lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WARHAMMER] Chłopcy ze Stirlandu (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/15742-warhammer-chlopcy-ze-stirlandu.html)

Kerm 06-02-2016 22:22

Jost odebrał kartkę z zapisem, na kogo postawił i ile, po czym podzielił swą uwagę między walczących, a gości "Cyca". W sumie interesowała go jedna, ta którą miał stoczyć 'Skała'. Jedyna, w jakiej obstawił zwycięzcę. I ostatnia zarazem, jako że styl, w jakim krasnolud odniósł swe zwycięstwo pozostawiał bardzo wiele do życzenia, podkopując równocześnie wiarę Kaspara w kolejną wygraną 'Skały'.
Tak, kompan zasługiwał na swe miano, był twardy jak skała, ale nawet odporność skały kiedyś się kończyła i każdy, największy nawet osiłek, musiał ulec po przyjęciu zbyt wielkiej ilości ciosów. A tych 'Skała' nie unikał, tylko przyjmował na klatę i szczękę, rewanżując się mniej szczodrze rozdawanymi ciosami. Chociaż równie celnymi.
Najwyraźniej jednak trening, jakiemu 'Skała' został poddany, był na tyle skuteczny, że nie tylko Grimm wytrwał, ale i wygrał młockę, która w efekcie przyniosła Kasparowi trzy korony zysku.
I to był równocześnie jedyny zysk, jaki Kaspar mógł zapisać na swym koncie.
Nawet tego, że w "Cycu", bez wiedzy właściciela, goście obstawiają walki, nie mógł być całkowicie pewien.
Nielegalne zakłady podczas nielegalnych walk... Czegóż to ludzie nie wymyślali.

Ale wniosek był jeden - musiał się bardziej przyłożyć do obserwacji, chyba że chciałby liczyć na szczęście i pomysłowość innych.

Baczy 06-02-2016 23:04


Zajazd „Ziewający Zając” teraźniejszość

Elf uciekał, jednak nie było sensu rzucać się za nim w pogoń. Po pierwsze, Aldric chciał załatwić sprawę więźnia do końca. Został zatrzymany przez strażnika, nie zabity, więc Lutzen chciał niejako uszanować decyzję martwego stróża pozostawiając go przy życiu. Dlatego też starał się uspokoić wierzchowca, aby ostrożny, niemalże obojętny łowca mógł skuć więźnia i wsadzić go na powrót za kratki. Po drugie zaś, elf znacznie przewyższał go kunsztem fechtunku. Walka jeden na jednego nie skończyłaby się dobrze dla Eryka, a nie mógł tu liczyć na niczyją pomoc - Morryta był ranny, tak jak jeden z leśniczych, łowca oszczędny w działaniu, a reszta nie nadawała się do walki. Prawie cały potencjał obronny zajazdu został przez elfa rozbity, i to przy minimalnych stratach własnych.

Gdy tylko rumak uspokoił się i dał zaciągnąć dwa metry od wierzgającego w błocie uciekiniera, Aldric bez słowa ruszył do stajni, w której przecież ktoś szarpał się z więźniem. Ten nie był uzbrojony, była więc szansa, że ktokolwiek tam jest, nie został poważnie ranny. Tu na szczęście Bauer się nie pomylił - stajenny, choć nadal nieco otumaniony, zachował przytomność. Miał rozbitą głowę, jednak nie była to groźna rana. Niemrawo reagował na słowa Lutzena, który sprawdzał, czy mężczyzna nie doznał żadnych innych obrażeń.

Były nowicjusz miał nadzieję, że elf po prostu uciekł i sytuacja się uspokoi, jednak nagłe nawoływania Detlefa do schowania się w karczmie zwiastowały rychłe niebezpieczeństwo. Lutzen, nie zastanawiając się długo, zaciągnął stajennego do pustego boksu i nakazał mu milczeć. Wyraźne mrugnięcie wziął za zgodę. Nie było sensu biec teraz do karczmy. Nie mógł zostawić tu młodego stajennego, a zagrożenie najpewniej zbliżało się do bram zajazdu. Nawet, gdyby razem doczłapali się do karzmy, byliby na widoku atakujących. Podszedł więc do wrót stajni i wyjrzał ostrożnie na podwórze. Więzień powoli gramolił się na nogi, jednak nikogo innego przy nim nie było, zaś zza bramy dało się słyszeć kobiecy krzyk, urwany w kulminacyjnym punkcie. Bauer zadrżał na ten dźwięk, jednak nie mógł nic zrobić. Biegając na oślep nic by nie zdziałał. Poza tym, kim była krzycząca niewiasta? Może to podstęp? Bo co by robiła którakolwiek z kobiet z karczmy poza palisadą?

- Aldric, jesteś tam?! Elf strzela z łuku! Albo się schowaj albo wracaj biegiem do karczmy!
- To krzyk Detlefa, przez uchylone drzwi lub okiennicę, dotarł wystarczająco wyraźny do Lutzena. Z jednej strony to dobrze, bo wbrew obawom Sigmaryty żadne nowe siły nie nacierały na zajazd. Ale gdy ciągle obserwował więźnia, jego zachowanie budziło niepokój. Wydawał się być zdezorientowany, niepewny czy chce iść za bramę zajazdu. Tak, jakby nie znał elfa i nie wiedział, czego ma się spodziewać po tajemniczym oswobodzicielu. Coś się tu nie zgadzało. Zarówno to zachowanie złoczyńcy, jak i postawa elfa podczas walki z nimi. Wyraźnie oddawał im pole i powstrzymywał się od szybkiego skończenia pojedynku. No i już tu był, kiedy przyjechali, kilka kwadransów przez Strażnikami Dróg. kim był ten więzień? Co tu się działo?!
- Jestem - krzyknął krótko Aldric, coby Morryta z niepokoju nie wyszedł z karczmy i nie dał się ustrzelić. Słysząc go, bandyta obróci twarz w stronę stajni, a potem, nie niepokojony przez nikogo, pobiegł ku bramie.

Szkoda było sił na niego. Bauer miał ważniejszą misję do wypełnienia. Taką, która mogła doprowadzić go z powrotem na drogę w służbie Sigmara. Zamierzał przeczekać kwadrans, albo i dłużej, dopóki nie uzna, że niebezpieczeństwo minęło.

Alaron Elessedil 06-02-2016 23:08

Arno siedział w szatni słysząc odgłosy nadciągającego tłumu. Nie pomagało to. Nigdy jeszcze nie walczył na pięści poza treningami. Myślał tylko o tym, by zacząć już walkę.

