lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 2ed.] Przez bramy Morra (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/18790-wfrp-2ed-przez-bramy-morra.html)

Obca 07-05-2020 10:43

- Jo, - Potwierdziła swoją gotowość Laura po wysłuchaniu Kapłana i Grety. - Tylko taka uwaga, z tego co zrozumiałam mamy raczej znaleźć jej ciało i zostawić chwilowo płaczkę w spokoju. Więeeeec chciałabym żebyśmy teraz ustalili jasną zasadę że ‘Uciekamy’ a nie próbujemy robić za bohaterów. - Dodała i przymocowała świętą relikwię do pasa. w końcu Ona nie będzie miała głupich pomysłów by stawać z płaczką w szranki.

Lechu 07-05-2020 11:53

Pierwotne instynkty odezwały w kapłanie, który dorwał się do bukłaka Grety niczym nie pijące od wielu dni zwierzę. Organizm domagał się życiodajnego płynu czując, że nie brakowało wiele aby paść z odwodnienia. Poruszająca się szybko grdyka, odgłos łapczywego przełykania i stróżki uronionej bokami szyjki naczynia wody jasno świadczyły, że absolutnie każdy człowiek musiał pić. I nie ważne było czy ktoś się urodził żebrakiem czy królem. Kapłanem Boga Snów czy nekromantą… Chociaż w ostatnim przypadku Winckler nie był pewien czy woda była absolutnie niezbędna. Pewnie tylko do pewnego etapu w rozwoju, po którego przejściu czarujące monstra miały zupełnie inne potrzeby.

Mimo iż ojciec Weiss wyglądał na poczciwego człowieka to Bastian potrafił dostrzec coś więcej. Mężczyznę, który wbrew powołaniu i przeznaczeniu zakochał się w samotnej kobiecie. Rebecka szukała miłości po stracie bliskich jednak czy kapłan Morra był dobrym obiektem do ulokowania swoich uczuć? Biedaczka nie wiedziała co mogło się stać w przypadku nakrycia albo urodzenia mu dziecka. Kiedy urodziła się Klara ojciec Pieter nie postąpił jak mężczyzna. Zdaniem Wincklera prawdziwy facet powinien wziąć na swoje barki odpowiedzialność i zająć się należycie swoim dzieckiem oraz kobietą. Nawet gdyby miał wynieść się na drugą stronę Imperium i porzucić dotychczasowe zajęcie. Wszystko wydawało się takie proste kiedy spojrzeć na to spokojnym, chłodnym okiem kalkulując każdy plus oraz minus zaistniałej sytuacji. Wojownik musiał pamiętać, że kapłan nie myślał trzeźwo. Nadal był zakochany, nadal też chciał pełnić posługę i robił wszystko aby jedno nie kolidowało z drugim. Ludzie jednak gadali i podejrzewali swoje… Łowca wampirów nie chciał być jak wyprany z emocji stwór na które zwykł polować jednak jego zdaniem największą winę ponosił duchowny. Gdyby lata wcześniej postąpił właściwie sytuacja z podejrzanym mężczyzną i przeklęciem Rebecki zapewne by się zdarzyła. Wojownik starał się pamiętać, że Pieter Weiss był tylko człowiekiem jednak sam wiedział, że na miejscu kapłana postąpiłby zupełnie inaczej. I gdyby naprawdę kochał te kobietę zaryzykowałby dotychczasowe wartości, a nawet życie dla jej dobra. W końcu matka nie chciała żyć bez swojego dziecka. Nawet jeżeli żyło ono rzut kamieniem od niej to nie była świadkiem jej pierwszych słów, kroków i wszystkiego co po raz pierwszy. Matka kochała swoje dziecko. Kobieta nie chciała widzieć siebie jako potajemnej kochanki kapłana, który dla niej nie miał zamiaru ryzykować swojej reputacji – i tak zszarganej plotkami i pogłoskami – i ciepłej posadki. Ona była na językach całej społeczności. I o ile Weiss mógł zatrzeć swoje winy odprawiając piękne ceremonie, dbając o cmentarz i wiernych, to ona… Ona zawsze byłaby niczym kurwa, która sprowadziła świętego człowieka na złą drogę. Bastian był zwyczajnie zbyt dojrzały i doświadczony aby uwierzyć w cieplutkie słowa i jakiekolwiek wymówki. To Pieter Weiss był największym winnym zaistniałej sytuacji. To, że był kapłanem i osobą o wielkiej wiedzy wcale nie poprawiało jego sytuacji w oczach Wincklera. Jeżeli wojownik chciałby złapać, związać i odprawić duszę Rebecki jak należy to dla niej, a nie dla faceta, który postąpił jak podlotek, któremu na jajach pojawił się pierwszy mech. Takie postępowanie i decyzje nie pasowały do mężczyzny jednak Bastian nie chciał tego roztrząsać dłużej niż powinien. Miał swoje zdanie i zwyczajnie nie potrafiłby go w tamtej sytuacji zmienić.

