lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WH II ed] Kuźnie Nuln (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/14517-wh-ii-ed-kuznie-nuln.html)

Gob1in 13-12-2016 22:05

Mordercy nie było na balkonie, za to jego ostatnia ofiara jak najbardziej. Okaleczanie zwłok, a może nawet wciąż żyjących ludzi pasowało do wcześniejszych przypadków. Jedno nie dawało Wolmarowi spokoju...

- Czyżby wszystkie części ciał oderżnięte tym nieszczęśnikom były jeno trofeami zbieranymi przez oszalały umysł człowieka poddanego woli demona? - Zadał nurtujące go pytanie na głos. - A może posłużą mu do czego innego? - Dodał ciszej.

- Prędko! Biegnijmy za nim! - wskazał krwawe ślady wiodące na kolejne piętro.

- Miej się na baczności. Wszak nie wiemy, czy mamy wciąż do czynienia z człowiekiem, czy już raczej z demonem... - rzekł do Gastona, gdy okazało się, że trop zanikł zupełnie.

Musieli iść dalej rozglądając się i wypatrując czegokolkwiek i kogokolwiek podejrzanego.

xeper 14-12-2016 23:16

Gotfryd skierował się do wyjścia, cały czas mając baczenie na hrabiego Vogta. Ten przeciskał się w kierunku drzwi, podobnie jak niemal wszyscy goście. Ktoś przeraźliwie krzyczał. Ktoś inny biegał wkoło wzywając wszystkich bogów na ratunek. Garstka strażników w odświętnych uniformach starała się bezskutecznie zapanować nad tłumem i zdusić panikę w zarodku. Elektorka i jej świta, otoczeni kordonem bezpieczeństwa zdążyli się już wycofać z sali balowej. Wyglądało na to, że Vogt niczego nie planuje poza próbą wydostania się na zewnątrz, w związku z czym Gotfryd odwrócił się na pięcie i pognał schodami w górę, na piętro.

A na piętrze, Gaston i Wolmar po dotarciu do schodów wiodących w górę, zdecydowanie zwolnili tempo spodziewając się kłopotów. Wyłożone miękkim dywanem schody doskonale tłumiły kroki, więc niemal bezszelestnie dotarli na półpiętro, a potem na kolejną kondygnację budynku. Znajdowali się na galeryjce obiegającej salę. Dwa piętra niżej znajdował się opustoszały parkiet. Nim zlustrowali dokładniej otoczenie, usłyszeli brzęk tłuczonego szkła, dobiegający z przeciwnej strony galerii. Ktoś najwyraźniej wydostał się tam na zewnątrz. Pobiegli.

Przez rozbite okno wpadało do wnętrza wilgotne, przesycone zapachem dymu powietrze. Za oknem znajdował się szeroki kamienny parapet, a tuż poniżej niego niezbyt spadzisty dach. Po tym dachu, jakieś trzydzieści kroków od okna pędził odziany w czarną pelerynę mężczyzna. Zmierzał w stronę znajdującego się niemal na krawędzi dachu komina.

Kerm 15-12-2016 08:50

Gotfryd zaklął, gdy okazało się, że jego przewidywania zawiodły na całej linii - ani nikt nie planował zamachu na Elektorkę, ani Vogt nic nie knuł. Nie było też możliwości, by spytać hrabiego, gdzie się podziewa jego syn.

Bieg na piętro zaowocował znalezieniem truposza, którego - co łatwo było dostrzec - ktoś pozbawił kawałka twarzy.
Jakiś szaleniec kolekcjonował kawałki swych ofiar? Zbierał je na pamiątkę? Wszak lepiej by było zbierać buty, koszule czy chusteczki do nosa. To się przynajmniej nie psuło... Jak zamierzał to przechowywać?
Gotfryd wyobraził sobie szereg poprzybijanych do deski uszu, rąk, nóg - pod każdym kawałkiem ciała karteczka z nazwiskiem i datą...
Wzdrygnął się.

Rozejrzał się dokoła, w poszukiwaniu kompanów, po czym ruszył krwawym śladem. Zmienił jednak kierunek wędrówki i przyspieszył kroku, gdy usłyszał brzęk tłuczonej szyby.

Gob1in 21-12-2016 19:52

Zachowując uzasadnioną ostrożność podążali korytarzem, a odgłos ich kroków skutecznie tłumił gruby dywan, jakim był wyłożony. Na nieszczęście tłumił również hałas czyniony przez tego, którego szukali.

