Zaryzykowała i obie strzały poszły się kochać. Nigdy nie była mistrzynią strzelania z biegu, w dodatku przy paskudnej pogodzie, ale teraz to przeszła samą siebie, kurwa-jego-mać. Na szczęście koziogłowi postanowili sobie w końcu odpuścić, gdy razem z towarzyszami wypadła z lasu na otwarty teren. Nie wiedziała, czy się z tego cieszyć, czy się martwić, że przed sobą mają coś gorszego, na co zwierzoczłeki się nie pisały. |
Jednooki biegł co sił starając się nie spowalniać towarzyszy. ,,Na szczęście rana nie jest głęboka, bo te pomioty mogły by nas dopaść z mojej własnej winy." Gdy jego oczom ukazała się osada, zdziwił się co nieco wszak spodziewał się co najwyżej zgliszczy. -Świetnie bogowie nie pozwolą nam dzisiaj dokonać żywota. Kontynuował dalej bieg, lecz gdy dobiegł do osady i nie zobaczył żywej duszy zaniepokoił się i pochwycił za broń podobnie jak jego towarzysz drogi Dimitri. -Spodziewałem się tu resztek oddziałów hrabiego, to zbyt podejrzane na Urlyka. Psia krew lepiej się pilnować jak oka w głowie. Po wypowiedzianych słowach Jednooki szedł spokojniej za drużyną, cały czas rozglądając się bacznie, będąc gotowym na atak z każdej strony. Gdy dotarł do karczmy nie wtrącił się między słowa Dimitriego, rozsiadł się na ławie kładąc na wprost swoją raną nogę. Jedynie na końcu poparł słowa towarzysza: - Posłać mi tu po jakiegoś znachora to srebrnikami nie pożałuje. Podaj tez gorzałkę na znieczulenie gospodarzu. Pomimo tego, że się uspokoił nadal był nie ufny i starał się doszukać czegoś podejrzanego wśród przebywających w karczmie a sam miał się na baczności wszak taka wieś nie miała prawa przetrwać skoro 160 wojów padło trupem. Siedząc tak czekał na dalszy los wydarzeń. ,,Ciekawe co powie nam tutejszy starosta." |
|
Grzeczny Tężał w sobie przez cały spacer po wiosce. Widać było, że do obrony gotowa, ale brak straży stawiał wszystko na głowie. Tak jakby te wszystkie starania raczej dla pozoru były niźli dla faktycznego boju. To co ujrzał w oberży jedynie go w tym utwierdziło. Przysiadł do Dimitra zrzucając ciężki płaszcz i kładąc go tak, by grzał się od paleniska. Sam też usiadł jak najbliżej łowiąc słowa oberżysty i kompanów. Zamówił solidną porcję z gatunku "co tam macie gospodarzu, byle dużo!" i pogrążył się w myślach. Dopiero kiedy karczmarz pojawił się z zamówieniem a Esmer, "oczy i uszy jaśnie wielmożnego hrabiego" który jednak zdawał się być dobrym kompanem, zadał mu swoje pytania Grzeczny grzecznie, jak na niego przystało, ucapił nieboraka za kark ścierając mu krzywy uśmiech z twarzy. Siłą posadził go na ławie obok Dimitra i sam siadł obok blokując ostatnią drogę ucieczki. Opór oberżysty był nader słaby. Jak na Grzecznego standardy. Dopiero kiedy wsparł mu wymownie dłoń na ramieniu i lekko je ścisnął, dla dodania słowom wymowy powiedział co mu na wątrobie leży. - Gadajcie jak człowiek z nami i odpowiedzcie na pytania mych kompanów to nikomu nic się nie stanie. A wszystkim nam na tym zależy, nieprawdaż? . |
|
Carsten tylko kiwał głową, wysłuchując kolejnych pytań. W międzyczasie zagonił dwie służki na zaplecze, by przygotowały dla was jadło oraz napitek a jakiegoś tyczkowatego młodzieńca wysłał po sołtysa i znachora dla Jednookiego. Potem zaczął mówić. |
Grzeczny Wtulony w leśne runo, skryty przed wzrokiem skavenów, Grzeczny obserwował "szczurki" z ciekawością. W Nuln zdarzyło mu się z nimi raz czy dwa zetknąć. Nie zaskoczył go więc ich widok. Zaskoczyła swoboda z jaką podróżowały po szlaku imperialnym. Widząc ich ilość uznał, że walka była by błędem. Nie wychylając się zatem siedział w krzakach gotów na każde zrządzenie losu. . |
|
|
Suche miejsce do spania, ciepło z paleniska oraz jadło wraz z gorzałką istną wodą życia poprawiło nastrój kozaka. Nie chciał zbyt naciskać kmiotów, byli nawet gościnni. Miał nadzieję, że dopiszę im szczęście i przetrwają tą zawieruchę. Pomysł z balią wody wydawał się kuszący, szczególnie gdyby zaprosić jedną z dziewek. Jednak po chwili naszła go myśl, że zieloni mogą zaatakować w każdej chwili. Kmiotów podejść będzie łatwo, więc może palić się już pół wsi nim ktoś krzyknie, lepiej wtedy nie siedzieć w wodzie... Zamiast tego z miła chęcią wniósł toast za pomysł wypicia wspólnie gorzałki. -Waszmości Esmerze zacny z Was towarzysz Dimitrii w przeszłości zwykł pić z Oskarem, jednak ten teraz był zajęty swą rodaczką, wszak nie można było mieć mu tego za złe. Ku zadowoleniu kozaka noc minęła spokojnie. Czas było wyruszyć w dalszą drogę. Przed odejściem zwrócił się jeszcze do Carstena. - Zbierzcie się w kupę, ruszcie do włości hrabiego, sąsiedniej wioski, albo do Bredy, tu sami nie przetrwacie. Sapieha wątpił jednak, że Ci ludzie go posłuchają. W odpowiedzi na pozdrowienie odkrzyknął jeszcze - Ostańcie zdrowi! Widok kolejnej wioski miło zaskoczył mężczyznę. Informację, które uzyskali niestety budziły tylko obawy. Niedługo później napotkali grupę szczuroludzi, Dimitri cofnął się pół kroku i przypadł do ziemi chowając się za zaroślami. Nie wiedział co o tym myśleć, najpierw zieloni teraz skaveni i to idący tak otwarcie, jak by byli panami na tych ziemiach. Nie miała zamiaru ani atakować, ani się wychylać z zadowoleniem spostrzegł, że kompani to samo mają w planach. Gdyby jednak skaveni ich odkryli, miał zamiar ustrzelić najbliższego i krzyknąć do towarzyszy aby się wycofywać w stronę wioski Liepe |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:23. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0