|
|
Poszli bez jednookiego do jadalnej izby, w której stał stół nakryty, a na nim wszelkich potraw obficie, zwłaszcza wędlin wybornych, i omszały gąsiorek wina moc dającego. Kozaka zaniepokoił brak towarzysza, ale z uwagi na liczną zbrojną świtę postanowił nie reagować. Pogorszyło by to tylko ich sytuację, całe szczęście hrabia i tak był zdesperowany skoro ich nie wyrzucił. Miał tylko nadzieje, że "tancerki" nie wezmą towarzysza zbytnio w obroty i będzie on jutro zdolny do drogi, a jego plecy będą całe. Dimitri nasyciwszy pierwszy głód, zadowolony pokręcił wąsem i chwaląc jedzenie -Wyborny ten półgęsek!, pijmy bracia za naszego gospodarza, Zdrowie hrabiego Dietricha! wiwat! Mimo, że kozak był słynny z mocnej głowy, tym razem częściowo poległ w boju i chwiejnym krokiem udał się na spoczynek. Obudzony i wywleczony rankiem, mężczyzna pomarudził pod nosem o łajdakach, ale w duszy cieszył się, że nie wylano na niego wiadra pomyj. Ubrał się tym razem zbrojnie, wciągnął kaftan i nogawice. Następnie na wierzch założył kolczugę a na głowę zaciągnął skórzany hełm. Z uwagi na lekki ból głowy nie był zbyt skory do rozmowy i również tylko skinieniem głowy powitał nowych towarzyszy. Spoglądając czy jednooki jest cały i zdrowy, a wyglądał dość rześko więc nie trzeba było o nic pytać. Gdy na drogę wyskoczyły guźce, Dimitri chwilę rozważał, czy również nie sięgnąć po łuk. Ale nawet zwykłe dziki mają grubą czaszkę i skórę, wybrał więc dwuręczny topór. "strzały tylko je rozdrażnią, przydały by się włócznie "pomyślał, gdy usłyszał krzyk kobiety. - Jeśli zaszarżują, odskakiwać na boki. Jak się już rozpędzi to nie skręci. Cielsko duże ciąć i walić to cholerstwo. Kozak czekał spokojnie na bestie, szeroko rozstawiając nogi. Licząc, że "dziki" odstąpią i pójdą w las. Jednak gdy zaszarżowały to odskoczył na bok i szerokim zamaszystym uderzeniem od góry liczył, że przetrąci im kręgosłup, bądź przynajmniej poważnie je zrani |
|
|
Jednooki z rana wziął pełny ekwipunek nie zostawiając niczego przy Jaśminie i udałem się na miejsce zbiórki. Przemilczał całą sytuacje z hrabią do momentu gdy został sam z drużyną. Po czym zaczął wychwalać jak wspaniale ugościł go hrabia, wychwalając go co niemiara jakiej to dobroci doznał od jego służby wczorajszej nocy. „Szlag by to trafił wszak ten łachudra nieźle mnie załatwił. Mości hrabia służbą się przejął, a by go najgorsze pomioty poszarpały. W dodatku przylepił nam swoje sługi lepiej mieć się na baczności i nic nie pacnąć wszak mogą powtórzyć temu pożal się boże magnacikowi. Ach gdyby tylko tak stanął w szranki jeden na jeden gołymi rękoma o łeb bym skrócił. Może przyjdzie jeszcze czas aby mu się odpłacił teraz trzyma mnie w szachu łachudra wszak Jaśmin u niego został." W rzeczywistości ukradkiem spożywał cześć swoich racji żywnościowych aby zaspokoić swój głód, w końcu nie jest jakimś pomiotem by jeść to co zaserwował mu mości von Krusenstein. Może dla tego też pozwolił aby Dimitri szedł przodem. Normalnie nigdy nie pozwolił by ktokolwiek inny prowadził pochód w końcu to jego robota, aby wypatrywać i wynajdować wroga w wszelaki sposób. Ponad to on przeważnie wiedział najlepiej którędy podążać. Zapewne to był powód dla, którego te poczwary wyskoczyły znienacka. „Sprawdźmy co nasi nowi towarzysze potrafią, wszak nie wiadomo jak nasze znajomości się potoczą. Choć po tej krótkiej rozmowie w trakcje podróży nie zrobili złego wrażenia. Zwłaszcza ta ponętna blondynka oj wychędożył by taką. Przyjdzie i na to czas po zadaniu wszak kabza sporo się nabije." Pomyślał Jednooki i odsunął się na bezpieczną pozycję z Lini nacierających gużców. Po czym zaczął celować z kuszy w razie ataku na jego przyjaciół bacznie obserwując całe zjawisko. Gdy zajdzie potrzeba zawsze zdąży wyjąć swój miecz i przebić bebechy zmutanciałych dzików. |
Grzeczny „Pierdolony hrabia z jego pierdoloną półsetnią na pierdolonym szlaku!!” – Grzeczny nie tryskał radością maszerując szlakiem. Jeszcze sobie wymyślił, żeby zwiad pieszo wykonać! To był szczyt głupoty, ale Grzeczny miał świadomość tego, że w siodle siedzi raczej kiepsko. Nie mówiąc już o tym, iż trudno było by znaleźć zwierzę, które chciało by go nosić. Jego potężna sylwetka kryła się w ciężkim płaszczu z byczej skóry, ale on wiedział swoje. Dla tego też maszerował społem z innymi. Starymi druhami i przydupasami hrabiego, których pewnie dla pilnowania zwiadu dołączono im do kompanii. Spokojnie oceniając tych nowych Grzeczny kilkukrotnie sprawdzał czy noże lekko wychodzą mu z umiejscowionych