Reakcja mężczyzny, który wysiadł z łodzi na pytanie Berwina była co najmniej dziwna. Zamiast zatrzymać się i odpowiedzieć, co słychać po drugiej stronie rzeki, ten nie powiedział nic, a zamiast tego wziął nogi za pas i popędził w stronę nieodległej chaty rybaka. - Rolf! Spierdalamy! - biegnąc darł się na całe gardło. - Moja żona... Moje dziatki... - lamentował rybak, pospiesznie gramoląc się z wbitej w przybrzeżny muł łodzi. - Ratujcie je... Pozabijają mi... Łotry... Skurwysyny! * - Ja! Ja chętny! - krzyknął jakiś mężczyzna o aparycji capa. Był chudy a wysoki. Miał odstające uszy i kozią brodę. Jego głos również kojarzył się z beczeniem kozy. - Jam jest Dagmar Ziegel i za złotego karla Panów w te pędy na drugi brzeg przewiozę. Łódkę mam na przystani, gotowa do drogi. Przecie to niewiele w tej sytuacji, prawda? |
- No panie Zegiel, sporo se pan liczysz, ale niech będzi moja strata - Elmer wysupłał monetę i rzucił rybakowi, który zręcznie ją złapał - Za tę monetę przewieziesz nas tam i poczekasz żeby z powrotem nas zawieść na ten brzeg. Wytłumaczył czarodziej stanowczo, palcem wskazując pod nogi. - No biegusiem panowie do łódki - zachęcił Elmer przyjaciół. |
- Masz tu Elmer dychę szylingów. - szczurołap odliczywszy podał Lutefiksowi. - Oj, panie Ziegel, łoby równo sprawiedliwie bogowie ci łodmierzyli, jako tyś nam w potrzebie. - Bodo rzekł spokojnie, nie patrzac na chciwego koziegosyna. Stanał na dziobie łódki. Bodajbyci jaja spuchły i łobyś cudze dzieci chował, gamoniu - złorzeczył Wanker w duchu na rybaka wpatrzony w drugi brzeg rzeki niczym jastrzab pikujacy z nieba. |
- I ja się dołożę, niech tylko ta draka z pożal się bogowie łowcami się skończy. - Dodał Santiago ładując się do łódki. Estalijczyk nie żywił awersji do wody, jednak afektu takowoż i zwyczajnie miał nadzieję, że chybotliwa łódka nie wywróci się podczas przeprawy na drugą stronę. W każdym razie zamierzał udawać beztroskę wpatrzony w drugi brzeg w trzymając kuszę w pogotowiu, zamiast w mroczną toń pod tą starą łupiną. - Vamos. Płyńmy przyjaciele. - Rzucił usadowiwszy się na pośrodku ich okrętu desantowego. |
Wilhelm nie wierzył, by przeprawa na drugi brzeg miała jakiś sens. Łowca miał kolosalną przewagę czasową, a z pewnością nie był taki głupi, by czekać. A jeśli uciekł, to z kolei oni nie mieli czasu, by go gonić. - Przywieźcie jak najszybciej Berwina i Ehrla - powiedział. Sam płynąć nie zamierzał. Grupa, jaka się wybierała na tamten brzeg była dosyć liczna. |
Instynkt łowcy odezwał się w Berwinie całkiem niespodziewanie. Nim jeszcze usłyszał wołanie rybaka rzucił się w kierunku uciekającego mężczyzny. W biegu wyciągnął broń i próbował przejechać draniowi ostrzem po łydkach. Pędził za nim pewien, że zwłoka będzie kosztować życie żony rybaka i jej dziecka. W duchu tylko przeklinał, że nie ma naładowanej kuszy. Z drugiej jednak strony skąd mógł wiedzieć, że mu się przyda. |
Teraz z sudenlandzkiego brzegu dochodziły krzyki, które awanturnicy słyszeli płynąc łódką wynajętą od posiadacza koziej brody. Najwidoczniej działo się tam coś, co zostało spowodowane krzykami imć Wankera. * Berwin wystrzelił z miejsca, w którym stał niczym sprężyna w krasnoludzkim mechanizmie zegarowym. Gdy mężczyzna go mijał, Hraban miał już w ręce miecz. Dwa kroki dalej wyprowadził cięcie, niskie mierzące w nogi uciekającego. Trafił. Wrzask bólu przeszył ciemności nocy, a nieznajomy upadł na nadbrzeżny piach. Z rozciętych łydek lała się krew. Od strony chaty rybaka, w której pytali o łódkę dały się słyszeć jakieś hałasy. Ktoś trzasnął drzwiami, a chwilę potem rozległ się tętent kopyt. Odgłos się oddalał, więc niechybnie ktoś uciekał. Rybak, który wyskoczył z łodzi, pędził na złamanie karku w kierunku swojej chaty, niepewny losu małżonki i latorośli. * Gdy Ziegel dobijał do brzegu, tuż obok zarytej w piach łódki, z ciemności wyłoniła się sylwetka Berwina klęczącego nieopodal brzegu nad czymś lub nad kimś. W zabudowaniach zaczęły jaśnieć okna - również sudenlandczycy dzięki działaniom bohaterów zyskali nocne, niezapomniane wrażenia. |
Odgłosy dobiegające z drugiego brzegu dobitnie świadczyły o tym, że ktoś ma kłopoty. Wilhelm odrobinę żałował, że jednak został na tym brzegu, ale już nie miał wyjścia, jak czekać koło barki, aż kompani wrócą. |
Kimkolwiek był wspólnik, to zdążył zwiać i Berwin nie miał zamiaru po nocy go ścigać. Starczył mu pocięty obwieś. Zasadził leżącemu kopa w bok i przykładając sztych do gardła próbował rozbroić, by nie robił problemów. - Nie jęcz. Do wesela się zagoi. - mruknął starając się obejrzeć gębę mężczyzny. - Że spytam jeszcze raz. Co się stało na tamtym brzegu? - jego głos brzmiał grzecznie, acz stanowczo. |
Szczurołap, któremu bogowie przeznaczyli łapanie łowców nagród, biegiem pobiegł za uciekajacym uciekinierem, gdy tylko łódź kozisyna zaryła dziobem w nadrzeczny piach. Z proca gotowa do rzutu pędził ku ludziom na plaży. - Pięknie, pięknie...- rzucił nieco nerwowo już przy kompanach, którzy pojmali zabójcę. - Ale nie za bardzo... To najenty zakapior na głowy nasze. Z Geshburga za nami przyleźli... - Gadaj hamie kto płaci, a nużci kilka zębów siem uchowa! - rozezlony Bodo wcisnał z rozmachem niedoszłemu mordercy solidnego kamasza w pysk. Rozgladał się po okolicznych ciemnościach jakby zagrożenie jeszcze całkiem ich nie opuściło. - Drugi też tu miał być. - rzekł nie widzac nigdzie żadnego trupa lub brańca w pobliżu. - Musi dał dyla, albo kitrasi sie po krzorach kutas świdrowaty... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:15. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0