lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 2 ed.] Tajemnica Starej Kopalni (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/14094-wfrp-2-ed-tajemnica-starej-kopalni.html)

xeper 07-06-2014 23:11

Behemsdorfczycy, z rozjuszonym Ulfnarem na czele dopadli mutanta. Wokół odmieńca zakotłowało się, ktoś krzyknął. A już po chwili związanego jeńca bezceremonialnie ciągnięto przez błoto w kierunku otoczonej palisadą wsi.

Wszyscy, którzy zgromadzili się przy bramie mogli zobaczyć jakie mutacje dotknęły tego osobnika gatunku ludzkiego i wpędziły go na drogę ku potępieniu. Jego prawa część ciała zamiast naturalnego koloru, była cała niebieska. Wszędzie wyrastały mu paskudne, ropiejące bąble, a wokół głowy utworzyła się nieregularna korona ze zdeformowanych kości. Na szczęście usta miał na swoim miejscu, więc można było przystąpić do wyciągnięcia z niego przydatnych informacji.

A wiele tego nie było. Powodem, dla którego wędrowali w kierunku gór, był dziwny zew jaki odczuli. Ktoś lub coś przywoływało istoty Chaosu do siebie, a te posłusznie wędrowały ku źródłu. Wyglądało na to, że ku kopalni kierowały się wszystkie chaotyczne istoty jakie znajdowały się w okolicach Behemsdorfu. Mutant twierdził, że rozkaz wzywający ich ku Sowiej Górze usłyszeli dwa dni wcześniej i od tej pory wędrowali przez góry, w poszukiwaniu dogodnej drogi do kopalni.

Wiele więcej odmieniec nie powiedział. Zdawał sobie sprawę, że czeka go śmierć i prosił aby była szybka. Nie bluźnił ani nie wyzywał mieszkańców wsi, nie wzywał swoich bogóg na ratunek. W milczeniu czekał na kończący życie cios. Wielebny Otton odmówił nad nim modlitwę, a cios kończący życie mutanta zadał jego brat bliźniak. Ciała obu mutantów powędrowały na dogasający już stos, na którym chwilę wcześniej spłonął inny z mutantów.

vanadu 07-06-2014 23:23

Druga zabrał głos dość szybko, no bo co, oczywiste zdawały mu się wnioski z przesłuchania mutanta.

- Dyć sprawa prosta....i niedobra. Jak co zwołuje chaosyty to one mogą bandę zebrać i na wojnę ruszyć a i nas rozpiżyć bo po drodze. Trza wzmocnić palysady i warty trzymać i po posiłki słać, o pomoc jaśnie magnata prosząc albo i sąsiednie wioski tu i ludzi z odstępów zwołać dla wspólnej obrony. No i na zwiady trza iść do kopalni i zobaczyć co jest, bo czekać tak to na śmierć. Ja się na kopalniach wyznaje to pójdę. Kto ze mną?

zapytał. Na śmierć mu pilno nie było ale w lasach czy w polu ktoś kto się umiał zakręcić większe szanse miał niż z tymi tu jak mutanty przyjdą. A może i zwiady się faktycznie odbyć uda?

Kerm 08-06-2014 12:25

Oswald nie sądził, by przesłuchiwany mutant kłamał.
Ilość stworów, jakie nagle pojawiły się w okolicy, zdawała się świadczyć na korzyść przesłuchiwanego.
A to zwiastowało kłopoty. Duże kłopoty. I dla wioski, i dla okolicy.

- Jeśli te mutanty lazły tu dwa dni - powiedział, gdy ciało mutanta płonęło na stosie - to pomyślcie sobie, jaki zasięg ma to wezwanie. Dwa dni drogi. Co najmniej. A na dodatek, dopóki zew nie ustanie, będzie przywoływać każdego mutanta, nawet takiego, co jest kawał drogi stąd. Będzie ich coraz więcej i więcej.
- Trzeba, jak rzekł Druga, sprawdzić, co się dzieje i, jeśli się da, uciszyć to coś, co woła.
- Też pójdę - dodał.

