lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [Autorski] "Mutants" (+18) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/20131-autorski-mutants-18-a.html)

kanna 30-04-2022 22:11

Fotel był całkiem wygodny a kabinie plonowało przyjemne ciepło. Nikt do niej nie gadał ani nic od niej nie chciał, więc Ocelia – mimo wcześniejszych przeżyć i panującej w środku ciasnoty – powoli się uspokajała.

Chciała powiedzieć temu , który ją zabrał z drogi, że było to niepotrzebne, bo sama potrafiłaby uskoczyć. Ale nie pamiętała jego twarzy. Czy będzie ok, jeśli powie wszystkim, że sama potrafi sprawnie się poruszać? Czy raczej powinna podziękować? Terapeutka mówiła, że ludzie lubią, kiedy im się dziękuje. Ale to powinno być szczere. Czy czuła wdzięczność? To było trudne uczucie, nie do końca potrafiła je identyfikować.

Czy raczej powinna tej osobie – najpierw powinna ustalić, której – podziękować, czy raczej powiedzieć, ze się pomyliła? Czy osobie, która się myli, powinno się dziękować? I w sumie za co? To było bardzo trudne… zatrzepotała dłonią, próbując się skupić. Powinna zapisać swoje pytania na sesję… nie miała komórki. Ani nic. Znów zatrzepotała dłonią, A potem zasnęła. To zawsze pomagało, kiedy działo się za dużo.

Obudził ja hałas, przeraźliwy, na granicy bólu. Docisnęła dłonie do uszu, żeby go stłumić. Nie pomagało. Potem pomogło, dźwięk przycichł, żeby stać się elementem tła.

Potem przyszły światła, migały odbijając się od śniegu. Coś zakotłowała się za nią, nad nią. Przycisnęła się do drzwi ciężarówki. Napięcie w kabinie było tak wyczuwalne, że mogła by je kroić nożem, jak galaretkę. Nie do końca wiedziała, co je spowodowało. W końcu się zorientowała – policja.

Przejechali.

Ktoś odetchnął, gdzieś za nią. Ktoś wypuścił wstrzymywane powietrze, ktoś przeklął, ktoś warknął.

Ocelia zaczęła odpadać, ale napięcie znów stężało. Wyjrzała przez przednią szybę – blokada? Znajdą ich. Strach. Jej czy innych? Nie zawsze wiedziała, co jest czyje. A raczej które jest jej.

Głosy uderzyły ją ze wszystkich stron. Nerwowe, przerzucali się propozycjami. Napięcie ponownie zaczęło się materializować w kabinie, zagęszczało powietrze, miała wrażenie, , że wszystko wokół niej zastyga.

- Przepraszam – powiedziała. – Dziękuje. Seks to prywatna czynność. Tablet jest rozładowany. Musi mieć przynajmniej 3 %. Warczenie przeszkadza w skupieniu. Mogę wejść na dach, lub zostać w środku z kierowcą. Przekonam policjantów. Ludzie mnie słuchają.

Buka 30-04-2022 23:13

Gdzieś w Wyoming,
górska droga…
Około 20:00


Maya zaczęła więc przenosić parkami towarzystwo z kabiny ciężarówki, na pobocze. Za każdym teleportacyjnym skokiem dwójka ubywała z pojazdu, pojawiając się za zaśnieżonymi krzakami, grubo ponad 30 metrów w lewo od samej drogi…

Najpierw Marcus i Ocelia. Później "Lilly" i mała-zębata, następnie… Trevor gdzieś zniknął. No tak, "Elusive" zaproponował, by ten przeniósł się chwilowo do naczepy, i tam pozostał na czas kontroli pojazdu, więc już to nastąpiło? Został więc już sam "Elusive" i Peter…
- Za chwilę się znowu spotkamy? Zaczekasz na nas po kontroli, tak jak to ustaliliśmy? - Powiedziała Maya do ich kierowcy. Ta kiwnęła potakująco głową. Skoczyła więc ostatni raz, zabierając resztę…

~

Wszyscy z krzaków, leżąc, czy i chociaż kucając w białym puchu, obserwowali, jak policja kontroluje pojazd za pojazdem, i jak w końcu przychodzi kolej na "ich" ciężarówkę.

No i paru z nich miało rację. Blondyna musiała wysiąść, a kabinę sprawdziło dwóch mundurowych. Jeden z kolei papiery kobiety, dwaj inni obchodzili ciężarówkę i zaglądali pod nią tu i tam, w końcu nawet sprawdzili plomby na naczepie. Wszystko trwało pięć minut.

Wreszcie było po wszystkim, i puszczono 18-kołowca w dalszą drogę… ten więc ruszył dalej.

I jechał.

I jechał.

I… odjechał w pizdu.

What. The. Fuck??!!



No i było po sprawie. Blondyna ich wszystkich wyciulała bez mydła, i po prostu odjechała w cholerę, i w sumie było już za późno na cokolwiek. Nox nie potrafiła się już tak daleko teleportować, a Peter… Peter nie chciał znowu gdzieś "zaryć" biegnąc po krzakach. Tym razem mógł sobie bowiem już coś zrobić, choćby skręcić kostkę u nogi, lub mieć równie coś banalnego, co by go zdegradowało do roli balastu. A grupka "więźniów" na ucieczce co robi z balastem? No właśnie. Sam bieg po ulicy również nie wchodził w rachubę. Co prawda śmignie obok policji, dogoni ciężarówkę, ale co dalej? No przecież jak ją zatrzyma? Biec jeszcze dalej, olać kompletnie wszystkich, działać na własną rękę? W grupie byli silniejsi, mieli większe szanse na przeżycie, mogli… blablabla. Było wiele za i przeciw, by dać dyla samemu. Postanowił jednak(przynajmniej na razie), zostać z pozostałymi.

Nie posłuchali jej… brali za niepotrzebne ryzyko? Nie ufali? Też ją teleportowano, z wnętrza ciepłej kabiny ciężarówki, na zimny śnieg. Ocelia aż się zatrzęsła. Z zimna? Ze złości?

Wszyscy więc, mniej lub bardziej zaskoczeni, tkwili w tych cholernych krzakach, w śniegu, pośrodku niczego, z małymi perspektywami na dalsze działanie…

"Elusive" zauważył niewysoką, zaśnieżoną tabliczkę z napisem "Nr.29" ledwie dwa metry od nich. Wskazywała ona kierunek w głąb lasu. Peter z kolei stwierdził, że miejsce gdzie stoją, to tak naprawdę jakaś nieodśnieżona droga?

Mała-zębata zaczęła nagle węszyć, i po chwili…
- Pizza - Stwierdziła cichym, chropowatym głosikiem, tak bardzo nie pasującym do jej drobnej osóbki, wskazując palcem kierunek właśnie w głąb dziczy.

Mieli inne wyjście? Na chwilę obecną, raczej nie, zwłaszcza z tą blokadą na drodze. Mogli iść dalej piechotą, wymijając przeszkodę przez dzicz, a potem dalej z buta w kierunku miasteczka, czy co to tam było… ale był już wieczór, a oni głodni, zmęczeni, i znowu na zimnie. Uciekali, tak, ale ile można non stop uciekać.

Odczekali grubo 10 minut, na ewentualne pojawienie się Trevora, a Peter w międzyczasie poleciał na zwiad za "pizzą".

Trevor się już nie zjawił.

Ale ta ewentualność z pizzą, wyglądała nawet obiecująco…


***

Ogrodzenie z siatki, tabliczki z napisami "Teren prywatny. Wstęp wzbroniony", i brama zamknięta na kłódkę… to nie był żaden problem, by się przedostać.



Dom. Samotny dom pośrodku niczego, wśród gór i lasów. Zaśnieżona, nieodgarnięta droga, brak jakiegokolwiek pojazdu przed owym domem, a mimo to, mała niby wyczuła pizzę.

Czyli ktoś tam był, ale… równocześnie nie powinno go tam być?

A pogoda się psuła. I tak jak Nox stwierdziła jakąś godzinę temu, faktycznie, nadciągały chmury. Sypnie śniegiem, albo będzie nawet jakaś zamieć śnieżna? Byłoby to im bardzo, baaaardzo na rękę.

….

Wteleportowanie się do salonu z wielkimi szybami, nie było wyzwaniem. Marcus z pistoletem w dłoni, mała-zębata wysuwająca swoje pazury… kolejny skok. Tym razem Peter z karabinem obezwładniającym i tak samo uzbrojony "Elusive". No i na końcu Ocelia, i sama już Nox…

Słychać było muzyczkę, i wyraźnie wyczuwalny zapach pizzy z kuchni. W samym salonie leżał jakiś plecak, i kilka dupereli, od kogoś, kto wyglądał jakby szykował się do drogi, albo i niedawno przybył? Zestaw podróżnika… pieszego? Włóczęgi? Włamywacza??

- Co jest, kurde? - Powiedziało kilku z nich, niemal równocześnie z "gospodarzem" gapiącym się na nich z wielkiej kuchni.



Młody chłopak, w samych boxerkach i koszulce, boso, i z flaszką whiskacza w łapie, gapił się na nich równie zaskoczony, co reszta towarzystwa na niego.

Nie pasował do tego miejsca, nie pasował do zdjęć na ścianach i komodach, przedstawiających typową rodzinkę jakiś bogatszych "snobów"?

- Na włamie? - Parsknął Marcus, powoli nieco opuszczając pistolet, z którego celował do typka.

Młody mężczyzna spojrzał na nich dość przytomnym jak na jego stan wzrokiem. Uniósł butelkę w toaście i powiedział dumnie z szerokim, choć cwaniaczkowatym uśmiechem:
- Mi casa, es tu casa?








***

Komentarze później.

Dydelfina 05-05-2022 19:00

- Ummm… dużo tej pizzy jeszcze masz? - Spytała nagle jedna z dziewczyn, ta z dosyć mocno rozczochranymi włosami, jej wzrok był jednak wbity w butelkę Whisky.
- Trochę się znajdzie… - odpowiedział zrelaksowany i upił z butelki spoglądając na nią ciepło - Devoss… - wyciągnął butelkę w jej stronę - …na rozruszanie żołądka? - rozejrzał się po nich z uniesioną brwią - Oprowadzę was. Widzę, że przyda się wam odpoczynek.

- "Lilly" - Powiedziała dziewczyna, po czym zrobiła niepewny kroczek w jego stronę, wyciągając dosyć trzęsącą się dłoń po flaszkę. Albo się bała, albo to było co innego…
- Jest okay “Lilly”... - powiedział łagodnie - …jesteś bezpieczna. Jesteście bezpieczni. Pomogę wam.
Czatująca obok Murzyna drobna brunetka patrzyła na całą scenę z uniesioną brwią i uśmiechem na ustach.
- A quien árbol se arrima buena sombra le cobija - zaśmiała się nagle wesoło, obcinając nowego od stóp do głowy.
- Soy Maya - dodała zmieniając uśmiech na czarujący. - Okazja czyni… znalazce, co?
- Zdecydowanie, na czerwień morza i zieleń nieba. - odpowiedział ze spokojnym, łagodnie przyjemnym uśmiechem.
-Nie pasujesz tu do wystroju - wskazała ruchem głowy rodzinne zdjęcia na ścianie - Ale wygląda że wiesz gdzie spiżarnia i barek. Oprowadzisz? Obiecałam komuś drinka, a i zjeść by wypadało. Co prawda nie umieramy z głodu, jednak przydałoby się nakarmić tasiemca.
- Peter - przedstawił się właściciel tegoż imienia, a niemalże nagi “właściciel” skinął mu głową.

"Lilly" odebrała flaszkę od Devossa, i juuuuuż miała się napić, gdy do akcji wkroczył Marcus. Zabrał jej flaszkę z krótkim "sorry mała", po czym sam się napił, i dopiero po tym jej oddał z powrotem z głupim uśmieszkiem.
- Słuchaj Devoss, a ty jesteś zwykłym człowiekiem, jakimś włamywaczem, czy coś, czy może masz jakieś ukryte talenty? Lubię wiedzieć, co i jak… - Barczysty murzyn spojrzał na chłopaka, po czym jego lewa ręka, ta w której nie trzymał pistoletu, zamieniła się nagle w kamienną łapę.
- Słuchaj stary, nie wiem kim jesteś, ale to co teraz zrobiłeś mi się nie podoba. - powiedział surowo Devoss i chwycił pierwszy lepszy obiekt na szafce, a była to jakaś ozdobna porcelanowa pierdółka i trzymał ją w palcach przed sobą tak że niemal wisiała w powietrzu.
- Wyobrazisz sobie, że to jest kamień? Może być też beton, stal… cokolwiek.
- No nawijaj, nawijaj… - Mięśniak czekał na pokaz.
Coś się stało i figurka została przecięta na pół uderzając w podłogę, rozbijając się na kawałki. Puścił ją… i tym razem upadła normalnie na ziemię rozbijając się. Zobaczyli mały dysk, ciemny dysk niczym smoła o żadnej grubości. Dysk, zniknął, a on patrzał bez wyrazu na czarnoskórego.
- Zwiewam przed nimi od dobrego pół roku.
Mały pokaz sprawił, że Nox zaśmiała się wesoło. Czyli sami swoi, jak miło.
- Zła wiadomość jest taka, że Korposzczurki są w okolicy, dobra jest taka że idzie zamieć która zatrze ślady. Obstawili drogi w okolicy, najlepiej będzie się przyczaić i przeczekać, a dopiero potem zwijać gdzieś indziej. - popatrzyła na blondyna przybierając sympatyczną minę - Poza tym w śnieżycy nie latają śmigłowce, kolejny plus. Skoro fikasz po wolności wiesz dokładnie gdzie jesteśmy. Albo plan gdzie lecieć dalej. Więc? Które tereny są teraz w miarę wolne od tych zjebów? Plotki z wielkiego świata? Jesteśmy trochę niedoinformowani, wiesz jak jest. Parę miesięcy odcięcia od jakichkolwiek info, dopiero wyskoczyliśmy - wyszczerzyła się.
Devoss, jeśli słuchał Mayi nie dał po sobie nic znać. Patrzał na czarnego z niezłomnym spojrzeniem. Kiedy skończyła, minęło parę uderzeń serca, az zabrał głos.
- Rozumiesz dlaczego jestem niezadowolony i to co zrobiłeś się więcej nie powtórzy… - jego głos, neutralny i obojętny opadł o parę niższych tonów na końcu wypowiedzi. Murzyn spojrzał na niego, wyszczerzył zęby, i pokręcił przecząco głową… a potem wzruszył barami.
- Nie spinaj się tak kolego. I Marcus jestem - Powiedział, po czym wyminął Devossa i ruszył w stronę kuchni.
- Jest żarło, zjedzmy i napijmy się. - powiedział de Vries przyjemnie, kątem oka obserwując Marcusa. Odwrócił się w stronę kuchni i ruszając w jej kierunku rzucił przez ramię
- Zapraszam. Być może to ostatnie dni naszej wolności…
- …a w świeżej grupie zbiegów, będzie mi się trudniej ukryć… - mruknął by kontynuować - …ale w grupie zawsze raźniej. Pogadamy przy żarciu.

