lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [Autorski] "Mutants" (+18) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/20131-autorski-mutants-18-a.html)

Connor 09-04-2022 17:38

Mała i drobniutka nastolatka z nieco wyłupiastymi oczami, obecnie w formie czegoś, co wyglądało na skrzyżowanie pomiędzy jakby… wilkołakiem, a… demonem, dopadła jednego ze zbrojnych, i zmasakrowała go pazurami i zębiskami. Następnie skoczyła na kolejnego mężczyznę, ten jednak do niej strzelił z karabinu obezwładniającego. Trafił, ładunek elektryczny małą bestyjkę "popieścił"... ona jednak zrobiła wściekła jeszcze dwa kroki, i smagnęła i tego typa pazurami, raniąc go. Wtedy też oberwała po raz drugi, i już definitywnie padła w śnieg.

Peter wycelował z karabinu i… klik, klik. Jasny szlag, jak to cholerstwo działało? Niby karabin, niby strzelba, ale i elektryczne. Gdzie tu odbezpieczyć, gdzie przeładować?
- On ma broń!
- Sukinsyn!

Nie było już czasu. Peter skoczył w przód, i dzięki swojej mocy nabrał niesamowitych prędkości, szybciej niż w mgnieniu oka dopadając dwóch zbrojnych… na których użył felernego karabinu niczym maczugi, traktując nią ich obu. Padli.

Eskapady akrobatyczne Oceli, zwróciły uwagę zbiegających w dół facetów. Po chwili zaczęto więc do niej strzelać w półbiegu, ale dodatkowo i schowana za jednym z dużych kół ciężarówki dziewczyna, chwilowo była bezpieczna.

"Elusive" celował z pistoletu do zbiegających w dół, i celował, i celował… i w końcu chyba palec sam mu się omsknął, i wystrzelił. Trafił jednego z nich gdzieś w tors! Typek jednak wrzasnął, po czym dalej działał. Mieli kamizelki?

Trevor i James, przebywający w ciężarówce, chwilowo nie robili nic…

Maya "skoczyła" używając swojej mocy teleportacji, zabierając ze sobą murzyna i Lilly. Znaleźli się we trójkę po chwili za plecami zbrojnych. Żywa rzeźba sprzedała solidnego kopa jednemu z napastników prosto w dupsko… łamiąc mu miednicę. Facet poleciał dobry metr w bok, po czym leżąc w śniegu zaczął wyć z bólu. W tym czasie Maya poradziła sobie z obsługą karabinu, i strzeliła jednemu z przyjemniaczków w plecy. Ten padł po chwili nieprzytomny od wyładowania elektrycznego… "Lilly" z kolei wydłużyła swoje gumowe ręce, i owinęła następnego za nogi, a ten się przewalił w zbiegu w dół zbocza.

- Oni mają broń!!
- Są bez obroży!!
- Fuck!!

Zbrojni korporacji nieco spanikowali na moment… i nagle jeden z nich rzucił granatem.

Najprawdziwszym, pieprzonym granatem, który wylądował na otwartej klapie ciężarówki. Tuż obok Trevora, Jamesa, i "Elusive".

Jasna cholera.

"Elusive" Nie zastanawiał się długo. Widząc lecący w jego stronę i spadający na klapę granat, natychmiast odwrócił się i zrobił długi sus w stronę szoferki, a następnie rzucił się w przód wystawiając ręce przed siebie, aby złagodzić upadek.

Peter nie zamierzał zajmować się tymi, co leżeli bez ruchu u jego stóp. Miał nadzieję, że jeszcze trochę poleżą, a była jeszcze robota do wykonania. Ruszył w stronę kolejnego wojaka, chcąc jak najszybciej zmniejszyć liczbę wrogów.

Tymczasem Nox zdusiła przekleństwo, a potem atak śmiechu. Było tak zimno, ale za to jakie miała widoki! Poza tym pierwszy raz od wielu miesięcy czuła, że ma znowu kontrolę nad swoim życiem.
-Zajebiście Siłaczu! Dobij tych dwóch leszczy żeby nie walnęli nam w plecy! - pokazała na rannego i porażonego.
-My bierzemy trzeciego gnoja i lecimy dalej! Lilly, przyciągaj go! - skierowała lufę karabinu na przewalonego żołnierza.

Trevor też bardziej usłyszał niż zauważył toczący się granat. Na pewno potoczył się gdzieś w okolicach otwartych drzwi ciężarówki. Potwierdzała to reakcja jednego z więźniów, który rzucił się w kierunku szoferki jak najdalej od drzwi szukając schronienia przed nadchodzącym wybuchem. Najgorszym co go mogło teraz spotkać to odłamki granatu rykoszetujące po zamkniętej przestrzeni.
Nie było na co już czekać. Trzeba było działać. Słysząc że większość odgłosów obiega z lewej w stosunku do przodu pojazdu burty postanowił opuścić ciężarówkę przez prawą ścianę. Miał zamiar w tym celu użyć swojej mocy przenikania przez wszelkie możliwe materiały. Potem zorientuje się w sytuacji czy i jak może pomóc współtowarzyszom niedoli.

James co nieco się rozeznał co widać było na obrazku. Dołączył do niego jeden z tych, którzy jeszcze nie tak dawno jechali ciężarówką. Nie było jednak czasu na uprzejmości, gdy była robota do wykonania. Ledwo się otrząsnął, a już była pierwsza walka. Wyjrzał szybko za stalowe obicie furgonetki i ujrzał dwóch typów. We wnętrzu ciężarówki walały się pewnie na prawo i lewo wszelkie maści karabiny i granaty.
Ocelia, przyczajona za kołem wywróconego pojazdu, obserwowała, zbliżających się napastników. Jeszcze tylko parę kroków, poganiała ich w myślach.

Kerm 10-04-2022 19:26

Eksplozja granatu zdominowała na chwilę całe pole bitewki… i miała liczne, niszczycielskie skutki.

James, stojący niecałe dwa kroki od feralnego granatu, zginął. Siła wybuchu cisnęła go w tył, i na śnieg padło zwęglone, poszatkowane ciało młodego mężczyzny, który… miał pecha? Był zbyt roztargniony, by owy granat zauważyć? Tego chyba nie dowie się nikt, a on sam, już najmniej.

Eksplozja granatu kompletnie zaskoczyła Ocelię. Dziewczę całkowicie nieprzygotowane na taki obrót spraw, siłą wybuchu zostało ciśnięte w górę i w tył, i gdyby nie ciężarówka tuż pod jej stopami, z niej również niewiele by zostało. Ale i tak nie było zbyt dobrze. Nieustanne, uporczywe, wredne piszczenie w uszach. Szok, rozmazany wzrok, ból brzucha, ogólne skołowanie… gdy tak leżała na ciężarówce, próbując zrozumieć, co się stało. Nie rozumiała. Ale za to żołądek w końcu jako pierwszy, powrócił do pełnych funkcji.

"Elusive" owy wybuch przeżył, i w tej chwili tylko to się liczyło. Poczuł gorąco na nogach, ale poza wpadnięciem gębą w śnieg, w sumie niewiele się jemu przytrafiło…

Podobnie było u Trevora. Po przeniknięciu ściany ciężarówki, i znalezieniu się poza nią, pieprznęło solidnie, trochę go tak jakby pchnęło krok dalej, ale poza tym, nie było źle.

Peter dopadł kolejnego frajera… który unosił w stronę jego osóbki karabin. Więc Peter przypieprzył karabinem w karabin, w chwili impulsu, chcąc w ten sposób zażegnać zagrożenie, by po chwili resztkami maczugo-karabinu posłać kolejnego z nich "lulu". Tym razem jednak nie zdążył.
- Co jest kuuu… - Powiedział jeden ze zbrojnych kierując lufę w postać młodziana, gdy zapadł się nagle w śniegu do pasa, i zamiast w Petera, strzelił ładunkiem obezwładniającym metr obok niego, kolejny z nich, jednak już podołał temu prostemu zadaniu. Strzał, ból, skurcze mięśni, i ogarniająca wszystko ciemność, gdy ustrzelony "Falco" padał w śnieg…

Murzyn dopadł rannego faceta, i brutalnie zasadził kolejnego kopa w leżącego, tym razem w jego bok. Połamał mu żebra swoją kamienną nogą, te przebiły płuco, w kilka sekund był kolejny trup. Czarny ruszył do następnej swojej ofiary…

"Lilly" z gumowymi rękami, oplatającymi nogi jednego ze zbrojnych, który się wywalił, zaczęła go ciągnąć ku sobie. A ten nagle się obrócił, celując z karabinu obezwładniającego… na co Maya wystrzeliła w niego ze swojego. Oberwał, popieściło go, padł nietomny. Ale również i "Lilly", która go w końcu trzymała. A wokół bioder dziewczyny, na białym śniegu pojawiła się mała, żółta plama.

Nieprzytomną dziewczynkę-potworka skuto zwykłymi kajdankami, z rękami na plecach. Podobnie uczyniono z Peterem… i zorientowano się, iż za ich plecami są kłopoty, i zbrojni już odwracali się w kierunku Mayi i Afroamerykanina.

Trzej inni podchodzili sprawnie do ciężarówki, z karabinami przy policzkach, gotowi do strzału…

"Elusive" podniósł się najszybciej jak potrafił. Był lekko oszołomiony daną sytuacją, ale adrenalina sprawiała, że jego organizm chciał się bronić, więc reagował dosyć szybko.

