lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Wszystko zostaje w rodzinie (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/4621-wszystko-zostaje-w-rodzinie.html)

Revan 27-01-2008 21:19

- Nie sądzę, aby informator był potrzebny. Prędzej czy później dotrzemy do kogoś takiego, wystarczy poczekać. Powiem ci też, że ta sprawa mało mnie obchodzi, a zajmuję się nią, bo tu chodzi o moją wolność, a przy okazji całkiem nieźle płacą. Tego wymaga mój zawód, profesjonalnego podejścia do roboty. Tak więc, jak powiedziałeś, zajmiemy się wszystkim, co mamy pod ręką. Łącznie z tym magazynem, jak i zaginięciem. Nawet, jak to nie jest ze sobą powiązane, można na tym zarobić. Podejmujemy tak zwane zawodowe ryzyko. – przerwał na dłuższą chwilę.

Popatrzył po ludziach w karczmie, swobodnie sącząc piwo z kufla. Gdy upił połowę, kontynuował monolog.

- Najgorsze jest to, że mamy ograniczone pole działania. Ot, przejdziemy się po mieście i to wszystko, a straż miejska wpadnie na trop naszych poszukiwań i zrobi wszystko za nas. Dobry pretekst, aby nam nie zapłacono, a do tego nie możemy dopuścić. – Revan normalnie tak nie mówił, zazwyczaj rzadko cokolwiek mówił, ale piwo rozwiązywało język. Szybko opróżnił pół dzbanka.

John5 28-01-2008 21:29

Revan, Cohen

Piwo i kwas były dobre a karczma tłoczna. Pomimo tego nadal pozostawaliście w raczej ponurych humorach, w końcu sprawa była poważna, możliwe jest nawet, że niepowodzenie przypłacicie życiem. Co pewien czas spoglądaliście po innych stołach wzrokiem szukając czegoś, co mogło dać wam odrobinę rozrywki, lub informację. Tego wieczoru jednak najwyraźniej los nie był wam łaskawy. Wszystko co zobaczyliście miało znamiona zwykłych, przyziemnych spraw, które spotkać można w każdej karczmie. Przy jednym stole trójka mężczyzn śpiewała wyjątkowo sprośną piosenkę, gdzie indziej ktoś głośno się kłócił gestykulując przy tym i wymachując trzymanym kuflem, przy okazji oblewając wszystkich dookoła. W jednym z kątów sali po chwili udało wam się dostrzec widok może nie tyle dziwny, co rzadko spotykany w karczmie. Na wysokim zydlu siedział starszy mężczyzna, na twarzy którego zmarszczki wyrysowały mapę długiego żywota. Na łysej niemal głowie widać było plamy wątrobiane. Dookoła rozsiadła się grupa słuchaczy, pośród których znaleźć można było tak młodzieńców, jak i dojrzałych i poważnych mężczyzn. Dziad rozprawiał o czymś żywo przy okazji rysując coś na stole palcem maczanym w misie gulaszu stojącej obok. Co i rusz sięgał też po piwo, zamawiane przez któregoś ze słuchaczy.