Maya zatarła ręce darując sobie przewalanie oczami na przejaw optymizmu.
- W takim razie Fred i Dafne sprawdzają sypialnię, Wilma parter, a Scooby i Kudłaty piwnicę - zaśmiała się, znikając nagle. Zaraz pojawiła się w przejściu do kuchni przed idącym Devossem który uniósł zaciekawioną brew i zniknęła za progiem.

- Miło cię poznać, jestem Ocelia – dziewczyna wyciągnęła rękę do nowego gospodarza, patrząc gdzieś nad jego lewym ramieniem. Przez jakiś czas zastanawiała się, czy powinna przejść na hiszpański, w końcu tamten rozpoczął konwersację po hiszpańsku. No, ale inni mówili po angielsku. Choć czasami przechodzili na hiszpański… Sytuacja była skomplikowana. Wolała klarowne sytuacje.
- Encantado de conocerte, mi nombre es Ocelia – dodała więc. – Ładny dom. Bbonita casa. Masz płatki? Tienes hojuelas? Owsiane mleko? leche de avena?
Ledwo co przeszedł przez próg, usłyszał głos, obrócił się, by przyjrzeć się lepiej Oceli.
- Devoss. - powiedział przyjemnie, ściskając jej dłoń pewnie, ale z czuciem. Kciukiem lekko muskając, masując jej wewnętrzną stronę nadgarstka. Miał nieco wydłużoną, o dłuższych palcach, ale ludzką… dłoń.
- W sumie mrożonki, właściciele nie zostawili zbytnio nic w lodówce. - powiedział z nieznacznym żalem przyglądając się jej twarzy, błądząc po niej ciepłym spojrzeniem.
Mówiąc obrócił ich złączone dłonie niespiesznie, tak że jej była na wierzchu i powoli puścił… wycofując swoją muskał opuszkami palców wewnętrzną stronę jej dłoni.
- Zjedzmy coś. Musisz być głodna.
- Nie dotykać. No tocar – powiedziała Ocelia, gwałtownie cofając dłoń. – Mrożonki – mruknęła sama do siebie. – Frytki? Gofry? Papas fritas? Gofres? – poszukała angielskiego słowa, ale nie znalazła: - Palmeritas De Hojaldre?
Ominęła faceta i weszła do kuchni, żeby przejrzeć zamrażalnik, a odprowadziło ją lekko rozbawione, rauszowe spojrzenie sprawdzające jej sylwetkę i on ruszył w głąb kuchni.

Elenorsar 05-05-2022 19:48

W międzyczasie Nox przypuściła zmasowany atak na kuchenne szafki i szuflady, buszując przy nich zawzięcie. Co pewien czas wyciągała z nich jakieś drobiazgi: a to kubek czy szklankę, a to puszkę z kawą lub słoik herbaty. Nie oszczędzała też krakersom, konserwom i żarciu które da się zabrać ze sobą. Zaśmiała się radośnie trafiając na puszkę Mountain Dew, od razu ją otworzyła i robiąc szczęśliwe “mmmmmm!” wypiła od razu połowę.
- Potem poszukamy toreb albo plecaków… ciekawe czy mają tu sejf - z napojem w ręku usiadła na szafce, rozglądając po zebranych. - Niby domek letniskowy, ale mogliby łaskawie coś tu chomikować na czarną godzinę. Chociaż prędzej znajdziemy broń. Zadupie, lasy, wilki, niedźwiedzie… strzelby lub sztucery do polowania. I ciuchy - westchnęła - Te więzienne wdzianka są paskudne. Totalnie bez stylu.

Podczas gdy Maya buszowała po kuchni, Peter wybrał się na poszukiwania piwnicy. Taki wielki dom mógłby mieć piwnicę. Ba - powinien ją mieć. No ale ten był jakiś... wybrakowany. Nie wypadało jednak narzekać i krytykować domu za to, że jego projektant był człowiekiem pozbawionym wyobraźni i zapomniał o takim drobiazgu.
Z drugiej strony.... Nie zdradzał się ze swymi myślami. ale cała ta sytuacja wydał mu się jakaś.... dziwna. No bo jaka jest szansa natrafienia na samotny dom wśród gór? Na dodatek z mutantem w środku? No ale trudno było przypuszczać, że korpoludki przewidziały ich ucieczkę i na ich cześć postawiły chatkę. Nie z piernika, więc to była inna bajka.
Wrócił do pozostałych.
- Długo tu pomieszkujesz? - spytał Devossa.

"Elusive" przyglądał się w milczeniu całej sytuacji. Nie do końca pojmował co się właśnie wydarzyło. Włamali się do domu, czyjegoś domu, a w środku nie zastali właściciela, a innego włamywacza, który okazał się mutantem jak oni. Jakby nigdy nic, wszyscy się nagle zakumplowali i rozmawiają jak dobrzy znajomi, a jeszcze niedawno ledwo co znali siebie… i te rozmowy nawet się nie kleiły. Może to wydawało się mu dziwne, bo był odludkiem… może to normalne, ale on tego nie potrafi pojąć? Postanowił przyglądać się sytuacji i wyciągnąć z niej tyle ile się da. Na razie dalej się nie odzywał. Stanął przy jednej z wolnych ścian i przyglądał się otoczeniu z nadzieją wyglądając jakichś urządzeń, które pozwolą mu, nie jak ówczesny tablet, połączyć się jakkolwiek ze światem.

- Wczoraj znalazłem to miejsce i widać opuszcze je wcześniej niż myślałem. Po zamieci. - odpowiedział Peterowi Devos siedząc na kanapie w przyległej do kuchni jadalni. Maya radośnie snuła plany, Ocelia przeczesywała lodówkę. Marcus natomiast wyciągnął szklanki, by nalać do nich Whisky? Ten bez imienia oparł się o ścianę… drobna, mała dziewczyna z nieco wyłupiastymi oczkami, również nie wyjawiająca swojego imienia, zgarnęła z kanapy w salonie koc, po czym rozłożyła przed kominkiem na podłodze. Położyła się na nim na boku, plecami do ognia, po czym po prostu obserwowała towarzystwo…

- Sytuacja bez zmian. - stwierdził spoglądając na Brunetkę - Trzymam niski profil. Staram się nie odwiedzać cywilizacji, nie zostawiać śladów. W dziczy sobie radzę. Grunt to się nie pokazywać, chyba, że to niezbędne. Co do planu, mam. Bez szczegółów, zaszyć się i przeczekać, aż sprawa ucichnie i uznają za martwego.
Spojrzał na Lilly nalewającą sobie whisky do szklanki uśmiechniętymi oczami.
- Chyba widziałem łaszki co będą na ciebie dobre. Lepiej po prądzie? Niedługo będzie pierwsza pizza. Piekarnik mieści dwie. Nie spodziewałem się gości.
Dziewczyna skorzystała nawet z podajnika lodówki, wrzucając do szklanki kilka kostek lodu… wypiła wszystko duszkiem, po czym zrobiła dolewkę, i tym razem jej dłoń już się tak nie trzęsła.
- Mhm - Mruknęła, chyba do Devossa?

- Sprawdziłeś to miejsce pod kątem ewentualnych alarmów? - spytał Peter, który, gdyby był właścicielem takiej chaty, z pewnością by się zabezpieczył przed nieproszonymi gośćmi.

Haker oderwał się w końcu od ściany. Pomyślał, że może rzeczywiście są chwilowo bezpieczni i mogą pozwolić sobie na moment wytchnienia. Alkohol jest jednym z tych czynników, które mogą mu pozwolić zapomnieć, a przynajmniej na jakiś czas, o tym co działo się w ostatnim okresie jego życia. Podszedł on do lodówki, przy której stała "Lilly" po drodze zgarniając jedną z pustych szklanek. Uzupełnił ją kilkoma kostkami lodu z podajnika i skierował ją w stronę dziewczyny.
- Mogę się z tobą napić? - Zapytał.
- Flaszka jest chyyyyba dla wszystkich? - Dziewczyna zerknęła w stronę ich "gospodarza", a ten kiwnął głową, kiedy podjęła się podając butelkę zagadującemu ją chłopakowi.
- Ale ja spytałem się, czy mogę z tobą się napić, a nie w ogóle - "Elusive" przyjął butelkę i uzupełnił swoją szklankę trunkiem, po czym odstawił ją na kuchenny blat i wychylił naczynie, biorąc z niego duży łyk.
- Ok… - "Lilly" wzruszyła ramionkami, chyba nie bardzo rozumiejąc o co chodzi. Ściągnęła zdobyczną kurtkę, i rzuciła ją gdzieś w kąt podłogi kuchni. Wszyscy widzieli jej ręce pokryte licznymi śladami po igłach, z siniakami w różnych kolorach.
-Będziemy musieli ogarnąć sobie transport - ziewnęła Maya. Atmosfera domówki była miłą odmianą i rozleniwiała pozwalając zejść napięciu ostatnich godzin. Albo dni. Albo miesięcy. Dziewczyna przetarła twarz ramieniem, a następnie sięgnęła po stojącą na blacie puszkę z fasolą w pomidorach Heinza. Chwilę rozejrzała się za widelcem, a gdy go znalazła, oderwała wieczko i zaczęła jeść.
-Ale to rano. Teraz przyda się po prostu odpocząć. Korposi będą mili to dadzą nam te parę godzin. Zresztą póki pada nie znajdą nas, a śnieg zatrze ślady. Ciekawe gdzie nas wieźli - popukała widelcem o dolną wargę, ale szybko wzruszyła ramionami - Gdzie by to nie było, nie dotrzemy tam już. Warto jednak zacząć zwiewać w drugą stronę. Szkoda że to takie zadupie, będzie ciężko o pasera który nie zadaje pytań. Najbliżej chyba w Salt Lake City… Marcus, polejesz mi? - poprosiła na koniec wielkoluda.

kanna 07-05-2022 07:49

"Elusive" widząc jakby niechęć "Lilly" wypił swój napój do końca i odstawił szklankę na blat. Skoro potoczyło się, jak się potoczyło nie zamierzał bardziej zatruwać swojego najważniejszego mięśnia w organizmie. W końcu to nim najwięcej pracował.
- A w jaki sposób zamierzasz załatwić transport na takim zadupiu? Do momentu przyjazdu właścicieli nie łudziłbym się, że coś tutaj się pojawi, a kradzież z drogi znów będzie ryzykowna. Będą obserwować te okolice - W głowie hakera świtał już pewien pomysł, ale na razie nic nie mówił, nie była to prosta sprawa, a jak mu się uda to wtedy pochwali się efektem.
- Trzeba się dostać do najbliższego miasta i buchnąć furę, najlepiej dostawczaka od zaopatrywania sklepów wtedy wszyscy się pomieścimy - Maya nabiła fasolkę na widelec i przyglądała się jej. Duża grupa to więcej problemów, inaczej zwiewało się w pojedynkę.
- Normalnie obstawałabym przy pickupie bo to tak powszechne auto że absolutnie nie budzi żadnych podejrzeń. Na pakę pod plandekę wejdzie całkiem sporo towaru albo ludzi, ale przy tej temperaturze to pewna śmierć w parę godzin. Musi być coś zamkniętego abyśmy nie zamarzli - przegryzła myśl jedzeniem i przełknęła.
- Można też furę wypożyczyć, ale do tego są potrzebne dwie rzeczy. Po pierwsze kasa, po drugie lewe dokumenty… chociaż teraz ostatnie da się obejść - uśmiechnęła się do “Elusive” - Skroimy frajera, ty się w niego zmienisz i po problemie. Wystarczy wyłożyć kasę, a potem odjechać. Powinniśmy jak najszybciej przekroczyć granicę stanu. Dworce i lotniska odpadają, nawet jeśli mamy kasę są tak naszpikowane kamerami że lepiej sobie darować. Alternatywa to bus z zadupia w kierunku miasta i wysiąść przed nim. Partiami, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Trzeba się też zastanowić gdzie lecimy. Skoro zostajemy w pakiecie zwracamy więcej uwagi, tu się ciężej ukryć. Kanada albo Meksyk. Drugie osobiście odradzam, za dużo gangów i tam to dopiero jest dżungla bezprawia i bieda. Legalnie granicy nie przekroczymy żeby nie zostawić śladów. Po tej stronie Stanów jeszcze nie przechodziłam, znam przejścia za New Hampshire, jak się jedzie trasą 112 koło Woodsville, ale to drugie Wybrzeże praktycznie - wzruszyła ramionami. - Potrzebujemy broni i forsy.
- Nie sprawdzałem, nie znam się. - odpowiedział Devoss mężczyźnie i zwrócił się do Mayi:
- Lasy Montany.
Zaśmiał się.
- Nim przejdziemy do beztroski opowiedzicie mi jak długo spierdalacie i jak to z wami wygląda, kto co. Może będę w stanie pomóc, może nie. Swoje uciekam i mnie nie złapali jak was, więc wiecie. Opowiadajcie, lub niech ktoś opowiada. Dajecie, bez spiny.
- Średnio mi się uśmiecha bycie elementem Big Sky Country popierdzielającym na krzywo podkutej kobyle - odpowiedziała Nox, atakując widelcem wnętrze puszki - Uciekasz, czyli jak ze starciami bezpośrednimi? Zabiłeś kogoś czy jesteś z tych którzy załamują ręce nad każdym żyjątkiem? - popatrzyła na blondyna i zrobiła całkiem sympatyczną minę - Każdemu się noga podwija prędzej czy później, dobrze wiedzieć jak się podnieść i iść dalej. Jesteśmy z dzisiejszego transportu, a teraz jesteśmy tutaj. Pytanie gdzie “będziemy” dalej, bo tu zostać nie możemy.
Maya mówiła, Devoss się przyglądał jej uważnie śledząc ją od stóp do głów, by zatrzymać się na oczach. Uśmiechnął się lekko.
- Fajna jesteś, ale czekam na szczegóły.
- Oczywiście że jestem, ale to ty nie odpowiedziałeś na moje pytanie - parsknęła. A Marcus uniósł lekko jedną brew… ale nic nie powiedział, ani nie zrobił. Za to sięgnął sobie po piwko, i się napił.
- Mała, byłem pierwszy, więc nie pierdol. Dajesz, wyszczekana jesteś, ciekawe jak i kiedy jeszcze - uśmiechnął się cwano - Muszę znać sytuację i… was, by pomóc sobie nawzajem.
- Całe życie i w każdej sytuacji - rozłożyła ręce - Sprawdzam twoją wrażliwość, wiesz. Należy dobrać wersję pod empatię aby obyło się bez ataków paniki i flashbacków z Wietnamu… Marcus skarbie mam powiedzieć wierszyk żebyś mi wreszcie polał? Zasłużyłam bez tego, byłam przecież grzeczna- odwróciła się do Murzyna częstując go promiennym uśmiechem.
- Przyssali się do tego whiskacza… - Mruknął czarnoskóry, ale ruszył się, i w końcu zrobił jej drinka z lodem.
- Daruj sobie, Maya, wal z mostu i szczerze, chce wiedzieć o was wszystko, prawie, bym mógł lepiej nam pomóc. Bądźcie szczerzy, a będzie nagroda.

