lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP] Historia Navarra (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/17962-wfrp-historia-navarra.html)

adsum 03-12-2018 15:25

Galina w pierwszej chwili zaniepokoiła się na widok tłuściutkiego urzędnika. Odżyły wspomnienia z Kislevu i mimowolnie przeszło jej przez myśl, że być może właśnie nadchodzi kres ich sielanki.
Gdy okazało się, że sprawa dotyczy Navarro, dziewczyna odetchnęła, wciąż jednak nękały ją obawy. Nie kryjąc zainteresowania, skrzyżowawszy ramiona na piersiach, przysłuchiwała się rozmowie Habernicka z krasnoludem.
Po chwili ruszyła za rozdrażnionym brodaczem, by zapytać go: – I co zrobisz… – poprawiła się – …zrobimy, jak przyjdą po ciebie? Masz jakiś plan?

Gladin 03-12-2018 21:35


- Wciórności - Dymitr splunął i wzruszył ramionami. - To tu w pobliżu orki jakoweś są? W samym środku imperium? A to Ci dopiero - zmartwił się chłopak i poszedł zlustrować obwarowania. Doszedł do wniosku, że musi zacząć kopać podziemny tunel ucieczkowy i to jeszcze tego samego dnia. Postanowił poprosić Navarro o jakieś wskazówki - w końcu jako krasnolud powinien się znać na drążeniu tuneli.

Phil 04-12-2018 11:39

- Nie przyjdą. Góry nie są w ich władaniu, tylko naszym. Wiedzą o tym skurwysyny, gdyby było inaczej po prostu by mnie stąd przegonili.

Navarro przez chwilę patrzył z zaciśniętymi pięściami na flaszkę bimbru stojącą na półce, ale w końcu zanurzył gliniany kubek we wiadrze z zimną wodą i wychylił go jednym haustem, słuchając Dymitra.

- Orki? Najazd? Kurwa ich chędożona mać, zieloni nie potrzebują wąskich schodów, żeby najechać i spalić ich nędzną prowincję. Tędy i tak nie pójdą, moi.. – zamilkł gwałtownie. – Klany z fortecy ich nie przepuszczą.

Patrzyli i słuchali. Powoli docierało do nich, czym jest krasnoludzki upór.

- Dokończę te schody, choćbym miał na nich zdechnąć.

O kopaniu tuneli nie powiedział ani słowa.

* * *


Johannes Habernick, urzędnik miłościwie panującego, jednak przyszedł. Powrócił po kilku miesiącach, kiedy to lato powoli zaczęło ustępować jesieni. Nie był sam, a tym razem nie towarzyszyli mu dwaj znudzeni żołnierze, ale ośmioosobowy oddział averlandzkiego wojska, gotowy do działania. Habernick, o ile dobrze zapamiętali go po pierwszej wizycie, przytył o kolejne kilka kilogramów. Przywitał się uprzejmie, nie schodząc z wierzchowca.

- Navarro jest?

Zaczął grzebać w sakwie przytroczonej do siodła, gdy przecząco pokręcili głowami i wyciągnął z niej zwinięty pergamin przewiązany czerwoną wstążką.

- Może to i lepiej. Przekażcie mu to. – Podał im rulon. – Nic nowego, jest tam to samo, co powiedziałem mu ostatnio. Po prostu teraz przekazuję informację formalnie i na papierze.

Nie schodził z konia i przyglądał im się uważnie.

- Mógłbym was straszyć, mógłbym wam grozić, mógłbym was nakłaniać, żebyście opuścili tego szaleńca i dołączyli do swoich. Wreszcie – mógłbym was po prostu wziąć na arkan i pociągnąć za końmi. Wolałbym jednak załatwić całą tę sprawę polubownie, a z ludźmi łatwiej się dogadać. Będę czekał w Geihselhoff pięć dni, szukajcie mnie u bürgermeistera. Spróbujemy znaleźć jakieś rozwiązanie. Jeśli nie przyjdziecie – zawiesił głos na czas otarcia czoła – cóż, nie do mnie należy podejmowanie decyzji.