Kiedy kapłan opowiadał o Rebece wojownik słuchał go ograniczając swoje zaufanie w przedstawiane fakty. Być może tamten facet był stary i mało urodziwy jednak kiedy postawić go obok postaci ojca Weissa nie wypadał zapewne aż tak niekorzystnie. To, że Rebecka się zakochała nie musiało oznaczać czarnej magii tylko pragnienie poznania kogoś kto będzie traktował ją poważnie. Kogoś z kim można się pokazać wśród ludzi bez obaw, że zostanie się wyklętym z całej społeczności. Bastian wiedział, że tak mogło być jednak zakochani ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień. Taki proces był zdecydowanie dłuższy i w tamtym przypadku wojownik wierzył, że była w to zamieszana siła jakiegoś uroku. Gdyby Rebecka chciała się pozbyć uczucia do kapłana to wiedziałaby o tym jej przyjaciółka Magunda. Tamten mroczny, nieprzyjemny typ był we wsi za krótko aby Rebecka chciała z nim być z własnej - nieprzymuszonej czarem - woli.

Trzeba było przyznać, że kapłan postarał się aby jego dziecko miało się naprawdę dobrze. Miało młodych, kochających rodziców, było naprawdę zadbane i całkiem nieźle wyedukowane. Co prawda Bastian – na miejscu ojca Pietera – postąpiłby zupełnie inaczej, ale decyzja opuszczenia zakonu, opuszczenia tych stron Imperium i zajęcia się czymś innym mogłaby wywołać różne skutki. Być może jego kobieta i dziecko żyliby mniej komfortowo niż zostając na miejscu, ale… Byliby razem, a on zapewne poczułby wewnętrzną ulgę. Winckler był jednak zupełnie innym człowiekiem niż brat Pieter. On dla swojej rodziny i ukochanej poświęciłby wszystko podczas gdy jedyne co mógł dla nich zrobić to pozbawić życia ich oprawców. Najpierw bandytów, którzy zabili ojca, potem wampira, który rozszarpał matkę i kolejnego krwiopijcy, który uśmiercił jego narzeczoną.

- Bardziej gotowy nie będę. – odpowiedział Grecie łowca wampirów.

Słysząc Laurę wojownik pokiwał z uśmiechem głową. W końcu ona znalazła miecz i miała pierwszeństwo w jego posiadaniu. Przynajmniej do czasu aż przedmiot trafi w odpowiednio bezpieczne miejsce wskazane przez zakon.

