- wierzysz żeby karczmarz miał garniec złota, nawet jeśli to przesadzone to i tak strasznie dużo, wątpię żeby ktokolwiek tyle dawał, o ile nie jest z bogatszej szlachty, a co do zapłaty ile masz w kieszeniach i cały twój sprzęt jest warty, tylko Siegfried nie pasuje, ale też nie musiał wiedzieć o układzie. Zresztą już nie takie pomysły co do rabowania widziałem. |
Gudi zerknął ku górze, przeskakiwał z nogi na nogę, śmiertelnie znudzony. Zerknął ponownie na brodacza o wyglądzie oprycha. |
- Jak bym nie wierzył w ten garniec to by mnie tutaj nie było. Ciebie pewnie też nie - zauważył przytomnie Sven - Poza tynm ja mam jedynie ten o to buzdygan i nie sądzę by był wart zachodu. Co do waszego ekwipunku to mogę się z Tobą zgodzić. W ogóle to ktoś wie gdzie jesteśmy? I w którą stronę powinniśmy iść by dalej szukać tej małej? A w którą by wrócić do karczmy? |
- Garniec złota, jak to powiedział, może mieć, ale monety mogą być piłowane albo zwyczajnie bezwartościowe - Arno charknął. - Jak to mądre głowy mówią, zły pieniądz wypiera dobry pieniądz. Z drugiej strony, nawet jeśli wtedy łgał jak pies, to jestem pewien, że wyczaruje każdą sumkę, jaką mu zaśpiewamy, gdy już będziemy mieli jego córcię. |
- Wszystko świetnie, tylko ja z łuku strzelam jak baba a tutaj przymierzam, strzelam i ładuję. Proste. Poza tym już mi ją dał i nie widzę, by za nią płakał. Co do córuni to masz rację ale gorzej jak ją znajdziemy martwą.... Chociaż można staremu nie chwalić się, że nie żywa tylko pobrać złoto i rzucić mu tego trupa - zamyślił się a po czym mówił dalej: - Tak czy siak najpierw musimy sami siebie odnaleźć w tym lesie a dopiero potem tą małą. |
Wyciągneliście krasnoluda z jamy z niemałym trudem - mimo że niski, był jak to brodaty lud - ciężki i zbity jak biceps tragarza. Brodacz otrzepał się i najwyraźniej poza utratą godności i co wartościowszego dobra - niewiele mu ubyło. Ran poza paroma zadrapaniami nie miał, ubrania da się naprawić... Co do swoich szpargałów, z którego zieloni tak skrupulatnie go obrali - Gudi nie widział ich w obozie, ani w trofiejnych znaleziskach drużyny, przeto pewnie zielona chałastra musiała gdzieś schować do podziału. Znaleziona kusza, trzymana przez Svena z pewnością nie była bowiem jego. Niedźwiedź Jakub tylko podszedł na chwilę obwąchać nowego znajomego, po czym poszedł spać. Najwyraźniej rana mocno go męczyła, gdyż od czasu do czasu wydawał smutny mruko-jęk. Arno zaś po wstępnych powitaniach rozejrzał się za wydeptanymi ścieżkami i znalazł... wychodek! O dziwo gobliny wykopały sobie latrynę! Ten półork z pewnością nie był idiotą, że udało mu się te zielonoskóre pokraki tak wytresować, przeszło żołnierzowi przez myśl. |
Gudi, ku swej niewypowiedzianej radości, wylazł z dołu. Ale jak tu się cieszyć, jeśli nigdzie nie ma gratów jego, co to do nich przywiązany był? Zastanawiał się, zastanawiał i nic mu do głowy nie przyszło. Ale nic to, na ponure myśli czas później najdzie. |
Werner zastanawiał się, co mogło stać się z córką karczmarza o ile taka naprawdę istniała. -Werner. Przedstawił się nie patrząc w ogóle na krasnoluda i zastanawiał się czy Rutgier nie wywoził gdzieś więźniów. Z przemyśleń wyrwał go głos Gudiego "Panem Dimortji, chyba. Ten "pan" kazał zanieść młodzieńca do wozu, spętać.". -Mam nadzieje, że ślady się nie zatarły. |
ja nazywam się Sven i tyle powinno wystarczyć, też szukamy tej dziewczyny a każdy żołnierz były czy obecny na pewno się przyda bo z tego co widzę to po tych lasach roi się trochę goblinów i innych łatatajstw powiedział Bauer Poza tym to mam nadzieję, że masz czym walczyć. Tam pokazał na namiot Rutigera jest gdzieś topór, może Ci się przydać o ile nikt go jeszcze nie zabrał To co w którą stronę ruszamy? Tam gdzie byłeś Baryła jest coś ciekawego? |
-Ja jestem wieki Witalis, pewnie już o mnie słyszałeś? A to groźny Jakub - tu wskazał na śpiącego przyjaciela. Ten topór faktycznie tam jeszcze jest - powiedział od niechcenia potrząsając głową i podziwiając w stalowym lusterku jak pięknie połyskują mu w uszach miedziane kolczyki. Ktoś spostrzegawczy zauważyłby nowy pierścień na palcu, wyglądający jakby był ze złota. U każdego innego takie ozdoby wyglądałyby co najmniej dziwnie, ale Witalisowi o dziwo pasowały. Może dlatego, że cyrkowcem jest się nawet, bez swojego cyrku. Postawą, zachowaniem i wyglądem zdradzał swój fach i prawdę mówiąc wcale się z tym nie krył. -Powiedzcie lepiej, jak zaopiekujemy się piwem - duża ta beczułka i ciężko byłoby ją targać ze sobą. Poza tym Jakub prędzej, czy później by się do niej dobrał. Ja proponuję zatrzymać się tu na dzień lub dwa, nabrać sił, najeść się i napić. Zamiast ganiać bez sensu po lesie poczekajmy, może córunia dotrze tu sama? Albo przyjedzie tu ten ktoś wozem? Wtedy damy mu w łeb, wsadzimy do dziury i o wszystko wypytamy. No i wóz będziemy mieli a może i co na nim??? - Witalis nakręcał się coraz bardziej. Kto wie, do jakich wniosków by doszedł, gdyby jego marzeń nie przerwał budzący się Jakub. Mając przed oczami obraz wkurzonego, rannego niedźwiedzia zapomniał chwilowo o wszystkim i zaczął energicznie drapać miśka za uszami. Niewielkie już zapasy gorzałki trzymał na wszelki wypadek pod ręką gdyby jednak drapanie nie wystarczyło. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:03. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0