lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer IIed.] Mrok nad okręgiem Breda (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/16635-warhammer-iied-mrok-nad-okregiem-breda.html)

Tabasa 04-12-2016 20:59

Zaryzykowała i obie strzały poszły się kochać. Nigdy nie była mistrzynią strzelania z biegu, w dodatku przy paskudnej pogodzie, ale teraz to przeszła samą siebie, kurwa-jego-mać. Na szczęście koziogłowi postanowili sobie w końcu odpuścić, gdy razem z towarzyszami wypadła z lasu na otwarty teren. Nie wiedziała, czy się z tego cieszyć, czy się martwić, że przed sobą mają coś gorszego, na co zwierzoczłeki się nie pisały.

Na szczęście wieś okazała się nie być żadną pułapką, jak Ulrika podejrzewała. Jasne, początkowo się martwiła tym, że wszędzie tak cicho, ale gdy Dimitri sobie pokrzyczał i zza chat nie wyskoczyli wieśniacy z widłami, albo jakieś inne stwory, to pomyślała, że dobrze jest. Potem Esmer odczytał szyld i weszli do karczmy, w której kobieta poczuła się bardzo nieswojo. Wszyscy się gapili i nawet pomyślała, że na deszczu byłoby chyba lepiej niż tutaj. Ale skoro reszta ruszyła wgłąb przybytku, to ona również. Nie lubiła wielkich skupisk, a zwłaszcza takich, które patrzyły się na nią, jakby coś przeskrobała.

Karczmarz okazał się być całkiem do rzeczy, a gdy kislevski towarzysz skończył nawijać, odezwała się Ulrika.
- Pokój z podwójnym łóżkiem weźmiemy z kompanem. - Skinęła głową Oskarowi. - Do tego przygotujcie dużą balię z ciepłą wodą. - Dawno nie zażyła normalnej kąpieli, a skoro miała dzielić pokój z norsem, trzeba było to wykorzystać jak najbardziej się da, w końcu nie wiedzieli, co przyniesie przyszłość. Musiała korzystać z życia, póki żyła. - Powiedz no przy okazji, gospodarzu, co się tu w okolicy dzieje? Daleko do Bredy mamy? Od dawna te ataki zwierzoludzi? Z jednego żeśmy właśnie uszli, ale kompan mi ranny został. Jak Dimitri mówi, trza kogoś, kto pomoże. Znajdzie się taki we wsi? Chciałabym też kupić trochę strzał, da radę tutaj? I specjał kuchni dla nas podajcie.

Poczekała, aż Carsten odpowie na jej pytania, a potem skierowała się do ławy czy stolika zajętego przez Sapiehę. Zrzuciła z siebie mokry płaszcz, uwalając go przy kominku. Ciało odczuwało już całodniową podróż, a ciepło wlewało przyjemne ciepło i rozleniwienie. Ziewnęła przeciągle, wpatrując się w palenisko. Serce zakuło niespodziewanie z tęsknoty. Tak daleko była od domu...

olo19 04-12-2016 21:09

Jednooki biegł co sił starając się nie spowalniać towarzyszy. ,,Na szczęście rana nie jest głęboka, bo te pomioty mogły by nas dopaść z mojej własnej winy." Gdy jego oczom ukazała się osada, zdziwił się co nieco wszak spodziewał się co najwyżej zgliszczy.

-Świetnie bogowie nie pozwolą nam dzisiaj dokonać żywota.

Kontynuował dalej bieg, lecz gdy dobiegł do osady i nie zobaczył żywej duszy zaniepokoił się i pochwycił za broń podobnie jak jego towarzysz drogi Dimitri.

-Spodziewałem się tu resztek oddziałów hrabiego, to zbyt podejrzane na Urlyka. Psia krew lepiej się pilnować jak oka w głowie.

Po wypowiedzianych słowach Jednooki szedł spokojniej za drużyną, cały czas rozglądając się bacznie, będąc gotowym na atak z każdej strony. Gdy dotarł do karczmy nie wtrącił się między słowa Dimitriego, rozsiadł się na ławie kładąc na wprost swoją raną nogę. Jedynie na końcu poparł słowa towarzysza:

- Posłać mi tu po jakiegoś znachora to srebrnikami nie pożałuje. Podaj tez gorzałkę na znieczulenie gospodarzu.

Pomimo tego, że się uspokoił nadal był nie ufny i starał się doszukać czegoś podejrzanego wśród przebywających w karczmie a sam miał się na baczności wszak taka wieś nie miała prawa przetrwać skoro 160 wojów padło trupem. Siedząc tak czekał na dalszy los wydarzeń. ,,Ciekawe co powie nam tutejszy starosta."