Marcus spojrzał na niego i pokręcił głową.
- Teraz to ty pieprzysz… chcesz zostać naszym terapeutą, czy jak? "Chcę wiedzieć prawie wszystko". Taaa, jasne, znak zodiaku i ulubiony kolor też? Weź nie przesadzaj, od tego jest ogrodnik… Imię, co najwyżej kto jaką ma moc, i w sumie tyle. Cała reszta, to prywatne pierdoły. Korpo nas gdzieś wiozło, mieliśmy wypadek, udało nam się uwolnić. Zarżnęliśmy strażników, i tyle. Spieprzamy od jakiś… trzech godzin? - Murzyn wzruszył barami, i napił się ponownie piwa z butelki.
- Co robiliście w poprzednim życiu i jaką macie moc? Tyczy się tych co się nie przyznali. Lilly? Ocelia? Peter? - powiedział tylko Davoss. - U mnie portale przestrzenne, ale to wiecie.
- Szybkość - odpowiedział lakonicznie Peter, po czym zabrał się za szykowanie sobie czegoś do picia. Kawa, herbata... Reszta towarzystwa wzięła się za alkohol, Peterowi to do szczęścia nie było potrzebne. Przynajmniej chwilowo wolał coś ciepłego.
Wlał wodę i włączył ekspres do kawy.
Nox odebrała drinka i posłała darczyńcy wdzięcznego całusa.
- Mój bohater… - mrucząc upiła łyk i oblizała usta dodając do Davossa - Jak widać, taksówka na krótkie dystanse w zasięgu wzroku. Zwykle od mordobicia do mordobicia.
- Nie jest uprzejme rozmawianie w czasie jedzenia - pouczyła Davossa Ocelia.
- Ja nie jem. - stwierdził z uśmiechem. - Czekam na pizzę.
Po czym spojrzał na Mayę i puścił jej oczko widząc szereg ciekawych zainteresowań jej mocy… o ciekawej zapowiedzi wyszczekania zawsze i wszędzie nie wspominając. Zastanawiał się za to przelotnie jak bardzo owinęła sobie Marcusa wokoło palca….

"Lilly" nie powiedziała nic… za to już trzeci raz napełniała sobie szklankę whisky. I ową szklankę, w swojej dłoni, podsunęła nagle pod podajnik lodu od lodówki. Z odległości dwóch metrów, po wydłużeniu swojej ręki. Spojrzała przelotnie na Davossa, a potem sobie znowu popijała owego whiskacza z lodem, gdy jej ręka powróciła do zwyczajowej długości, i miała już szklankę przy sobie. Na co gospodarz pokiwał z uznaniem głową przyglądając się jej z ciekawością i rosnącym zainteresowaniem.

Kerm 07-05-2022 10:53

"Elusive", kiedy wszyscy rozmawiali i chwalili się własnymi mocami, przeszedł za plecami Davosa, klepnął go w plecy i powiedział.
- Więc mówisz, że interesujesz się naszym życiem i naszymi mocami? - Powiedział dosyć cicho, ale wyraźnie wychodząc przed niego - Niestety, ale muszę cię zasmucić, tego pierwszego nie dowiesz się, a drugie… - Stwierdził, że nie ma co ukrywać swojej mocy przed nim, skoro reszta już ją znała, a w zasadzie Maya już trochę się z tym wygadała.

Po słowach "Elusive’a" Davos przed swoimi oczami mógł zobaczyć siebie. Jakby patrzył w lustro, a nawet dokładniej, kropka w kropkę.
Krzywy uśmiech mężczyzny powiedział wszystko… z szerokim uśmiechem.
- Nawet tego nie próbuj, moje dupy są moje i tyle.
- Idealne do popełniania przestępstw - powiedział Peter. - Setka osób zaświadczy, że byłeś gdzie indziej.
- Raczej to, że tego dokonał ktoś inny - Sprostował "Elusive" - Tą osobą - Powiedział przybierając ponownie swój pierwotny wygląd - Nikt nie powinien się interesować.

Haker spojrzał ponownie na nowego.
- Mówiłeś, że są tutaj ubrania. Znajdzie się coś dla mnie?
- To trzeba sprawdzić, ale mamy na to chwile. Coś jest, mierzcie. Ocelia? - de Vries spojrzał na "nie dotykać".

Tylko w bajkach i reklamach woda gotowała się w mgnieniu oka, rzeczywistość pokazywała, że im bardziej człowiek wpatruje się w czajnik czy ekspres, tym dłużej musi czekać. Dlatego też Peter przeszedł do salonu, by włączyć telewizor i wysłuchać informacji z bliższego czy dalszego świata… mała-zębata leżała, gdzie leżała, dalej się wygrzewając przy kominku.

A w tv nie było nic ciekawego. Nic o ich ucieczce, nic o pościgu, absolutnie zero czegokolwiek, co by w tej chwili było w jakiś sposób powiązane z ich sytuacją. No ale w końcu minęły przecież dopiero 3h? Jedyną wzmianką o mutantach była krótka informacja, iż rząd zaczyna tworzyć dla nich "rezerwaty", gdzie mogą sobie w spokoju żyć. Normalna kpina…

- Dobra, to ja idę na górę poszukać jakichś ciuchów dla siebie - Rzucił w eter "Elusive" - Nie mam ochoty dalej chodzić w tych korpo ubraniach. Ktoś idzie ze mną, znaleźć coś dla siebie? - I nie czekając długo na odpowiedź innych, powolnym krokiem skierował się w stronę schodów.

Nox dopiła co miała w kubku, dojadła też fasolę z puszki i dopiero wtedy zeskoczyła na podłogę, zgarniając ze sobą jakieś dwie paczki. Przeszła do salonu, podchodząc powoli do zębatej dziewczyny.
-Hej kochanie, pizza jeszcze się robi. Ale mam inną sprawę - kucnęła obok, uśmiechając się pogodnie.
Pokazała tamtej kolorowe paczki.
-Co chcesz na przystawkę? Beef jerky, czy chipsy bananowe? Lubisz alkohol, polać ci?

Zębate dziewczę uważnie obserwowało podchodzącą do niej May, a na prezentowane paczki nawet nie zerknęła.
- Już jadłam… - Wychrypiała mała, i wyszczerzyła kiełki na co obserwujący kątem oka de Vries uniósł nieznacznie brew - …a alkoholu nie pijam.
- To herbata, sok, kawa? - brunetka nie wyglądała na przestraszoną - Gdyby nie ty nie wydostalibyśmy się z transportu. Więc?
- Poradzę sobie… - Odpowiedziała drobniutka dziewczyna, nawet na bardzo krótki moment się lekko uśmiechając.

Ocelia zignorowała towarzystwo i większość czasu spędziła w kuchni, gdzie precyzyjnie odmierzała ilość frytek, aby dobrać idealny czas podgrzewania. Obserwowała mikrofalę równe 8 minut 20 sekund, po czym wyciągnęła posiłek. Rozłożyła frytki równo na talerzy tak, aby tworzyły jednolitą warstwę. Potem posypała całość sola. Usiadła przy stole, nalała wody do szklanki i przy pomocy sztućców zjadła posiłek – nie lubiła dotykać jedzenia rękami.

Potem przepatrzyła jeszcze raz zamrażalnik, ale gofrów nie było.

***

Marcus i Maya zniknęli na pięterku, na całą godzinę…dwie, trzy, cztery(??) I w pewnych momentach, kilka razy było bardzo głośno słychać jęki rozkoszy dziewczyny, właściwie to w całym domu.

"Lilly" myszkowała na piętrze w pokoju córki właścicieli tego miejsca, wyszukując sobie ciuchy, a potem ruszyła pod prysznic. I siedziała tam cholernie długo.

Mała-zębata nie jadła nic, napiła się jedynie trochę wody. A potem, ze swojego miejsca na podłodze przy kominku, słuchała co leci w tv…
Ocelia udała się na poszukiwanie czegoś do przebrania. Ubrania z jednego z pokoi doskonale na nią pasowały, wróciła więc ubrana w ciemne leginsy, bluzę z kapturem i czapkę. Puchówkę ułożyła równo na jednym z krzeseł, razem z rękawicami i szalikiem
- Zostajemy tu, czy idziemy dalej? – zapytała. – Mówiłam, że zostanę w szoferce, żołnierze by mnie przepuścili a tamta kobieta posłuchała. Ludzie mnie słuchają. Wy nie . To dziwne.
- Ja, na przykład, mało kogo słucham - powiedział Peter. - Zostaniemy tu aż śnieg przestanie padać. Nie wiem jeszcze, co dalej.
Wiary Ocelii w swoje możliwości nie komentował. Nie miał pojęcia, ile i co dziewczyna potrafi.

Dydelfina 07-05-2022 13:26

Po żarełku, i odrobinie alkoholu, Maya i Marcus udali się na pięterko… mięśniak trzymał ją za rękę. Szybko odnalazł się w rozkładzie pomieszczeń, i skierował kroki do głównej sypialni. Raz tylko spojrzał na dziewczynę, szelmowsko się uśmiechając.
Nox za to szczerzyła się bez skrępowania, podziwiając mijane bibeloty, obrazy i inne durnostojki. Trafiła im się naprawdę niezła chata, aż żal nie skorzystać. Przechodząc obok kryształowej wazy wypełnionej suszonymi kwiatami na chwilę zmarkotniała. Cudownie byłoby tu mieszkać na stałe, niestety ich życie dalekie było od jakiejkolwiek stabilizacji. Potrząsnęła głową żeby odgonić melancholię, czasu też za wiele nie mieli. Głupotą było marnować go na smutek albo rozterki.
- Tooo… skąd jesteś? - spytała gdy weszli do luksusowej sypialni.


Maya mocniej ścisnęła wielką rękę. Ludzką, nie kamienną. Próbowała sobie przypomnieć czy w drugiej wersji mężczyzna też był taki ciepły, niestety wcześniej nie zwracała na to uwagi.

- Keeeentukcyyyy? - Powiedział Marcus, naśladując akcent typowego Rednecka, po czym się roześmiał, rozglądając po wnętrzu. Było nieźle…
- Nie no, żartuję laska. Kalifornia - Jego wzrok z dużego łoża przeniósł się w oczy Nox.
- Chłopak z Kalifornii, nieźle - uśmiechnęła się. Mogło jej chodzić o pochodzenie, ale też o jakość wnętrza. Nie pamiętała kiedy ostatni raz mogła rozłożyć kości w takich warunkach. Albo chodziło o kompletnie inny widok. Taki, który stał tuż obok niej.
- Pewnie nie raz surfowałeś, na szczęście tutaj obejdzie się bez niezręcznych pomyłek. Żadna ze mnie deska - mrucząc nisko zrzuciła kurtkę, a po niej koszulkę. Stanik też poszedł na spacer w kierunku podłogi.
- Ale ujeżdża się mnie całkiem nieźle - dodała z szerokim wyszczerzem - Tak słyszałam.

Marcus parsknął, błądząc wzrokiem po jej piersiach…
- Nie, deską zdecydowanie nie jesteś - Powiedział i przyciągnął ją do siebie kładąc dłonie na jej biodrach, po czym pocałował namiętnie w usta, nie szczędząc figli języka. Chwilę to trwało…
- Co byś powiedziała na prysznic? - Spytał w końcu, i pogładził jej potylicę.

