[WFRP 2ed.] Tresconeto (18+)
___________________________________ Powodzenia i miłej zabawy, Panowie. :) |
Vincenze powrócił ostatnio z zagranicznych występów - wyjechał ze względów zdrowotnych. Jego zdrowiu groziło, że kilka osób zechce mu je odebrać po tym, jak rozstało się z pieniędzmi. A przecież oddali mu je bez żadnego przymusu z jego strony. W Imperium było nawet dość ciekawie. Zwiedził podziemną rzekę Pogłosów i dotarł aż do Kreutzhofen. Postanowił spróbować swych sił jako tileański amant i uwieść córkę hrabiego. Córka co prawda uwieść się nie dała, ale nic straconego. Jako tileański szlachcic korzystał z życia pełnymi garściami. Nie tylko gościł u hrabiego, ale i pozwalał mu na wzbogacenie sakiewki Vincenze. Jak wtedy, gdy tenże od siedmiu boleści hrabia wystawił się na blamaż i pozwolił jakiejś bandzie obwiesiów upokorzyć go przed generałem. Acierno odegrał oburzonego szlachcica żądnego zmazania skazy na honorze swego gospodarza. Zaproponował mu więc, iż zorganizuje poszukiwania i znajdzie winnych, a nawet że pokryje połowę kosztów tej operacji. Nie mniej, nie więcej, a wyłoży sto karli. Hrabia nie miał wyjścia, musiał się zgodzić i wyłożyć pieniądze. Zmontowanie drużyny poszukiwaczy, kosztowało grosze. Wykorzystał swoją pozycję, urok osobisty, kilka wstydliwych sekretów i już miał oddział jak się patrzy. Za kilka dalszych monet „wykupił” kilku skazańców, których następnie „złapali” jako „winowajców”. Wszyscy zadowoleni! Hrabia, bo „zmazał” plamę na honorze, pospólstwo, bo zarobiło parę monet, a on, Vincenze… jemu starczyła połowa tej kwoty, nie był chciwy. Spędził kilka dni podróżując, niby to w pościgu, to wszystko. Ale, to było już jakiś czas temu, pieniądze się rozeszły, więc z szerokim uśmiechem na twarzy powitał propozycję Fontanierów. Nie był to zresztą pierwszy raz, gdy pracowali razem. Umiejętność Acierno stawania się kim chciał oraz szeptania do różnych uszu dokładnie tych słów, które chcieli tamci usłyszeć pozwoliło braciom na niesiłowe rozwiązanie problemów, na jakie czasem się natykali. Pozyskanie odpowiedniego kontraktu, przekonanie kluczowego pracownika konkurencji do zmiany stron, wręczenie urzędnikowi prezentu, wcielenie się w rolę inspektora… zlecenia były różne. Tym razem rola Vincenze miała polegać na tym, by w razie potrzeby przekonać kogo trzeba, że mają prawo przebywać tam gdzie przebywają. Albo aby dyskretnie wydobyć potrzebne informacje, by umożliwić realizację zlecenia. Rozejrzał się, kogo jeszcze zaproszono do tego zadania, szukając znajomych twarzy. Spodziewał się, że będzie tam ktoś, kto zna się na wszelkiej maści pułapkach i zamkach. W tym również ktoś, kto wykryje i zneutralizuje magiczne zabezpieczenia. Oraz ktoś, kto potrafi szybko rozprawić się z przeciwnikami przy pomoc broni. Jako zabezpieczenie mógłby być ktoś potrafiący łatać rany - Vincenze wzdrygnął się na taką możliwość. Zaczął też rozważać, jak wejść na bal. Po chwili namyślunku postanowił, że wejdzie jako gość przebrany za malarza. Pozwoli mu to wnieść tubę malarską, w której będzie można wynieść mapę. Jeżeli pozostawią oryginalny tubus na miejscu, dłużej potrwa zanim ktoś się zorientuje, że mapa zniknęła. Co więcej, gdyby udało mu się zdobyć tubus z miejscem na schowanie mapy, będzie mógł przygotować fikcyjną mapę i podmienić ją na prawdziwą, Jest szansa, że miną lata, zanim ktoś się zorientuje, że w ogóle doszło do kradzieży. Oczywiście, wtedy powinni pozostawić wszystkie inne bibeloty nienaruszone. O ile sam nie miał z tym problemu, 500 denarów stanowiło kwotę zaspokajającą jego potrzeby, o tyle nie był pewien, czy reszta zespołu podzieli jego zdanie. Wolał bowiem wydostać się z balu frontowymi drzwiami, a nie uciekać przez kanały. Wystąpienie jako malarz będzie o tyle dobre, że ułatwi wniesienie na bal Cordone, jego tresowanego zwierzaka. Jako malarz będzie szukał modelki, która zapozuje do jego dzieła „Dama z Fretką”. Si… dla większego efektu może dałby radę zamówić kilka portrecików dam, które mogą być obecne na balu. Mógłby je wtedy wyciągać z tuby i dodatkowo je czarować. A jeszcze lepiej, gdyby przygotował kilka portrecików służących. Z takim malunkiem i odpowiednim podejściem panienka mogłaby dać się nakłonić, by zaprowadzić go do wnętrza domu. Si… Przerwał rozmyślania i powrócił do toczącej się przy stole rozmowy.
