lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 2 ed.] Tajemnica Starej Kopalni (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/14094-wfrp-2-ed-tajemnica-starej-kopalni.html)

piotrek.ghost 11-05-2014 13:03

Rose, z przerażeniem zobaczyła jak masa bestii wyłania się zza drzew, początkowo myślała, że jest już stracona jednak do głowy przyszedł jej pewien pomysł. Pomysł dosyć ryzykowny i niepozbawiony wad, jednak w tej sytuacji bez wyjścia trzeba było sięgnąć po te drastyczne środki.

Szybko wróciła myślami do zimowych wieczorów, w które to jej Babka pokazywała jej tajniki mocy, jaka krąży po świecie w postaci wiatrów. Przypomniała sobie wszystkie szczegóły nauk jakie otrzymała, wiedziała, że magia, to jej jedyny ratunek. Skupiła się i wymruczała pod nosem
pereunt, quasi lapidem in aquas licząc, że czar zadziała, i potwory nie będą mogły jej wytropić. Szybko uskoczyła między krzaki i skulona przedzierała się między drzewa.


czar jak kamień w wodę.

Sekal 11-05-2014 13:18

Gunther przestał biec jak tylko zorientował się, że nie ma pościgu. Zatrzymał się wtedy od razu, pokazując towarzyszom, że nie ma sensu dalej tak pędzić. Oparł dłonie na kolanach i wziął kilka głębokich oddechów.
I zawrócił.
Ponownie wspiął się na wzgórze, ostrożnie wychylając. Mutanci i zwierzoludzie właśnie odchodzili drogą w kierunku wsi. Nie widział potrzeby ich wyprzedzać, wysłany przez nich chłopak powinien zawiadomić o zbliżającym się wrogu.

Wędrowiec rozejrzał się po polu tej potyczki, dostrzegając rannego Sigfrieda.
- On żyje! - powiedział ni to do siebie, ni to do Sorena i Thomy i szybko pobiegł w kierunku fanatyka, przyklękając przy nim. Nie miał niestety niczego mogącego służyć za opatrunek, a ten rannemu zdecydowanie był potrzebny.
- Jesteś szalony - skomentował jego poprzednie czyny. - Powinienem obejrzeć twoje rany, znam się trochę na tym. Potem pójdziemy do wsi, tam zajmą się tobą porządnie.
Nie chciał ryzykować dotykania tego człowieka bez jego zgody. Kto wie co czaiło się w jego głowie, skoro sam jeden szarżował na dwie dziesiątki stworów.

Gob1in 11-05-2014 15:51

- Gotuj kuszę. Będzie jak znalazł, jeśli który jeszcze się tu kręci. - Położył rękę na ramieniu najemnika. Sam zrobił podobnie i trzymał łuk w pogotowiu. Trzymając się linii drzew wyglądał na trakt wiodący do wsi. Skoro stwory Chaosu tak szybko odpuściły pogoń, to z jakiegoś powodu ciągnie ich do Behemsdorfu. To oznaczało również, że raczej nie wrócą.

Licho jednak nie śpi, więc wolał wypatrywać wroga, niźli być wypatrzonym.

- Nie mitrężcie czasu! Musimy ruszyć za nimi i pomóc, kiedy zaatakują wieś. - Zdziwiła go informacja o tym, że szalony sigmaryta wciąż dycha. Widać miał szczęście, albo rzeczywiście chronił go jego bóg. Nie mogli jednak zostać tu dłużej, niż było potrzebne.

Kerm 11-05-2014 16:42

Baba z wozu, koniom lżej, pomyślał Oswald, widząc jak Rose, pełna złości i zapału, zabiera swoje manele i wychodzi z karczmy.
Uważał jej zachowanie za przykład typowej głupoty, ale dyskutować z nią czy jej przeszkadzać nie miał zamiaru. Podobnie jak nie miał zamiaru towarzyszyć jej w tym bohaterskim przedsięwzięciu.

Z drugiej strony wcale nie miał zamiaru grzać (jak to obrazowo określiła dziewczyna) dupska w obrębie palisady. Było jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia, zanim mutanci przylezą by zdobyć wioskę.
Bo przecież nie wpadną na piwo.

valtharys 11-05-2014 22:13

Siegfried padł pod naporem wroga. Rana za raną się otwierała a krew i życie powoli z niego uciekało. Powinien umrzeć, lecz Młotodzierżca widząc żarliwość w swoim wyznawcy postanowił go oszczędzić. Siegfried dźwignął się mimo ran, mimo że, jucha z brzucha sączyła mu się równie gęsto, co lejące się piwsko w święto piwa.

