lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Władca zimy (Warhammer II) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/4557-wladca-zimy-warhammer-ii.html)

Eliasz 13-01-2008 15:34

"Psia kość", wkurzony nieco Felix spojrzał z dezaprobatą na podeptane ślady wilków. Przeklinał bardziej siebie za nieuwagę, niż przesąd do którego miał szacunek, jednakże zbytnio się go nie lękał. "Co by nie mówić to w tradycji ludu jest jakaś prawidłowość, takie gapy które będąc w lesie śladów nie widzą, prędzej czy później mogą na coś wpaść…a nóż na wilki."

Szybko odpędził ponure myśli i zajął się dalej zbieraniem opału. Chciał jak najszybciej znaleźć się przy ognisku i odpocząć nieco.

W końcu dostał posiłek. Ciepły gulasz przywracał mu chęci i siły. Zatrzymywał się na każdym kęsie, nie jadł szybko, lecz żuł dokładnie każdy kęs koncentrując się na smaku potrawy. Dopiero gdy zjadł, swoimi zmysłami skoncentrował się na opowieści Piony.

Bez żadnych wstępów, Felix podjął swoją opowieść. Mówił spokojnym acz matowy głosem, w którym czuć było nutkę smutku.

- Tuż przed obroną w Middenhaim znałem pewnego człowieka. Nazywał się Edward i był młodzieńcem, który świeżo co zapisał się do straży miejskiej. Było to chwilę wcześniej niż wiadomość o nadchodzącej armii, ani też panika nią wywołana nie miała jeszcze miejsca. Gdy wybuchła Edward zląkł się bardzo, nie był przygotowany na zmierzenie się z armią chaosu, co jednak było mu pisane odkąd został strażnikiem. Ze służby nie można się było wycofać.


Felix ściszył głos z przyzwyczajenia, nie można było głośno mówić o tym, co się działo w Middenhaim, chyba że chciało się narazić władzom miasta, ich wszędobylskim szpiegom, czy też zwyczajnie straży miejskiej. Felix znał nie jednego aresztowanego pod zarzutem podżegania do buntu lub siania niezgody.


- Były osoby, które próbowały, no wiecie strzelali sobie w stopę, symulowali wypadki lub próbowali ucieczki. Ci którzy mogli się wydostać i uciec dalej od nawałnicy chaosu z chęcią by to zrobili…gdyby nie zamknięte mury miasta. Wypuszczali tylko tych, którzy mogli być ciężarem przy długim oblężeniu miasta. Jak się domyślacie Edward do takich nie należał.

- Nie widziałem go z dwa dni, po czym spotkałem go na uliczce, był wyraźnie ucieszony. Chwalił się mi, że na dupsku wytatuował głowę z rogami, i że to go ochroni, a dokładniej, że rogata głowa uratuje mu skórę…
Stało się dokładnie tak jak powiedział. Tydzień później nastąpił wybuch, mały magazyn z prochownią uległ wysadzeniu, najprawdopodobniej sabotaż chaośników, którzy przeniknęli za mury miasta. Edward pilnował tego magazynu, byłem w pobliżu, rozglądałem się wokół, po czym ku memu zdziwieniu dostrzegłem mały płat skóry leżący na ziemi. To był jedyny kawałek, jaki pozostał po Edwardzie a trupia czaszka z rogami zdawała się uśmiechać. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nawet nie była zabrudzona, czy nadpalona, idealnie zachowała ten kawałek ciała i wciąż śmiała się…chyba z właściciela.

Felix poprawił się w siedzeniu, wypił łyk ożywczego trunku i wpatrywał się w ogień.

Kokesz 13-01-2008 19:21

Przekroczenie śladów wilka nie zrobiło na Mariusowi żadnego wrażenia. W jego rodzinnych stronach nie wielu słyszało o Urlyku więc takie przesądy był mu obce. Bardziej by go zaniepokoiła sytuacja, gdyby na jakiejś pobliskiej gałęzi usiadł kruk, bo przecież tego szlachetnego ptaka należało się bać bardziej niż jakiegoś wilka.

Gdy najpierw sierżant, a następnie Felix opowiadali swoje historie, Tileańczyk siedział przykryty kocem na jakiś spróchniałym pieńku i jadł gulasz wpatrując się w płomienie ogniska.