* * *


Navarro budował schody.

adsum 05-12-2018 01:08

Kislevitka skwitowała kolejną wizytę Habernicka zwyczajowym wzruszeniem ramion.
Ja tam bym się przeszła do tego całego Gjejselhofu. Nie podobało mi się zupełnie, szto powiedział ten zapocony spaślak. Właściwie nie mamy nic do stracenia – zwróciła się do kompanów ni to pytająco, ni oznajmująco – …chyba – dodała po chwili namysłu i poszła zaparzyć herbatę z odrobiną czegoś mocniejszego, czy też coś mocniejszego z odrobiną herbaty.

Gladin 05-12-2018 16:10


 Kompleksy

Siedzieli wieczorem przy kolacji, gdy nagle Grosza zwrócił się do Dymitra.
- Ja tak dumał. Pomnisz, jak żeśmy z Szczurkiem ostatnio gadali? Ty im mówiłeś, że on kompleksy swoje leczy. Co to za choróbsko? Nie jest to zaraźliwe aby?
Młodszy z kislevitów zamyślił się.
- Nie, to ino takie robaki łonie są - powiedział niepewnie. Navarro, który właśnie pił wodę, zakrztusił się i zaczął parskać. Zajcew popatrzył na niego podejrzliwie.
- A Ty skąd takie rzeczy wiesz? - dociekał starszy. Navarro zdążył się uspokoić, ale nie odezwał się ani słowem.
- Noooo... - zaczął z ociąganiem Dima.[/i] - Dostarczałem wiadomość na dom znacznego bojara... kazali mi stanąć pod ścianą i czekać. To stałem, stałem, aż usunąłem w jakimś kącie, bo zmęczony po podróży byłem. Obudziły mnie głosy jakiś dam. One właśnie między sobą rozmawiały, nie dostrzegając mnie, że jak ktoś ma kompleksy w gaciach, to musi to nadrabiać agresją i wywyższaniem się...
W tym momencie Navarro wstał głośno od stołu mówiąc, że pójdzie już spać. Grisza spoglądał sceptycznie na Dimę, a Galina...

 Wungiel

W końcu pojawił się u nich i Wungiel. Razem z dostawami i pieniędzmi. Znowu Dymitr odprowadził go kawałek, żeby samemu porozmawiać.
- Ja wiem, że wy krasnoludy niegadatliwi i nic nie chcecie powiedzieć. Ale jak my mamy mu pomagać tutaj, to łatwiej by nam było to i owo jednak rozumieć. Co ten Navarro zmajstrował nie wiem, na moje oko to kogoś po pijaku zabił, bo i alkoholu nie pija i karę latami sam na siebie nałożył. Zupełnie jak u nas w Kislevie, tylko tam ludzie sami się nie karzą... No ale jak nam tu zjechał urzędnik mówiąc, że budować schodów nie wolno. A Navarro jemu na to, żeby się wypchał, bo góry są jego. To jak tu przyjdą go aresztować, to ja znowu do paki nie mam zamiaru iść. Ten wasz szef to nie może jakiś papierów oficjalnych załatwić, żeby imperialni się nie czepiali tej budowy?

 Tunel

Orki nie orki, Dima postanowił, że tunel wybuduje z pomocą Navarro lub bez. Szańce i fosa były zbudowane, rzędy naostrzonych tyczek też, to akurat jego forteca wzmocni się o tunel w tym roku. Jakby było źle, żeby skórę ratować.

 Gejshelhof

Galina, no Ty to możesz pójść. Pogadasz z grubaskiem, poczarujesz go wdziękami, to i glejt na budowę da, a? Jeżeli chcesz, to mogę Ci towarzyszyć, ale gadać i załatwiać to ja tam nic nie będę, o co to to nie.

