Na Twoją głowę spadnie nasz gniew!


Szum oceanu ukołysał wreszcie Juana do snu.
Budzik poderwał go pół godziny przed spotkaniem z Pedro. Anzana zdążył wypić jeszcze kawę w "Playa Soleada" i pojechał w umówione miejsce, używając noktowizora zamiast świateł.

Sekal 26-10-2014 23:28


Lee-Marie kołysała się na falach, to unosząc się w górę, to opadając z impetem w dół. Każdy kto miał chorobą morską uprzytamniał sobie to od razu, gdy jego żołądek podchodził mu do gardła. Wieczór na morzu był jak zawsze wietrzny, szczególnie, że naszły chmury i niebo zachmurzyło się wyraźnie. Nie było mowy o podziwianiu gwiazd, bardziej lepiej było się skupić na utrzymaniu na niewielkim pokładzie kutra znacznie mniejszego od tego będącego własnością Lugo. Musieli rozgościć się w pobliżu luku służącego do wrzucania i wyjmowania ryb, o ile nie chcieli spędzić nocy pod pokładem, całkowicie przesiąkniętym zapachem morskich stworzeń. Tam też choroba mogła okazać się gorsza, ale z ich piątki tylko Ron okazywał jej skutki. Za to robił to efektownie, przewieszony przez reling na rufie zwracał ostatnie posiłki. Poradził mu to jeden z marynarzy, dodając, że na dziobie lub burcie wszystko co wyrzyga może wrócić do niego wraz z wodą. Powiedział to całkiem wesoło, trzeba dodać.

Załoga składała się ostatecznie z czterech osób. Oprócz ojca i syna dołączył do nich brodaty chudzielec w nieokreślonym wieku, zajmując się mechaniczną częścią kutra, oraz przysadzisty, gładko ogolony na całej głowie facet pod czterdziestkę, kapitan przedstawił go imieniem Otto. Coś z Niemca było w tych rysach. Kiedy Manuela zaczęła swoje ostrzeżenia, to on zasalutował jej, zaśmiał się krótko i pokazał "bez obrazy". Oczy miał twarde, zupełnie inaczej od Felipa, który swoje prawie wytrzeszczył na te obwieszczenia. Skomentować nie zdążyli, bo ciemnoskóra już odchodziła, nawet znajdując co chciała. Teoria a praktyka, taka tam różnica. Kibel był małą klitką śmierdzącą chemicznie, a umywalka korzystała ze słonej wody. W sterówce, przy kole sterowym - to miejsce zajął młodszy z de Jorków - było mało miejsca i kto chciał towarzyszyć sternikowi, musiał stać, oglądając rozbryzgujące się co chwilę o statek fale.

Mniej więcej godzinę po wypłynięciu z portu morze uspokoiło się, przestało nimi tak rzucać i zalewać wodą. Płynęli odpowiednim kursem i nawet Marlo trochę odetchnął, wspomożony przez Arthura jakimś środkiem na mdłości. Otto wydobył skądeś gitarę i zaczął grać i śpiewać oparty o luk. Dźwięki te wywabiły też mechanika spod pokładu, mężczyźni ci nie zachowywali się przy tym jak rybacy, a jak marynarze z przeróżnych opowieści czy filmów. Nawet głosy mieli niezłe. Spać i tak za bardzo nie było jak, mały kuter posiadał tylko dwie bardzo niewygodne prycze i niektórzy co prawda radzili sobie ze spaniem w dowolnej pozycji i miejscu, to na pełny wypoczynek liczyć nie mogli.
Godziny mijały.

Było jeszcze daleko do świtu, GPS wskazywał, że pokonali może dwie trzecie drogi do Ralasco, a muzyka dawno umilkła, kiedy pełniący akurat wachtę Otto wskazał na południowy wschód i zaczął kręcić sterem.
- Łódź bez świateł! Zgasić nasze! - marynarze nie ryzykowali, ale mogło być już za późno. Mechanik wyskoczył i zaraz ich kuter pogrążył się w całkowitych ciemnościach. Wygięło ich na fali i położyło prawie na burcie. Arthur stał się niewidoczny, ale i tak mieli wrażenie, że patrzy na nich oskarżycielsko.
- To jakaś wasza sztuczka, wasi znajomi?! - zapytał, przekrzykując fale i silnik.
Przyjrzeli się drugiej łodzi. Odcinała się na horyzoncie, kiedy znajdując się na szczycie fali wyraźnie zaznaczał się nie pasujący do jednostajnego otoczenia kształt. Wszyscy zaopatrzeni w noktowizory mogli przyjrzeć się lepiej. Jednostka wydawała się mniejsza od Lee-Marie, ale także szybsza. Dzieliło ich już tylko może sto metrów i wyraźnie kierowali się prosto na kuter. Otto wyrównał kurs, pragnąc oddalić się jak najdalej.
- To nie może być straż przybrzeżna, za daleko od Ralasco i nie kryliby się w ciemnościach - przestraszonym głosem, ale przytomnie zauważył Filip. - Słyszałem za to plotki o piratach z tej wyspy, czasami atakujących samotne jednostki.
Plotka czy prawda, de Jork wydawał się w nią wierzyć w obliczu aktualnych okoliczności.


