lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 2ed.] Przez bramy Morra (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/18790-wfrp-2ed-przez-bramy-morra.html)

Obca 03-04-2020 19:31

Laura rozglądała się uważnie po osadzie. No nie spodziewałam się znowu morderczych gospodarzy jak w gospodzie, ale kto raz się sparzył na zimne dmucha i takie tam.
Na pierwszy rzut oka normalna osada z ‘prowincjonalnymi’ osadnikami, choć Laura będąc typowym mieszczuchem nawet przyglądała się budownictwu osady jak i jej praktycznemu ułożeniu budynków z zaciekawieniem.

- Wiecie, nie to że chce nas pakować już pierwszej nocy w kłopoty...alleeeee wiadomo że nocne mary i straszydła wychodzą po nocy. Może ten cmentarz obejrzymy sobie dzisiaj w nocy? - Laura rzuciła od niechcenia do reszty. - No tak tylko proponuje bo jak oni tutaj się pietrają tak ze bramy i w dzień zamykają to może braciszek gdzieś zamroczony dogorywa po jakimś starczym wypadku…- Dziewczyna przeciągnęła się nie zatrzymując się a nawet przyspieszając kiedy dochodzili do karczmy. Choć pierwsze na co zwróciła uwagę to rzeka i las po drugiej stronie. - Ładne..

Karczma była druga, nie wyglądała na tak dużą jakie były w mieście...albo to Laurze przybyło parę centymetrów wysokości i teraz wszystko wydawało jej się małe. - Przy promie pfff, po zapachu to raczej dno rzeki i trzy łokcie mułu..- Mruknęła trochę kręcąc nosem. A potem zadała sobie w myślach pytanie “kiedy stałam się taka wrażliwa…”

- Ale ty jesteś! - Skarciła Malfreda Laura. Choć tak naprawdę robiła to by się “podlizać” karczmarzowi. Wiadomo że moneta miała to do siebie że często działała jako oliwa wylana na zamek ludzkich sekretów i plotek by łatwiej dało się je zdobyć. Więc zdaniem złodziejki dobrze jest zostawić wrażenia “Tak mamy czym zapłacić, tak chętnie zostawimy tutaj monety co nam ciążą w sakiewkach” - Nie wiesz, że to pech wejść do gospody i się przynajmniej pinty piwa nie napić.

wysłannik 05-04-2020 12:07

Strażnik bramy rzeczywiście w całej sytuacji zorientowany za bardzo nie był. Pewnie w ogóle mu na tym nie zależało. To nie był jego problem i raczej z kapłanem nie wiązała go żadna bliższa znajomość. Powiedział drużynie co wiedział.
Hildebrand zaczął to analizować. Kapłan wędrował na cmentarz, co było normalne, ale w pewnym momencie przestał wracać na noc do osady. Pytanie dlaczego? Coś musiało go tam zatrzymywać. Raczej nie była to opieka nad kaplicą albo świątynią, bo takie rzeczy mógł robić zawsze i w ciągu dnia. Coś zaabsorbowało go na tyle, że nie dał rady wracać do domu na noc. Tracił poczucie czasu podczas tego tajemniczego zajęcia, czy pracował w takich warunkach, że nawet nie mógł wiedzieć, że już się ściemnia i nie zdąży na noc do wioski? Tego było trzeba się dowiedzieć. Ale nie od strażnika.

Decyzja sołtysa co do zamykania bramy, była bardzo mądra. Wioska oddalona od miasta wiele kilometrów i na dodatek pozbawiona kapłana Morra w tej części Imperium była bardzo narażona na zagrożenie ze strony nieumarłych. Sołtys o tym wiedział i reagował odpowiednio. To pokazywało, że tym bardziej przyjmie drużynę do siebie i najpewniej udzieli pomocy jak tylko będzie potrafił. Z tym czarodziej miał głowę spokojną.

Dziewczynka, którą mijali i jej historia wydała się Beckerowi prawdziwa. W końcu te zadanie otrzymali od kapłana Morra, który sam miał wizje i nie można było wykluczyć, że dziewczynka jest narzędziem samego Boga Śmierci. Czarodziej z uwagą wysłuchał pytań i odpowiedzi.
- Zgadzam się z Laurą. Powinniśmy zamówić pokoje, zostawić zbędne rzeczy i jeszcze dziś wyruszyć na cmentarz. Jeśli coś się tam dzieje, to analizując to czego do tej pory się dowiedzieliśmy, w nocy jest większa szansa na odnalezienie odpowiedzi na nasze pytania. Podróż nie była aż tak mordercza. Mamy jeszcze siły by wyruszyć, prawda? - Oczywiście Hildebrand wiedział, że wygodniej i przyjemniej byłoby odpocząć teraz w karczmie, przy kominku i z kuflem piwa w ręce, ale nie był to czas na odpoczynek. Mieli zadanie.

Karczma była tylko przystankiem na drodze do celu. Fakt, że prowadził ją krasnolud był pocieszający, bowiem Becker miał duże zaufanie do krasnoludzkiego dzieła. Mawiało się, że czego krasnolud się nie dotknie, to zrobi to po mistrzowsku, jednak za cenę czasu. Była to pod każdym względem bardzo dokładna rasa, która nie miała w zwyczaju pośpiechu. Wędrowny czarodziej doskonale utożsamiał się z taką ideologią.