Zastanowiła się, przymrużając jedno oko i gapiła się przez długą chwilę. Oddech zamiast się uspokajać nadal przypominał lekką zadyszkę po sprincie.
- Why not? - odbiła pytaniem, a tonem głosu dorzuciła wyzwanie - I’m so dirty…
- Hehehe - Mięśniak zarechotał, po czym klepnął ją w tyłek. Kiwnął głową w kierunku łazienki połączonej z sypialnią, a sam ściągnął koszulkę. Odstąpił jednak od dziewczyny… ku drzwiom sypialni, które w końcu zamknął na klucz. A wracając, rozpiął już nieco swoje spodnie.
Maya też nie próżnowała, w międzyczasie pozbywając się na szybko reszty ubrań. Nie patrzyła gdzie je rzuca bo i zakładać ponownie ich nie zamierzała. Więzienny outfit był czymś, do czego się nie wraca dobrowolnie.
- Nie ma Trevora, to nikt nie będzie podglądał - zaśmiała się, cofając do tyłu ku kabinie i patrząc z niewinną minką na olbrzyma. Tylko oczy jej świeciły z radochy.
- Taki wielki… powiedz siłaczu, mam się bać? Tylko ja i ty… taki groźny, bezkompromisowy. - mruczała póki nie postawiła stóp pod prysznicem. Wtedy też przywołała go gestem.
- Sprawdźmy się.
- Postaram… - Rozbierający się Marcus ściągał już tylko skarpetki, będąc już nagim, chłonąc widok Mayi - Postaram… się być… delikatnym… - Wychrypiał, wchodząc do kabiny, z wyraźnie pobudzoną już męskością. Uśmiechnął się tak troszkę drapieżnie.
Dziewczyna chwyciła go za brodę, mocnym uściskiem zmuszając aby spojrzał jej w twarz, a nie poniżej.
- Nie połam mnie, ani nie zabij - powiedziała na chwilę stając się poważna. Chwilę potem znów się uśmiechała, a jej druga dłoń wylądowała na środku ciemnej klatki piersiowej i zaczęła zjeżdżać niżej.
- Reszta… szybko się leczę, nie musisz być aż tak delikatny - dorzuciła, drapiąc paznokciami skórę jego podbrzusza.
- Jak sobie życzysz… - Mruknął mięśniak, i pocałował ją ponownie. Jego ręce ją objęły… i nagle na plecy Nox chlusnęła lodowata woda z prysznica, który Marcus najwyraźniej w tym momencie odkręcił. Maya pisnęła pięknie, on się zaśmiał, ale po chwili leciała już ciepła woda. Murzyn z kolei wziął jakiś żel pod prysznic, cały czas ją ponownie całując, i zaczął mydlić dziewczynę. Najpierw szyja, potem ramiona. W końcu i piersi, które zaczął lekko ugniatać swoimi wielkimi łapskami.
Każdemu jego ruchowi towarzyszyło kobiece mruczenie, tym głębsze im więcej uwagi poświęcał drobniejszemu ciału. W pewnej chwili Nox zamknęła oczy, oddając mu się w pełni do dyspozycji i tylko przygryzała wargę przy co mocniejszych pieszczotach. Zrobiło się cudownie, problemy dnia codziennego słynęły do odpływu zabrane przez wodę. Było tak normalnie, spokojnie. Przyjemnie. Jego dłonie w końcu zsunęły się niżej, na jej brzuszek, i w końcu i dalej, głębiej… namydlił ją porządnie. Maya na takie pieszczoty automatycznie stanęła w lekkim rozkroku, zarzucając mu ręce na kark. A on ją badał, poznawał każdy zakamarek, raz nawet wsadził paluszek. Przestał jednak, cofnął dłoń. Bawił się nią, rozpalał na całego, aż drżała na całym ciele. I był nad wyraz delikatny…

Brunetka przeszła do kontrataku, na oślep zgarniając część mydlin ze swojego torsu i przenosiła je na pierś osiłka powolnymi, okrężnymi ruchami. Nie spieszyła się, mieli czas. Parę ładnych godzin, rachunek za wodę też nie był ich problemem. Badała dotykiem ciało naprzeciwko, robiąc jego mapę w głowie za pomocą opuszek palców, a potem i ust oraz języka, gdy całowała ciepłą, mokrą skórę w kontrastowym do jej własnej kolorze. Podświadomie zmniejszała też dystans, aż w pewnym momencie przyklejała się już do osiłka, ugniatając palcami jego pośladki i drażniąc sutki czubkiem języka. Gładził jej głowę swoją dużą dłonią, ciężej już oddychając.
- Poczekaj chwilkę - Wychrypiał nagle, i gdy przestała, ucałował ją krótko w usta, po czym… zszedł w dół, i przed nią uklęknął. Spojrzał w górę, na jej twarz, dłonią sunąc od łydki wzwyż, w końcu i oblizał usta, i spojrzał między jej nogi.
Role się odwróciły, jednak Nox nie wydawało się to w żaden sposób przeszkadzać, wręcz przeciwnie. Uśmiechnęła się ciepło, głaszcząc go po głowie.
-Dżentelmen… - westchnęła i nie pozwoliła mu czekać. Stanęła pewniej na lewej nodze, a prawą przerzuciła mu przez plecy dając pełny dostęp do zwieńczenia ud. Najpierw poczuła ciepłe dłonie, które wsunął między jej nogi, i złapał za pośladki… potem gorący oddech, tuż przy jej kobiecości. Aż wreszcie usta i język, które łapczywie przyssały się do jej kwiatu, pieszcząc go na całego.
Mutanką zachwiało, z jej gardła wydobył się głośny jęk. Na oślep zamachała rękami opierając je o ściany prysznica aby nie stracić równowagi. Przez jej ciało paradowały oddziały mrówek, rozchodząc się od podbrzusza po końce palców, aż dotarły do głowy. Przyjmowała pieszczoty bardziej niż chętnie, odchylając głowę do tyłu i z zamkniętymi oczami chłonęła je w ciszy nie chcąc burzyć magii chwili, a oprócz szumu wody dało się słyszeć coraz cięższy i nieregularny oddech.
- Złap się prysznica - Mruknął nagle Marcus. I zanim Maya zorientowała się, o co mogło chodzić… prawa dłoń mężczyzny złapała ją mocniej za pośladek. Lewy bark wsunął się pod jej prawą nogę, a jego lewa dłoń znalazła się na boku dziewczyny. Podniósł ją. Podniósł ją w górę, na swoich barach, wciąż z twarzą między jej udami. Wciąż ją pieszcząc. Maya znalazła się nagle powyżej ścianek kabiny, z głową tuż pod sufitem. A jej czarny ogier nieustannie ją pieścił, trzymając tak na sobie… jakby była piórkiem które nic nie waży.
Przez sekundę Nox zdała sobie sprawę że równie łatwo mógłby jej skręcić kark, albo oderwać nogę. Sekundę później przez jej mięśnie przeszedł spazm, w oczach pociemniało. Jęczała głośno mając gdzieś czy ktoś usłyszy. Drżącą ręką trzymała się rantu prysznica, drugą dociskała łysą głowę do siebie szczytując dosłownie i w przenośni na gorących, silnych barkach siłacza, który jeszcze przez dłuższą chwilę spijał jej nektar, póki drżenie ciała Nox nie ustąpiło… w końcu ją delikatnie zsunął w dół, i postawił przed sobą z zawadiackim uśmieszkiem. Ucałował lekko w usta.
- To było zajebiste. Dziękuję… - powiedziała cicho kiedy już jako tako uspokoiła oddech i nie czuła że nogi zaraz się jej rozjadą. W łapaniu pionu wspomagała się jego sylwetką, opierając o nią całym ciężarem. Nabrała powietrza żeby chyba dodać coś jeszcze, lecz zamiast tego wyszczerzyła się nagle i mocniej chwyciła ciemną skórę jego ramion. Bez ostrzeżenia skoczyła, przenosząc ich z powrotem do sypialni jakieś pół metra nad łóżkiem.

Opadli na nie w miarę delikatnie, choć te zaskrzypiało… a Markus potrząsnął głową.
- Osz ty - Uśmiechnął się, lekko kiwając głową.
-Nie zawsze robię za taksówkę od mordobicia do mordobicia. - złapała go za ręce ciągnąc na materac - Inne kursy też robię i magiczne sztuczki. Chcesz zobaczyć?

Marcus położył się na łóżku na plecach, i perfidnie założył ręce pod głowę. Uśmiechnął się do May.
- Jasne laska. Pokaż…
Więcej zachęty nie było potrzeba, mutantka zręcznie wskoczyła na wielkoluda, siadając okrakiem na jego brzuchu. Twarzą w stronę nóg.
- Nieźle ci szło, ale wyglądasz na znudzonego. Dam ci zajęcie - rzuciła przez ramię zniżając się i przesuwając, aż położyła się na nim z twarzą nad biodrami i własnym biodrami w okolicach jego twarzy.
- No cześć, my już się znamy - zaśmiała się cicho, a potem przystąpiła do działania, zupełnie jak we wraku transportera. Usta, język i palce znalazły wspólny rytm, tak samo jak głowa poruszająca się rytmicznie w górę i w dół.
Marcus westchnął z rozkoszy…
- Niezłe mam tu widoki - Powiedział po chwili i cicho się zaśmiał. On również przystąpił do kolejnych pieszczot, tym razem oprócz ust i języka, używając i palca… a po pewnym czasie nawet dwóch. Od czasu do czasu, nawet mocno się wyginając, to i liznął, i drugą dziurkę dziewczyny.
Komentować za bardzo nie miała jak, bo nie wypadało mówić z pełnymi ustami ani przerywać w podobnym momencie. Dawała jednak całą sobą znać, że podobne działania mocno ją kręcą, jej biodra same się wyginały, a uda rozstawiały najszerzej jak to możliwe.

Kilka minut intensywnych pieszczot później, Maya wyraźnie wyczuła, jak męskość Marcusa zaczyna wyraźnie drżeć, a sam czarnoskóry oddycha coraz intensywniej.
- Laska… położysz się na pleckach? - Wychrypiał w końcu do niej.
Z lekkim oporem, odrobiną marudzenia na pokaz, ale Maya wykonała prośbę, staczając na materac i patrzyła z żywym zainteresowaniem na towarzysza, bawiąc się piersiami. Marcus pocałował jej udo, potem podbrzusze… umieścił się między jej nogami. Pochwycił za biodra, i zbliżył jeszcze bardziej swoim ciałem do jej ciała. Dotknął już końcówką swojej nabrzmiałej męskości, jej mokrej muszelki. Uśmiechnął się do dziewczyny, spoglądając jej prosto w oczy.
Z tej perspektywy wydawał się jeszcze większy, masywniejszy niż gdy stali koło siebie. Nox oblizała bezwiednie usta, wypychając biodra w jego stronę. To było jak spóźniony prezent świąteczny, na który nie mogła się wprost doczekać.
-Zrób to - wysapała.

Marcus wszedł w nią powoli, choć zdecydowanym ruchem… był wielki. Poczuła, jak ją całą rozpycha, jak wnika w jej ciało, coraz głębiej i głębiej, taki wielki, sztywny, ogromny. Nabił ją na swój pal, aż do samego końca, tak wspaniale, tak błogo, cudownie. Zdawało jej się, że do pępka, albo nawet wyżej, wypełnił ją sobą całą. Czuła, że zwariuje z rozkoszy? A to był dopiero początek.
Czy tak czuły się indyki na święto dziękczynienia? - głupia myśl pojawiła się w jej głowie na mgnienie oka i równie szybko wyparowała. A raczej została wypchnięta przez drugi kręgosłup który nagle pojawił się w mutance tuż obok pierwszego.
Zabrakło jej powietrza, każdy choćby najmniejszy ruch wywoływał ciarki. Poruszała się jednak, wpierw ostrożnie dając sobie chwilę na przyzwyczajenie do uczucia rozpierania, a następnie coraz szybciej, zapierając się nogami o materac. Patrzyła na twarz nad sobą, schowaną za mgłą i coś próbowała mówić, jednak z jej ust wydostawały się tylko jęki rozkoszy.
- Jesteś… taka… ciasna… mmmmm… - Jęknął z rozkoszy Marcus. Dłońmi trzymał mocno jej biodra, po czym lekko z niej wyszedł, i wszedł ponownie. I po chwili znowu, i znowu. Z początku wszystko powolutku, delikatnie… wkrótce jednak zwiększył nieco tempo. Pochylił się również, puścił jej biodra, po czym jedną dłonią złapał jej pierś, ugniatając ją, a do drugiej przyssał się ustami.
Ona za to wbiła paznokcie w jego pośladki i pociągnęła do góry dla zachęty. Jednak gdy była na wysokości łopatek zacisnęła kurczowo palce, a przez mniejszą sylwetkę przeszła błyskawica. Krzyknęła głośniej a potem przestała oddychać, topiąc się w przyjemności od której oczy wywróciły się wgłąb czaszki i tam podziwiały czerwono-złote wybuchy ekstazy. Wiła się pod olbrzymem, na oślep szukając podpory dla dłoni i rąk, nabita na pal i unieruchomiona masą nad sobą. A on nie przestawał, i jeszcze bardziej zwiększył tempo, i nagle złapał ją mocno za kark, a drugą rękę wsadził pod jej wygięte plecy, i w takim mocnym, męskim uścisku, brał ją już na całego, samemu jęcząc coraz głośniej… unieruchomioną, bezbronną, zdaną na jego łaskę, i na tego… "potwora", którym ją niemal przebijał do serca. Coraz szybciej, i szybciej, dziko, dosyć brutalnie. Prawie jak zwierzę. Do całkowitego spełnienia, do granic możliwych rozkoszy, do ich przekroczenia. Ona chyba krzyczała. Krzyczała z rozkoszy.
Był jak fiskus, rżnął ją bez litości i zmiłowania. Maszynowo, bez oddechu… albo to Nox pogubiła wdechy zapominając jak to się robi. Uczucie obezwładniającej ekstazy trzymało ją mocno, sprawiając że zgubiła czas i miejsce. Liczył się tylko ogień między udami, smak i zapach tuż przed nosem oraz ślepe oczy to zaciśnięte, to otwierające się równie szeroko jak drżące uda. Nie czuła dotyku materiału pod plecami, uciekały jej zaciśnięte na piersiach ręce. Był tylko gorący, nabrzmiały drąg sukcesywnie i bez zlitowania penetrujący jej wnętrzności aż do żołądka… lub bardzo jego blisko. Olbrzym trzymał ją na szczycie górskiego łańcucha i gdy myślała że nie da rady wzlecieć wyżej, on pokazywał że jest jeszcze jeden szczyt, a po nim jeszcze jeden i jeszcze wyższy.
Marcus doszedł rycząc niczym lew. Wypełnił ją już całkowicie, i zerwał wszelkie ostatnie rąbki połączenia May z rzeczywistością. Odpłynęła na fali ekstazy, gdzieś daleko, poza czas i miejsce, gdzie była tylko rozkosz… chyba nawet na chwilę zemdlała??

Całował delikatnie jej piersi, wciąż w niej podrygując, gdy powracała do tu i teraz. Drżała na całym ciele, drżał i on… w końcu i ucałował jej usta, powoli, nieśpiesznie, uspokajająco. Rozluźnił chwyt, dał jej oddychać, uspokoić się, zrozumieć. Wyszedł z niej z chlupotem, ciężko dysząc, po czym opadł ciężko obok.
Zostawił po sobie pulsującą pustkę, między rozłożonymi udami zaczęła się robić plama na prześcieradle. Zastój po szaleństwie sprzed momentu był aż… nierealny. Jednak dziewczyna nie śniła, drżące mięśnie, zdarte trochę gardło… no wiele rzeczy uświadczyło ją w tym, że to nie był sen. Obolała i spełniona ułożyła się na boku, wtulając w wielkoluda ufnie.
- Nie zrób nic debilnego i nie daj się złapać. Bo się naprawdę wkurzę - mruknęła cicho i jakby go mocniej ścisnęła ramionami. W odpowiedzi, objął ją swoim wielkim ramieniem, przytulając, i pocałował w głowę. I tyle. Nie powiedział chwilowo nic więcej. Leżeli tak, uspokajając oddechy, ciesząc się chwilą…
- Ty też - Dodał w końcu i Marcus.
- Ja sobie poradzę - odpowiedziała po chwili czując ucisk tym razem w gardle. Gładziła go po torsie, przerzucając udo przez ciemne biodra. Zrobiło się cicho, za oknem zaczął sypać śnieg, z głębi domu dochodziły dźwięki buszowania innych mutantów. Spokój i czas na złapanie oddechu.
- Nigdy nie miałam takiego wielkoluda - zachichotała nagle, przekręcając głowę aby pocałować go w ramię i z psotnym uśmiechem patrzyła mu w oczy - Gdzie ty się do tej pory przede mną chowałeś?

