Dziki Zachód, na litość boską, co za tandeta. Anyi niestety brakowało alternatyw, a chociaż wiedziała że to najlepszy lokal w okolicy i tak fakt ten nie pomagał w zwalczaniu wkurwa. A wręcz go potęgował. Zachowała opanowaną minę sunąc z gracją po tandetnych płytach podłogowych i liczyła w myślach od jednego do dziesięciu. Raz, drugi. Piąty.
Karykaturalna otoczka nie zwiastowała wyszukanego żarcia. Z założeniem "aby dało się przełknąć" podeszła do stolika i tam stanęła, wymownie patrząc kelnerowi w oczy.
- Yyyymmm… proszę usiąść? - Ukłonił się ponownie, wskazując na miejsce - Już przynoszę kartę?
-Dziękuję - odpowiedziała krótko, siadając na siedzisku. Chwilę jej zajęło ułożenie trenu sukni, ale się udało. Kelner poleciał po kartę, i po chwili z nią wrócił… podał jej ją, po czym odczekał caaaałe 5 sekund.
- Czy życzy sobie pani już coś do picia?
Zaczęła więc od szybkiego rzutu okiem na kartę win, bo na trzeźwo ciężko jej będzie znieść ten wieczór. Przetrzymała kelnera kolejne dziesięć sekund, a następnie uśmiechnęła się pamiętając o zasadzie że dla osób dotykających zamawianego jedzenie należy być miłym jeśli nie chce się znaleźć tam flegmy albo innego obrzydlistwa.
-Opus 1… podałbyś je swojej narzeczonej do kolacji czy wybrałbyś kotku coś innego? Żeby pasowało do wołowiny.
-Pffffpppprrrr… - Kelner wybałuszył gały - Proszę pani… ja… uuuuhhhh… znaczy się… za wysokie progi dla mnie… ale… tak, oczywiście… jak najbardziej… - Wymamrotał, mrugając dziwacznie - Tylko że… MADAME… - I wysunął małą, srebrną tackę, trzymaną od spodu w dłoni, w kierunku Anyi, a na jego czole pojawiła się kropelka potu - Koszty… bo to za całą butelkę… - Wprost wyszeptał.
-Poproszę butelkę… na przystawkę Cezara z krewetkami… - popatrzyła na kartę namyślając się -... Stek ribeye i na deser strawberry Romanoff. Trochę smaku z domu - zażartowała, podając mu spokojnie, i elegancko gotówkę z torebki za wino. 300$.
- Oczywiście Madame. Doskonały wybór Madame. Już podaję… - Kelner ulotnił się błyskawicznie, kiwając pięknie główką… Anya została na chwilkę sama.
Skorzystała żeby zerknąć na telefon, czy znajomy glina nie dał głosu. Niestety nie… potem zaczęła bawić się włosami, zakręcając pukiel na palcu i patrzyła. Przyglądała się ludziom w restauracji, szukając czegoś ciekawego. Rodzinka, rodzice i dwójka dzieciaków, dwaj chłopcy, może po 10 lat. Wszyscy grubi, głośni, odpychający… typowi amerykanie, żerujący na McDonald, dobrze, że byli na drugim końcu sali. Samotny facet w garniturze, pół nietkniętego posiłku, wzrok wlepiony w telefon, srająca mina. Pewnie jakiś pomniejszy chciałby-biznesmen… Parka około 60-tki, na ich stoliku nawet zapalona świeczka. Uśmiechali się do siebie, cicho rozmawiali przy posiłku… sprawiali wrażenie kochających się.
Jeżeli istniała definicja piekła Rosjanka właśnie i dokładnie tam trafiła. Znowu zaczęła zabawę w liczenie, wbrew sobie przyznając że gdyby był obok Leo lepiej zniosłaby ten koszmar.
W końcu powrócił kelner, ale nie sam. Towarzyszyła mu i kelnerka… niosła na tacce lampkę, i dużą serwetkę, a kelner flaszkę Opus 1.
Serwetka na kolanka Anyi, lampka przed nią na stolik. Kelner otworzył, podał korek, a kobieta powąchała go i kiwnęła krótko głową, po chwili nalał więc odrobinkę do lampki.
Rosjanka podniosła go, spojrzała na kolor, zakręciła lekko zbliżając do nosa aby złapać aromat. Nie pachniało kwaśno, to już coś.