Ayoze 06-04-2020 10:16

Zapytany o kapłana, krasnolud zmarszczył brwi i przejechał dłonią kilka razy po zadbanej brodzie.
- Kojarzę waszego kapłana, człeczyny, ale dużo żem z nim nie gadał. W ogóle ja tu stosunkowo nowy jestem w wiosce, rok temu kupiłem tę budę i tak se dłubię przy niej w wolnych chwilach. Ludzie jednak różne rzeczy gadają w gospodzie, a ja mam dobry słuch... - pochylił się w waszą stronę. - Ponoć zaginięcie braciszka ma związek z zaginięciem jakiejś człeczej kobieciny, Rebecki, tak się chyba zwała. Rok temu zaginęła i się do tej pory nie odnalazła. Tutaj często słyszałem, że ojczulek do niej po nocach chodził i przez okno właził. Chyba nie był aż taki świątobliwy. - Khazad zarechotał rubasznie. - Potem jak ona zaginęła, to kapłan się dziwny zrobił, mrukliwy. Nie miał czasu dla swojej trzódki. Większość czasu na cmentarzu spędzał, do wioski tylko po żarcie przychodził. No i pewnego dnia nie przyszedł.

Na słowa Manfreda, Barug pokręcił głową.
- Pecha macie, człeczyny. Wójt tutejszy, Viktor Tilmann, wyruszył do Bechafen parę dni temu na dwór Księcia Elektora, więc musieli żeśta się z nim minąć gdzieś po drodze. A kapłan mieszkał w świątynce przy cmentarzu. Jak jeszcze mu na głowę nie padło, to częstym był gościem w wiosce, potem już rzadziej zachodził.

Spojrzał na Bastiana.
- Nie słyszałem o żadnych takich sytuacjach, a zaginęła tylko ta kobitka. No i teraz braciszek, ale jego albo co w lesie zaciukało, albo człeczyna zwariował i się na tym cmentarzu powiesił. Bo ludzie gadają, że on z tą Rebecką to romans miał. Ja tam nosa w nie swoje sprawy nie pcham, ale com usłyszał, to powtarzam. Tyle wiem, o resztę po ludziach pytajcie.

- Co do pokojów, to mam cztery „dwójki” po 6 srebrników za łóżko na jedną noc. Jeśli chcecie się kimnąć, człeczyny, w głównej sali to wezmę za to 8 pensów za siennik, ale nie gwarantuję uczciwego towarzystwa, jeśli wiecie o czym mówię. Śniadanie oczywiście wliczone w cenę. jeśli chodzi o jadło to mamy oczywiście rybę. Jeszcze się nie nauczyłem jej odpowiednio przyrządzać, ale mam dobrego kucharza. Dzisiaj królują pstrągi w śmietanie.
Po 5 pensów za sztukę. Dla rosłego chłopa dwa powinny starczyć. Do tego piwo, dobre nawet - pinta za 2 pensy. Dla niepijących woda z miodem, pens za duży kubek. Co chcecie?


Zamówiliście pokoje i kolację, zajmując jeden ze stolików przy ścianie. Laura wpadła na pomysł wyruszenia nocą na cmentarz i poparł ją nawet Hildebrand, jednak ostatecznie uznaliście, że to nie byłby najlepszy pomysł. Okolica nieznana, a znalezienie drogi na cmentarz po ciemku, nawet po wskazaniu jej wam przez tubylców, mogło być ciężkim zadaniem. Zdecydowaliście więc, że wyruszycie tam następnego dnia. Zjedliście smaczny posiłek i nie siedzieliście w glównej izbie przesadnie długo, gdyż ostatnie dni spędzone w trasie dawały o sobie znać.


Pokoje na piętrze okazały się być bardzo skromne. Dwa łóżka, mały stolik i jeden taboret. Okna wychodziły na główną ulicę. Poduszki wypchane były puchem, a kołdry dość czyste. Na stolikach postawiono duży dzban z wodą, a obok miskę. Na wyposażeniu była też dwudrzwiowa szafa oraz kufer zamknięty na kłódkę. Nie było klucza, więc pewnie trzeba było dodatkowo za niego zapłacić, o czym karczmarz zapomniał wspomnieć.
Zmęczenie dało o sobie znać i dość szybko zasnęliście. Śniły wam się dziwne rzeczy...

GRETA

Szłaś leśną ścieżką. Wokół panował półmrok. Drzewa wydawały się pochylać nad tobą, bacznie cię obserwując. Ding. Na gałęziach siedzieli kruczy strażnicy bram Morra. Ich krakanie było dla ciebie niczym najpiękniejszy śpiew. Dong. Lecz gdy dotarłaś do nekropolii położonej w głębi lasu, ptasi głos zamilkł. Nie ma tam nic żywego. DING. Groby były rozkopane, mury dziurawe, kaplica ma powybijane okna. Nikt się nie opiekuje tym miejscem. Stojąc na środku, czujesz dreszcz na plecach. DONG. Odwracając się widzisz blask zbliżającej się…



LAURA

Byłaś w jakiejś krypcie, odsuwając ciężki sarkofag. Ding. Nie miałaś problemu, by się tu dostać, jesteś przecież najlepszą złodziejką. Dong. Wiesz, że tutaj znajdują się skarby, za które w końcu będziesz mogła ułożyć sobie życie tak, jak zawsze chciałaś. DONG. Kamienna płyta w końcu spada z łomotem na ziemię. DING. Patrzysz do środka sarkofagu i widzisz...