- Tak - przerwał milczenie, - demony są niebezpieczne, a siły Chaosu są silniejsze w tym kraju niż gdziekolwiek. Jednakże ja widziałem nie mniej przerażające twory plugawej magii - przewał swoją mowę spluwając w ognisko. - Zdarzyło się, iż trafiłem trzy lata temu do Arabii. Dobrze tam płacili, lecz nie wiem co jest gorsze ten mróz czy upały jakie musieliśmy znosić w tym pustynnym kraju. Pochodzę jak wiecie ze słonecznej Tilei lecz i dla mnie było tam za gorąco.

- Jednak nie o pogodzie miałem mówić. Wynajęcie byliśmy przez jakiegoś kalifa, imienia jego nie pamiętam i szczerze nie nie mam zamiaru się nad tym zastanawiać. Kalif ten miał swoją armię, ale była ona by odeprzeć ataku istot, które przybyły na jego ziemie zza pustynnych wydm. Co innego zginąć znienacka z ręki demona, a co innego czekać na śmierć widząc ja przed sobą. A nie jest o żadna przenośnia, walczyć nam przyszło z ożywionymi przez podobno wiecznie żywych kapłanów trupami. Mówiono nam, że byli oni ludźmi, którzy kiedyś żyli w Arabii. Widok zastępów uzbrojonych w dziwne, zakrzywione miecze szkieletów, o których wydawało się, iż Śmierć zapomniała, nie jednemu odebrał chęć do walki. Aczkolwiek widok to nie wszystko. Smród jaki unosił się w powietrzu był nie do zniesienia.
Bitwa, w której i ja uczestniczyłem trwała długo. Te żywe trupy nie walczyły najlepiej, jednak ich kapłani sprawiali, że Śmierć ponownie wypuszczała ich ze swojego objęcia. Wielu dobrych żołnierzy straciło życie i dopiero pod koniec dnia, gdy nasi czarodzieje przełamali magię wroga bitwa się zakończyła.
- Marius odłożył miskę. - Ja jak widać z łaski Mirmidii ja przeżyłem i była to chyba najbardziej przerażająca bitwa w jakiej brałem udział.

homeosapiens 19-01-2008 13:48

Na początku chciałbym zaznaczyć, że nikt z Was nie musi mi wierzyć. To było jakieś dwa lata temu. Przed Burzą Chaosy takie cwaniaki jak dawny ja tylko szukały okazji do tego by jakoś się wykazać, rozerwać, może nawet awansować? Tego jeszcze brakowało...

Heinrich pociągnął łyk dobrej gorzałki i ciągnął dalej. Z jego oczu nie dało się wyczytać nic.

Nasz oddział liczył dziesięć osób. Zaś Ostland napadła licząca coś koło trzystu łbów grupa goblinów. Wysłaliśmy jednego żołnierza po posiłki, synalka dowódcy zresztą. Potem przekradliśmy się do zajętej przez gobliny drewnianej wioski. Dlaczego zaznaczyłem, że drewnianej? Widzieliście może jak rozpalałem ogień, czego użyłem? Olejek skalny sprawia, że drewno zajmuje się w sekundy. Wtedy właśnie odkryliśmy to miejsce, gdzie sam z siebie tryska on z ziemi. Ja i mój kompan Kurt, bez wiedzy naszego dowódcy, podlaliśmy całą wioskę tym materiałem. Następnie zbudziliśmy dowódcę i opowiedzieliśmy mu o naszym planie. Troszeczkę nas zgnoił za samowolkę, ze ostatecznie sam wystrzelił płonącą strzałę. Wyjście z wioski było tylko jedno. My tam staliśmy i czekaliśmy uzbrojeni po zęby i przygotowani na ciężką walkę. Tylko dwanaście goblinów zdołało w ogóle wyjść. Pojedynczo padały jak kaczki od naszych strzał. Nie było tak, że nie mogło ich wyjść np. około pięćdziesięciu, zanim by spłonęli - to była ich wina. Popychali się, przeszkadzali sobie nawzajem. Takie samo zjawisko występuje, kiedy masz wiadro krabów. Brawura? Wiem, skończyłem z tym.