Jak się podniósł zobaczył koło siebie mutanta z ciężarówki, nie mając pojęcia skąd się tu wziął. Minął go i szybko zbliżył się do tyłu ciężarówki, gdzie na ziemi zobaczył strzępy ciała jednego z mutantów. Po plecach przeszedł mu dreszcz na myśli, że gdyby nie szybka reakcja, to mógłby być właśnie on. Wychylił się minimalnie zza ciężarówki i zobaczył zbrojnego idącego <1> w jego stronę. Natychmiast się cofnął, spojrzał na "kompana" stojącego obok.

- Kładź się na ziemię i udawaj martwego. Idzie tu.. lub idą. Mam plan - Mówił, chociaż jego głos był nerwowy. Jednak po ułamku sekundy na oczach McIntosch'a zmienił się w kobietę, która kilka chwil temu umarła pod jego ciałem. "Elusive" na razie wolałby nie zdradzać swoich mocy, jednak sytuacja tego wymagała.
- Udawaj, że nie żyjesz, ja spróbuje ich przekabacić - powtórzył swoje słowa, a następnie krzyknął w stronę idących, jeszcze nie widocznych, ochroniarzy - Który kurwa, rzucił we mnie granatem?! Moje żebra!

Bycie przynętą nie bardzo mu się podobało tym bardziej, że miał zaufać całkowicie obcej osobie i do tego mutantowi. Z drugiej strony w sumie co mu szkodziło spróbować.
- Wsumie czemu nie - Odpowiedział nawet ochoczo. Rozejrzał się chwilę po pobojowisku jakie jakie zostało po wybuchu granatu. Szybko ułożył się na ziemi, przyjął trochę niewygodną pozycję z powyginanymi w różne strony kończynami, która miała uwiarygodniać położenie ciała jako ofiary wybuchu. Położył się jednak tak, żeby chociażby spod półprzymkniętych oczy mógł obserwować sytuację na wypadek, gdyby plan przekabacenia strażników jednak nie wypalił… po kilku sekundach zza przewróconej ciężarówki wyszedł jeden ze zbrojnych, czujnie trzymając karabin przy swojej gębie.
- Jessica, ja pierdolę! Co się dzieje? - Spytał "fałszywą" kobietę, zerkając również na udającego trupa Trevora - A z tym co?
- Jak to co? Któryś inteligent prawie mnie rozjebał granatem jak tych dwóch! - Wskazał(a) na zbrojnych - I co ma z nim być? Nie żyje! Tam jest kolejny - Wskazał(a) w stronę szoferki - Jebany zabrał mi karabin - Kończąc mówić cofał(a) się za tyły przybyłych, tak aby zejść z ich oczu.

Eksplozja z okolic transportera zadziałała i na Mayę, chociaż bardziej jako siarczysty policzek. Drugim była nieprzytomna Lilly. Kopem w tyłek zaś widok trzech żołnierzy zwracających się w stronę jej i Murzyna. Co najgorsze na placu boju zostawało coraz mniej jednostek oporu.
- Szykuj się, skaczemy! - zarzucając broń na plecy dopadła kamiennego olbrzyma. Wciąż stali na nogach, musieli to wykorzystać! On radził sobie doskonale ręcznie, ona musiała podejść do sprawy inaczej. Grawitacja była suką, Nox też. Przyszedł czas aby się dogadały.

Świat wirował. Ocelia wiedziała co się dzieje. Część jej znajomych brała - zwłaszcza przed większymi zawodami, lub całonocnymi maratonami parkourowymi - dopalacz na bazie amfetaminy, lub jej chemicznego odpowiednika. Ocelia też spróbowała - pamiętała niesamowity przypływ energii, odwagi, pomagającej jej wykonywać najtrudniejsze sztuczki. Adrenalina rozrywała jej żyły, mogła wszystko. Niestety, nie pamiętała, co było potem - obudziła się w mieszkaniu Alexa, kompletnie wypompowana. Wszystkie mięśnie ją bolały, w głowie i uszach jej łupało i rzygała pół dnia jak kot.
- Oj Cela, Cela - mruknął Alex, przytrzymując ją, żeby nie wpadła głową do kibla - To nie dla ciebie, dzieciaku. Uprzedzałem. - Podniósł ją z podłogi, jakby nic nie ważyła, i odholował do łóżka. - Śpij.
To było paskudne wspomnienie.
Czyżby znowu coś wzięła? Nie pamiętała, żołądek znów się jej skurczył i wywalił trochę nie wiadomo czego (wcześniejsze wiadomo co zaścielało podłogę wokół niej). Nie miała już nawet czym rzygać.
Oddychaj. Oddychaj.
Odetchnęła, świat zwolnił na tyle, że zorientowała się, że nie jest już na chacie u Alexa.
Metal i guma... Wspomnienia wróciły. Coś pierdyknęło nią w bok. Ale chyba była cała... Szybki rzut oka pozwoli jej ocenić sytuację. Już pamiętała.
Skoncentrowała uwagę na nadchodzących napastnikach.
- Inni strażnicy chcą cię zabić. Broń się - Wybełkotała z nieprzerwanym piskiem w uszach, i znów zwymiotowała. Nic się chyba jednak nie stało…

kanna 11-04-2022 21:52

Maya dotknęła murzyna, i oboje się teleportowali… pojawiając się obok kolejnego z widelce zdziwionych typków. A czarnoskóry pieprznął następnemu, tym razem jednak w twarz, zabijając go na miejscu… dwaj pozostali w pobliżu to zauważyli, po czym zaczęli strzelać do kamiennego kolosa, ale o dziwo "placki" się go nie imały!! Dziewczyna zaś chowała się po prostu za nim.

W tym czasie bliżej ciężarówki, "Elusive"-kobieta, ściemnił wystarczająco, by jeden ze zbrojnych ruszył w stronę szoferki, szukając niby jakiegoś mutka z karabinem… idąc tuż, tuż obok Trevora.

Dwaj pozostali, zaglądali zaś do wnętrza ciężarówki, sprawdzając zapewne, czy nie ma tam reszty mutantów… a leżąca na niej Ocelia, po kolejnym prężeniu plecków niczym kot, w trakcie pewnego niezbyt miłego zajęcia, poczuła się już trochę lepiej.

"Elusive" udający kobietę poszedł razem z dwoma typami zajrzeć do środka, zdając sobie sprawę, że jest tam ciało, które właśnie udaje. Trzymał się za plecami tego bliższego . Chowając rękę za plecami spróbował zrobić z niej nóż i poczuł, że udaje mu się to. Szybko spróbował przyłożyć dłoń-nóż do zbrojnego i poderżnąć mu gardło, jednocześnie celując bronią do kolejnego i strzelić. Pech chciał, że facet zauważył pojawiający się od tyłu nóż zmierzający w okolice jego gardła… chłopak jednak zdążył strzelić z pistoletu do drugiego typka, trafiając go prosto w twarz! Delikwent jednak tuż obok, odtrącił rękę-nóż "Elusive", po czym czymś mu pieprznął po żebrach, i odskoczył w przód, jednocześnie się odwracając twarzą w twarz, a lufy dwóch ich różnych broni zmierzały ku swoim celom…
Trevor nadal udawał martwego. Wiedział, że balansował po cienkim lodzie, ale z tego co wiedział to jeśli nawet to strażnicy raczej nie mieli w procedurach “dobijania” martwych więźniów, żeby upewnić się, że na pewno są martwi. Póki co Przemiana w kobietę chwilowo poskutkowała. Kobieta przeszła na tył ciężarówki gdzie po chwili rozegrała się chyba jakaś szamotanina. Z miejsca gdzie leżał niewiele widział więc póki co… Nawet nie bardzo wiedział jakby mógł pomóc. Nie był mięśniakiem. Nie potrafił walczyć. Nigdy nie zabił człowieka.

Ocelia z zadowoleniem skonstatowała, że wymioty świetnie jej robią na percepcję. Widziała i ogarniała coraz więcej. Przesunęła się do węższego końca samochodu, starając się - w miarę możliwości - omijać ślady swojej niedyspozycji.
Spojrzała z góry na napastników. Jeden z nich został właśnie zastrzelony, drugi walczył z jakąś babą-zbrojnym?? Skoncentrowała się i powtórzyła :
- Inni strażnicy chcą cię zabić. Broń się.

"Elusive" i facet wystrzelili do siebie równocześnie. Wyładowanie elektryczne i kula 9mm. Trup z jednej strony, nieprzytomny mutek z drugiej. A zaalarmowany wszystkim kolejny zbrojny wrócił się szybko… i zobaczył Ocelię na ciężarówce. Strzał praktycznie w twarz, doprowadził do kolejnego, chwilowego pozbawienia przytomności. Nastolatka wprost zwisała z ciężarówki…

- Ty skurwiała pizdo! Coś ty zrobiła?! - Wściekły zbrojny, zaczął kopać "Jessicę".
- Coś… ty… zrobiła… pizdo… - Kop za kopem, wojskowym buciorem w nieprzytomnego mutanta, udającego zbrojną kobietę.

Leżący opodal Trevor, to wszystko słyszał.

W tym czasie, Maya dopadła jednego z frajerów, po czym z nim zniknęła. Pojawiła się ponownie 40m wyżej, gdzie puściła go… reszty dokonała grawitacja. Facet z wrzaskiem poleciał w dół, pieprznął o ziemię, i tyle. Był martwy. Z kolei murzyn dopadł kolejnego, tłukąc go do śmierci kamiennymi piąchami.

W końcu zostali sami na polu bitwy.