Hakon 05-12-2016 10:59

Esmer biegł razem z towarzyszami. Prowadził drużynę i pilnie szukał miejsca do ostatecznej obrony. Nic jednak nie znalazł tylko dotarli w końcu do wsi.

Nie komentował wypowiedzi towarzystwa i z mieczem i lewakiem przekroczył ostrożnie wóz blokujący dostęp do wioski.
Nie podobało mu się to. Gdzie są strażnicy? Warty? Coś tu nie grało.
Doszli do gospody i przeczytał na głos i szlachcic uśmiechnął się do siebie. Jednak nauki, które tak usilnie wpajali mu za dzieciństwa przydały się. Jak ocenił chyba był jedyną osobą piszącą i czytającą.

Weszli do gospody. Ludzi było dość. Sielankowa atmosfera panowała i jedynie ich pojawienie się przykuło uwagę bywalców.
- Ja nazywam się Esmer von Bildenstein.- Powiedział gdy reszta skończyła.
- Dla mnie pokój z dwoma oddzielnymi łózkami i strawy z gorzałką dajcie.- Oznajmił gospodarzowi i kiwnął do Dimitra porozumiewawczo a pro po wspólnego zakwaterowania. Po czym udał się za kompanami i usiadł patrząc na gości pod mieczem. Sam odwiesił płaszcz i co bardziej mokre ubranie by zaczęło schnąć.

Po chwili wrócił kontynuować rozmowę z gospodarzem.
- Powiedźcie czemu wart nie trzymacie przy tych barykadach? W każdej chwili mogą zaatakować bestioludzie z lasu.- Zapytał bez ogródek. Cały czas patrzył na zachowanie rozmówcy i najbliższych siedzących. Może coś da się wyczytać z ich zachowania.
- Co z farmami, tartakami i innymi osadami w okolicy? Jakieś informacje macie o nich?- Zadał kolejne pytanie po usłyszeniu odpowiedzi na poprzednie.
- Zbrojnych jakowych nie macie tu?- Zapytał z nutą ciekawości i nadziei, że może jednak oddział hrabiego tu jest i wykonuje jakąś misję w okolicy.

Bielon 06-12-2016 08:43

Grzeczny

Tężał w sobie przez cały spacer po wiosce. Widać było, że do obrony gotowa, ale brak straży stawiał wszystko na głowie. Tak jakby te wszystkie starania raczej dla pozoru były niźli dla faktycznego boju. To co ujrzał w oberży jedynie go w tym utwierdziło. Przysiadł do Dimitra zrzucając ciężki płaszcz i kładąc go tak, by grzał się od paleniska. Sam też usiadł jak najbliżej łowiąc słowa oberżysty i kompanów. Zamówił solidną porcję z gatunku "co tam macie gospodarzu, byle dużo!" i pogrążył się w myślach. Dopiero kiedy karczmarz pojawił się z zamówieniem a Esmer, "oczy i uszy jaśnie wielmożnego hrabiego" który jednak zdawał się być dobrym kompanem, zadał mu swoje pytania Grzeczny grzecznie, jak na niego przystało, ucapił nieboraka za kark ścierając mu krzywy uśmiech z twarzy. Siłą posadził go na ławie obok Dimitra i sam siadł obok blokując ostatnią drogę ucieczki. Opór oberżysty był nader słaby. Jak na Grzecznego standardy. Dopiero kiedy wsparł mu wymownie dłoń na ramieniu i lekko je ścisnął, dla dodania słowom wymowy powiedział co mu na wątrobie leży.

- Gadajcie jak człowiek z nami i odpowiedzcie na pytania mych kompanów to nikomu nic się nie stanie. A wszystkim nam na tym zależy, nieprawdaż?

.

Dnc 07-12-2016 19:42




Wielki Norsmen nie lubił uciekać ale rozumiał, że nie mieli innego wyjścia. Warknął coś groźnie a potem popatrzył na zachowanie kompanów gdzie wszyscy zaczęli na siebie po kolei krzyczeć że trzeba uciekać. Tak sobie dodawali siły i odwagi? Czy może każdy uważał że jest dowódcą i wydaje rozkazy? W innych okolicznościach syn Hinriksona by ich wyśmiał teraz jednak nie miał na to czasu. Pobiegł za resztą zastanawiając się skąd tutaj ci ludzie chcą wziąć wąwoż jakiś? Kolejne bardzo życzeniowa pragnienia tylko powiększyło uśmiech na Oskara.

