Kapłan spojrzał na kobiecinę, rozumiał jej strapienia i smutek. Życie jak widać nie był sprawiedliwe dla ubogich i sprawiedliwych, zawsze dla takich brakowało chleba. Widząc że łowczy daję jej ostatnią swych koron Johann pokiwał zadowolony głową, może to nie wielki gest ale wiele znaczący dla taj biednej kobiety. Po tym kapłan też wysupłał z swej sakiewki złotą monetę i podał kobiecie. -Nie martwcie się Matko wszystko będzie dobrze, jeśli byście czego potrzebowali to wiecie gdzie mnie szukać, popytam się też czy Kapłanki Miłosiernej Shalayi pomóc jakoś nie mogą Matce w biedzie. Johann przytaknął też na słowa myśliwego o Herr Bernerze lepiej było by nikt nie dowiedział się o jego zabójstwie. |
Hans pokiwał lekko potakująco głową po czym powiedział do kapłana. - Powinniśmy wziąć co zdaliśmy i udać się szukać gościa świętej pamięci kupca. Może to ten którego szukamy. Spojrzał raz jeszcze na babinkę. Życie nigdy nie było sprawiedliwe, ale miał nadzieję, że te dwie marki które od nich dostała pozwolą jej przetrwać najgorsze do czasu, aż jej życie na nowo się ustatkuje. Oby panienka Shallya miała ją i jej wnuki w opiece. Niestety, ponad to co już uczynił nie miał jak jej pomóc. |
- Och, nie, to o wiele za dużo! - spojrzała zakłopotana na spoczywające w jej dłoni drogocenne monety. - Ja nie wiem, czy tak mogę, czy wypada tak dużo przyjmować, wszak ja nic... Pozwólcie przynajmniej, że wasze ubrania oporządzę. Widzę, że i odziewek drugiego pana po długiej sfatygowany podróży. Na wieczór wam świeże i zaszyte przyniosę. A teraz przywdziać możecie coś po biednym panie Bernerze, niech mu Kruczy Ojciec drogę ku zaświatom umili, pewnikiem nie miałby nic przeciwko wsparciu szlachetnych mężów, co przecie jego oprawców ścigają. Jakbyście jeszcze mojej ręki przy czymś potrzebowali to rzeknijcie ino. - Można tam ciszej?! - wciął się znowu zestresowany Rudi, który ciągle skreślał i kreślił coś gniewnie w sporządzanym raporcie. W końcu wyruszyli pod wskazany im przez list i zeznania babinki adres. Dała im też klucz, chętnie wspierając ich w śledztwie. Posiadłość z zewnątrz była co prawda duża, ale nie rzucała się jakoś specjalnie w oczy, parę pobliskich kupieckich domów było znacznie bardziej efektownych. Za to już po przekroczeniu progu widać było wysoki poziom gustownego wykończenia. Same meble, dywany i ozdoby we wnętrzu warte były pewnie koło tysiąca koron. Na stoliku zaraz przy wejściu zauważyli liścik i stojącą obok niego pękatą sakiewkę. Cytat:
Przy biurku w gabinecie znaleźli też pomięty list rzucony niedbale na podłogę. Leżał tam w towarzystwie wielu opróżnionych butelek po winie i czegoś co chyba była obgryzioną kością po kurczaku. Cytat:
|
Hans milczał czytając listy. Widać sprawa była bardziej grobowa niż przypuszczał, a to co znalazła von Fabe mogło być iście prawdą. Pozostawała jeszcze kwestia sakiewki i samej tajemniczej korespondencji która spoczywała w jego plecaku. Oddał więc oba listy kapłanowi do przejrzenia. - Nie wiem jak Ciebie wielebny, ale korci mnie by zapoznać się z tym co nasza goniec niosła... - powiedział cicho - ...a pieniądze raczej już się nie przydadzą denatowi. Choć jeśli to gotówka dla Lorelin to lepiej się dowiedzieć niż zajmiemy się podziałem. Gunther i Kieska nie pomagają, więc im się nie należy. Jak myślisz? |