W końcu umoczyła usta, potrzymała chwilę zanim przełknęła.
-Proszę zostawić - zawyrokowała z nieznacznym uśmiechem. Kelner napełnił więc lampkę do końca… zadrżała mu dłoń, ale nie uronił kropelki. Na końcu zaś finezyjnie okręcił flaszkę, kończąc napełnianie kryształu, po czym postawił butelkę na stole. Oboje kiwnęli głowami, po czym się ulotnili, nie wiedząc jeszcze że właśnie zarobili duży napiwek.
Dokładnie cztery minuty później, dziewczyna przyniosła szarowłosej sałatkę.
- Smacznego - Uśmiechnęła się milutko, i odeszła od stolika.
A wtedy i przyszła wiadomość od Jack'a:
"Wybacz. Nie dam rady. Obowiązki domowe. Naprawdę przepraszam."
Anya odłożyła telefon ekranem do stołu i zamknęła oczy. Cały ten pieprzony wieczór szedł źle. Miała chęć odpisać, tylko było to bez sensu. Wystarczy że przyszło jej schować dłonie pod stół na dwie minuty zanim mogła je wyjąć i po złapaniu kieliszka wypić całość na jeden przechył. Cholerna dziura, cholerni Jankesi I cholerny dziki zachód. I cholerny… Jack? Co mogło oznaczać "obowiązki domowe"? Chyba nie mieszkał z mamusią?? A więc… dziewczyna. Albo żona. A wiekowo… może w ciąży? Albo już był bobas?
Następne minuty minęły jej na apatycznym dźganiu krewetek widelcem, trzy nawet dała radę zjeść wspomagając się drugą lampką wina. Czuła się jak przegryw, pieprzony uciekinier bez domu, z rodziną którą najchętniej wykopałaby na księżyc. Bez Leo. Jedyny pewnik i stabilność w jej wypadku zaczynały się w chwili gdy zamykała oczy.
Pustka i koszmary.
-Blyat - westchnęła pod nosem, patrząc na rubinowe wino w kieliszku. Skoro nie zostało nic należało się upić. To był ratunkowy, ale zawsze plan.
….
- Panie i panowie, za kwadrans dziesiąta, o której zamykamy kuchnię - Poinformował gości kelner, a Anya miała ochotę mu powiedzieć, żeby się pierdolił, ale zamiast tego, łyknęła znowu wina.
Stek wyglądał nawet znośnie… rodzinka się wyniosła z restauracji. Starsza parka również już poszła. Samotny biznesmen z kolei przeniósł się do baru…
barmanka zerknęła na Anyę.
Na drobną sekundę, na małą chwilkę. Wśród profilaktycznego uśmiechu, szczekającego do niej typa, na ulotną chwilę, ich wzrok się spotkał… stek już nie wyglądał tak źle?
No i za Yemerovą było już pół butelki wykwintnego wina.
Przegryzła jeszcze jeden kęs, a jej uwaga zyskała nowy punkt zaczepienia dzięki czemu wcisnęła drugi kawałek mięsa. Miała iść na drinka, porządnego.
Sama nie wiedziała kiedy zaczęła obserwować brunetkę za barem kątem oka. Była naprawdę śliczna, z rodzaju tych których nie wyrzuciłoby się z łóżka…tak inna od nalanych Jankesów w przaśnych ciuchach jak z westernowego odpustu. Miała hipnotyzujące spojrzenie i świetne cycki. Decyzja zapadła szybko.
-Rachunek proszę - zwróciła się do kelnera. Pal diabli deser, są ważniejsze rzeczy.
- 74$...
- …mówię ci mała, to dobry biznes, można na tym zarobić…
Rosjanka odliczyła trzysta zielonych i płynnym ruchem wstała od stolika.
-Dziękuję za świetną obsługę - puściła kelnerowi oczko gdy go mijała. Miał łzy w oczach. Zatrzymała się, obcięła go od góry do dołu po czym wsadziła za klapę marynarki jeszcze jedną stówę. Humor jej wrócił, tak jak energia w ruchy. Zostawiła zamułę razem z niedojedzonym obiadem i już płynęła w kierunku baru, a im bliżej pochodziła tym bardziej jej biodra zaczynały się kołysać.