- „Płaczka” to w zasadzie ożywione ciało Rebecki, młoda. – skomentował słowa dziewczyny Bastian. – Zatem trzeba ją obezwładnić, związać i odprawić rytuał. Mam solidny bolas, ale nie wiem czy sprosta jej szponom. Podobnie jak wy zrobię wszystko aby odprawić jej duszę do Ogrodów Morra jak przystało, ale kiedy ktoś z was będzie zagrożony śmiercią to będę zmuszony ją zabić. Mój umysł zniesie lepiej skazanie na wieczną tułaczkę duszę niewinnej, ale nieznanej mi kobiety niż śmierć któregoś z was… - wojownik omiótł zebranych wzrokiem. Musiał przyznać, że łączyło go z tymi ludźmi coś więcej niż przyzwyczajenie…

Kerm 08-05-2020 16:08

Smętna opowieść, która wycisnęłaby łzy z oczu niejednej niewiasty, nie zrobiła jednak na Manfredzie zbyt wielkiego wrażenia. Jak by nie było, nieraz się zdarzały dzieci pozamałżeńskie i ich istnienie nie było niczym dziwnym. Podobnie często trafiały się zdrady czy odejścia kobiety do innego mężczyzny.
Codzienność, można by rzec.
Czymś zdecydowanie odmiennym od codzienności była przemiana Rebecki w wyjącą, niebezpieczną dla otoczenia, babę. Czy miał z tym coś wspólnego tajemniczy mężczyzna, dla którego Rebecka porzuciła swego kochanka? Prawdopodobnie.
Czy miało to jakieś znaczenie?
Zapewne tylko dla ojca Pietera, który zdecydowanie nie chciał korzystać z prostych sposobów pozbycia się kłopotów.
Oczywiście mogło się to skończyć tym, że pozbędą się kapłana (bo gdyby dopadła ich wrzaskunka, to kto wie, czy nie trzeba by zostawić kogoś na jej pastwę).
Co do bezpieczeństwa Klary to Manferd był przekonany, że dziewczynce nic nie grozi. W końcu zjawa nie pojawiła się wczoraj i miała dosyć czasu, by dotrzeć do wioski.

- Idziemy do wioski - powiedział. - Nie ma na co czekać.

Co prawda mogliby tu zostać, założyć rodziny i żyć długo, ale życie na szczurzej diecie nie musiałoby być szczęśliwe.

wysłannik 10-05-2020 14:25

Relacja jaką zdał kapłan była pełna dramatu. Hildebrand słuchał i wyciągał wnioski, które jednak zachowywał dla siebie. Przede wszystkim uważał, że kapłanowi zabrakło zaangażowania w swoją sprawę. Gdyby był w pełni oddany Morrowie i posługom, do których został powołany, to taka sytuacja miejsca by nie miała. Zawiódł. A przynajmniej w ocenie czarodzieja. Z innej jednak strony się temu nie dziwił. Kapłani nie przechodzili tak rygorystycznych szkoleń i nauk jak czarodzieje, więc dużo częściej zdarzają się przypadki, że kapłan zejdzie ze swej drogi. Peter był tego dobrym przykładem.
Na całe rozważania grupy i prośbę kapłan czarodziej odpowiedział:
- To zły pomysł. Odprawianie rytuałów na niewiele się zda. Jeśli wygnamy płaczkę z naszego świata i unieszkodliwimy martwe ciało Rebecki, to będzie to wystarczające. Nie zwrócimy jej poprzedniego żywota ani losu. Czy da się uleczyć mutanta, nawet takiego, który nie zasługiwał na taki los? Nie da się. Czeka go stos. Czy ktoś dotknięty wampiryzmem może się go pozbyć i znaleźć łaskę w oczach Morra? - mówiąc to czarodziej patrzył na łowcę wampirów, szukając w nim zrozumienia i poparcia dla swoich słów - Nie może. Z duszą tej kobiety jest podobnie. Jej ciało powinniśmy spalić a ducha zniszczyć. Głupotą nie do opisania będzie łapanie martwego ciała, wiązanie go i wrzucanie do grobu, mając nadzieję na to, że Morr cofnie wyrządzone przez nią krzywdy. Nieumarłych powinno się niszczyć a nie odczarowywać. Wydaje się wam, kapłanie, że zwyczajowe modły wystarczą, kiedy ciało znajdzie się w grobie? Jeśli mówicie o rytuale to zdradź nam cóż masz na myśli? Jakie są jego konsekwencje i wymagania. Wszak moi towarzysze mogą mieć w tej materii wiedzę niepełną, ale ja wiem doskonale, że takie magiczne rytuały to nie w kij pierdzieć. - Zakończył czarodziej, mając nadzieję, że jego słowa były jasne i zrozumiałe. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że towarzysze wcale nie muszą się z nim zgadzać i jeśli nie będą chcieli, to i tak zrobią po swojemu, jednak w obowiązku swoim Becker uznał, że powinni wiedzieć coś więcej.