KurtCH 08-06-2014 14:34

Krótkie rozpytanie paskudy dało im bardzo wiele nowej wiedzy. Akolita zaczął obawiać się, że w tej kopalni na dobre rozsiadł się magun. I to nie jakiś imperialny magister, a raczej wszeteczny czaromiot. Przecież w karczmie chłopi opowiadali o takim jegomościu który zmierzał do Sowiej Góry. A po jakimś czasie okazuje się, że coś z kopalni wzywa wszystkich chaośników z okolicy. Czyżby to był tylko zbieg okoliczności? Albo maguna też coś wezwało? Gdyby tylko to się potwierdziło Balin już na zawsze miałby wyrobione całkowicie negatywne zdanie odnośnie zaglądania w domenę chaosu i wszelkich magów. Ale żeby sprawę potwierdzić należało wejść do tej kopalni. Nowe okoliczności nadawały sprawie dużo mroczniejszy charakter. Teraz młody akolita nie nastawiał się na odkrywanie dziedzictwa swoich przodków. Bardziej jego głowę zaprzątały obawy – stada mutantów, mroczna magia i możliwość wojny na tych terenach. Ale właśnie po to opuścił bezpieczne Talabheim. Należało zrobić co tylko się da by zlikwidować zagrożenie. Więc i on poparł pomysł Drugi.

- I jo tak jak żech gadoł we karczmie jakiś czas temu tam z Wami poleza. Teroz nawet pryndzej niż wtedy bo okoliczności wymagają by sługa Strażniczki Domowego Ogniska i Obrończyni Krasnoludów dowiódł co je wart. Choć polezymy prosto we centrum tego bezecnego zewu to się nie ulękna i swój topór we wrogów ładu byda wpijał tela razy ile tylko trza bydzie! Tako mi dopomóż Vallayio mojo patronko, oraz Wy Wszechmocni Grungni i Grimnirze, Nieustraszonym zwany! Niechaj ludzie zajmnom się ostrzeżeniem kogo yno się we okolicy da, a my zabierejmy co trzeba i we drogę.

Gob1in 08-06-2014 17:55

Sørena na zewnątrz wywabił harmider czyniony przez mieszkańców wsi, rozpalonych walką przyjezdnych, jak i protestami przeganianych kopniakami zwierząt gospodarskich z gdaczącymi kurami na czele. Zdawało się, że cała Behemsdorf chciałoby świętować wielkie zwycięstwo, tylko nie wie, czy wypada. I zdecydowanie nie wie, choć co poniektórzy pewnie się domyślają, że zagrożenie wcale nie minęło, a wręcz przeciwnie - dziwne zachowanie oddanych Chaosowi istot było obietnicą nadciagających kłopotów.

Ze stosu śmierdziało okrutnie. Obdarzony czułym powonieniem Søren krzywił gębę i to mimo tego, że stał od nawietrznej. Więc albo wiatr był słaby, albo płonący mutant wonił wyjątkowo intensywnie. Jak by nie było, palenie stworów na środku wsi było chybionym pomysłem.

Zaczęły padać propozycje, by ruszać do kopalni i zrobić coś, co przestałoby przyzywać odmieńców. Ktoś zasugerował, że ci zbierają się w większą bandę by ruszyć na mieszkańców okolicznych wsi. Mógł to być magister, co wcześniej przez Behemsdorf przejeżdżał. Możliwe, że obudził jakieś zło, które wcześniej brodatych kurdupli stamtąd wypędziło, albo zagnieździło się tam po opuszczeniu wyrobisk. Możliwe też, że wabił on odmieńców i uśmiercał ich, by pomóc ciężko doświadczonym przez wojnę mieszkańcom okolicy. Tylko czy nie chciałby wtedy otrzymać sowitej zapłaty za takie usługi? Zatem pewniejsze było pierwsze przypuszczenie.

