- Rach, ciach i po krzyku. Nie było się nawet jak rozgrzać. „Trzeba przyznać byle kogo to nam Hrabia, nie dał na ogon. Nie dość, że ponętna to jeszcze strzela wyborowo. Nie dla mnie taka kobieta pewnie więcej rządzić by chciała niż chędożyć.Szlachetka też niczego sobie. Widzę, że ma łeb na karku. Dobrze przynajmniej nie będzie trzeba się o nich zbytnio zamartwiać w boju." Myśląc tak wytarł swój miecz o truchło. - Dimitri prawda to, raczej mości hrabia musi się zająć swoim włościami bo kto wie co się zagnieździ w tych lasach. Zresztą może już tu hordy mutantów biegają. Lepiej się z tond zabierać nie wiadomo co przyniesie z lasu zapach krwi tego pomiotu. Gdy dotarliśmy na miejsce noclegu pomogłem rozkładać obozowisko i przyglądałem się w dalszym ciągu nowym towarzyszom. Wszak lepiej wiedzieć do czego się mogą przydać i czy nie warto się z nimi zbratać na dłużej. Sam fakt, że Ulrika kucharzyć potrafiła uradował serce Jednookiego przynajmniej podczas podróży nie będzie musiał jadać swoich wypocin kulinarnych. - Esmer bo chyba mogę się do ciebie tak zwracać, całkiem wprawny ten manewr z guścem. Widzę, że finezji w walce ci nie brak. Dobrze mieć kogoś takiego przy boku. Choć wolał bym nie napotkać tej hordy, która na nas czeka. Jutro pójdziemy tak jak Dimitri prawił. W dodatku postaram się zatrzeć co nieco śladów, wszak szczerzonego bogowie szczerzą. Kładąc się spać, Jednooki jeszcze raz przemówił: - Niech wam się przyśnią skarby wszelakiego świata Zwłaszcza tobie Ulriko, ja będę trzymał warte jako trzeci bom wypoczęty. „Choć nie interesuje mnie już ta niewiasta trzeba pokazać charakter, bo sobie pomyślą żem jakaś miernota." |
|
|
Kozak pokręcił wąsem, poprawił ręką osełedca i z uśmiechem sięgnął po podaną manierkę przez Esmera. - Panie Wielmożny Wasze zdrowie zawsze wypije. Drobna potyczka, ale sprawnym towarzyszem jesteście. A na nasza parka, niech się rozgrzewa, nie zabraniajcie. Kozakowi za to trzeba wojować, a nie marnieć przy żonce. Dimitri podniósł rękę z manierką wysoko. - zdrowie druhowie, bracia, zdrowie! zakrzyknął kozak i pociągnął hojnie z manierki. |
Grzeczny Zupełnie mu nie wadziło, że nie musiał brać udziału w bitce. Po jej sprawnym zakończeniu bez jego udziału ruszył z bliska przyjrzeć się rodzimej faunie po czym wspólnie z druhami udał się dalej. Aż do rozbicia obozowiska. Nie umizgiwał się do panny jak jego kompani niektórzy bo jej nie ufał. Ogólnie z natury stronił od ludzi bo uważał ich za skurwiałych z jestestwa, zatem nie garnął się do gadki. Słuchał. Był wyśmienitym słuchaczem. Z propozycji jajecznicy nie skorzystał, choć pachniała wyśmienicie. Ot było tego tyle, że ani by nie poczuł, z tego też względu zadowolił się jednym z trzech udźców które przytaszczył ze sobą w worku z obfitej kolacji u hrabiego. Jadł w milczeniu, na uboczu, wspierając się o dające poczucie bezpieczeństwa tyłów kamienie. Był nieswój, ale nie mogło być inaczej ze względu na to że otaczała go knieja. Zazdrościł nieco swobody kompanionom, ale i na to miał lekarstwo. Zjadłszy solidnie i odczekawszy aż mu się kilkukrotnie odbije zabrał się za swoje codzienne