-Witaj kochanie - nie przejmując się gadającym typem zagaiła do dziewczyny - Uratujesz mi wieczór i zrobisz coś dobrego? Jakiego drinka byś się napiła gdyby miał być tym ostatnim?
- Dobry wieczór - Brunetka uśmiechnęła się do niej bialutkimi ząbkami, a jej głos był taki… aksamitny, i taki… niesamowity, że Anya aż musiała się chwycić dłonią baru - Chyba bym się zdecydowała na Daiquiri…
- Babskie drinki - Mruknął podpity biznesmen.
Szarowłosa odwróciła do niego uśmiechniętą twarz i przysunęła do jego twarzy.
-Kotku… mocniejszy alkohol ci nie służy - stwierdziła słodko i bez ostrzeżenia złapała go za krocze.
-Miękka pała nie zrobi wrażenia na takiej damie jak ta która stoi obok nas… więc pij grzecznie i nie przeszkadzaj kiedy kobiety rozmawiają. - ścisnęła mocniej, do brunetki odwracając czarującą gębę - A czy mogę ci postawić jednego? Wtedy nie będę się upijać na smutno, wystarczy że powiesz tak.
Facet jęknął z bólu… a gdy Anya zwróciła się do barmanki…
- Ty dzi… - Podniósł łapsko, by najwyraźniej pieprznąć siwowłosej w twarz(??) a wtedy dostał strumieniem wody gazowanej z małej butli, prosto w pysk. Zaczął przeklinać i odsunął się w tył, akurat, gdy wbiegł kelner.
- Ty suko!!
- Niech się pan uspokoi, bo wezwiemy policję!
- Ta szmata…
- Proszę się uspokoić!!
- Pierdolcie się wszyscy! - Biznesmen rzucił na kontuar 20$ i poszedł w pizdu…
Po 2 minutach było po wszystkim, i wśród zapewnień brunetki, iż wszystko ok, obie panny zostały po chwili same w barze.
- Teraz to się MUSIMY obie napić… - Powiedziała barmanka, i z nieco trzęsącymi się dłońmi, zaczęła robić drinki.
-Masz za sobą trening Specnazu? -Rosjanka przy wtórze metalicznego klekotu biżuterii rozsiadła się na stołku i ułożyła brodę na dłoniach wspartych łokciami o blat. Patrzyła żywo rozbawiona i zaintrygowana na drugą kobietę.
-Celność i refleks godne snajpera, pozazdrościć. Jestem Anya. Poznam imię ślicznotki która wyratowała mnie z opresji?
- Miło cię poznać Anyu. Jestem Roxanne… - Barmanka uśmiechnęła się milutko, spoglądając krótko na nią, przygotowując nadal drinki - Różnie to bywa z takimi typami… nic ci nie zrobił?
- Mój anioł stróż był szybszy - odpowiedziała szarowłosa obserwując jak zręcznie chodzą jej ręce podczas pracy… wąskie, o długich palcach i zadbanych paznokciach - I naprawdę, cała przyjemność po mojej stronie. Szczerze to tamten lamus to żadne zaskoczenie dziś, w ten dzień rozczarowań męskim gatunkiem. Jedyny typek którego nie mam ochoty poćwiartować za słuszne przewiny to ten wasz kelner - pokazała ruchem głowy za plecy - To co Roxanne, pierwszy drink za ratunek, drugi za spotkanie, a trzeci na pohybel tym wszystkim zniewieściałym frajerom którzy jedyne do czego się nadają to odstrzał?
- Zły dzień? Rozumiem… - Roxanne przelotnie się uśmiechnęła, po czym w końcu postawiła drinka przez szarowłosą.
Następnie rozglądnęła się po barze… i wyciągnęła zza kontuaru swój i postawiła obok.
- Nadal jestem w pracy - Mrugnęła do Anyi, i uśmiechnęła się szeroko - Więc na razie po jednym?
Szarowłosa udała, że poważnie się zastanawia. Jakoś przez kilkanaście sekund.
- Zgoda, nie wypada odmawiać swojemu wybawcy - odpowiedziała uśmiechem biorąc kieliszek za cienką nóżkę.
- I pod warunkiem, że po twojej zmianie to nadrobimy - dodała i uniosła szkło do toastu - To za moją Roxanne która ratuje dzień i z opresji… z takim wdziękiem, że gdyby nie fakt posadzenia tyłka na stołku już bym tu leżała pod barem. Omdlała z wrażenia.