Nagle zobaczył Alexa wchodzącego do pomieszczenia. Hammerfist spojrzał zdziwiony na towarzysza. Ten wpadł wyłącznie na chwilę, by uprzedzić Grimma o silnym uderzeniu z lewego prostego oraz odsłanianiu się przy uderzeniu hakiem.
Guss już go o tym przestrzegł, ale i tak dobrze było zobaczyć Ohlendorfa.

Jednak Arno był tak przejęty nadchodzącą walką, że zapomniał całkowicie o prośbie postawienia na niego. Zapomniał też w jakim celu tutaj się znajduje. Słuchał tylko kolejności występów.

Pierwszy będzie walczył Toni Mordini, tileańczyk ze Szklaną Szczęką. Druga walka to Josef Frasenburg i Klaudiusz Gwoździk. Dopiero w trzeciej walce wystąpi on w starciu z Gołotem. Ostatnia walka to Cudo z Drago "Norsem" Illievem.

Pierwsza walka była zacięta, lecz Toni musiał ustąpić przed Minterem. Druga walka nie była niespodzianką. Niepokonany od dziewięciu wieczorów Frasenburg zdominował Gwoździka.

Nadchodziła trzecia walka. Arno wstał i ruszył w kierunku areny.




Po pierwszej walce przypomniał sobie po co znajdował się tam, gdzie stał. Natychmiast podszedł do przegranych, lecz o dziwo tylko z Marvelem udało mu się porozmawiać.

Dowiedział się, że Tod Gołot zamówił dyliżans na bardzo długa podróż. Bardzo długa podróż musiała oznaczać bardzo duży wydatek.
Z kolei Kasper Carstain ma całkiem spory dług wobec kogoś. Drago "Nors" Illiev z kolei jest pewien, że wygra wszystko, co jest do wygrania.

Nagle do szatni wszedł jakiś robotnik i szepnął coś Gołotowi.

Khazad rozejrzał się za El Flaco. Jeśli gdzieś jest w pobliżu, poprosi go o znalezienie Kaspara Heinera i przekazanie mu zdobytych informacji oraz tego, że u niego aktualnie czysto.

Icarius 07-02-2016 20:36

Gdy przyszła kolej na walki Alex zdecydował się obstawiać. Po prawdzie nie miał pojęcia czy Arno będzie dobrym zawodnikiem czy nie. Wiedział jedynie, że krasnolud bić się umie i jest uparty. Co może spowodować niespodziankę w pierwszym jego pojedynku, gdy przeciwnicy niemal nic o nim wiedzieć nie będą.
Była to ryzykowna teza... tym bardziej, że przeciwnikiem Arno był Gołot. Zawodnik stający naprzeciw Arno w zeszłym tygodniu przegrał w pierwszej walce. Z samym Mistrzem areny... co nie mówiło o nim za wiele. Alex wiedział jednak, że dorobić się musi. I postanowił zaryzykować. Postawił 12 koron, maksymalną stawkę. Była to spora część jego "majątku". Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana... czy jakiegoś innego bretońskiego wina. Gdzieś tak słyszał w każdym razie.... Potem skupił się już na pracy, po dłuższej chwili wymienili się spostrzeżeniami.

Wielu gości było żywo zainteresowanymi tym, jak pójdzie dla Dietera Minera. Ostre na niego szły zakłady i wcale nie pojedynczych osób, taka tendencja. Alex nie za bardzo widział w tym coś podejrzanego. Szklana Szczęka w zeszłym tygodniu niespodziewanie wygrał. Co w połączeniu z korzystnym kursem zakładów na niego powodowało zainteresowanie. Kolejna informacją było Ekbert Koninger zwyczajny rolnik wygrał sporo kasy w zeszłym tygodniu! Alex zostawił go Bertowi. Nie wyobrażał sobie by szlachcic był w stanie rozmawiać z chłopem nie wzbudzając przy tym naturalnych podejrzeń. Zauważyli też, że sporo nielegalnego obstawiania sekretnie przewijało się między gośćmi. Podobną rzecz widział Ohlendorf tydzień wcześniej. Dziwiło go, że właściciel nic z tym nie robił. Skoro oni to widzieli jakieś jego czujki w lokalu też powinny. Sprawa śmierdziała. Jakby nie interesowało go to właściwie.... Grupa robotników, nieco nieśmiało na zmianę, co raz stawiała zakłady u bukmachera. Tych Alex również zostawił przyjaciołom. W dużej grupie łatwo znaleźć kogoś kto puści farbę. Więc fikserzy z nich raczej żadni a i łatwiejsi do sprawdzenia.