Zresztą - mieszkańcy, których ocaliliśmy poskarżyli się za spalenie wioski - nie dość, że nie było awansu, ani jakiejś premii do żołdu, to jeszcze domy i nową palisadę trzeba było zbudować. Teraz to rozumiem, ale wcześniej jedyne co mi się nasuwało to "Przeklęci niewdzięcznicy, zachowali głowy tylko dzięki nam i jeszcze psioczą na nas!"

Kolejny łyk gorzałki na zakończenie opowieści. Heinrich wyciągnął ręce do tyłku i ziewnął przeciągle.

-No tak, miało być strasznie. Jeżeli ktoś ma dobrą wyobraźnię, to proszę sobie wyobrazić krzyki palonej żywcem watahy goblinów. To było straszne.

Cedryk 20-01-2008 15:07

- Opowiem wam dla odmiany nieco historii wojskowości w Ostlandzie. - powiedział przerywając ciszę, która zapadła po opowieści dowódca patrolu Otto Hindelberg.

- Zapewne wielu z was słyszało o dokonaniach bohatera prowincji brona Gerarda von Shreddsharf. Nie, nie chcę wam dzisiaj opowiadać o jego najsławniejszym zwycięstwie pod Gruendorf, ale o walnej bitwie trzeciego najazdu Turgoga. Był to szybki wypad skoncentrowanych sił goblińskich w sile trzech tysięcy z czego było z nimi pięciuset orków i tysiąc goblinich jeźdźców wargów. Generał szybkim i forsownym marszem piechoty i lekkiej jazdy dopadł to zielone bydło w okolicach fortu Nordvorposten. Miał do dyspozycji tylko stu jeźdźców stu kuszników i dwie steki oporników. Rzucił na przynętę wszystkich jeźdźców połowę topników wystawił na przynętę. Lekka ściągnęła do walki gobeliny i jazdę sama się wycofała zostawiając pole topornikom wilcza rozpędem wjechał w topników i została rozbita wtedy uderzyły orki, które zostały zdziesiątkowane ostrzałem kuszników wchodzącym do walki przy opornikach, gdy już widział, iż całe siły gobelinów zostały związane walka wprowadził od tyłu uderzenie odwodowej setki toporników rozgramiając i przełamując szyk zielonoskórych. Na polu doliczono się ponad tysiąca pięciuset goblinich trucheł straty zaś generała nie przekroczyły trzydziestu do sta. Był to kolejny dowód na geniusz generała i innowacyjne zastosowanie lekkiej kawalerii.
To mówiąc wylał resztki piwa do ogniska.

- Teraz spać jutro się wszystko zdecyduje już połowa patrolu minęła a nie natknęliśmy się, na gobliny, więc pewnie przyjdzie nam kończyć patrol i zjechać na zimowisko.

Zwiadowcy powoli się rozchodzili się przy ogniu pozostał jedynie dowódca z „Niedźwiedziem”, który to prawem dowódcy wybrał sobie najlepszą wartę.


******

Straszliwa zawieja wyrwała śpiących z oków snów wszędzie panował chaos. Płachty namiotów zostały uniesione potężnym wiatrem. Wiatr siekł kryształkami lodu po twarzach. Gdy wygramoliliście się ze śpiworów temperatura spadla gwałtownie czuć było jak oddech zamarza na brodach tych, którzy takimi ozdobami się pysznili.

Genevieve stała pośrodku resztek swoje go namiociku, który szybko zamieniał się w zaspę, jeśli maiła jakieś odzienie odnaleźć wiedziała, że musi to zrobić teraz potem mogło to być niemożliwe. Niedaleko przemknął jakiś cień tuż przy twarzy dziewczyny majtnął długi warkocz, więc domyśliła, iż musiał to być Olga, z którą dzieliła namiocik.

Felix i Heinrich poczuli nagłe szarpniecie za ramię. Tuż przy ich twarzach dostrzegli niewyraźnie twarz Piony.

- Wy dwaj trzymać konie gdzie je przywiązać zabezpieczy ochraniać chrapy już zaraz wam przyślę pomoc. Już zapierdalać, bo jak was kopnę to pięć dni będziecie lecieć zanim spadniecie. – Słowa sierżanta ledwo słyszalne porywane były przez szalejącą zamieć.


Marius i Reynar zostali obudzeni sieczącym po twarzach śniegiem ich namiocik źle zabezpieczony odfrunął niczym sowa w mrok nocy. Potem poczuli kopniaki, które wyrwały ich z otępienia.