Phil 07-12-2018 12:22

Wungiel parsknął.

- Papier chcesz na dowód, że góry należą do krasnoludów? Papier?

Spoważniał nagle i potarł brodę czarną jak smoła.

- Powiem Borakowi, poszukamy.

* * *


Próba wykopania tunelu okazała się nieudana. Pod dość cienką warstwą gruntu zalegały skały. Dymitr raz po raz wykazywał się inwencją w łączeniu kislevickiego języka i krasnoludzkiego zwyczaju opisywania matek innych osób. Nie przestawał kląć, aż poczuł na ramieniu rękę Griszy.

- Chodź, pomogę ci z tymi umocnieniami.

Wzięli się do pracy. Navarro budował schody.

* * *


Do Geihselhoff poszli w trójkę. Ubrali najlepsze ubrania jakie mieli w swoim posiadaniu. Galina stroiła się jakby chodziło o Święto Kwiatów i tańce do samego rana. Woły ciągnęły powoli wóz przez las, a potem pola. W Zalesiu kilka osób uniosło ręce w pozdrowieniu, inne zaklęły pod nosem na ich widok. Szczurek – ciągle go tak nazywali, choć znali jego prawdziwe imię – splunął i zniknął za najbliższą chałupą.

Zastanawiali się po drodze, co takiego zrobił krasnolud, jaki grzech odpokutowuje. Wungiel powiedział im tylko, że Navarro powie im to, kiedy uzna, że przyszedł na to czas. Być może jutro, być może nigdy, tak to ujął. Grisza szybko jednak uciął dyskusję, w tym był zawsze dobry. We wpędzaniu ich w milczenie.

- My jemu też nie powiedzieli.

* * *


Dotarli do Geihselhoff wczesnym popołudniem. Miejscowi patrzyli z zaciekawieniem, choć bez widocznych oznak wrogości. Zaskoczył ich widok Wungla, siedzącego na pniaczku przed jednym ze sklepików w towarzystwie nieznanego im młodego krasnoluda. Podszedł do wozu z uśmiechem, wypluł przeżuwany właśnie tytoń.

- Tłuścioch mówił, że macie być. Dałem mu dokładną mapę, jak chciałeś. – Klepnął Dymitra grzbietem dłoni w łydkę i zarechotał. – Mina mu zrzedła, ale to służbista. Wygląda na to, że będzie dobrze. Zerknijcie tu do mnie, jak już z nim pogadacie.

Ratusz, choć to zbyt dumna nazwa, mieścił się przy niewielkim ryneczku. Budynek był trochę bardziej zadbany od innych wokół i wyższy od nich o jedno piętro, ale nie wyróżniał się zasadniczo. Zatrzymali wóz przed nim i weszli do środka po kilku kamiennych stopniach. Już w głównym hallu znaleźli Habernicka rozmawiającego z młodziutkim skrybą trzymającym w rękach całą stertę papierów.

- Jesteście jednak, to dobrze. – Podrapał się po łysinie. – Musimy pogadać o pewnej mapie, którą dostałem od krasnoludów. Dietmar zaprowadzi was do gabinetu, który włodarze tego miasta udostępnili mi na czas mojego pobytu, a ja zaraz przyniosę ten krasnoludzki pergamin.

Skryba poprowadził ich na drugie, najwyższe piętro. Poprosił o otwarcie drzwi na końcu korytarza, po czym wszedł do niedużego pokoju z biurkiem, kilkoma krzesłami i szafami pod ścianą. Niesione papiery niemal wypadły mu z rąk, ale udało się donieść je do biurka i ułożyć obok innych. Skinął im uprzejmie głową i zostawił ich samych. Rozglądali się wokół czekając na Habernicka.

Grisza stojąc pod oknem ocenił wysokość i pokręcił głową. Złamane nogi, pewnikiem i kręgosłup.

