lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer] Kroniki Ostermarku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/18136-warhammer-kroniki-ostermarku.html)

Tadeus 27-07-2021 19:40

Arnold

Mimo natłoku postępujących po sobie katastrof nie przestał myśleć logicznie. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że dopiero te zmusiły jego umysł do pracy na najwyższych obrotach.

Przy zwłokach i w okolicy koi mędrca znalazł dobre pięćdziesiąt koron, a jako wytrawny kupiec zdawał sobie przecież też sprawę z dodatkowej wartości całego tego pseudonaukowego szmelcu, które uczony woził ze sobą. Co prawda obecnie ten nie był w zbyt dobrym stanie, ale same materiały i misterna robota wydawały się wiele warte... No, przynajmniej dla odpowiedniego kupującego.

Zastraszeni chwilę później żacy nie pisnęli nawet słówka sprzeciwu. Nagła strata sponsora i związanej z nim perspektywy beztroskiego życia wstrząsnęły nimi bardziej, niż cokolwiek, co kupiec mógłby im dodatkowo rzec.

Zaś na pokładzie...

Przekonywanie d20(+1 okoliczności/przemowa +1 wcześniejsze sukcesy)= 10 sukces


Przyzwyczajony do manipulowania ludem głos kupca grzmiał niczym młot samego Sigmara, trafiając wyraźnie do serc prostych żołnierzy i towarzyszącego im marynarza. Cóż, wydawało się nawet, że nie pozostawił do końca obojętnym dwójki jego towarzyszy, którzy przecież nie raz i nie dwa byli już świadkami wykorzystywania tego oratorskiego daru do ogłupiania łatwowiernych ofiar. Może przemowa naprawdę udała się tak dobrze, a może i oni faktycznie czuli się szczerze zdradzeni przez towarzyszącego im do tej pory Borysa.

***

Na szczęście wybuchy pobudzonego przemową entuzjazmu zdążyły już dawno ustać, gdy doszły ich głosy z zarośli. Dalej postępowali już w absolutnej ciszy.

Parę chwil później ich łódź przybiła po cichu do brzegu. Byli jakieś czterdzieści metrów od domniemanego obozowiska i dzieliły ich od niego gęste, podmokłe miejscami zarośla.

Spojrzał na załogantów. O ile nie miał wątpliwości co do tego, że jego towarzysze mogliby sprawę załatwić po cichu i sprawnie, o tyle już pobudzeni religijną żarliwością żołnierze i marynarz byli w takiej sytuacji sporą niewiadomą.

Cóż, przynajmniej po jego przemowie raczej zaatakowaliby uciekinierów bez oporów i z narażeniem życia.

Dhratlach 28-07-2021 09:37

Arnolg zebrał ich wokoło siebie. Wróg ucichł... Może popili i się odbiło? Jak spał, genisz zła. W tą czy w tamtą stronę trzeba było uderzyć. Teraz i natychmiast. Nie mieć litości i nie mieć wyrzutów sumienia! Ich fanty należały do niego. Jego ludzie, w szczególnosci Hans, byli bitni. Podobnie członkowie Kanclerskiej Straży Rzecznej!

Na migi w nikłym świetle nieboskłonu, gdyż lampy zgasili, by nie zdradzać swojej pozycji dawał rozkazy. Straże mieli obejść ich ofiary z flanki od strony lądu. On i jego ludzie natomiast wzdłóż lini brzegowej. Ostrzał, ruch do szarży, dalszy ostrzał tych nie w zwarciu... a jak wszyscy będą w zwarciu, to kusznik rusza w zwarcie. Przede wszystkim? Zawsze mieć oczy do okoła głowy!

Ah, tak, jeśli ci co się ukrywali spali... zarżnąć we śnie... Zdrada Borysa była idealną okazją do przelania krwi i zgarnięcia fantów praktycznie każdej osoby jaka się napatoczyła. Jasne, jeśli to byli ci co to byli... hmm... tym lepiej, prawda?

Kluczowa kwestia! To tylko jeśli oni zaatakują pierwsi, lub On, Arnold, da znak ku walce! Była szansa, mała, ale jednak... że trafi na przyjaciół... w sumie mogliby pomóc w szukaniu zbiegów, a że większość z nich anonimowa dla Władz... ich krwi wolałby nie przelewać! Sygnał był prosty i w rękach Hansa... dźwięk sowy, powtórzony dwa razy.

