|
Gdy Techler pokazał Zinggerowi i kompanowi swoje znalezisko, młodzieniec zaniemówił. Przez dłuższy czas otwierał i zamykał usta niczym ryba wyciągnięta z wody. W końcu jednak wykrztusił. - Co to za czary, Panie Wolfgang? Mimikrant, xameleon, doppler czy inne okropieństwo? Kto płata takie figle. Nikt jednak nie potrafił odpowiedzieć na zadane przez akolitę pytania. Przynajmniej na razie. Na sugestie kompanów Bernhardt nasunął kapelusz głęboko na głowę, by nie rzucać się zbytnio strażnikom dróg w oczy. Ale nie mógł się oprzeć, żeby dokładnie obejrzeć zwłoki przy kolejnej nadarzającej się okazji. - Na kości Ranalda - wyszeptał, komentując swe oględziny. - Wypisz, wymaluj, ja. Trochę grubszy... może. Ale to ja. co za los pleciesz mi, mój Panie - odruchowo sięgnął ku medalionowi bóstwa zawieszonego na szyi. - Ale nie bój nic, podejmę wyzwanie, mój Panie - uderzył się w pierś dwoma skrzyżowanymi palcami na znak poddania. *** Gdy jako tako ochłonął i przetrawił wiadomość, że wygląda jak imć Lieberung i niedługo może przypaść mu pewna sumka w spadku na Konigplatz spotkał dwóch wariatów. - Czy ten tydzień nigdy się nie skończy? - żachnął się. Wtem przyszła mu do głowy pewna błazenada. Nie namyślając się więcej, pomachał przyjaźnie do nieznajomych, a następnie powtórzył ich gest czekając ewentualnej odpowiedzi. |
Szkiełko z niewinna miną wychynął z krzaków z podniesionymi rekami, a że wczesnie nieco posmarował dłonie brązowawą glinką... nerwowe podtrzymywanie troczka i głupawa mina zdały egzamin. Sprawdzały się słowa Olego Zmruż - Oczko: "wyglądaj na debila...debili nikt nie podejrzewa. Jak myślisz, dlaczego najlepsi doliniarze to niziołki? Spójrz na ich pucołowate, głupie gęby. Wyglądaj tak, jakby twój glut był mądrzejszy od ciebie". Widząc pantomimę obcych, niby zainteresował się dobrami kupca bławatnego, by zniknąć pośród bel materiału i wyjść za plecami dziwaków. Cokolwiek towarzysze nie postanowią, będzie gotów, by ich wesprzeć. Poza tym, starał się zapamiętać każdy szczegół ich wyglądu, sposób chodzenia, manieryzmy - może to jakiś nowy gang uliczny, którego nie zna? Jakich dziwactw się nie robi, by się wyróżniać spośród rzeszy bandytów... |
|
|
Mieszczanin wykonujący dziwne gesty zawahał się, gdy Bernhardt powtórzył gest i ponowił próbę, tym razem w jeszcze bardziej przesadny, niemal komiczny sposób. Ten drugi rozglądał się dookoła, cały czas obserwując okolicę, przechodniów i budynki wokół placu. W końcu coś zauważył, gdyż postukał kompana palcem w plecy i szepnął mu kilka słów na ucho. Tamten wzruszył ramionami i odwrócił się, podążając za gestem towarzysza. Więcej nie poświęcali uwagi Zinggerowi, szybko kierując się w stronę jednej z kamienic. W jej podcieniach stał jakiś wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, owinięty zieloną opończą. Serdecznym palcem lewej ręki grzebał sobie w nosie, a prawą dłonią gładził po brzuchu. Gdy zobaczył, że tajemnicza dwójka dostrzegła jego gesty, natychmiast ich zaprzestał i schował się głębiej w cieniu. Cała trójka przez moment rozmawiała, po czym wszyscy weszli do budynku, zamykając za sobą drzwi. - Szkiełko! Hej, Szkiełko! - ktoś krzyczał w tłumie. Leopold obrócił się widząc przeciskającą się przez ciżbę postać. Biorąc pod uwagę jej zwalistą sylwetkę, nie było to zbyt trudne. Mężczyzna miał potężny brzuch, na który spływała nie mniej okazała, ruda broda. Nie dało się tego człowieka pomylić z nikim innym - był to Josef Quartijn, marienburczyk parający się handlem na rzekach Imperium, na którego zawsze można było liczyć w sprawie znalezienia taniego burdelu, dobrego wina i solidnego kaca. - Cóż za spotkanie. Trzeba to opić! Co porabiasz? |
Fortel Zinggera się nie udał. Na pierwszy rzut oka wręcz pokpił sprawę. "Pan Lieberung" w jego wykonaniu nie przekonał tajemniczych jegomości. Co więcej spłoszył ich. Bernhardt odwrócił się do kompanów i wskazał dyskretnie domostwo, gdzie schronili się nieznajomi. - Może sprawdzimy co się dzieje w środku, hmm. Rozpytam czyj to dom. Może ktoś nam coś wyjaśni. Ktoś chętny do pomocy? Na widok Josefa Quartijna wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Taki człowiek to skarb, Herr Szkiełko. Zapoznaj nas, proszę. Jam jest Bern Zingger. Razem popijemy, ale... - zastrzegł się, wskazując ponownie palcem kompanom na domostwo - najpierw robota, później okowita jak mawiają Kislevici. |
|
-Miło cię widzieć, kamracie! - Szkiełko uśmiechem pokrył zmieszanie. Zaskoczenie diabli wzięli, ale nie sposób było się gniewać na jedną z nielicznych osób, która żywiła sympatię do złodzieja. - znasz mnie, długo miejsca nie zagrzeję, ale to opowieść, od której w gardle schnie...to i może byśmy się zmówili w jakim szynku, jak już swoje sprawy załatwisz? Gdzie i kiedy zacny i niedrogi trunek dają, to pewnie wiesz najlepiej, chętnie coś z Twej eksperiencji w tej sprawie skorzystam wraz z moimi towarzyszami... |
Lothar zaczął się rozglądać po placu i bardziej pilnować swojego dobytku. Nie podobał mu się tłok na placu i fakt, że co chwilę byli ośrodkiem zainteresowania. ~Najpierw jacyś spiskowcy do nas machają, teraz jakiś znajomek Szkiełka się przyszedł przywitać minutę po naszym dotarciu tutaj... Tylko czekać samego Jego Ekscelencji Koronowanego Księcia Hergarda von Tasseninck |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:54. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0