Ulewny deszcz nie poprawiał nastroju. Sama jazda wierzchem na durnym zwierzaku była wystarczająco wkurzająca, a do tego masa wody lecąca z nieba - coś bogowie nie lubili Frugelhorn...
Człeczyny zamieszkujące farmę byli uparci jak reszta. Gurazsson nie miał im za złe tego, że chcieli zostać i bronić swojego majątku przed wrogiem, choćby i nieumarłym. To było w krasnoludzkim stylu.
Bardak nie czekał, aż gospodarz sprawdzi, co jest przyczyną zamieszania na zewnątrz. Zbyt wiele razy brał udział w potyczkach i zasadzkach, żeby nie rozpoznać zbliżających się kłopotów. Kłopoty były zaś tym, co Zabójcy wręcz uwielbiali. - Ha, znowu zgniłki! Trzeba odesłać kilka z nich tam, skąd wypełzły! - Wyszczerzył się radując nadchodzącym starciem. - Chyba żartujesz! Zostaję tutaj! - Odkrzyknął na zawołanie Felixa, aby udać się na górę i bronić schodów. - Wy też zostańcie, bo inaczej ominie was cała zabawa! - Zaproponował biorąc zamach toporem i wyprowadził uderzenie w najbliższego ożywieńca.
Starał się mieć baczenie na Viktorię, by pomóc w razie potrzeby. Na razie jednak sytuacja nie wymagała jego interwencji. |