lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 2ed.] - Władca much (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/15204-wfrp-2ed-wladca-much.html)

Kerm 19-09-2016 11:20

Głupota ludzka nie zna granic. Podobnie jak naiwna wiara w to, że sąsiedzi są dobrzy, a źli to tylko obcy. Na to jednak nic nie można było zrobić, a Randulf nie miał zamiaru zostać głosicielem tych gorzkich prawd.
Prawdę mówiąc jedyne, co miał zamiar zrobić, to zjeść coś i odpocząć po trudach wojażowania, ale wobec braku karczmy przynajmniej to pierwsze wydało mu się nieco utrudnione.
Czy po skończonych targach o wierzchowca sołtys zaprosi wszystkich do siebie, na posiłek? Randulf miał cichą nadzieję, że tak się stanie. Ale targi mogły potrwać, a w międzyczasie może było się dowiedzieć, o co chodzi grabarzowi. Co się stało, że nie chciał tego publicznie wyjawiać.
Jakiś truposz wstał z grobu i wybrał się na spacer? Czy może coś gorszego się stało?

Inferian 19-09-2016 21:48




Sołtys skrzywił się na słysząc słowa Oswalda. Pewnym było że zrobiło mu się głupio, ale bohaterowie mogli doskonale pamiętać, że nie było jak mieszkańców zatrzymać przed darmowym trunkiem.

Otwin będąc zainteresowany kupnem konia skierował się z Tomem na miejsce gdzie zwierze teraz miało się znajdować.

- Zgadza się, po rycerzu, rycerz zaginął po tym jak nocował w jednym z domostw, nie wrócił, koń jest teraz własnością wioski. Pieniądze nie nie są dla mnie, są dla nas wszystkich, potrzebujemy ich podnieść standard naszego życia. - otworzył drzwi do obory - to tutaj - wskazał na pokaźne zwierze.

Otwin mógł być pewny kilku rzeczy. Jedna to to, że koń był wspaniały. Drugiej zaś, że z pewnością niegdyś należał do panicza Luisa. Tego nie dało się zapomnieć.

- Pięćdziesiąt koron, to i tak wiele, ale jest to zaledwie któraś część tego com powiedział. Jest jednak i taka możliwość, że będzie to taka cena, Mam kilka rozwiązań - powiedział głaszcząc spokojnie stojącego konia.

Otwin czół jak gdyby koń się na niego patrzył, jak gdyby go wybrał.

- Może masz coś wartościowego co może mi wynagrodzić brakującą sumę ? Koza jako dodatek też może się nadać, na trakcie, czy w walce może być jak piąte koło u wozu, a wiesz w wozie kół cztery starczy. - tłumaczył - Jeśli jednak nie, to mam kilak zadań, które trzeba by było wykonać. Ludzi odważnych mało,a strachów wiele. Jednym takich zadań jest przenocowanie w trzecim z opuszczonych domostw, gdzie jak powiadają tutejszy straszy. Czy to prawda nie wiem, ale wolał bym aby nie straszyło.

Nagle drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wszedł nie kto inny jak właśnie nazywany przez Otwina Ian.



- Tu jesteś, tyle cię szukałem. Sprawdzałem tropy w lesie, czy nie ma na pewno nigdzie tego dziada. Nie znalazłem niczego, a szkoda. Co tutaj robisz? - zapytał z zaskoczeniem.

Całą sytuację przerwał moment gdy nagle spod ubrań jakie Otwin miał w rękach wyskoczył gryf. Dało się zauważyć, że miał dosyć siedzenia w ukryciu, jak to miało miejsce jeszcze nie dawno, gdy to siedział w jaju, bez możliwości poruszania.

- Cóż to? Coś to za dziwaczne zwierze? - wykrzyknął sołtys.



Oswald w tym czasie ruszył w ślady za Hunoldem. Dom był w fatalnym stanie. Kiedyś mógł być ładny, ale teraz obrzucony różnymi rzeczami z zewnątrz. Zgniłe warzywa, być może nawet jakieś odchody.

