lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Księstwa Graniczne: Steigerwald (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/14530-ksiestwa-graniczne-steigerwald.html)

Lord Cluttermonkey 25-08-2014 21:33

Zwiad Moritza
Czerep wisielczym uśmiechem sam zapraszał zwiadowcę do zmniejszania dzielącego ich dystansu. Moritz, kucnąwszy w gęstych zaroślach nad korytem rzeki, tym razem wychwycił więcej detali niż za pierwszym razem. Ostatek po istocie, kimkolwiek by ona nie była, był jak najbardziej autentyczny. Mimo że cała czaszka sczerniała od upływu czasu i zzieleniała od mchu, coś lśniącego w górnej szczęce odbijało w stronę uważnego obserwatora strugę światła, dobiegającą z prześwitu w koronie drzew, drażniącą wzrok Moritza. Ostrożnie przeprawił się przez rzekę, mocząc się do pasa. Relikt po nieznanym stworzeniu z tej perspektywy wydawał się jeszcze bardziej imponujący, ale zarazem ludzki, przypominając o kruchości życia, nawet stworzenia obdarzonego taką wielkością i siłą.

To, co kłuło oczy, w rzeczywistości okazało się... Srebrnym zębem! Co prawda upływ piasku w klepsydrze zostawił i na protezie swe piętno, jednak nadal potrafiła wabić ciekawskich, o czym przekonał się sam na sobie Moritz.

Kim była gigantyczna istota?

Mniejsza o to.

Kim był jej felczer?

Drużyna
Tymczasem reszta bohaterów, zajęta rozkładaniem obozowiska, czy też zabawą w archeologów, dostrzegła wybiegający z lasu, niewielki, czarny punkt na horyzoncie. Moritz? Nie, to nie z tej strony. Powiększająca się kropka krzyczała i chyba machała górną kończyną. Druga ręka była zajęta uciskaniem brzucha - musiał być ranny.

- Thurin... - Powiedział pod nosem Roran. Chyba najbardziej z całej paczki kojarzył postać niewielkiego krasnoluda z jakiejś odległej miejscowości - chyba Barak Varr - która dołączyła do karawany z niewiadomego powodu i w niewiadomym celu. Zajmował się drobnymi naprawami i strażą, ale podobnie jak sam Roran musiał skrywać wiele sekretów. W końcu rzadko kiedy w tych czasach spotyka się krasnoludów z orężem pokrytym runami przodków...

Tak czy inaczej, po wszystkich wydarzeniach dzisiejszego dnia dobrze było wiedzieć, że ktoś jeszcze przeżył. Zapadał powoli zmierzch, a dziki, nieujarzmiony Steigerwald budził się do życia.

dzemeuksis 25-08-2014 22:28

Moritz postanowił usunąć ząb, coby nie drażnił więcej przechodzących nieopodal wędrowców. Tylko jak? Sztyletem podważyć? Odłupać kamieniem? Użyć łomu? Trzeba popróbować, tylko tak, żeby nie narobić za dużo hałasu i nie przywabić jakiegoś plugastwa. Potem przydałoby się sprawdzić, czy reszta tej istoty jest pod ziemią, czy to tylko sama czaszka została. Tymczasem można już wypuścić Hogha. Niech zapoluje a kołując na wysokościach przy okazji da znać towarzyszom, że droga wygląda na bezpieczną i wygodną. Jak się będą guzdrać, to może i małe ognisko się rozpali, żeby wysuszyć buty.

Lord Cluttermonkey 25-08-2014 22:52

Zwiad Moritza


Jastrząb wzbił się w powietrze, odlatując w stronę doliny.

Moritz z bliska dostrzegł, że na zębie widoczne były już ślady licznych prób jego ekstrak... - do diabła - zarówno kryjące się w środku czaszki zielonoskóre paskudztwo, jak i zwiadowca byli zaskoczeni swym widokiem. Jeden nie spodziewał się drugiego, a przecież oboje ostrożnie obserwowali teren, każdy z bronią w ręku - Moritz przez zarośla, a goblin przez jamę czerepu. Tylko czujka, czy pułapka? Zawistny syk. Czerwone ślepia. Bicie serca. Nerwy. Fundament wieloletniego doświadczenia, na którym była zbudowana pewność siebie legł w gruzach. Zwiadowca znów poczuł się jak dzika zwierzyna. Miał jednak przewagę. Łuk - samoróbka kreatury był bezużyteczny w zwarciu. Pajęcze palce kierowały się już w stronę topornego kawałka żelaza, bujającego się przy mizernych biodrach stwora.