w różnych miejscach pochew. „Noży nigdy dosyć” mawiał jego ojciec i Grzeczny w tym przypadku się z nim zgadzał. Las okazał się gorszym wyzwaniem, niż Grzeczny myślał. Wolał miasta, w najgorszym przypadku szlaki. Knieja była mu obca. Czując się nieswojo szedł czujniej niż zwykle. Do chwili, kiedy z jakiegoś matecznika wyległy dwa przerośnięte, kostropate dziki. Dziki, które wnet zaszarżowały na kompanię! Grzecznemu przed oczyma przemknęła scena sprzed lat z targu bydła, gdzie potężny byk wyrwał się poganiaczom bydła i zaszarżował na okalającą go ludzką tłuszczę. Bydle większe od tych guźców o połowę mknęło wprost na Grzecznego, który nie ustąpił rozpędzonemu skurwielowi. Pamiętał jak w ostatniej chwili zszedł z linii ataku i chwycił łeb skurwiela za dwa ogromne rogi, którymi tamten chciał otworzyć mu trzewia. Pamiętał oczy bydlęcia, które w ten czas pojęło, że spotkało na swej drodze gorszego drapieżnika. Pamiętał ból napiętych do granic wytrzymałości mięśni kiedy skręcał mu kark wykręcając rogi, choć sam ciężar zwierzęcia pchał go do tyłu. I pamiętał trzask, który zakończył jego żywot. Lata temu. Kiedy Grzeczny nie miał jeszcze swej masy i umiejętności. I płaszcza. Teraz Grzeczny nie tarmosił by się z nim tyle czasu. Mało myśląc Grzeczny stanął gotów powtórzyć swój wyczyn sprzed lat. Nie sięgnął ni po miecz, który przeciwko masie atakujących stworzeń był niczym żądło osy. Nie sięgnął po żaden z noży ni po solidną siekierą z obuchem. Chciał mieć wolne ręce. Czekał nie wchodząc w drogę kompanom. Czekał świadom tego, że jeśli zwierzaki przebiją się przez jego mężnych kompanionów i nie padną pod gradem strzał w których skuteczność Grzeczny mocno wątpił, pozostanie mu powtórzyć wyczyn sprzed lat. Tyle, że od tamtego czasu Grzeczny przybrał znacznie na wadze. A wagę tę tworzyły dziś same dręczone w codziennych ćwiczeniach mięśnie. Mięśnie, które teraz miały znaleźć sobie wyzwanie… [40, 16, 28] . |
|
|
strzała przeleciała dość blisko, kozakowi wydawało się wręcz, że usłyszał jej świst. Ale nie było, czasu na rozmyślania. Bestia została trafiona, zarzuciła łbem i zaszarżowała. Dimitrii odskoczył ryknął przeraźliwym głosem -Poczynajcie, bracia! i wbił topór w łeb stwora. Wykrzywili gęby w szkaradnym grymasie gdyż pęd stwora niemal wyszarpnął mu broń i wytrącił z równowagi. Ale ku nie małemu zdziwieniu kozaka bestie nie wytrzymały ani pół pacierza, nie robiąc nikomu najmniejszej krzywdy. - Dobra nasza mruknął z zadowoleniem mężczyzna - Słowa uznania za ten strzał. Bestia szarżuje, a oko jej wybiło. Nie jesteście niewiasto tylko towarzyszką szlachcica jak widzę. Przyjaznym słowem skierował się do Urliki, gdy ta już doskoczyła do bestii i wyciągała swą strzałę. -trzeba będzie hrabiemu wspomnieć, żeby i lasy swoje przetrzebił, dzień drogi od jego włości takie stwory mu ganiają zwrócił się jeszcze do Esmara, jednocześnie odrąbując jeden z kłów bestii jako dowód w sprawie - przydało by się truchła spalić/zakopać, ale brak ku temu czasu i oleju. Ruszajmy. powiedział na koniec "rozniosą tą zarazę, źle się tu dzieje, zaniedbane ziemie, zły znak" pomyślał, ale nie podzielił się obawami z resztą. Gdy dotarli do pozostałości po starej budowli, powoli zaczęło już zmierzchać. Miejsce wydawało się całkiem dobre, częściowo odsłonięte. Kozak z zadowoleniem spoglądał gdy kobieta szykowała się przyrządzeniem posiłku. Mógł w tym czasie rozejrzeć się po najbliższej okolicy, sprawdzić czy nie ma śladów drapieżników. Pomoc w rozpalaniu ognia i rozłożeniu namiotów. Jako, że nie było widać fragmenty piór, kości, krwi. Był zadowolony, szczególnie gdy poczuł jajecznicę. Siadając na większy konarze poczęstował się jedzeniem, kiwając z uznaniem głowy. Gdy już zjadł wytarł wąsy rękawem i na słowa Urliki skierowane do Oskara - z Wami w drogę można ruszać, na stepach się chyba Wasza rodzina chwała, wroga ustrzelicie, jadło naszykujecie, a i rozgrzejecie. kozak zaśmiał się pod koniec życzliwie. - 160 ludzi, tak nam hrabia powiedział, cóż najpewniej pełno trupów i spaloną ziemię. Od jutra powinniśmy zejść z głównych szlaków, iść ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta, ewentualnie, bocznymi traktami. - Dziękuje za jajka raz jeszcze, rozstawie teraz potrzaski, uważajcie gdzie chodzicie w nocy za potrzebą. Ja wezmę wartę ostatni, nim zacznie świtać. Kozak przed spoczynkiem rozstawił trzy potrzaski w wybranych przez siebie miejscach. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:44. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0