Nad nim stał Gunter, który nie omieszkał wytknąć mu szaleństwa. Fanatyk wzruszył ramionami i odpowiedział mu, plując krwią:
-Dla jednych szalone, dla innych słuszne.. - dźwignął się powoli z ziemi i dodał -Pierw udajmy się do wsi..jeśli dane mi będzie dożyć opatrzysz mnie..Czasu mało a wróg nie będzie czekał, aż mu skradniesz pierwszego całusa - zaśmiał się i podniósł oręż z ziemi i zaczął kierować się w kierunku wioski.

Nefarius 12-05-2014 11:06

Walter spojrzał na swego kamrata, młodszego krasnoluda, który mówił w podobny sposób co on. Czuł sympatię do tego khazada i nawet ucieszył się, kiedy ten przybył go uspokoić. Walter wejrzał na Balina z pod byka po czym pokręcił tylko głową.
-Jo to rozumia, że mieszko sam banda wiyśnioków, co to takich jak jo i ty mo za takich samych odmiyńców jak tamte mutanty. Jo wszysko rozumia, ale to niy cza być strategiym wojynnym, gyniuszym, abo czarodziejem prosto ze imperialnego kolegium rozumisz żeby wpaść na pomysł przepytania mutanta.- Walter nie krył totalnego poirytowania -Co to ukopki, że kożdy se kopnąć musioł psia mać? W życi mom taki interes, rozumisz? W życi. Bydymy sie sam starać skokać i prynżyć co by pomóc tyj ciymnyj masie przeżyć a łoni nie umiom kurwości przyczymać obsrańca ino zabić go musieli. Teroz leży i capi gorzy niż onuce mojego opy, a żodnego pożytku z pierona ni ma. Jak sie mom niy nerwować?- spytał, lecz to było pytanie na które odpowiedzi nie oczekiwał.
-Dobre jeboł to pies. Pomóż mi kamulce pozbiyrać. Trza ich bydzie trocha wiyncy, bo pieron wiy skund te ściyrwa powylazujom rozumisz...-

KurtCH 12-05-2014 14:41

Przerzucając co większe kamienie do wiadra myśli Balina zaczęły krążyć wokół postaci Waltera. Coś intrygującego było w tym z pozoru bardzo szorstkim khazadzie. Aparycje posiadał wykidajły z portowej tawerny. Ale trza mu było oddać, że gadał bardzo mądrze. Może o to chodziło? O doświadczenie życiowe które stało się jego mądrością? Dobrze się stało, że Balin zatrzymał się w tej karczmie. Gdyby obszedł Behemsdorf nie dane byłoby mu poznać tego ciekawego brodacza. A zapowiadało się, że przyjdzie im jeszcze lepiej się poznać. Jak na razie pod wieś nie podeszło więcej odmieńców, a i zwiadowcy przepadli jak kamień w wodę.

vanadu 12-05-2014 15:01

Druga będąc zasadniczo zniechęcony całym cyrkiem - nie dość że nudno to łeb rozwalonym mieć można, a niespecjalnie zaintrygowany czynnościami mieszkańców - miał nadzieję bowiem nadzieję że zrobią co im powiedział i tyle, poszedł za pozostałymi krasnoludami. Rozsiadł się i z zebranych drągów począł strugać krótkie dziryty, pogwizdując przy tym. Milczał.

xeper 15-05-2014 23:22

Gdzieś w lesie

Guślarka zakasała kieckę i połyskując gołymi łydkami wpadła w krzaki. Czar zadziałał. Rose nie pozostawiała żadnych śladów w poszyciu lasu, ale przecież potwory widziały gdzie skoczyła w krzaki. Słyszała ich krzyki i porykiwania na drodze. Usłyszała też coś jeszcze. Gdzieś przed sobą, nieco w lewo. Był to cichy szloch. Ktoś siedział skulony pod korzeniami wywróconego drzewa i płakał. Rose rozpoznała chłopaka. Był to Fritz. Młody myśliwy z Behemsdorfu, jeden z tych którzy wyruszyli na zwiady.

- Wystraszyłem się tych maszkar, które przecięły mi drogę. Na Sigmara! Te lasy są ich pełne – opowiedział przez łzy. Wyglądało na to, że ku Behemsdorfowi kierowała się jeszcze jedna grupa mutantów. – Powinienem być już we wsi. Miałem zanieść wiadomość! Na Starego Taala, zawiodłem. Oni wszyscy zginą... – znów zaniósł się płaczem i nie mógł więcej mówić.

