lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer II] Liczmistrz (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/18188-warhammer-ii-liczmistrz.html)

Asmodian 23-12-2018 16:13

- Widziałem już takie pioruny, z gołego nieba - powiedział będący dotychczas cicho Erik. Rozmowy o bogach niespecjalnie go interesowały. Wiedział, że krasnoludy czciły przodków, Grimnira, Grungniego i Valayę. Miały mnóstwo innych, pomniejszych bogów/przodków, których imiona czy nazwiska ginęły w ich szorstko brzmiącym języku. Wiedział ,że są pobożni, i ceniący tradycyjne wartości i bliżej im było to sigmaryckich kapłanów, niż do wyznawców plugawych kultów. To Erikowi wystarczało za rękojmię i jedynie ciekawie przysłuchiwał się rozmowie.

Jednak pioruny to co innego.
- Brałem udział w pewnej potyczce, na pogranicznych ziemiach, za górami Czarnymi, jakieś pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt mil na zachód od Akendorfu. Ścigaliśmy duży zastęp zielonoskórych, zdaje się ze szczepu Złamanego Kła. Nieco wcześniej spotkaliśmy niewielki oddział marienburczyków, zdaje się resztki Siódmego Regimentu Piechoty. Morsy. Towarzyszył im czarodziej z altdorfskiego kolegium niebios. Kiedy osaczyliśmy już te zielonoskórców paskudy, czarodziej rozpętał podobną burzę, wprost z gołego nieba. Śmierdziało od magii niczym po deszczu. Konie stawały dęba, kiedy pioruny biły w zbite szeregi orków i goblinów. Przepiękny, groźny widok... - zamyślił się Erik - przeor wspomniał, że nie jesteśmy jedynymi poszukiwaczami na jego usługach. Być może tam działa inna grupa, mająca takowego czarodzieja - wzruszył ramionami - w każdym razie, raczej tego nie sprawdzimy - Szlachcic przez chwilę patrzył na ciekawe zjawisko.

Obca 23-12-2018 16:41


- Ach nie wiedziałam. - Jakby usprawiedliwiła się łowczyni przed krasnoludem. Sir Eric dodał swoje trzy monety do rozważań, a wydawał się być tak pewny że Rowan mu uwierzyła.
- Czyli twoim zdaniem gdzieś na tej górze jest właśnie jakiś czaromiot? - Upewniła się

Hakon 24-12-2018 08:35

Elvira nie chciała tytoniu, ale głupio było odmówić. Już chciała spróbować gdy wtrącił się Ryży. Uśmiechnęła się i przepraszając udałą się rozbić swój namiot.

Przed snem Elvira odeszła od grupy i usiadła na kamieniu. Wpatrywała się w odległe szczyty i mieniące się nad nimi gwiazdy. Kochała góry i nie przeczyła temu. Może nie była jak krasnoludy z nimi zżyta, ale ta miłość polegała na fascynacji.

Warty wyznaczone i najemniczka poszła korzystać z możliwości snu. Była obolała gdyż podróż wozem, może i dawała odpoczynek nogą lecz pośladki, łokcie były obite od podskoków. Drogi górskie były nierówne i Elvira odczuła to na własnych kościach.

Czarnowłosą obudziły rozmowy. Wyjrzała z namiotu i po stwierdzeniu, że już szybko nie uśnie ogarnęła się i wyszła do wartowników i siedzących krasnoludów.
- Dziwy w tych okolicach co i rusz.- Wtrąciła się kucająca Elvira kiwając głową na powitanie.
- Najpierw te szczuroczłeki a teraz te pioruny. Co jeszcze nas czeka?- Zastanawiała się nagłos dziewczyna.