Po zmierzchu życie na Ralasco nie ustawało. Wręcz przeciwnie, rozkwitało niczym w jednym z tych gorących krajów, kiedy to nie da się wytrzymać w czasie dnia i wszyscy zachowują energię na wieczór i noc. Okazywało się, że mała Unda ma sporo grajków i chętnych do śpiewu mieszkańców. Gdzieniegdzie palono ogniska, inni bawili się bardziej standardowo, pijąc i żartując w barach. To dawało wrażenie zwyczajnego miejsca i wolnego społeczeństwa.
Sposób na walkę z reżimem. Ucieczka od ucisku i beznadziei. Tak mógł widzieć to Juan. Kto inny mógłby powiedzieć, że tacy po prostu byli ci ludzie. Aktualnie nie było czasu tego weryfikować. Kolumbijczyk jechał już na spotkanie.

Dotarł na miejsce bez przeszkód, w samym miasteczku widział może ze dwóch stróżów porządku, poza nią nikt nie patrolował. Pedro wyskoczył z krzaków, jego ruch został wychwycony przez Juana, ale tubylec i tak zrobił ciche: bu! i roześmiał się. Nie było to najcichsze konspiracyjne spotkanie w życiu Anzany, szczęśliwie nikogo w pobliżu nie było. Mężczyzna pociągnął go od razu przez dżunglę, prostą drogą na wprost. Motorynkę należało zostawić, droga wypadała pod górę, aż na szczyt wykarczowanego wzgórza. Podeszli od północy, mając miasteczko zasłonięte przez wzgórze. Nadmiar ostrożności, bo nie wydawało się, by ktoś zwracał uwagę na radiową wieżę, ale Juan wiedział, że ostrożności akurat nigdy za wiele.

Konstrukcja otoczona była wysoką, prostą siatką z drutem kolczastym na szczycie. Pedro pokazał jednak na dziurę, którą można się było wczołgać do środka.
- Zwierzęta i czas robią swoje. Nawet nie trzeba się wysilać - zachichotał jak dzieciak robiący jakąś głupią psotę. - Żebyś wiedział jak się dzisiaj wymknąłem tym pajacom!
Wyraźnie dumnie z siebie podszedł do wieży zbudowanej w najprostszy sposób z zespawanych ze sobą stalowych elementów, tworzących razem pnący się w górę szkielet, niczym budynek, któremu ktoś zapomniał dorobić ścian i podłóg. Na samym szczycie migało czerwone światełko. Niestety, droga na pierwszy widoczny na górze podest była aktualnie niemożliwa bez wspomagania. Otwór na drabinę, bez drabiny, znajdował się bowiem na wysokości ponad czterech metrów, za wysoko, aby po prostu tam wskoczyć.
- No tak, z daleka jakoś niżej się wydawało - Pedro podrapał się po głowie. - Jaką linę trzeba by było tam rzucić, nie? Transmiter i kontroler jest na czubku. Czubku, haha, zabawne nie? Podpiąłbyś tam mój sprzęt, a ja już załatwię resztę.
Juan spojrzał w dół. Wieża miała z osiem kondygnacji, z obecnej perspektywy wyglądała na cholernie wysoką.



JP choroba morska: brak
Manuela choroba morska: brak
Ron choroba morska: mocna
Paula choroba morska: brak
Timothy choroba morska: brak


Autumm 27-10-2014 00:02

Ani załoga, ani statek nie okazały się aż tak fatalne, jak Manuela się spodziewała. To znaczy statek był fatalny, jeśli chodzi o warunki bytowe, a nie wszyscy marynarze wzbudzali należyte zaufanie dziewczyny, ale porównując rzeczywistość z czarnymi wizjami, rzeczywistość zdecydowanie wypadała na plus.

Rejs, jak wszystkie podróże, był dla Manueli zdecydowanie zbyt długi i zbyt nudny. No bo ile można obijać się po małej łajbie albo wymieniać puste słowa z nieznajomymi? Z desperacji i braku zajęcia Manuela nawet zaczęła odmawiać koronkę do Kościstej Pani, byle tylko zabić wlekący się czas.

Pojawienie się tajemniczego statku przyjęła może nie z radością - wszak były to kolejne niezaplanowane kłopoty - ale z pewną ulgą, że oto kres czekania na niewiadomoco. Od razu, kiedy z ust Otta padło ostrzeżenie, pobiegła do bagażu i wciągnęła na głowę gogle. Ciemność rozmyła się w łagodną zieleń, a Manuela mogła przyjrzeć się statkowi, wypatrując na pokładzie ludzi czy oznaczeń. Zresztą, nie ważne kim byli - piraci, straż czy zabłąkani rybacy - ich kurs zdecydowanie sugerował, co zamierzają zrobić z ich krypą. Czarnoskóra nie czekała dłużej - wydobyła spod bluzy broń i bez certolenia się oddała krótką serię mniej - więcej w kierunku obcej jednostki, natychmiast po tym zmieniając pozycję i starając się znaleźć kryjówkę na pokładzie.