Ciężki oddech Nox zmieniał się w gęstą, białą parę wydychaną z każdym nerwowym wydechem. Jeszcze kawałek, odrobina wysiłku i będzie wolna. Zgarnie Lilly i siłacza, a potem wrócą do normalnego życia z dala od klaustrofobicznej celi i codzienności ekspertów łamiących prawa człowieka.
Jeszcze tylko trochę, odrobina wysiłku.
Teren wokół kamiennego kolosa wydawał się czysty, postacie w mundurach leżały albo martwe, albo ogłuszone. Chwilowo ogłoszone - poprawiła się w myślach.
Pozorny spokój psuł hałas dobierający od wyjścia transportera.
Z zaciętą miną mutantka raz jeszcze skoczyła używając mocy, tym razem w bok, odpowiednio daleko od paki wraku aby nie narazić się na strzał, a móc rozeznać w sytuacji.

Trevor co prawda wszystko słyszał, ale z pozycji gdzie i jak leżał niewiele widział. Domyślał się jednak, że sprawy poszły nie tak jak powinny. Nie mógł lub nawet nie powinien dalej pozostać bezczynni. Wzdłuż boku ciężarówki widział jednego ze strażników. Nie wiedział czy jest on sam i ilu w ogóle ich jeszcze zostało. Zarówno strażników jak i więźniów.
Gdy strażnik nie patrzył w jego stronę stał się niewidzialny i czym prędzej choć starając się jak najciszej postanowił podejść bliżej tak żeby coś zobaczyć.
Udało mu się nie wzbudzając uwagi strażnika podejść na tyle blisko, że zauważył co stało się za węgłem. Był tylko ten strażnik. Reszta leżała tylko nie sposób było stwierdzić czy są martwi, ranni czy nieprzytomni.
Trzeba było działać i żeby przeżyć chyba będzie musiał pierwszy raz w życiu kogoś zabić. Zabij lub daj się zabić to chyba najlepsza motywacja w życiu. Człowiek nie jest w stanie przygotować się do takiej ewentualności jeżeli nie przeżyje tego sam to znaczy dopóki nie znajdzie się dokładnie w takiej sytuacji.
Pozostając niewidzialnym zlokalizował najbliższy pistolet leżący na ziemi. Wyglądało na to, że gdy strażnik będzie patrzył w inną stronę byłby w stanie go podnieść i strzelić. Wyglądało na to oczywiście teoretycznie. Gdzieś z tyłu głowy pulsowało mu przysłowie, które kiedyś usłyszał, że tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono.
Plan był prosty. Strażnik spogląda w inną stronę. Podnieść pistolet, wycelować i strzelić. Czy nie zawaha się w ostatniej chwili? Tego nie wiedział. Musiał to sprawdzić empirycznie czyli musiał sprawdzić sam siebie. W praktyce.
Wystarczyło tylko wybrać odpowiedni moment. Wszystko byłoby dobrze gdyby jeszcze tak bardzo nie trzęsły mu się dłonie. Wóz albo przewóz. Czekał na odpowiedni moment… strażnik był zajęty brutalnym kopaniem "Jessici", i nic nie zauważył. Trevor podniósł więc pistolet, wymierzył drżącymi dłońmi w głowę zbrojnego, i nacisnął spust. Huk wystrzału, tryśnięcie krwi. Nie trafił tak całkiem gdzie chciał i kula ugodziła typka w okolicach pomiędzy uchem a żuchwą, ale mężczyzna i tak padł na śnieg martwy…
Nigdy tego nie robił więc nie do końca wiedział czego się spodziewać. Krew trysnęła tak jak na filmach ale to tutaj było prawdziwe. Kopnięcie broni, huk wystrzału, rozbryzg krwi, odgłos rozrywanej czaszki i odgłos upadającego ciała… To nie był film. Ręce mu nadał drżały, ale już jakby mniej. Pistolet ciążył i być może to trzymało go przy zachowaniu trzeźwości umysłu. Ostrożnie wychylił się zza ciężarówki i rozejrzał dookoła. Nie zauważył więcej strażników, ale uciekinierów też nie wypatrzył zbyt wielu.
Przykucnął przy przemienionej w kobiecie postaci i spróbował wyczuć puls. Plusy jakiegoś bzdurnego podstawowego kursu pierwszej pomocy. Myślał, że nigdy mu się to do niczego nie przyda. Puls był słaby, ale miarowy i spokojny. Wyglądało na to, że żyje. Niestety wiele więcej nie potrafił stwierdzić.

Nagle, w zasięgu jego wzroku, pojawiła się jakaś młoda, rudowłosa kobieta, pojawiając się znikąd na środku całego ichniego "pola walki". Miała na sobie takie samo więzienne wdzianko co on…

Coś pieprznęło. I to wyjątkowo mocno. Raz, drugi, trzeci. Jasna cholera, wozy obstawy. Zapomnieli o nich, a teraz one się "przypomniały", waląc z jakiś granatników, czy coś.

Murzyn- kamienna statua, poleciał dwa metry w bok, po ostrzale. Zdecydowanie krwawił.

Dydelfina 12-04-2022 18:42

Jeśli siła ostrzału zdołała przebić kamienny pancerz olbrzyma od którego odbijały się pociski obezwładniające, a miażdżone czaszki i kevlarowe hełmy nie zostawiały na nim najmniejszej ryski… co podobny kaliber pocisku mógł zrobić ze zwykłym, miękkim ciałem Nox zabezpieczonym (ha, ha, ha) jedynie więziennym uniformem? Pytanie na pewno budziło sporo zrozumiałej obawy cisnąc na usta przekleństwo zaczynające się na “holly” a kończące na “fuck”. Ośnieżony las po drugiej stronie transportera kusił spokojem i ciszą daleką od piekła robionego przez granatniki czy inne wyrzutnie. Maya nie była wojskowa, nie znała specyfikacji, ani nie rozpoznawała czym klawisze konwoju napieprzają w rozlazłą po miejscu kraksy korporacyjną własność. Taką na dwóch nogach, próbującą chyba przeżyć.
Grunt, że widziała efekty ataku i to wystarczyło aby wewnętrzny instynkt przetrwania załączył w jej głowie jedyną, słuszną opcję działania.
Jak na niechciane życzenie pośród gonitwy myśli aż nazbyt wyraźnie usłyszała dziewiąty utwór z wydanej w 1992 roku płyty “March Ör Die”. Ochrypły głos Lemmy'ego Kilmistera śpiewał prosto do jej mózgu znamienne: You better run. Baby, you better run!
Mutantka zgadzała się z nim w pełni, należało brać nogi za pas i wiać. Nawet przekręciła głowę w stronę przeciwną do atakujących wozów, ale zanim skoczyła kątem oka dostrzegła krew na śniegu albo tak się jej wydawało. Z tej odległości i prawie po ciemku czarne plamy przy sylwetce Murzyna mogły być przecież czymkolwiek - idealna wymówka dla sumienia, co nie? Mądry człowiek chwyciłby ją dając drapaka ile sił w nogach, logiczna sprawa.
Tyle że Maya nie była ani człowiekiem, ani logiczna. Swoją mądrość też stawiała pod sporym znakiem zapytania. Dlatego zamiast przenieść się bezpiecznie poza zasięg i wiać na własną rękę, przeniosła się do rannego siłacza, aby chociaż spróbować przeskoczyć z nim za osłonę ciężarówki.

Być może na przedpolu nie było już widać więcej strażników, jednak jak sądził musieli gdzieś jeszcze być poza zasięgiem wzroku, ale w zasięgu granatników. Szybko zorientowawszy się z której strony padają strzały postanowił schować się póki co za osłonę pancernej ciężarówki. Nie był jednak samolubny. Z niemałym wysiłkiem zaciągnął za osłonę również ciało nieprzytomnej kobiety lub raczej wcześniej mężczyzny zamienionego w kobietę. Być może nie był to najlpeszy plan, ale w tej chwili jedyny jaki mu przyszedł do głowy. W końcu os sam zawsze mógł nagle zniknąć i uciec. Jednak gdzieś z tyłu głowy kołatała mu się myśl, że ratując towarzysza niedoli być może zdobywa przyszłego sprzymierzeńca.

Maya teleportowała się do murzyna, dotknęła go, po czym oboje zniknęli… pojawiając się przy szoferce przewróconej ciężarówki. A stamtąd kolejny, tym razem mini-skok, i byli już za ciężarówką.

Dwa razy coś gruchnęło na polu walki…

Za ciężarówką przebywał też jakiś facet w więziennym wdzianku, ciągnąc po śniegu nieprzytomną kobietę-strażnika. Maya nie miała pojęcia w jakim celu to robił.

- Chcesz się z suczką zabawić? - Powiedział wielki murzyn do Trevora i zarechotał. Po ostrzale miał z kolei mocno zakrwawioną lewą rękę.
-Nic z tych rzeczy. To jeden z nas zamieniony w kobietę, żeby zmylić i załatwić strażników. Niestety nie wszystko poszło tak jak miało pójść. - Odpowiedział Trevor.

Nox unosząc brwi rozejrzała się po okolicy.
-To wszyscy? - spytała i zaraz pokreciła głową. Byli w dupie, takiej bardzo czarnej i głęboko tam utkwili. Kucnęła przy Murzynie po czym ściągając koszulkę posłała mu niepasujący do powagi sytuacji za to sympatyczny uśmiech.
- Pokaż łapę, trzeba chociaż prowizorycznie ją ogarnąć żebyś się nie wykrwawił. Jesteś w stanie walczyć? W ogóle jak ci na imię?
Czarnoskóry byczek spojrzał na Mayę w cyckonoszu, i wyszczerzył ząbki, gapiąc się na jej biust.
- Heh… laska… nieźle, nieźle… - W końcu jednak przeniósł wzrok na twarz dziewczyny - Marcus jestem.
Dziewczyna uśmiechnęła się szerzej i zadrżała. Zimowy mróz szybko dawał się we znaki gołej skórze. Musiała znaleźć ciuch zamienny, ale to zaraz.
-Laska potem, najpierw trzeba wynieść śmieci. - puściła mu oko, zabierając się za darcie materiału i okręcanie nim rannej kończyny.
-Zostały dwa kubły ale są pełne robali. Musimy je wybić, szybko. Póki ci stąd nie zaczną się budzić. Możesz walczyć? W ogóle to jestem Maya, mimo chujowości sytuacji miło cię poznać Marcus.
- Jasne, że im dopierdolę… - Mruknął mięśniak, i nagle zarechotał, znowu gapiąc się na cycki Mayi. Od zimna… jej sutki uwypukliły się w materiale biustonosza.