Dziewczyna roześmiała się cicho, lekko kręcąc główką.
- Masz gadane… Pura Vida! - Lekko stuknęła swoim drinkiem, o drink Anyi, wznosząc toast - To po hiszpańsku, oznacza mniej więcej czystego/prostego/udanego życia…
- No davayte vyp'yem, chtoby butylki s vinom i vodkoy podorozhali! - Smoczyca zaśmiała się i chętnie umoczyła usta w drinku od razu przymykając oczy. Rum i sok z limonki, odpowiednio słodkie od syropu cukrowego. Wzięła drugi łyk.
- Idealne - pochwaliła, a trzeci łyk sprawił że część złości popłynęła do żołądka i tam ubiła ją mieszanka alkoholu z sokami trawiennymi.
- Luzuj ślicznotko, u mnie nie kończy się na gadaniu - popatrzyła jej prosto w oczy - Bar zamykacie o północy z tego co zdążyłam się dowiedzieć, więc poczekam na ciebie, Kopciuszku i porwę stąd. Jesteś stąd? Polecisz jakieś atrakcje czy po zmianie wolałabyś chwilę relaksu? Zaprosiłabym cię do sauny, niestety zaraz zamykają… ale mam u siebie nie aż tak tragiczną wannę. Będzie zdecydowanie pierwsza klasa jeśli zamoczysz w niej nóżki. Parę godzin na obcasach potrafi wykończyć, coś o tym wiem.
Roxanne długo nie wytrzymała spojrzenia Anyi, uciekając wzrokiem do własnego drinka, którego nieco ponownie upiła… lekko się czerwieniąc. Zaczesała również nieco włosów za uszko, i w końcu znowu spojrzała na szarowłosą.
- Szybka jesteś… - Zachichotała, i jej wzrok na moment umknął w dekolt Yemerovej…
- Przepraszam, że przeszkadzam - W sali zjawił się kelner, a Roxanne szybko schowała swojego drinka. Mężczyzna zaś udawał, że go nie widzi.
- Zapomnieliśmy o pani deserze, proszę o wybaczenie Madame - Kelner postawił owy deser przed Anyią, po czym lekko kiwnął głową, i się ulotnił…
Była 22:20…
Do końca zmiany brunetki zza baru zostało jeszcze godzina 40 minut, nie tak znowu dużo jeśli towarzystwo dopisywało.
- Jutro z samego rana wyjeżdżam, nie mam czasu na powolność. Zresztą… - Rosjanka westchnęła, a jej uśmiech zrobił się krzywy gdy nabierała na łyżeczkę kawałek truskawki z likierem i bitą śmietaną. Podniosła ją przypatrując się deserowi. Miło, że obsługa pamiętała o tym detalu, sama Anya po prostu machnęła na to ręką płacąc wcześniej za niekompletne zamówienie.
- Zjesz ze mną? - przesunęła łyżeczkę w kierunku barmanki - Wygląda przepysznie, byłoby wredne z mojej strony gdybym nie podzieliła się z tobą… swoimi słodkościami. - ponownie spojrzała jej w oczy.
- Jak sobie… "Madame" życzy - Palnęła nagle Roxanne z szerokim, równie słodkim uśmiechem co deser, po czym trochę wychyliła się w kierunku szarowłosej, podtrzymując spojrzenie. Lekko rozchyliła kształtne usta…
Anya zrobiła zadowoloną minę, kątem oka podziwiając wyeksponowany jeszcze bardziej dekolt. Tak… zapluta dziura pełna spasionych, obleśnych ludzi miała też niezaprzeczalne plusy.
- Dobra dziewczynka… - z pochwalnym pomrukiem delikatnie pomogła ślicznotce wsadzając łyżeczkę prosto w przygotowany dziobek. Nie dało się nie zauważyć dobrze zrobionych, naprawdę białych zębów. Któryś dentysta wykonał świetną robotę.