BASTIAN

Czujesz się spełniony. Ding. Walczysz z wampirami. Dong. Stoisz nad ciałem jednego z nich. Widzisz, jak błaga cię o życie. DING. Jego pobratymcy uciekają przed tobą w popłochu. Jesteś Zabójcą Wampirów i niech drży Sylvania, gdyż nadchodzisz. DONG. Nagle patrzysz pod nogi, widząc piękną, nagą…



HILDEBRAND

Wielka, czarna masa przelewa się jak plama smolistej farby. Ding. Powoli, kleiście i nieustępująco. Dong. Naprzeciw niej taka sama, lecz biała. Zbliżają się do siebie, lecz nie łączą. Gdzie biała nachodzi, czarna ustępuje. DING. I odwrotnie. Nie łączą się. DONG. Nagle połączenie ich daje malutką ilość odcienia szarości. Pies szczeka…



MANFRED

Twój rumak zionie ogniem. Gobliny uciekają. Skąd masz taki piękny pistolet? Ding. Nikt cię nie pokona. Dong. Ten troll ci nie straszny. Koń ponad bagnami lewituje i zatacza kręgi nad trollem. Jego łapy cię nie dorwą. DING. Jesteś zbyt potężny. Wystarczył strzał i troll pada, odsłaniając to, czego bronił. Piękną, nagą kobietę. DONG. Jest bardzo wdzięczna, że ją uratowałeś i chce ci…



Obudziliście się nagle wszyscy w tym samym momencie, każde w swoich pokojach. Za oknami wciąż panowała ciemność, zatem musiało być późno w nocy. Słyszeliście wciąż miarowe DING-DONG, bicie dzwonu gdzieś z oddali. Byliście pewni, że nie dochodzi ono z wioski, choć wyjrzenie za okno niczego nie dało. Mieliście przeczucie, że to było celowe dzwonienie. Dokonano jeszcze jednego, mocnego szarpnięcia, a potem dzwon się uspokoił.

Nastała cisza.


Kerm 06-04-2020 15:09

Wyglądało na to, że plany Manfreda nie zostaną zrealizowane. Przynajmniej nie od razu, bowiem sołtys wyjechał, a brat Pieter miał swoje lokum przy cmentarzu. Nie można więc było porozmawiać z najważniejszym w Munkenhof człowiekiem, nie można też było ani przeszukać domku braciszka, ani spędzić tam nocy, co byłoby zdrowsze dla ich sakiewek. A Otto Brimfeld jakoś nie pomyślał o tym, by rzucić nieco srebra na najpilniejsze wydatki.

- Weźmiemy trzy pokoje - powiedział. - Jeśli zaś chodzi o kolację, to dla mnie dwa pstrągi i wodę z miodem.

Piwem nie był chwilowo zainteresowany, poza tym miał jeszcze mały zapasik katowskich wódek, z którym to zapasem nie zamierzał się ujawniać, przynajmniej na oczach mieszkańców miasteczka.

Podczas kolacji Manfred odniósł się do propozycji Laury... Niezbyt pozytywnie się odniósł.
- Szukanie śladów, po ciemku, to głupota. A jak już iść, to trzeba się przygotować. Potrzebne są latarnie, ostatecznie pochodnie. No i bez przewodnika stracimy mnóstwo czasu by tam dotrzeć.

Na szczęście nie wszyscy byli tacy zapaleni, jak Laura, i projekt upadł. A dokładniej - został przełożony na dzień następny.

Po kolacji Manfred poszedł spać... lecz nim zasnął musiał nieco poczekać na powrót Bastiana, który zabawił w sali głównej nieco dłużej.


Dźwięk dzwonu wyrwał Manfreda z bardzo przyjemnego snu. Jakby tajemniczy dzwonnik nie mógł poczekać jeszcze z pół godziny... Chociażby pół godziny... Pannica była ładna, zgrabna i chętna...
Usiadł na łóżku, przeklinając pod nosem dzwonnika.

Bastian wstał niespiesznie, niczym wyrwany z dobrego snu. Rozejrzał się po pokoju szybko orientując się, że Manfred również nie spał.

- Myślisz, że ten bijący dzwon wisi w świątyni? - zapytał łowca wampirów. - Lepiej zbierzmy wszystkich i zdecydujmy co dalej.

- Skoro my nie śpimy
- odparł Manfred - to by było niesprawiedliwe, żeby inni spali. - Lekko się uśmiechnął. - A taki fajny sen miałem... - Westchnął, po czym zaczął się ubierać. Nie miał zamiaru goły i bosy biegać po gospodzie.
- Następną noc pewnie trzeba będzie spędzić w świątyni - dodał. - A teraz musimy się dowiedzieć, czy ten dzwon już się wcześniej odzywał.

Umbree 07-04-2020 07:46

Informacje przekazane przez karczmarza na temat ojca Pietera nie napawały optymizmem. Wyglądało na to, że kapłan zadużył się w jakiejś lokalnej kobiecie i być może to było przyczyną tych wszystkich wydarzeń. Greta miała złe przeczucia co do tej sytuacji a zwykle instynkt jej nie zawodził. Z sołtysem nie dane im będzie się spotkać, bo ten wyjechał do Bechafen, pozostawało więc sprawdzić cmentarz i świątynię, w której ponoć Weiss mieszkał.

Pomysł Laury z wyruszeniem nocą na cmentarz przyjęła z szokiem. Wiadomo, gdyby wszyscy się zgodzili, ona też by ruszyła, nie zostawiając kompanów w potrzebie, ale dla niej taka wycieczka była czystą głupotą i proszeniem się o kłopoty. Manfred jednak postawił spraę jasno, a Greta wsparła go w swoich przemyśleniach.

- Dokładnie, nie ma sensu włóczyć się po nocach. Wszystko sprawdzimy jutro, za dnia. Cmentarz i świątynia nigdzie nam nie uciekną, a jeśli brat Pieter nie żyje - on również nigdzie się już nie wybierze - powiedziała.

W głównej sali posiedziała nieco dłużej wraz z Bastianem, z którym porozmawiali o różnych rzeczach, po czym zmęczona udała się do pokoju, który miała zajmować z Laurą. Padła na łóżko niczym kłoda i szybko oddała się w objęcia Morra.