Gdy bohater przekroczył progi domostwa poczuł odrażający zapach. Wszystko to było tak bardzo przygnębiające. Ściany były we krwi, ale nie to przykuło uwagę bohatera, było to zapach. Zapach jak gdyby stęchlizny. Coś się tutaj rozkładało. Zapachy co prawda się mieszały, bo były dwa jeden bardziej intensywniejszy od drugiego. Oswald przeszedł obok kuchni, było to jedno z najczystszych pomieszczeń jakie znajdowały się w domostwie. Na górę prowadziły schody. To prawdopodobnie tam znajdował się teraz Hunold.
Bohater zaczął kroczyć ku górze. Nic nadzwyczajnego się nie stało. Dom był zaciemniony, zabity z zewnątrz deskami. Prawdopodobnie żaden z miejscowych nie stał tu, gdzie stoi teraz bohater. Niedaleko przed sobą, gdy tylko wszedł na ostatni stopień ujrzał Hunolda, klęczał nad łożem, gdzie leżało martwe gnijące ledwo do poznania ciało. Jego płacz leżał na ziemi, tak że nic nie osłaniało jego śnieżnobiałych skrzydeł. Wszędzie była krew, całe łózko w niej rozsmarowane. To samo miało się co do ścian. Wyglądało to wszystko fatalnie. Ciężko wyobrazić sobie dlaczego aż tyle krwi było do około, skoro zabito tutaj prawdopodobnie tylko dwie osoby.


- Oni, oni nie żyją - wyszeptał Hunold

Bohater co prawda widział resztki ciała kobiety, zgniłe oblezione przez muchy, ale nie mógł nigdzie dojrzeć ciała dziecka. Zapach który wyczuł na dole nie był zapachem, który wydobywał się z rozkładającego ciała kobiety. Był mniej stęchły, mógł oznaczać jak gdyby coś znacznie później umarło.

- Mogłem zginać tam, nie widział bym tego, nie widział bym, że oni nie żyją. Że zostali zamordowani. Że jakiś !#@$ ich zamordował. - powiedział szlochając



Randulf był ciekawski, jego ciekawość nie brała się znikąd. Tu i ówdzie pojawiały się zagadki, które było by grzechem nie rozwiązać. Postanowił odwiedzić Borga, który już przy samym wejściu wyraził swoje zainteresowanie. Bohater wyszedł bliżej cmentarza. Jak się okazało nie musiał wiele szukać, bo grabarz z daleko go wypatrzył i wyszedł w połowie drogi.


- Dobrze, żeście przybyli. - zaczął, jego zachowanie w dalszym ciągu było podejrzane, patrzył się na bohatera jak gdyby mierząc jego wzrost, te dane z pewnością były by bardzo przydatne w jego fachu.

- Potwór co żeśmy ostatnio rozmawiali, dalej żyje, łazi i niszczy moje trumny. - powiedział prowadząc bohatera w okolice cmentarza. - Zabiliście karczmarza, bo był potworem, ale ja nie myślę, że to jedyny we naszej wsi. Mom swoje podejrzenia, ale nie wiem czy mówić.

Borg pokazał bohaterowi ślady, które tak samo jak i ostatnio były sporych rozmiarów.

- Nie ruszałem niczego, wszystko jest tak jak zastałem dzisiaj rano. Całe szczęście, że dzisiaj wróciliście. Bo nie wiem jak długo musiał bym z tym czekać.



Karl z kolei został na miejscu niedaleko karczmy, każdy z daleka zauważył, że bohater postanowił po gadać z tutejszymi. Było wiele tematów jakie mogły się trafić. Może ktoś w końcu widział starca, który szedł w te strony, a może wydarzyło się coś dziwnego w czasie nieobecności. Może jednak miał inne tematy, o których nie miał zamiaru mówić pozostałym.

Rozmówców nie trudno było znaleźć. Dla przykładu Artur, o którym mawiano, że ma coś z rycerza.


- Jestem wybrańcem - zaciągał, był prawdopodobnie jeszcze trochę wstawiony - wypiłem niemal całą beczkę z tej przeklętej karczmy i nic mnie nie jest. To pewno cud, może ino jestem nie śmiertelny. W wiosce demony mieszkały, może nawet jedno może żem widział. - ostatnie słowa powiedział, na tyle cicho aby nikt inny nie słyszał.



Dekline 20-09-2016 18:14

- Sprzedaż moich zwierzęcych towarzyszy nie wchodzi w grę, chyba że któreś z nich samo z siebie chciałoby zostać z Tobą, a jako że się na to nie zanosi to ciągnij tego tematu - Otwin był stanowczy a jego słowa pozbawione emocji. Bardzo się starał aby nie nakrzyczeć na Toma który nie chciał źle, nie wiedział po prostu ino jak mocna więź ich łączy.

- Jeśli chodzi o inne cenne RZECZY to trochę ich nam się zebrało. Rozgromiliśmy bandytów więc mamy ich graty, tylko one nie są moje, muszę porozmawiać z chłopakami. Bardziej odpowiada mi zadanie o którym mówisz, dzięki temu nie nadszargam naszego wspólnego budżetu swoimi problemami. Także 50 złotych koron oraz noc w którymś z tych domów i koń jest mój?