Klepnął ją w udo, którym go owinęła. Pacnęło, i lekko zaszczypało.
- Laska… a ty dalej mi dupę wiercisz o moją przeszłość? - Zaśmiał się bezgłośnie, a jej główka na nim się zatrzęsła - Po co do tego wracać?
- Bo jestem ciebie ciekawa? - odpowiedziała pytaniem. Rozwinęła się zanim odpowiedział - Bo nie chcę abyś był tylko… twarzą która mnie przeleciała i yolo? Bo cię lubię? Bo chciałabym wiedzieć czego się spodziewać? Bo… - zawahała się, uciekając wzrokiem na okno. Odchrząknęła - Bo komuś będzie trzeba zaufać, a z całej tej zbieraniny to przy tobie czuję się bezpiecznie?

Marcus westchnął, po czym znowu pocałował ją w głowę. Następnie wbił wzrok w sufit.
- Byłem żołnierzem w Afganistanie. Wkurwiał mnie mój dowódca… kawał kutasa i tyle. Wkurwiał wszystkich, a przez jego głupotę zginął jeden z naszych. No to mu dałem w ryj… i prawie zabiłem. A potem mnie wywalili, po 8 latach. Wróciłem tutaj, miałem różne roboty, żadnej na długo… no a potem wpadłem z chujami z korpo. To tak w skrócie. I tyle.

Nox zmarszczyła czoło i przybrała zadumaną minę.
- To już wiem co mnie tak do ciebie ciągnie… mam słabość do przystojniaków w mundurach. Albo i bez - puściła mu oko, na jej twarz powrócił łagodny uśmiech. Podniosła się na łokciu żeby pocałować go czule w usta.
- Jeździłam w gangu. Wiesz… skóry, klamki i motory. Zawsze lepsza alternatywa niż gnić dalej w bidulu. Odeszłam gdy jeden z kumpli po pijaku zakatował jakiegoś frajera, policja węszyła. Wolałam żeby nie wywęszyli czym jestem. Potem osiadłam na stałe w jednym miejscu licząc że nie wychylając się będę mogła mieć normalne życie i to był błąd. Mutant nigdy nie będzie miał normalnego życia - przez pozę lekkoducha przebiła się na mgnienie oka apatia. Dziewczyna pokręciła głową i znowu była sobą. Podniosła się wyżej, znów siadając okrakiem na brzuchu mężczyzny.
- To co zmiana? Teraz ty mi wiercisz dupę? - rzuciła pytaniem jakby pytała czy chce się napić kawy. Złapała jego rękę pociągając do góry i zassała palec wskazujący zostawiając na nim sporo śliny. Następnie skierowała tą rękę za swoje plecy. Marcus w zdumieniu uniósł brwi… a potem na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Ty tak serio?? - Spytał.
- No skoro nie chcesz… - westchnęła i przewróciła oczami chociaż nadal trzymała jego dłoń przy swoich pośladkach dając ostatnią szansę do namysłu.
- Wiesz laska, lubię cię… ale nie chcę, żebyś z bólu wrzeszczała. Może wrócimy do łazienki? Tam jest mydełko… - Murzyn uśmiechnął się lisio, owym palcem lekko muskając jej tylną dziurkę.
Mutantka zamilkła na chwilę, a jej wzrok zrobił się pusty.
- Osiem miesięcy, tyle mnie trzymali. Uwierz skarbie, z zadawaniem bólu nie zrobisz mi niczego czego oni nie robili, ale im wrzask nie przeszkadzał - coś w jej twarzy drgnęło i ponownie wesoło się uśmiechnęła, napierając pośladkami na dłoń z tyłu.
- Na szczęście szybko się leczę, więc kij w to. A raczej ty… we mnie. Tu i teraz. Dobra, to co? Taksówka pod prysznic czy używamy metody konwencjonalnej? - śmiejąc się wskazała kciukiem na drzwi łazienki. Marcus też się roześmiał.
- Dobrze, chodźmy do łazienki, tam w końcu jest mydełko… - Mrugnął do niej, a ona pokazała mu język i mrugnięcie okiem później już leżeli na płytkach w łazience. On miał pecha bo wylądował na zimnie plecami, podczas gdy Maya stykała się z kamieniem jedynie łydkami.
- Mogliśmy włączyć jakąś muzykę. Dawno nie słuchałam muzyki - parsknęła, wstając płynnie i ciągnąc go za ręce do pionu. Marcus wstał… i musnął twarzą pierś Mayi, przy owym wstawaniu. A potem wskazał jej palcem na radio, które stało na jednej z szafek.
- Tu coś masz - Powiedział, po czym podszedł do toalety, podniósł klapę i dechę, spojrzał bezczelnie na dziewczynę, uśmiechnął się… i w końcu stanął do niej nieco tyłem, po czym zaczął się odlewać.
- Krzycz jak będziesz potrzebował pomocnej dłoni - klepnęła go po tyłku w przelocie gdy podchodziła do radia. Popatrzyła na nie krytycznie, ale okazało się wcale nie takie stare. Obawiała się o zasięg podczas śnieżycy na zadupiu, lecz mile się zaskoczyła. W środku znajdowała się płyta opisana jako “III”, po odpaleniu maszynki okazała się pełna plików audio w formacie mp3. Nox przeleciała kilka pierwszych, aż zatrzymała się na jednym który poznała już po pierwszych taktach. Łazienkę wypełniła muzyka, a jej od razu zrobiło się lepiej. Dodatkowo ciepła, mokra mgiełka osiadała przyjemną warstwą na skórze… zapomnieli bowiem zakręcić wodę pod prysznicem. Taka sauna tylko bardziej swojsko. Zaczęła się rozglądać za mydłem, przeglądając zawartość szafek i szafeczek. Podnosiła butelki, czytała etykiety aż wreszcie wybrała jedną złoto-czarną, kiwając głową. Skład miała świetny, pachniała cytrusami i zieloną herbatą. Do tego ekologiczna aż zęby bolały i z wyższej półki jakiej się w statystycznym Walmarcie nie znajdzie. Zadowolona zniknęła spod szafki aby pojawić się tuż przy osiłku i jak gdyby nie działo się nic niezwykłego… polizała go po ramieniu. A ten właśnie skończył, po czym spuścił wodę. Spojrzał na Mayę z dziwną miną, a potem na radio.
- Laska, co to za muzyka?

- Nirvana, konkretnie album Nevermind z ‘91. Dwunasty utwór - odpowiedziała bez zająknięcia po czym zmrużyła oczy. - Nie mów że nie lubisz Nirvany… mogę przełączyć, ale błagam. Żadnej łupanki, ani darcia ryjca. To był ciężki dzień i coś spokojnego w tle lepiej będzie brzdąkało.
- Znam Nirvanę… no ale weź, nie jak na pogrzebie… - Marcus umył ręce w zlewie.
- To muzyka relaksacyjna. Mam ci włączyć “Paint it, black” albo Cannibal Corpse abyś się poczuł swojsko? - parsknęła teleportując się pod radio. Jeszcze chwilę słuchała powolnej melodii przymykając oczy i kiwając na boki głową… aż Murzyn ją klepnął w tyłek, po czym wszedł do kabiny prysznica, i zaczął się opłukiwać, łącznie z głową.
Poczuła się pospieszona, więc niechętnie, ale przełączyła na kolejny utwór. Ku swojemu miłemu zaskoczeniu następna piosenka też należała do kogoś z Wielkiej Czwórki Seattle. Tym razem zawarczały nisko gitary i od samego początku towarzyszyła im perkusja, a dziewczyna zamiast kiwać głową powoli na boki potrząsnęła nią kilka razy w rytm nowej piosenki. Niby nie miała ochoty na darcie ryjców, ale Staley’a zawsze dobrze się słuchało.
Bez dalszego marudzenia skoczyła za Marcusem pod prysznic.

- Ciesz się że nie masz wielu kłaków, odpada ci masa problemów - trochę wepchnęła się pod strugę wody, korzystając z okazji aby i siebie doczyścić. Stanęła przed mężczyzną, dalej w najlepsze rozpychając się pośladkami.
- Heh… - Parsknął czarnoskóry i położył swoją dłoń na jej karku, stojąc za nią - Jak to szło… "umyć ci włosy"? - Szepnął jej na uszko.
- Potem, teraz zagramy w Super Mario. Takie odgrywanie ról, te sprawy. Jesteś hydraulikiem, musisz przepchać rurę. - odpowiedziała z zębatym uśmiechem podając mu przez ramię czarno-złotą butelkę zabraną z szafki. Naparła też mocniej tyłkiem na jego biodra - Wczuj się w rolę.

Marcus na słowa May się roześmiał na całego, i rechotał tak i rechotał…
- Sorry laska, naprawdę sorry, ale… no ja pierdzielę… hahahaha… sorry… - Długo nie mógł dojść do siebie.
Dziewczyna cierpliwie wspierała go, klepiąc po barku i robiąc mądrą minę.
- No już, już. Spoko, śmiech to zdrowie - zamrugała zagryzając wargi aby też się nie roześmiać. Miała na końcu języka jeszcze parę komentarzy ale postawiła na spokój stojącej wody dając się wyrechotać kompanowi. W międzyczasie z klepania po ramieniu przeszła do zabawy jego sprzętem, biorąc go w dłoń i pobudzając wolnymi ruchami wzdłuż trzonu. Wciąż nie wierzyła że się zmieścił, wyobraźnia podała ponownie obraz nadziewanego indyka.
Musiała parsknąć.
- Dobra… to się odwróć… - Powiedział w końcu do niej mięśniak, gdy już się uspokoił, po czym nalał płynu z butelki na swoje dłonie, a butelkę odstawił na stojaczek.
- To ten… bawimy się, tak? Ok… Dzień dobry Ma'am, słyszałem, że ma pani jakiś problem? - Zaczął, i jednocześnie… wsadził swoje dłonie pod jej pachy, które zaczął jej myć.
Parsknęła, odchrząknęła i sięgnęła do tyłu aby móc go pogładzić po twarzy.
- Wreszcie pan jest, ile można czekać? - przybrała naburmuszony ton i pociągnęła nosem mówiąc już dalej ze smutkiem - Mam okropny problem z odpływem w zlewie, kompletnie się zablokował. Próbowałam radzić sobie na własną rękę ale nic z tego. Musi mi pan pomóc… bo z takim przytkanym sprzętem nie idzie żyć…
- Ma'am, to niebezpieczne, tak wpychać rączki w takie miejsca… - Powiedział, powstrzymując się od śmiechu, a jego dłonie prześlizgnęły się spod pach, na piersi dziewczyny, które mydlił, i jednocześnie masował - Zajmę się wszystkim… - Trochę do niej przylgnął ciałem, a ona poczuła jego męskość na swoich pośladkach.
Znów zaczęło się robić gorąco i to nie ze względu na parującą wilgoć wokoło.
- Widzę że przyniósł pan odpowiednie narzędzia… to dobrze. Jest pan moją ostatnią nadzieją. Naprawdę okropny zator, proszę samemu sprawdzić - mówiąc to opuściła ramiona żeby złapać swoje pośladki i rozchylić je. Aby pokazać przyczynę problemu oczywiście.
- Da się coś z tym zrobić? Musi się dać, moja ostatnia nadzieja w pana wyciorze.
- Jezus Maria… - Wymknęło się Marcusowi. Pochwycił buteleczkę, i natychmiast przyklęknął za Mayią. Zaczął znowu mydlić swoje dłonie.
- To… ja się tym… zajmę… zrobię… co mogę… - Wychrypiał, po czym palcami zaczął pocierać myszkę dziewczyny, a ustami składać pocałunki na jej pośladkach, coraz bardziej i bardziej przesuwając się ku środkowi tyłeczka… którego dziurkę zaczął równocześnie pocierać kciukiem.
- Mmmm… mhmmm, tak… tam właśnie jest problem - próbowała brzmieć na zmartwioną, lecz przyspieszony oddech i posapywanie ją zdradzało. Stanęła w lekkim rozkroku, wypięła kuperek - Od razu widać że ma pan fach… w ręku. Proszę n-nie przestawać.
- Ja… ummm… taaak… - Mięśniak chyba nie wiedział co powiedzieć przez chwilę - Zrobię co trzeba… - Dodał, i nagle wepchnął w nią dwa paluszki z przodu, a jeden z tyłu, i równocześnie z takim posunięciem, pocałował ją już bardzo, bardzo blisko swojego kciuka, lekko również zasysając w usta wrażliwą skórę. Drugą dłonią z kolei gładził jej łydkę…
Na własnej ręce mógł poczuć jak dziewczyna zadrżała, mięśnie wokół jego palców zacisnęły się pulsując wilgotnym ciepłem głęboko w środku.
- O tak… tak. To gdzieś… tam - mruczenie przeszło w głośne westchnięcie. Przełknęła ślinę której nagle nazbierały się jej całe usta.
- Pomogę panu… - dodała i pochyliła się, opierając prawą dłoń na swoim kolanie, a lewą na ścianie przed sobą.
- Bardzo… dziękuję… - Jego głos zadrżał. I teraz to on, po wyciągnięciu z niej palców, rozchylił łapami jeszcze bardziej jej pośladki, po czym przyssał się do niej, dziko całując i liżąc. Zatracił się w tej chwili kompletnie, i pożądanie wzięło górę… w końcu nawet wepchnął w nią swój język.
- Oh! - wyrwało się dziewczynie zanim zagryzła usta, a potem dała spokój z udawaniem. Pojękiwała przez nos, rozluźniając się krok po kroku, bo już doskonale wiedziała z czym przyjdzie się jej zaraz mierzyć. Wizja tego, że znowu wielkolud wejdzie w nią swoim potworem aż po jaja przyprawiała kolana od drżenie, serce o palpitację, a resztę ciała o niecierpliwe oczekiwanie. W którym momencie odkleiła rękę od kolana i przeniosła ją między swoje uda aby tam dołączyć do zabawy własnymi palcami. Marcus "wyjadał" ją od tyłu przez dłuższą chwilę… w końcu jedna z jego dłoni przestała rozchylać pośladek. Gdzieś u stóp May zadźwięczała buteleczka, którą mięśniak zgniótł w dłoni… i ta w końcu pękła. Wylewał jej zawartość na swojego "potwora". W końcu wstał, zakręcił wodę, a zimny płyn do kąpieli spłynął i między pośladki dziewczyny. Tak, nadchodziła ta chwila… aż przeszły ją dreszcze. Ustawiał się za nią, jeszcze raz, czy dwa, przejechał palcami po jej tylnej dziurce… i po chwili go poczuła. Twardego, wielkiego, gotowego. Naparł na nią, dosyć mocno. I zaczął powoli wchodzić…
Stęknęła, gdy wsunął w nią swoją żołądź i naparł wbijając w nią swoje centymetry. Rozpychał ją powoli, z umiarem, czując przy każdym ruchu jak stopniowo łamie opór jej ciała. Nox syknęła głośno, potem syknęła znowu. I jeszcze raz. Z jej gardła wydobywały się nieartykułowane dźwięki za każdym razem gdy wielkolud wchodził w głąb jej ciała. Ból mieszał się z przyjemnością, czuła jak raz za razem jej tyłek rozpycha gorący, gruby drąg.
-Jeszcze… jeszcze kawałek… o tak… - Jęknęła rozkosznie gdy wszedł w nią wreszcie cały, na całą długość.
- Oooooch laska… - Jęknął Marcus, po czym jego łapy znalazły się na biodrach May. Zaczął się powoli, naprawdę powoli w niej poruszać, jednocześnie głośno oddychając i sapiąc. Czyżby był tak blisko?