Zobaczył wioskę trochę go zdziwiło zachowanie bestii. Nie goniły ich dalej. Musiało być coś groźnego w tej wiosce.
Norsmen scisnał mocneij swoje topory gotowy na wszystko. Gdy wszyscy ruszyli do karczmy on zostal na zewnątrz.
Odpowiadała mu chwila samotności, poza tym chciał się jeszcze rozejrzeć po wiosce. I na pewno sprawdzić czy zwierzoludzie nie wracają.

Oskar wdychając jakże dobrze mu znane mroźne powietrze w płuca przeszedł się po wiosce. Nie wiedział zbytnio czego dokładnie szukać ale coś mu w niej nie pasowało. Dlaczego natrafili na tą wioskę? Pewnie nie ma innych już w okolicy. No i najwazniejsze pytanie dlaczego jeszcze nie roznieśli w pył tej osady? Przecież południowcy walczyć nie potrafią. Ba! Ci wieśniacy pewnie nie widzieli jak porządna broń wygląda.

Woj zrobił obchód wioski, sprawdził barykade i sprawdził aby nikt się nie zbliża.Zwłaszcza że wchodząc tutaj nie widzieli wartownikow.

Po oględzinach wszedł do karczmy do towarzyszy. Oczy wszystkich zebranych od razu wlepiły się w wielkoluda. Ten zbył to i podszedł do drużyny akurat by usłyszeć co mówi Ulrika. Kiwnal z daleka głową. Cieszył się wspólnymi chwilami ale musiał sobie to wszystko w głowie poukładać. Wszystko działo się tak szybko. Może dzisiaj będzie czas? W końcu mają niby pewny dach nad głową.

Zajął miejsce za ława i czekał aż podadzą jedzenie.



Mroku 08-12-2016 08:38

Carsten tylko kiwał głową, wysłuchując kolejnych pytań. W międzyczasie zagonił dwie służki na zaplecze, by przygotowały dla was jadło oraz napitek a jakiegoś tyczkowatego młodzieńca wysłał po sołtysa i znachora dla Jednookiego. Potem zaczął mówić.
- W okolicy źle się dzieje i to już od jakiego długiego czasu. Wszyndzie zwierzoludzie chodzom i mordujom. Było tu trochę wojaków z Wolfenburga, to nam dwie noce pomogli z atakiem na wioskę i od tamtej pory cisza, te skórkowańce nie podchodzą, bo pewno myślą, że żołnierze ciągle tu som. Z tego, co wojaki mówiły, to też wpadli w pułapkę i niewielu ich zostało, ale pojechali dalej, w kierunku Bredy. Stąd to bedzie jakieś dzesińć mil, jak dobrze liczę. Ale do miasteczka się nie podejdzie. No nie podejdzie się. Ponoć bramy są zamknięte, a jak ktoś podejdzie na strzelenie z łuku, to się bełty sypią zza wałów, choć nikogo na nich nie widać. Ostatnie wieści z Liepe, sąsiedniej wioski oddalonej o jakieś sześć mil, mówią, że wioska Gottow w pobliżu Bredy została spalona, więc tam tyż te potwory dotrzeć musiały. - Gospodarz splunął na kufel i zaczął go polerować, jednocześnie patrząc na Esmera. - Trzymomy warty przy zasiekach, tero tylko chopy zeszły, żeby się trochę pożywić i napić. Paru jeno jest tutaj tokich, co widełkami robić coś tam umią wincy, niż tylko gnój rozrzucać. Co do tartaków, to jedyn w okolicy jest, jakiegoś kupca z Wolfenburga. To musita na Steinreich ruszyć ale nie wydaje mi się, żeby co się jeszcze ostało z tego. Te skurwisyny wszystko polom i mordujom. - Pokręcił głową i zwrócił się do Ulriki. - Momy tu myśliwego w wiosce, ale un nie sprzedo swoich strzał, w Steinreichu raczy kupisz, co ci potrzeba.