Żeglarz? Zbyt cenny człowiek i ktoś musi mieć oko na statek, bo żacy to pierdoły były. Zresztą, tak, pewnie na bitce się chłop znał, ale czy był aż tak dobry? Lepiej nie ryzykować utraty w walce człowieka co znał te wody... co to to nie! Jego miejsce było na statku.

Jednak co z Kapłanem? To historia warta wspomnienia, ponieważ jak dopływali zanieśli go do koi, by w cieple i wygodzie, chroniony od żywiołów i chłodu nocy odpoczął... musiał przetrwać. Jego strata była by zbyt wielkim ciosem wizurenkowym!

Tadeus 28-07-2021 19:00

Zmiana pogody 1-45 zostaje, 46-95 rozchmurza się, 96-100 nawałnica d100= 44


Arnold
Na ich szczęście pogoda nadal sprzyjała ich planom. Wciąż utrzymywało się spore zachmurzenie i wyjący, porywisty wiatr. Już po paru chwilach żołnierze zniknęli z ich pola widzenia, a oni sami zagłębili się w wilgotny, poruszany zimnymi podmuchami gąszcz. Przy takiej pogodzie żołdacy musieliby się naprawdę sporo namęczyć, by zostać dojrzanym przez nieznajomych.


Średnia kradzież grupy Arnolda 5 d20(+10 za okoliczności)= 14 sukces
Średnia kradzież żołnierzy 1 d20(+10)= 7 sukces


Nakryli obozowiczów zupełnie nieprzygotowanych, stłoczonych wokół wygasłego już niemal ogniska w dość chaotycznych koncentrycznych kręgach. Niektórzy z nich nadal pomrukiwali coś niezrozumiale do siebie, być może zmorzeni trunkiem, a może jedynie trudami zakończonego dnia. Było tam też trochę przeróżnej, choć raczej mało imponującej broni złożonej w zasięgu ich ręki, jak również sporo różnych podróżnych tobołków. Brak światła spowodowany zachmurzeniem nie pozwalał jednak na dojrzenie żadnych szczegółów poza samymi skulonymi od zimna sylwetkami, których zdawało się być od pięciu do ośmiu.

Ale nie był to koniec znalezisk, a właściwie można było rzec, że najważniejsze wcale nie wiązało się z samymi obcymi. Przy długim, płaskim, zarośniętym brzegu widać było zarys rzecznej barki. Położona była na burcie, może, by ukryć żagiel, a może z powodu jakiegoś wcześniejszego nieszczęśliwego wypadku. Po śladach widać było, że wciągnięto ją częściowo na brzeg, by nie nabierała wody.

Wtedy Arnold zobaczył też poruszenie po drugiej stronie obozowiska, to niechybnie żołnierze, którzy dotarli wreszcie na miejsce, nieopatrznie poruszyli zaroślami. Wyglądało to bardzo nienaturalnie i chyba tylko jakimś cudem nie zaalarmowało obcych. Co więcej, Arnoldowi wydawało się, że usłyszał szczęk naciąganej cięciwy kuszy dochodzącej z tego samego miejsca. Było tylko kwestią czasu, aż podburzeni do walki z nosicielami zarazy żołnierze zdradzą swoją pozycję. Z drugiej strony, kto wie, może wcale nie musiało się tak stać. Ludzie byli wszak wspaniale nieprzewidywalni w swojej głupocie.

Dhratlach 28-07-2021 19:54

Arnold przełknął przekleństwo wiążące się i pragnące wyrwać z gardła. Były dwie opcje i tylko dwie po szczerości. Pierwsza, to byli zbiedzy których szukali... ale czy naprawdę? Bo była też druga, o wiele bardziej przerażająca i wręcz cudowna możliwość... że była to ekipa Gurdlinga Czerwonego!

Jeśli to byli jego ludzie to zdecydowanie nie miał najmniejszego zamiaru z nimi zadzierać, a co dopiero robić im w koło ogona. Uratowali go z niewoli, on się odwdzięczył i stosunki były całkiem dobre. No, dobra, neutralne, ale... byli "swoi" w jego oczach na tyle sposobów na ile się da krótko tylko o bycie wyznawcami Pana Przemian. Uczucie zdawało się być wzajemne... zdawało się.

Dźwięk naciąganej cięciwy kuszy... o ile kupiec by chciał podejść bliżej i mieć pewność... nie wiedział ile żołdaki wytrzymają. To były proste chłopy na miłość Księcia Rozkoszy, a Architekt Przeznaczenia przyklepywał!