~
23:00…
Popijały swoje drinki, podjadały deser, rozmawiały o drobnostkach… było bardzo miło, wręcz romantycznie. Roxanne bardzo się podobała suknia Anyi, i jej biżuteria. Anya nie ukrywała że Roxanne ratuje jej dzień i jest jedynym jasnym punktem w spierdolonym wieczorze, po południu i całym pieprzonym dniu. Barmanka używała dobrych perfum o orientalnym pazurze, z wyraźnie wyczuwalnymi nutami paczuli, wanilii, kwiatów pomarańczy… ale także jaśminu, kawy i różowego pieprzu. Przypominały Yves Saint Laurent Black Opium, lecz nie do końca. Nie zmieniało to faktu że w kontakcie z rozgrzaną skórą działały na Rosjankę jak światło na ćmę. Siedziała niby oparta nonszalacko o bar, pochylając w stronę brunetki i chciwie łowiąc jej zapach. Z bliższej odległości nie dało się też nie zauważyć jak hipnotyzujące są te orzechowe oczy, co również zostało skomentowane głośno, a przy którymś ruchu łyżki do ust dłoń pokryta srebrem pogłaskała delikatnie ciemniejszy policzek.
Wkrótce zaś… przyszedł czas i na drugiego drinka? Szarowłosa ponownie zdała się na gust towarzyszki, podpytując o opcje i składniki, metody robienia albo śmieszne historie związane z pracą za barem.
Matka Roxanne była z Costa Rica, ojciec z US… dominowała więc w brunetce hiszpańska krew i uroda. Anya również wspomniała o swoich korzeniach…
- Rosyjska księżniczka i chica, prawie jak z filmów Hollywood - Zażartowała Roxanne, przygotowując kolejne drinki.
- Sugerujesz że rzucamy wszystko, pakujemy do mojej fury i jedziemy daleko na południe żeby wykąpać się w oceanie i spróbować trafić na karnawał w Rio? - Anya odbiła dowcip razem z niemym toastem. Sam pomysł miał sporo uroku, gdyby nie garść detali o których druga kobieta nie wiedziała i nigdy nie miała się dowiedzieć. Niemniej pomarzyć nikt przecież nie bronił - Będziemy robić co chcemy, bawić na całego i brać na co mamy tylko ochotę.
- Jadę od razu! - Roześmiała się wesoło Roxanne, kończąc przygotowywanie nowych drinków, po czym spojrzała na Anyię, i mrugnęła - Tylko na to trzeba mieć maaaasę forsy?
Postawiła na kontuarze baru dwa nowe, fajnie wyglądające drinki.
- Teraz po francusku… - Przygryzła na moment słodko usteczka - "French 75", na uspokojenie brzuszka…
- Merci mademoiselle - Rosjanka podziękowała za małe cudo w kieliszku biorąc dłoń twórczyni i podniosła trochę, a trochę się pochyliła całując jej wierzch na którym został ślad ciemnoczerwonej szminki.
- Zawsze kochałam francuski, możemy to nazwać moją pierwszą miłością - przymrużyła oczy jak bardzo zadowolony kocur - Nikt ci nie mówił że to nieładnie tak komuś czytać w myślach? Chociaż… tobie nie powiem “wyjdź z mojej głowy”, tylko “rozgość się i mów na co masz ochotę”.
Roxanne błysnęła ząbkami na takie słowa i czyny, po czym w końcu obie skosztowały… Gin, sok grejpfrutowy, syrop, i szampan. Smakowało wybornie, i niezwykle orzeźwiająco… brunetka położyła po chwili swoją dłoń na dłoni szarowłosej, i delikatnie zaczęła ją muskać kciukiem.
- Mam ochotę, na ciebie kochana - Szepnęła, wpatrując się w jej oczy.
- Widzisz? Jesteśmy zgodne odkąd tylko się zobaczyłyśmy - Rosjanka z błyskiem w oku trzymała spojrzenie topiąc się pospołu w alkoholu, w zapachu i cieple orzechowych źrenic. Co prawda miała dość cip w swojej okolicy… no ale zasady były po to żeby je łamać. Zresztą wyjątki się nie liczyły do reguły. Zwłaszcza takie słodziutkie.
Wychyliła się jeszcze trochę, wolną ręką gładząc brodę Latynoski w czasie gdy jej usta odnalazły te drugie, smakujące czymś więcej niż francusko brzmiący drink z szampanem. Czymś przez co na przedramionach stawały wszystkie włoski, a krew w żyłach wrzuciła wyższy bieg. To był długi pocałunek, a właściwie cała ich seria. Lekkie, delikatne, ulotne. Smakowanie miękkich ust tej drugiej, rozkoszowanie się nimi, ich skubanie. Roxanne przymknęła oczy, a jej oddech drżał wśród kolejnych pocałunków, a raz nawet dotknęła czubkiem języczka ust Anyi… w końcu otworzyła oczy. Cała zarumieniona, nieco cofnęła głowę w tył, raz jeszcze odrobinkę oblizując własne usteczka.