Balius

Kopnięte od niechcenia resztki wznieciły jedynie chmurę pyłu, którym zacząłeś się dusić. Szybko wyszedłeś na zewnątrz i przez moment plując i kaszląc starałeś się pozbyć paskudnego posmaku spalenizny z ust. Kiedy po chwili doszedłeś do siebie obszedłeś budynek sprawdzając wszystko, co wydało ci się podejrzane. Po tych oględzinach stwierdziłeś, że pożar musiał być gwałtowny, ale krótki. Ściany mimo, że osmalone nie wyglądały na zbytnio zniszczone, a sąsiednie budynki nie miały śladów po ogniu. Oczywiście mogłeś się mylić, w końcu mury zawsze można pomalować, albo pokryć nową warstwą tynku. W każdym bądź razie stwierdziłeś, że przejście z dachu na dach byłoby niemożliwe. Wysoka część magazynu stała na rogu trzech uliczek a od czwartej strony łączył go z innym budynkiem część niska. Różnica poziomów tam wynosiła ładne kilka metrów. Co prawda można by przeskoczyć nad tym i wylądować po drugiej stronie na dachu wyższej części, ale to wymagałoby kociej wręcz zręczności (3 zdjęcie w poprzednim poście). Dach na którym by się wskakiwało, był spadzisty i nachylony pod dość ostrym kątem, utrzymać się na nim byłoby niezmiernie trudno. Wzruszyłeś ramionami, teraz już nikt nie przeskoczy, bo i po co?
Postanowiłeś, że pora już wracać, powoli zaczynało zmierzchać a ty byłeś ciekaw, czego dowiedziała się reszta. O ile dowiedzieli się cokolwiek. Trasa , mimo tego, że już nią szedłeś zajęła ci trochę czasu. Głównie z powodu pozawijanych uliczek, przecinających się i mylących drogę. Dopiero, kiedy wyszedłeś na jedną z głównych ulic zorientowałeś się gdzie jesteś i po chwili byłeś już w magazynie. Otwierając się drzwi wydały z siebie przeciągły zgrzyt, na który odruchowo się skrzywiłeś. W środku panowała ciemność więc pozostawiłeś otwarte drzwi by wpuścić nieco światła, co dało jednak mizerny efekt. Po przejściu paru kroków o mało nie potknąłeś się o coś, czego nie byłeś w stanie zidentyfikować, prawdopodobnie jakaś deska, lub inny śmieć, których było sporo w magazynie.. Na twoje szczęście szedłeś ostrożnie szukając czegoś, by oświetlić pomieszczenie choć odrobinę. Nagle z jednego z kierunków usłyszałeś jakiś odgłos, zdecydowanie zbyt głośny jak na szczury.

Louis, Justicar, Raziel

Raziel ze stęknięciem założył za druga próbą cięciwę, zadanie pozornie łatwe, ale mając nóż wbity w ramię, już nie takie proste. Właśnie sięgał po pierwszą strzałę, zamierzając umieścić ją w którymś z przeciwników kiedy coś ostrego ukłuło go w plecy. Ze zdziwieniem obejrzał się i zobaczył napiętą kuszę trzymaną przez strażnika. Za nim stało jeszcze trzech z kuszami i czterech z mieczami. Wszyscy mieli broń w ręku i najwyraźniej gotowi byli, do walki, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Raziel powoli opuścił łuk i cofnął rękę znad kołczanu.

Justicar w tym czasie rzucił się na wroga zamierzając rozpruć mu jeśli nie gardło, to chociaż brzuch. Jednak nagłe cięcie zmusiło go do zmiany planów. Korzystając z obu sztyletów zablokował ostrze miecza i odskoczył na bezpieczną odległość. Przeciwnik był wyższy i miał dłuższą broń co dawało mu sporą przewagę zasięgu. Chwilowo był pat.

Louis stanął pewniej na nogach i poprawach chwyt na rękojeści. Czekał na ruch przeciwnika, na jego błąd, na miejsce, w które mógłby ugodzić bez ryzyka, że oberwie szybką kontrą. Nie doczekał się tego, niespodziewanie dla wszystkich zza waszych pleców odezwał się spokojny, chłodny głos.

-Co tu się wyprawia? Walki na ulicach? Dopiero co uspokoiło się tam, na placu a inni zaczynają tutaj? Tyle, że widzę, że tu walka jest już poważna, na ostrą broń. Natychmiast rzucić broń! Nie będę się powtarzał, każdy kto zaraz nie będzie miał pustych dłoni dostanie bełt z kuszy po samą dupę. Jasne?-

Szybki rzut oka za siebie pozwolił wam zobaczyć ósemkę strażników, z czego czterech mierzyło do was z kusz, jeden stał tuż za Razielem. Pozostali już mieli rękach miecze. Jeden z nich nosił kirys oprócz kolczej koszulki. To właśnie on przed chwilą do was przemawiał.

Barry

Siedziałeś oparty o ścianę wspominając lepsze czasy, kiedy jeszcze miałeś jakieś perspektywy na przyszłość. Dlaczego nie pozostałeś w armii? Może nawet udało by ci się osiągnąć stopień sierżanta? Kto wie, co mogło cię wtedy czekać? Nagle twoje rozważania przerwał zgrzyt otwieranych drzwi i do środka ktoś wszedł, kto dokładnie nie byłeś w stanie ocenić. Widziałeś jedynie ludzką sylwetkę wchodzącą do wewnątrz, zostawiającą otwarte drzwi. Miałeś co do tego złe przeczucia. Kto to był i po jaką cholerę zostawił otwarte drzwi? Czy planował coś przeciw wam i chciał zaraz potem szybko uciec? Powoli sięgnąłeś po topór, który położyłeś obok przed snem. Kiedy ostrze zgrzytnęło o podłogę zakląłeś w myślach i zamarłeś na moment.

lopata 28-01-2008 23:36

Kiedy droga powrotna się wydłużała Baliusowi szedł analizując dotychczasową wiedzę.