Mógł zrobić tylko jedno. Na jedną kartę wszystko, jak struna każdy bras...

- Heinrich! Yorgi! To wy?! To ja młody Thohrnl!

Zawołał obserwując bacznie ich reakcje. Heinrich, Yorgi... można powiedzieć ludzie bossa, sierżanty w tym rejonie. Choć Arnold przyznawał cicho w duchu, że ich eliminacja byłaby wielce miła w oczach straży... to uszczuplenie sojuszniczych, tak jakby, sił w terenie było mu w niesmak. Bardziej się z nimi identyfikował niż z całą resztą tałatajstwa...

Oby Ten Który Zmienia Ścieżki był łaskawy... jeśli to oni... z ich pomocą... wiadomo, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, nie? Prawda, dziwne to, że to barka leżała na brzegu, a nie lekka, zwinna i szybka łódź. Chłopaki mogły zdobyć...

Tadeus 28-07-2021 22:34

Arnold
Zawołanie kupca nie pozostało bez odzewu. Większość postaci przy ognisku sięgnęła w stronę swojej broni, niektórzy błyskawicznie, inni znacznie bardziej ociężale i z większym opóźnieniem. Przynajmniej teraz mogli policzyć, że było ich dokładnie sześciu. Poderwane nagle z pół-snu postaci były wyraźniej rozpoznawalne w mroku. Wydawało się, że co najmniej jedna z nich była niziołkiem albo dzieckiem.


Reakcja żołnierzy
1-90 czekają 91-100 strzelają d100=13


Nie była to jednak jedyna reakcja. Od ogniska w odpowiedzi na wywołanie rozległo się gardłowe:
- Kto?! Co u licha? Kto tam gada?! Nie ma tu tych, o których gadasz! Wyłaź, bośmy gotowi cię wnet szypami zasypać!
Arnold usłyszał koło siebie wyraźny jęk zawodu topornika Hansa. Wyglądało na to, że nie zanosiło się na siekanie Kislevitów, przynajmniej jeszcze nie teraz.

Również i w gorączkowych szeptach innych obozowiczów nie dało się usłyszeć charakterystycznego wschodniego zaśpiewu.

Dhratlach 29-07-2021 04:06

Niziołek? Dziecko?

Albo Strzyganie... ale po co by się ukrywali, albo jednak ludzie Czerwonego, co to sobie nieludzi dokoptowali. W sumie nie byłoby to nic dziwnego. Inne rasy miały w tych czasach, no, przekichane po całości.

- Z chęcią, ale po broń sięgacie, macie gorzałę chociaż? - zapytał - Przesiedziałbym do świtu, w końcu "Mannslieb najjaśniej świeci o świcie..."

Zagaił jeszcze Thohrnl dając im ostatnią szansę. Zawołanie... lecz czy będzie odzew? Ukryty w mroku pośród chaszczy w szalejącą pogodę... za grzyba nie trafią tym co mają. Uśmiechnął się nieznacznie i krzywo. Normalnie dałby zawołanie od początku, ale nie mógł bo Straż w pobliżu!

Tak czy inaczej, jeśli padnie odzew zamierzał wyjść i porozmawiać... jeśli nie, dać znak chłopakom do akcji. Jesli Straże wytrzymają... wszyscy będą względnie szczęśliwi. Wątpił by Kapitan Straży odrzucił pomoc. Nawet ich, piratów! Oczywiście... trzeba będzie się nagadać, ale można było na tym dużo ugrać... albo stracić wszystko. Wszystko w rękach Tego który Zmienia Ścieżki.

Tadeus 30-07-2021 17:45

- Uchlany jaki czy co? - rozległo się od obozu.
- Pewnikiem jaki wędrowny pomyleniec... - zawtórował mu drugi zdziwiony głos.
- Co on tam w ogóle mówił o świcie? - rzucił w końcu niziołek, który sądząc po głosie, raczej nie był dzieckiem.

Cóż, może nie uzyskał zamierzonego efektu, ale przynajmniej obozowicze się jakby trochę rozluźnili, wszak jakby ktoś chciał ich napaść, to raczej nie zaczynałby od paplania jakichś bredni. Niektórzy z nich nawet odłożyli broń, choć nadal mieli ją w pogotowiu.