- Wow… - Szepnęła czarująco się uśmiechając - Wow…
Szarowłosa miała identyczną minę, nie chcąc oderwać wzroku od twarzyczki naprzeciwko.
- Ten drink smakował mi najbardziej - powiedziała niskim szeptem wciąż czując mrowienie warg i posmak oddechu barmanki na własnym języku. Głaskała ją przez cały czas po brodzie i szyi, paradując palcami wzdłuż linii szczęki aż do końca żuchwy za uchem a następnie poprzez policzek wracała do podbródka z którego schodziła aż do obojczyków… i zaczynała podróż od nowa. Srebrne końcówki biżuterii na palcach szarowłosej, muskające skórę barmanki, aż doprowadziły ją do gęsiej skórki, i lekkiego otwarcia ust.
- Masz cudowne usteczka… a to dopiero początek listy wszystkich twoich zalet - skubnęła wargę zębami ciesząc się że ślicznotka nie zabrała dłoni której dotyk dodatkowo podkręcał atmosferę.
- Zamknij wcześniej i chodź.
- Co tylko…
Kroki. Czyjeś kroki. I "haha-chichi", i jakaś młoda parka zjawiła się po dwóch sekundach w barze. Roxanne zacisnęła usteczka, i nieco się cofnęła od Anyi, przerywając już wszelki kontakt fizyczny. Jej oczy błysnęły…
Chęć żeby spalić to wszystko w pizdu powróciła, szarowłosa strzeliła kostkami dłoni.
- Dobry wieczóór - Powiedzieli oboje, wśród swoich amorków, i dobrego humoru.
- Dobry wieczór - Odpowiedziała Roxanne, uśmiechając się profilaktycznie.
- Poprosimy flaszeczkę czerwonego wina do stolika, tak do 30$... - Powiedział gościu, po czym ze swoją panienką oddalili się na drugi koniec sali.
- Już podaję… - Barmanka spojrzała na szarowłosą zrezygnowanym wzrokiem.
Anya przytrzymała ją, znowu na chwilę kładąc dłoń na jej dłoni.
- Zostało 45 minut. Niech cię ktoś zastąpi, teraz niedopitki zostały. To tylko hotel nie nocny klub gdzie ruch się dopiero zaczyna. - pochyliła się mówiąc tonem który nie znosi sprzeciwu - Pięć stów za trzy kwadranse stania za ladą. Chętny się znajdzie.
Roxanne uśmiechnęła się trochę jakby nerwowo… musnęła kciukiem dłoń Anyi.
- Najpierw ich obsłużę, potem pokombinuję - Szepnęła. Wzięła dwa kieliszki, flaszkę wina, i nagle coś zrobiła za barem, spoglądając na podłogę i… hops, zyskała kilka centymetrów wzrostu. Nadal była jednak minimalnie niższa niż szarowłosa. Wychodząc zza kontuaru, zastukała obcasikami, mrugnęła do Anyi, po czym ruszyła do gości…
…kręcąc bioderkami. A Yemerova była absolutnie pewna, iż dziewczyna robiła tak dla niej.
Gdyby była podpitym facetem pewnie trzasnęłaby latynoską ślicznotkę po tak cudownie kształtnym tyłeczku… i między Bogiem a prawdą miała na to ochotę. Sprawdzić jędrność pośladków, musnąć w przelocie a najlepiej ugryźć. Jak bardzo smakowitą, soczystą nektarynkę.
Rosjanka parsknęła pod nosem. Była pijana i nie przeszkadzało jej to. Wieczór przechodził we wczesną noc zaplanowaną jako dobra zabawa. Wystarczyło spojrzeć na Roxanne.
Pewnie gdyby była bardziej trzeźwa maskowałaby się bardziej z wgapianiem w uroczą barmankę… zresztą pierdolić co inni pomyślą. Byle się potem do czarnulki nie przypierdalali.
Czekając aż towarzyszka wróci Anya wysączyła drinka i jednak odpisała oficerowi z psiego patrolu:
“Obrażam się śmiertelnie jak mi w ramach zadośćuczynienia nie wyślesz czegoś ciekawego. Od ciebie, bez rodzinki. Twoje szczęście że mają tu zajebiście seksowne barmanki, a ja mam słabość do Latynosek i podwójne łóżko.”