Nox chrzaknęła i pokazała palcem na swoją twarz.
-Tu mam oczy - parsknęła krótko, a skończywszy prowizoryczny opatrunek, zaczęła się rozglądać po okolicznych trupach. Potrzebowała ciuchów.
-Chyba że zawijamy kitę, tylko tam została Lilly - westchnęła, a potem nagle spojrzała na ostatniego przytomnego.
-A ty jak, nie jesteś ranny? Umiesz obsługiwać karabin? - ruchem głowy wskazała broń wiszącą na plecach.
-Przed chwilą pierwszy raz użyłem pistoletu i pierwszy raz zabiłem człowieka… - Nie dokończył Trevor. - Widocznie to mój dobry dzień na robienie rzeczy pierwszy raz w życiu. Jak mi pokażesz co i jak z tym karabinem to może nie zrobię krzywdy komu nie powinienem lub może odwrotnie. - Dodał jednym ciągiem.
- A jakie ty w ogóle gościu masz moce? - Spytał nagle czarnoskóry - Coś przydatnego w walce?
-W sumie nigdy nie zastanawiałem się nad ich użytecznością w walce… Przenikam praktycznie przez wszystko i potrafię stać się całkowicie niewidzialnym. A wy co potraficie? - Odpowiedział Trevor.
Murzyn nie powiedział nic, i po prostu zamienił nagle zdrową rękę w kamienną, po czym… pogroził nią pięścią Trevorowi.
- Noż kurwa chłopie takie moce? I ty się cały czas chowasz?? - Fuknął, a potem spojrzał na Mayę i jej cycuszki - A laseczka się teleportuje, czy coś…
- Jestem informatykiem. Choć może bardziej hakerem komputerowym. Nigdy nie zabiłem człowieka.
Nox pokreciła głową.
-Ja tu robię za taksówkę na krótkie dystanse. Akurat od mordobicia do mordobicia - klepneła Murzyna w ramię i jakoś uważniej spojrzała na ciała w okolicy.
-Granaty - mruknęła, by zaraz samej rzucić się do nieruchomych żołnierzy.
-Muszą mieć granaty! Granatami zdejmiemy tamtych z działami!.
-Chętnie pomogę na ile mogę, tyle tylko że stanie się niewidzialnym nie zmieni tego, że w śniegu i tak będę zostawiał ślady. Także co z tego, że mnie nie widać jak możemy zapomnieć o efekcie zaskoczenia.
- Jakoś wątpię, by typy w jeepach, czy co to tam jest, mieli taaaakie gały, by to widzieć, gdy wchodzisz po górkę… - Wzruszył barami murzyn, szczerząc zęby - Więc nie peniaj? To co, można na ciebie liczyć, czyś dupa wołowa?
Nie było sensu ukrywać, że jest dupa wołowa no ale to chyba nie był czas, żeby się do tego przyznawać. Prawdopodobnie też nie był to czas, żeby próbować udowadniać, że nie jest. W końcu groziła mu tylko śmierć, a na drugiej szali wagi było być może zdobycie szacunku wyjętych spod prawa mutantów. Nigdy nie miał zbyt wielu znajomych i nie był przekonany czy to najlepszy czas no zdobywanie nowych kumpli jednak chyba nie miał innego wyboru.
-Jak mi pokażecie co i jak z tym karabinem to mogę spróbować. Choć mam wrażenie, że idę na ochotnika na śmierć.

-A tam śmierć. Co najwyżej cię popieszczą plackiem i wpakują do puchy. Jesteśmy wartościowym towarem dla Korpo. Bardziej wartościowym niż nasi klawisze… spójrz - Nox prychnęła i zdjęła karabin z pleców aby w wyciągniętych dłoniach pokazać go poziomo Trevorowi.
- Ten dzyndzel to taki włącznik - wskazała na cypka powyżej spustu - Jak biegasz to zabezpieczasz, czyli ustawiasz pokrętło w stronę wylotu lufy. Jak chcesz strzelać ustawiasz go do góry. Tylko nie bądź debilem i nie lataj z paluchem na spuście, dobra? Kładziesz go tam jak zamierzasz strzelić. Celujesz po długości lufy, cel musisz widzieć w tych ząbkach na końcu wylotu… jesteś niewidzialny, po prostu podejdziesz i napierdalasz. - oddała mu broń i zatarła ręce patrząc na pozostałą dwójkę.
- Znajdziemy granaty, skocze na szybko się rozeznać jak stoją wozy i ilu klawiszy zostało. Potem wrócę i jedziemy z tematem. Trevora zostawię bliżej wozów żeby miał w zapasie granat gdyby mi nie wyszło. Skoczę na jeden z wozów i zostawię koło wyrzutni odbezpieczony granat. Jebnie, rozwali się i jeden z głowy. W międzyczasie przeźroczysty podrzuci drugi, a my z siłaczem zaczniemy robić dym… tak, tak - poklepała kamienne przedramie.
- Podrzucę cię taryfą pod samą rozróbę. Bez ciebie to nie robota. Zobaczymy czy więcej ty rozsmarujesz pięścią, czy ja wywalę w powietrze. Tylko mi kurde ogarnij jakiś ciuch, bo zaraz zamarzne.

Buka 13-04-2022 21:49

Gdzieś na północy USA,
18 listopada,
zbocze górskiej drogi,
godzina 18:40


Marcus skinął głową na słowa “Nox”, po czym nieco się wychylił, i capnął tego zastrzelonego przez Trevora, zaciągając go za ciężarówkę, gdzie pod osłoną dużego pojazdu, trzaskająca już zębami dziewczyna, otrzymała po chwili kurtkę, a nawet i drugi karabin obezwładniający.

Następnie sama Maya skoczyła dzięki swojej mocy daleko w lewo, między drzewa, a stamtąd w górę zbocza, by spojrzeć na pojazdy obstawy, które tam wciąż na drodze stały, i rozpoczęły ostrzał z jakiś działek… nie zauważyli jej. Chyba.

Dwa pojazdy, w każdym kierowca, i w każdym jeszcze jeden typek przy działku, lustrujący obszar w dole, gdzie zalegało sporo ciał zarówno strażników, jak i mutantów… w sumie niedobrze. Nie były to żadne automatyczne działka, sterowane z wnętrza opancerzonych pojazdów, a obsługiwane ręcznie. Chociaż z drugiej strony…

~

Maya wróciła do reszty dwoma kolejnymi skokami teleportacyjnymi, po czym podzieliła się nowinami. Następnie starając się pozostać w ukryciu, przeszukała jednego, dwóch martwych typów tuż przy rampie ciężarówki. Bingo!


Ale tylko u jednego. I tylko jeden. Czy to był jakiś ich oficer, że tylko on je miał? Kij wie… no ale lepsze to, niż nic.

- Słuchaj laska, zrobimy inaczej - Powiedział w końcu Marcus, ciężko myśląc nad całą sytuacją - Teleportujesz mnie obok jednego pojazdu z Trevorem. Ja tam zostaję. Ty skaczesz z Trevorem do drugiego. Ja się zabieram za rozwałkę… nie patrz tak na mnie laska, ja dam radę, zobaczysz. No więc ja rozwalam jeden wóz, ty wskakujesz na drugi, walisz do tego przy działku z “placka”, a potem im tam w te miejsce gdzie on stoi, wrzucasz granat i spieprzasz. Trevor jest obok i ubezpiecza. Ja bym tam zrobił, a nie inaczej. Może być, czy masz… czy macie coś sensowniejszego?

Raczej nie mieli.

Dziewczyna zauważyła tatuaż na przedramieniu Marcusa, ale chwilowo się nie odezwała ani słowem. Pogadają później, o ile jakieś “później” będzie, teraz trzeba było działać, koniec pikników w śniegu, zaraz tu ktoś jeszcze wyjdzie zza rogu, i ich wszystkich wystrzela.

A potem zaś kajdany, obroża, cela, szprycowanie i eksperymenty… aż do sekcji.

Nie, na pewno nie!

~

Marcus po podstawieniu do opancerzonego pojazdu po prawej, przemienił się w swój kamienny odpowiednik, a potem po prostu… zaczął podnosić od boku wóz, ze zdezorientowaną w nim, i wrzeszczącą załogą.

W tym czasie Maya pojawiła się na dachu drugiego, po czym wypaliła do typa z “placka”, po prostu mu strzelając w kark. Gdy ten spadł bezwładny do wnętrza, wyszarpnęła zawleczkę z granatu, i wrzuciła za nim. następnie chciała wykonać mini-skok do Trevora stojącego na tyłach pojazdu, zobaczyła jednak coś, co aż ją zapowietrzyło.

Drugi wóz, podniesiony przez Murzyna, i przewrócony na bok, pokulał się jeszcze bardziej(robiąc miazgę z tego przy działku), po czym… sturlał się po zboczu, jak wcześniej ciężarówka.

Tylko, że tym razem, na nieprzytomnego Petera, i małą zębatą.

