lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer] Wewnętrzny Wróg (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/16711-warhammer-wewnetrzny-wrog.html)

Kerm 05-03-2020 16:03

Schodząc po schodach Axel po raz kolejny pomyślał, że ma tego przeklętego zamku powyżej uszu. I że przyjście tutaj było błędem. Błędem który jeszcze teraz mógł przypłacić życiem. I to nie tylko on...
Problemem było to, że kompani uparcie chcieli zostać tu do końca i dopilnować, by nie tylko zamek uleciał z dymem, ale i jego ostatnia właścicielka. Jakby nie wystarczyło posiedzieć przy wyjściu i poczekać, aż dym wypłoszy baronównę. Czy raczej już baronową.
Opuszczenie zamku było rzeczą bardzo kuszącą, ale na zewnątrz padało. No a poza tym... zapewne mu się zdawało, ale miał wrażenie, że w deszczu coś się włóczy.
Dlatego też wolał posiedzieć na schodach i poczekać, aż wrócą kompani, równocześnie dzieląc uwagę między schody a wyjście na dwór.

Phil 06-03-2020 21:38

Porcelanowe naczynie ogłuszyło Bernhardta, ale jakby ocuciło Leonarda, który przez dłuższy czas działał jak w transie, nie zważając na zagrożenie. Kucnął przy nieprzytomnym mężczyźnie i otwartą dłonią uderzył go w policzek.

- Budź się, chłopie, nie czas na spanie! Trzeba nam ruszać dalej! Wolałbym nie nosić cię na plecach.

Zerkał przy tym na towarzyszącego im szlachcica.

- Zabije nas ten zamek. Trzeba mieć nadzieję, że ogień dokończy to, co zaczęliśmy. Wolałbym sam poderżnąć jej gardło, ale wystarczy mi, jeśli ta wiedźma spłonie w płomieniach. Poszukajmy Axela.

kymil 07-03-2020 06:45

Berni otrzymał siarczysty cios od Leonarda.
- Aua! - wystękał. - Zachowajcie, Panie Geldmann, takie karesy dla dam. Chociaż za to trzeba w zamtuzie sowicie dopłacić - łypnął złym okiem na towarzysza broni. - Co to było? Latające naczynia? - potarł bolącą głowę.

Z trudem podniósł się i zlustrował otoczenie. Pokiwał głową na słowa Leonarda.

- Też się zgadzam. Uciekajmy stąd. Tacy z nas bohaterowie, jak z koziej dupy trąba. Życie trzeba ratować. Wiedźma sczeźnie w płomieniach albo ją dorwiemy na zewnątrz.

hen_cerbin 07-03-2020 14:34

Najważniejsza zasada jakiej Lothar się nauczył podczas tej podróży brzmiała "Nie łaź sam". Dlatego kiwnął głową i pomógł schodzić otumanionemu Bernhardtowi jeśli na schodach byłaby taka potrzeba. Równie dobrze mogli poczekać przy drzwiach. Miał też nieprzyjemne wrażenie, że budynki poza głównym nie zajmą się ogniem przy takiej burzy i trzeba będzie i do nich zajrzeć.

xeper 11-03-2020 21:19

Korytarz już był po części ogarnięty płomieniami. Kłęby dymu gromadziły się pod powałą i wciskały we wszystkie zakamarki. Z każdą chwilą na piętrze robiło się coraz bardziej gorąco i duszno. Nie pozostawało nic innego jak tylko zejść po wciąż dostępnych schodach i poczekać na zewnątrz. Poczekać, aż zamczysko Wittgenstein zamieni się w wypaloną ogniem skorupę. Trzej zakrwawieni, poobijani i zmęczeni kompani zeszli ze schodów, kierując się do wielkiego holu. Tam czekał na nich Axel. Podzielił się z nimi niepokojącą informacją o tym, że na dziedzińcu znajduje się jakaś istota. Axel, będąc na dole wcześniej nie zauważył pewnej rzeczy, którą teraz wyłapał Leonard. Drzwi, te znajdujące się pod galerią, między schodami były otwarte. Ziały czernią i zapachem wilgotnej pleśni, charakterystycznej dla podziemi, lochów i kazamatów…

I właśnie gdzieś stamtąd, z dołu, z czeluści pod zamkiem znów dobiegły świdrujące odgłosy, połączone z delikatnym wibrowaniem ścian i podłogi. Dał się też słyszeć jakby odgłos kucia, rytmicznego uderzania metalu w kamień.