Inni nieco narzekali na metody Guccia, ale Vincenze wysoko cenił sobie jego sposób załatwiania spraw. Poza tym jego przebrania były niemalże dziełami sztuki i nie mógł wymyślić nikogo lepszego, kto mógłby przygotować mu przebranie na bal. Był bardzo zadowolony ze swojego stroju. Poza tym w ciągu jednego dnia zebrał całkiem sporo informacji na temat służby i ochrony pałacu. Może jeszcze tego dnia odbierze od malarza zamówione portreciki?
Vincenze wkroczył niosąc Cordone na jednym ramieniu, z tubusem przewieszonym przez drugie ramię, elegancką laseczką w lewej dłoni. Koniec końców zrezygnował z palety malarskiej i pędzla, gdyż miałby za dużo rzeczy do trzymania i ręce zajęte. Swoją uwagę póki co poświęcił po równi gospodarzowi spotkania, podsłuchując prowadzone przez niego rozmowy, jak również obserwacji czy ktokolwiek wchodzi bądź wychodzi z zachodniego skrzydła. Ilość person ze świata nauki dawała nadzieję, że gospodarz będzie chciał im pochwalić się swoimi zbiorami. Acierno nie był znawcą sztuki, ale dobrze by było, aby włączył się w dyskusję zanim gospodarz zaprosił część osób na prywatny pokaz. Nie spieszył się z rozpoczęciem działań czekając, aż alkohol i zmęczenie zacznie działać na ich korzyść. Miał nadzieję, że majordomus zacznie pić i straci czujność. Jeżeli nie, to trzeba będzie mu w tym pomóc. Miał już wstępnie pomysł, jak to zrobić. Zastrzeżenia co do jakości serwowanego wina mogły być wytrychem - Bernard powinien chociaż spróbować wina, by je ocenić. A czy jego zdaniem można porównać wina bretońskie do tileańskich? Czy mógłby spróbować tych kilku podawanych tutaj i powiedzieć mu, które jego zdaniem będzie bardziej pasowało do owoców morza, które bardziej do serów, a które do owoców? Zresztą, gdy sprawy zajdą tak daleko, z pewnością jego wstępne plany staną się konkretniejsze. Aby jednak jego zachowanie nie wydało się podejrzane, nawiązywał luźne rozmowy z różnymi osobami, w czym wielce przydatne okazywała się Cordone. |
|
|
|
|
Miasto! Remas! Eh, służba u Madame miała swoje niebywałe plusy, ale jak Ronaldo mu bliski siedzenie na bagnach to nie jest jego ulubione zajęcie, owszem przywykł, owszem znał je lepiej niż ruiny Miragliano czy pobliskie Ebino, ale wilgoć i smród bywał momentami nie do wytrzymania, Ebino zresztą nie mogło równać się z Remas. Dlatego cieszyły go te chwile gdy musiał wyjechać dalej, oj cieszyły, tak naprawdę nie chciał by zadanie jakie mają do wykonania skończyło się zbyt szybko. No i jeszcze ta prośba od Madame... Ronaldo pobłogosławił go wieloma darami, był dla niego Panem życia i śmierci, ba, głęboko wierzył że żyje jedynie tylko dzięki niemu, ale czy musiał z niego jednocześnie drwić i kazać mu mieszkać na bagnach, gdy tyle pięknych miejsc, bogactw i cudowności w około? No i jak tam jakąś niewiastę zaprosić? Eh, bóg dał, bóg odbiera. Swoją drogą co do tego życia to ciekawa sprawa, mawia się że Morr jest bogiem od Śmierci, ale czy nie mawia się również że fartem przeżył? Albo czy wojak modląc się o pomyślność w bitwie tak naprawdę nie modli się o szczęście? Zaiste nie ma boga nad Ronaldo, a kto myśli inaczej niech poczeka aż go fart opuści. Podróż była długa, to też spakował wszystko co miał, nie było tego wiele, wyglądał bardziej jak łowca z bagien niż ktoś kto miał tańczyć na balu w Remas, ale nie takie rzeczy robił, pomimo że nie wyglądał to swoje lata miał a i niejednego się nauczył zanim Perłę Północy szlag trafił, chociaż powiedzmy sobie szczerze Miragliano nigdy nie miało szczęścia, jak nie plagi, choróbska czy skaveni to walka o władzę, właściwie to dużo szczęścia trzeba było mieć by tam przeżyć, ale chociaż z głodu nikt nie zdychał, ropuchy, żaby i ślimaki z bagien dawały dość mięsa by niejedną armię wyżywić. Oczywiście o ile wiedziałeś jak zrobić by co innego za Tobą nie polazło i Ciebie nie zamieniło w posiłek. Dobre miejsce, dobre też gdy chcesz by za Tobą nie łazili i Cię nie szukali, rozumiał więc w pełni czemu Madame tam przebywa. Luigi Fontaniere nie był zbyt rozmowny, chociaż mieli dość czasu by mu opowiedział trzy razy co wie o Signore Gentile, zadaniu i jego przyszłych kompanach, sam ich zbierał, choc nie wiedział czy wszyscy się będą pisać na misję. Udało mu się też wyciągnąć od sztywniaka trochę informacji o mieście i