Niedługo później w sali pojawił się korpulentny, niski mężczyzna w płaszczu, który okazał się sołtysem Juketborga i chudy, żylasty staruszek będący tutejszym konowałem. Obejrzawszy ranę Jednookiego stwierdził, że trza szyć, a widząc, jak staruszkowi trzęsą się ręce, przepatrywacz znieczulił się odpowiednio lokalną okowitą, choć i tak odczuwał co drugie nakłucie i przeciągnięcie nici przez ciało. Po około dwudziestu minutach znachor założył opatrunek na nogę i kazał Jednookiemu się oszczędzać, kasując za swoją robotę czterdzieści pensów. Sołtys natomiast nie opowiedział wiele więcej, niż Carsten - w okolicy pełno było zwierzoczłeków, część oddziału hrabiego najprawdopodobniej tu była i odjechała, do Bredy nie da się podejść i ogólnie syf, kiła i mogiła. Nie napawało to optymistycznie przed dalszą drogą, ale należało wszystko sprawdzić osobiście, w końcu chłopi mieli to do siebie, że lubili sobie podkoloryzować rzeczywistość. Na stół wjechało też jadło i napitek - jajecznica, kasza ze skwarkami, do tego bochen chleba, mleko i wódka; było czym się częstować. Kolacja kosztowała was sześćdziesiąt pensów, natomiast pokoje, licząc wspólnie - siedemdziesiąt. Ulrika dorzuciła dodatkowe dziesięć za balię z wodą na kąpiel.

Po ciężkim dniu dość szybko udaliście się na spoczynek i choć pokoje nie były najwyższej jakości, to perspektywa łóżka i kołdry rekompensowały wszelkie niedogodności. Nazajutrz czekały was kolejne kilometry do pokonania.


16. dzień Brauzeit 2515,
okręg Breda, Ostland


Po śniadaniu, w towarzystwie nisko wiszących, ołowianych chmur, wyruszyliście w dalszą podróż. Nikt was nie żegnał, jedynie Carsten życzył powodzenia, jednak jakimś takim smutnym tonem, jakby wiedział, że zmierzacie wprost w objęcia śmierci i właśnie widzi was po raz ostatni. Jednooki potrzebował nieco czasu, by rozruszać ranną nogę, jednak w końcu osiągneliście dobre tempo, choć nie tak szybkie, jak wcześniej ze względu na ranę towarzysza. Nie było sensu ryzykować rozejścia się szwów. Było szare, chłodne przedpołudnie potęgowane wiejącym z północy wiatrem, gdy przemierzaliście ziemie okręgu Breda między polami i pastwiskami. Było spokojnie, choć nauczeni doświadczeniem, broń mieliście w pogotowiu.

Nieco po pierwszym dzwonie dotarliście do niewielkiej wioski, w której sytuacja wyglądała podobnie jak w Juketborgu - cały teren sioła został solidnie zabarykadowany i dopiero po rozmowie Esmera z sołtysem, zostaliście wpuszczeni do Liepe (tak się ów wieś zwała). Przy posiłku w gospodzie dowiedzieliście się w zasadzie tego samego, co wcześniej w Juketborgu - że wszędzie niebezpiecznie, zwierzoludzie i lepiej nie ruszać się z miejsca. Wypłynęła jednak dodatkowa ciekawa informacja, otóż dwa tygodnie temu do sioła przybyło trzech zakapturzonych jegomości, ubranych w ciemne, jedwabne płaszcze oraz czarne zbroje, chudych i wysokich. Zakupili dziesięć wierzchowców i odjechali. Żadnych konkretów jednak nie udało wam się dowiedzieć.

Jako, że we wsi nic więcej was nie trzymało, a do Bredy pozostało jakieś pięć mil, wczesnym popołudniem wyruszyliście w podróż. Droga wiła się między pastwiskami i niewielkimi zagajnikami, a po godzinie marszu zniknęliście w gęstym lesie. Czujni i w gotowości przemierzaliście wąską ścieżkę, gdy nagle zza zakrętu doszedł was dziwny, piskliwy dźwięk - jakby mowa, jednak zdecydowanie nie należała do człowieka. Skryliście się w krzakach nieopodal głównego traktu i przyczajeni, obserwowaliście. To, co pojawiło się moment później w polu widzenia, osadziło was w miejscu.


Istoty idące zwartą grupą były niewysokie i przypominały szczury chodzące na dwóch nogach. Ich czarne lub czerwone ślepia rozglądały się po okolicy, a nosy pracowały rytmicznie, wąchając otoczenie. Uzbrojeni byli w krótkie miecze, sztylety, nabijane kolcami pałki, niektórzy mieli też włócznie. W mig przypomnieliście sobie wszystkie legendy mówiące o legendarnych skavenach, szczuroludziach mieszkających pod ziemią, których królestwo rozciągało się na całe Imperium, a może i dalej. Wszystko to okazywało się być prawdą, której doświadczaliście na własne oczy! Skaveni co chwilę puszczali w swoją stronę wiązanki piskliwej mowy, której zupełnie nie rozumieliście i mozolnie pokonywali główny trakt, zmierzając w kierunku przeciwnym do waszego. Naliczyliście ich jakieś dwadzieścia-dwadzieścia pięć i jak na razie nie odkryli waszej obecności. Pytanie, czy chcieliście to zmienić?