ćwiczenia. Brzuszki, pompki, podciągnięcia na solidnej gałęzi rosnącego w pobliżu obozowiska drzewa. Do utraty tchu i jeszcze więcej. Powtarzając ćwiczenia w codziennej, liczonej w setkach powtórzeń mantrze. To dawało mu jasność umysłu i uspokajało. To znał. Przed pójściem spać, uważając na to gdzie stawia nogi z uwagi na łowcze talenty kompanów, przytargał z pobliskich zagajników naręcza drwa, tak by starczyło do nocy. W końcu rozwinął derkę i ułożył się do snu. Wiedział że o warty zadbają kompani a gdy przyjdzie jego pora to któryś go obudzi. O ile uda mu się zasnąć w co szczerze nie wierzył… |
Noc minęła spokojnie i wyspani powitaliście nowy dzień. Powietrze z rana było zimne, ale przynajmniej nie padało, choć niebo zasnute ciężkimi chmurami nadawało okolicy mrocznego charakteru. Zjedliście śniadanie i w dobrych nastrojach (najlepsze mieli Oskar i Ulrika) wyruszyliście w dalszą podróż. Lasy wokół was były gęste i ponure, a konary drzew powykrzywiane pod najróżniejszymi kątami, niczym łapska paskudnych istot z innych planów rzeczywistości. Wyczuwało się w nim jakąś obecność, jakby nadal czaiły się tu pradawne, złe istoty, szykujące do uderzenia. Na tyle, na ile potrafiliście rozczytać mapę, poruszaliście się zawiłymi, leśnymi ścieżkami z przerwami na odpoczynek i posiłek. Dzień, podczas którego niewiele się działo, kończyliście na niewielkiej polanie, gdzie rozbiliście obóz i wyznaczyliście warty. |
Spędziła przyjemną noc w objęciach Norsa, który był wielki i ciepły, toteż grzał niczym niedźwiedź. Trochę się poprzytulali, popieścili i Ulrika obudziła się w dobrym humorze pomimo niesprzyjającej pogody. Po wyruszeniu w drogę, łuczniczka trochę rozmawiała z Oskarem, zwykle jednak skupiała się na obserwacji otoczenia. Choć część Lasu Cieni porastała tereny Nordlandu, z którego pochodziła, to nigdy wcześniej nie miała szansy przez niego wędrować. Aż do teraz. A gdy całodniowy marsz zakończył się bez większych niespodzianek, doszła nawet do wniosku, że niektóre legendy odnośnie tego miejsca są zdrowo przesadzone. |
Dimitri nie narzekał, pogoda im sprzyjała. W ostrym słońcu albo deszczu dużo gorzej było by maszerować w kolczudze nawet będąc pod osłoną drzew. Gdy minął im kolejny dzień Kozak zaczął się niepokoić, na szlakach zwierząt prawie nie było widać ich świeżych śladów. Coś zwierzynę przepłoszyło, dodatkowo podświadomie czuł jakiś niepokój. Gdy zobaczył pobojowisko był trochę zdziwiony, 160 ludzi powinno poruszać się głównym traktem, szerokim i wygodnym. "Czyżby się podzielili i to jest ich powód zguby? nieudana obława?"zastanawiał się chwilę. Dimitri starał się rozglądać, nie znał się zbytnio na taktyce ani strategii. To co jednak widział nie podobało mu się. Próbował wypatrzyć coś więcej, jakiś śladów, które by mogły zasugerować co lub kto stoi za tymi atakami. Zdecydowanie nie podobał mu się jednak brak jakichkolwiek ciał, ktoś lub coś musiało poświęcić dużo czasu, aby je poprzenosić. Od tego czasu nie wypuszczał łuku z rąk. Jak na złość lunął deszcz, co prawda jego "hałas" częściowo ukrywał drużynę, jednak wędrówka w nim nie była czymś przyjemnym. Dimitri idąc na