Ayoze 11-05-2020 07:42

Pieter Weiss spojrzał na Bastiana, gdy wypił miksturę podaną przez Gretę.
- Laura dobrze rozumie - powiedział. - Płaczka jest oddzieloną od ciała duszą Rebecki przekształconą w upiorzycę. Wiem, jak nieprawdopodobnie to brzmi, ale żeby wszystko dobrze się skończyło, potrzebujemy zwłok Rebecki błąkających się po okolicy.

Gdy Hildebrand wygłosił swoją przemowę, kapłan zmarszczył gniewnie brwi.
- Mylisz się, czarodzieju. Morr daje nam, kapłanom, moc odsyłania na wieczny odpoczynek nawet nieumarłych. Wy, magowie, czy łowcy wampirów, możecie sprawić, że ożywione zwłoki przestaną być niebezpieczne dla żywych, możecie je poćwiartować, spalić, wrzucić do morza, ale dusza takiego nieszczęśnika wciąż nie zazna spokoju. Wciąż będzie się błąkać. Dlatego my, kapłani, mamy odpowiedni narzędzia, by takie dusze odsyłać do naszego Pana. Wierzę, że dla duszy Rebecki również jest nadzieja. Znam odpowiedni rytuał. Potrzebuję dziesięciu minut, dotykając jej ciała, by odesłać jej umęczonego ducha przez Bramy Morra. - Weiss mówił z pewnością w głosie. - Ożywione zwłoki Rebecki nie muszą być w tym czasie... żywe, że tak powiem. Najważniejsze, żebym miał do nich dostęp. To znaczy, że możecie je zabić, jakkolwiek kuriozalnie to brzmi. Problemem przy odprawieniu rytuału może być dusza Rebecki, czyli płaczka. W czasie rytuału muszę złożyć zwłoki do ziemi i dotykać ich, póki nie skończę. Nic i nikt nie może przerwać tego procesu, inaczej dusza może zostać unicestwiona, a tego nie chcę. Chcę jej pomóc i zrobię to, dlatego proszę was o pomoc! Niczego więcej nie oczekuję! - wychrypiał, unosząc głos.

Nie wiedzieliście, na ile rzeczywiście w takiej sytuacji Weiss może pomóc swojej ukochanej, ale skoro postanowiliście się zaangażować, zebraliście się niebawem w drogę powrotną do wioski. Po śniadaniu, które zaserwowaliście kapłanowi i miksturze leczniczej, brat Pieter odzyskał siły oraz wigor. Jedynym dowodem, że działo się ostatnio z nim coś złego był naznaczony krwią opatrunek na jego lewej dłoni. Chociaż było wietrznie, słońce przebijało co jakiś czas przez płynące po nieboskłonie chmury, przez co pogoda nie była aż tak uciążliwa, jak w ostatnich dniach.