Gladin 28-12-2018 18:14


Młodszy z krasnoludów częstował dla odmiany herbatą. Ryży z przyjemnością kosztował naparu, sam również odwdzięczając się domowej roboty herbatką, której szczególnym składnikiem była oczywiście marchewka. Thalgrim okazał się bardziej wdzięcznym smakoszem niż jego wuj i mężczyźni wymienili się niewielką ilością herbaty. Później Ryży pożegnał się i poszedł spać - swoim zwyczajem brał jak najpóźniejszą wartę. Dzięki temu rozpoczynał śniadanie kiedy inni jeszcze spali. Umożliwiało mu to zjedzenie czegokolwiek (sporo osób - o zgrozo - nie jadało śniadań przed wyruszeniem), albo zjedzenie czegokolwiek przynajmniej dwa razy. Jeden raz gdy wszyscy jeszcze spali, drugi raz - gdy już byli na nogach i sami siadali do śniadania.

Nocne wydarzenia, które zaniepokoiły jego towarzyszy, nie wybudziły go ze snu. Będąc doświadczonym podróżnikiem instynktownie wybudzał się wtedy, gdy groziło niebezpieczeństwo. Z drugiej strony dbał o należyty sen i nie wybudzał się z byle powodu. Dlatego też jego rytmiczne i melodyjne chrapanie wkrótce przypomniało również i innym, że należy korzystać ze snu.

Kiedy natomiast objął swoją wartę, przygotował sobie przekąskę i zagrzał kufel ciepłej herbaty. Gdy zaspokoił pierwszy głód zabrał się za przegląd broni i uzbrojenia, czyszcząc ją po trudach podróży, ostrząc gdzie trzeba, oraz sprawdzając rzemienie. Potem rozpoczął poranną gimnastykę. Ten, kto nie widział jeszcze niziołka w trakcie ćwiczeń mógłby być zaskoczony gibkością ciała. Przy takiej tuszy żaden człowiek nie byłby w stanie wykonywać takich skłonów, przysiadów czy podciągnięć. Ryży był jednak wojownikiem, a odpowiednia forma mogła stanowić o jego przeżyciu. Poza tym - takie ćwiczenia wzmagały jego apetyt. Gdy więc reszta obozu budziła się do dalszej drogi, on ponownie z apetytem pałaszował prowiant.

Był gotowy do drogi razem z pozostałymi.

WielkiTkacz 29-12-2018 01:16

Poranek nie wskazywał pogorszenia pogody. Wszelkie niezbędne do wyruszenia w dalszą drogę czynności wykonała Rowan w asyście Simona, który okazał się wielce pomocny zwłaszcza w przypadku użycia większej ilości siły. Jeszcze nim wszyscy wstali, Khazadowie byli już gotowi ruszyć w dalszą drogę. Thalgrim zarzucił na plecy większy bagaż i ruszył na szlak. Grumbli wrócił się jeszcze do Ryżego.

- Pomyślałem, że przyda się wam słowo otuchy na drogę i jako, że nie spostrzegłem w was łotrów poradzę wam coś. Gdy dotrzecie już do kopalni to pytajcie o Bardaka Barantana. Jest mędrcem i siedzi tam od wieków. Z pewnością zna bardzo dobrze okolicę. Pamiętajcie jednak o szacunku, gdyż jest on najważniejszy. Jednak byście wspomogli wasze nieobyte języki, to w wiosce udajcie się do młynarza Hectora Briocha. Człeczyna pędzi wyśmienitą brandy, za którą stary Bardak przepada. To wywrze na nim korzystniejsze wrażenie niż wszelkie wasze słowne starania. Bywajcie i szerokiej drogi. Obyście znaleźli cel wędrówki
- gestem dłoni pożegnał wszystkich i ruszył szybszym krokiem za młodszym krewniakiem.



Grupa śmiałków po wszystkich porannych rytuałach - w tym śniadaniu, bez którego nie sposób iść w dalszą drogę wedle słów Ryżego - wyruszyła w stronę doliny Frugelhorn. Droga stała się jednak bardziej męcząca niż mogli się spodziewać. Znów zmienność górskiej pogody dała o sobie znać. Błoto, deszcz, wiatr i zimno - takimi słowami można opisać ich wędrówkę przez przełęcz, która sama w sobie nie napawała optymizmem. Zwłaszcza, że płynąca przez kanion rzeka, dodatkowo powodowała oziębienie i sporą wilgotność utrudniającą jazdę zarówno wozem jak i konno. Dodatkowo w połowie drogi zaskoczyła ich skalna lawina, która niemal pozbawiła życia zarówno konie i osoby jadące wozem.