zwyczajach, sam nigdy nie był tak daleko na południu więc były to cenne informacje, cieszył się również że pojawią się dużo wcześniej, zdąży się zaklimatyzować. No i podobno wśród kontrahentów nie było kapłana, znaczy poza nim rzecz jasna, i słusznie, większość z nich nie rozumie istoty religii a już tym bardziej potęgi wspaniałego Ronaldo. Całą drogę miał wrażenie że Luigi nie był zadowolony z jego towarzystwa, spodziewał się innej pomocy, łatwiejszej w utrzymaniu i mniej niezależnej zapewne, cóż, nie wiedział jeszcze jakim skarbem go Madame obdarzyła. Zabrał w podróż swojego springera, psy bojowe, myśliwskie i łowieckie bywają różne, rasa ta jednak nie bała się wody czy bagien, miała niezawodny węch i poza miłością do łowiectwa była nader ładna, jak umyć, nadawała się więc na bal. Pies znał kilka innych sztuczek, w jego obroży były zapasowe wytrychy, i mini kieszonki w których można było coś przemycić, mało kto sprawdzał psy. W ostateczności diament i w dupie psa można było... Fama, bo tak wabiła się suka, mu tego pewnie do końca życia nie wybaczy, ale zdzierżyła ten dyshonor dzielnie, więc wiedział że się da. Miał tez tresowaną wronę - jeden z świętych symboli Ronaldo - zabawne jak podobny do kruka od Morra symbol. Jego plan na wyjście z włamu był prosty, Wrona miała przy nogach nie tylko wytrychy, mały nożyk ale i rzemyki, wystarczyło mapę zwinąć, dowiązać rzemieniem do jej nogi i niech frunie, zawoła się ją później wychodząc bezpiecznie przez główne wejście. Mogą go obszukać i po tysiąc kroć, łup będzie już daleko, czekał na niego na dachu karczmy gdzie się zatrzymał. Proste i genialne zarazem. Fausto Alighieri był żylastym, chudym jegomościem o długich kończynach, nie wyróżniał się wzrostem (173cm), cechowały go ostre rysy twarzy i niezwykle cichy chód, doceniany w branży, podobnie jak jego długie zręczne palce. Poza balem nosił się niezwykle praktycznie, niczym łowca, którym nota bene był, pomimo aspiracji bagno było mu nadal bliższe niż jakiekolwiek osada, cieszył się więc każdą chwilą spędzoną w miejskiej dżungli. Na spotkaniu z kontrahentami niewiele mówił, wolał obserwować, chociaż obecność fretki sprawiała że instynktownie czuł że polubi Vincenze, czas i wino pokaże. Na bal przybył o czasie, wmieszał się w tłum i planował na razie unikać poznanego wcześniej towarzystwa, obserwował, liczył "zagoździkowanych" w służbie i myślał jak przedostać się do zachodniego skrzydła, czekał aż się ferajna upije, straci czujność. Plan niemal się udał, ale pies jego jednak polubił się za nadto z fretką, toteż z Vincenze szybko na balu zaczęli chodzić i poznawać ludzi razem, Fausto nawet tak preferował, wolał jak ktoś inny mówi, a on jedynie wrzuca zdania i kieruje czasem rozmową. Dostanie się za szarfy nie wyglądało na kłopotliwe, niestety nie wiadomo było co dalej, ale może pies pomoże? Wszak zwierzę może się zagubić, a właściciel za nim pójść, naturalnie, nawet gdyby tam była straż wyjdzie z tego z twarzą. Był to jakiś pomysł. Na razie szukał wzrokiem gospodarza, by zobaczyć czy pije, czy może mu nie podać i przedstawić się jako znany łowca i treser zwierząt co to dla miejscowej szlachty świadczy usługi i z konotacji z możnymi trafił na bal. Podzielił się pomysłem zapoznania się z rektorem z Vincenze. Wydawało się to banalne, ot zapytać o znaleziska archeologiczne z których słynął, wszak łowcy mają wiele wspólnego i pewnie senior będzie chciał pochwalić się co tam ostatnio upolował. No ale, najpierw niech popiją, on sam jedynie moczył usta starając się spędzić cały wieczór trzeźwo, co najwyżej zmieniając kielich dla niepoznaki na nowy podany przez służbę z goździkiem by trzymanie się jednego nie wyglądało zbyt podejrzanie, a jeśli była możliwość to pić nawet rozcieńczone wino z wodą lub samą wodę, goździkowi wiedzieli co mu podawać. Te krótkie spotkania ze służbą wykorzystał też by poznać plan dnia i to co wiedzieli o możliwościach dostania się do zachodniego skrzydła i umiejscowieniu straży, wszak oni znali już dom i wiedzieli co kiedy będzie podawane na stół czy organizowane, o ile coś poza piciem i stołem z jadłem było zaplanowane jako rozrywka tego wieczoru. |
|
|
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:11. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0