- Uciekaj!! - Wrzasnęła więc “”Nox” do Trevora, po czym teleportowała się do dwójki zalegających współwięźniów. Oby zdążyła, oby zdążyła…

Wóz bojowy turlał się niczym oszalały, robiąc masę hałasu, i był tuż tuż. Maya przyklęknęła przy nieprzytomnych, i dotknęła ich. A pędzący pojazd był już praktycznie na jej czole.

Naprawdę o centymetry od jej czoła.

Cała trójka zniknęła.

I pojawiła się po chwili ponownie za ciężarówką.

W drugim pojeździe wybuchł granat.

Marcus i Trevor również byli bezpieczni, nic im się nie przytrafiło… i w sumie było po wszystkim. No prawie. Turlający się w dół zbocza pojazd zgniótł kilku nieprzytomnych strażników na swojej drodze, aż w końcu pieprznął o szoferkę ciężarówki, i się tam zatrzymał.


~

Cisza.

Zakrwawiony śnieg.





Wiele trupów, wiele zniszczonych pojazdów.

Nie wszyscy z mutantów przeżyli, ale ci, którym się udało, byli wolni. Byli wolni od Korporacji, od ich przeklętych łap, mogli teoretycznie robić co chcieli… ale pewnie będą ścigani. Tropieni niczym zwierzyna, aż do finału z cyklu “albo oni, albo ja”. I to pewnie o wiele, wiele większego, niż ta tu, mała potyczka.

Nastolatka-zębata, ocknęła się pierwsza, dosłownie w ekspresowym tempie. Była nieprzytomna dokładnie 56 sekund. Warknęła niezadowolona, po czym… wybiła sobie ramiona z łożysk(!) z głośnym chrupnięciem, i odwróciła w naprawdę przyprawiający o dreszcze sposób ręce skute na plecach, ponad głową, na przód ciała, gdzie po prostu rozerwała kajdanki na swych nadgarstkach.

Jako drugi ocknął się Peter, i to ledwie minutę po utracie przytomności… później “Lilly”, “Elusive”, i Ocelia, która zwisając z ciężarówki twarzą w dół, wpatrywała się w szeroko otwarte oczy trupa zbrojnego, z dziurą po kuli w głowie. Znowu jej się zrobiło niedobrze.



Schodząca w dół zbocza chwiejnym krokiem “Lilly” z obsiusianymi spodniami, trzymała w drżącej ręce zakrwawiony, wojskowy nóż. Zarżnęła nim dwóch nieprzytomnych, leżących blisko niej strażników z zimną krwią…









***

Komentarze jutro rano.

Dydelfina 15-04-2022 16:49

Pole bitwy zmieniło się w pobojowisko i jak w filmie grozy z zakrwawionego śniegu zaczęły podnosić się żywe trupy. W jednym z nich Nox rozpoznała nową kumpelę z celi obok, więc nie tracąc czasu skoczyła do niej. Z tym nożem w ręku wyglądała jak psychol, ale za to uroczy.
- Jesteś cała? - spytała z autentyczną troską ledwo pojawiła się metr przed nosem dziewczyny. "Lilly" spojrzała na nią na chwilę tak pustym i nieobecnym wzrokiem… w końcu jednak kiwnęła potakująco głową.
Widząc to Castellano odetchnęła i zaczęła się uśmiechać wesoło.
- Super, zaraz w takim razie znajdziemy ci jakieś ciuchy zamienne - podeszła bliżej, biorąc ją pod ramię. Po chwili namysłu przytuliła ją krótko i pocałowała w policzek. "Lilly" na to, jakoś tak się zatrzęsła…
- Już jest dobrze, zajebiście nawet. Wszyscy klawisze gryzą piach, my się zbieramy… chodź, podskoczymy po Marcusa i sprawdzimy co z resztą. Możesz schować kosę, na razie nie ma już kogo rzezać.
Poszły więc, ale "Lilly" noża nie schowała, wciąż go trzymając w dłoni. Raz spojrzała na Mayę, i przelotnie, krótko się uśmiechnęła.
Teleportowały się dwoma skokami z powrotem na drogę, gdzie rozwalona fura, para korporacyjnych trupów i cel ich wędrówki. Tym razem nie kamienny, a ludzki wielkolud wyglądał w miarę cało, ale Maya nie podarowała sobie, aby kilkoma skokami nie sprawdzić dookoła czy nie zarobił nowych ran, ani nie zejdzie im zaraz pod nogi.
Na pierwszy rzut oka nie wyglądał jakby miał zaraz umrzeć, wyglądał… nieźle. Naprawdę nieźle. Wreszcie upewniwszy się, że jest w miarę ok, dziewczyna stanęła tuż przed nim i jego też objęła.
-Nie wierzę - mruknęła przy tym rozbawiona - Pierwszy facet który serio dotrzymuje słowa. Następnym razem jak powiesz że dasz radę to chyba nawet przekonasz mnie bez zbędnych zgrzytów. Wszystko w porządku?
- Laska, ja słowa dotrzymuję… - Marcus wyszczerzył białe ząbki, przez chwilę przyglądając się najpierw May, a potem "Lilly" - To co teraz? - Zwrócił się do tej pierwszej.
- Teraz to zawijamy kiece i spieprzamy do cywilizacji - oznajmiła biorąc pod jeden bok Lilly, a pod drugi Marcusa.
- Ten klub ssie, zmieniamy lokal… tylko najpierw zbierzemy fanty po klawiszach. Przede wszystkim ciuchy bo nie możemy łazić w więziennych pasiakach. Do tego dolce z portfeli, obrączki i inną biżuterię na handel. Trevor gada że informatyk. Niech wyciągnie z nawigacji tych fur naszą pozycję. Byśmy przynajmniej wiedzieli gdzie jesteśmy. Oregon? Waszyngton? Cholerawie? - przycisnęła ich mocniej do siebie, jej ręka zjechała mężczyźnie poniżej pasa i tam sobie badała teren z tyłu spodenek… na co Marcus ją pacnął po chwili po dłoni!
- Broń też się przyda bo będą nas gonić. Do tego czasu mamy kilka godzin przewagi. Spróbujmy je wykorzystać aby zniknąć - westchnęła, patrząc na sylwetki wokół rozbitego transportera.
- Ale ja tak nie umiem… - Burknęła nagle "Lilly".
- Jak nie umiesz? - Nox uniosła brew i odwróciła głowę do niej.
- Zabierać ubrania trupom? - Wyjaśniła dziewczyna.
- A wolisz tu zamarznąć na śmierć kochanie? - Nox odpowiedziała pytaniem i wskazała ruchem brody swoją kurtkę - Im już niepotrzebne, nam przyda się wszystko co znajdziemy aby przeżyć. Potraktuj to jako zadośćuczynienie za strzelanie, uwięzienie i cały ten syf. Byłabyś słodkim soplem lodu, ale jednak wolę cię żywą, sorry - mrugnęła.
- Na ulicy… - Zaczęła "Lilly", ale nagle się przymknęła. Wbiła wzrok w śnieg przed sobą, i po prostu szła dalej.
- Każdy z tych mięczaków jest mniejszy ode mnie - Powiedział nagle Murzyn i się roześmiał - Co nie? - Spojrzał na Mayę.
Ta wzruszyła ramionami nieznacznie.
-Byłam w trakcie sprawdzania, ale mi przeszkodziłeś. Więc nie mam zdania - powiedziała z miną tak niewinną jakby ją właśnie ściągnęli ze świętego obrazu w kościele.
- Eh Lilly - do drugiej dziewczyny zwróciła się ciepło - Też jestem z ulicy, nie masz się czego wstydzić. Przeżyłaś, to się liczy. Nie ma się naprawdę czym przejmować. To tylko ciuchy. Gdybyśmy ich żarli, wtedy by już była lipa. A tak po prostu bierzemy co jest i spierdalamy stąd. Jesteśmy umówione na drina pamiętasz? Jak chcesz iść ze mną do baru w brudnej piżamie?
- Ja… - Zaczęła dziewczyna, ale w słowo wszedł jej oczywiście Marcus.
- To co, idziemy na chwilę do ciężarówki? Tam nas nikt nie będzie widział, i wtedy zobaczysz, hehe… - Zaśmiał się osiłek, po zwróceniu do Nox.
Castellano zrobiła zamyśloną minę, mierząc go od dołu do góry i wydęła usta maskując szeroki uśmiech który chciał wyleźć jej na twarz, a tak wyszedł młody karpik.
- Jak mi powiesz co za dziara - stwierdziła, głaszcząc Lilly po boku dla uspokojenia - Semper Fidelis, zawsze wierny. Byłeś wojskowym? Dali ci na te wielkie bary odpowiedni mundur i latałeś z karabinem za dolce?
Marcus zmrużył oczy. Spojrzał Nox prosto w twarz, i nie było to miłe spojrzenie. Pokręcił przecząco głową, a nawet na chwilę zacisnął jedną pięść, aż strzeliły mu kostki.
- Nie laska. Innym razem - Powiedział nad wyraz szorstkim głosem, po czym… oddalił się szybkim krokiem od obu dziewczyn, rozglądając się przy przewróconej ciężarówce.
- No dalej cipki, musimy stąd spierdalać - Warknął na Trevora, Petera, i "Elusive".