Po spokojnym marszu dotarliście do miejsca na drodze łączącej świątynię i Munkenhof, mając wrażenie, że znaleźlście się niedaleko miejsca, gdzie ostatnio spotkaliście płaczkę. Nagle do waszych uszu dobiegł złowieszczy szelest z prawej strony ścieżki. Przygotowaliście broń, oczekując najgorszego, gdy po chwili z zarośli wyskoczył na was pełen ogromnej radości mały piesek. Tosiek, nie mieliście wątpliwości. Ruszył energicznie w waszą stronę z wywieszonym językiem, po czym z dużej odległości wybił się z ziemi, wskakując kapłanowi prosto w ramiona. Krótki ogonek pieska merdał we wszystkie strony. Weiss był tak samo rozweselony, zupełnie jakby zobaczył dawnego przyjaciela.
- Tak, przyjacielu! Wiem, tęskniłeś za mną! - Kapłan przytulał i głaskał psiaka, który lizał go po twarzy.

Waszą uwagę zwróciła inna sytuacja. Od strony wsi dostrzegliście ruch i ujrzeliście idącą środkiem dróżki małą, niepozorną istotę o poczochranych włosach, niosącą w dłoni szmacianą lalkę. To była Klara. Dziewczynka w bardzo nieśmiały i strachliwy sposób zbliżała sie do was. Po lewej stronie od was, na odległość wyciągniętej ręki usiadł nagle na gałęzi kruk, symbol Morra. Ptak krakał przeraźliwie, patrząc wam prosto w oczy, jakby chciał was ostrzec. Mieliście wrażenie, jakby za chwilę miało wydarzyć się coś złego. Nagle dziewczynka zawołała pieska po imieniu.
- Tosiek!!! - krzyknęła do niego, ale nie z radością dziecka, a z trwogą i strachem w głosie. Peter Weiss postawił psiaka na ziemi, a ten, zwrócony w stronę dziecka zaczął warczeć.

Nagle dostrzegliście błysk czerwonych oczu spod konaru wielkiego drzewa po prawej stronie. Z nory wyłoniła się najpierw paskudna łapa o długich jak noże pazurach, a potem jej właścicielka. Klara krzyknęła i uciekła za najbliższe drzewo. To, co kiedyś musiało być żywą kobietą, teraz przypominało stwora z najgorszych koszmarów. Było chude, o ziemistej cerze, miało nienaturalnie długie ręce a za kurtyną posklejanych ze sobą, czarnych włosów kryły się czarne oczodoły z czerwonymi źrenicami. Ten wzrok sprawiał, że ciarki same przechodziły wzdłuż kręgosłupa. Rebecka, bo tym musiała być istota, wyskoczyła na dróżkę, między was a małą Klarę. Na szczęście opanowaliście strach i byliście gotowi do działania.

Stwór ani przez chwilę się nie wahał, ruszając w waszą stronę. Poruszał się szybko i zwinnie, dużo szybciej niż nieumarli, których kiedyś spotkaliście na swej drodze.
- Musicie ją pokonać! - krzyknął kapłan, cofając się. Jego blada twarz zdjęta była strachem.


Kerm 11-05-2020 15:47

Kto w tych teologicznych rozważaniach ma rację czy też jej nie ma, tego Manfred nie wiedział. I, prawdę mówiąc, niewiele go to obchodziło. Najważniejsze były słowa kapłana o możliwości 'zabicia' zwłok. Zabicie czegoś, co nie żyje, brzmiało nieco dziwnie, ale Manfred się już z paroma chodzącymi nieboszczykami spotkał. Przy odpowiednim działaniu wypełniająca ich plugawa energia znikała.
I to było najważniejsze.

Piesek Klary przyciągał (chyba) do siebie jakieś złe stwory, bo ledwo odnalazł się Tosiek, natychmiast pojawił się poszukiwany przez nich chodzący truposz, który - zgodnie z przewidywaniami - nie przejawiał pokojowych zamiarów.
Co prawda Laura planowała złapać "Rebeckę" na lasso, ale Manfred miał swoje plany, w których lasso nie występowało - przynajmniej na początku.
Zwiadowca był pewien, że garść ołowiu nie wystarczy, by wybić z głowy truposza wszystkie myśli o poruszaniu się, ale celny strzał mógł nieco spowolnić potworną niewiastę i ułatwić jej pokonanie.
Nim ktokolwiek stanął na linii strzału, Manfred uniósł garłacz i wypalił.