Brzęk tłuczonego szkła doprowadził ich do okna, za którym dostrzegli mężczyznę biegnącego po dachu w stronę komina. Czy zamierzał on wejść do niego, czy raczej przewiązując doń linę opuścić się na dziedziniec pozostawało na razie zagadką, ale jego zachowanie było na tyle niecodzienne, że nie mogli zwyczajnie dać mu uciec.

Wolmar szybko ocenił, że mężczyzna pozostawał poza zasięgiem zaklęć obezwładniających, a przy tym nie byłoby dobrze, gdyby ten spadł z dachu i złamał sobie kark nie wyjaśniwszy uprzednio swojego udziału w spisku, budzeniu demona i tym podobnych. Nie wspominając o pewnych kłopotach, gdyby wysoko sytuowany Vogt zginął z ich ręki a oni nie znaleźliby żadnego dowodu na jego udział w morderstwach. Odebranie licencji czarodzieja Kolegium zapewne byłoby najmniejszym zmartwieniem Kleina.

- Szybko, za nim! - rzucił do Gastona i ruszył w pogoń za mężczyzną.

xeper 21-12-2016 22:08

Dyszący jak miech kowalski Gotfryd, po sprincie w górę schodów i pokonaniu połowy galerii na drugim piętrze, zobaczył swoich dwóch kompanów właśnie wyłażących na dach przez rozbite okno. Gdy do niego dotarł, Wolmar i Gaston pokonali już zwieszający się parapet i wolno, ostrożnie posuwali się w kierunku odległego o kilkadziesiąt metrów komina.

To właśnie za nim zniknął uciekający mężczyzna w czerni. Zalegające nad miastem ciemności i wciąż padający deszcz skutecznie uniemożliwiały rozeznanie się w sytuacji. Dopiero będąc nie dalej niż dziesięć kroków od murowanego, przyozdobionego fantazyjnym gzymsem komina, awanturnicy zobaczyli przywiązaną do niego linę. Więc to był sposób w jaki zabójca uciekł. Ze względu na śliskość namokniętych dachówek nie mogli przyspieszyć, nie ryzykując życia, posuwali się wciąż w tym samym tempie.

- Jest jeszcze na linie – oznajmił Gaston wychylając się za krawędź dachu i spoglądając na dół. Rzeczywiście lina była cały czas napięta. Wolmar ostrożnie, trzymając się jedną ręką komina zerknął na dół. Gdzieś pod nimi, uczepiony liny majaczył ciemny cień. Lina drgała, gdy mężczyzna opuszczał się coraz niżej. Klein puścił się komina i zaczął inkantować zaklęcie, które w założeniu miało spowodować zupełną niezborność ruchów u ofiary. Gaston wpadł na inny pomysł, zaparł się nogami o krawędź dachu, chwycił oburącz linę i pociągnął w górę, sapiąc.

Smuga Eteru wystrzeliła z dłoni maga i poszybowała w dół, bezbłędnie oplatając ręce i nogi zabójcy. Nic więcej się nie stało. Najwidoczniej umysł ofiary był na tyle silny, że zdołał powstrzymać próbę chwilowej utraty władzy w kończynach. A Gaston ciągnął w górę, powoli i mozolnie nawijał łokieć po łokciu. Trudno było powiedzieć, czy tempo nawijania było większe od tempa zsuwania się mężczyzny na dole.

- Pomóżcie – sapnął Czarny do Wolmara i zbliżającego się Gotfryda. Zeddelin natychmiast doskoczył do liny, łapiąc ją, a Wolmar zignorował prośbę, już splatając kolejne zaklęcie. Jak tak się nie udało, to może w inny sposób. Nim przebrzmiała ostatnia sylaba inkantacji, gdzieś w dole, zaledwie kilka metrów poniżej krawędzi dachu rozległ się grzmot, który przetoczył się pomiędzy budynkami, zwielokrotniony i powtórzony przez echo. Znajdujący się na dachu zostali chwilowo ogłuszeni puszczając przy tym linę, która z zawrotną prędkością rozwinęła się i zniknęła w pustce. A co miał powiedzieć ten na dole. Nie zdążył się puścić, gdy lina została zluzowana i runął w dół, ogłuszony , z popękanymi bębenkami w uszach i krwią płynącą z małżowin i nosa. Z impetem przywalił w bruk, w wyniku grzmotu i uderzenia tracąc przytomność.