Wyglądało na to, że jeden z nich, ten stojący najbliżej brzegu, zapalił też latarnię. Snop słabego migotliwego światła wyostrzył trochę skryte wcześniej w mroku kontury ludzi i przedmiotów, za mało jednak by wszystko, poza dzierżącym ją brodatym mężczyzną było wyraźnie widoczne. Ale coś to jednak dało. Teraz dało się dojrzeć, że leżąca na burcie barka wyglądała bardzo podobnie do tej, która minęła ich wcześniej na rzece, ostrzegając przed kontrolą straży rzecznej.

Tadeus 03-08-2021 20:28

Tupik
Wiało i padało. Brzydki przedwiosenny poranek malował się wilgotną szarością za małymi szybkami karczemnego okna. Zajazd "Pod Złotą Igłą" o tej porze był prawie pusty. Znajdował się przy jednej z mniej ruchliwych, zabłoconych dróg łączących przedmieścia Bechafen, z otaczającymi miasto skromnymi rolniczymi terenami, jakieś trzy godziny drogi od samych bram grodu. Paru miejscowych tkwiło niemrawo przy stołach, patrząc przekrwionymi oczami na marną pogodę za oknem. Jedynym ciekawym widokiem był kanclerski goniec bawiący się szpikulcem w resztkach zjedzonej już dawno pieczeni. Mężczyzna, który zapewne większość życia spędzał w pośpiechu, obecnie sprawiał wrażenie skrajnie znudzonego.

Sam Tupik nie był tam jednak po to, by podziwiać przyjezdnych, był tam w pracy. No, przynajmniej w pewnym sensie. Ludzie z szajki starego Krasnikova pożyczyli mu sporo złota na start w mieście i oczekiwali w zamian pewnych przysług związanych z jego wyuczonym fachem. Jedną z nich było spotkanie z mężczyzną, na którego czekał już... Dobre dwie godziny. Facet miał zjawić się tam o świcie i przedstawić się jako Czarny Rolf. Miał być górnikiem... A reszty Tupik miał dowiedzieć się podczas spotkania. Cóż, nie lubił pracować, nie posiadając wszystkich informacji, ale tak to już było, gdy było się w mieście nowym, czasem wypadało po prostu obserwować i uczyć się, nim nie zdobyło się własnych kontaktów i szacunku w branży.

Poza tym, z tego co udało się mu dowiedzieć o bandzie Krasnikova (starego Kislevity, który ponoć zarzekał się, że jest rdzennym Ostermarkczykiem-patriotą) to taka współpraca mogła się całkiem opłacać. Szajka ostatnio zdawała się być obdarzona łaską Ranalda i rozwijała się preżnie, a nawet (jeśli wierzyć plotkom) otrzymywała różne "nieoficjalne" zlecenia od domów kupieckich, w tym samych Haupensturtzów.

Lecz nie tylko to zaprzątało głowę niziołka. Zeszłego dnia zobaczył na rynku coś niesłychanego. Upiora z dawnych czasów, samego Arnolda "Krzywonosego", bandziora, którego znał z przeszłości, i który swego czasu poprzysiągł mu zemstę za skuteczne skiereszowanie jego organu powonienia. Cóż, Tupik mógł spodziewać się, że kiedyś przypadkiem napotka na dawnych wrogów. Ale szczegółów tego spotkania się nie spodziewał. Krzywonosy bowiem odziany był w drogie kupieckie szaty, u boku miał całkiem urodziwą młodą żonę, a do żony przyczepionego małego, brzydkiego jak noc berbecia. Rodzinie towarzyszył służący i srogo wyglądający ochroniarz. Arnold patrzył w jego stronę, ale czy dojrzał niziołka? Jeśli tak to nie dał tego po sobie poznać.

Tymczasem, przyszedł karczmarz z resztą jego zamówienia...

Eliasz 03-08-2021 21:28

„Mała porcja wszystkiego” – ulubione danie Tupika zwłaszcza w nowych nie znanych karczmach , restauracjach, szynkwasach , oberżach… Szybko mógł w ten sposób określić co realnie jest dobre a co nie i co warto zamówić następnym razem w większej ilości a co zwyczajnie sobie odpuścić. Nie był jednak wybredny jak na jego rasę przystało w tym co je czy kiedy. Życie nauczyło go już co to jest być głodnym i sytym, co to znaczy jeść podłe kawałki czegoś co tylko z nazwy można było określić jako jedzenie – i co to znaczy jeść jak książęta – zwłaszcza gdy całkiem niedawno można by rzec majordomusował u Bretońskiego szlachcica. Od tego momentu minęły miesiące jednak Tupikowi zdawało się że już lata.