Nie liczyła na to, że trafi kogoś z drugiej łodzi - odległość była spora, a warunki nie najlepsze - ale była to wyraźna demonstracja, że Lee - Mari jest uzbrojona i nie pozwala na zbliżanie się. Teraz pozostawało tylko czekać na reakcję tamtych...

Pinn 27-10-2014 12:19

Kuter bujał się w to lewo, to w prawo. Z każdym kolejnym przechyleniem ciężaru statku, Marlo czuł wzbierające się mdłości. Nie zajęło to dużo czasu, a rzygał jak kot prosto na cholerne morskie fale. Czuł coraz większą gorycz i wcale nie chodziło o smak wymiocin. Pieprzony pierwotny rejs musiał skończył się na tej dziurawej łajbie. W końcu morze złagodniało a pigułka na chorobę morską pomogła. Pozostawało ściskać się na pokładzie.

Mimo to marynarze wydawali się Marlo miłymi ludźmi i nawet wesoło sobie z nimi podśpiewywał kiedy zrobiło mu się lepiej. Byli już w powyżej połowy drogi na przeklętą wyspę, kiedy ktoś pojawił się w ich perymetrze. Druga łódź była mniejsza, ale o wiele szybsza. Być może byli to jacyś przemytnicy, choć równie dobrze mogli być to piraci. Obie domniemane grupy mogły poruszać się taką jednostką. Wyjął swoją lornetkę i włączył noktowizję. Próbował skupić wzrok, kiedy robiąca podobnie Nunes zaczęła wyjmować broń.

Marlo szybko się ogarnął i spróbował ją powstrzymać, słownie.

-Co ty robisz? Nawet nie wiesz kto to jest!- mimo to szalona czarnoskóra dziewczyna już oddała serię w płynącą łódkę. Z takiej odległości na pewno nie trafiła, szczególnie posiadając takie niecelne pistolety maszynowe. Mimo wszystko Ron coraz bardziej uświadamiał sobie zupełny brak rozsądku Manueli. Babka była całkowicie szalona.

-Jeśli miał to być strzał ostrzegawczy, wystarczyło strzelić w powietrze- powiedział coraz bardziej zrezygnowany.


Eleanor 27-10-2014 21:09

Na całej łajbie, którą mieli okazję płynąć na Ralasco było tylko jedno miejsce, które według JP było warte zainteresowania – maszynownia w której pracował stary silnik spalinowy z rodzaju tych, które w samochodach były już taktowane jako mocno archaiczne. Dziewczyna kilkoma uśmiechami i trzepotaniem rzęs bez problemu namówiła Sida, by pokazał jej swoje królestwo. Mechanik z Lee-Marie, okazał się całkiem sympatyczny i chętnie odpowiadał na pytania Judy, kiedy już przekonał się, że drobna blondynka naprawdę zna się na rzeczy.
Przy okazji przeszła także skrócony, teoretyczny kurs posługiwania się łodzią, którą mieli dotrzeć na sama wyspę.

Załoga kutra okazała się bardzo sympatyczna i JP z entuzjazmem uczyła się żeglarskich piosenek wtórując mężczyznom nieco przy tym fałszując, ale nadrabiając brak umiejętności szczerym entuzjazmem.

Potem, wsunęła sobie pod głowę wełniany sweter i zwinęła się w kłębek na pokładzie przy linach i spróbowała zasnąć. Pamiętała jej jak kiedyś Thomas mówił, że umiejętność zasypiania w każdych warunkach jest jedną z najbardziej użytecznych zdolności najemnika. Musiała ja więc w sobie wyrobić, a to oznaczało, ze należy próbować kiedy okazję stwarzają okoliczności. Chyba nawet udało jej się zasnąć dosyć twardo mimo silnych fal i wiatru, bo nagle obudziła się na odgłos wystrzałów. Tego dźwięku nie dało się z niczym pomylić. W koło panowała ciemność. Co jeszcze pogłębiało uczucie lekkiej dezorientacji. Przykucnęła czujna próbując zorientować się co się dzieje.

Słowa Rona wyjaśniły przynajmniej jedną wątpliwość. Jak na razie nikt do nich nie strzelał. To oni byli agresorami, właściwie Manuela, której sylwetkę z bronią rozpoznała gdy zbliżyła się do reszty. Ciekawie przyjrzała się kobiecie, a potem popatrzyła na może w kierunku z którego płynęła w ciemności tajemnicza łódź. Najwyraźniej przestała być najbardziej szaloną postacią w tym zespole. Nie była do końca pewna jakie wzbudza to w niej uczucia.
Na wszelki wypadek schowała sweter do plecaka, a potem wyjęła broń i dokręciła tłumik. Spokojnie nałożyła noktowizor. Może łódź odpłynie. Jeśli nie, miała zamiar walczyć. Postara się jednak by widzieć dokładnie przeciwnika, do którego będzie strzelać. Nie lubiła marnować amunicji.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:09.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172