W tym czasie, Roxanne obsłużyła parkę, po czym wróciła za bar… a idąc tyłem do nich, a przodem do Anyi… nagle pokazała jej seksowny języczek, którym figlarnie pomachała. Już za barem zaś, ponownie zmieniła obuwie, tracąc znowu minimalnie na wzroście, i spojrzała na pusty drink szarowłosej… i sama swój wypiła do końca, w dwóch szybkich łyczkach.
- To spróbuję - Powiedziała, i złapała za własny telefon, po czym zaczęła gdzieś pisać - Chcesz coś jeszcze pić? - Zerknęła na Anyię.
- White Russian - poprosiła cmokając w jej kierunku i wyciągając pięć stów - To zawsze dobry koniec wieczoru.
- Lepszy niż Black Russian… - Uśmiechnęła się Roxanne, przygotowując drinki. Na kasę spojrzała przelotnie…
A wtedy do Anyi przyszła wiadomość od Jacka:
":cry::cry::cry::cry: "
- Wybacz na sekundę ślicznotko - powiedziała spokojnym tonem, robiąc przepraszający uśmiech. Zerknęła na telefon i zrobiła wredną minę. Dwa tygodnie bez dymania, możliwe że jego dupa akurat była po porodzie, albo się pokłócili. Lub bachory im przeszkadzały… smutne. Wychodziło że Rosjanka zrobiła mu gwiazdkowy prezent, czyli dobry uczynek.
- Gdyby ktoś cię wystawił a potem nagle ogarnął co odjebał… co byś mu napisała? - łypnęła na brunetkę.
- No wiesz kochana, to zależy co ten ktoś zrobił… ale w sumie każdy zasługuje na drugą szansę? - Powiedziała Roxanne, kończąc robienie drinków.
A wtedy przyszła kolejna wiadomość od Jack'a:
"Baw się dobrze królowo… przepraszam"
No i kolejna. No i co mógł jej przesłać, gdy prosiła o coś ciekawego? Tak. Fotka jego…
Była też jeszcze jedna opcja i to ją właśnie Rosjanka wybrała, blokując telefon i chowając go do torebki z zamysłem że odpisze mu. Kiedyś. Teraz miały wszak ciekawsze rzeczy do roboty.
- Chyba masz rację - westchnęła myśląc nie tylko o Jack’u. - Eh blyat. Ostatnie 24 godziny to był jeden wielki korowód spierdolenia gdzie próbuję zrobić coś dobrego, nawet kurwa bezinteresownie, a dostaję za to po dupie. Albo pretensjami z dupy tak srogimi że aż mi się hemoroidy robią na samą myśl… ale chuj z tym - skończyła zamulać za to napiła się drinka i znów skupiała całą uwagę na Roxanne.
- Było warto - wyszczerzyła do niej.
- Lepiej zrobić coś, i żałować, niż nie zrobić, i potem żałować całe życie? - Powiedziała wielce filozoficznie barmanka, i sama łyknęła nowego drinka.
Parka na drugim końcu sali, była wielce zajęta sobą… powoli się nawet już całując?
Zapipkał telefon Roxanne. Ta na niego spojrzała, po czym się uśmiechnęła.
- 5 minut kochanie, i jestem cała twoja… - Powiedziała i stuknęła szklaneczką o szklaneczkę Anyi w geście toastu, a ona chętnie go podjęła szczerząc się już coraz mniej stonowanie, a bardziej drapieżnie. Jej wzrok też częściej zjeżdżał na dekolt Latynoski.
- Bierzemy coś na wynos. Na co masz smak, prócz tego na co i ja mam ochotę? - wskazała pustą szklanką na wystawę alkoholi po czym krótko sapnęła.
- W salonie jest mój kuzyn, nie przejmuj się. Śpi na kanapie. Nasza jest sypialnia… jednak myślę że zaczniemy od łazienki. - wróciła do oczu dziewczyny.
- Nadal nie masz dosyć? - Zachichotała Roxane - Ja wiem, że Rosjanie mają alkohol zamiast krwi… - Zrobiła niewinną minkę, po czym łyknęła swojego drinka - Ale wiesz… nie mam zamiaru się dzielić, ani tobą, ani sobą, więc ten twój kuzyn… - Wzruszyła ramionkami, po czym zerknęła na tuziny butelek za sobą - Campari?