Sen, który musiał zesłać na nią sam Pan nie był optymistyczny i niestety kończył się w najważniejszym momencie. Ale najwyraźniej tak musiało być. Zerwała się z łóżka, wybudzona dźwiękiem bijącego dzwonu i podświadomie wiedziała, że to nie jest przypadek.

- Miałam dziwny sen, ale na pewno nie przypadkowy - powiedziała do Laury, która też już nie spała. - A bicie dzwonu... czuję, że dochodzi ze świątyni. Na pewno wszyscy w karczmie go słyszeli, trzeba pogadać o tym z chłopakami. Może też zapytać karczmarza.

Greta błyskawicznie narzuciła spodnie i tunikę, po czym wyszła z pokoju, ruszając w stronę pomieszczeń zajmowanych przez męską część drużyny.

wysłannik 07-04-2020 12:51

Karczmarz okazał się wystarczająco dobrze poinformowany w całej sytuacji. Skoro on wiedział o bracie Peterze takie rzeczy, które najwyraźniej wcale nie uchodziły za tajemnice, to większość, o ile nie wszyscy, mieszkańcy wioski również to wiedzieli. W ocenie Hildebranda raczej nie było sensu przepytywać mieszkańców osady w tej sprawie. Zapewne tyle ilu mieszkańców - tyle też wersji wybryków kapłana i jego romansu z Rebecką.

Czarodziejowi ponownie przypadł cały pokój. To zaś było na rękę. Nawet nie musieli ustalać ani pytać czy tak może być. Zostało to założone z góry. I dobrze.
Kolacji nie odmówił, jak również napitku tym razem. W tej gospodzie wszystko wyglądało naturalnie i normalnie. Nie było obaw, że karczmarz zamierza ich otruć.
Ryba była smaczna a piwo chłodne. Tak, jak powinno.

Becker poparł pomysł Laury, bo był bardzo śmiały i odważny. Coś podpowiadało czarodziejowi, że w ciągu dnia na cmentarzu nie wydarzy się nic niepokojącego. Wszak wiadomo, że najgorsze licho wychodzi po zmroku. Jeśli zależałoby drużynie tylko na odnalezieniu kapłana, to faktycznie czas i pora nie miały znaczenia, ale Hildebrand zakładał, że skoro wkraczają na ziemie przeklętej Sylvanii i skoro to własnie oni zostali przydzieleni do tego zadania, to jakieś zło będzie trzeba wyplenić. Może i z cmentarza, a do tego lepsza byłaby noc. A przynajmniej w odczuciu czarodzieja. Ciemność nocy nie stanowiła wielkiego wyzwania dla czarodzieja. Znał zaklęcia, które pozwalałby drużynie odnaleźć się w ciemności. Jego towarzysze raczej zdawali sobie z tego sprawę. Nie chciał jednak tymi przemyśleniami dzielić się już z kompanami, bo może się mylił i wszystko uda się załatwić w ciągu dnia. To miało się okazać.

Skromne warunki w pokoju były zadowalające. Nic innego nie było potrzebne. Miał spędzić tutaj tylko jedną noc.
Sen był zagadką. Z początku czarodziej pomyślał, że kolorowe masy mogą oznaczać wiatry magii, jednak szybko zrezygnował z tej teorii, ponieważ kształty i zachowanie kolorowych mas temu przeczyły. I do tego jeszcze ten pies... Tosiek?

Dźwięk dzwonu był dla Hildebranda jednoznacznym sygnałem. Dobiegał z daleka, zapewne z cmentarza. Powinien tam wyruszyć i zobaczyć co się tam dzieje. Jednak sprawa wymagała obgadania tego z resztą drużyny.

Obca 08-04-2020 12:59

- Pfff, to tylko propozycja nikt nie karze wam się mnie słuchać. - Odszczekała łowcy czarownic i pokazała w jego stronę język na znak nastoletniego buntu, czy jakiegoś innego buntu. Podobnie jak późniejsze zamówienie ryby i piwa. A potem jeszcze jednego piwa.
Obiecała sobie, że jeśli będą dzielić się na grupy to zgłosi się z Hildebrandem który jako jedyny poparł jej pomysł.

***

Laura wyrwana ze snu była zdezorientowana. Rozejrzała się po pokoju … a no tak karczma. I Greta i reszta w innych pokojach. Szukają znikniętego morryty. Laura padła na łóżko z westchnieniem. Było wygodne, na pewno lepsze niż u kata. No i świeża woda była miłym dodatkiem.
Z pomrukiem niezadowolenia Laura podeszła do misy i się płukała kiedy Greta wspomniała o śnie. - Ja swojego nie dokończyłam, ale dzwon też słyszałam. - Potwierdziła Laura. I właściwie poczuła się jakby to ona zaspała gdyż Greta już była w drzwiach kiedy złodziejka dopiero mocowała się ze spodniami. Zeszła na dół gotowa do pierwszego dnia ‘śledztwa’. Nieprzydatne rzeczy zostawiła w pokoju, uznała że w jeden dzień nie ogarną wszystkiego.

Dopiero ubrana zorientowała się że jest nadal noc i to nie były dzwony poranne. Westchnęła ciężko, spakowała za pazuchę trochę wyniesionego z karczmy kata prowiantu.
- To co, zaczynamy jednak te nocne przeszpiegi? - Powiedziała dołączając reszty do reszty.