Serce dziewczyny przyspieszyło, tak jak jej ciało którym zaczęła wychodzić naprzeciw pchnięciom kompana. Jego twardy sprzęt ślizgający się wewnątrz jej tyłka doprowadzał do szaleństwa. Pozwalała mu wybierać kąt w jakim ją brał, nie broniąc niczego. Czuła się brudna, wykorzystana i rozrywa od środka. Każdy ruch do przodu kończyło mocno dobicie jasnych pośladków do ciemniejszych bioder i ochrypły jęk pełen aprobaty będący dalszą zachętą na zwiększenie tempa. Czarny Ogier zmienił położenie dłoni, prześlizgując je z bioder, poprzez boki dziewczyny, na jej ramiona. Jego dłonie były naprawdę ciepłe… zaczął ją brać mocniej i szybciej. Naparł tak na jej ciało, że aż przycisnął do zimnej ściany, a sutki May momentalnie stanęły na baczność, co było dodatkowym, pobudzającym bodźcem. Marcus sapał jej już właściwie w kark, mocno uderzając o jej pośladki biodrami… nadchodziła kolejna fala spełnienia.
Jego agresywna postawa kogoś kto nie bierze jeńców działa na mutankę jak płachta na byka. Brał ją podobnie do swojej własności: bez litości czy delikatności. Zostawała zwierzęca furia pchająca długie, grube cale głęboko w środek Nox. Wciskał ją w ścianę, wyciskając powietrze z płuc. Drżenie gdzieś w jej wnętrzu dopełniło dzieła. Przez brak tlenu pociemniało przed oczami, zamiast krzyku z opuchniętych od gryzienia warg wydobywał się wizg i znów gdzieś pod mocno zaciśniętymi powiekami ujrzała gwiazdy. Trzymana pewnym chwytem tylko dzięki niemu nie upadła na podłogę bo mięśnie ud trzęsły się tak bardzo że by nie utrzymały jej w pionie. A on wgryzł się w jej szyję. W finałowym momencie, gdy znowu najpierw głośno zajęczał, a potem się w nią spuścił, jego zęby dopadły szyi Nox. Ugryzł nie za mocno, nie za lekko. Akurat tak, by to wytrzymała, i by… znowu odeszła od zmysłów, porwana falą ekstazy.

Ocknęła się w jego ramionach, na podłodze kabiny. Trzymał ją mocno, choć czule… przytulała się do jego torsu policzkiem. Bolały ją nogi, bolał odbyt, bolała i cipka. Drżała na całym ciele, czuła się jednak spełniona, jak chyba jeszcze nigdy. Chciała coś powiedzieć, ale z jej ust wydobył się jedynie niezrozumiały bełkot.

A potem on umył jej włosy.

A ona się uśmiechała…


Następnym co Nox pamiętała było przebudzenie w miękkim łóżku, tuż obok pochrapującego mężczyzny na którego piersi trzymała głowę. Trasa z łazienki w to miejsce zdawała jej się odrealnionym snem gdzie dźwięki i kolory mieszają się ze sobą, a oczy wyłapują pojedyncze urywki gdyż powieki opadają ze zmęczenia. W domu panowała cisza, za oknem śnieg rozpadał się na całego i wciąż było ciemno. Nie wiedziała ile przespała, chętnie pospałaby jeszcze trochę ale złośliwy sen nie chciał ponownie przyjść. Poruszyła się z niejaką ulgą odnotowując że czuje się obolała, lecz bez przesady. Było jej też błogo i spokojnie: dwa odczucia prawie nie występujące przez ostatni rok. Niestety wredny chochlik wewnątrz głowy nie dał się nacieszyć spokojem, zaczynając szeptać do ucha, że należy się ruszyć, zebrać najpotrzebniejsze rzeczy i uciekać póki jeszcze nie ma pogoni na karku. Wstała więc ostrożnie, sycząc cicho kiedy nadwyrężony tyłek zetknął się z materacem. Zimny, mokry ręcznik który wsadziła między uda już dawno przestał być zimny, wizyta w kiblu też przez najbliższy czas nie należała do rzeczy jakie dziewczyna chciałaby zrobić… ale to minie, nawet całkiem szybko. Żeby nie marnować czasu ostrożnie podniosła się z łóżka i na palcach przeszła przez pokój. Jej celem były szafy oraz komody pod ścianami.

Straciła kilka minut po prostu stojąc i gapiąc się z nieobecnym uśmiechem na śpiącego mężczyznę. W poziomie, bez ubrań i nieruchomy wydawał się kompletnie innym człowiekiem niż wściekły furiat miażdżący głowę strażnika Korpo aż ta stała się płaską plamą na podłodze więziennego transportera. Był taki… normalny, z tego co pamiętała przecież doskonale również troskliwy i czuły.
Potrząsnęła głową budząc się z letargu.
- Coś ty mi zrobił - szepnęła, wracając do przeglądania ubrań w szafach. Szukała czegoś w czym nie wstyd byłoby się pokazać, ani co nie jest babcinymi wdziankami rednecka z zapadłej dziury. Wracała do życia, do cywilizacji, nie mogła wyglądać jak statystyczna Peggy Sue która dopiero wyszła z obory po oporządzeniu stada owiec. Na typową Karen też nie chciała pozować, bo niewiele było rzeczy którymi tak gardziła jak plastikowe pustaki. Przerzucała ciuchy, aż wreszcie dokopała się do czegoś w jej rozmiarze i czarnego. Na osobną kupkę odłożyła odsłaniającą brzuch bluzkę z pseudo gorsetowym przodem który zamiast troczków miał pasy ozdobione srebrnymi klamrami. Wycięcia były na tyle spore że nie dało się założyć pod spód stanika aby nie psuć efektu. Ciuszek miał też zabawnie elegancki, prosty kołnierzyk i długie rękawy z siatki. Nox dorzuciła do niego bardzo krótkie czarne szorty oraz kabaretki o dużych oczkach. Przeszukanie szuflad na samym dole komody zaowocowało znalezieniem cienkich, skórzanych pasków z ozdobnymi łańcuszkami. Zabrała parę, tak samo jak wysokie skórzane kozaki na platformie z obcasem. Do wyjętego zza szafy plecaka zapakowała jeszcze trochę bielizny, skarpet, gorsetów i tego wszystkiego, co mogło się kiedyś przydać, choćby mała czarna oraz skórzana ramona albo szalik z czapką.
Jednak nie tylko dla siebie kompletowała garderobę. Obok sterty czarnych ubrań pojawiła się też druga z męskimi w rozmiarze słusznego XXL: ciemne spodnie, t-shirty, zestaw bielizny, bluzy, narciarska kurtka z kapturem.

Wreszcie po zakończonych poszukiwaniach rozsiadła się wygodnie na rozkładanym fotelu pod oknem zajmując słuchaniem muzyki przez jedną słuchawkę oraz doprowadzaniem do porządku. Na stoliczku obok ułożyła znalezione w łazience kosmetyki, lusterko i czarny lakier do paznokci. Kończąc makijaż dostrzegła poruszenie na łóżku, a buźka sama się jej uśmiechnęła.
- Wielki niedźwiedź mocno śpi czy już nie? - spytała cicho, odkładając krwistoczerwoną szminkę na blat.
- Uuuuuuuaaaaaaachhhhh… - Marcus ziewnął przeciągle, po czym wsadził łapę pod koc, i gdzieś tam się podrapał. Spojrzał na nagą dziewczynę, i lekko się uśmiechnął.
- Mała drzemka dobrze robi - Powiedział, i obejrzał ją sobie z góry do dołu - A ty się na bóstwo robisz? - Zaśmiał się.
- Tylko proszę. Nie czerwony lakier. Ani na dłoniach, ani na stopach…
Podniosła butelkę z lakierem i pomachała nią.
- “Black No. 1”... przynajmniej według etykiety - odstawiła buteleczkę i odwróciła głowę w kierunku łóżka. Na jej twarzy pojawił się ciepły uśmiech.
- Skoro jest okazja to czemu nie? Jest dla kogo - zaśmiała się krótko, a potem wskazała na stertę ubrań na komodzie - Zobacz czy będą pasowały… i jak się spało? Jeszcze ciemno, chcesz to wracaj lulu.
- Spało się dobrze… - Marcus wstał z łóżka, a jego potworek zadyndał, przyciągając wzrok May. Wciąż nie mogła uwierzyć, że…
- Wiesz laska, fajna jesteś - Powiedział, podchodząc do niej, i pogłaskał po głowie, a potem pocałował w czoło - To zobaczę co tam dla mnie przyszykowałaś, a potem to miałbym ochotę, tak zwyczajowo, jak każdy, posiedzieć na kanapie, i pogapić się na tv. Możemy i na dole, razem z resztą, jak chcesz…
- Wiadomości… - westchnęła i pokiwała głową - Mogą coś o nas mówić, wypada się rozeznać. Nie możemy do końca życia udawać że to wczasy. Ale kiedyś cię na takie zabiorę, obiecuję - wypaliła zanim zdążyła pomyśleć, potem odwróciła głowę aby nie pożerać go wzrokiem.
- Jasne, telepudło brzmi dobrze. Będziemy mieli farta to poleci coś ciekawego. Komedia albo horror. Ciekawe co grają teraz w kinach… lubisz filmy Marcus? Albo koncerty?
- Hmm… - Mruknął czarnoskóry, odchodząc od dziewczyny, i zgarnął przygotowane dla niego ubrania - Można powiedzieć, że tak po trochu… filmy, koncerty, imprezy, laski… - Parsknął śmiechem patrząc się na May.

Ta siedziała naga i rozwalona na fotelu jak żaba na liściu, bez skrępowania przypatrując się mężczyźnie spod rzęs.
- A masz jakąś gdzieś schowaną? - spytała robiąc niewinną minę - Laskę znaczy. Żeby potem nie było kwasów. Cat-fight spoko, ale nie gdy już zrobię paznokcie, jasne?
- Yes Ma'am - Zasalutował jej niedbale, szczerząc zęby, i ruszył w stronę łazienki - No ale martwić się nie musisz, ostatnią zakopałem w parku… hehe… a teraz idę se jaja ogolić - Mrugnął do niej, już w drzwiach łazienki.
Odwrócił się tylko po to aby natknąć się na nagą brunetkę ponownie. Tym razem stojącą przy umywalce już w środku. Popatrzyła na niego przekrzywiając kark i znów zniknęła, pojawiając tuż przed nim.
- Wiesz siłaczu, zwykle mierzę siły na zamiary - zaczęła poważnie bez uśmiechu patrząc mu w twarz. Trwała tak przez chwilę nim nie opadła na kolana. Z wciąż poważną minę wyciągnęła przedramię, przykładając je do męskiego przyrodzenia jak miarkę.

- Taaak… - zaczęła neutralnym głosem, przypatrując się pomiarom to z lewa to z prawa. Nagle podniosła wzrok na jego oczy.
- Akceptuję ten wyniki i biorę je na klatę… czy gdzie tam chcesz - skończyła z figlarna miną.
- Hmmm… - Mruknął mięśniak, chyba nie bardzo wiedząc, co powiedzieć… i nagle wziął lekki zamach biodrami… i pacnął ją tą maczugą w pyszczek. Tego się chyba nie spodziewała.
- Później - Powiedział krótko, tym razem on z całkiem poważną miną, i wyminął ją, podchodząc do umywalki. Położył ubrania na szafce, i zaczął w tej lustrzanej szukać chyba maszynki i pianki do golenia…
- A kiedy będzie to później? - zapytała z udawanym fochem, skacząc do salonu po lakier do paznokci i znów do łazienki, na umywalkę. Tam przysiadła, włączając znowu radio z którego popłynęła muzyka. Pierwszy rząd spektaklu, nie żeby wchodziła mu z butami w prywatność. Jeszcze ich nawet nie założyła.

- Przed zejściem na dół, póki jeszcze jest chwila, co? - parsknęła krótko - Chyba że już masz mnie dość, ale ze względu na wrodzoną dobroć nie pokazujesz jeszcze drzwi.
Marcus przymknął oczy, i położył dłonie na rancie umywalki… zacisnął, i coś zgrzytnęło. Otworzył oczy, wpatrując się w swoje odbicie.
- Chciałbym wygolić sobie jaja, żeby było fajniej dla nas obojga. Ale to serio może się źle skończyć, DLA NAS OBOJGA, jak mi będziesz przeszkadzać laska. Dlatego proszę, daj mi 5 minut, co? I weź te radio ze sobą, bo je rozjebię. Zrobisz to dla mnie… kochanie? - Ostatnie słowo mięśniak podkreślił tonacją, i w końcu na nią spojrzał. Wysilił się na miły uśmiech, ale jego wzrok mógłby zabić.
Dziewczyna przewróciła oczami tak aby widział i wzięła odtwarzać na kolana, po czym bez słowa skoczyła do salonu. Tam postawiła radio na stole, wracając do malowania paznokci. Zanim jednak do tego się zabrała, wróciła do “Something in the way” Nirvany. Tak, zdecydowanie musiała ogarnąć iPoda na drogę razem z porządnymi słuchawkami.