- Prevoskhodno - przytaknęła na wybór. Wolała mieć zamiast nie mieć w razie potrzeby czym przepłukać gardło. Rano najwyżej wciągnie koks i jakoś pojedzie dalej.
- Nikt poza nami i butelką Campari… podlicz mnie ślicznotko skoro zaraz spadamy.
- Nie ma żadnego podliczania kochanie… - Mrugnęła do niej Roxanne - Serio.
A w tym momencie zjawił się… kelner, ale już w cywilu.
- Hej Tommy, serio dzięki - Powiedziała barmanka i… zgarnęła kasę Anyi, i wsadziła ją sobie za prawy cycuszek. Następnie zabrała flaszkę Campari do torebki, zmieniła butki… i mało się nie wywaliła, o coś potykając. Zachichotała. Wyszła zza baru, zbliżyła się do Tommy'ego, i dała zaskoczonemu chłopakowi buziaka w policzek.
- Jesteś skarbem… tamtych jeszcze nie rozliczyłam - Machnęła rączką w kierunku parki na końcu sali.
Obok niej od razu pojawiła się kobieta w czerwonej sukni, biorąc ją pod opiekuńcze ramię dla podtrzymania na duchu oraz równowagi. Sama też lekko kiwała się na boki podczas chodzenia, jednak wydawało się jej to mało przeszkadzać. W duchu parsknęła gdy brunetka zwinęła forsę. Kelner swoje dostał.
- A teraz zmieniamy adres ślicznotko - szepnęła z ustami przy boku jej szyi, kelnerowi puszczając oko gdy dokańczała - Nalegam.
~
Obie wstawione pannice opuściły więc bar… idąc korytarzami hotelu(są na parterze, pokoje są na piętrze).
- Ćśśś? - Roxanne przytykała paluszek do ust, idąc chwiejnie, i uśmiechając się do Anyi.
Rosjanka powtórzyła jej gest, pocierając dolną wargę dziewczyny delikatnie kciukiem w srebrnej rękawiczce. Popatrzyła z bliska na jej twarz mrucząc z zadowolenia. Ruchem głowy wskazała kierunek schodów na górę, jednocześnie pomagając im obu utrzymać pion.
- Czeeeekaaaj, a gdzie my idziemy? - Roxanne postawiła bucik na pierwszym stopniu w górę.
- Do mojego pokoju? - usłyszała - Dwunastka. Chyba że chcesz to wezmę inny tylko dla nas.
- To idziemy do recepcji? Załatwi się coś… - Barmanka uwiesiła się obiema rączkami na Anyi, po czym potarła swoim noskiem o jej nosek, cichutko chichotając - Zdecydowanie za dużo wypiłam…
- Jesteś bezpieczna, nie bój się - szarowłosa pocałowała ją krótko w czoło, potem w czubek nosa i na końcu w usta - Co prawda cię wykorzystam, ale obie będziemy to wspominać miło… a teraz chodź do recepcji - wydała polecenie, obracając Latynoską żeby mogły spokojnie ruszyć w odpowiednim kierunku. Coś pamiętała jakiś incydent w recepcji, niestety detale wzięły wolne i trudno. Co by się nie działo nie odpuści. Każdy, do diabła, zasługiwał na swoje pięć minut odpoczynku.
Dziewczyna w recepcji, już z daleka wpatrywała się w obie podpite, idące "krokiem węża" panienki.
- Jjjjjjjjjjesicaaaaa! - Powiedziała Roxanne.
- Roxi ciszej, jest prawie północ…
- Jeeesicaaa, daj no pokoik, najlepiej z wanną, mamy sprawę… - Barmanka się uśmiechała od uszka do uszka, do lekko zakłopotanej Jessici.
- No ale Roxi…
- Jessicaaa… - Latynoska wyciągnęła zza cyca 100$, należących w sumie do Anyi, i jebła je na blat.
- Uch, no dobra, ale ciszej kurde! - Recepcjonistka zabrała forsę, a wydała klucz - Pokój numer 7 jest jeszcze wolny.
- Dzięęki, jesteś najllllleprzaaa…
- Ćś!
- Ćśśś… tak… dzięki kochana…