- Do koni po łopaty i sypać zaspę odgradzająca od … - resztę zdania porwał wiatr ale zostało potwierdzone przez dowódcę poganiającymi ciosami pięści.

Eliasz 21-01-2008 20:16

Felix zaklął siarczyście gdy obudzono, nie, wyrwano go ze snu. Piękne wyspy na jakich się znalazł, pełne słońca, ciepła i nagich kobiet, kraina o której przed zaśnięciem opowiadał mu towarzysz nagle rozprysła się niczym mydlana bańka. W miejsce snu wszedł mróz, wiatr, przeraźliwe zimno i huk zimowej nawałnicy.

Nie ociągając się, szybko nałożył ile się dało warstw ubrań i ruszył przedzierając się przez wiatr i śnieg w stronę koni.

Zwierzęta rżały, rwały się z więzów, wściekle machały kopytami, jakby za cały tym wiatrem i mrozem czaiło się coś więcej. Felix z najwyższym trudem starał się zapanować nad końmi. Nie szło z nimi zwyciężyć siłowo, można było jedynie posłużyć się sprytem. Starał się nałożyć koc na łeb zwierzęcia, brak widoczności skutecznie łagodził zwierzynę. Cały czas przekrzykiwał wichurę starając się porozumieć i współpracować z Heinrichem. We dwójkę mieli większe szanse zapanować nad końmi, niż gdyby każdy z nich miał to robić oddzielnie.

Zagryzając z zimna zęby, w pocie czoła walczył z nawałnicą, licząc na szybką pomoc, lub choć okopanie terenu, aby siłą wiatru mogła opaść.

[Rzut w Kostnicy: 19] [Rzut w Kostnicy: 41]

homeosapiens 22-01-2008 12:57

"Chyba facet w życiu nie walczył z orkiem, skoro tak bredzi. Orków pewnie było mniej niż stu, a trupów na pobojowisku ze dwa, trzy razy mniej. Inaczej jak taktycznie dobrze oficerek by nie postąpił, nie wygraliby. W takich stosunkach sił, to tylko wojownik i wódz pokroju Sigmara ocalił by ich przed pewną śmiercią. Może Pan Wilków im sprzyjał, ale o liczbach łgali. Z pewnością dla pieniędzy."

Wilk wyrwał się z zamyślenia i poszedł spać. Jak zwykle nie śniło mu się nic. Ze snu został wyrwany z gracją rzecznego trolla. Po chwili już uspakajał konie wraz z Feliksem. W końcu jakiegoś nie dało się najzwyczajniej w świecie uspokoić, więc Heinrich zwyczajnie uwiązał go do drzewa. Solidnie uwiązany koń nie miał szans się wyrwać. Polecił ten sposób również Feliksowi - kiedy sprawę uwiązana koni już załatwił rzekł:

-Wracaj do obozu. Ja zostanę tu, z końmi. Będę ich pilnował od wszelkiego paskudztwa, wilków. To ważne.

Eliasz 22-01-2008 17:03

Konie uwiązane do drzew dawno już były, inaczej ktoś musiałby je przez całą noc pilnować, aby nie odeszły. Z kolei nie chodziło tylko o to, aby konie przywiązać, gdyż te tak się rwały i szarpały, że albo sobie albo sąsiadom mogły uczynić krzywdę. Felix nie odszedł więc do obozu, mimo, że zimno wkradało się w każdy zakątek jego ciała a skostniałe palce już zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Czuł, że gdyby nie zmagazynowane pokłady siły, dawno już uległby zwierzęciem i wichurze.

- Nie mogę – zakrzyknął przez wiatr i szum. Sam ledwie słyszał Heinricha, domyślał się więc, że i sam mówił względnie cicho, jak na te warunki. Powtórzył więc solidniej

- Nie złamię rozkazu, Piona dałby mi nieźle w kość. Mieliśmy pilnować koni, więc to robimy, obaj. Sam zresztą nie dasz rady, tu przecież nie o wilki chodzi lecz o zmagania z samymi końmi. Żaden wilk w taką pogodę nie wyjdzie na polowanie, tak jak i człowiek odpuści w takich warunkach.

Felix był zdziwiony propozycją Wilka, pracując we dwójkę czuł, że już nie wyrabia, a jeszcze miałby zostawić Heinricha samego? Piona obiecał pomoc, a pomoc się przyda, Felix ani myślał zostawiać towarzysza samego z całą gromadą wierzchowców – najcenniejszej rzeczy o jaką przyszło im zadbać.