Łakomie wbił zęby w porcję kiełbasy , podjadając ją czerstwym chlebem zanurzanym w misce z gulaszem, zezował jednocześnie na udko kurczaka zastanawiając się czy powinien je oblepić w gryczanej kaszy czy też poprawić chlebkiem który jak na Ostlandzkie standardy smakował całkiem nieźle.

Pałaszowanie przedobiadu wbrew pozorom nie stanowiło głównego zajęcia małego halflinga, choć starał się by tak właśnie to wyglądało. Za każdym razem gdy podnosił porcje z talerza omiatał wzrokiem całą karczmę, jego wyczulone uszy także nie próżnowały , starał się wychwycić jakieś plotki, informacje , nigdy nie wiadomo co można usłyszeć gdy nikt nie podejrzewa że nadstawiasz uszu. Dlatego też zawsze starał się wybierać miejsce strategicznie – na ile oczywiście pozwalał na to tłum w karczmie. Tyłem do ściany, z widokiem na wejście – a i na schody jeśli karczma posiadała piętro i możliwie blisko baru…

Stare nawyki mimo szlacheckiego pierścienia skrywanego pod rękawicą nigdy nie opuściły zaradnego malca, przez całe życie musiał dbać o własny tyłek , nie inaczej było w nowym mieście zwłaszcza po zobaczeniu „Krzywonosego” - swego czasu ten zbir nie odpuściłby halflingowi i wątpił by ustatkowanie się cokolwiek zmieniło w jego charakterze, zawsze można było miec nadzieje - ale halfling nie należał do typów mających nadzieje. On po prostu kalkulował na zimno, obliczał szanse, ryzyko i starał się minimalizować potencjalnie szkody zawczasu.

Skórzany pancerz nie był specjalnie wygodny w czasie biesiady , dawał jednak nieustannie choć ułudę bezpieczeństwa, nie mniej niż miecz który miał przypasany i puklerz leżący po lewicy wprost na stole. W razie potrzeby szybki do pochwycenia. Dobre odzienie niespecjalnie współgrało z pancerzem tworzyło z halflinga chodzącą zagadkę - ni to kupiec, ni to szlachcic, ni najemnik... Zwłaszcza że dbale pozował na każdą z tych profesji, nie dając się jednoznacznie określić w żadnej z nich.

Czy Tupik był przewrażliwiony ? Cóż być może tak zwłaszcza po tym jak już śmierć nie raz nie dwa razy zajrzała mu w oczy i pomachała swym kościastym palcem, w głębi duszy miał jednak iskierkę nadzieji że może tym razem w tej mieścinie będzie choć ciut spokojniej niż dotychczas, miało jednak upłynąć jeszcze wiele wody nim halfling pozwoliłby sobie choć na dozę spokoju i poczucia bezpieczeństwa.

- Pyszny chleb karczmarzu – sam go piekłeś? – zapytał wkradając się w łaski karczmarza komplementem – jego dziecięca twarz i postura u większości osób z miejsca wzbudzała zaufanie i pewną przychylność, jedyne co zdradzało wiek i doświadczenie halflinga to spojrzenie oraz pręga na szyi po szubienicy – tą jednak skrzętnie skrywał w fałdach ubrań. – Wiesz, czekam już dość długo na Czarnego Rolfa , znasz go na pewno … taki górnik, sam polecał mi ta karczmę więc on Ciebie zna na pewno
– halfling poczynił dość śmiałe założenie ale cóż miał do stracenia? Jeśli karczmarz go znał to zyskiwał parę punktów przewagi w zdobywaniu zaufania niezbędnego do wyciągnięcia informacji, a jeżeli nie to i tak nic nie tracił...

Zawsze gotów był poprzeć swoje pytania jakimś srebrnikiem czy dwoma – ale tylko w przypadku gdyby jego naturalny wdzięk i charyzma nie zadziałały. Dwie godziny to stanowczo zbyt długo jak na "spóźnienie" halfling gotów był dokończyć posiłek - zabierając z sobą co się da na obiad w drodze oraz na poobiednią przekąskę i gotów był ruszyć na poszukiwanie górnika - o ile zdoła ustalić gdzie może go znaleźć...