Nim bohaterowie dotarli na miejsce, gdzie upadł zbrodniarz, znaleźli się tam strażnicy Elektorki. Związali nieprzytomnego mężczyznę i żywo dyskutowali na temat tego, w jaki sposób doszło do zdarzenia. Trójka awanturników pojawiła się przy pojmanym, w chwili gdy dokonywano rewizji. Mężczyzna miał przy sobie ochłap ciała zabitego wcześniej ulubieńca Księżnej, zawinięty w chusteczkę z wyhaftowanymi inicjałami R.V. Poza tym znaleziono przy nim krótkie, niezwykle ostre ostrze ze śladami krwi. Wygląd mężczyzny idealnie pasował do Rolfa Vogta. Nie było wątpliwości, że to on stoi za zbrodniami.

- Wyście go zrzucili? – zapytał dowódca straży, po pagonach można było w nim rozpoznać kapitana. – Żyje. Teraz do celi, a pewnie za chwilę po cichutku nożem pod żebro i po sprawie. Napytał sobie biedy nasz wojak-bohater.

Kerm 21-12-2016 22:59

Koniec wieńczy dzieło. Tak powiadają.
W tym jednak wypadku upadek dzielnego wojaka, potraktowanego paskudną magią, stanowił tylko pewien etap na drodze do owego końca. Zostały raptem dwa drobiazgi - odnaleźć puchar i zniszczyć go.
Rolf, tymczasowy właściciel artefaktu, przeżył, jednak Gotfryd nie bardzo sobie wyobrażał, w jaki sposób mają z Rolfa wydobyć te informacje. Nie dość, że młody Vogt był nieprzytomny, to jeszcze trafił w ręce straży.
Mieli zatem wymordować strażników, czy dostać się do lochów i przeprowadzić małą rozmówkę z Rolfem?

- Dokąd go zabieracie? - spytał kapitana.

Może pieniądze hrabiego umożliwiłyby rozmowę z Rolfem i wydobycie tajemnicy artefaktu? I powodu odcinania ludziom kawałków ciał?

- Trzeba by się dowiedzieć, gdzie trzymał swe trofea - dodał. - Ten na balu to raczej nie pierwsza jego ofiara.

Komtur 28-12-2016 19:53

- Panie kapitanie, prosilibyśmy bardzo pogadać z łotrem na osobności - powiedział Gaston do oficera - Zabił nam przyjaciela, a także szanowaną czarodziejkę, może to tylko przeczucie ale czuję że skurwiel nie działał sam. Dodatkowo zepsuł przyjęcie jaśnie-wielmożnej pani elektorki, więc męki mu się należą jak nic, a my też odwdzięczyć się potrafimy.
Czarny uderzył się po sakiewce, by złote karle głośno zabrzęczały.

Gob1in 28-12-2016 22:53

- Tak, tak. - wtrącił się również nieoceniony, a przy tym niezwykle skromny pogromca Rolfa Vogta - człowieka owładniętego mocą demona i jemu służącego. - Jestem licencjonowanym czarodziejem, proszę - tu jest glejt poświadczający - i koniecznie muszę sprawdzić, czy przy tym oto niebezpiecznym, choć chyba obecnie obezwładnionym osobniku nie znajduje się przepełniony plugawą mocą przedmiot... - zrobił teatralną przerwę przzyglądając się wrażeniu, jakie jego słowa zrobiły na strażnikach.

- Ten poszukiwany przez Kolegium przedmiot powinien zostać jak najszybciej odnaleziony i zneutralizowany, bowiem samo dotknięcie go ręką nieśwadomego człowieka sprawia, że wrogiem staje się bratu swemu, a wrzody paskudne i liszaje skórę jego pokrywają w oka mgnieniu! - Klein podnosił stawkę coraz wyżej. - Nie słyszałem, by ktokolwiek, powtarzam - ktokolwiek zdołał do zdrowia powrócić, a i nierzadko bywało, że na marach położyc takiego nieszczęśnika trzeba było...

- Ponadto z pewnością słyszeli panowie, że wykonujemy bezpośrednie rozkazy konstabla Mürdowa i tenże mężczyzna musi zostać niezwłocznie przesłuchany. Uwiniemy się szybko i będziecie mogli odstawić go do aresztu, za co konstabl niewątpliwie sowitą premię wypłaci, a może nawet kilka wolnych dni na świętowanie podaruje.

xeper 29-12-2016 21:25

Kapitan się wahał. Chęć wzbogacenia się walczyła w nim z lojalnością i postawą służbisty. Widać było jak jest niezdecydowany. Niemal tak samo jak jego ludzie, którzy czując łatwy pieniądz wyczekująco patrzyli na niego. W końcu się zdecydował.
- Zamach na życie Księżnej-Elektorki to nie przelewki – mruknął niepewnie. Stojący obok niego strażnik ciężko westchnął. – Ale biorąc pod uwagę fakt, że się przyczyniliście do pojmania gagatka, jesteście współpracownikami Straży i pomiędzy Wami znajduje się szacowny Magister, uznaję, że chwilę możecie go pomęczyć. Byleby tylko był w tym samym stanie co teraz. A co do ceny za tą przysługę...