Umbree 11-05-2020 17:56

Nie wtrącała się w wymianę zdań między Hildebrandem a Weissem. Sama w swoich podróżach również zmuszona była grzebać nieumarłych, ale z taką sytuacją jak ta nigdy się nie spotkała. Co innego było chować zwłoki umrzyka bez wyraźnie oddzielonej i przemienionej duszy, a co innego nie wiedząc, jak to się skończy w tym przypadku. Nie wiedziała, na ile kapłan rzeczywiście ma sposób na poradzenie sobie z problemem, a na ile próbuje im wmówić, że go ma, gdyż wciąż czuje coś do Rebecki (chociaż ona obecnie nie mogła tego odwzajemnić, a wręcz czuła coś odwrotnego), ale i tak musieli spróbować doprowadzić tę sprawę do końca. Ojciec Brimfeld nie byłby pocieszony, gdyby zostawili Weissa samemu sobie i wrócili do Bechafen z informacją, że kapłan żyje, ale ma problem z byłą kochanką z którą ma dziecko. Nawet w myślach nie brzmiało to dobrze.

- Zrobimy, co się da, ale niczego nie obiecujemy - powtórzyła rzeczowo Greta, podając kapłanowi podpłomyk i kawałek sera. - Zjedz to, bracie, musisz mieć siłę, nim wyruszymy do wioski.
Gdy się posilił, zebrali się w drogę powrotną do Munkenhof. Tym razem Morrytka miała na podorędziu swoją załadowaną kuszę i wodziła wzrokiem po okolicznych drzewach i szlaku. Nie zamierzała dać się zaskoczyć, tak jak w nocy. Uniosła broń do strzału, gdy w krzakach coś zaszeleściło i beznamiętnie przyjęła widok Tośka wyskakującego na ścieżkę. Widać było, że pies miał z ojcem Weissem mocną więź, gdyż obaj nie szczędzili sobie czułości.

Gdy Hansen miała zaproponować, że dobrze byłoby się ruszyć z miejsca, na trakcie pojawiła się Klara. Całunnica nie wiedziała, co dziewczynka robi sama w lesie, tak daleko od wsi, ale miała swoje podejrzenia. Nim jednak zdążyła zapytać o to małą, z krzaków wyskoczyło to "coś" w co przemieniła się Rebecka. Greta zdusiła w zarodku uczucie strachu i wycelowała kuszę w zbliżające się ożywione zwłoki. Manfred zdążył wypalić z garłacza chwilę wcześniej, więc Greta poczekała, aż będzie miała czyste pole strzału, po czym nacisnęła spust kuszy. Nie patrzyła nawet, czy bełt doszedł celu, gdyż odrzucała broń dystansową, by sięgnąć po miecz. Nie była jednak aż tak dobra w walce w zwarciu jak na przykład Bastian, dlatego zamierzała oflankowywać stwora, by z doskoku zadawać cięcia i sztychy, podczas gdy Bastian weźmie na siebie ciężar walki.