Swoje kroki szlachcic skierował do halfling na tyłach tłumu. Który robił jakieś zapiski na pergaminie. Co prawda nie był to dla niego jakiś wybitny podejrzany. Jednak w zasadzie jedyny.... Patrząc na to jak eliminował lub zostawiał przyjaciołom do sprawdzenia pozostałych. Ohlendorf miał gadane i liczył, że może coś wyniucha. Jakieś przydatne informacje. W pierwszej kolejności dyskretnie wykorzystując przewagę wzrostu chciał rzucić okiem co tam niziołek pisze. Niestety malec zaczął rulon zwijać. Alex podszedł zatem do niego i zwyczajnie nawiązał rozmowę.
- Niziołek wielbiciel walk. Rzadko spotykany widok- powiedział uśmiechnięty i przyjaznym tonem.
- A bo co? - halfling dokończył zwijanie pergaminu w rulon. - Nie można? - zadarł nosa buńczucznie, ale chyba był lekko zaskoczony lub zlękniony.
-Można- zaśmiał się szlachcic. - Sam lubię popatrzeć, czasem coś postawić. To niecodzienny widok, dlatego zdecydowałem zamieć kilka słów. O ile ci to nie przeszkadza. Jestem Alex Ohlendorf -wyciągnął rękę by się przywitać i rozładować atmosferę.
- Bodo Shortwick. - podał dłoń.
- Pierwszy raz czy stały bywalec? Ja odkryłem to miejsce w zeszłym tygodniu. Nawet udało mi się wygrać kilka monet. -powiedział zadowolonym tonem. Liczył, że uda mu się wciągnąć nizołka w rozmowę.
- Czasem zaglądam. - odrzekł wymijająco.
- I jak wrażenia? -sam ciągle spoglądał na ring. Wręcz w ramach pokazowej ekscytacji - Dziś walczy mój krasnoludzki ochroniarz, trzecia walka pseudonim Skała. -wyjaśnił.
-Osobiście nie lubię przemocy, ale popatrzeć to i owszem. - odrzekł. - A pana zawodnik doświadczony jest? Nie słyszałem o Skale nic. - zmarszczył czoła w zamyśleniu.
-Krasnoludy z reguły biją się nieźle. Skała to dobry zawodnik. Nie wiem jednak jak wypadnie na tle reszty. Za mało ich widziałem w akcji. Ten Gołot przegrał z mistrzem w zeszłym tygodniu, więc jest wielką niewiadomą dla mnie. Postawiłem jednak sporo złota na Skałę. Ma dobry kurs, nikt nic o nim nie wie. Liczę, że wygra.- nie dodał psim swędem. Wierzył w Arno.
- Jego przeciwnik ma cholernie mocny lewy prosty, ale odsłania się zbierając do haka. - wtrącił Bodo. - A Skała z czego słynie? W czym jest dobry?
- Jest twardym skurczybykiem. Stąd pseudonim Skała, może przyjąć na gębę cholernie mocne ciosy. Miejmy nadzieję, że Młot go nie rozbije. -uśmiechnął się - Dziś postawiłem z sentymentu ale szkoda by było tych 12 koron. Pan widzę co nieco się orientuje, spisuje pan to?-wskazał głową na rulon- Stawia pan, choćby i amatorsko?
- Owszem.
- Zaraz wracam- rzekł Alex gdy wpadł na pomysł by podzielić się z Arno spostrzeżeniami o przeciwniku. Przy okazji uznał, że jego pojawienie się w szatni wzbudzi zainteresowanie. Jawnie pokaże, że jest powiązany z którymś zawodników. Gdyby ktoś chciał złożyć Arno jakąś szemraną propozycję... Mógłby mieć obawy o reakcję, znając krasnoludzki charakter i honor. Co innego on, rozrywkowy szlachcic obstawiający i świetnie się bawiący. Powiązany z bokserem... Miał też obawę czy czasem ktoś jego nie będzie podejrzewał o szwindle. Jednak obalił tę myśl szybko. Szlachcic przekręt wyręczyłby się jako kurierem kimś podstawionym. To wiedziałoby nawet dziecko.

- O proszę patrzyć moja walka- powiedział Alex gdy wrócił do niziołka. I faktycznie rozpoczęła się walka Skały.- Cóż tak jak mówiłem przyjmować ciosy to on potrafi.- powiedział gdy Gołot okładał Arno bez litości. Gdy ten odciął się w końcu skutecznie. Alex zaczął się uśmiechać. Ten uśmiech nie schodził z jego twarzy aż do końca walki. Gdy Gołot w końcu padł, nie będąc w stanie wytrzymać ciosów Arno.
-No i poszło zgodnie przewidywaniami. Stawiał pan na Skałę zgodnie z sugestią?- podpytał niziołka wszak na moment oddalił się od niego. Niby po piwo ale w międzyczasie rozmawiał z Arno.
- Zgodnie z przewidywaniami, proszę pana, to Skała powinien przegrać. Miał słabe notowania. - odrzekł Bodo. - Nie obstawiałem tej walki.
- Notowania nim zobaczy się go na żywo to efekt kalkulacji bukmachera. W pierwszych walkach najczęściej dochodzi do niespodzianek. Ryzyko było ale jak widać się opłaciło. Mam nadzieję, jeszcze nie raz z panem porozmawiać. Moja obecność odstraszy natrętów- wyobrażał sobie, że niektórzy mogli patrzeć krzywo na obecność niziołka w jaskini prawdziwych mężczyzn - a pana spostrzeżenia mogą się przydać takiemu hazardziście jak ja. -uśmiechnął się na odchodne.

Odebrał wygraną z zakładu i zaraz doszedł do niego Kasper z informacjami od Arno. Były one niepokojące. Po spostrzeżeniach, własnych obserwacjach odartych z sentymentu do przyjaciela walka wyglądała podejrzanie. Istniała spora szansa, że Gołot się podłożył. Wskazywał również na niego jego pilny wyjazd.
Alex przemówił do towarzyszy
-Mortiz niech się tu rozejrzy. Wypyta robotników i może znajdzie tego rolnika. Trzeba sprawdzić te tropy. Gorące kartofle mamy dwa. Pierwszy to Gołot, jak odjedzie ślad zniknie. Wypytałbym go nawet na ostro, co on tam knuje. Dziwnie szybko się zawija. Druga moja obawa wiąże się z naszym zleceniodawcom. Za dużo rzeczy się nie układa. Przymyka oko na zakłady na boku. Wynajmuje pierwszych lepszych ludzi do roboty od której zależy jego tyłek. Pytałem co nieco na mieście. Ten lokal to Barzinich, nie wiem czy bezpośrednio czy tylko się nim "opiekują"... siedzą tu jednak mocno. Dochodzi jeszcze to przeczucie Mortize, że coś kręcił. Teraz jeszcze fakt, że może mieć u kogoś duże długi. Nie wiem czy facet czegoś nie kręci czy nie spróbuje zwalić czegoś na nas. Ewentualnie czy nie liczy, że zawalimy robotę. Pomyślcie o tym panowie potem się naradzimy. Tymczasem Gołot, Kasper pójdziesz zemną? Pomoc się przyda jakby się stawiał.
Kasper po chwili namysłu rzekł
- Rękoczyny to ostateczność, za dużo świadków. Lepiej go przekupić.
Alexa nosiło więc myśl o walce w sposób naturalny się w nim obudziło.
- Masz rację najpierw pogadamy z nim. Nic nam nie szkodzi. Kilka monet może rozwiąże mu język. Trzeba obserwować go od wyjścia z szatni. Zaczepić w jakimś zaułku. Żeby mieć różne opcje. -zakończył szlachcic po czym ruszyli do zadania.

Lechu 07-02-2016 22:38

Grimm miał walczyć w trzeciej rundzie nielegalnych starć. Kiedy tylko krasnolud pojawił się w piwnicy Moritz odszukał jego zdenerwowany wzrok i starał się uspokoić. Wagner przez kilka ostatnich dni starał się dodać otuchy brodaczowi, który - mimo iż walczył wielokrotnie - zdaje się tego potrzebował. Bynajmniej takie było odczucie czeladnika. Co więcej takie zachowanie było naturalne, a zatem każdy nieproszony widz nie miał szans przejrzeć fortelu z góry zaplanowanego przez śledczych.