Dydelfina 07-05-2022 13:30

10 minut później, Marcus wyszedł z łazienki… nadal goły. Podszedł do swoich więziennych ciuchów, i wygrzebał paczkę papierosów i zapalniczkę. Wsadził sobie 2 fajki w usta, spojrzał na Mayę, a następnie wziął kołdrę z łóżka, okrył się nią, i wyszedł na balkon. Tak boso i nago, jedynie pod kołdrą.
Mutantka odprowadziła go spojrzeniem rzuconym znad kolorowego magazynu “Rolling Stone” i poczekała aż zniknie. Wtedy dopiero spojrzała na pomalowane paznokcie sprawdzając ostrożnie czy już zaschły. Test wyszedł pozytywnie, więc odłożyła gazetę obok przyborów do malowania. Zaczęła się też podnosić z rozkładanego fotela, by w połowie ruchu zniknąć i pojawić się przy oszklonym wyjściu na taras. Stanęła w progu, opierając barkiem o futrynę.
- Lepiej? - spytała po prostu. Nie odpowiedział, stojąc do niej tyłem… po chwili dopiero wyciągnął w tył, ku niej, papierosa i zapalniczkę. Swojego palił nadal spokojnie.
Wzięła, odpaliła i zaciągnęła się, podnosząc oczy do góry czego i tak nie widział. Towarzyszyła mu w milczeniu i karmieniu nałogu, paląc szybko bo stanie bez ubrania na mrozie nie było mądrym pomysłem. Patrzyła na szerokie plecy mając w planie wrócić do ciepłego pokoju, ale wtedy nie byłaby sobą.
- Posłuchaj Marcus. Nie znam cię - przerwała ciszę, biorąc nowy wdech nikotyną - Ty nie znasz mnie. Każdy z nas ma coś na bani, swoje przyzwyczajenia i inne pierdolety które albo lubi albo go doprowadzają do kurwicy. Nie trzeba… eh, inaczej - pyknęła znowu fajkę.
- Mów wprost, prostymi słowami jak w wojsku. “Spierdalaj”, “zamknij się”, “chcę pobyć sam”, “wkurwia mnie Limp Bizkit”. “Skocz po browara”, “znajdź sobie zajęcie”. Bez owijania w bawełnę albo udawania że jest git, na chuj udawać. Naprawdę to złapię i nie walnę focha jak stąd do Ohio. Jasne?

Spojrzał na nią znad własnego ramienia, lekko w tył… a potem wyciągnął właśnie te długie, wielkie, umięśnione łapsko, i zgarnął ją do siebie, a właściwie przed siebie. Maya stanęła bosymi stopami w śniegu… Marcus otulił ją sobą i kołdrą, przylegając ciepłym ciałem do jej pleców. Położył jej łapska pod szyją, obejmując ją.

- Na 5 minut było cię za dużo. Sorry… - Burknął.

- Nie masz za co. Jest ok. Sorry, bywam upierdliwa - podniosła rękę i pod kocem ścisnęła jego łapę w okolicach swoich obojczyków. Oparła o niego plecy gapiąc się przed siebie na pokryte śniegiem czarne kikuty drzew.
- Muszę mieć jakieś wady, nie? Wśród tych wszystkich zalet - parsknęła krótko - Byłabym złośliwą mendą to bym powiedziała że ciebie też było za dużo na 5 centymetrów… ale nie było, żadna ze mnie złośliwa zołza, więc po prostu cieszę się że tu jesteś. I tyle. Chcesz to telepudło to skoczymy na dół. Chcesz rozejrzeć po kątach też spoko. Dzięki że mi łba nie rozwaliłeś - zaśmiała się na koniec.

Marcus jej słuchał, przytulony, z ustami na jej włosach. Kilka razy głęboko odetchnął, być może wciągając zapach May?
- Dobra… a co ty byś chciała teraz robić? Może tak, co? Żeby nie było, że aż taki ze mnie kutas… - Jego ciało drgnęło. Chyba się zaśmiał?

Dziewczyna obróciła się w jego ramionach, stając twarzą w twarz.
- Chciałabym abyś mnie zerżnął. Przetasował jeszcze raz wnętrzności - odpowiedziała z pogodnym uśmiechem, kładąc mu dłonie na ramionach a potem splotła je za szerokim karkiem. Parsknął.
- Ale żeby nie było że aż taka ze mnie cipa niewyżyta… zatańczyłabym. Potem możemy iść na dół zobaczyć czy nasze gęby wiszą już w głównym wydaniu wiadomości czy jeszcze nie.
- Dobra. To chodźmy zatańczyć… - Pocałował ją w czółko.
- Serio? - ucieszyła się szczerze i z tej radości przeniosła ich z powrotem do pokoju. Wydawała się tryskać radością, kiedy majstrowała przy radyjku wybierając przez parę chwil odpowiedni utwór, a gdy wreszcie z głośnika popłynęła spokojna melodia wyprostowała się dumnie. Obcięła Murzyna spojrzeniem od góry do dołu, trzecią nogę uprzejmie nie robiąc za epicentrum tej uwagi. Spojrzała mu głęboko w oczy.
- No hej przystojniaku - powiedziała niskim głosem zaczynając iść w jego stronę, a przy każdym kroku kołysała zalotnie biodrami - Często tu bywasz? Chyba nie, nie widziałam cię do tej pory. To co, dasz się poznać bliżej czy zgrywasz milczącego twardziela?

Mięśniak pokręcił głową, uśmiechając się. Pewnie sobie myślał, że ta zaś jakieś odgrywanie? Zrzucił ze swych ramion kołdrę, tak w górę, do tyłu, trochę efekciarsko i zabawnie. Zupełnie jakby… tak na chwilę to była jakaś peleryna jej osobistego, czarnego superhero, na co mutantka powachlowała rzęsami z wrażenia. Zrobił krok do niej, wyciągając dłoń w zapraszającym geście.
Z dłonią przyłożoną do poruszonego serca May ujęła jego dłoń, a przynajmniej nieźle to poruszone serce odgrywała. Albo i nie. Podeszła jeszcze jeden krok i jeszcze jeden, aż stanęła tuż przed nim. O dziwo tym razem nie gadała, patrząc najzwyczajniej w świecie na jego twarz. Wolną rękę położyła mu na ramieniu zaczynając kołysanie w powolnym tempie.
Czas gdzieś uciekł, porwany przez melodię albo i zdradzieckie płatki śniegu które przez otwarte drzwi wdarły się do sypialni... ale kto by się przejmował drobnostkami.

Dhratlach 07-05-2022 19:40

18+
 
Mężczyzna obserwował. Lily miała ciekawy wybór ubioru. Reszta też. Parka poszła się pierdolić, więc nie miał zamiaru ich podglądać. Udał się popatrzeć na ogień kiedy Lily poszła pod prysznic mijając go w progu... Ocelia, a potem ruszył coś sprawdzić i na górę do łazienki którą zajmowała Lily.

Taaa… odlałby się.

Spróbował otworzyć drzwi i okazały się zamknięte. Zapukał.
- Na litość boską, szczać mi się chce. Otwórz człowieku, bo wszędzie zajęte!
Cóż za małe kłamstwo…
- To… idź przed dom! Ja się myję! - Padła po chwili w końcu jakaś odpowiedź.
- Przynajmniej mi odpowiedziałaś, a nie to co reszta. - reszta u której nawet nie był… - Myślisz, że jestem idiotą by nas wszystkich narażać? Kurwa, nie będę patrzeć. Po prostu otwórz, idź pod prysznic czy w wannę, odczekam chwilę, odleje się i sobie pójdę! No do chuja.
- Kurwa mać… - Mruknęła dziewczyna, i dało się słyszeć zatrzymanie wody pod prysznicem. A po chwili "klik" w drzwiach…
Odczekał jak obiecał. Równe 34 sekundy, lub coś koło tego i wszedł do środka kierując się w stronę klopa, uniósł klapę..
- Ciepła? - zapytał luźno nie spoglądając w jej kierunku. Ukradkowo, może, by zorientować się w sytuacji. Była w zamkniętej kabinie prysznica, i chyba nawet owinięta ręcznikiem…
- Tak, ciepła - Padła odpowiedź.
- To dobrze… - powiedział i zaczął się odlewać z ulgą - Urok alko, daje przyjemność, ale ciśnie na pęcherz, nie?
- Mhm… - Rozległo się z kabiny.

- Prawdę mówiąc myślałem, że weźmiesz wannę… - rzucił mimochodem i po chwili ciszy kiedy skończył dodał - …z ciekawości… lubisz biały kolor?
- Eee, nie bardzo? - Odpowiedziała - I długo jeszcze potrzebujesz?
- Cóż, to sam wciągnę. - Stwierdził luźno i wzruszył ramionami - Jutro możemy być w końcu martwi, więc co tam. Szkoda, z tobą bym się podzielił. Fajna jesteś. Jak coś mam jeszcze zielony jeśli jesteś w ogień…
Mówiąc to pakował sprzęt w bokserki w których po boku był towar schowany w cienkim portfelu.

- Ymmm… - Rozległo się z kabiny, a potem… potem Lilly chyba nawet w coś przywaliła, huknęło bowiem po szybie prysznica - Auć… no… ten… za 5 minut mogę wyjść!
- Nic ci nie jest? - zapytał z troską spoglądając w jej kierunku, by spojrzeć na bok. - Nie chcę się chwalić przed resztą. Wiesz, Marcus i Maya pewnie by w to weszli, ale reszta… szkoda gadać.
- Nie, nic mi nie jest… to co robimy? - Powiedziała dziewczyna… a jej głowa nagle znalazła się nieco ponad kabiną. Tak oczami ponad ścianką prysznica, po wydłużeniu swojej szyi?? Skąd podglądała chłopaka.

Devos sięgnął do bokserek i wyciągnął portfel. Zamknął klapę i usiadł na kiblu. Wyciągnął dwa hermetyki i pokazał dziewczynie. Wiedział co to jest. Czysta Kokaina i White Willow. Po gramie. Na tym drugim znał się jak nikt. Na każdej odmianie. Kwestia urodzenia? Może… zdecydowanie.
- Po prostu chodź do mnie i zajmijmy się sprawą? - powiedział bardziej, niż zapytał, głos opadający nisko na końcu zdania posyłając jej wiedzące spojrzenie i zrelaksowany, pewny uśmiech.
- Chciałam dokończyć prysznic… masz strzykawkę?? - Jej głowa zniknęła, po tym jak szyja przestała być "rozciągnięta", i wróciła do normalnych rozmiarów. Za to drzwiczki prysznica się lekko uchyliły, i Devoss widział jej twarz… oczy Lilly migotały blaskiem.
- Mam nawet i igłę. Kilka sztuk. Te mogą być tylko Twoje jeśli chcesz… - powiedział prezentując wspomniane wydobywając z drugiej strony bokserek. - Koka jest Twoja jeśli bardzo chcesz, ale razem zapalimy.
Szklaną lufkę wydobył z portfela. Zapalniczka zippo w dłoni, kiedy spoglądał na nią ze spokojnym zaciekawieniem i bezkresnym zainteresowaniem.

Dziewczyna momentalnie wyszła spod prysznica. Mokra, półnaga, owinięta jedynie ręcznikiem… stanęła przed nim, i się uśmiechnęła. Miał dobre widoki na jej siniaki na rękach i nogach po igłach, i tym razem już był pewien, iż nie wszystkie pochodziły z łap korpo…
- Co chcesz w zamian? - Lilly zmrużyła oczka.
Wstał, stając przed nią i kładąc strzykawę z igła, lufke i portfel na klopie. Patrząc jej w oczy, stojąc blisko. Na linii ich oczu uniósł hermetyki.
- Ty mi powiedz… co oferujesz?

Na moment dziewczyna przygryzła usta, po czym spojrzała gdzieś w bok… ale jej wzrok momentalnie wrócił do torebek. Po chwili przeniosła spojrzenie w oczy Devossa.
- Mogę ci zrobić dobrze… - Uśmiechnęła się milutko.
- Znam ścieżki dziczy… - mruknął rozkosznie - …jak pojawi się zieleń znam rośliny. Liście, owoce, korzenie, nasiona… grzybki…. Halucypki? I jestem obrotny jak widzisz. Tylko tyle?
- No… zrobię ci dobrze, możesz mnie przelecieć… co tam chcesz? - Lilly przełknęła ślinę, uśmiechając się jeszcze szerzej, i jeszcze bardziej milutko.
- Jesteś moja. Twoje ciało, serce, umysł i dusza - powiedział pochylając się ku niej - Zrobisz dla mnie wszystko, a ja się Tobą zaopiekuje. Nieposłuszeństwo wzbudzi moje niezadowolenie… ale jak będziesz moja… Ja, Diabeł… uchylę ci nieba…
- Będziesz moim tatusiem? - Szepnęła Lilly, po czym założyła mu ręce na kark, i przybliżyła twarz do pocałunku.
- Będziesz moją ukochaną małą córeczką słuchającą się tatusia? - wyszeptał tuż przy jej ustach pochylając się ku nim i niemalże je muskając.
- Tak tatusiu… - Mruknęła dziewczyna, i pocałowała Devossa namiętnie, wpychając mu nawet w usta swój języczek.
Jego ramiona objęły ją w pasie przyciągając do siebie, a dłoń wolna od dragów złapała za jej tyłek. Jego język odwzajemnił wieczną wojnę o dominację pogłębiając pocałunek z namiętnością i pasją.
- To… idziemy… gdzieś… czy tu…? - Powiedziała po chwili Lilly, łapiąc oddech po namiętnych pocałunkach.
- Tu i tam… - odpowiedział luźno - …muszę zadbać byś była czysta i zadbana… Dbam o moją córeczkę… Co byś chciała najpierw?