Bielon 08-12-2016 09:08

Grzeczny

Wtulony w leśne runo, skryty przed wzrokiem skavenów, Grzeczny obserwował "szczurki" z ciekawością. W Nuln zdarzyło mu się z nimi raz czy dwa zetknąć. Nie zaskoczył go więc ich widok. Zaskoczyła swoboda z jaką podróżowały po szlaku imperialnym. Widząc ich ilość uznał, że walka była by błędem. Nie wychylając się zatem siedział w krzakach gotów na każde zrządzenie losu.

.

Tabasa 08-12-2016 12:45

Była trochę zawiedziona, że nie uda jej się uzupełnić zapasu strzał, ale nic nie mogła poradzić. Pewnie będzie jeszcze szansa w tym Steinreichu, czy jak się to miasteczko zwało. Dużo gorsze były jednak wieści na temat tego, co się dzieje w okolicy. Nie napawało to radością przed kolejnymi dniami w drodze, bo chyba sam Sigmar mógł wiedzieć, na co jeszcze trafią. Dobrą informacją było, że żołnierze przeżyli zasadzkę zwierzoludzi i wyruszyli dalej, ale czy wciąż ostali się gdzieś w okolicy? Hertz miała nadzieję, że przyjdzie im się tego dowiedzieć.

Kolację zjadła ze smakiem i jako pierwsza zniknęła na piętrze, gdzie do pokoju dostarczono jej balię z gorącą wodą. Pluskała się w niej naprawdę długo, a gdy Oskar w końcu przyszedł do ich wspólnej izby, mógł zobaczyć ja siedzącą na brzegu drewnianej misy, odwróconą tyłem i spinającą włosy.


Nie krępowała się przy nim, a i wiedziała, że podoba się mężczyznom. I mimo iż początkowo miała ochotę, by miło spędzić resztę wieczoru, to po kąpieli poczuła się strasznie senna. Oskar chyba również chciał odpocząć, więc po prostu położyli się do łóżka, obok siebie, stykając ciepłymi ciałami. Ulrika nawet nie zorientowała się, kiedy zasnęła.

* * *

Następnego dnia drogi niewiele rozmawiała z kompanami, skupiając się na obserwacji terenu. Łuk pozostawał w pogotowiu, chociaż nie miała zamiaru strzelać, gdy naprawdę nie było to potrzebne. Musiała oszczędzać strzały, w razie, gdyby nie udało się uzupełnić zapasów w późniejszym czasie. W końcu trafili do wioski Liepe, gdzie oprócz tego, co już słyszeli, dowiedzieli się o jakichś dziwnych, zakapturzonych osobnikach.
- Ciemne płaszcze, chudzi, wysocy... Elfy? Co myślicie? - Spojrzała po twarzach towarzyszy, gdy posilali się w gospodzie.
Jakoś się to wszystko kupy nie trzymało, z tego, co wiedziała o tej wyniosłej rasie, to raczej nie zniżyliby się do takiego poziomu, żeby u wieśniaków kupować marnej jakości konie. Pewna jednak być nie mogła, wszak życie potrafiło zaskoczyć.

I zaskoczyło, gdy znaleźli się z powrotem na szlaku. Dobrze, że wcześniej usłyszeli przedziwne popiskiwania i zdołali się ukryć, bo w przeciwnym razie wpakowaliby się po same uszy. Ulrika z otwartymi szeroko ustami obserwowała kroczących szczuroludzi. Nigdy nie wierzyła w ich istnienie, nawet gdy ojciec opowiadał, że widział je na własne oczy i straszył ją, gdy była mała, że jeśli nie będzie grzeczna, pewnej nocy przyjdą po nią skaveni i zabiorą pod ziemię. Przyglądała im się z zaciekawieniem i jednocześnie obawą, że ich wykryją. Nie mieliby wielkich szans z tak wielką grupą. Przełknęła ślinę, czując, jak serce zaczyna bić jej szybciej i przyłożyła palec do ust, jednocześnie kręcąc głową.