Mimo iż Kaspar i Alex uwijali się przy śledztwie sporo ich uwagi przyciągało obstawianie, na które każdy z nich wydał nieco złota. Szczególnie Ohlendorf, który postawił na swojego faworyta tyle ile się tylko dało. Moritz nie wątpił w umiejętności Skały, ale wolał poświęcić całą swą uwagę zawodnikom, obstawiającym i obsłudze. Nic nie mogło mu umknąć, a zatem nie potrzebował ani trunków ani hazardu, które rozpraszały jak mało co.

W trakcie przedstawiania nowych i starych zawodników przez Carstaina były gawędziarz starał się grać swoją rolę jak tylko dobrze się dało. Do tej pory jego obserwacje były całkiem udane. Chłopak wiedział, że tłum najżywiej interesował się osobą Dietera Minera, na którego szło najwięcej zakładów. W zeszłym tygodniu całkiem sporo złota wygrał rolnik Ekbert Koninger. Moritz chciał się dowiedzieć na kogo ten obstawiał, ale kiedy osoby trzecie nie miały pojęcia sam osobiście nie chciał zagadywać rolnika. Nie mógł mu poświęcać zbyt wiele uwagi ani w dzień walk ani wcześniej.

Nie było wielką tajemnicą, że bardzo wiele bywalcy obstawiali między sobą omijając system gospodarza. Mimo iż Moritz nie miał z kim wejść w takie zakłady to wiedział to doskonale i nie wątpił, że tryby maszyny Kaspara przez to nieznacznie zwalniały. Do bukmachera na zmianę ustawiała się często grupa robotników, w których obstawianiu nie było nic przewidywalnego. Goście najwyraźniej starali się dobrze bawić obstawiając dokładnie na wszystkich.

Ekipa śledczych wspólnie odkryła, że na tyłach tłumu jakiś halfling spisywał coś na pergaminie. Moritz chciał go zagadnąć, ale kiedy zabrał się za to Alex stwierdził, że nie ma co robić wokół malca zbędnego tłumu. Typek mógłby się speszyć albo połapać w sytuacji czego Wagner nie chciał. Poza obserwacją mężczyzna starał się wyglądać naturalnie. Widać było u niego uśmiech, zainteresowanie walkami i podniecenie - szczególnie kiedy Skała zaczął masakrować swojego rywala.


Alex zdobył całkiem ciekawe informacje. Rodzina Barzini nie mogła być byle kmiotami skoro radzili sobie w lokalnym interesie przestępczym od dobrych dwóch lat. Do wachlarza ich możliwości należały prostytucja, paserstwo, zbieranie haraczy i kilka innych ciekawych dziedzin. Mimo iż tileańczycy byli obecnie z dala od domu trzymali się bardzo dobrze, bo nikt nie kojarzył ich imion ani twarzy.

Po walce Skały drużynowy szlachcic poprosił Moritza aby śledził jednego ze zwycięzców. To mogło przynieść jakieś rezultaty szczególnie, że on i Kaspar chcieli udać się za dziwnie śpieszącym się na trakt Gołotem. Moritz nie zastanawiał się zbyt długo. Musiał sprawdzić co u Mistrza, który wygrał ze swoim rywalem dosłownie kilkoma ciosami. Zwycięstwo było na tyle proste, że - mimo iż wyglądało bardzo naturalnie - wzbudziło podejrzenia zawsze czujnego Wagnera...

Campo Viejo 09-02-2016 07:56





Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Talabeclandu
W "Ziewającym Zającu" przy Starej Leśnej Drodze

Eryk cierpliwie nasłuchiwał w cieniu stajni patrząc na dziedziniec karczmy. Cisza zalegała wszędzie. Nieopodal, gdzieś w ciemności lasu, świerszcz odgrywał koncert, tak samo jak w Biberhof. Nie upłynęło dużo czasu, kilka minut ledwie, a ktoś wszedł na podwórze przez bramę i gdy postać weszła w blask bijący od okien, Bauer zobaczył, że to niewiasta. Kobieta wysoko urodzona, którą widział tego wieczoru karczmie.

- Co jest grane? – stajenny zapytał w półmroku konspiracyjnym szeptem.
Stał w otwartych drzwiach końskiej zagrody do boku głowy dociskając dłoń.

Mundek zwany Detlefem w ciągu kilku minut od zabarykadowania karczmy zdążył usłyszeć, jak woźnica na pytanie kolegi po fachu, odrzekł, że jego pracodawczyni jest faktycznie hrabiną i to bardzo bogatą.

- Jestem skończony... – chłop jak dąb, a jęknął ze ściśniętego gardła jak zlęknione dziecko. – Jaśnie pan mnie na śmierć oćwiczy lub końmi każe rwać, jeśli bez Pani Brunhildy wrócę…

- To wszystko wina tego elfa. – karczmarka rzuciła nerwowo. – Widziałam jak wśliznął się z dachu do stajni. O tak mi pokazał. – przytknęła palec do ust w geście zachowania ciszy – A potem…. Yyyyyććććććk! – przeciągnęła palcem po gardle parodiując to, czego rzekomo była świadkiem.

- Kiedy? Taka niedomagająca, tak?1 – obolały karczmarz, czerwony jak rak, poruszył się niespokojnie. – A na sianie co robiła, że żerdzie stodoły na pięterku podglądała, a?! – rzucił zjadliwie.

- Nie denerwuj się i nie mów dużo, bo słabyś! – żona wcisnęła męża w fotel, aż mu grymas bólu na twarzy wykwitł z głośnym stęknięciem i syknięciem.

Do karczmy ktoś zakołatał kilkakrotnie, a zaraz potem przez szybę, do środka zajrzała twarz szlachcianki, na widok której, przejęty woźnica pierwszy rzucił się do drzwi.

- Kurwa, kajdany moje! - zaklął Ernest Schiele wyglądając przez okno.



Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Hochlandu
Hergig "Pod Cycem"

Moritz szedł w dużej odległości za wielką sylwetką Gołota. Nie się znał na cichym skradaniu, a tym bardziej w mieście. Na szczęście śledzony nie oglądał się krocząc dziarsko krętymi uliczkami. Winkel widział jak mężczyzna wszedł do dosyć okazałej rezydencji w dzielnicy tych bardziej zamożnych mieszczan. Po kwadransie wyszedł i skierował kroki ku „Stajni”, zajazdu w sąsiednim dystrykcie. Zastanawiał się jak poszło dla Arno, bo ominęła go dalsza część spektaklu nielegalnych walk „U Cyca”. Młot Sigmara, zaraz po walce z Hammerfistem, opuścił lokal wymuszając tym, to samo na Winkielu.