- Kiedy ruszamy? - zdziwił się, gdy usłyszał swój głos dołączający do innych, którzy mówili o wyprawie w podziemia. Dobrze widział co potrafi liczna banda, z którą mieli do czynienia pod Białą Skałą. W kopalni odmieńców mogło być znacznie więcej. Jak dotąd zginęło dwóch ludzi. Søren przeczuwał, że poległych będzie więcej.

Nefarius 09-06-2014 11:39

Krasnoludzki górnik stał z boku z rękoma zawieszonymi na piersi. Z wielką uwagą słuchał zeznań schwytanego mutanta. To, czego się dowiedzieli było do przewidzenia. Skoro mutanci obojętnie hordą minęli osadę miast ją spalić, splądrować i splugawić, coś musiało być na rzeczy. Walter milczał. Inni zadawali pytania, inni rzucali pomysłami. Po uśmierceniu stwora rzucono go na wciąż płonący stos zwłok zaś grupa rozpoczęła narady. Łysy górnik nie dowierzał temu co słyszał. Słowa jego braci i niedawno poznanych ludzi brzmiały jak jedno wielkie szaleństwo, zupełnie jakby i jego kamraci dali się omamić temu co wzywało mutantów do kopalni.
-Wyście wszyscy rozumy potraciyli, ja?- spytał kiedy nastała chwila ciszy -Po pierona jasnego wy tam chcecie włazić? Ganc egal co wzywo chaośników do kopalni, w poru chłopa chcecie tam lyźć co by wos znoleźli i zrobiyli z wos uczta ja?- spytał bo chyba nie był pewien tego czy dobrze rozumuje -Co tam wskórać chcecie? Bo jak jest ich tam cało horda to i tak cicho niy przejdymy. Jak coś ich wzywo to na pewno niy do sie nom chycić i ukatrupić bo domyślom sie, że to piyrszy lepszy mutek niy jest ino jaki czympion abo inne pieroństwo. Kopalnia cza zawalić roz a dobrze, razym ze całym cholerstwym co w nij siedzi teroz. Trza posłać jakiego gońca do naszych braci bo co krasnoludzkie, to krasnoludzkie i ino nasze rodaki majom prawo zawalać tako kopalnia.- gadał jak katarynka -Trza zdusić to we zarodku, trza zmiażdżyć rozumisz. A jedyne po co tam wlezymy to po naszo śmierć.- skończył z poważną miną oczekując poparcia i odzyskania zdrowego rozsądku w tej sprawie.

piotrek.ghost 11-06-2014 00:04

- Tak i będziemy czekać miesiąc aż twoi kuzyni przyjdą i zajmą się zamykaniem kopalni - stwierdziła sucho Rose - mogli to zrobić zawczasu, jak już zło tam sie zasiedlać zaczęło a nie teraz o tym mysleć. Teraz kopalnia znajduje się na terenach wioski Behemsdorf i to jej mieszkańcy mogą decydować o jej zawaleniu bądź nie. Ja jestem za wyprawą w strone kopalni i ewentualnym zamknięciem jej raz na zawsze.

KurtCH 11-06-2014 06:09

Balin bardzo szanował zdanie górnika. Widział w tym krasnoludzie mądrość życiową i naturalne zdolności przywódcze. Dlatego podszedł do strapionego postawą innych brodaczy Waltera i wyjaśnił mu przyczyny podjęcia takiej, a nie innej decyzji.