Lechu 10-04-2020 10:31

Dzięki za dialog Umbree
 
Okazało się, że krasnolud nie należał do lokalnej społeczności od dawna. Karczma była jego własnością ledwie od roku. Bastian musiał przyznać, że naprawy na własną rękę pasowały do brodacza, którego lud słynął ze stolarki i budownictwa. Spora część monstrualnych budowli Starego Świata wyszła właśnie spod rąk krasnoludów. Winckler pokiwał głową na wieść, że rok przed ojcem Weissem zaginęła niejaka Rebecka. Zdaniem miejscowych plotkarzy kapłan spędzał w jej domu noce, a po jej zniknięciu bardzo się zmienił. Stał się apatyczny i większość czasu spędzał w odosobnieniu przychodząc do Munkenhof tylko po prowiant. Cała sytuacja była dość dziwna i niecodzienna. Łowca wampirów podejrzewał, że brakuje im danych aby stwierdzić jednoznacznie, że Rebecka i ojciec Pieter byli kochankami.

Nieobecność wójta nie przejęła Bastiana bardziej niż nadmiar gazów po zupie fasolowej. Rządzący zwykle mieli bardzo mgliste pojęcie na temat tego co się działo pod ich nosem. Żyjąc w przesycie ludzie często mieli w głowie więcej wyobrażeń o biesiadzie na dworze Księcia Elektora aniżeli o problemach maluczkich, szarych wieśniaków. Viktor Tilmann wiedział pewnie mniej niż Barug chociaż zamykając bramy postąpił całkiem rozsądnie. Zdaniem brodacza nie było w okolicy incydentów z udziałem nieumarłych czy kultystów chaosu. Sprawa jednak mogła mieć drugie dno, a swoje korzenie zapuścić głębiej niż rok wstecz. Zwyczajnie karczmarz nie był na tyle długo w Munkenhof aby móc wiedzieć coś więcej. Wincklera interesowała Rebecka, ale nie było to spowodowane jej domniemanym romansem z kapłanem. Bardziej apetyczne były wiadomości sprzed roku. Łowca wampirów zastanawiał się co spowodowało, że kobieta zniknęła. Może otrzymała wiadomość od rodziny i wyruszyła? Albo ktoś ją porwał? Być może przed samym zaginięciem poznała kogoś podejrzanego? W tej sprawie było wiele niewiadomych, do których kluczem mógł być trop w domu owej Rebecki.

Bastian miał nocować w pokoju z Manfredem. Ostatnim razem wyszło im to na dobre. W razie jakiś nieprzyjemności świetnie się uzupełniali i z duetem miecza i broni palnej mogli sprostać nawet ciężkim wyzwaniom. Winckler zamówił sobie dwa pstrągi w śmietanie i kubek wody z miodem. Był na służbie i nie miał zamiaru zaczynać od piwa mając gdzieś z tyłu głowy jak mocno zachwalał je Albert.


Bastian nie był aż tak zmęczony jakby mogło się wydawać. Jego odporność na trudy podróży, ale też niezbyt przyjemne warunki atmosferyczne była znacznie wyższa niż przeciętnej osoby. Łowca wampirów usadowił się przy stoliku oddziału specjalnego na tyle dobrze, że siedział przy nim dłużej niż pozostali. Umiejscowienie przy ścianie było dość fortunne sprawiając, że przy spokojnej rozmowie miało się namiastkę izolacji od reszty bywalców karczmy. Z resztą zaraz po kolacji i krótkiej naradzie drużyny w karczmie nie zostało wielu z ponad trzydziestu farmerów, którzy biesiadowali późnym popołudniem.

Główna izba traciła na uroku z każdym łykiem wody z miodem. Winckler pewnie zebrałby się do pokoju, który wynajął wspólnie z Manfredem jednak dołączyła do niego Greta. Hansen wyglądała na zmęczoną jednak łowca wampirów mógł się mylić.

- Zaginione kobiety, uciekające psy, wójt poza wsią i kapłan mieszkający kawałek stąd. - zagadnął Bastian. - Wygląda na to, że i tym razem wiatr nam w oczy wieje. Podejrzewałem, że ojciec Weiss nie okaże się znudzony towarzystwem ludzi mieszkając spokojnie w świątyni… - uśmiechnął się Winckler. - Wody z miodem?

- Dziękuję, z przyjemnością się napiję - powiedziała Greta i rozejrzała się mimowolnie po głównej sali. - W tej wiosce dzieje się więcej, niż w niejednym małym miasteczku. Szkoda, że wójt wyjechał, bo na pewno rzuciłby nieco światła na to, co się tu dzieje. Jutro po śniadaniu musimy iść na ten cmentarz i wszystko sprawdzić. Myślisz, że brat Pieter naprawdę mógł się powiesić w świątyni? Albo że został zabity przez jakieś stwory? - Greta chciała poznać zdanie Bastiana.

Bastian podniósł rękę. Po chwili karczmarz przyniósł dwa kubki, których zawartością była mieszanina wody i miodu. Winckler zastanowił się chwilę po czym odpowiedział.

- Wydaje mi się, że jego śmierć z rąk bandytów czy potworów jest możliwa, ale nie sądzę aby kapłan Morra mógł popełnić samobójstwo. - łowca wampirów podrapał się po głowie. - Dobrze wiemy jak doktryna Boga Snów patrzy na samobójców. Wydaje mi się, że ta Rebecka niekoniecznie musiała być w aż tak zażyłych kontaktach z ojcem Weissem. To, że kobieta i mężczyzna spędzają razem dużo czasu nie musi oznaczać, że są parą. - uśmiechnął się wojownik. - Chociaż ojciec powiadał, że nie ma czegoś takiego jak przyjaźń damsko-męska. Jakie jest twoje zdanie? - zapytał mężczyzna biorąc łyk z kubka.