Galina kontemplowała stary, zakurzony obraz z jakimś imperialnym świętym. Twarz na portrecie wyglądała jej na znajomą.

Dima kartkował papiery na biurku, gdy zauważył róg jakiejś mapy wystający spod sterty zrzuconej w tym miejscu przez skrybę. Wyciągnął ją powoli, ale wiedział co to za mapa zanim jeszcze zobaczył krasnoludzkie runy.

- Job twoju mać...

Ze schodów i korytarza słychać już było stukot wojskowych, podkutych butów.

* * *


Więzienie w Geihselhoff nie było duże. Trafili do jednej z dwóch cel, przedzielonych mocnymi kratami. W drugiej zamknięto dwóch pijaczków. Jeden chrapał leżąc na resztkach pognitego siana pokrywającego podłogę, a sądząc po zapachu nie tylko na sianie. Drugi siedział w rogu, czkając ciągle i patrząc pijackimi, jakby rozwodnionymi oczami. Nie był rozmowny.

- My nie polityśni... hep... wyszeświejemy i pusz.. heep.. puszczo nas.

* * *


W nocy obudził ich stukot kamyczka wrzuconego przez niewielkie, zakratowane okienko. Przez wysoko umieszczony otwór wpadało też światło dwóch księżyców. Grisza złapał pręty i podciągnął się. W ciemnej alejce ujrzał jeszcze ciemniejszą, niewysoką postać.

- Odsuńcie się od ściany, nie wiem czy dobrze odmierzyliśmy proch.

Skulili się pod przeciwległą kratę i nie zdążyli nawet zakląć, gdy budynkiem wstrząsnęła głośna eksplozja. Cela wypełniła się kurzem i dymem, a ich samych obsypały kamyczki z wysadzonej ściany. Ruszyli po omacku, słysząc uderzenia kilofów. Otwór w ścianie nie był duży, ale mieścili się w nim, choć przechodząc przez niego na czworaka darli plecami o cegły. Wungiel podawał im kolejno rękę i bez ceregieli niemalże wyszarpywał na zewnątrz. Do alejki wchodził już młody krasnolud, którego widzieli wcześniej. Prowadził za sobą trzy konie. Wungiel nie tracił czasu.

- Źle my zaczęli, ale porządni z was ludzie. Tu macie prezent od Boraka. – Kiwnął głową w kierunku wierzchowców. – Pojedziecie, gdzie chcecie. Bogowie niech was prowadzą.

Dwóch krasnoludów zniknęło w mrokach nocy. Miasto, wyrwane ze snu, robiło się głośne. Psy szczekały jak szalone, a ludzie nawoływali się.

Galina, Dymitr i Grisza siedzieli już w siodłach.

Gladin 07-12-2018 21:35


Dołem się nie da, to górą trzeba. Dymitrowi nie dawało spokoju, że pomimo wszelkich umocnień, mogą być uwięzieni w chacie, jak w pułapce. Jednak słowa Griszy podsunęły mu pomysł.
- Nu da, umocnienia! Zrobimy płytki tunel, okop jeno, a od góry przykryjemy go wałem. Ot takim samym, jak ten przy fosie - wskazał ręką. - Powinno się udać - zapewniał sam siebie. Inni patrzyli na niego sceptycznie, ale nie zrażał się tym. Chatka Navarro stała się obecnie twierdzą Navarro. Dima natomiast zmężniał. Jako posłaniec musiał być lekki, szybki i zwinny. Pracując z kilofem, siekierą i łopatą, a przy tym odżywiając się porządnie, nabrał tężyzny.

 W celi

- Chędożona jego mać! Nasienie Chaosu! Jebała go sabaka! - pieklił się w ciasnym pomieszczeniu. - Zaostrzony kij mu w ten jego tłusty zad włożę!
Niestety, póki co, był bezsilny. Ciskał się po celi, a współwięźniowie schodzili mu z drogi.