- O, Ian. Właśnie dobijamy targu. Musze sobie sprawić konia, Eduardo nie domaga. Szkoda że nic nie znalazłeś, ale nie załamuj się Ianie, Tom ma dla mnie zadanie (...) więc możemy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Jeśli coś faktycznie nawiedza te chaty to może jest to ten właśnie starzec. Co ty na to?

Rozmowę przerwał wyskakujący spod ubrania gryf.

- Ah ty mały. No dobrze już dobrze, pobiegaj sobie tutaj.
- Poznaj, to jest Vincent, to gryf, jest jeszcze mały ale gdy dorośnie będzie pomagał mi tropić potwory, takie jak te które nawiedziły Waszą wieś. Nie bój się, nie widziałeś nigdy gryfa? To zwierze jak każde inne, nie ma czego się bać, więc nie drzyj się tak bo jeszcze ktoś pomyśli że zaciągnęliśmy Cię do stodoły i jaką krzywdę robimy. Nie często widuje się go wśród ludzi ale to istota jak każda inna.

Mortarel 20-09-2016 18:48

Przedzierając się przez cierniste krzewy parł na przód niestrudzenie!
Pokonując niezbadane ostępy, tuziny dzikich bestii oraz gęste szaty roślinności. Biegł niczym strzała, dysząc przy tym ciężko. To siła jego ducha prowadziła go na przód.

Chrzęst ściółki ugniatanej bosymi stopami biegnącego mężczyzny odbijał się trzaskiem między drzewami. Jego poranione kolcami nogi oraz poplamiona krwią i błotem koszula nocna dowodziły trudów, jakie zaznał w ostatnim czasie! I choć jego atłasowa szlafmyca okraszona była teraz pokaźnym rozdarciem, to nadal powiewała dumne na jego głowie, niczym chorągiew na najwyższej baszcie, obwieszczając światu, że dzielny syn dwóch lilii nadal jest w stanie uczynić świat lepszym miejscem dla innych!

Dawno porzuciłby nadzieję, gdyby nie przewodnictwo jego Pani, która w najtrudniejszym momencie stanęła przed nim we własnej osobie i udzielając mu wszelkich błogosławieństw pokierowała go na właściwą ścieżkę, bowiem jego misja jeszcze nie dobiegła końca!

Kiedy leżał konając z wycieńczenia, a mroczny las zaciskał nad nim swoje sploty, wzniósł ostatnią modlitwę, całując medalik z symbolem bogini. Jego błagania zostały wysłuchane! Doczołgawszy się resztkami sił do polany posilił się darami lasu, które tam znalazł i które pozwoliły mu zregenerować siły.

Piękny młodzieniec nie miał wątpliwości, że jagody, a także grzyby, które które znalazł, były darami od jego Pani. Nie mylił się, bowiem właśnie wtedy ujrzał ją we własnej osobie. Stanęła przed nim śliczna niczym księżyc w pełni, a przemówiwszy doń, natchnęła go do ostatniego wysiłku!

Odzyskawszy tedy energię ruszył pędem we wskazanym przez Panią kierunku. Mknął niczym bullterier! Pokonując w zwinnych susach zakręty i nierówności. Aż w końcu przedarł się przez ostatnią linię drzew, odrzucając gęste gałęzie na bok. Trafił na drogę, która poprowadziła go wprost do Puffendorfu.

-Uratowany! – Krzyknął i upadł na kolana, gdy znalazł się we wsi. Zebrawszy siły podniósł się i rozejrzał. Nie mógł ukryć radości, gdy dostrzegł swego dawnego kompana, Karla Milera.

-Karl! Karl! To ja! Twój dzielny druh! Luis de Carcassonne! – Rycerz zachwiał się na nogach. –Wody. – rzekł ciężko dysząc.

Cattus 20-09-2016 22:29

- Mogłeś tam zginąć. Z pewnością śmierć nie byłaby tak bolesna. Lecz kto by ich teraz pochował i oddał ostatnie honory? Zapytał retorycznie, podnosząc z ziemi płaszcz i składając go.

- Doskonale wiem jak się czujesz. Ja byłem młodzieńcem kiedy chowałem swoich bliskich... Jednak nie widzę tu twego dziecka. Może jest jeszcze nadzieja? - Położył zawiniątko obok Hunolda.

- Sprawdze dół... Mam złe przeczucia. - Bosch odwrócił się w stronę drzwi.

Oswald zszedł na dół, a za nim Hunold. Szli powoli, bohater szedł za swym nosem. Hunold wydawał się niczego nie czuć. Z tego też powodu był zaskoczony.