Kto będzie szybszy, a kto martwy?

Kerm 26-08-2014 10:11

Rozkopywanie grobów nigdy nie było pasją Jochena. Nie mówiąc już o tym, że pod głazem, płytą nagrobną czy dwiema stopami ziemi najczęściej można było znaleźć kupkę gnatów lub rozkładającego się truposza, od którego najwyżej można było się zarazić jakimś świństwem. No a jeśli jakimś trafem ktoś kiedyś komuś urządził wystawny pogrzeb i wraz ze zwłokami pochował coś cennego, to w tej podmokłej ziemi niewiele by z owych skarbów zostało.

Jako że nie poświęcił więcej uwagi grobom, mógł się skupić na obserwowaniu okolicy. I dzięki temu dostrzegł zbliżającą się postać. Chociaż wzrok nie dopisywał mu tak dobrze, jak wtedy, gdy miał osiemnaście lat, ale bez większych problemów rozpoznał jednego ze strażników byłej już karawany, krasnoluda imieniem Thurin.
Uciekinier, czy szpieg wysłany ich tropem?
Na wszelki wypadek Jochen wolał czekać na niespodziewanego gościa z bronią w dłoni.

Fyrskar 26-08-2014 11:50

Thurin schylił głowę, jego podbródek dotknął ćwieków na piersi. Brnął dalej przez sięgający kostek, czarny torf. Na tak bogatej glebie rosło niewiele roślin; potrzeba im było twardszego gruntu, żeby mogły się prawidłowo odżywiać. To było nawet zabawne - zbyt wiele dobrego okazało się równie zabójcze, co zbyt mało. Jedno i drugie potrafiło zabić.
Właśnie, zabić... cios zadany przez demona niemalże rozpłatał kowalowi brzuch i rozerwał kaftan. Upadek w przepaść uratował go.

- Szkoda tylko, że spędziłem pół dnia wygrzebując się z dołu... -mruknął sam do siebie

Wiatr wzmagał się, ale Thurin, nie bacząc na to, zagłębiał się dalej w torfowisko. Bez przerwy grzązł w błocie. Zerknął przed siebie. Tak, teraz dokładnie już dostrzegał ludzkie sylwetki na horyzoncie.

Brnął dalej. Przyjrzał się ludziom, ludziom i krasnoludowi. To byli zwiadowcy z jego karawany. Więc jednak ktoś przeżył... Thurin ruszył w ich stronę, modląc się do Grungniego, aby nie powitali go strzałem z kuszy.

- Witajcie - zawołał, aby zdali sobie sprawę z jego obecności

Hazard 26-08-2014 12:44

Po rozkopaniu kilku nagrobków, Ivan rozłożył się wygodnie na trawię. Wielki alaskan malamute leżał obok, z głową opartą na brzuchu właściciela. Jedna ręka Bramina monotonnie jeździła po głowię i plecach psa, a druga, obwiązana od barku po czubki paców bandażem, bawiła się znalezionym wcześniej złotym medalionem. Zastanawiał się właśnie do kogo owe znalezisko mogło poprzednio należeć, gdy w oddali pojawiła się dziwna postać zmierzająca w ich kierunku.

-Thurin, jesteś pewien? - Ivan zwrócił się do Rorana, po czym jeszcze raz przyjrzał się biegnącej osobie. Rzeczywiście postać z oddali przypominała krasnoluda. -A nich mnie. Krasnoludy to rzeczywiście są nie do zgładzenia.

