Burza zelżała na tyle że mogli wyjść z karczmy bez obawy o rdzewiejącą kolczugę, razem z Douko i Bardakiem dotarli do domu wdowy Le Roux. Czekali tam na nich dwaj kompani wyglądający na bawiących się bardzo dobrze w cieple przy szklanicy czegoś mocniejszego i zajadający smaczne jadło. Gospodyni okazała się bardzo miłą osobą, pozwoliła wszystkim spać w izbie na wygodnych łóżkach jedynie w zamian za drobną pomoc w obejściu. |
Zebraliście się do drogi i ruszyliście wraz z Alainem i Hansem na zbocza znajdujące się dwie mile od wioski, tak przynajmniej wynikało ze słów wójta. Prowadził młody Leopold, który zdawał się być mocno przestraszony całą sytuacją i właściwie nie odzywał się po drodze. Pogoda nie poprawiała się, ale i nie wyglądało na to, by miała się zepsuć, choć jak sami się przekonaliście, w górach aura zmieniała się błyskawicznie. Jak na razie było mgliście, chłodno i ponuro, ale nie padało. Po niemal trzech klepsydrach dotarliście na zbocze, o którym mówił Leopold. Rozciągał się stąd wspaniały widok na północną część doliny Frugelhorn i płynącą nisko Vasswaser. Ciało zostało wskazane dość szybko. Armand leżał pod jedną z rosnących na zboczu sosen, odwrócony plecami do was. Nie poruszył się na nawoływania Hansa i Alaina, więc podeszliście bliżej i obróciliście go na plecy. Waszym oczom ukazał się makabryczny widok. Brzuch Armanda był rozerwany, a ze środka wylewały się zastygłe już w krwistej brei wnętrzności. Na piersi młodego mężczyzny znajdowało się jeszcze kilka pomniejszych ran kłutych. Alain nakazał odwrócić wzrok Leopoldowi, a Bianca nie była przyzwyczajona do takich widoków, dlatego gdy tylko zebrało jej się na wymioty, odeszła kawałek dalej i zwróciła śniadanie w pobliskie krzaki. - Na Sigmara - rzucił zszokowany Hans, odsuwając się kilka kroków i mimowolnie wykonał znak młota. - Kto mógł zrobić coś tak przerażającego... Nie ulegało wątpliwości, że Armand został zamordowany, a rany zostały zadane przez broń. Ludo i Dieter pochylili się nad ciałem, przyglądając mu się dokładniej i jako łowcy wampirów mający pewne doświadczenie w tej materii, szybko doszli do wniosku, że Armand musiał zginąć ostatniej nocy - krew zdążyła już bowiem spłynać do najniższych partii ciała, pojawił się rigor mortis, a ciało było lodowate. Jakby tego było mało, Felix zupełnie przypadkowo, jakieś dwa metry od ciała, natrafił wzrokiem na coś bardzo dziwnego. Podniósł rzecz, która okazała się być kawałkiem kości czaszki z zachowanymi jęszcze kilkoma zębami i pokazał pozostałym. Na dwóch zębach dostrzegliście ślady zakrzepłej krwi. - Na Sigmara. - Powtórzył Hans, a w jego głosie drżała nuta niepokoju. - Myślicie... myślicie, że to może być część tego, co zabiło Armanda? - Nawet jeśli... - rzucił spokojnym głosem Alain, przyglądając się znalezisku. - Trzeba to utrzymać w tajemnicy przed pozostałymi w wiosce, żeby nie wzbudzać niepotrzebnej paniki. Rozłożył prowizoryczne nosze obok ciała syna Katriny. - Trzeba sprawdzić gospodarstwa Wernicków i Kassenbricków - powiedział stanowczym, żołnierskim tonem. - Nie wiadomo, czy wrócili wczoraj bezpiecznie do domów z gospody. Zajmiemy się tym z Hansem, gy tylko zniesiemy ciało Armanda do wioski, natomiast wy... - Popatrzył po was. - Ostrzeżcie Gimbrina i jego ludzi, że w okolicy zaczynają dziać się dziwne rzeczy i żeby mieli oczy i uszy szeroko otwarte. Zresztą, z tego, co mówił mi Hans, i tak mieliście się tam wybrać. Alain narzucił grube, skórzane rękawice i podszedł do zwłok Armanda. - Hans, rusz tyłek i pomóż mi przenieść ciało Armanda na brezent. Mężczyźni zajęli się zwłokami Le Roux, podczas gdy wy mieliście chwilę na przetrawienie informacji i podjęcie dalszych działań. |
Armand był trupem... Zimnym trupem z rozprutym brzuchem. A jeśli Ludo i Dieter się nie mylili, to od dawna żadna pomoc nie była im potrzebna. Natomiast, zdaniem Felixa, znaleziony kawałek kości nie należał do napastników. To by znaczyło, że rozsypywali się na kawałki pod byle uderzeniem. Nie stanowiliby zatem zbyt wielkiego zagrożenia, chyba że byłoby ich wielu. Być może Armand znalazł jakiś stary grób i z takim nietypowym trofeum wracał właśnie do domu, kiedy go zaatakowano. Ale z pewnością nie za pomocą zębów. - Poinformujemy Gimbrina - obiecał, postanawiając później podzielić się przemyśleniami ze swymi towarzyszami. No i cieszył się, ze nie on będzie musiał przekazać złe wieści matce zamordowanego chłopaka. |