Pozostawione same sobie Nox i Lilly zwolniły tempa. Ta pierwsza patrzyła na barczyste plecy jak się oddalają, aż prychnęła krótko.
- No to mi Romeo zrejterował - mrukliwie przewróciła oczami, chociaż tak naprawdę poczuła się zaintrygowana. Lubiła tajemnice oraz wywlekać to, co ukryte… jak chyba każda baba.
- Gadaj co jest - popatrzyła na brunetkę u boku i chwyciła lekko jej brodę, zmuszając aby spojrzała w uśmiechniętą twarz rozmówcy - Nie oceniam, nie zacznę uciekać. Wal szczerze póki jeszcze nie ma żadnego ogona.
- Nic nie jest - "Lilly" wysiliła się na uśmiech - On ma rację… nie teraz - Dziewczyna zrobiła markotną minę.
Gdzieś w głębi siebie Castellano zdusiła kolejne przekleństwo i mentalnie przewróciła oczami. Na wierzchu jednak zachowała ciąglę tą samą przyjazną minę. Ludzie sobie naprawdę komplikowali życie, topiąc w dawnych żalach, rozterkach i strachach, zamiast to wszystko olać po prostu chwytając dzień. Zwłaszcza, gdy nikt nie gwarantował dożycia do dnia następnego.
- Najpierw wóda, co? Wóda dobra na wszystko: nie pyta i rozumie - uderzyła w wesoły ton by nagle bez ostrzeżenia pocałować usta dziewczyny i dodała - Znajdziemy ci ciuchy.

"Lilly" na pocałunek aż się zapowietrzyła. Spoglądala na Mayę wprost… zszokowana. I w końcu z jej dłoni wypadł zakrwawiony nóż na śnieg.
- Wódka. Tak - Mruknęła.
- Wódka to zawsze dobra odpowiedź - śmiech wyszedł May szczery, od serca. Razem zeszły jeszcze kawałek, a następnie bezczelnie teleportowały się do reszty.

Kerm 16-04-2022 14:45

Peter otworzył oczy, a potem usiadł i rozejrzał się dokoła.
Nie wiedział, ile czasu minęło od chwili, gdy trafił go "pocałunek" oszałamiacza, ale z pewnością nie sam przeszedł kilkanaście metrów dzielących miejsce, gdzie oberwał, od ciężarówki.
Podniósł się szybko, zrobił parę kroków i spojrzał na niedawne pole walki - o dziwo - nigdzie nie było strażników, a to mogło znaczyć tylko jedno - sprawiedliwość zwyciężyła, a mutanci byli wolni.
No może nie do końca wolni, jako że stalowe kajdanki nieco ograniczały możliwości manualne Petera.
- Znalazł ktoś może kluczyki do kajdanek? - spytał.
Równocześnie podjął próbę przełożenia rąk tak, by skute ręce znalazły się z przodu. Co prawda nie był z gumy, ale był dość wysportowany i miał dość długie ręce, co mogło mu nieco ułatwić działania… w końcu przełożył skute ręce przez nogi, efektem czego miał już obie kończyny z przodu tułowia.

"Elusive" poderwał się z ziemi i wyciągnął rękę do strzału… ale nie miał do kogo strzelać, ani czym. No tak. Przypomniało mu się, że plan, który chciał wdrożyć w życie nie do końca wyszedł tak jak chciał. Strzelił do jednego typka, ale drugi zorientował się, gdy przykładał mu do gardła rękę-nóż, jednak udało mu się strzelić i w niego, ale sam oberwał "plackiem".

Obecnie czuł się tragicznie. Bolały go żebra, prawa ręka i noga, tak jakby spadł co najmniej z czterech metrów. W dodatku przeszywający mróz, przede wszystkim od strony pleców. Zauważył, że pod więzienne ubranie wdarł mu się śnieg. Rozejrzał się i po śladach był pewien, że musiał być ciągnięty, ale przez kogo? Może przez tego typka, co kazał mu leżeć? A może przez któreś z tych mutków, którzy właśnie podchodzą do nich?

"Elusive" wstał, ciało go bolało, a także drżało z zimna, w dodatku to pieczenie po pieprzonym strzale z karabinku. Zauważył, że idąca kobieta jest ubrana w kurtkę zbrojnych. "Dobry pomysł" - pomyślał mężczyzna.

- Jak wygląda sytuacja? - Zawołał do zebranych ludzi, a sam łapiąc się za brzuch skierował się z trudem w stronę zbrojnych, których sam postrzelił, aby sprawdzić, czy któryś z nich dalej ma na sobie ubrania, które będzie mógł przywłaszczyć dla siebie.

- No dalej cipki, musimy stąd spierdalać - Warknął podchodzący murzyn na Trevora, Petera, i "Elusive".

Dwie dziewczyny(Nox i "Lilly") szły za nim, oddalone o jakieś 5 metrów, o czymś rozmawiając.

"Elusive" nie skomentował uwagi o "cipkach". Zwykle zbywał takie obelgi i tym razem nie zamierzał się zbytnio nimi przejmować, tym bardziej, że ta padła że słów kamiennego olbrzyma.
- Czyli mam rozumieć, że tymczasowo opanowana? Pozwól, że się chociaż ubiorę, bo w takim stanie daleko nie zajdę.
- A ja muszę znaleźć kluczyk - odparł Peter, podnosząc do góry skute ręce. - A co do przebrania się w coś cieplejszego, to on - skinął głową w stronę przedmówcy - ma rację. Peter - przedstawił się.

Nagle tuż obok nich pojawiły się dwie brunetki, teleportując ostatnie metry bo po co chodzić.
- Już nie śpicie? Zajebiście - Nox szczerząc się popatrzyła po zebranych - W takim razie zbieramy fanty i prujemy stąd. Te leszcze z Korpo tak łatwo nie odpuszczą, ale mamy nad nimi kilka godzin przewagi. Tylko trzeba ruszyć dupy. Ktoś z was zna się na technice oprócz Trevora? Jak tak to weźcie sprawdźcie czy w nawigacji tych fur nie ma przypadkiem wgranych map, na bank mają GPSa, A nuż da się wygrzebać chociaż stan w którym jesteśmy i którędy do cywilizacji… a w ogóle to Maya - pomachała im ręką, następnie wskazując na dziewczynę obok - A ten cukiereczek to Lilly. Chwilowo Lilly, póki nie minie amnezja.

Do paru osób obok przewróconej ciężarówki zbliżyła się mała(naprawdę mała, mająca może ze 140cm) nastolatka z wyłupiastymi oczkami. Przetarła dłonią zakrwawione usta, po czym uśmiechnęła się… i wyciągnęła do przodu obie ręce. Co prawda kajdanki miała już rozerwane, ale ich "obręcze" nadal znajdowały się na jej nadgarstkach.

- Widzę, że też nie lubisz takiej... biżuterii - powiedział Peter. - Sprawdzę, czy któryś z naszych nadzorców nie ma przy sobie kluczyków.
- Herbatki się kurwa jeszcze napijcie… - Mruknął Marcus, zabierając jednemu z trupów obstawy pistolet, i wsadzając go sobie za pas. A mała łypnęła na niego groźnie.

Peter na słowa murzyna nie zareagował.
Kajdanki nie ograniczały jego zdolności, więc w mgnieniu oka peter znalazł się obok jednego z leżących na zboczu truposzy. Nie zwracając uwagi na krew plamiąca kurtkę przeszukał zabitemu kieszenie. I znalazł kluczyk... Po krótkiej chwili był wolny.
Nieco więcej czasu zabrało Peterowi pozbawienie strażnika butów, spodni i broni, tudzież całej zawartości wszystkich kieszeni.
I nagle usłyszał zwierzęce warknięcie przy uchu. Mała stała przy nim, i podsunęła mu wprost pod nos nadgarstek z obręczą kajdanek… a z jej czubków palców zaczęły wyrastać pazury.
Peter wzdrygnął się.
- Już, już.... pamiętam o tobie - powiedział, po czym szybko rozprawił się z zamkami obu obręczy, na co został już zostawiony w spokoju. Mała po prostu od niego sobie odeszła…
"I dziwić się, że ludzie się boją mutantów", pomyślał, po czym zaczął się szybko ubierać.
Spodnie były nieco za luźne (na szczęście pas załatwił sprawę), za to buty mniej więcej pasowały.

W międzyczasie Nox poprawiła kurtkę i puściła trzymaną dotąd Lilly.
- Ogarnij ciuchy i sprawdź co mają po kieszeniach, ja zaraz wrócę - mruknęła do niej cicho, a potem zniknęła tylko po to by pojawić się przy kamiennym-nie kamiennym mutancie i pacnąć go w plecy. Wtedy też oboje zniknęli.