- Jo Cie Walterze blank dobrze rozumia. We normalnej sytuacji tako właśnie powinni my uczynić. Alem niy po to żech opuścił Kamienny Dom żeby teroz jak naszłech na tako mecyja spuścić łeb po sobie i robić za gońca z wieściami. A prawda je tako, że do naszych siedzib je stąd zbyt daleko żeby realnie liczyć na pomoc. Siedzieć na dupie i yno patrzeć jak ta banda się powiększo też mi się nie uśmiecho. A o odejściu stąd i udaniu, że problemu wogle nie ma już nawet nie wspominom. Jo po prostu musza tam zleźć Walterze – choćbych mioł za to zapłacić najwyższo cena! Bo sam powiedz cóż będzie znaczyć życie sługi Naszej Matki kiery swoim tchórzostwem będzie zaprzeczał jej nauką? Właśnie taka postawa obiecałem sobie, Vallayi i Pierwszemu Fratrowi Świątyni Vallayi znanemu i szanowanemu wśród wszystkich Talabheimskich khazadów Ungrimowi synowi Rondara. I jak żech już padoł a, to teraz czas powiedzieć b.

Sekal 11-06-2014 10:18

Gunther nie odzywał się przez dłuższy czas, tak samo jak wcześniej nie zbliżał się do przesłuchiwanego mutanta. Nie przyznawał się do tego głośno, ale mutacje i wszelkie spaczenie brzydziło go strasznie i powodowało strach, który bardzo ciężko było mu przełamać.

Toteż zdziwił się bardzo, kiedy ludzie i krasnoludy zaczęli jeden za drugim deklarować chęć pójścia do kopalni. Na pewną śmierć? Tak to wyglądało teraz, widząc ile z tych stworzeń wędruje w tamtym kierunku.

- To jedni z pierwszych, którzy tam poszli. Należy założyć, że wędruje ich już znacznie więcej. Trzeba posłać umyślnego do władz, muszą wojsko zebrać. Zajmie to czas, zgadzam się, ale zrobić to trzeba.
Zawahał się przed dalszymi słowami, zanim dodał niezbyt pewnym tonem.
- Możemy spróbować sprawdzić jak wygląda okolica i wejście do kopalni, ale wejście tam, hm. Będziemy mieli ich wtedy z przodu i z tyłu, utkniemy w śmiertelnej pułapce.

xeper 14-06-2014 23:25

Jost przysłuchiwał się rozmawiającej o kopalni kompanii. Drapał się wciąż po brodzie i to chyba nie z powodu wszy, które mu się tam, w gęstym włosiu zalęgły. Wysłał już syna do Stupnitz, zaraz po tym jak huknęła wieść o mutantach. Czy Sven dojechał do miasteczka? Jost miał nadzieję, że bezpiecznie tam dotarł i zawiadomił kogo trzeba o problemach jakie pojawiły się w pobliżu Behemsdorfu. A teraz znów okazywało się, że trzeba kogoś posyłać i to w dodatku w niebezpieczną drogę, bo być może pełną mutantów.

- Ja pojadę do Stupnitz. Załatwię wszystko najlepiej – oznajmił w końcu. – Jestem sołtysem i reprezentuję ludzi ze wsi. Z pewnością mnie hrabia wysłucha, a nie zgani za przynoszenie niczym nie potwierdzonych plotek. Wyruszę już wkrótce, bo przecież sprawa pilna i pośpiech potrzebny.

Chwilę potem do karczmy wszedł trzeci, jak dotąd nieobecny we wsi duchowny, Hildred. Taalita był ogorzałym, postawnym mężczyzną w średnim wieku. Patrząc na niego raczej przypisano by mu profesję drwala lub leśnika niż kapłana. Nosił wykonane ze skóry jeleniej spodnie i kubrak. Za szerokim, plecionym pasem zatkniętą miał nabijaną krzemiennymi odłamkami pałkę, a to co go odróżniało od drwali i leśników, to umieszczony na rzemyku, przytroczony do środka czoła amulet z jeleniego rogu.