Zaraz potem pieniądze zmieniły właściciela i strażnicy odsunęli się kilka kroków by podzielić łapówkę. Można było przystąpić do przesłuchania. Vogt leżał nieprzytomny i związany, z zakrwawioną twarzą – wyglądał jak martwy. Gdy został ocucony, otworzył oczy i ... tyle. Nie poruszył się, ani nie wydał żadnego dźwięku. Nic. Po prostu wpatrywał się w przestrzeń, w punkt znajdujący się jakiś metr od jego twarzy. Nie reagował na nic, ani swoje imię, ani szturchania, ani na cichaczem zadawane bolesne ciosy. Nim kapitan straży wrócił, aby przejąć młodego Vogta pod swoje skrzydła, bohaterom udało się tylko wykryć jeden przerażający szczegół – na wewnętrznej stronie prawej dłoni Rolf miał otwartą, wciąć krwawiącą ranę o dziwnie znajomym kształcie.


Kilka godzin później, tuż nad ranem nad miastem rozpętała się solidna burza. Wieści o morderstwie na balu rozeszły się po mieście i zamieszki, które nieco przycichły, rozgorzały na nowo ze zdwojoną siłą. A mimo to, Hrabina postanowiła, że epicki finał Tygodnia Czarnego Prochu dojdzie do skutku. Przed południem miano odsłonić Magnusa i oddać z niego pierwszy strzał, ku czci fundatorki, Imperatora i Nulneńskiej Szkoły Artylerii.

W ulewnym deszczu ludzie zaczęli się gromadzić na miejscu ceremonii. Widzowie, żądni wrażeń obsadzili wszystkie możliwe okna i wykusze, zainstalowali się na statkach, barkach, tratwach, łódkach i łódeczkach. Zgromadzili na nabrzeżach, dokach i wszystkich ulicach prowadzących w kierunku mostu. Ekipa odpowiedzialna za przygotowania jeszcze w ciemnościach przetransportowała gargantuiczne działo na środek ozdobionego girlandami mostu prowadzącego na Plac Przemysłowy. Działo było szczelnie osłonięte brezentem, aby niepowołane oko go nie widziało, ani nie zmoczył go deszcz.

Bohaterowie zobaczyli wśród obecnych wokół działa inżynierów Franza Gibrecke, który dziwnym zbiegiem okoliczności też ich dostrzegł i wyraźnym gestem pokazał, że wszystko w porządku. Inny z oficjeli chwilę potem rozwiązał linę i armata ukazała się oczom zgromadzonych.


Ktoś wygłaszał jakąś kwiecistą mowę, ale ze względu na ulewny deszcz do uszu awanturników nie docierały żadne słowa. W końcu przemowy się skończyły, załadowano ogromną armatnią kulę i podpalono lont. Świat zamarł w oczekiwaniu.

A potem nastąpiło piekło.


Ogłuszający huk i następująca po nim fala uderzeniowa powaliły wszystko na ziemię. Okruchy mostu i działa szatkowały ciała niczym kartacze. Fragmenty mostu i większa część armaty runęły do wody, zatapiając kilka jednostek pływających. Wszędzie słychać było krzyki bólu i przerażenia.

Kerm 02-01-2017 09:31

Gotfryd dziękował wszystkim znanym sobie bogom, że nie lubił zbytnio huku i nie pchał się w pobliże armaty. W tej chwili z pewnością byłby już tylko stygnącym ciałem... być może nawet nie do rozpoznania.
Tylko, na demony, co się stało? Przecież Gibrecke zapewniał, że wszystko jest w porządku. No i inżynier nie był samobójcą. Nie pchałby się w stronę Magnusa, gdyby wiedział, że coś jest nie w porządku.
Błąd konstrukcyjny, czy jednak hrabia zdołał coś pokombinować...?

- Odwiedzimy hrabiego? - zwrócił się do kompanów, gdy już w uszach przestało mu dzwonić. Jak na razie nie miał żadnych pomysłów.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:00.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172