Walka Skały z Illievem okazała się być bardzo emocjonującym widowiskiem. Ostatecznie Człowiek z północy pokonał kranoluda, lecz nie bez przestawionego nosa, utraty zęba oraz lądowania dwukrotnie na deskach. Drago bił bardzo mocno i precyzyjnie. Arno upadł tylko raz, na długim pojedynku, aby już nie wstać. Nikt nie miał mu tego za złe. Gdy otworzył oczy trener Guss cucił go z uznaniem kiwając głową.

- Będziesz bił tak dalej, to jeszcze tydzień, dwa i zrobię z ciebie miszcza! – promieniał.

Hammerfist szybko doszedł do siebie postawiony na nogi przez felczera i kubek ostrej gorzały. Illiev wiele potrafił i kto wie nie walczył przed chwilą z nowym championem Cyca.

Atmosfera w piwnicy karczmy nie mogła być gorętsza, gdy do wali szykował się Frazerberg z Blondynem. Zanosił się finał na najwyższym poziomie, a tendencje zakładów wśród patronów sugerowały, że tłum jest niemal murem za pretendentem do tronu. Sam Illiev tryskał pewnością siebie mówiąc, że choć Skała przypierdolić potrafił, to czuje się po walce jak po rozgrzewce, solidnie ocucony do sięgnięcia po koronę.

Alex, który kręcił się blisko szatni zawodników, niby czekając na Arno, a w zasadzie czekając faktycznie, zobaczył, że Illiew wyszedł na górę. Do finału była jeszcze godzina, podczas której zawodnicy mieli prawo zaczerpnąć powietrza, czy cokolwiek musieli i chcieli, aby nabrać sił i zregenerować się. Nie było w tym nic dziwnego. Frazenburg zresztą wyszedł również schodami na górę. Tymczasem tłum pijaniejał w oczach, pieniądze płynęły, że księgowy nie nadążał, a Carstain nawet wszedł do ringu ze specjalnym komunikatem.
- Z okazji tak niesamowitego widowiska, walki, o której latami opowiadać będziecie, Cyc znosi limity!

Spotkało się to z wesołą aprobatą tłumu, jakiego podobno dawno nie było. Piwnica i piętro pękały w szwach, bo w oczekiwaniu na finał nikt nie opuszczał karczmy, a wręcz przeciwnie, ochrona wciąż wpuszczała nowych gości. Kaspar wyłowił, znak księgowego, że na Blondyna z Północy kilkunastu patronów postawiło maksymalne stawki, a po wprowadzeniu nieograniczonych stawek, sumy zaczynały być zawrotne. Nie ważne czy kupiec, bogaty mieszczanin czy robotnik, korony sypały się z sakw jakby nie miały dna.



Evil_Maniak 12-02-2016 15:49



Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Talabeclandu
Karczma „Ziewający Zając”

Detlef Luden siedział przy szynkwasie przytrzymując zakrwawiony bandaż wokół głowy. Kucharz doglądał go kątem oka, jakby oceniając swoją robotę, a z jego wyrazu twarzy można było wnioskować, iż nie jest zbytnio zadowolony z efektu. Przed drzwi karczmy wpadła zdenerwowana szlachcianka. Morryta zauważył brak służącej.

- Szykuj powóz! – arystokratka rozkazała woźnicy. - Opuszczamy to okropne miejsce! Właśnie ktoś porwał moją służącą, a wy chłopy chowacie się po kątach zaryglowani!

- Waćpani krzyczała? Co się tam stało? – pytanie padło z ust Aldrica, który wrócił do karczmy. Detlef ucieszył się w duchu i czuł jak spadł mu kamień z serca. Potrzebował teraz wsparcia kogoś kto ma więcej oleju w głowie, niż cała tutejsza tłuszcza razem wzięta.

- Nie wiem co się stało! Moja służka zaginęła. Ktoś musiał ją zabrać! To ona krzyczała! - szlachcianka krzyczała rozeźlona na karczemnych gości. - Jakby ta speluna była oświetlona na trakcie - spojrzała na małżeństwo oberżystów z pogardą - to bym wiedziała!

Coś tknęło Detlefa. Nie lubił stanów wyższych, szczególnie kiedy ich członkowie wywyższali się niepotrzebnie. Nowicjusz rozumiał, iż niektórzy maja więcej szczęścia w życiu i żyją ponad stan, jednak nie znosił kiedy chcieli pokazywać swoją lepszość na każdym kroku. Kiedy szlachcianka wchodziła po schodach w głowie Detlefa zrodził się zjadliwy komentarz.

- Przynajmniej się nie szlajamy po leśnych ostępach, pośród nocy, kiedy elf morduje stróży prawa, a bandyta ucieka z więzienia. Waćpanno - Detlef dorzucił ironiczne, niczym sztylet otulony sarkazmem.

Kobieta zatrzymała się na schodach. Morryta zauważył jak jej gładkie dłonie zwinęły się w pięści, a pierścienie zazgrzytały trąc o siebie. Obróciła się na podobieństwo myszołowa i wbiła ostry jak szpila wzrok w gości.


- Kto to powiedział? – zapytała cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.

Chcąc uniknąć gniewu arystokratki praktycznie każdy z gości przeniósł wzrok na Morryte. Pokazywanie palcem jest podobno niegrzeczne. Co innego wspólne wskazywanie wzrokiem.

- Zapamiętam cię sobie tłuściochu. Jak się nazywasz? - zapytała rozkazująco.

- Na zewnątrz leżą trzy trupy - Detlef wstał trzymając się za bandaż. - Cztery jeżeli liczyć biednego Felixa. Mamy też więźnia na wolności. Twoja wierna służąca została porwana. Krwiożerczy elf dybie na nasze życia. A ty kobieto pragniesz wiedzieć jak mam na imię? Na Sigmara, czyżbyś nie miała ważniejszych rzeczy na głowie? Waćpanno.

Detlef poczuł na swoim ramieniu dłoń. Aldric uśmiechnął się nieznacznie i rozpostarł aurę opanowania.

- Towarzysz mój chciał po prostu zapytać, czemu w ogóle opuściła waćpanna tawernę i wyszła za bramę. W ciemność, jak sama pani powiedziała, bez pochodni czy kaganka choćby – Lutzen tłumaczył spokojnym głosem wpatrując się w szlachciankę w oczekiwaniu na reakcję.