"Nie za wiele. Dobrze muszę wybadać co wiedzą inni, bo inaczej mogę wyjść na bezużytecznego, a tacy jak te świnie na pewno mogą poderżnąć mi gardło. Jeśli nie dopisze mi szczęście nie dotrwam następnego piania kogutów. Jeśli nic nie wiemy wszyscy to trzeba będzie mieć jeszcze więcej szczęścia, aby przeżyć dłużej niż dekada."

Widząc magazyn wzruszył tylko ramionami i z lekkim sapnięciem otworzył drzwi. Kiedy wchodził do środka znów myśli targnęły jego osobą.

"Co za kretyn znów tu coś postawił? Co to jest w ogóle? Zresztą znowu w zamkniętym pomieszczeniu. Co to? Cholera, dam głowe, że coś słyszałem. Może się zwinę stąd i poczekam?"

-HEJ wyłaź z tamtąd!-wyciąga jednocześnie sztylet zza pasa aby mieć choć minimum obrony.

Aby mieć większe szanse spokojnie się wycofuje do wyjścia.

"Nie ma głupich jak coś na mnie wyleci wrzeszcząc i waląc czym się da nie będę czekał aż rozszarpie mnie w środku."

Kokesz 29-01-2008 10:17

Louis czekał na atak przeciwnika. Walka trwał już za długo i miał zamiar ją skończyć. Jednak nagle z jego plecami ktoś się odezwał:

- Co tu się wyprawia? Walki na ulicach? Dopiero co uspokoiło się tam, na placu a inni zaczynają tutaj? Tyle, że widzę, że tu walka jest już poważna, na ostrą broń. Natychmiast rzucić broń! Nie będę się powtarzał, każdy kto zaraz nie będzie miał pustych dłoni dostanie bełt z kuszy po samą dupę. Jasne?

Głos i słowa strażnika był jak uderzenie pioruna. Nie spodziewał się, że ktoś raczy im przeszkodzić w rozprawieniu się z tymi łachudrami. Nie chcąc sprawdzać, czy strażnik mówi poważnie, Bretończyk jako pierwszy opuścił broń. Sądził, że posłuszeństwo wobec stróżów prawa bardziej sie przyda w tej niezręcznej sytuacji niż jakieś buńczuczne odzywki.

- To na mieście były jakieś zamieszki panie? - zapytał zaskoczony, próbując zbić z tropu strażnika. - Panowie opuście broń - zwrócił się do towarzyszy. - Dość przemocy jak na dziś, sytuacja jest niezręczna i należałoby ją w spokoju wyjaśnić. - Jego głos był spokojny i opanowany.

- Ot, zwykła bójka tylko faktycznie może ta broń nie jest na miejscu - kontynuował. - Jednak cóż mieliśmy począć, gdy te psubraty obrażając nas przepędzić nas chciały, a my jedynie towarzysza szukaliśmy bom nam się gdzieś zagubił. Musieliśmy się bronić toż ich jest więcej...

Ostrze 31-01-2008 19:22

- Co tu się wyprawia? Walki na ulicach? Dopiero co uspokoiło się tam, na placu a inni zaczynają tutaj? Tyle, że widzę, że tu walka jest już poważna, na ostrą broń. Natychmiast rzucić broń! Nie będę się powtarzał, każdy kto zaraz nie będzie miał pustych dłoni dostanie bełt z kuszy po samą dupę. Jasne?-Raziel usłyszał głos strażnika i się na niego obejrzał.

Nie był zdziwiony tym, że trzymają w rękach bronie. Wiedział, że gdyby tu nie przyszli, to prawdopodobnie by się pozabijali.

Po chwili Louis się odezwał:
- To na mieście były jakieś zamieszki panie? - zapytał zaskoczony, próbując zbić z tropu strażnika. - Panowie opuście broń - zwrócił się do towarzyszy. - Dość przemocy jak na dziś, sytuacja jest niezręczna i należałoby ją w spokoju wyjaśnić. - Jego głos był spokojny i opanowany.

-Tak...Dość przemocy na dziś.-Raziel potwierdził słowa towarzysza.