- Co tam wyczuwasz ? - jak widać Oswald wzbudził w nim ostatki nadziei, głos Hunolda co prawda był dalej stłumiony, a na twarzy dało się zauważyć strużki po łzach.

- Chyba nic dobrego. Coś jak śmierć, ale znacznie świeższa. Nie czujesz? Wszedł do jednej z izb.

Staruszek szedł za Oswaldem, szedł bez płaszcza, tak że było mu doskonale widać skrzydła. Bosh przeszedł przez kuchnię do małego pokoiku jak gdyby spichlerza. To właśnie stamtąd dochodził zapach, a raczej smród.

- To tutaj kiedyś trzymaliśmy nasze zapasy. - skomentował starzec - Suche miejsce na jedzenie… Co mi z tego teraz jak ich nie ma.

Bohater wszedł do pomieszczenia i przejrzał się. Była tam większą szafa i stół. To właśnie z szafy wykonywał się smród. Szafa była zabarykadowana, bo między nogami stołu, a drzwiami leżała solidna skrzynia. Prawdopodobnie spadła z blatu.

Oswald bez słowa naparł na skrzynkę i przesunął ją. Zatrzymał na chwile rękę przed drzwiami mebla, spoglądając na Hunolda i powoli je uchylił.

Dnc 21-09-2016 00:20



Wobec ostatnich wydarzeń Karl przechodził obojętnie. W głowie miał inne rzeczy a zachowanie towrzyszy coraz bardziej go irytowało.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, że ludzie którzy jeszcze nie tak dawno byli mu bliscy, no przynajmniej na tyle bliscy na ile Karl pozwolił im się do siebie zbliżyć, teraz stawali mu się neutralni.
Wszystko to za sprawę tego, że ciągle nie wiedział po co ma łazić po tych dziurach. Ma przecież wiele złota i kosztowności. Spokojnie starczy by kupić karczmę czy coś takiego i tylko liczyć kolejne korony. Dodatkowo przysięga i chęć stania się łowcą czarownic by móc ścigać wampiry w rodzinnym Stirlandzie, które to trzymały go przy drużynie zaczynały od chodzić na dalszy plan. Po pierwsze dlatego, że biegali po jakiś lasach...a tutaj przecież licencji na Łowcę czarownic nie dostania. Po drugie jego stara natura znów zaczęła przeważać. Przecież był bogaty! O to od zawsze chodziło by się wzbogacić.
Zastanawiał się pragmatycznie co mu jeszcze da włóczenie się z nieskazitelnym Oswaldem, Panem Mruczkiem i tym co łazi wszędzie z bydłem...

Rozważanie te przerwał mu znajomy głos.... Louis!
Gdy się obrócił automatycznie sięgnął po kuszę.
- Ty żyjesz? Co tutaj robisz? - zapytał podejrzliwe ostatnio pamiętał że ich pożegnanie nie zakończyło się dobrze.
Na prośbę o wodę rzucił mu manierkę i czekał na odpowiedź.



Kerm 21-09-2016 08:38

Ślady były. Duże na dodatek. Randulf wcale się nie dziwił, że grabarz był zaniepokojony.
Bez wątpienia trzeba było coś z tym zrobić... ale nie zamierzał się tym zajmować ani sam, ani w tym akurat momencie.
No i nie uważał, by pójście w las, za śladami, miało sens. Zdecydowanie lepiej było zaczaić się w nocy i rozprawić się z potworem, gdy ten znów przyjdzie na cmentarz.

- Zajmiemy się tym - obiecał. - Ale nic nikomu nie mów - dodał. - Nie wiadomo, skąd jest ten potwór i nasze plany dla wszystkich powinny pozostać tajemnicą - podkreślił.

Ruszył w stronę wioski, chcąc swym kompanom przekazać wszystkie wieści i ustalić z nimi sposób postępowania.

Mortarel 21-09-2016 13:48

Luis napił się łapczywie wody. Opróżniwszy manierkę do końca przemówił.
-Co tutaj robię? - Luis powtórzył pytanie Karla. -Cudem uniknąłem śmierci! Wieśniacy z tej wioski zwabili mnie w pułapkę! Wydali mnie na pastwę okropnego demona, z którym walka o mało nie kosztowała mnie życia! Demon uciekł do lasu, a ja rzuciłem się za nim w pogoń i zabłądziłem w ciemnościach. - Relacjonował rycerz.

-Kiedy błądziłem w ostępach musiałem mierzyć się z pragnieniem, głodem, atakami dzikich bestii. Ujrzałem też czarownika, wcielenie zła, który odprawiał tajemne rytuały. - Opowiadał.