Dydelfina 16-04-2022 15:38

Świat zewnętrzny pełen mrozu, pokrwawionego śniegu i nie do końca przytomnie patrzących na życie mutantów zmienił się nagle na duszny półmrok przewalonego transportera więziennego… znaczy zmienił się dla jednego napakowanego Murzyna oraz jednej nie do końca ogarniającej niewerbalne “spierdalaj” brunetki. Zawsze mogła powiedzieć że jest przygłucha, albo ciągle jej piszczy w uszach po wybuchu granatu. Ewentualnie podeprzeć szokiem pourazowym, traumą, albo innym gównem bo czemu nie. Mogła, oczywiście. Ale chyba w innym życiu.
W tym po przeniesieniu ich obojga do swojej niedawnej celi znów się teleportowała. Tym razem przed front osiłka.
- Sorry, nie wiedziałam że to jakaś mroczna karta historii ta twoja dziara. To nie było specjalnie, ok? Nie musisz nic gadać, ale po chuj się spinasz? Przecież nie będę dopytywać ani wyciągać - skrzyżowała ramiona na piersi i wzruszyła ramionami. Dobra, od przebudzenia robiła wiele durnych rzeczy. Co szkodziło zrobić kolejną?
- Ja nie mam takich rzeczy, ale mam inne - stwierdziła po chwili prostując ręce i poruszeniem barków zrzuciła kurtkę na podłogę. Patrzyła przy tym spode łba w twarz Murzyna, uśmiechając się figlarnie.
- Co ty… laska kombinujesz? - Marcus początkowo warknął, ale jego ton głosu zelżał z każdą kolejną sylabą. Wpatrywał się w Mayę z podejrzaną miną.
Ona też nie spuszczała wzroku robiąc krok do przodu, potem jeszcze jeden aż stanęła tuż przed nim kładąc dłonie na jego torsie.
- Zgadnij - podniosła głowę do gór wciąż z tą samą miną - Dam ci podpowiedź.
Przez chwilę nic się nie działo, jednak w końcu mutantka opadła powoli na kolana, ręce opierając na udach osiłka. Nie powiedziała nic, jedynie uniosła prawą brew w niemym pytaniu, gdy jej palce zaczęły majstrować przy troczkach w pasie. Zaskoczony, uśmiechnął się. A potem krótko pogłaskał ją po głowie. Tak po prostu…
Mając przyzwolenie i pewność że zaraz jej głowa nie dołączy do kolekcji plam na podłodze, Castellano sprawnie rozwiązała sznurki dając spodniom opaść do połowy ud. To co ją interesowało i tak znajdowało się powyżej nich. Mając interes tuż przed nosem gwizdnęła, podnosząc znowu na moment wzrok aby puścić Marcusowi oko, a następnie przystąpiła do dzieła ujmując trzon w dłoń, a główkę obwodząc końcem języka. Nie minęło wiele czasu gdy jej głowa zaczęła poruszać się rytmicznie w przód i w tył, nabierając coraz szybszego tempa w rytm przyspieszającego oddechu mięśniaka.

Był "wyposzczony", i to bardzo. Ale zresztą, pewnie nie tylko on… ledwie po dwóch minutach, z przeciągłym jękiem, nadszedł finał tego małego, zwariowanego wyczynu. Maya wyraźnie wyczuła drżenie w swoich ustach…
Wiedziała co oznacza, dalej jednak robiła swoje póki siłacz nie dotarł do mety. Wtedy też zwolniła i wśród jego jęków rozkoszy połykała grzecznie, mając gdzieś z tyłu głowu myśl o tym, że patrząc na kamień w który koleś się zmieniał mógł jej teraz powybijać zęby paroma solidnymi strzałami żwiru. Nic takiego jednak nie miało miejsca… Niemniej trochę to trwało nim w końcu ostatnie spazmy i drgania nie minęły. Nox otarła usta wierzchem dłoni, zaś dłoń wytarła w spodnie które właśnie zakładała z powrotem na ich miejsce. Wiążąc troczki druga durna myśl załaskotała ją z tyłu głowy: przynajmniej nie była już głodna.
- Lepiej? To teraz znajdź mi coś do przepłukania ust - powiedziała z psotną miną, patrząc do góry.

Uśmiechnął się do niej, nawet bardzo miło. I nagle przyklęknął przy niej. Złapał jej twarz w dłonie, po czym pocałował w czółko.
- Dzięki laska… i jak sobie życzysz - Powiedział, i oddalił się od Nox.
Zmiana jego nastawienia z warkotu na naprawę przyjemnego gościa dziewczyna powitała z własnym uśmiechem, takim szczerym. Patrzyła jak wychodzi i pokręciła głową… sama nie wiedziała nad czym. Chyba przede wszystkim nad brakiem nikotyny. Zapaliłaby…
Powoli wciągając na grzbiet kurtkę jakoś tak spojrzała na zwłoki na korytarzu.
- A ujdzie - powiedziała sama do siebie i skoczyła przez szybę aby ograbić kobiecego trupa ze spodni… i po chwili, po ściągnięciu jej butów i spodni, patrzyła z jakąś taką dziwną miną na martwą młodą kobietę, w samych już skarpetkach, majtkach, i koszulce. Ciekawe kim była prywatnie, co ją cieszyło, a co doprowadzało do złości. O czym myślała ruszając rano do pracy, jakie plany pokrzyżowała jej nagła śmierć. Zostawiła kogoś, rodzinę, dziecko? Komuś dziś pęknie serce na wieść o jej końcu? Brutalnym, bezlitosnym. Takim jaki szefostwo martwej chciało zafundować transportowanym ludziom.
Maya potrząsnęła głową żeby odgonić niepotrzebne myśli. Zdjęła swoje spodnie, złożyła je i położyła na nieruchomą twarz.
-Bez urazy, naprawdę tego potrzebuję - szepnęła, zaczynając wciągać wojskowe bojówki na własne nogi.
-Żyjesz tam? - głośniej spytała w głąb korytarza, gdzie zniknął Marcus.
- A co, stęskniłaś się? - Murzyn wrócił do niej, niosąc w dłoni małą butelkę, wypełnioną do połowy wodą. Podał jej, po czym ruszył by wyjść z ciężarówki - Idę się odlać… - Dodał.
-Dziękuję, jesteś moim bohaterem - przyjęła butelkę i od razu się do niej przyssała, wypijając co było, a że dużo nie było, szybko się skończyło.
-Nie zgub się - trzepnęła go lekko w tyłek gdy odchodził.

Elenorsar 19-04-2022 21:10

"Elusive" przysłuchiwał się wszystkiemu z boku, zabierając fanty pierwszego, którego zastrzelił. Wziął kurtkę, kamizelkę, spodnie i buty, a także karabin i pistolet - poprzedniego już nie miał. Hełmu nie brał, już miał. Przeszukał go jeszcze, czy nie ma innych przydatnych rzeczy i wstał.
- To ja postaram się sprawdzić systemy, może rzeczywiście znajdę coś przydatnego - Powiedział zanim jeszcze zniknęła Maya, dodając na końcu, że mogą na niego mówić "Elusive", po czym skierował się do ciężarówki zobaczyć, czy mają jakiś pokładowy komputer, czy coś innego w tym rodzaju… a po kilku chwilach stamtąd szybko wyszedł, postanawiając jednak sprawdzić co chciał w opancerzonym wozie, leżącym obok ciężarówki.
Ocelia skończyła wymiotować na zabitego pod nią gostka i wciągnęła się (na jej osąd jak ostatnia paralityczka, na osąd innych zadziwiająco sprawnie jak na chwilę wcześniej ogłoszoną osobę) z powrotem na ciężarówkę. Rozejrzała się dookoła, rejestrując rozmaite szczegóły sytuacji: krew, wystające kości, więcej czerwonych plam na śniegu, więcej kości, zimno, osoby, kluczyk. Wybrała ten naistotniejszy, potem miękko zeskoczyła na śnieg.
Podeszła do osoby z dużą ilością ciemnych włosów(Peter).
- Jestem Ocelia, miło mi cię poznać - powiedziała, patrząc gdzieś nad lewym ramieniem osoby. - Potrzebuję kurtkę .
Coś jeszcze powinna.. Zmitygywała się, i wbiła spojrzenie w oczy osoby. Faceta. Utrzymała kontakt wzrokowy (a raczej wgapiała się bez mrugania) równe 4 sekundy. Potem uciekła wzrokiem za jego ramię.
- Dziękuję.
- Rączek nie chce się brudzić? - mruknął Peter, po czym ściągnął kurtkę z leżącego obok wojaka. - Proszę bardzo. - Podał ją dziewczynie.
- Dziękuję - powiedziała Ocelia, wciągając kurtkę. Wyraźnie na coś czekała. - No? - dopytała w końcu.
"No… co?", Peter nie bardzo rozumiał, co ona ma na myśli.
- No, całkiem dobrze się prezentujesz - powiedział, mając nadzieję, że o to właśnie chodziło.

W tym czasie, z ciężarówki wyszedł murzyn z dziwnie zadowoloną miną… po czym poszedł w pobliże szoferki, gdzie sobie pogwizdując, zaczął się odlewać na śnieg, oczywiście tyłem do ewentualnych gapiów.

"Lilly" zaś, wyraźnie baaardzo niechętnie, ściągała kurtkę z jednego z trupów. A mała-zębata, po prostu stała sobie w śniegu, przyglądając się pobojowisku, dłubiąc pazurkiem w zębach.

Dziewczyna potrząsnęła głową.
- Jestem Ocelia - powtórzyła z naciskiem, a potem wyrecytowała, głosem o ton wyższym: - zasadą jest przedstawianie się, jeśli ktoś przedstawi się tobie.
- Myślałem, że słyszałaś jak się przedstawiałem wcześniej. - Peter uśmiechnął się przepraszająco. - Peter. Miło mi. - Skinął głową. Równocześnie zastanawiał się, co jest nie tak z szarymi komórkami Ocelii.
- A na mnie możesz wołać "Elusive" - Dodał wracający z rozwalonego wozu opancerzonego mężczyzna.
- Akurat rzygałam - wyjaśniła Ocelia Peterowi, a potem spojrzała w stronę nowego przybysza.
- Miło cię poznać, Elusive, jestem Ocelia.

Ujrzawszy oddającego się ku uldze murzyna, "Elusive" zajrzał do środka ciężarki mając nadzieję zobaczyć tam Maye.
- Nic z tego, cały sprzęt rozwalony, w krótkim czasie nic konkretnego nie uda mi się uzyskać. Tutaj też nie ma sensu, w naczepie wszystko rozwalone - Pokazał ręką na zniszczenia po granacie - A z szoferką nie ma co się szarpać, polecam spierdalać jak najszybciej się da.
Nox zatrzymała się w pół ruchu, stając ze spodniami naciagnietymi do połowy ud. Słuchała uważnie, kiwając głową. Mina jej zmarkotniała, a chłopak bezczelnie, ani na chwili nie odwrócił wzroku, a nawet uważniej się przyglądał.
-Trudno, trzymajmy więc kciuki że to nie Oregon. Inaczej mogliśmy wylądować dziesiątki mil od najbliższego cywilizowanego punktu mając dokoła las, góry, wilki i niedźwiedzie - westchnęła, a potem uśmiechnęła się pogodnie wciągając spodnie na swoje miejsce - Ale co by nie było poradzimy. Reszta gotowa? Ruszamy jak najszybciej w dół. Tam prędzej znajdziemy jakieś miasto. Skoczę do góry i zobaczę jak to wygląda, a ty… - zrobiła przerwę na obcięcie faceta od góry do dołu.
-Uśmiechaj się i udawaj że wszystko jest pod kontrolą. Tak będzie łatwiej.