- Jeszcze tego brakowało, żebym miała się przed pospólstwem tłumaczyć… - żachnęła się. - Ale dobrze. Ratować chciałam podopieczną. Dziewczę wystraszyło się mordu, trupów i całkiem zgłupiało w tym chaosie, chcąc uciec jak najdalej stąd - spojrzała na Detlefa z pożałowaniem. - Biedny Morr…

Kiedy szlachcianka zniknęła na piętrze, a bywalcy karczmy usłyszeli donośne trzaśnięcie drzwi jej pokoju Luden przerwał powstałą ciszę.

- Kłamie jak pies. Zaraz po walce z tym przeklętym elfem - Morryta splunął z pogardą - słyszałem jak to ona zaciągnęła służkę poza mury. Dziewczyna się wzbraniała, a ta stara prukwa zawlekła ją ze sobą. Coś chciała oglądać. Jakby tutejsze przedstawienie jej nie wystarczyło.

- Słowo twoje panie, przeciw jej? - szepnął do Morryty dyskretnie stojący najbliżej starszy domokrążca. - Kiedyś szlachcic zabrał mi konia na trakcie, a potem, gdy się upominałem w magistracie, to mu uwierzyli, że to jego koń był, tylko skradziony. A ja go od maleńkości wychowywałem… Piękny był… Pod siodło… Sprzedać chciałem, żeby syna posłać na uczelnię do miasta. Ile musiałem się tłumaczyć, że mi się konie pomyliły, bo inaczej wyszłoby, że skradłem lub kradzionego kupiłem i kłamię...

- Co zrobisz? Nie jesteś w pozycji, żeby się z nią sprzeczać, nikt nas tu nawet nie poprze – Aldric miał racje, a Detlef dokładnie o tym wiedział. Ludzie uparcie trzymali się swoich pozycji społecznych i to one wyznaczały status prawdomówności, w przeciwieństwie do krasnoludów którym wystarczyło słowo honoru. Dziwnym zbiegiem okoliczności przypomniał sobie Arno Hammerfista i jego przywiązanie do słowa mówionego. Z jednej strony teraz cenił sobie tą cechę w krasnoludzie. Gdyby ludzie wierzyliby na słowo honoru świat Imperium mógłby wyglądać zupełnie inaczej. Z pewnością mniej skorumpowanie. Jednak z drugiej strony w tamtej jednej sytuacji, kiedy Edmund dał fałszywe słowo honoru mutantowi, to zwyczajnie wiedział, że mógł sobie na to pozwolić. W walce z Chaosem każdy sposób był dobry, liczyły się efekty, a nie drobne kłamstwo. Morryta szybko porzucił rozmyślania, gdy ranę na głowie przeszedł przeciągły ból.

Kerm 14-02-2016 16:17

Kaspar nie był zawodnikiem, w walkach na ringu udziału nigdy nie brał, ale gdyby parał się tym fachem, to przed najważniejszą walką nie łaziłby nie wiadomo po co i dokąd, tylko by odpoczął, porozmawiał z trenerem, omówił taktykę...
No chyba że omawiać taktykę miał z kimś w kapturze, który to ktoś czekał na niego w bocznej uliczce.
Kaspar umiał poruszać się w lesie, od biedy nawet potrafiłby podejść do jakiegoś zwierzaka na odległość strzału, lecz w mieście, gdzie każdy był widoczny jak na dłoni... Na dodatek trudno było sądzić, by osoby odbywające sekretną rozmowę nie rozglądały się na wszystkie strony.
Kaspar wolał nie ryzykować i postanowił ograniczyć się do obserwowania rozmowy z pewnej, bezpiecznej odległości. Stanął więc w bramie, w cieniu, i znieruchomiał, obserwując tamtą sójkę.

Rozmowa tamtych nie trwała długo, no a Kaspar nie zdołał dostrzec, czy tamci wymienili się tylko informacjami, czy może coś przeszło z ręki do ręki...


Drago nie zabawił w uliczce zbyt długo - w końcu czekała go walka - ale Kaspar nawet nie drgnął. Wiedział, dokąd idzie Illiev, śledzenie go mijało się z celem, za to ciekawiła go osoba chowająca swą twarz w mrokach ulicy i cieniu kaptura na dodatek.
Gdyby istniała szansa dowiedzenia się, kto zacz...
Kaspar spróbował jeszcze bardziej stopić się z cieniem, w którym się znajdował.
I w końcu cierpliwość się opłaciła. Zakapturzona postać w końcu również się ruszyła. I, na dodatek, poszła w stronę 'Cyca'. Tuż przed tym, zanim tamten wszedł do środka, Kaspar miał okazję przekonać się, z kim miał do czynienia.

- Jeden z tamtych robotników rozmawiał z Illievem - przekazał cicho i pospiesznie informację Alexowi. - Ale nie słyszałem, o czym rozmawiali.

Czy 'Drago' mówił, że się podłoży? A może przekazał informację, że dogadał się z aktualnym mistrzem 'Cyca', Frazenbergiem?
Trudno było ocenić.

Icarius 14-02-2016 19:29

Alex dwoił się i troił by śledztwo nie utknęło w martwym punkcie. Nikt z jego towarzyszy nie palił się do podejmowania decyzji. Co zostawiało go trochę samemu sobie. Tak samo jak karczmarz z którego zdaniem szlachcic musiał się liczyć. Według strategów podjęcie jakiś działań, jest lepsze niż nie podjęcie żadnych. Wtedy to wróg, w tym przypadku fikser... przejmuje inicjatywę i wykonuje swój ruch. Działali jednak trochę po omacku. W natłoku plotek ciężko było wyłowił fakty. A im więcej ich było, tym bardziej Alex czuł się skołowany. Za każdym razem gdy jeden z kompanów się pokazywał i dzielił jakimś dodatkowym elementem.... Alex streszczał mu informacje od pozostałych. Krótko i zwięźle, by nie tracić czasu. Jednak tak by każdy wiedział na czym stoją i mógł podrzucić jakiś swój pomysł. Kaspar obserwował "Drago", Mortiz Gołota, Grimm rozpytywał zawodników. Obraz coraz bardziej się komplikował. Robotnicy byli raczej zamieszani w sprawę. Pokazywali się w zbyt wielu zapalnych punktach i dość celnie obstawiali. Gdy karczmarz zniósł limity, Alex zdecydował się na szczerą rozmowę z nim. Domyślał się, że poruszy drażliwy temat. Jednak wolał wiedzieć na czym stoją. Tym bardziej, że w grę wchodziły porachunki przestępcze. Udało mu się porozmawiać z karczmarzem na stronie. Szlachcic powiedział karczmarzowi, że jeśli to co zaraz powie jest błędne przeprasza. Jeśli jednak nie, została ostatnia chwila na działanie. Nie miał pojęcia jak stoją jego finanse i jak bardzo może popłynąć na zniesieniu limitów.