Ivan zaczął wymachiwać rękoma nad głową do zbliżającego się towarzysza. Widocznie nie podzielał ostrożności Jochena, który wyciągnął broń. Nawet jeżeli Thurin byłby w stosunku do nich wrogo nastawiony, to niewiele zdziałałby z raną w brzuchu.

dzemeuksis 26-08-2014 16:09

- Śmierdzące onuce - zaklął w myślach Moritz. Ledwo zdołał się uspokoić po wydarzeniach sprzed kilku godzin a tu znowu można się wściec. Przepatrywał, nasłuchiwał, nawet węszył a mimo to dał się zaskoczyć zielonoskórej gadzinie. Niczym cholerny żółtodziób. A może przeciwnie - lata lecą, bagaż wiosen zaczyna ciążyć?

Szczęście w nieszczęściu, że chwilę wcześniej schował bezużyteczny w tym dystansie łuk i wyjął sztylet, żeby przymierzyć się do zęba. Inaczej musiałby rzucić się na zielonego gnojka z gołymi rękami i zadusić go zanim wezwie pomoc.

Góral gwizdnął, mając nadzieję, że zdąży zawrócić jastrzębia, nim zobaczą go towarzysze i niemal jednocześnie skoczył na wrogą mu istotę. Nie było czasu na finezję. Miał zamiar i nadzieję poderżnąć mu gardło zanim ów zdąży ostrzec przebywających zapewne w pobliżu pobratymców.

Lord Cluttermonkey 26-08-2014 16:46

Zwiad Moritza
Prymitywny łuk upadł na ziemię. Jedno pchnięcie za drugim. Skubany był zwinny. Wyginał się jak w rytualnych tańcach. Poczwara była przyzwyczajona do ograniczonej przestrzeni wnętrza czaszki, czego nie można było powiedzieć o Moritzu, który pierwsze kilka ataków niemalże wymierzył na oślep, dźgając powietrze. Blizny na plecach zaczęły delikatnie piec. Wspomnienie dawnej niewoli wyzwoliło pierwotne instynkty. Nie wiadomo, który z nich był teraz dzikszy. Zielonoskóry machnął ostrzegawczo wreszcie dobytym żelastwem, dając krok w tył. Na złowieszczym pysku pojawił się wyraz zaskoczenia. Goblin źle ocenił dystans dzielący go od ściany tworzonej przez potylicę czaszki olbrzyma. Chwila zmieszania wystarczyła na zadanie pchnięcia. O dziwo, potwór nie wydobył z siebie bolesnego okrzyku. Nie miał siły. Próbował jeszcze nabrać powietrza do przebitych płuc. Ostatnie, wysapane słowo zjeżyło znającemu orrakh zwiadowcy włos na głowie. - Alarm! - wysapał goblin, jednak nikomu nie było dane usłyszeć cichego wołania o pomoc.

Zwiadowca wziął głęboki oddech. Moritz dużo widział, ale wygląd goblina wprawił go w małe zdziwienie. Pysk zdominowany był przez masywny nos, przypominający kalafior albo przerośniętą truskawkę. Ślepia małe, ledwie niewidoczne. Z boków owalnej głowy wystawały nietoperzowate, długie uszy. Co to za paskudztwo? Musiało być ich w pobliżu więcej, samotnik nie przetrwałby w tak głębokiej puszczy. Tu i ówdzie leżała nadgnita padlina - pożywienie strażnika. Czy to były zwykłe harce goblinów polujących na zwierzynę i podróżnych, czy może granica terenu większej bandy, a może nawet całego plemienia? Jeśli zielonoskórzy przywędrowali ze Złych Ziem i podeszli rzeczywiście tak blisko księstw, zarówno wschodnie, jak i zachodnie państewka były w zagrożeniu.

Dnc 26-08-2014 19:19

Roran z uśmiechem na ustach przyglądał się jak dwaj towarzysze zamiast odpoczywać zajmowali się odkopywaniem grobów. Wedłgu niego nie szło im to najlepiej ale nie zamierzał ruszać swoje tłustego zadka. Tu było mu lepiej, i śmieszniej.