Tadeus 04-08-2021 19:29

Tupik Przekonywanie d20=9 sukces


Tupik
- Ach, wielce mnie raduje, że wam smakuje, waszmości - łysy jak kolano karczmarz pokłonił się z przesadnym szacunkiem. - Etelka, siotra ma, piecze i gotuje u nas dla gości, choć pewnikiem nie aż tak dobrze jakeście do tego przywykli. - zerknął znacząco na bogatsze części niziołczej garderoby.

Po podaniu mu reszty zamówienia odwrócił się w stronę szynkwasu i kuchni.
- Tego waszego Rolfa ja sam nie kojarzę, ale rodzina na tyłach w sieni siedzi, może komuś z nich to miano coś powie.

Tymczasem padający na zewnątrz deszcz wyraźnie ustawał, cichy szum przerodził się w pojedyncze, rzadkie puknięcia w niewielkie szybki okien.

Grupka skacowanych miejscowych dźwignęła się ciężko na nogi, najwyraźniej utracili jedyny pretekst, by nie brać się wreszcie do pracy. Po paru chwilach zostali na sali już tylko we dwójkę z gońcem, choć wydawało się, że i ten powoli zbierał się do drogi.

Percepcja (-1 trudny) = 11 porażka


Mężczyzna wydobył z odmętów płaszcza parę srebrników i zawołał karczmarza.

- Pędzę już, mości panowie! - oberżysta wypadł z zaplecza, kierując się jednak najpierw ku niziołkowi.
- Będziecie uradowani, bo teraz chyba wiem, o kogo wam chodziło! - orzekł, wyraźnie dumny z wykonanej pracy wywiadowczej - Zbyt wielu górników u nas nie uświadczycie, wszak tu tereny raczej nizinne, ale za Schwarzeichem, starą osadą na zachód stąd, ponoć ostatnio zaczęli wydobywać glinę i żem się zwiedział, że jeden z kopiących tam w ziemi chyba właśnie Rolf ma na imię.


Gothard Percepcja d20=15 porażka


Gothard

Po lesie błądził już od dobrych trzech godzin. Jego były przewodnik, całkiem szlachetnie wyglądający rudy młodzieniec zrezygnował z zadania już po napotkaniu pierwszego bestialskiego totemu. Nie pomogły odwołania do szczerej wiary, ani zapewniania, że kapłan Sigmara, jako doświadczony wojownik, byłby w stanie zapewnić mu bezpieczeństwo wobec zła czającego się w lesie. Nawet żarliwa modlitwa kapłana, która zazwyczaj napełniała serca wiernych odwagą i walecznością w tym złowróżbnym miejscu zdołała zrobić to zaledwie na parę chwil. Młodzieniec czmychnął przy pierwszej okazji, korzystając ze swojej zwinności i znajomości terenu.

Więc Gothard błądził sam. I to do tego po okrytym ponurą sławą Martwym Lesie. Cóż, warto było dodać, że była to północno-wschodnia strona tego lasu, która nie była aż tak przesączona zepsuciem jak jej południowa część. Wystarczało go jednak, by z okolicznych osad regularnie znikali mieszkańcy, handlarze nie odważali się podróżować tam bez sporej obstawy i nawet święte miejsca musiały otaczać się wysokim ostrokołem.

Jednemu z takich miejsc ostrokół jednak nie pomógł. Była to niewielka, prawie zapomniana świątynia Taala położona na uboczu, na nieuczęszczanej odnodze pobliskiego traktu. Cokolwiek zaatakowało święte miejsce, nie pozostawiło przy życiu żadnej z przebywających tam osób. Gothard dzień wcześniej odnalazł jedynie ich szczątki i resztki odzienia. A teraz szedł szlakiem zrabowanych ze świątyni ozdób. Czasem odnajdywał kępki piór niepasujących do otoczenia, wiązanki ziół, czy drobne drewniane figurki. To znaczy, znajdywał je, póki miał jakiś trop, ostatnio trzy godziny temu... Cóż, dobrze, że przynajmniej wyruszyli o poranku, więc jeszcze przez wiele godzin nie groził mu mrok.

Gothard Percepcja d20(+2 łatwy)= 7 sukces


Zamarł, gdy to zauważył. Jakieś pięćdziesiąt stóp na lewo, w ciemnym zakrzaczonym wąwozie zauważył na liściach szeroki krwawy ślad, a na końcu śladu ludzki, leżący kształt. Nie miał pewności, ale wydawało mu się, że dostrzegał rude włosy.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:24.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172