-Kiedy zaś byłem bliski śmierci, uratowała mnie sama Pani Jeziora! -
Zakrzyknął. -Odnalazłszy drogę udało mi się wrócić do Puffendorf, aby móc zemścić się na niegodziwch, którzy wydali mnie w szkaradne łapska diabła! Czy ty właśnie celujesz do mnie z kuszy? - Spostrzegł Luis i spochmurniał.

Dnc 21-09-2016 17:29


Karl ze zrozumieniem pokiwal głowa na opowieść Louisa jednak w połowę tego co powiedział nie dał wiary. Pamiętał go jako bajko-pisarza, który nie stąpa realnie po świecie.

Na pytanie o kusze spojrzał na trzymana w ręce:
- Hmmm - rzekł - a dlaczego miałbym do Ciebie mierzyć?
Chodź do reszty pewnie wszyscy się ucieszą ze wrociles a zwłaszcza Otwin...



Inferian 24-09-2016 22:19



Otwin prowadził swoje negocjacje. Sołtys był mocno zaskoczony tym co się właśnie wydarzyło. Zmarszczył czoło i dodał:

- Mogę się jeszcze zastanowić nad dodatkowymi zadaniami, bo jedno może to mało. Może ino tak być, że te domy nawiedza jakiś potwór, nie chciałem tego mówić, ale skoro powiedziałeś to ty, to mogę to powtórzyć.

Do tego wszystkiego nagle pojawiający się gryf, był całkowitą niespodzianką. Sołtys nie do końca wiedział co zrobić. Słowa Otwina co prawda wywarły na nim wpływ kojący, lecz nie było czasu na jakieś wytłumaczenia, bo w tym samym momencie na dworze pojawiły się krzyki. - Pożar, pali się.

- Pożar? - powtórzył zaskoczony - Prędko trzeba to sprawdzić - wykrzyknął sołtys - karczma ino spalona, co się pieklą? - zapytał retorycznie prędko wychodząc na zewnątrz. Jeśli Otwin wychodzi za nim, to zauważa na zewnątrz że z jednego z trzech domów ulatnia się ciemny, intensywny dym. Był to dokładnie ten budynek do którego wszedł Oswald z Hunoldem.

Jednak nie było by to jedyne zaskoczenie jakie rzuciło się w oczy.
Wyglądało jak gdyby sołtys nie znał mężczyzny, który stał niedaleko karczmy, a niedaleko domu z którego ulatniał się dym. Otwin okazało się, że też nie kojarzy tej sylwetki. Stał tam mężczyzna zakrwawiony, w słabym stanie. Rozmawiał z Karlem. Z drugiej strony zbliżał się równie zaskoczony Randulf.


Karl dał Luisowi pić. Pojawienie się rycerza okazało się być wielką niespodzianką. Jak się okazało nie tylko dla Karla.


- Poczęstował bym, aleśmy wszystek wypili, ale niech się nie boi, wielu pomarło, to i pić nie warto było. Jednak jam, pił i żyję, jestem wybrany. - szczerzył zęby, a po chwili dopiero dokładniej przyglądając się rycerzowi zapytał drapiąc się po głowie - a czemuż to w piżamie stoi, i to obdartej, świniaka bili czy co, że cały we krwi? Coś się stało?

- Kto to? - zapytał szturchając Karla, jak jakiegoś bliskiego znajomego

Jednak pogadanki szybko się skończyły, bo niedaleko zaczęło się palić. Z jednego z pobliskich budynków zaczął lecieć dym. Był to właśnie ten budynek, do którego wszedł Oswald z Hunoldem. Ludzie zaczęli krzyczeć - POŻAR. Nie minęło długo, a z przeciwnej strony wyłonił się sołtys z Otwinem.


Randulf wracał z okolic cmentarza. Jego wywiad powiódł się i miał informacje jakie mogły posłużyć tropieniu bestii. Jak widać nie wszystko w tej wsi było zakończone. Jednak gdzie bohater się nie ruszył tam wszędzie napotykał coś nowego. Nie inaczej było teraz. Bohater mógł swoim oczom nie dowierzać, ale niedaleko karczmy stał zakrwawiony, brudny mężczyzna w zniszczonej piżamie, i rozmawiał z Karlem. Nie było trudno aby rozpoznać, że owym gościem jest Luis. Nie był to jednak jedyny fakt jakie dostrzegł bohater. Dostrzegł też dym, który dochodził z pobliskiego domu. Był to dom do którego udał się Hunold, a za nim Oswald.

Z daleka dało się zauważyć Otwina z sołtysem, którzy również wyglądali na zaskoczonych.




Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:35.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172