- Doceniam pomysł z “Drago”. Zniesienie limitów dobre zakłady na niego i to większości grających, pozwolą panu odkuć się za fiksera i zapewne uregulować własne zobowiązania. O których w toku śledztwa słyszeliśmy. Jak mniemam wszystko ma pan dogadane, jest tylko jeden problem. Po zakończeniu obstawiania a tóż przed walką Skały z Gołotem, podszedł do niego robotnik. I Gołot moim zdaniem się podłożył. W momencie jednak gdy większość zakładów była wykonana. W tej robotnik z tej samej gupy rozmawiał z Drago… I coś mi się wydaje, że może on powalczyć na poważnie, że to zawodowiec lepszy od Grzmota. Przysłany tu by pana pogrążyć. Bo jeśli Drago nie przegra zgodnie z planem, to rozbije bank. Mamy jeszcze chwilę by temu przeciwdziałać. Chciałbym jednak wiedzieć, co pan sądzi o moim toku myślenia.

- Skoro dochodzisz do wniosku, że ja osobiście walki ustawiam, to żałuję straty czasu zainwestowanego. - Carstain w ryzach powstrzymywał gniew. - gdybyś się pan za szlachectwem nie ukrywał, to rzekłbym, że durny to tok rozumowania, więc zostańmy przy tym, że mi się nie podoba. Limity zniosłem, aby zarobić, lecz bez ustawiania wyników. Jakbyś pan wiedział w swym śledztwie komu winny jestem, to byś dwa razy pomyślał, nim takie wnioski gadał. Jeśli fikser ustawia finał, to go kurwa, na bogów, znajdźcie!

Jedynym durniem według Alexa był karczmarz. Mając na plecach fiksera zdecydował się znieść limity. Śmierdziało coraz bardziej....

- Źle mnie pan rozumie. Nie uważam, że ustawiał pan wcześniejsze walki. Jednak znosząc limity... musi być pan pewien bardzo swego Mistrza lub być po słowie z “Drago”. To naturalny wniosek. Mając na plecach fiksera trzeba mieć jakieś zabezpieczenie finału albo być bardzo odważnym. Szerze mówię co myślę, za otwartość jeśli pana uraża przepraszam. Gdybym miał pana za nieuczciwego, nie pomagałbym bym panu. Byłbym już za to daleko stąd. Chciałem przestrzec jedynie. Chciałbym wiedzieć czy mamy teraz w godzinę do walki pozostałą iść na ostro? Robotnika tego co z Gołotem gadał mogę oskarżyć i o kradzież sakiewki. Ochroniarze wywloką przepytamy. Tylko to fiksera może spłoszyć. Jeśli jednak się śpieszy- wzruszył ramionami- zrobi się. Jeśli mamy czas dłuższy jak do finału obserwować możemy dalej. Pana pieniądze pana decyzja. - zakończył Alex.

Baczy 14-02-2016 21:47


Zajazd „Ziewający Zając” teraźniejszość

- Co jest grane? – stajenny zapytał w półmroku konspiracyjnym szeptem. Stał w otwartych drzwiach końskiej zagrody do boku głowy dociskając dłoń.
- Chodź tu, i obserwuj. Pójdę do bramy sprawdzić, czy jest bezpiecznie, i dam ci znak. Musimy dostać się do karczmy - powiedział Aldric do stajennego. Poczekał, aż ten potwierdzi, i ruszył w stronę bramy z siekierą w dłoni. Nie było sensu opowiadać mu całej historii, szczególnie, że chciał zdążyć za szlachcianką, nim drzwi na powrót zaryglują. Ostrożnie wyjrzał za bramę, lecz ani niczego nie zauważył, głównie przez panujące ciemności, ani nie usłyszał. Machnął na stajennego i podbiegł do drzwi karczmy.

Niemalże w progu minął się z łowcą, który posłał Aldricowi nieprzyjemne, lodowate spojrzenie. Lutzen zignorował go, chociaż zaczynał mieć poważne obawy odnośnie Ernesta. Jasne, zdarzają się ludzie, którzy po prostu kogoś nie lubią, ale Imre uczył go, żeby nie zrażać do siebie ludzi, w końcu nigdy nie wiesz, kiedy będziesz czegoś od nich potrzebował. Naturalnym więc było, że umysł Eryka zaczął szeptać ostrzeżenia. Musi się domyślać, musi czuć, że podają się za kogoś innego. To nie brak sympatii, to podejrzliwość. Dlatego nie interweniował podczas walki, ale śpieszno mu było, aby wszystko widzieć. Liczył, że się czymś zdradzą, ukażą umiejętności, których próżno szukać u przeciętnego wędrowcy. I pewnie się zawiódł, bo jedyne, co zrobili, to zareagowali. Nosili broń, więc to nic nadzwyczaj dziwnego, że w obliczu niebezpieczeństwa po nią sięgnęli. Zawiódł się, ale zapewne nie zamierzał się poddawać.

Szlachcianka rzecz jasna nie chciała się tłumaczyć, a to co powiedziała, wzbudziło tylko złość w Detlefie. Mówił, że widział jak to ona służkę za bramę prowadzi. Pomijając fakt, że nie miał powodu nie wierzyć Edmundowi, to i wyjaśnienie szlachcianki było bardzo mgliste i pozbawione sensu. Zestrachana dziewka prędzej by pobiegła do pokoju niż na zewnątrz, w głuchą noc, kiedy to jeszcze obok zwłok, których tak się ponoć bała, musiałaby przejść. Ale nie było jak zatrzymać szlachcianki, nikt nie zamierzał wychodzić poza szereg. Aldric również.

