Hans siedział w siodle bez słowa pogrążony w własnych myślach i do tego blady jak ściana. Co jeśli wkraczali na przekór zamierzeniom boskich? Jeśli tak, to jaka była kara wtrącać się w boży osąd? W końcu widział tego kruka, a kruk... z Morr'em lepiej nie zadzierać, prawda? |
- I rzucić mi wszystkie ostre narzędzia! - poparł Gunthera Hans Apfel - Nie będzie tu mordowania własności jaśnie pana. Stać Cię kobieto na główszczyznę? Na początek grzywna po szylingu od łebka za awanturnictwo. Od ciebie babo dwa, boś użyciem groźnego narzędzia groziła. |
Kapłan popatrzył pytającym wzrokiem na Łowczego, po chwili jednak uświadomiło o czym on mówi. Najwyraźniej myśliwy miał wizje lub odczytywał jakieś znaki, co dziwne nie było w końcu skoro o Panu Wróżby była mowa. -Morr nigdy nie chce niczyjej śmierci, to było by bluźnierstwo i oddawanie czci plugawym bogom morderstw i rozlewu krwi. Nie, morderstwo jest tym czym Morr brzydzi się najbardziej, a zważyć trzeba że żoną jego jest Verena ta co miłuje sprawiedliwość. Znaki znakami, nie nam rozczytywać wolę boską - jak dojedziemy do najbliższej osady czy mieściny do świątyni Pana Śmierci się udacie i tam o znakach porozmawiacie. Słysząc słowa Jabłkowego pokiwał głową, główszczyzna się należała a i on stosownym słowem zamierzał upomnieć. -Dobrze prawicie Herr Apfel, kara musi być gdyby to w mieście jakowym był prócz monety kobieto dałybyście jeszcze plecy pod pręgierz co by miejski pachołek rózgami skórę wygarbował. Ale żeby sprawiedliwości było zadość, mówcie jakie problemy macie - jam kapłan Vereny więc spory i kłótnie sądzić mi jest według prawa i sprawiedliwości. Jeśli skargę na męża wnieść chcecie jaką to mówcie. |
Słowa strażników rzucone w stronę chaty przed którą podjechali i w której rozgrywał się spektakl chyba dały jakiś rezultat. Chyba, bo przez zmatowiałe prawie okno nie dało się w ciemnym środku zbyt wiele wychwycić, a zbite z desek drzwi, mimo że pełne szpar, nadal były zamknięte. Głosy jednak ucichły na dwa uderzenia serca. - Co to za teatrum!? To jacyś twoimi znajomkowie, he? Żarty sobie stroicie? Ani mi się rusz, parszywcu!!! - rozległ się w środku ledwo słyszalny jadowity syk- Nie będzie mi żadna bab..! - wszystko wskazywało na to, że mąż upewniony w potencjalnym wsparciu nabrał animuszu i postanowił się wreszcie postawić. W środku rozległ się babski wściekły krzyk i znowu łomot. Najwyraźniej odbywała się tam gwałtowna szarpanina. |
- Rozdzielić kopniakami! - zakomenderował Kieska zsiadając z konia i sięgnął po strażniczą pałę, której zamierzał użyć solidnie - Nie mamy czasu na uprzejmości! |
Widząc schodzącego z konia Jabłkowego, Johann też zsiadł z konia i ruszył za starszym strażnikiem. Na razie Johann oparł tylko rękę na rękojeści miecza, nie miał zamiaru wdawać się w jakąś awanturę - zresztą kilka ciosów pałki powinno załatwić sprawę. |
Jagienka WW d20(-1 za nóż)= 6 porażka Udo WW d20(-3 brak broni)= 17 porażka Bez większych problemów pokonali słabe, zamknięte tylko na symboliczną zasuwkę drzwi i wpadli z łomotem do środka. Wszędzie wokół widać było połamane sprzęty i zbite naczynia, na podłodze za stołem, o śmierć i życie walczył wąsaty podstarzały już chłop z trochę tylko młodszą, ale za to korpulentniejszą babą. Oboje wściekle sapali. Na szczęście jednak wyraźnie brakowało im wprawy w fachu, bowiem żadne nie zdołało jeszcze drugiego poważnie zranić, na twarzy chłopa widać było ino płytkie, lekko krwawiące nacięcie. Kieska nie miał trudnego zadania. Wpadł z pałą i zaczął rozdzielać razy, szybko powodując, że obie strony skuliły się boleśnie na podłodze, odruchowo zakrywając głowy i twarze. Baba zaczęła żałośnie chlipać, chłop coś tam złorzeczył pod nosem, jakby miał za złe, że im przerwali i ktoś niecnie wyręczył go w poskromieniu jego własnej kobiety. |
Hans przez chwilę obserwował szarżę towarzyszy do budynku po czym zszedł z ogiera i chwycił go za lejce. Podobnie zrobił z rumakami kapłana i mytnika. Nie chciał przecież by konie się spłoszyły i poszły w siną dal. Jego imiennik może i był łasy na kasę, ale był tam kapłan, więc powinno pójść gładko i bez większych ceregieli, czy nadużyć... a on? On sobie poczeka na zewnątrz. Nie było potrzeby robić tłumu. |
Gunther takoż został na zewnątrz, nie widząc większego powodu by gramolić się do chałupy, skoro Jabłkowy i Szramiasty tak ochoczo wzięli się do pracy. Prawdę powiedziawszy nie pamiętał kiedy ostatni raz Apfel z podobną werwą wziął się do wykonywania swoich obowiązków, może miał na to wpływ fakt, że zamiast wywerny, czy bandy grasantów tym razem mieli naprzeciw parę podstarzałych chłopów. - Ładnie się bawią, he? - mruknął myśliwemu słysząc jęki i łomot pałek dochodzące z chałupy - Daleko do tego Essen? |
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:08. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0