Ramię go strasznie piekło. "Czemu to właśnie mi musiało się to przytrafić...no cóż...jak się walczy to trzeba się z takimi ranami liczyć...obyśmy znowu do lochu nie trafili. Brat Albrecht pewnie by się zezłościł." pomyślał sobie.

Cedryk 31-01-2008 22:23

- Posiedź chwilę tu Revan podejdę posłucham, o czym ten dziad gada z takim zaangażowaniem może opowiada coś, co może nam pomóc. Pewnikiem gada bajdy ale i tak pozwoli mi to trochę pokręcić po karczmie bez wzbudzania podejrzeń – szepnął do siedzącego opodal wojownika. Poczym wziął swój kufel z kwasem. „Wprawdzie pływały w nim rodzynki, ale był dobry, naprawdę dziwny zwyczaj”.

Niespiesznym krokiem zbliżył się do miejsca gdzie snuto opowieść i przystaną, aby się jej przysłuchać opierając się o jedna z drewnianych kolumienek. Wsłuchał się w głos mężczyzny oczy jego stale penetrowały salę wypatrując czegoś nietypowego. Stary zwyczaj jeszcze z wojska wyniesiony pozwolił mu uniknąć wielu zasadzek dzięki czemu szybko został sierżantem.

Revan 31-01-2008 22:42

- Chcesz, to idź, ja nie mam zamiaru się stąd ruszać. Uważaj tylko na tych złodziejaszków, kręcących się przy słuchacza… – urwał, ostatnie zdanie nie miało szans przedrzeć się do niego przez tłum. Jego strata, Revan bardzo lubił swoje korony.

Odstawił piwo na odległość ręki, nie miał zamiaru więcej pić, już czuł nagły przypływ gorąca od alkoholu. Nie miał ochoty wylądować w rynsztoku jako pijak, wolał przystopować. Bacznie obserwował ludzi tutaj, raz, czy dwa, rzucił okiem w kierunku Cohena. Tacy bajarze nigdy nie działają sami, zawsze jest z nimi jakiś pomocnik, co pomoże niezdecydowanym uiścić skromną opłatę bez wiedzy klienta. Takie już jest parszywe życie.

Cedryk 01-02-2008 11:46

„Zęby sobie połamią chcąc mnie obrobić, poto mam specjalną kieszeń na sakiewkę pod kolczugą, aby mnie nie obrobili. Jeśli będą chcieli mi zabrać pieniądze to musza mnie wpierw zabić”. Pomyślał Cohen słysząc ostrzeżenie Revana. Teraz czekał słuchając i uważnie obserwując karczmę, powoli delektując się kwasem.

Umbriel 01-02-2008 16:59

Barry podjął decyzję. Zrobi wszystko, byleby skończyć tą misję i wrócić do normalnej pracy. Mężczyzna zacisnął zęby i pięści, jakby na dowód trwałości swojego postanowienia. Nagle, drzwi w pomieszczeniu zaskrzypiały, i wojak mógł usłyszeć dochodzące z pobliża kroki. Słysząc to, schwycił swój toporek i zerwał się na równe nogi. Gdyby to był wróg, strzelanie po ciemku zupełnie nie miało sensu. Barry na początek rozejrzał się ostrożnie, prubując przebić wzrokiem mrok.
- Kto tam? - zakrzyknął, stojąc plecami do rogu ściany w pozycji gotowej do walki. Nierozsądnie byłoby przeciaż dać zajść się od tyłu. Blisko, przy nodze, leżała na sianie jego kusza, do której mógł ewentualnie w każdej chwili sięgnąć. "Kto to mógł być? Jakimi pobudkami się kierował? Czemu wchodził tu, jak do siebie?" - myśli te w ciągu jednej sekundy przemknęły przez jego głowę. Kimkolwiek był, jeśli stał na jego drodze powrotnej do normalnego życia, zginie.

MrYasiuPL 03-02-2008 16:15

Warknął na przeciwnika i natychmiast rzucił się na niego. Kiedy był już blisko odskoczył na prawo chcąc go dźgnąć w bok. To czego nauczył go pewien stary żołnierz wyryło mu się w pamięci. "Nigdy nie dawaj szans do ataku przeciwnikowi, jeśli jest silniejszy wykożystaj swoją zręczność." Jeśli mężczyzna ciął, Justicar spróbował uniknąć ciosu odskakując.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:49.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172