- Ja gotowy, za resztę odpowiadać nie mogę… ale niektórzy nie byliby chyba gotowi nawet za rok. Widzę, że masz jaja, to dobrze… ktoś musi przejąć stery nad grupą do momentu rozejścia się na swoje kierunki, ja… powiedzmy, że do tej pory grałem solo, to dla mnie nowa bajka. Muszę się wdrożyć - "Elusive" wyjrzał za ciężarówkę na stojących w pobliżu ludzi, a później ponownie na dziewczynę - Mogę skoczyć z tobą? Też chętnie bym zobaczył jak wygląda teren wokół.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Są chwile kiedy samemu się nie przetrwa, ale stery lepiej niech przejmie rozsądek. Tak będzie dla nas wszystkich najlepiej - puściła mu oko, idąc powoli do wyjścia.
- Jeden z nas jest szybki, może śmiało iść na zwiad. Łatwiej wyłapie co tu jest. Od góry zasłaniają drzewa. Przydałaby się nawet głupia chatka na początek. Żarcie zszabrować, leki, ciuchy i lecieć dalej. Nie możemy długo zostawać w jednym miejscu - przechodząc obok poklepała go przyjacielsko po ramieniu.
-Nie martw się, jakoś to będzie. - ściszyła głos - już jest lepiej, nie siedzimy w puszce z obrożami na szyjach. Wysoko nie skocze, po zboczu za dużo pierdolenia. Zobaczę w pionie na szybko co i jak. Resztę niech szybki ogarnie. Chodź - złapała jego rękę - Nic nie tracisz, jeszcze ci zrobię fruu, gdy nie będziesz się spodziewać.

- Jak uważasz - Odparł po chwili, pozwalając prowadzić się za rękę - Z jednym się zgodzę, w jednym miejscu zostawać nie możemy, zbyt szybko nas złapią. I tak ciekawe, czy nie mamy w ciała wczepione jakieś chipy z GPS'em. Przydałoby się jak najszybciej ogarnąć jakiś sprzęt, wykrywający elektronikę, aby móc się o tym przekonać, a jestem przekonany, że coś takiego możemy mieć. Przewaga naszych godzin może nam nie dać za wiele.
-O ile nie wysmażył tego impuls który zniszczył nasze obroże - Maya zagryzła wargę, jednak szybko pokręciła głową i odwróciła twarz do towarzysza.
-To będziemy się bronić - kąciki jej ust wygięły się do góry - Chyba nie masz z tym problemu.

"Elusive" spojrzał na dziewczynę pytająco.
- Wydawało mi się, że już to robimy - Zrobił krótką pauzę na zastanowienie - Chyba że masz konkretnie na myśli… - I tu palcem wskazał na nią i siebie.

kanna 20-04-2022 20:29

Peter tymczasem doszedł do wniosku, iż od przybytku głowa nie boli. Zabrał troposzowi jeszcze sweter i rękawiczki i porządnie się ubrał. Założył też hełm na głowę, zapiął pas z bronią, a potem podszedł do drugiego wojaka i pozbawił go wszystkich drobiazgów, jakie mogły się (jego zdaniem) przydać uciekinierom, a nieboszczykowi zdecydowanie nie były potrzebne.
A potem zabrał się za studiowanie portfeli obu wojaków.
Garść dolarów, jakieś fotki, przepustki...

- Im dłużej tu sobie robicie pieprzony biwak, tym gorzej dla nas! - Krzyknął po wszystkich murzyn, a "Lilly" aż drgnęła - Korpo pewnie już wysłało posiłki, musimy spierdalać, a nie w bazar się bawić!

Gdzieś po chwili z transportera wyłonili się Nox i Elusive. Ta pierwsza rozejrzała się krótko po zebranych namierzając Petera i teleportowała się, pojawiając tuż przed jego twarzą.
-Widziałam że jesteś szybki - zaczęła wesołym tonem pogawędki przy piwie - Ogarnięcie co jest w najbliżej okolicy zajmie ci moment. Będziemy wiedzieć gdzie iść. Na razie spadamy drogą w dół - ostatnie zdanie powiedziała głośniej, patrząc po twarzach wokoło.
- No chyba że komuś się gościna Korpo podobała, to niech zostanie. - rozłożyła ramiona - My lecimy. Trzeba znaleźć jakiś bar i w końcu coś walnąć. Dawajcie - skoczyła do Lilly i objęła ją, ciągnąc do Murzyna i w kierunku drogi.
- Ja muszę spodnie przebrać… - Szepnęła dziewczyna, zerkając w stronę (wreszcie) pustej naczepy ciężarówki.
Maya przewróciła oczami a potem pokiwała głową.
-Racja… no to leć! - na rozpęd klepnęła ją w tyłek - Tylko szybko! Ja jeszcze rzucę okiem na odchodne - odwróciła się do Marcusa, oczami pokazując niebo nad głową.
- He? - Murzyn zrobił nietęgą minę, na co Maya znowu przewróciła oczami i po prostu zniknęła… by pojawić się 40 metrów wyżej, po prostu w powietrzu. A następnie znowu skoczyła 40 metrów wyżej, i znowu, i znowu.

Peter w pewnym stopniu popierał zdanie Nox i Marcusa jeśli chodzi o korporację, ale z drugiej strony - zimno mogło ich zabić szybciej, niż Korpo, a bieganie w więziennych ciuszkach mogło się skończyć gorzej, niż tkwienie zbyt długo w jednym miejscu.
Ale pozwiedzać okolicę mógł.
Schował portfele, przewiesił karabin przez ramię i ruszył, szybko, w stronę drogi, by później pobiec w kierunku, w którym zmierzał ich transport.

- Jeszcze ktoś potrzebuje się ubrać, albo przebrać? Jak nie, to ruszajmy, bo pizga tu strasznie, brakuje jedynie, aby zaczął padać śnieg, wtedy w ogóle będzie zajebiście - Odezwał się nerwowo "Elusive", denerwując się już trochę całą sytuacją.
- A gdzie idziemy? – zaciekawiła się Ocelia. W międzyczasie poprzeglądała sobie kieszenie leżących a także zabrała jakieś skarpety i wysokie buty , które pieczołowicie zawiązała, pilnując, żeby zwisające końce sznurowadeł były idealnie równe.
- Z dala z tego miejsca, a gdzie dokładnie to okaże się później - Odpowiedział na zadane pytanie "Elusive".
Ocelia podeszła do "Elusive" w za dużej czapce, podgryzając baton, który wyciągnęła z kieszeni czyjejś kurtki.
- Masz telefon?
- Telefon? - Zapytał nie do końca wierząc w to co słyszy - Tak, oczywiście nawet osiem, dla każdego po jednym - Odpowiedział z ironią w głosie.
- O - dziewczyna wyraźnie się ucieszyła. Wyglądało na to, że nie rozumie ironii, tylko bierze każdą wypowiedź dosłownie. - Mogę wybrać kolor?
Chłopak spojrzał ponownie z niedowierzaniem, głęboko westchnął nie odpowiadając, odwrócił się i zrobił kilka kroków wypatrując "biegacza" oraz "skoczka" - tak chwilowo w myślach dla ułatwienia nazwał sobie Petera oraz Mayę - czekając na raport od nich w kwestii terenu.
Po chwili poczuł szturchnięcie w ramię.
- No, gdzie je masz? - Ocelia nie ustępowała łatwo.

"Elusive" spojrzał na nią wymownie.
- O co ci kurwa chodzi? Skąd mam mieć telefon?
- Mówiłeś, że masz! - była zniesmaczona. - Oszukałeś mnie! To niemiłe. Wiesz, że ludzie ci nie będą ufać, jeżeli będziesz ich oszukiwał?
Peter wrócił po mniej więcej dwóch minutach, z miną niezbyt zadowoloną.
- Wyoming... - powiedział. - Jakieś zadupie... Mi się z niczym nie kojarzy. Prócz Yellowstone…
"Elusive" nie odpowiedział młodej dziewczynie, jeżeli to miał być żart, to go nie śmieszył, zwrócił się do Petera.
- Jak daleko? - Zapytał patrząc na niego.
- Tu jest Wyoming... - powiedział Peter. - Stan Wyoming.
- Quiz? – ucieszyła się Ocelia, chwilowo (pozornie) zapominając o telefonie i wyrecytowała: Wyoming – stan w środkowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych. Jest dziesiątym stanem pod względem powierzchni, jednak z populacją mniejszą niż 600 tys. mieszkańców plasuje się na ostatnim miejscu pod względem liczby ludności. W związku z tym charakteryzuje się niską gęstością zaludnienia, która umiejscawia stan ten na 49. miejscu w tej kategorii.
Zaczerpnęła oddech.
Na północy graniczy ze stanem Montana, na zachodzie ze stanem Idaho, na południowym zachodzie ze stanem Utah, na południu z Kolorado, a na wschodzie ze stanami Nebraska i Dakota Południowa. Południowo-zachodnia część stanu położona jest w Górach Skalistych, a północno-wschodnia na Wielkich Równinach.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:48.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172