Lilly wydłużyła swoją rękę w kierunku drzwi, gdzie przekręciła zamek. Po chwili, uśmiechnięta wskazała paluszkiem na kokainę.
- Poproszę tatusiu… prosto w kanał. Będę taaaaka wdzięczna… - Wymruczała i… "pyk", jej ręcznik opadł na podłogę, a ona stała już przed nim naga. Miała malutkie piersi, i spory krzaczek między nogami, ale prezentowała się nawet nawet.
Dłonią powędrował po jej bioderku, boku…. Trzymając blisko siebie.
- Jesteś taką rozkoszną małą córeczką…. - powiedział przy jej uszku i pocałował ją pod nim - Chodź… usiądź. - powiedział puszczając ją i ruszył przygotowując koktajl rzucając przy tym
- Myślałaś kiedyś by to palić…? Całkiem niezłe… a i mam sprzęt do tego… podzielę się z moja małą - gorące słowo - córeczką….

Lilly usiadła na klapie toalety, po czym… zaczęła przeczesywać sobie paluszkami własny krzaczek, lekko rozchylając nogi. Zachichotała wyjątkowo słodko.
- Zapalimy następnym razem, doooobrze tatusiu? - Zrobiła niewinną minkę - Obiecuję, że będę grzeczna…
- Oczywiście… - powiedział łagodnie przygotowując koktajl - Co tylko moja najsłodsza córeczka zapragnie…
Zerknął na nią mrucząc cicho
- Śmiało…
- Wiesz… jestem już nieźle mokra… - Powiedziała troszkę rozbawionym tonem Lilly, po czym jej paluszki zagłębiły się w krzaczek - Nie karz mi tyle czekać tatusiu… - Uśmiechnęła się dziewczyna, po czym przejechała dłonią spomiędzy ud, po brzuszku, i między piersiami.
- Gdzie moje lekarstwo tatusiu? - Zrobiła smutną minkę.
Łazienka… miał w sumie prawie wszystko, ale koktajl był gotowy… z gatunku kopiących twardo. Odwrócił się do niej odkładając łyżkę i zapalniczkę na umywalkę. Jeszcze było dość koki w hermetyku na… mniejsza.

Podszedł do niej i uklęknął przy niej. Strzykawka w jednej w dłoni, drugą chwycił jej dłoń i ucałował prostując jej ramię…
- Lekarstwo dla mojej córeczki… - powiedział, a ona zachichotała, i zatuptała bosymi stopami o podłogę. Szybko chwyciła… sznurek żaluzji z okna, i obwiązała sobie nim rękę powyżej łokcia. Kilka razy zacisnęła pięść, i wyprostowała palce. Oj tak, wiedziała co robi… a on się uśmiechnął. Zaczął więc zabierać się za wstrzykiwanie w żyłę. Znalezienie żyły było zawsze najbardziej problematyczne, ale po fachowym zabiegu córeczki całkiem prostym. Wbił igłę i wstrzykując powoli patrzył jej w oczy z uśmiechem.
- Oj tatusiu… - Zamruczała Lilly, i przygryzła znowu słodko usteczka - Tak… Tak… och tak… mmmmm… - Gdy Devoss skończył wstrzykiwać, poluzowała sznurek na swojej ręce, i długo, i przeciągle wypuściła powietrze.
- Och tak… uwielbiam tak… - Mruknęła.
- Oczywiście, cukiereczku… - mruknął mężczyzna i pochylił się ku niej składając namiętny pocałunek na jej ustach, jedną dłonią na jej policzku, drugą, mocno za kark.
- Mmmm… mmmmm! - Słodko mruczała Lilly, zaczynając powoli wić się tuż przy nim, i po chwili złapała jego dłoń z policzka, i wsadziła sobie między uda, a Devoss zdecydowanie wyczuł, iż była tam naprawdę mokra, co zdecydowanie jeszce bardziej go zachęcało - Och… zerżniesz mnie? Czuję taki ogień…
Dłoń co trzymała jej kark prześlizgnęła się na gardło i ją uniosła. Mruknął.
- Pod prysznic. - To był rozkaz.
- Tak tatusiu! - Dziewczyna ruszyła się, i trochę na miękkich nogach weszła do kabiny… a w międzyczasie mężczyzna dał jej solidnego klapsa pozbywając się przy tym drugą dłonią bokserek i koszulki rzucając w kąt by do niej dołączyć… zamykając za sobą kabinę, tylko by po sekundzie dossać się do jej ust. Jedną dłonią trzymając ją blisko, a drugą odkręcając wodę. Przyparł ją do ściany złączonymi ustami. Lilly zarzuciła mu ręce na kark, a jedną nogą objęła nawet biodro. Mruczała bardzo słodko, odwzajemniając namiętne pocałunki… i nagle ta jej noga, którą go ta obejmowała… wydłużyła się, i owinęła kilka razy wokół jego nogi(!), aż poniżej kolana.

Zostawione wyobraźni....


Czekał ją wyjątkowo czuły i troskliwy, zmysłowy, wspólny prysznic… była jego, a Devoss opiekował się swoją własnością. Szczególnie kiedy była z gatunku żywych. Co z tego, że własność nabyta poprzez eksploatację nieoczekiwanej słabości? Ważne, że lubiła to co lubił on… czuć, że się żyje, bo jutra może nie być!

Elenorsar 08-05-2022 14:37

"Elusive" w tym czasie także udał się na górę. Na początku udał się do głównej sypialni… która była zamknięta na klucz, więc udał się do kolejnej, z wyglądu ocenił, że należy do młodego chłopaka ze zdjęcia. Pogrzebał w szafach z ubraniami, aż trafił to co go interesowało. Bluza z kapturem oraz spodnie dresowe. Może nie leżały idealnie, ale za to były tym, co chciał mieć i w czym czuł się najlepiej. Wziął je ze sobą i skierował się pod prysznic, aby odświeżyć się zanim założy na siebie nowe ubrania. Jednak okazało się, że i drugi prysznic był zajęty. Siadł, więc pod drzwiami i czekał, aż ta się zwolni. Czekał i czekał, a szum wody nie przestawał lecieć ani na chwilę. Wstał. Zapukał.
- Halo? Długo jeszcze? - Zawołał przez zamknięte drzwi.
- Ummm… na dole też jest łazienka! - Rozległ się zz drzwi głos Lilly.

Czyli to Lilly okupowała tak długo łazienkę. Cóż… nie dziwi się, zapewne dosyć dawno nie widziała prysznica. On zapewne też by nie wychodził przez długi czas po takiej przerwie. Przez głowę przeszła mu myśl, czy Lilly ma takie rozciągliwe jedynie ręce, czy inne części ciała też ma takie giętkie. Przez moment trzymał nawet rękę na kłamcę, jednak ostatecznie odwrócił się i poszedł na dół, aby skorzystać z prysznica na parterze, a gdy z niego wyszedł mogli go zobaczyć już w nowym stroju, w którym czuł się zdecydowanie lepiej.



De Vries zjadł i chodził po domu jakby doglądając gości. Parce dał spokój, choć zajęli jego pokój, ale był w stanie to wybaczyć w imię dobrej zabawy. Z tego co słyszał, była dobra i dobrze. Jutro mogli być martwi, lub w korpo-więźniu. Potem, gdzieś zniknął po chwili przyglądania się płonącemu kominkowi. Mniej więcej po tym jak wróciła Ocelia. Posłał jej lekko rozbawione spojrzenie… i tyle go widzieli.

Gdy sytuacja nieco się unormowała i większość zaspokoiła swe podstawowe potrzeby, Peter również znalazł coś cywilnego, w co mógł się przebrać. Ubiór zapewne wywołałby zdziwienie w dużym mieście, ale na wędrówkę po górskich bezdrożach nadawał się idealnie. W międzys=czasie zwolniła się jedna z łazienek, więc Peter doprowadził się do porządku, zmywając z siebie trudy ostatnich kilku godzin. A potem, przebrany, wrócił do salonu.

Ostatni w salonie pojawili się Marcus z uwieszoną na jego ramieniu Mayą. Tym razem po prostu przeszli na nogach zamiast się teleportować. Dziewczyna szczerzyła się wesoło do całej okolicy, wyglądając jednocześnie na zmęczoną i zadowoloną. Podczas nieobecności zdążyła zrobić sobie makijaż, a także przebrać w ciuchy zgoła inne niż więzienny uniform. Znalazła gdzieś kabaretki, czarne krótkie szorty i odsłaniającą brzuch bluzkę z pseudo gorsetowym przodem który zamiast troczków miał pasy ozdobione srebrnymi klamrami. Wycięcia były na tyle spore że nie dało się założyć pod spód stanika aby nie psuć efektu. Ciuszek miał też zabawnie elegancki, prosty kołnierzyk i długie rękawy z siatki.



Szła na boso świecąc pomalowanymi na czarno paznokciami u stóp.

Wygląd Mayi od razu przykuł uwagę "Elusive'a", który w tym momencie akurat jadł przyrządzone wcześniej nuggetsy. Zmierzył ją od stóp do głów, ponownie bezczelnie jak w ciężarówce skupiając swój wzrok na jej najbardziej odkrytych częściach ciała.
- Fajne wdzianko - Powiedział do dziewczyny z uśmiechem na ustach, ledwo widocznym spod kaptura - To jakie mamy plany? - Ciągnął nie odrywając wzroku od Nox.
- Dzisiaj przydałoby się odpocząć, ale jutro trzeba by już działać.

- Ładnemu we wszystkim ładnie, Czarny Kapturku - dziewczyna odpowiedziała skromnie i rozejrzała się po salonie. Na zmiennokształtnego popatrzyła dłużej, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Czekamy aż przestanie padać i spadamy. Najbliższe miasto, szaber, fura i yolo. Chyba że ktoś ma inne propozycje - dodała.
- Fura albo dwie - powiedział Peter. Przez moment przyglądał się Mayi, po czym z uznaniem pokiwał głową. - No i trzeba by je szybko zmienić. Fura, skradziona na takim zadupiu, zostawia wyraźne ślady.
- To jak wstępne ustalenia mamy, to ja idę. W tamtym pomieszczeniu widziałem komputer - Wskazał ręką kierunek - Spojrzę na mapy, rozeznam się z terenem i parę rzeczy mam jeszcze do sprawdzenia.

Haker wszedł do, jak mu się zdawało, pokoju gościnnego. Podszedł do komputera, odpalił go. Od razu zauważył różnicę między nim, a tymi na których był przyzwyczajony pracować. Jego komputery były składane przez niego samego z najlepszych części na rynku, albo tworzonych przez niego osobiście.

Odczekał chwilę, aż maszyna się odpali, a następnie wszedł w mapy, aby sprawdzić, gdzie się dokładnie znajdują oraz gdzie znajdują się najbliższe miasta.

Jego lokalizację pokazywało naprawdę bardzo blisko Lincoln. Po wygooglaniu okazało się, że jest to rzeczywiście jakaś dziura, nie licząca nawet 1000 mieszkańców. Miał obawy, że jego plany nie zniszczą się, jak tylko to zobaczył. Ovando znajdujące się 30 min drogi dalej wzdłuż 200, było jeszcze mniejsze, a ludność była tam ponad 10 krotnie mniejsza, a Helmville znajdujący się po drodze było jedynie jakaś mała społecznością… Mimo wszystko postanowił spróbować to co zamierzał, ale szanse na to były co najmniej marne, jednak przed tym postanowił przeskanować okolicę przed Korporacją.

Ponownie jak na tablecie, ściągnął program do poruszania się po dark-webie, a później ściągnął ze swojej strony program szyfrujący, tym bardziej już bardziej zaawansowany niż ten na tablet. Gdy już miał wszystko gotowe, ponowił próbę włamania się do satelit i prześledzić okolicę sprawdzając na jakim etapie są Korpowie.

Możliwość ponownego wejścia w swój żywioł, tchnęła w niego nowe siły, a strój jaki posiadał, uspokajał go. Włamanie się do systemu było łatwe, jednak chwilę zajęło mu znalezienie odpowiedniej satelity, ale i z tym nie było dużego problemu. Pierwsze co sprawdził to miejsce kraksy, na którym powypadkowe ciężarówki dalej były na swoim miejscu. Czyli nie zdążyli zacierać śladów, ale na pewno już coś działali. Było tutaj kilka pojazdów. Najbardziej prawdopodobne były te wozy policyjne, które mijali. Na razie jednak nie widział w tym większego zagrożenia.

Następnie obraz, już nieco zakłócony przez nadchodzącą śnieżyce nakierował na okolicę ich domu, aby upewnić się, że nikt się do niego nie zbliża, jednak nikogo nie dojrzał. Dobrze. Byli bezpieczni, a przynajmniej na razie.

Później piksele na ekranie padły na miejsce blokady policyjnej, dalej tam była. Czyli nic nie podejrzewają, że mogliśmy się wymknąć, a przynajmniej Trevor, który ich krótko mówiąc wydymał.

Odłączył się od satelity, i tak nie mógł już nic więcej przeszukać, a obraz robił się coraz gorszy. Śnieżyca była coraz intensywniejsza, co widział też u siebie za oknem. Postanowił sprawdzić jak długo to potrwa i jedna strona meteorologiczna wskazywała na przynajmniej 24 godziny. Z jednej strony dobrze, bo ich ślady będą zatarte, a z drugiej będą mieli problemy z przeprawą, a tym bardziej bez samochodu… jednak na to drugie miał nadzieję zaradzić.

Teraz zapewne będzie potrzebował na to trochę więcej czasu, bo zadanie, którego miał zamiar się podjąć to nie zwykły włam, a coś większego. Ściągnął kilka dodatkowych programów ze swojej strony i przeszedł do działania. Zamierzał włamać się do systemu Tesli, jednego z najbardziej zabezpieczonych cywilnych systemów szyfrowanych, jednak on mając nadzieję, że mu się uda myśląc o tym, że już kiedyś włamywał się do systemów rządowych.

Wykonywał wiele skomplikowanych operacji i napisał wiele linijek kodu, raz nawet myślał, że mu się udało i rzeczywiście tak było przez małą sekundę, jednak dodatkowe zabezpieczenia wyparły go z systemu. Nie miał swoich narzędzi, nie miał swojego sprzętu, ani oprogramowania. Będąc w swojej "norze" zapewne już dawno podstawiałby zdalnie sterując pojazdy tesli pod drzwi z ukryciem lokalizacji, jednak tutaj sprzęt, który posiadał był niewystarczający na tego typu działania.

Zrezygnowany i mocno zmęczony, zdołał się jedynie na wyczyszczenie wszelkich log z sieci i komputera jakie mógł po sobie zostawić. Wstał od biurka, spojrzał na drzwi. Dalej nie spali i rozmawiali. Poszedł przekazać informacje jakie zdobył. Żałował, że nie może powiedzieć lepszych wiadomości.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:50.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172