 Nocą

Nieoczekiwana pomoc krasnoludów dodała mu na nowo sił. Wskoczył na konia. Ile to już lat nie jeździł konno? Wydawało mu się, że to było w innym życiu. Ale jazda konno to coś, czego się nie zapomina. Wyprowadził towarzyszy poza miasto i rzucił krótko.
- Wracamy do Navarro. Może spotkamy ta Wungla. Na pewno zabierzemy zapasy. A potem poczekamy na Tłustego Zada, żeby mu kijek sprawić! - i nie czekając na to, co towarzysze majando powiedzenia, ruszył ostrożnie przed siebie. Dwa księżyce dawały dość światła, aby jechać nocą.

adsum 10-12-2018 02:11

– Nu i najlepsze odzienie szlag trafił! Popamięta mjenia, suczy syn, parchate bydle!… – Z braku lepszego zajęcia, ochoczo przyłączyła się do znieważania Habernicka. I choć miotanie obelg nijak nie pomagało Kislevitom w wydostaniu się z więzienia, przynajmniej zajmowało umysł na tyle, by nie snuć czarnych scenariuszy. – …Ja bym ten kij wraziła jednak niezaostrzony, Dima! …I to cały naszpikowany kolcami! …A, i solą posypała! – podzieliła się swymi ważkimi spostrzeżeniami z kompanem. – …Albo nie – niech gołą żopą zjeżdża po nieoheblowanej desce do kotła z samogonem! – pokiwała złowróżbnie, wyraźnie zadowolona z własnego pomysłu, po czym pogroziła zaciśnięta pięścią w kierunku kraty wyjściowej.

Nagle rozległ się znajomy głos Wungla, a później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Nie wiedzieć kiedy, Galina, wciąż jeszcze zanosząc się kaszlem, siedziała już na grzbiecie niedużego siwka. Skinęła z wdzięcznością do krasnoluda i po raz ostatni omiotła spojrzeniem spustoszenia dokonane przez proch. „Haroszy wynalazek”, uśmiechnęła się do własnych myśli.

Nu to teraz masz przesrane, Habernick! – mruknęła pod nosem. – Wio, koniku! Bystro do domu! Trzeba szykować się na wojnę! – zakrzyknęła i klepnęła konia w zad, zaś ten żwawo ruszył z kopyta.

Po powrocie dotrzymała obietnicy. Z zapałem pomagała kompanom w budowie umocnień, gromadziła zapasy, ćwiczyła miotanie kamieniami z procy i z niezdrowym zainteresowaniem zgłębiała temat cudownego pyłu zwanego „prochem”. Nie tylko podpytywała wszystkich dookoła o jego możliwości, ale również sama eksperymentowała, co można było poznać między innymi po wyglądzie jej włosów.

Phil 11-12-2018 13:35

W mrokach Geihselhoff Dymitr pokazał co potrafi. Jego spryt i wyczucie pozwoliły im opuścić bezpiecznie miasteczko. Dima wybierał odpowiednie uliczki, czasem zatrzymywał ich w miejscu lub odwrotnie – pośpieszał. W końcu minęli ostatnie budynki, wyjechali na otwartą przestrzeń i ruszyli z kopyta.

Nie oszczędzali koni ani siebie. Zwalniali i zatrzymywali się tylko po to, żeby nie przeforsować zwierząt. Najpierw drogę oświetlały im Mannslieb i Morrslieb, a potem słońce wspinające się coraz wyżej po nieboskłonie. Przez Zalesie przegalopowali ciągnąc za sobą chmurę kurzu wzbudzaną końskimi kopytami.

Navarro – jak to zwykle on – nie wydawał się zdziwiony, że wrócili konno, a nie na wozie. Zafrasowany wysłuchał ich relacji z tego, co wydarzyło się w Geihselhoff. Stukał paznokciami w blat stołu, a oni pierwszy raz zauważyli, że nie jest już młodzieniaszkiem. Siwe włosy w brodzie, pogłębione zmarszczki wokół oczu. Nie potrafili sobie przypomnieć, czy wyglądał tak od samego początku czy też może postarzał się tak przez ten czas.