- Mówiąc szczerze też uważam, że przyjaźń między kobietą a mężczyzną nie może istnieć bez zaangażowania uczuciowego. Jeśli są razem i są przyjaciółmi, to wszystko jest w porządku, ale jeśli uważają, że są przyjaciółmi a on bądź ona czuje coś więcej do tej drugiej strony, to wtedy zaczyna być problem - powiedziała, upijając łyk z kubka. - Może tak samo było w przypadku ojca Weissa. Może to ona się nieszczęśliwie w nim zakochała, a on chciał być wierny swojej posłudze? Albo odwrotnie. Możemy sobie gdybać. Odbiegając jednak od tematu… widziałam, że wpadłeś tej szlachciance, Annike, w oko - uśmiechnęła się szeroko. - Nie żebym była zazdrosna, po prostu nie wiem, czy ty zauważyłeś.

- Wbrew pozorom jestem całkiem spostrzegawczy. - zaśmiał się Bastian. - Annike to piękna kobieta, ale jesteśmy z zupełnie innych światów, a ja nie szukam romansów. - uśmiechnął się wojownik popijając z kubka. - Pamiętasz jak opowiadałem ci o mojej rodzinie? Bliskich mi ludzi nie spotyka zbyt przyjemny los. Takie fatum… Wracając do mojej spostrzegawczości Artur też całkiem nieobojętnie zerkał na ciebie przy bramie. - uśmiechnął się łowca wampirów wspominając imię strażnika.

- Jesteśmy z zupełnie innych światów - powiedziała, powtarzając słowa Bastiana i uśmiechnęła się do niego. - Poza tym ja nie mam w swoim życiu czasu i miejsca na jakieś poważniejsze związki, a niepoważne mnie nie interesują. Może kiedy już nie będę w stanie dobrze wykonywać swojej pracy dla Zakonu pomyślę, żeby gdzieś osiąść i założyć rodzinę, ale na razie mi się do tego nie spieszy. Tobie chyba też nie, prawda?

- Widzisz i w tym leży problem… Nie sądzę abyś doczekała się takich czasów dlatego moim zdaniem tacy jak my nie doczekają się życia rodzinnego. - uśmiechnął się Winckler. - Zawsze gdzieś na skraju mapy będzie jeszcze jeden wampir do poskromienia albo kolejna zbłąkana dusza do odesłania ku ogrodom Morra. Ojciec też chciał się dorobić zanim założy rodzinę, ale kiedy poznał matkę… - zaśmiał się wojownik. - Powiedzmy, że mężczyźni z mego rodu są bardzo kochliwi. Przynajmniej ojczulek taki był. Nie narzekam, bo gdyby było inaczej i by chciał czekać z dzieckiem na “idealną porę” to być może byśmy teraz tu nie rozmawiali. Ja mam swoje plany, ale nie oszukujmy się… Zabójcy potworów nie dożywają dostatniej i spokojnej emerytury. W najlepszym przypadku użyźniamy bezimienne mogiły, a nierzadko kilka chwil po zjedzeniu trawią nas kwasy żołądkowe jakiejś maszkary. Wielu ludzi mojej profesji żyje na krawędzi dlatego uważani jesteśmy za wariatów. Z resztą w większości przypadków słusznie… - Bastian wziął łyka i uśmiechnął się. - Ty nie myślisz, że po tych latach nad księgami, kolejnych podróżowania i zgłębiania wiedzy tajemnej, kilku przypadkowych ciosach od emerytowanego kata czy innego przyjemniaczka zwyczajnie nie będzie ci się chciało zaczynać na świeżo w powiększonym składzie? Zawsze jest jakaś wiedza do poznania albo ktoś liczący na twoją pomoc.

- Zdecydowanie jest coś w tym, co mówisz - odrzekła Greta. - Nawet gdy pomyślałam teraz o tym, że kiedyś być może założę rodzinę, od razu przez myśl przeszło mi “daj spokój, jesteś świetna w tym co robisz, nie ma sensu tego zmieniać”. Mówiąc szczerze nie widzę się jako żona i matka, ale może kiedyś mi się to zmieni. Tak jak mówisz, zawsze jest kolejna dusza do uratowania… życie takich jak my to niekończąca się misja, za którą czasami nie dostaniemy nawet dobrego słowa w zamian. Ale takie życie wybraliśmy i w sumie ja czuję się szczęśliwa robiąc to, co robię. Będąc kapłanką czułabym się nie na swoim miejscu. A tak, pracując dla Bractwa, rozwiązując kolejne sprawy, jest dobrze. Zawsze coś nowego a chyba to jest w tym takie pociągające. Twoje zdrowie, Bastianie. - Uniosła kubek i upiła nieco wody z miodem.


- Twoje również chociaż słyszałem, że nie jest dobrze wznosić toasty tak słabymi trunkami. - zaśmiał się i napił wojownik. - Chyba musimy się zbierać. Nigdy nie wiadomo kiedy los zapragnie nas rzucić w wir akcji. Poza tym współlokator nie zaśnie dopóki nie będę w pokoju. Musimy to kiedyś powtórzyć, ale nie na służbie i nie pijąc wodę z miodem. - łowca wampirów wstał powoli odstawiając na blat pusty kubek.

- Tak, było miło, ale trzeba iść spać. Na pewno jeszcze nie raz posiedzimy razem. Może po wykonaniu tego zadania będzie nam dana chwila spokoju, wtedy z przyjemnością się z tobą napiję. - Uśmiechnęła się do mężczyzny i również wstała, kierując się wraz z nim na piętro.