Johann pokiwał głową na słowa Hansa, miał rację von Fabe mogła na trefić na coś interesującego, a zarazem coś bardzo wartościowego w czasie swych poszukiwań - tak że zainteresowali się tym bandyci. Jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze i bogactwo, a tak na razie prezentowała się sprawa morderstwa Herr Bernera. Kapłan zwrócił się do łowczego. -Warto sprawdzić wiadomość od Wittenberga, przynajmniej dowiemy się co jest tak cennego że niektórzy gotowi są dokonać każdej zbrodni. A co do pieniędzy wystarczy podzielić je na trzy części będzie to sprawiedliwe i wynagrodzi to nam jakoś naszą pracę i poniesione rany, a nieboszczykowi i tak na nic zdadzą te monety. A jego rodzina jak widać i tak dostanie spory majątek po nim - oczywiście jeśli Her Berner miał rodzinę. Johann schował też obydwa list za pazuchę, biorąc je z biurka. |
Łowczy pokiwał głową i sięgnął do swojego plecaka wyjmując z niego tubus. Ostatni element układanki jaką była zbrodnia na herr Berner'ze. - Ty pierwszy, czy ja? - zapytał trzymając tajemniczą zawartość w geście podania go wielebnemu - To ostatni element układanki. Jesteśmy tu sami, więc nikt nas nie przyuważy, a może dowiemy się czegoś cennego co pomoże w naszym śledztwie. |
Kapłan skiną głową i powiedział do łowczego. -Możesz otworzyć nie ma co zwlekać, im szybciej ułożymy całą tą układankę tym lepiej. |
Łowczy chwilę się przyglądał tubusowi i dopiero teraz zauważył, że nie było na nim pieczęci. Ktoś musiał majstrować prze zawartości przed nimi. Czyżby Lorelin czując oddech śmierci na karku zdecydowała się wejrzeć w głąb tajemnicy? - Nie ma pieczęci. - powiedział otwierając szczelny pojemnik by zapoznać się z jego zawartością, a kiedy to uczni, wręczyć ją swojemu towarzyszowi. Nadeszła pora poznać prawdę i być może dorobić się w przyszłości nie małych pieniędzy. |
I wtedy usłyszeli jakiś dźwięk na tyłach domu przy drzwiach dla służby prowadzących do kuchni. Rozbrzmiały stłumione głosy, chyba około trzech mężczyzn. - Myślicie, że to tu? Nie wygląda na... - Cicho, bo łeb przetrącę! Cisza i stłumiony brzdęk. - Kerner mówił, że znalazł ten adres wśród papierzysk, co żeśmy je wcześniej zgarnęli, podatki za tę chałupę płacił, psi syn. Nie wiem jakim cudem znalazł to tak szybko wśród tej kupy bazgrołów. - Och, psia jego mać, jak się te drzwi... Znowu brzdęk. - Dobra, przestań pieprzyć, wchodzimy. Pamiętajcie, Wittbergen ma przeżyć, tak by mógł gadać. I znowu wszystkie papierzyska zgarniamy. Możliwe, że kupczyna jakąś świtę ma ze sobą, więc naszykujcie żelazo. |
Hans już miał wyciągać zwój kiedy rozległy się głosy. Szybko zamknął tubę, przewiesił przez ramię i dał znać gestem kapłanowi by być cicho i się ulotnić głównym wejściem. Chwycił jeszcze sakiewkę i nim głosy ucichły już był w drodze do wyjścia. Nie trzeba było geniuszu by odgadnąć kim byli "goście". Grunt palił się im pod nogami. Trzeba było uciekać i wiedział to dobrze. Czas naglił, a zbóje byli na ich ogonie. Szczęśliwie dom nie był mały i była szansa, że ujdą z życiem i wyjdą poza dom nim bandyci wejdą do pomieszczenia które zajmowali. Łowczy wiedział, że w otwartej potyczce polegliby, więc nie było co kusić losu. Po prostu, trzeba było ratować skórę. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:45. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0