przodzie dostrzegł zwierzoludzi, co gorsza oni dostrzegli i jego. gotuj się! nadchodzą!ostrzegł krótko towarzyszy w między czasie wypuszczając strzałę celując w bestię która jako pierwsza warknął. Pogoda była paskudna, ulewa utrudniała oddanie celnego strzału, jednak spowolniła również zwierzoludzi. Tak więc po oddaniu strzału dobył topór i czekał. Liczył, że może któraś z bestii pośliźnie się na błocie. Tak czy inaczej starał się unikać krzyżowania broni, nie mogła być to zwykłą wymiana ciosów, te stwory pewnie były silniejsze. Kozak wolał uderzyć i odskoczyć starając się uniknąć ostrzy toporów wroga. |
Kolejnego dnia wędrówki Jednooki skupił się na wypatrywaniu wroga w czeluściach ciemnego lasu. Odsapnął dopiero kiedy założyli kolejny obóz podczas, którego pomógł zbierać chrust i drzewo na opał oraz rozejrzał się dokładnie po okolicy obozu. Zjadł i oddalił się nieco od reszty i porzucał kamieniem w wyznaczony przed siebie okrąg. Po każdym trafieniu cofał się nieco w tył, zaś gdy chybił cofał się na wcześniejsze miejsce. Po dłuższej chwili gdy się znudził udał się spać. Kiedy natknęli się po drodze na pozostałości po żołnierskich tunikach w biało-czarnych barwach Ostlandu oraz pozostawiony przez nich rynsztunek. Zabrał ze sobą jeden z oznakowanych mieczy i część tuniki. -Przyda się nam to na dowód dla naszego możnowładcy. „Obyśmy unikli losu tych żołnierzy, trzeba szybko się rozejrzeć i wziąć nogi za pas." -Ruszaimy bo coś czuje, że możemy podzielić ich los zostając w tym miejscu. Mówiąc to Jednooki skupił się bardziej na wypatrywaniu wroga niż na rozmowie z towarzyszami, dobył swoje kuszy i szedł najciszej jak było to możliwe. Gdy tylko wypatrzył wroga pomyślał.„Orzesz w mordę no to teraz popatrzymy co naprawdę potrafią nasi towarzysze." Zdziwiony tym, że banda tych zwierzoludzi zauważyła ich tak szybko, wymierzył w pierwszego kuszą i posła swój bełt prosto w jego oblicze. Po czym dobył bicz i miecz w dłoń, aby wyczekać moment, aż jeden z przeciwników zamachnie się w stronę któregoś z jego towarzyszy. Wówczas pochwyci jego broń swym biczem i jednocześnie odsłoni plugawe oblicze stwora swojemu towarzyszowi. W wypadku gdyby któraś z tych gnid zdołała się przebić, potraktuje ją ostrzem swojego miecza. |
Grzeczny Ot, następne spotkanie, podobnie jak poprzednie zaskoczyło drużynę. „Pierdolony las, pierdolony hrabia i pierdoleni po stokroć zwiadowcy!!” pomyślał ze złością Grzeczny spoglądając w rogate oblicza zaskoczonych podobnie jak i jego kompani, rogatych bestii. Błyskawicznie dobywszy miecza Grzeczny skoczył w przód szarżując na najbliższego z przeciwników świadom jednak tego, że jego celem głównym jest ich wódz, którego doszukiwał się w tym w kapturze. Chciał któregoś wziąć żywcem, by spróbować go odpytać. I choć miał dobyty miecz, którym władał nie najgorzej, to jednak wiedział, iż najpewniej przyjdzie mu wdać się z bestiami w młóckę w zwarciu, bo tylko tak była szansa wziąć jeńca. W zwarciu zaś w kompani nie miał sobie równego. [74, 03, 31] . |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:22. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0