Lechu 11-05-2020 20:06

Płaczka, zwłoki pałętające się po okolicy… Bastian nie miał wcześniej pojęcia, że cała sprawa była aż tak zagmatwana. Ojciec Weiss – mimo wszystkich jego złych decyzji – należał jednak do ludzi cierpliwych i wytłumaczył wszystko łowcy wampirów ze stoickim spokojem. Kapłan nie wyglądał na uradowanego kiedy tłumaczył Hildebrandowi o ile większe ma możliwości kooperacji z przeklętą duszą aniżeli czarodziej. Winckler słuchał z uwagą słów duchownego. Jego metody zwykle ograniczały się do zabicia poczwary – nie ważne na ile uważała się ona za nieumarłą…

Skoro zwłoki Rebecki nie musiały być „mobilne” to śledczy mogli je pociąć na kawałki, związać albo unieruchomić na tyle aby nie zrobiły krzywdy Morrycie w trakcie odprawiania rytuału. Największym wyzwaniem w trakcie tych dziesięciu minut powinno być powstrzymanie „Płaczki” od zabicia ojca Pietera. Było to trudne zadanie jednak nadal wykonalne. Bastian miał linę, kajdany, bolas i wspólnie z grupą przyjaciół mógłby spróbować powstrzymać poczwarę dostatecznie długo. Wszystko jednak zależało od tego czy ich nerwy podołają. Przy pierwszym spotkaniu ze zmorą mieli szczęście, ale czasem strach i obawy biorą górę. Nawet Winckler, który był znany ze swojej odwagi nie zawsze był w stanie wygrać ze zdrowym rozsądkiem i wyobraźnią podsuwającą możliwe scenariusze starcia z potworem.

Łowca wampirów nie miał zamiaru dawać za wygraną dlatego postanowił pomóc Rebece i kapłanowi nie zważając na swoje zdrowie. Gorzej jeżeli „Płaczka” znalazłaby się w sytuacji zagrażającej Laurze, Grecie albo któremuś z jego towarzyszy. Wtedy Bastian musiałby zdusić w sobie wyrzuty sumienia i zabić zmorę skazując duszę biednej Rebecki na wieczne potępienie. Sam byłby w stanie się poświęcić, ale nie wahałby się zabić w obronie któregoś z przyjaciół. Bardziej zależało mu na ich życiu niż spokoju duszy kobiety, której nigdy nie poznał.

Po wyruszeniu okazało się, że pogoda uległa znacznej poprawie. Bastian co prawda nie narzekał na warunki jakie zapewniała im matka natura. Był raczej z tych, którzy szli naprzód nie zważając na śnieg, deszcz czy wichurę. Musiał jednak przyznać, że zerkające zza licznych chmur słońce było miłą odmianą w porównaniu z ostatnimi ulewami. Kiedy do uszu łowcy wampirów doszedł szelest mężczyzna błyskawicznie dobył bola. Był gotów spętać przeciwnika aby łatwiej było się z nim obchodzić w drodze na cmentarz. Jak się jednak okazało prowodyrem napiętej sytuacji był Tosiek, który błyskawicznie znalazł się w objęciach kapłana.

Dalsze wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Bastian dostrzegł Klarę, później kruka, a na koniec potwora, którego nie potrafił sobie wcześniej wyobrazić. Przerażające czerwone ślepia, długie i ostre jak brzytwy szpony, chude, ziemiste cielsko zakończone małą głową z pióropuszem czarnych, tłustych, zlepionych błotem włosów. Winckler zamarł tylko na chwilę, która pozwoliła mu zbadać przeciwnika. Nie bał się. Wiedział, że jego umysł podoła w starciu z maszkarą. Gdzieś na granicy słyszalności mężczyzna usłyszał krzyk kapłana, a jego umysł sam dopisał przerażenie, które musiało się malować na twarzy ojca Weissa. Zapowiadała się krwawa i zajadła walka.