- Chwalić Pana Lasów – pozdrowił znajdujących się w środku pomieszczenia ludzi i dał znak karczmarzowi by ten podał mu piwa. – Wieści niosę. Wilczura w ostępach spotkałem. Mutanci niby ćma do latarni w stronę kopalni lezą, z borów wyłażą. Sepp kilku naszych ostrzegł, podobno się na odmieńców zasadzili i jakichś utłukli. Ernst ranny został, ale Wilczur go opatrzył. Rany widziałem, wyliże się z tego, ale utykał będzie. Ale najważniejsze jest to, że chyba większość tych co tam leźli już przeszła. Jak do wsi spieszyłem to przez ostatnią milę nikogom nie widział. A na mutantów wzrok i węch mam wyczulony. Modlitwy do Pana Lasów zaniosłem w Czterech Dębach i źródełko nie spieniło się. Znak, że wszystko w okolicy w porządku jest.

Rozmawiał jeszcze jakiś czas z Jostem na temat tego co się wydarzyło podczas jego nieobecności. Gdy dowiedział się, jakich informacji udzielił spalony mutant, kiwnął głową. – Zew jednorazowy był. Usłyszeli i lezą. I nadzieja jest, że więcej ich nie będzie. A ten magister to od początku podejrzany mi się wydawał, mówiłem Ci. A Wy, jak do kopalni iść chcecie, to już nie dzisiaj. Wczesnym rankiem, jeszcze zanim słoneczko wstanie się zbierzcie, to pod wieczór przy wejściu do sztolni w Sowiej Górze staniecie.

Wstali rankiem. Zapowiadał się brzydki dzień. Niskie, ciemne i skłębione chmury niechybnie oznaczały deszcz. Lodowaty wiatr wiejący z górnej części doliny mógł wskazywać na to, że w górach zamiast deszczu spadnie śnieg. Wszak nie było to nic niezwykłego o tej porze roku.

Całe towarzystwo, które zdecydowało się wyruszyć do kopalni w Sowiej Górze, zebrało się w karczmie Knuiderta przy jednym stole. Uczestnicy wyprawy po zjedzeniu sutego, i co ważne ciepłego posiłku opuścili przyjazne progi karczmy i ruszyli w stronę gór.

Początkowo droga w góry prowadziła wygodnym traktem używanym przez mieszkańców wioski, którzy mieli pola uprawne w tej części doliny. Po obu stronach drogi wznosiły się niewysokie płotki odgradzające pola i pastwiska poszczególnych gospodarzy. Na łąkach pasły się krowy, kozy i kilka ciężkich, kudłatych koni. Jednak w miarę jak szli krajobraz stawał się coraz bardziej dziki.

W końcu zniknęły wszelkie ślady obecności człowieka. Trakt stawał się coraz węższy i bardziej zarośnięty, aż w końcu nie był niczym więcej jak wąską ścieżynką, wijącą się wzdłuż szemrzącego potoku. Na kamieniach leżących w korycie pojawiły się pierwsze płaty starego, zabrudzonego śniegu. Zaczęło mżyć.

To, że idą w dobrym kierunku, było rzeczą pewną. Innej drogi nie było, a dodatkowo wciąż widzieli wyraźnie odciskające się w błocie ślady stóp idących przed nimi mutantów. Obok stojącego przy niemal niewidocznym już trakcie starego kamiennego obelisku widać było ślady krwi. Sam kamień też był ciekawy. Upływ czasu zatarł wyrzeźbione na nim rysunki. Jedyne co pozostało widoczne to głęboko wyryte, porośnięte obecnie porostami znaki, znajdujący się na wysokości piersi dorosłego mężczyzny. Nim ktokolwiek zdążył przyglądnąć się kamieniowi, z lasu wyleciała strzała i wbiła się jakieś trzy stopy od nogi Balina.



- Stójcie odmieńcy! – krzyknął ktoś ukryty w krzakach, mniej więcej tam, skąd wyleciał pocisk. – Ani kroku dalej, bo podzielicie los swoich kamratów!


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:12.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172