A jakby tego było mało, na górze, tam gdzie szalał ogień też coś się działo. Przez huk płomieni pożerających łatwopalną materię, przebijał się jakiś łomot. Miarowe uderzenia kogoś, kto z wielką siłą stara się przebić przez jakąś przeszkodę. A w momencie, gdy owe uderzenia ustały rozległ się rozkaz, wypowiedziany mocnym, kobiecym głosem.

- Na dół!

kymil 14-03-2020 18:33

Berni wsparty na ramieniu Lothara ciężko schodził po schodach upadłej twierdzy. Za nimi zaś huczał żywioł ognia pochłaniając zamek.

- Chociaż tyle dokonaliśmy, paniczu. Przez parę dobrych lat tego kasztelu Wittgensteinowie nie odbudują - wystękał von Essingowi do ucha. Kapłan po paru chwilach doszedł na tyle do siebie, że przestało kręcić mu się w głowie od uderzenia wazonem. Odzyskał zmysły, gdy dotarli na parter zamku.
Na wieści od Axela, że coś wielkiego i złego łazi po dziedzińcu, skwitował krótko odzyskawszy rezon.

- Widać taki nasz los. Dobre historie bohaterskie, kończą się z przytupem. A nasza historia godna jest eposu - wyszczerzył zęby w uśmiechu, który zaraz zgasł, gdy Zingger dosłyszał uderzenie z dołu i rozkazy z góry.

- Psi los, pryskamy na dziedziniec. Nic tu po nas, poranieni nikomu nie sprostamy w równej walce. Chodźcie prędko, przykleimy się do ściany po lewej stronie od wyjścia. Niczym reiklandzkie myszki u młynarza na stryszku. Ranaldzie, nie może być tak, że wszystko przeciw nam się dzisiaj sprzysięgnie. Potrzebujemy Twej pomocy, fartu. Ta baronówna na pewno wszystkiego nie kontroluje. Te eksperymenty czarnoksięskie na pewno wymknęło się spod jej władzy. Prawda, mój wybrany i ukochany boże w wiecznym kasynie? Poczekamy na rozwój wydarzeń i włączymy się, gdy będziemy wiedzieć co i jak.

To mówiąc, szybko skierował swe kroki na zewnątrz nie bacząc ani na deszcz ani błyskawice. Gdy jako tako schował się, za wyjściem zarepetował kuszę i wypatrywał wroga.

hen_cerbin 14-03-2020 19:16

- Myślicie że damy radę się tu ukryć, ustrzelić z zasadzki baronową i baronównę i uciec, choćby i dołem? Nie chcę być złapany przez te cholerne wiedźmy w czasie walki z tą istotą, co jest na dziedzińcu. Ani by nam wtedy zwiały dołem - Lothar pokazał dziurę - a potem to na nas zasadzkę urządziły. Jak ujdą z życiem to marny nasz los - dodał. Rozejrzał się na tyle na ile mógł za miejscem do ukrycia się, choćby i tą wilgotną dziurą prowadzącą do kazamatów.

Kerm 14-03-2020 19:27

Axel z nieukrywaną ulgą przyjął pojawienie się kompanów. Bez wątpienia cztery osoby miały większe szanse na przeżycie, niż jedna, a był przekonany, że to coś, co mignęło mu przez moment w deszczu nie było złudzeniem wywołanym przez błyskawice.
Co prawda bieganie z bronią, podczas burzy, w obliczu nieznanego niebezpieczeństwa, mogło się wydawać mało rozsądne, to jednak dalszy pobyt w tym przeklętym zamczysku był - jego zdaniem - jeszcze mniej rozsądny. Podobnie jak sprawdzanie, czy w zamkowych piwnicach znajduje się pełen skarbiec lub beczki pełne wyśmienitego wina.

- Możemy stanąć na nogi, a potem tu wrócić - powiedział. - Z pewnością minie kilka dni, nim to miejsce będzie w stanie się obronić przed kolejnym atakiem.

Sprawdził kuszę i pistolet, po czym - idąc za przykładem Bernhardta - wysunął się na zewnątrz, bacznie się przy tym rozglądając.