Kokesz 23-01-2008 15:45

Mariusowi śniły sie rodzinne strony. We śnie szedł przez pole, a zborze uciekało mu przez palce. Widok tileańskiej równiny skąpanej słońcem sprawiał mu radość... Sen nagle został przerwany przez zimno jakie przeszyło jego ciało Najemnik otworzył oczy i zobaczył, że nie ma nad nim już namiotu, a przed nim stoi mleczna ściana śniegu. Ledwo utrzymał koc, którym był okryty. Szybko wstał i zarzucił na siebie płaszcz. Zerknął czy wszyscy jego kompani już wstali i z pod śniegu wykopał łopatę.

Nie zwlekając ani chwili dłużej przedarł sie przez wichurę w stronę koni i zaczął usypywać zaspę ze śniegu. Starał się robić to jak najszybciej. Mroźne powiewy wiatru były nie do zniesienia, lecz Marius liczył, że ten wysiłek rozgrzeje go nieco i pomoże przetrwać zawieruchę.

[Rzut w Kostnicy: 36]
[Rzut w Kostnicy: 85]

Cedryk 31-01-2008 22:59

Śnieżyca wzmagała się. Wiatr porywał wszelkie słowa porozumiewanie się w niej było wręcz niemożliwe. Chociaż mogłoby to się zdawać niemożliwe temperatura stale spadała.

Większość oddziały spała, gdy nastąpiło to pandemonium natury, więc i nie zdołali się dokładnie ubrać. Śnieg siekł wściekle po odsłoniętych częściach ciała z niewielkich ranek wypływał krew, która prawie natychmiast krzepła poczym zamarzała. Pnie w lesie poczęły pękać z mrozu.

Jedno z drzew, do których przywiązane były konie pękło oswobadzając je. Olga o cale uniknęła śmierci, które waląc się rozłupało czaszkę niczego niespodziewającej się Genevieve.

Niedaleko pracowali Marius i Reynar stając się utworzyć, choć na kawałku obozowiska osłonięte od zawiei miejsce. Śmierć przyszła nagle, jak sopel oderwany od drzewa, który przeszył Reynara. Pracujący do niego plecami Mariusz nawet tego nie zauważył.
,„Po co ten cały wysiłek i tak zginiemy przecież to buran”. Już miał zaprzestać pracy, gdy obok niego pojawili się z łopatami „Niedźwiedź” i „Piona”. Budowa schronienia zaczęła postępować sprawniej.

Felix i Heinrich smagani porywami wiatru sieczeni śniegiem nie mogli zapanować nad końmi. Cały czas wierzgały i wyrywały się stało się dla nich jasne, że i tak ich nie utrzymają i końcu konie się zerwą a przedtem ich pokaleczą, jeśli nie zabiją, jeśli nadal będą próbowali je utrzymać.

Kokesz 01-02-2008 13:21

Marius przeklinał sam siebie, że nie nałożył na dłonie rękawic. Nie wiedział czy jeszcze może ruszać palcami, czuł jedynie nieludzki ból wywołany mrozem. Nie wiedział czy zaraz nie odpadną mu ręce. Słyszał, że tak mogą się skończyć odmrożenia, odmrożone kończyny odpadają os ciała jak sople spadające z dachu. Nie miał czucia w dłoniach, lecz dzięki wysiłkowi czuł jeszcze resztę swojego ciała. wiedział, że może jeszcze kolka razy przerzucić śnieg. Jednak czy było warto? Przez głowę przeszła mu myśl, że walka z żywiołem jest nie możliwa i że są na straconej pozycji. Pomyślał, że lepiej się poddać, bo ta wichura to nie przeciwnik któremu można spojrzeć w oczy i przewidzieć jego ruch. Wyprostował się i już miał wbić szpadel w śnieg, gdy zjawili się Niedźwiedź i Piona, natychmiast zaczęli kopać w śniegu. Cezar ponownie zaczął kopać, nie mógł być gorszy, nie mógł okazać sie tchórzem. Jeśli oni mieli jeszcze nadzieję na przetrwanie to on chciał im pomóc ja przedłużyć.

[Rzut w Kostnicy: 85]


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:57.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172