Trup nie zrobił na Douko żadnego wrażenia. Widział już zwłoki w gorszym stanie. Nie mieli pewności kto i jak zaatakował niejakiego Armanda. |
Rzeczywiście znaleźli chłopaka tam, gdzie wspominał młodzik wypasający zwierzaki na zboczach otaczających Frugelhofen. Nie ulegało wątpliwości, że syn wdowy w czasie jednej z wędrówek spotkał swoje przeznaczenie. Gurazsson nie znał go wcześniej i nie potrafił stwierdzić, czy po prostu było to kwestią czasu, czy raczej czymś dziwnym - wcześniej zasłyszane opinie na temat chłopaka sugerowały drugą możliwość. Miał znać okolicę jak własną kieszeń, co pozwoliłoby mu uciec przed większością niebezpieczeństw. Może nie przed dzikimi zwierzętami, ale te nie noszą przy sobie broni i nie zbierają trofeów w postaci ludzkich czaszek. Tym bardziej, że żadnej części ciała zabity nie stracił. Na pytanie o to, czy fragment szczęki mógł być częścią tego, co zabiło młodziaka Zabójca wzruszył ramionami. - Zwierzęta tego nie zrobiły na pewno. Nie został pogryziony ani rozszarpany pazurami. Drapieżnik zjadłby go na miejscu lub zatargał do legowiska. - Rzekł beznamiętnie przyglądając się obrażeniom. - Żadne zwierzę nie nosi miecza czy choćby sztyletu, którym można zadać takie rany. - Dodał. - Przed bandytami z pewnością by uciekł. Podobno znał te góry lepiej, niż inni mieszkańcy doliny. Podobnie przed zielonoskórymi... - tu splunął na ziemię. - I jednych i drugich zauważyłby ktoś jeszcze lub właśnie płonełyby domy we wsi. I robota nie ta - grobi pastwiliby się nad nim znacznie dłużej. Nie ma też śladów po grotach strzał... To z pewnością nie to. - Mówił dalej nie kierując tych słów do nikogo konkretnego. - Musiał go ktoś zaskoczyć w czasie ulewy. Tylko tak mógł zdołać dotrzeć na odległość ciosu. Tylko kto, chocby najgorsza bestia, włóczyłby się w taką pogodę po górach? Dziwne... - A co do informowania ludzi - wyście tutaj gospodarzami i zrobicie jak uważacie, ale jeśli coś grasuje wokół wsi, to lepiej żeby mieszkańcy nie wychodzili samotnie poza zabudowania, a w nocy lepiej byłoby zbrojną straż zorganizować. Do czasu wyjaśnienia sprawy. - Powiedział spoglądając na Hansa i Alaina. - We wnykach, o których wspominaliście nic więcej się nie złapało? - zapytał młodzika. |
Przez całą drogę na miejsce niewiele się odzywała, podziwiając okoliczną naturę. Było w tym miejscu coś fascynującego i gdyby nie to, że zdarzały się tutaj spotkania z różnymi dziwnymi stworzeniami, byłoby to naprawdę świetne miejsce do życia. Wieśniacy we Frugelhofen prowadzili proste, pozbawione zmartwień życie i wspierali się nawzajem, żyjąc w niewielkiej, hermetycznej społeczności. Kto wie, może Bianca też na starość wybierze tak odległe miejsce do życia, z dala od wielkich miast i cywilizacji. |
|
- Co za wciórności! Dziwne to, dla pewności urządzić mu trzeba pośpieszny pochówek, a najlepiej to ciało spalić. – Głos niziołka zrobił się nieco szorstki. |
Pytania niziołka zaskoczyły krasnoluda. Brodacz zdumiony łypnął okiem na mniejszego od siebie Kołodzieja, po czym zmarszczył brwi szukając ukrytego szyderstwa. - Nie kpij, maluchu... - sapnął gniewnie. - Nie byłem i nie będę. To WY pójdziecie rozmawiać z Gimbrinem, a JA poczekam na zewnątrz. - Zabójca odszedł kilka kroków na bok i wpatrzył się w górskie szczyty otaczające dolinę Frugelhorn. Zaciśnięte szczęki i pobielałe kłykcie ściskających stylisko dwuręcznego topora dłoni świadczyły o wzburzeniu - Jedyne zamieszkałe przez dawi miejsce, gdzie takim jak ja wolno przychodzić bez zaproszenia to Karak Kadrin, zwana czasem Twierdzą Zabójców. - Rzekł po chwili milczenia, a jego głos złagodniał - być może Bardak zdał sobie sprawę, że niziołek nie zamierzał go urazić, a pytania wynikały z jego niewiedzy w tym temacie. - Dlatego rozmawiać z krasnoludami w kopalni pójdziecie wy. Ja przypilnuję obejścia... - wyszczerzył się. |
Po wyjściu z karczmy skierowali się całą grupą w stronę górskich zboczy, prowadzący ich chłopak wydawał się bardzo przestraszony zaistniałą sytuacją i co chwile rozglądał się to w prawo to w lewo jakby bał się że i jego może spotkać podobny los co Armanda. Znaleźli go pod sosną z potwornymi ranami brzucha, po pobieżnych oględzinach wyglądało na to że został zaszlachtowany w czasie ulewy, jego ubranie jak i on sam były pozbawione większości krwi wypłukanej przez wodę i jedynie wyszarpane wnętrzności i kłute rany świadczyły o jego losie. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:32. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0