Wyposażenie pokoju, w którym wraz z Mullerem miał spać Bastian nie wzbudziło jego przesadnego zainteresowania. Zamknięty kufer, szafa, dzban z wodą, stolik i całkiem wygodne, czyste okrycia łóżek. Łowca wampirów był zmęczony i wiedział, że zaśnie na chwilę po położeniu głowy na wypełnionej puchem poduszce. Tak też się stało…

Sen, który przyśnił się wojownikowi był niecodzienny. Walczył wcześniej z wampirami jednak żaden do tej pory nie błagał o życie. Walka z wynaturzeniami musiała być przemyślana i zaplanowana w każdym aspekcie. Wystarczył mały błąd aby z łowcy stać się ofiarą. Toczenie boju z więcej niż jednym wampirem naraz było nierealną bajką dla małych dzieci. Bastian był realistą dlatego nadal żył. Jedynie ostrożny, podchodzący do każdej sprawy strategicznie łowca wampirów był w stanie prowadzić swój bój nie popadając w skrajną paranoję. Przyjemny aspekt spotkał Wincklera po wygranej walce z krwiopijcami. Swoim męstwem i odwagą zasłużył na względy pięknej kobiety, która mimo nagich, idealnie rzeźbionych krągłości zniknęła sprzed oczu wojownika zanim ten ujrzał jej twarz. Winckler mimo usilnych prób nie był w stanie przypomnieć sobie koloru jej włosów czy barwy głosu. Mimo iż w jego głowie potrafiłby dopasować jedną czy dwie kobiety to byłoby to jedynie pobożne życzenie niewiele mające do kobiety ze snu…

Łowca wampirów wstał dość szybko orientując się, że był środek nocy. Manfred również nie spał i podobnie jak on został wyrwany ze snu. Wspominał o tym, że ten był dość przyjemny, a zatem znając Mullera zakończenie musiało być podobne jak u Bastiana. Co prawda przy ich sposobie prowadzenia się pół godziny to było zdecydowanie za długo, ale być może Manfred należał do romantyków, którzy po „uprawianiu miłości” lubili leżakować i prawić drugiej stronie komplementy. Tak czy inaczej musieli zebrać się w grupę i zdecydować co dalej. Zdaniem Bastiana powinni wyruszyć w kierunku świątyni i leżącego tuż obok cmentarza. Wiedział, że Laura zapewne nie zmieniła zdania i wraz z popierającym jej wieczorny pomysł wyprawy na cmentarz Hildebrandem będą za. Zgodnie z jego założeniami mogli niebawem wyruszyć, a zatem musiał się przygotować. Zaczął od przemycia ciała, a później skompletowania swojego ekwipunku. Zabierał wszystko, bo nigdy nie było wiadomo kiedy przydadzą mu się kajdany, bolas czy mikstury leczenia…


Ayoze 10-04-2020 18:08

Wypadliście z pokojów, spotykając się w ciemnym korytarzu. Jedynie od schodów dochodziła was lekka łuna światła, co oznaczało, że Barug zostawił odpaloną lampę w głównej sali, bądź sam się już po niej kręcił obudzony biciem dzwonu. Wymieniliście kilka zdań w drodze na dół, gdzie tak, jak się spodziewaliście, zastaliście gospodarza w białej koszuli nocnej i szlafmycy. Stał z latarnią przy oknie, wpatrując się w smolistą czerń za szybą.

Wymienił z wami spojrzenia, a jego twarz ściągnięta była niepokojem.
- Nie wiem, co tu się odpierdala, ale normalne to to nie jest - burknął, wciąż zerkając gdzieś w noc, jakby chciał tam znaleźć odpowiedzi na pytania, które na pewno kłębiły mu się teraz w głowie.
- Czy takie dzwonienie zdarzało się wcześniej? - zapytał Manfred.
- W ciągu dnia tak, jak jeszcze braciszek Weiss odprawiał te swoje msze, ale po nocy nigdy - mruknął krasnolud. - Psia mać wie, co tam się w tej świątyni dzieje...
Bastiana nagle coś tknęło.
- Może nie na temat, ale możesz, gospodarzu powiedzieć, gdzie jest dom tej dziewczyny, co do niej brat Weiss chodził? Rebecki?
- Rebecki Schwartz - powiedział Barug. - Przypomniał żem se jej nazwisko. A chałupa stoi na końcu wioski, pod palisadą. Właściwie to, co z niego zostało, bo człeczyna sama mieszkała i jak zaginęła, to chałupa w ruinę popadła. Człeki wioskowe boją się tam łazić, bo ponoć jak stary Jurgen się tam kręcił, to go choroba jakaś złapała i biedak po kilku dniach kopyta wyciągnął. Ale to takie pierdolenie moim zdaniem, bo chłop lubił se w gardziel walnąć czystej gorzały, aż go zasranego i zaszczanego do domu nosili. Pewno się z tego powodu przekręcił.

Porozmawialiście na temat ewentualnych działań. Część z was chciała ruszyć od razu na cmentarz, skąd ewidentnie dochodziło bicie dzwonu, jednak Greta i Manfred nie byli zachwyceni tym pomysłem, bo tylko szaleniec błąkałby się w nocy po lesie. Okazało się jednak, że Laura, Hildebrand i Bastian zamierzają się tam wybrać, więc Hansen i Muller nie mieli większego wyjścia, jak do nich dołączyć. Sam khazad był zaskoczony waszą decyzją i po tym, jak zeszliście znów na dół w pełnym rynsztunku, wyjaśnił wam jednak z ciężkim sercem, jak dotrzeć na cmentarz. Należało wyjść boczną bramą i ruszyć wąską ścieżką w las. Droga ta wiodła do świątyni i cmentarza. Upewniliście się, że zabraliście wszystko, co potrzebne i wyszliście w zimną, ponurą noc.




