WielkiTkacz | 07-12-2018 01:07 | Rowan miała rację mówiąc, że pogoda w górach zmienną bywa. O tym mieli się przekonać już niebawem na własnej skórze. Gdy wszelkie przygotowania i skompletowanie niezbędnego ekwipunku dobiegły końca, wyruszyli w celu realizacji zleconego zadania. Zgodnie z mapami i wskazówkami jakie dał im sam Przeor, ruszyli w kierunku Kaczego Stawu. Już wcześniej okolica dała się im poznać jako teren bogaty w lokalne uprawy, które z pewnością bogato obradzają latem, hodowle zwierząt i lokalne rzemiosło. Można powiedzieć, że osoby które się tutaj osiedliły wypełniają misję ku uciesze mnichów z klasztoru.
Droga tylko do samego lasu była przyjemna i łagodna. Już za pierwszymi drzewami zamieniła się w leśny dukt, który mało uczęszczany, nie dawał wielkich szans na szybkie podróżowanie wozem. Rowan szybko uświadomiła wszystkich, że w takich dzikich terenach - również górskich dodała - żyją różne zwierzęta i inne stwory, w których łańcuchu pokarmowym występuje człowiek. Co za tym idzie podróż osobno nie wchodzi w grę, ponieważ osłabi to mocno całą wyprawę i zwiększy szansę na niepowodzenie zlecenia i niechybną śmierć w dzikich ostępach. Wywód ten ciągnął się aż do ściany wzgórza, z którego z hukiem wprost do małego jeziora wpadała Vaswasser jako wodospad. Ściana skalna przy wodospadzie ma z pewnością minimum trzydzieści metrów - oszacował Manfred, co potwierdziła Elvira stosując własny system miar. Ścieżka po południowej stronie siklawy była w stanie bez problemu zaprowadzić ich na szczyt, ale wóz niestety pokrzyżował plany na tyle, że musieli udać się mniej uczęszczaną drogą na południu. Z czasem jednak dotarli do właściwego duktu - głównie dzięki Rowan, która we współpracy z Elvirą, prowadziła grupę przez gęstwiny lasu.
Dukt ponad wodospadem ciągnął się wzdłuż Vaswasser wprost w kierunku przesmyku w górach. Tutaj rzeka okazywała liczne zdradzieckie, usiane kamieniami bystrzyny i jej nurt - co naturalne - wzbierał im bliżej wodospadu, którego szum słyszeli jeszcze długo na dukcie. Wniosek dla kogoś kto kiedykolwiek pływał łódką był jasny - przeprawa w tym miejscu rzeki jest samobójstwem.
Dalsza droga była mało wymagająca dla wprawnego przepatrywacza, ale trudna dla wozu. Zwłaszcza przeprawa przez gęstwiny leśne, które raz za razem ujawniały jakieś krzewy i inne dziadostwa wplątujące się w koła i skutecznie blokujące dalszą drogę. Dopiero przed samym przesmykiem dukt stał się bardziej kamienisty i przyjazny do jazdy wozem. Jednak w tym właśnie momencie Rowan uświadomiła wszystkich, że mus im będzie nocować w terenie i to zdaje się być dobry moment na postój żeby rozbić obóz. Spać w kanionach przesmyku nie jest rozważne, gdyż łatwo o pułapkę i mieszkańców dzikich ostępów, którzy w nocy wychodzą na żer. Faktycznie reszta zauważyła, że przeprawa nie była tak łatwa jak do La Maisontaal.
Po wielu intensywnych wymianach zdań i wymieniu wszystkich za i przeciw w końcu ruszyło przygotowanie obozu pod skałami. W oddali szumiała Vaswasser, z której można było nabrać wody i napoić konie. Malownicza zielona polana ciągnąca się do tego momentu aż od lasu, była zarówno dobrym miejscem na popas koni i rozbicie namiotów - o ile ktoś je posiadał. W trakcie rozdzielania obowiązków w oddali Simon wypatrzył ‘kurdupli’ jak ich określił. [MEDIA] [/MEDIA]
Dwóch krasnoludów równym tempem obok siebie maszerowało od strony przesmyku wprost na przyszły obóz grupy badawczej. Już z oddali - starszy z pewnością - zakrzyczał mocnym, gromkim i donośnym głosem. - Hej tam kompanijo! Swój czy wróg?!
|