- Ja muszę dokończyć, co zacząłem. Wy… wy nie musicie…

* * *


Zostali.

Budowali umocnienia. Razem.

Navarro budował schody.

* * *


Drugiego dnia po powrocie z lasu wyszedł oddział krasnoludów. Tuzin brodaczy w jednolitych pancerzach, choć bez żadnych widocznych herbów, znaków czy innych symboli, które mogłyby ich zidentyfikować. Gdyby nie różne kolory bród, nie dałoby się ich odróżnić od siebie.

- Otwórzcie bramę, Kislevici – zakrzyknął masywny brodacz z ciężkim młotem przewieszonym przez ramię. – Szkoda będzie ją rozwalić.

Krasnoludowie nie marnowali czasu. Od razu wzięli za wprowadzanie poprawek w konstrukcji Dymitra.

- Nieźle, jak na człowieka i na to, co tu macie. Trzeba to jednak wzmocnić tu i ówdzie, zanim przyjdą tu słoneczka. – Przypomnieli im się żołnierze z averlandzkim słońcem na tarczach. – A już tu idą. Macie ostatnią szansę, żeby zapaść w lasy albo góry.

Milczenie przerwał w końcu głuchym głosem Grisza.

- Znajdzie się kusza dla mnie?

Gladin 11-12-2018 21:17


- Galina, pażausta, nagotuj nam prowiantu na drogę, jeżeli uciekać nam przyjdzie - poprosił Dymitr. Sam ochoczo zabrał się za wbijanie zaostrzonych palików w dno fosy. Gdy skończył, usiadł przy ogniu, aby się ogrzać.
- Ale jajek nie szykuj. Ja chcę wszystkie jajka, jakie mamy i będziemy mieć zostawić sobie na Tłustego Zada i jego przydupasów. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę ich ociekających i klejących się - wyszczerzył zęby. [i] - Warty nam lza znowu wprowadzić, coby nas po nocy nie zaskoczyli.

* * *

Dima z napiętymi łukiem obserwował zbliżających się wojskowych.
- Wyglądacie na swoich - odkrzyknął. - Ale powiedzcie, kto was przysyła?

* * *

- Ostaniemy, ostaniemy. Mamy sprawy do wyrównania z Tłustym Zadem. Nu, gdyby jednak płocho to wyglądało, to ja w dyby iść nie chaciu. Ani głowy pod topór położyć. Szczerze mówię, że jak tak źle będzie, to dyla dam. Ale nie ma się co na zapas martwić, może tak źle nie będzie? - spojrzał na zacięte miny krasnoludów i na towarzyszy.

* * *

Dbał o konia, aby był gotowy do drogi. Przygotował juki. Na dach wylazł i zbudował sobie gniazdo. Żeby mógł z niego szyć z łuku i ciskać zaostrzone patyki, sam będąc chroniony przez ścianki. Przygotował sobie też wszystkie noże, siekiery i co mu w ręce wpadło z narzędzi. Rozlokował je w strategicznych miejscach: w gnieździe, w jukach, w domu przy drzwiach. Cały czas dużo gadał i śmiał się, ale widok brodaczy zamiast dodać mu odwagi, martwił go. Wydawało mu się, że ich miny mówią: przyszliśmy tu walczyć aż do śmierci. Dima nie chciał śmierci. Uciekał od niej już całe lata. Czemu teraz został? Może właśnie dlatego, że już całe lata uciekał i już nie chciał. Ile by się nie uciekało, zarówno przeszłość jak i śmierć zawsze zdawały się ich znajdować. Wieczorem bez słowa uściskał mocno Griszę i Galinę, a potem uciekł na dach i długo nie wracał.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:35.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172