Kierując się radami Baruga opuściliście pogrążoną w nocnym śnie wioskę Munkenhof i oświetlając sobie drogę latarniami, ruszyliście wąską ścieżką przez las w stronę świątyni i sąsiadującego z nią cmentarza. Po dłuższej chwili dotarliście do tak gęstej części lasu, że światło ledwo przebijało się przez smolistą zasłonę. Grube i poskręcane drzewa dawały schronienie krukom, które tkwiły w bezruchu, bacznie się Wam przyglądając. Po lewej stronie drogi widać było pojedyncze nagrobki. Były to zapewne mogiły tych, którzy nie zasłużyli sobie na miejsce w poświęconej ziemi cmentarza. Po prawej stronie dostrzegliście trzy szubienice, lecz na żadnej nie wisiały żadne zwłoki. Co chwilę słyszeliście dziwne, niepokojące dźwięki dochodzące z poszycia, ale nic potwornego na was nie wyskoczyło - las żył po prostu swoim nocnym życiem, choć oświetlaliście co kilka sekund miejsca, skąd dochodziły dziwne odgłosy.

Zadawaliście sobie sprawę, że w zupełnie ciemnym lesie, oświetlając sobie drogę latarniami byliście widoczni jak na dłoni dla każdego, kto mógł czaić się w mrocznych zaroślach. I nagle, gdy zdawałoby się, że za chwilę wyskoczy na was potwór jak z najgorszego koszmaru, usłyszeliście... szczekanie psa. Choć było to bardziej ujadanie jakiegoś małego pieska, niż szczek wielkiego brytana. Mieliście wrażenie, że zwierzę jest kilkadziesiąt metrów przed wami. Po przejściu kilku kroków, do odgłosów psa dołączył jeszcze kobiecy płacz! Tak, nie mogliście się pomylić. To był kobiecy płacz. Przeraźliwy szloch brzmiał, jakby łkała matka, która utraciła właśnie swoje dziecko.

Z duszą na ramieniu ruszyliście przed siebie, świecąc latarniami. Niedługo potem dostrzegliście klęczącą na środku wąskiej ścieżynki kobietę. Miała ciemne, przykryte mnóstwem kurzu włosy; siedziała tyłem do was, zakrywając dłońmi twarz. Jej prosta sukienka była brudna i podarta, wisząca na jej szczupłej, wręcz wychudłej sylwetce. Na pagórku z waszej lewej strony, około dwóch metrów nad ścieżką, stał kundelek z bardzo krótkim ogonkiem. Patrzył to na kobietę, to na was i szczekał, jakby nie mógł się zdecydować, komu ma poświęcić większą uwagę.

Nie zdążyliście nawet zareagować na tę sytuację, gdy kobieta przed wami przestała płakać i podniosła głowę, odwracając się w waszą stronę. Ujrzeliście puste oczodoły z posiniałymi obwódkami i bladą, niezdrową skórę. Nieznajoma energicznie wstała i uniosła się, odrywając gołe stopy od ziemi. Jej ciemne włosy rozpierzchły się od podmuchu powietrza, a usta otworzyły się do okrzyku cierpienia.


Nie wiedzieliście, jak w obecnej sytuacji udało wam się nie uciec w przerażeniu, ale jakimś cudem zachowaliście zimną krew. Upiorna kobieta spojrzała nagle w stronę Hildebranda, posyłając w jego stronę swój przeraźliwy, wywracający wnętrzności okrzyk. I czarodziej tak właśnie się poczuł. Jakby ktoś fizycznie zadał mu kilka ciosów. Nie był na to zupełnie przygotowany; zatoczył się do tyłu i padł na ziemię. Klatka piersiowa i ramiona pulsowały mu paskudnym bólem. Wciąż jednak był przytomny i gotowy do działania. W świetle trzymanych latarni dostrzegliście, że piesek, który jeszcze chwilę temu stał na pagórku, uciekł, skomląc, a kobieta przed wami rozłożyła palce, ukazując ostre jak brzytwa pazury.


Bastian - test strachu i grozy: 30, 12 - zdany
Greta - test strachu i grozy: 19, 87 (nieudany, wykorzystanie PS na przerzut: 64- nieudany, wykorzystanie PS na przerzut: 33 - zdany)
Manfred - test strachu i grozy: 69 (nieudany, wykorzystanie PS na przerzut: 25 - zdany), 6 - zdany
Laura - test strachu i grozy: 10, 23 - zdany
Hildebrand - test strachu i grozy: 87 (nieudany, wykorzystanie PS na przerzut: 13 - zdany), 76 (nieudany - wykorzystany PS na przerzut: 50 - zdany). Przeciwstawny test SW: 65 (nieudany - wykorzystany PS na przerzut: 90 - nieudany). - 7 do Żyw (krzyk pomija Wt i pancerz).


Obca 10-04-2020 20:00

Laura szła w szyku jaki zadecydowali łowcy. Tutaj postanowiła się nie stawiać. Dobrze pamiętała swoje bliskie spotkanie z nieumarłym i nie miała nic przeciwko by chłopaki się tutaj wykazali w dowodzeniu. Po prostu użyczyła swojej latarni i oliwy, przyświecając ze swojej pozycji drogę i okolicę.

Nie wiedziała co jest dziwniejsze kundel czy płacząca kobieta. Potem nie było to ważne kiedy ‘upiorzyca’ rzuciła się na nich. No głównie na czarodzieja choć Laura nie widziała tak naprawdę by Becker czymś oberwał.
Latarnia jaką niosła została postawiona na podłożu a sama złodziejka zanurzyła się w ciemności nocy i lasu próbując zajść zjawę od tyłu. Tak samo jak w przypadku Kata tylko tym razem ciemność była po jej stronie. Chyba bo mimo że Laura nie odczuwała przerażenia jak przy pierwszym spotkaniu z potworem to nie miała pojęcia jak ten konkretny widzi i czy widzi w ciemności.

Laura skrada się ukrywając w ciemności do upiora by zaatakować ciosem od tyłu.



Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:10.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172