Zabawiał się z Bhazer'em rzucając mu znalezione bełty by je aportował. Psina bawił się przy tym świetnie, zresztą tak samo jak jego pan. Sielankowy czas przerwał jakiś kształt, który pojawił się między drzewami. Po chwili namysłu Roran stwierdził, że w tych okolicach zna tylko jednego krasnoluda, który szedłby tak odważnie, bez żadnej osłony w tak otwartym terenie. Do tego w nieznanym terenie. Od razu widać, że cywil.

- Thurin... powiedział cicho a reszta towarzyszy popatrzyła w kierunku, w którym patrzył. Jestem pewien tego tak samo jak tego, że Twój pies walczy lepiej od Ciebie odpowiedział niewyrafinowamy żartem Roran Ivanowi. Uśmiech szybko znikł z jego twarzy gdy zobaczył, że Thurin jest poważnie ranny.

Zerwał się podnosząc swoje topory i biegnąc już krzyknął do towarzyszy: Osłaniajcie mnie, zaraz coś może z tego lasu wyjść!
Nie czekając na ich reakcję wykonał sprint, nie musiał się oglądać by być pewien że Bhazer ruszył za nim. Mając go przy sobie czuł się od razu bezpiecznie.
Dobiegł do krasnoluda i szybko oceniając sytuację doszedł do wniosku, że chyba nikt go nie goni.
Jesteś sam? Idą za Tobą? - nie wiedział kim są "oni" ale ten zwrot wydawał mu się jakiś właściwy.
Złapał krasnoluda i starając się mu pomóc w dotarciu do towarzyszy ciągłe uważał by oboje trzymali głowę jak najbarziej nisko.
Schyl się jak możesz bo zaraz dostaniemy w czerep jakimś gównem

Tak lekko schyleni dotarli bez przeszkód to miejsca odpoczynku drużyny.
Roran pomógł się usadowić Thurinowi. Po czym niezastanawiając się wyciągnął manierkę z gorzałą i rzekł: Masz, pomoże Ci.

Fyrskar 26-08-2014 19:37

Thurin uśmiechnął się na widok machającego ręką młodziana. Gdy pierwszy raz spotkał Ivana, wziął go za kogoś pokroju bohatera krasnoludzkich dowcipów o typowej ludzkiej knajpie pełnej pijanych młodzieńców i usługujących dziewek. Późniejsza podróż z karawaną, choćby i krótka, zmusiła syna Thurina do rewizji swojego zdania. Bramin był odważnym wojownikiem, kimś kogo chciałby mieć przy sobie w czasie walki. Choć sakiewki by przy nim nie zostawił - mógłby "pożyczyć" ją w celu wskazania jakiejś dziewce drogi do swojego siennika.

Trochę mniej ucieszył go widok Jochena. Choć szanował tego człowieka za rozsądek i zimną krew, miecz w jego ręce niezbyt rozradował krasnoluda. Ale nie miał pretensji - na tych bagnach czaiły się istoty, którym kawałek ostrej stali w bebechach nie zaszkodzi. Miał tylko nadzieję, że Leonhardt nie uzna Thurina za jednego z nich.

Obok niego siedział Roran-Grim. Widok innego Khazada sprawił, że uśmiech który zwarzył się na twarzy Thurina z powrotem stał się promienny. Syn Utha przypominał mu jego brata Elgrima z czasów nim ten złożył śluby i postawił czub. No i... chyba po prostu lubił tego brodacza. Z nostalgii wyrwał go spazm bólu, rana chyba się zaogniała.

Jeszcze bardziej ucieszył go fakt, że krasnolud rzucił się w jego stronę.

- Nie, nikt mnie nie goni, jestem tu tylko ja - rzucił w stronę Rorana-Grima i schylony ruszył w stronę obozu.

- Witajcie - rzucił do reszty drużyny - Na wytatuowany tyłek Grimnira, nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się, że was widzę.

Przyjął manierkę i pociągnął tęgi łyk. Siwucha wycisnęła mu łzy z oczu, ale poczuł się tak dobrze, jak tylko mógł się poczuć Khazad z rozpłatanymi bebechami

- Dzięki stary - rzucił w stronę Utha-ssona

- Cholera, macie może coś, co może pomóc rannemu? - rzucił w stronę reszty - Jakiś medykament może?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:02.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172