Droga Behemsdorf – Biała Skała

Siegfried wlókł się w kierunku wsi. Bolało jak cholera. Krew chlupała w butach i oblepiała nogi, ale szedł. Słyszał przed sobą plugawe głosy zwierzoludzi i mutantów. Jego misją było ich powstrzymać. I śmierć nie była mu straszna. Bandę odmieńców zobaczył akurat w chwili, gdy oni spostrzegli Rose. Dzięki temu mógł niezauważony zbliżyć się do nich, kiedy rozbiegli się po drodze w poszukiwaniu śladów dziewczyny.

Pierwszego dorwał mutanta, którego ranił już wcześniej. Wielkouchy został na drodze, nieco z tyłu. Siegfried podbiegł do niego i z rozmachu przywalił między uszy. Kości czaszki popękały, wbijając się w mózg i mutant padł na ziemię.
Drugi odmieniec, potężnie umięśniona kobieta z gałkami ocznymi zamiast brodawek na obwisłych piersiach i łabędzimi skrzydłami wyrastającymi z ramion, zorientowała się, że ktoś jest tuż obok. Wydała wysoki, wibrujący gwizd, ostrzegając innych mutantów i zaatakowała Siegfrieda trzymanym w łapsku konarem. Cios był tak silny, że pogruchotał fanatykowi kości. Z ramienia została tylko krwawa papka. Ból był zbyt duży. Siegfriedowi oczy zaszły mgłą i upadł na ziemię bez zmysłów. Wielka mutancica podwinęła podartą spódnicę i piszcząc radośnie, oddała mocz na martwego człowieka. Wokół niej zgromadziło się kilku innych mutantów, którzy porzucili pogoń i z radością rozpoczęli masakrowanie zwłok.

Powyżej drogi

Gunther, Søren i Thoma przedzierali się przez chaszcze, krzaki i młodniaki, pozostając cały czas w pobliżu biegnącej dołem drogi. Co jakiś czas dostrzegali tam postać Siegfrieda, uparcie dążącą za bandą mutantów. W końcu sigmaryta dogonił mutantów i niezauważony podkradł się do jakiegoś rannego. Potem widok przesłoniły drzewa, a trójka ludzi parła do przodu. Wtem usłyszeli wibrujący gwizd, a chwilę potem tryumfalne wrzaski mutantów. Najwidoczniej Siegfried w końcu uległ wrogowi. Nie mogli mu pomóc.

Wieś

Mutanci przyszli, ale wioski nie zdobywali. Krasnoludy, zajęte zbieraniem kamieni nie dostrzegły ich. Ostrzegł ich krzyk jednego z wartowników, który wskazywał w kierunku drogi wiodącej w dół doliny. Początkowo wiele osób pomyślało, że to wracają zwiadowcy. Jednak szybko uświadomiono sobie pomyłkę. Z lasu na otwartą przestrzeń, zajętą przez pola uprawne wyszła grupka postaci. Od razu widać było, że nie są ludźmi. Kiedyś z pewnością nimi byli. Było ich pięciu. Przewodził im niemal trzymetrowy olbrzym o białej jak śnieg skórze i takich samych włosach, związanych w dwa długie warkocze, które udekorowane były ludzkimi czaszkami. Pozostali mniej lub więcej przypominali ludzi, zniekształconych, obdarzonych dodatkowymi kończynami, lub posiadającymi jakieś zwierzęce lub potworze cechy. Mutanci stali na skraju lasu i naradzali się. Olbrzym w końcu wyraźnie wskazał na szczyty gór za wsią i grupka szybkim krokiem, zupełnie ignorując zbrojący się, ufortyfikowany Behemsdorf ominęła osadę, idąc skrajem lasu i pozostając poza zasięgiem strzał.

- Jeszcze jedni – jęknął Torsten Wenzl, jeden z gospodarzy, ten którego syn poległ na wojnie. – Gdzież są nasi zwiadowcy? Módlmy się, żeby wrócili cało...

Rose – PM [4] 5, sukces!
Rose – spostrzegawczość 23, sukces!
Siegfried – WW [50+37+20-33=74%] 12, sukces! Obrażenia 7/8+4-3=9 [umierający]
Mutant – spostrzegawczość 31, sukces!
Inicjatywa – Siegfried 35+2=37 vs Mutant 31+7=38, Mutant sukces!
Mutant – WW [50+33-37=46%] 03, sukces! Obrażenia 6+4-4-1=5 [umierający]


piotrek.ghost 16-05-2014 17:49

-Nie płacz Fritz, nie pora na to.-Niemalże krzyknęła Rose, i chwyciła go za ręke ciągnąc za sobą-Płacze się nad poległymi, przynajmniej tak powiada moja babka, a teraz szybko, jeszcze uda nam się dostarczyć wiadomość za mną zanim nas dopadną chłopaku!-powiedziała i puściła się biegiem w stronę wioski.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:02.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172