Phil 16-03-2020 14:00

Poranieni, obolali, zdecydowali się na odwrót. Szybko okazało się, że może przyjść czas na kontruderzenie ze strony gospodarzy zamku. Drużyna znalazła się w potrzasku, zagrożenie znajdowało się zarówno z przodu, jak i z tyłu. Zagrożenie bliżej nieznane, a to oznaczało dla Geldmanna potrzebę zyskania czasu. Niestety, dwóch jego kompanów bez wahania opuściło budynek, nim zdążyli ustalić plan działania. Został jedynie szlachcic.

- Chodźmy tamtędy. – Leonard wskazał palcem w stronę pomieszczeń służby, którędy weszli do zamku całkiem niedawno. – Nie wystawiajmy się wszyscy na widok. Może uda nam się uzyskać element zaskoczenia.

Załadował kuszę i ruszył.

xeper 18-03-2020 21:27

Axel Mayer, Bernhardt Zingger

Nie czekając na pozostałą, nieco ociągającą się i marudzącą dwójkę, Axel pierwszy, a tuż za nim Berni wybiegli na deszcz. Nad nimi, z pomieszczeń na piętrze wydobywały się kłęby dymu. Dziedziniec wciąż siekł, rwany podmuchami wiatru deszcz. Ale burza chyba zrezygnowała z ataku na zamek i teraz jej centrum z wolna wędrowało na zachód. Pioruny nadal rozświetlały nieboskłon, co jakiś czas tworząc upiorne łuki między skłębionymi chmurami a czarnym lasem, ale ich częstotliwość z każdą chwilą spadała. Gdy się nie błyskało, tylko łuna ognia z wyższych kondygnacji budynku oświetlała zamkowy podwórzec. A na nim coś się czaiło. Gdzieś z tyłu, w pobliżu otoczonego murem ogrodu ktoś (lub coś) łaziło wzdłuż zewnętrznej ściany. Dopiero przy kolejnym błysku można było z grubsza stwierdzić, że to jakiś olbrzymi humanoid. Warunki oświetleniowe nie pozwalały dokładnie go obejrzeć, ale widać było, że łaził na dwóch nogach, przygarbiony i pochylony do przodu. W długich łapskach dzierżył olbrzymią, nabijaną kolcami maczugę, a jego głowa była wyraźnie spłaszczona, z szeroką paszczą pełną kołkowatych zębów. Axel i Berni zobaczyli jeszcze, że owa istota ma na sobie nabijaną stalowymi guzami kamizelkę, a jej wyjątkowo małe oczka pałają czerwienią. Olbrzymi stwór przez moment pokręcił się przy bramce do ogrodu i zniknął w środku, a zaraz potem przez szum deszczu i huk ognia dał się słyszeć głuchy odgłos walenia w coś maczugą.

Lothar von Essing, Leonard Geldmann

Lothar i towarzyszący mu Leonard w momencie, w którym pozostała dwójka wyszła na zewnątrz skierowali swoje kroki do przejścia po prawej stronie pomieszczenia, tuż za kominem. Wyszli na częściowo zadaszony taras, ten sam który Berni już wcześniej zwiedził, a skąd rozciągał się widok na skrytą za zasłoną deszczu baronię Wittgenstein, który można było podziwiać z trzech ustawionych tu, komfortowych leżaków. Tuż nad przepaścią, odgrodzone od niej kutą barierką stały cztery ule w kształcie pękatych khazadzkich sylwetek. Cuchnęło spalenizną – pomieszczenia znajdujące się wyżej płonęły na całego. Drzwi na końcu tarasu były zamknięte, ale nie na klucz i wiodły, zgodnie z przewidywaniami do zamkowej kuchni.

W kuchni śmierdziało. Nie był to jednak odór popsutego jedzenia ani zgnilizny. Kuchnia cuchnęła jakby była miejskim wychodkiem. Śmierdziało w niej gównem. Pomieszczenie było puste. Ogień pod płytą płonął jednak nadal. Na długim roboczym stole stały naczynia z częściowo przygotowanymi potrawami, pokrojone dziwaczne warzywa, pociachane na kawałki mięso… W rogu znajdowała się wąska klatka schodowa. Kamienne schodki prowadziły gdzieś wyżej. Pewnie do kwater służby, skąd wezwany Laurenz zszedł, by służyć radą pozostałej trójce służących. Częściowo otwarte drzwi wiodły do holu wejściowego, przez który jakiś czas temu weszli do tej części zamku, zajmowanej przez służbę.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:04.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172