Pomógł Morrycie ochłonąć i zwrócił się do obecnych w karczmie.
- Proponuję zamknąć bramę po wyjeździe szlachcianki i zabarykadować się w karczmie do rana, dla bezpieczeństwa. W ciemności długouche mają przewagę - wyjaśnił, patrząc po zmęczonych i wystraszonych twarzach.
- Dobrze mówi. - Ktoś przytaknął.
- A co gdy ogień podłożą? - wtrącił stajenny. - Trzeba też zaryglować powozownię, stajnię i zawrzeć wszystkie ich okiennice.
- Nie martwmy się na zapas - Detlef próbował uspokoić nieco gości. - Słyszałem, że elfy brzydzą się ogniem, jako niby to jest zbyt krasnoludzkie i nieokrzesane.
- Ano, mądrze gadasz, pozamykamy wszystko - odezwał się Aldric do stajennego, poklepując go po ramieniu. Może i Detlef miał rację, jednak nie było co ryzykować. Chwila, dwie, i stajnia będzie zamknięta, wysiłek żaden, a umysły ludzi spokojniejsze. - Jak tylko hrabianka odjedzie. Tylko będę potrzebował pomocy- zaznaczył, wodząc wzrokiem po obecnych.
- Jasna sprawa - stajenny zgłosił się na ochotnika. Czy to dobre serce, poczucie obowiązku w stosunku do zajazdu, czy wdzięczność do brodatego przyjezdnego, Lutzen był mu wdzięczny. Po części dlatego, że inaczej musiałby zadbać o wszytko samemu, nie ośmieliłby się wskazać kogoś konkretnego i kazać mu wychodzić na zewnątrz, a po drugie, niby dlaczego ktoś miałby się go posłuchać?

Chwilę trwało przygotowanie wozu i pakowanie bagaży, jednak w końcu powóz szlachcianki opuścił zajazd, a wrota zamknęły się zaraz za nim. Zostawiła po sobie tylko kilka monet na szynkwasie, pewnie więcej niż się należało, i duży znak zapytania w umyśle Aldrica. Nie chciał angażować się otwarcie w okropieństwa dzisiejszej nocy, jednak nie mógł tak po prostu odpuścić sobie myślenia o nich. Starał się zrozumieć, była to odpowiednia gimnastyka dla rozleniwionego po trzyletnim uwięzieniu umysłu, chociaż póki co mozaika poskładana ze strzępków informacji nie miała żadnego konkretnego kształtu.

W międzyczasie łowca wrócił z kajdanami, Detlef zaczął zajmować się zwłokami, a ludzie się uspokoili. Czwórka mnichów i jeden z bywalców poszli nawet spać. Aldric zastanawiał się przez chwilę, czy nie pójść w ich ślady, ale reszta obecnych zaczęła plotkować, za temat obierając również ostatnie nieszczęścia. Pośród takich zdań: "- Ojciec mawiał kiedyś o drzewie, które miast liści złote monety miało, azali on troszku w głowę kopnięty był przez konia, bo i wierzył, że Karl Franz to gryf…" "- Kim są ci mnisi w czarownych szatach? Jakieś dziwolągi czy cuś…?" Lutzen usłyszał też inne. Takie, przez które postanowił nie iść jeszcze na spoczynek.

- Kim było tych dwóch brodaczy w skórach? Tak gadali skrycie, może to też byli strażnicy dróg, ino w przebraniu? - Młody domokrążca zapytał woźnicę.
- Nie wiem, ale to chyba zwierzoludy napadły na tych strażników, że tacy poharatani byli. A teraz patrz… Elf - splunął do spluwaczki - chędożony, dokończył robotę…
- Może należeć do druidzkiego stowarzyszenia, ponoć jedno w okolicznych lasach się zaszyło, tak słyszałem po drodze tutaj
- dołączył się zmęczony, ale jednak czujący nieodpartą pokusę rozmowy, Aldric. - Ci traperzy, czy myśliwi, czy strażnicy, mogli zrobić coś, co się druidom nie spodobało. I wysłali na nich swoje sługi. Najpierw zwierzęta, a jak te nie podołały, wysłały elfa. Ten, którego przyprowadzili skutego - Aldric jeszcze bardziej nachylił się do mężczyzn i ściszył głos do ledwo słyszalnego szeptu - mógł być na ich usługach. Druidzi mają szpiegów w miastach - wytłumaczył, potakując swoim własnym słowom.
- Starej wiary kapłani powiadasz? - Woźnica zbladł. - Nie dziwota, że tylu Sigmarytów głosi zakaz wyznawania tych bóstw. Żeby tak ludzi zabijać? - Kręcił głową z oburzeniem. - Felix coś o jakimś drzewie pierdolił jak potłuczony, świeć Morrze nad jego duszą - dodał łagodniej.
- Może to i powód… Jakieś ich święte drzewo, o którym nikt spoza ich kręgu nie powinien wiedzieć… - Lutzen jakby nagle się ożywił. - Widzieliście, jak go ułożyli po śmierci? Właśnie w drzewa kształt, a wokół dziwne liście leżały… - Rozdziawił oczy, szczerze zdumiony, że rozmowa rzuciła światło na sprawę, którą już wcześniej zdecydował się odpuścić. - Pany, lepiej o tym drzewie nic nie gadajcie, bo jak tylko ich uszy usłyszą, to pomyślą, że coś więcej wiecie. Feliks za dużo gadał, i go znaleźli… - Aldric po raz kolejny spojrzał rozmówcom w oczy. - Ale spokojnie, teraz powinniśmy być bezpieczni. Tylko uważać, co się mówi o drzewach… Ja się udam na spoczynek, jakby co się działo, krzyczcie po mnie, razem sobie poradzimy - zakończył przyjacielsko, po czym odszedł od stołu.

Kroki swe skierował do karczmarza. Ten słuchał akurat wywodu kucharza.
- Pijaczyna był to, lecz szkoda chłopa. No i skłonny był do pijackich urojeń. - Machnął ręką, a potem westchnął. - No i winien był mi dwa szylingi... - Karczmarz pokiwał głową, rozumiejąc ból pracownika, albo przytakując nadal pierwszemu zdaniu. Korzystając z chwilowej ciszy, Lutzen zwrócił się do właściciela.
- Karczmarzu, elf wynajmował pokój? - spytał, nie kryjąc zainteresowania.
- Ano tak.
- Był tam kto? Może warto pójść, zajrzeć, czy czego nie zostawił, albo nie zniszczył...
- zasugerował Aldric. Wątpił, żeby długouchy zostawił tam coś znaczącego, ale warto było spróbować. W końcu ktoś natrudził się, aby ułożyć ciało Feliksa właśnie na podobieństwo drzewa, i te dziwne liście... Elf poszedł na górę nim przyszli strażnicy, mógł więc nie wiedzieć o zbiegu i pilnujących go traperach. Ciało zostało znalezione, postanowił więc się ulotnić... Oknem. Zeskoczył, leśnicy go usłyszeli, i nawiązała się walka. A pokój jego był obok pokoju Feliksa, pewnikiem dałoby radę przejść z jednego do drugiego. Tak... Nie można było liczyć na wiele, wszak nawet jeśli to prawda i tak go nie złapią, ale będą mieć przynajmniej pewność, że zabójca wciąż nie znajduje się w karczmie.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:56.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172