Nie miała zamiaru ani atakować, ani się wychylać i miała nadzieję, że kompani to samo mają w planach. Gdyby jednak skaveni ich odkryli, najpierw pójdzie w ruch łuk, a potem siekiera. Liczyła jednak, że obejdzie się bez walki i modliła się w duchu do Sigmara, by wiatr nagle nie zmienił kierunku, niosąc ich zapach w stronę skavenów.

Hakon 08-12-2016 15:55

Esmer cały czas się zastanawiał ile w tym prawdy co mówił karczmarz i sołtys. Widać, że nie chcieli ich wkręcić, ale życie już pokazało, że trzeba uważać.
- Ja zaryzykuję bo głodny jestem. Jak coś to weźmiemy na wynos i jak będzie wszystko ok to nadrobisz.- Zwrócił się do Grzecznego zaczynając biesiadę. Zamówił także butelkę gorzałki by się z Kislevskim druhem i może z innymi napić i rozluźnić po ostatnich dniach.

W następnej wiosce także się niczego nie dowiedzieli nowego. Zaczynał szlachcic wierzyć, że jakaś opaczność czuwa nad tym ludem i, że może oddział nie został wycięty w pień. Czas pokaże w każdym razie.

W lesie gdy tylko natrafili na szczuroludzi i schowali się von Bildenstein z trwogą sprawdził kierunek wiatru oblizując palec i wystawiając na wietrzyk. Odetchnął z ulgą gdy okazało się, że nie powinni wyczuć ich obecności.
Chciał te plugastwa wyciąć, ale znał siłę ich grupy. Lepiej byłoby nie ryzykować znowu jakimiś ranami. Mieli zadanie do wykonania a nie czyścić lasy. Od tego byli zbrojni.
Czekał ukryty przy drzewie i leżąc na ziemi. Jakaś mrówka wlazła mu na dłoń, ale szlachcic nie przejmował się nią. Wiedział, że każdy odgłos ich obecności może zdradzić ich położenie i rozpocznie się dramatyczna walka o przetrwanie. Nie znał się na skavenach, ale słyszał legendy o Imperatorze, szczurobójcy. Z chęcią by także wsławił się tak jak on, ale nie chciał skończyć jak on po paru latach zabity przez skrytobójcę.

pi0t 10-12-2016 20:13

Suche miejsce do spania, ciepło z paleniska oraz jadło wraz z gorzałką istną wodą życia poprawiło nastrój kozaka. Nie chciał zbyt naciskać kmiotów, byli nawet gościnni. Miał nadzieję, że dopiszę im szczęście i przetrwają tą zawieruchę. Pomysł z balią wody wydawał się kuszący, szczególnie gdyby zaprosić jedną z dziewek.


Jednak po chwili naszła go myśl, że zieloni mogą zaatakować w każdej chwili. Kmiotów podejść będzie łatwo, więc może palić się już pół wsi nim ktoś krzyknie, lepiej wtedy nie siedzieć w wodzie... Zamiast tego z miła chęcią wniósł toast za pomysł wypicia wspólnie gorzałki.
-Waszmości Esmerze zacny z Was towarzysz
Dimitrii w przeszłości zwykł pić z Oskarem, jednak ten teraz był zajęty swą rodaczką, wszak nie można było mieć mu tego za złe.
Ku zadowoleniu kozaka noc minęła spokojnie. Czas było wyruszyć w dalszą drogę. Przed odejściem zwrócił się jeszcze do Carstena.
- Zbierzcie się w kupę, ruszcie do włości hrabiego, sąsiedniej wioski, albo do Bredy, tu sami nie przetrwacie. Sapieha wątpił jednak, że Ci ludzie go posłuchają.
W odpowiedzi na pozdrowienie odkrzyknął jeszcze - Ostańcie zdrowi!
Widok kolejnej wioski miło zaskoczył mężczyznę. Informację, które uzyskali niestety budziły tylko obawy.

Niedługo później napotkali grupę szczuroludzi, Dimitri cofnął się pół kroku i przypadł do ziemi chowając się za zaroślami. Nie wiedział co o tym myśleć, najpierw zieloni teraz skaveni i to idący tak otwarcie, jak by byli panami na tych ziemiach.
Nie miała zamiaru ani atakować, ani się wychylać z zadowoleniem spostrzegł, że kompani to samo mają w planach. Gdyby jednak skaveni ich odkryli, miał zamiar ustrzelić najbliższego i krzyknąć do towarzyszy aby się wycofywać w stronę wioski Liepe


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:23.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172