Późnym wieczorem, gdy słońce zaszło już niemalże, dojechali w końcu do doliny. Przemoknięci, zmarznięci, z błotem w butach, głodni i wyczerpani dojrzeli w czerwonym blasku zachodzącego słońca zabudowania małej wioski. Strużki dymu unosiły się nad drewnianymi dachami, co wskazywało na to, że w karczemnej izbie z pewnością jest ciepło i mają wytęsknioną strawę - ciepłą, smaczną i pożywną o wiele bardziej niż suchy prowiant z juków. Im bliżej podjeżdżali, tym więcej zauważali niuansów związanych z wioską. Przede wszystkim była bardzo mała. Kilka chat na krzyż na uboczu w górach - nie zwiastowało ani karczmy, ani gospody. Ktoś musiałby upaść na głowę żeby inwestować tutaj w przybytek z jakimikolwiek przyjemnościami. To już mocno ostudziło radość z ciepłego pokoju i strawy. Gdy dojechali do brodu, przez który można przejść mocząc buty nieco ponad kostkę, mogli w końcu podziwiać lokalną architekturę. Pierwszy budynek po prawej jaki minęli w ocenie wszystkich był stodołą lub stajnią - duże wrota i malutkie okna zasłonięte skórą od środka nie wskazywały na budynek mieszkalny. Ciekawiej natomiast robi się w głębi wioski. Po prawej stronie stoją kolejno dwa duże, piętrowe, ozdobione kwiatami domki, których architektura przypomina nieco pomieszanie strzelistych domów Parravońskich, z imperialnymi domkami biednej szlachty. Bielone deski, imperialny fachwerk, w oknach zawieszone na linach kwietniki z barwną zawartością lokalnych skarbów natury. Nad wejściem do jednego domku wisi tabliczka z napisem Villa Giscard, nad wejściem do drugiego napis głosi Chateau Papin. Reszta zabudowań wsi mimo, że wpisuje się w górski kanon architektoniczny, to odstaje ‘bogatością’ i wszechobecnym kiczem od dwóch wymienionych. Po lewej między niewielkim wzgórzem a rzeką, usytuowany jest młyn, w którym z pewnością mieszka wspomniany przez krasnoluda Hector.

Oczywiście psia pogoda przegoniła wszystkich do własnych domostw, ale nie do tego stopnia żeby nikt nie zauważył obcych we Frugelhofen. W dodatku zbrojnych z wozem i końmi. Gdyby ktoś obserwował ich teraz z okna, to z pewnością pomyślałby, że to niechybnie zajazd zbrojny jakichś bandytów albo inne obdartusy szukają problemów bądź gwałtu na mieszkańcach. Gdzieś w oddali zaszczekał pies, co spłoszyło piszczące zwierzęta za dużym ogrodzeniem, przy domku wysuniętym najbardziej na północ wsi. Drzwi do chaty otworzyły się z hukiem i wypełzło z nich zło w postaci dwóch podpitych mężczyzn w młodym wieku, ale dojrzałych na tyle żeby ich nie lekceważyć. Pierwszy był niższy i seplenił pewnie przez brak kilku zębów. Drapał się w łeb po słomianych długich włosach i pociągał z butelki trunek, który wylewał mu się obficie na rozpiętą koszulę. Poza nią miał na sobie tylko kalesony i stare buty wyglądające na górskie. Drugi był wyższy i widać z mordy, że bardziej inteligentny. Tłuste blond włosy zaczesane miał do tyłu i spięte w kitkę. Również popijał z butelki, lecz trzeźwiejszym ruchem i nie rozlewał na rozpięty wams, ani koszulę. Temu nic nie dyndało między nogami - na co uwagę mogła zwrócić damska część podróżnych - gdyż najwyraźniej miał czas założyć spodnie.

- Gotlieb pats-hik! Co to syrk psybył?-hik! - zaseplenił niższy w imperialnym.