Pierwsze skrzypce zagrał garłacz Manfreda. Przyjaciel byłego kata, całkiem dobrego kucharza i chorego psychicznie potwora posłał na spotkanie ożywionego korpusu masę pocisków. Kolejnym krokiem był strzał z kuszy Hansen. Bastian rozkręcił bolas i rzucił mając nadzieję spętać nogi potwora. Jego broń była najwyższej jakości z możliwych. Bolas ten składał się z dwóch metalowych kul połączonych hartowanym łańcuchem. Winckler liczył, że uda mu się zatrzymać bestię na moment aby dopaść do niej z mieczem i tarczą. Kiedy monstrum byłoby powalone mogliby je posiekać a potem zebrać w worku i zanieść na cmentarz. Gdyby trzeba je związać to Winckler miał linę i kajdany. Byli przygotowani. Wystarczyło wykazać się sprytem i dobrą techniką…



Obca 12-05-2020 13:11

- Ok, To, jak wiemy że mamy złapać “żywe” zwłoki to już się robi skomplikowanie. - Powiedziała trochę zirytowania Laura, bo ta wyprawa robiła się coraz bardziej zagmatwana… zaginiony kapłan, a tutaj nagle nieślubne dzieci, nieszczęsne romanse no i nieumarły w dwóch odsłonach którego jeszcze nie mogą się “pozbyć” w tradycyjny sposób.

- Jo, to może tak na wszelki wypadek jakbyśmy nie zdążyli przygotować poprawnej pułapki to może przygotujmy sobie liny. Wiecie co by te chodzące zwłoki pochwycić i zawlec z powrotem do ziemi? - Laura zaproponowała i zaczęła przeszukiwać swoje manatki….- Ok czy ktoś ma linę? Ja swoją zostawiłam w karczmie...No co?! Nie pomyślałam że byłaby mi potrzebna w środku nocy!

Koniec końców zadowoliła się tą na której chciał się powiesić ksiądz. I tą którą podali jej kompani. Zrobiła z niej uprząż jaką zarzuca się koniom ...albo uciekającym ludziom.
Zjadła resztę kiełbasy którą zabrałą za pazuchą, kiełbasy zdobycznej z katowej karczmy. Kiełbasy darmowej więc podwójnie smacznej.

Kiedy, kruk w swej boskiej interwencji, w którą Laura zdecydowanie zaczęła wierzyć po niektórych jej przygodach z tą kompanią, dał im znać że coś jest nie tak, dziewczyna przygotowała linę i zaczęła się rozglądać za niebezpieczeństwem. Widząc monstrum zatęskniła za zjawą z poprzedniej nocy.
- Na ogrody Morra….czy to na pewno ożywieniec? Może to już sługa chaosu? - Powiedziała ale jej wypowiedź została zagłuszona przez huk broni. Dziewczyna nie czekała długo po tym ale zaczęła zajmować pozycję do rzucenia pętli.

wysłannik 15-05-2020 17:39

- Kapituła Śmierci za sposoby na to, by dusza powędrowała do Królestwa Morra. Dusze i pracę nad nimi i z nimi nie są nam obce. - Dodał Hildebrand. - Ale rozumiem, że nie jest to teraz czas na takie debaty. - Nie mógł nie dokończyć tego wywodu. W naturze czarodziei śmierci jest kończenie wielu spraw, w tym również dyskusji. Becker nie chciał by i tym razem było inaczej.
- Niech będzie jak mówisz. Spróbujmy odprawić rytuał. - Czarodziej zgodził się, bo wiedział, że jeśli rytuał, jakiś składnik albo forma okażą się podejrzane, to będzie mógł odpowiednio zareagować.

Wędrowanie przez las i szukanie płaczki było niecodziennym zajęciem. Oczywistym było, że duch wcale nie zniknął ani nie odpuścił sobie łowów na kapłana. Jednak teraz, skoro drużyna była uzbrojona w magiczny oręż, szanse w walce się zwiększyły i strach przed nieznanym nie był już tak duży. Wiedzieli czego mogą się spodziewać i może dlatego widok poczwary, która ukazała się chwilę później już aż tak ich nie przeraziła.
Hildebrand nie zastanawiał się długo co robić. Począł splatać magię i formować ją w zaklęcie.
Ode mnie splatanie plus krąg śmierci, a w kolejnej rundzie spróbuje żądło. Wszystko z dwóch kości.




Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:49.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172