- Stul ten chamski pysk - ryknął ten nazwany Gotlieb. - Czego tu?!

Obca 29-12-2018 09:42

Łuczniczka robiła swoje, ale powoli cały wóz stawał się większym obciążeniem niż był tego warty. Kobieta wolała podróżować lekko wóz zdecydowanie nie był lekki. Dodatkowo lawina górska, Rowan najadła się przez nią strachu i musiała przez jakiś czas prowadzić gniadosza do czasu aż koń nie uspokoił się na nowo.

Frugelhofen przywitała z ulgą tawerna to luksus którego nie doświadczą ale może mieszkańcy dadzą im miejsce do zanocowania w stajni.
- Powinniśmy spróbować czy ten Hector oprócz sprzedaży butelki będzie mógł nas przenocować albo zna kogoś kto może to zrobić. - powiedziała do reszty, kiedy wjeżdżali do miasteczka.
Zignorowała pijaków i skierowała gniadosza na młyn.

Gladin 30-12-2018 13:15


„Para lokalnych młodych nicponi” pomyślał sobie Ryży. „Akurat ktoś, kto może się przydać”. Zeskoczył na ziemię i ruszył w ich stronę.
- Jestem Ryży Marchwiowy - przedstawił się. - Przybywamy tu z naukową wyprawą badawczą z dość daleka. Parę dni będziemy w okolicy. Przydałby nam się jakiś lokalny przewodnik, który zna tutejsze góry oraz tutejszych mieszkańców. Ale póki co, potrzeba nam i naszym wierzchowcom schronienia. Do kogo należy stodoła, którą mijaliśmy i gdzie tę osobę można znaleźć? Macie tu jakąś gospodę?

WielkiTkacz 30-12-2018 13:39

- Aaaahahahahahahaaaaa!-hik! Patrzaj no Gotlieb! Kareł jaki dziwny-hik! I jaki śmieszny! HaHa-hik!-aaaa! - zaśmiał się słomianowłosy pijaczyna.

- Mówiłem żebyś stulił pysk! - odwarknął ten drugi. - Tam musicie pytać - wskazał palcem na dom z młynem za rzeką. - U Hectora. Chociaż przyjezdnych gości ostatnio tutaj pod dostatkiem, to i nie wiem czy znajdziecie nocleg.

- Co mi tu-hik!-będziesz mówił co mam robić?!
- powiedział pretensjonalnie do tego najwyraźniej trzeźwiejszego i zrobił dwa niepewne kroki w stronę Ryżego. - Et qu'est-ce que tu regardes?! Zwerge porc!

Gladin 31-12-2018 17:50


- Hm, tak - uśmiechnął się Ryży rozkładając ręce i odsłaniając wiszący u pasa miecz. - Moja znajomość bretońskiego jest żadna, nie chciałbym czegoś źle zrozumieć. Na przykład pomyśleć, że właśnie usłyszałem coś niemiłego - zerknął w górę na jasnowłosego uśmiechając się, ale patrząc prosto w oczy. - Dziękuję za informację, pójdziemy tam się dowiedzieć - kiwnął w stronę bardziej trzeźwego z mężczyzn. - Słyszałem, że ów Hektor robi przednią brandy. Chętnie jej zakosztuję. Może Panowie przyłączą się do mnie... jutro? Dzisiaj raczej wolałbym uniknąć kłopotów - przeniósł wzrok na chwilę na drugiego mężczyznę. - Zapraszam i do zobaczenia - ukłonił się lekko i podążył za Rowan.

Asmodian 02-01-2019 16:50

- Może próbował obrazić - pokiwał głową Erik podjeżdżając bliżej pijanego, wrzeszczącego mężczyzny. Celowo odsunął skórzaną opończę, odsłaniając olstro pistoletu.
- tutejszym mężczyznom widać odwagi staje tylko na tych krótkich. Może chcesz popróbować kogoś swojego rozmiaru? - położył rękę na rękojeści pistoletu - ruszaj przodem do tego Hectora - szlachcic spojrzał groźnie na pijanego.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:23.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172