lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Stary, gdzie mój okręt?! (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/4887-stary-gdzie-moj-okret.html)

Eliasz 26-03-2008 16:02

Lokalny władyka najwyraźniej nie upodobał sobie elfów…Oburzenie wywołane słowami kapłana było nieumiejętnie zamaskowane przez „podziwianie widoków” z okna. „Bój na pełnym morzu, z nieprzygotowaną na to załogą? Rozumiem, gdyby taka załoga została zaatakowana i zmuszona do obrony. Jednak wyprawić się z nie bojową załogą na bój morski to już zakrawa na szaleństwo.” Gdyby nie obecność kapłana elf zrezygnowałby w tym momencie. Chciał pływać, ale niekoniecznie mordować a przecież nie było do końca wiadomo na kogo szykowany jest statek. Podejrzewał, że chodzi o lokalnego bohatera-pirata a to już poważnie komplikowało cała sytuację. Z powodu Sigfryda nie zamierzał jednak porzucać misji, byłby to dla elfa wielki dyshonor zostawić świętego człowieka, służącego jego głównemu bóstwu.

Mag okrętowy była to funkcja dobrze płatna i dość przyjemna, choć nie wszyscy marynarze darzyli zaufaniem okrętowego maga, to jednak w czasie starcia nie zmieniliby go na żadnego innego członka załogi…może z wyjątkiem kapłana. Elf jednak nie zamierzał na razie się odzywać, wzrok przeniósł na kapłana oczekując, że będzie dalej prowadził rozmowę, niezależnie od kierunku jaki ona przybierze.

Cedryk 26-03-2008 16:10

Sigfryd uśmiechnął się pod wąsem.
„Niezły z niego negocjator”.

- Widzę, iż znasz prawo imperialne panie i widzę, iż wiesz, że jesteśmy sobie równi. Co dowództwa kapitana na statku nie ma dwóch zdań. Tak stanowi prawo i na statku kapitan jest ważniejszy nawet od Imperatora. Zgodnie z prawem morski i przykazaniami mojego boga podporządkuje się jemu. Lecz twój bratanek nie może dowodzić Wybrańcem Mananna nawet na lądzie. Mogę się zgodzić na jego arbitraż w sprawach wojskowych na lądzie.

Poczym odwrócił się w kierunku rycerza.

- Mości Albrechtcie nie mam nic przeciwko tobie, ale ustępujesz mi rangą, więc też nie możesz być moim dowódcą, jedynie doradcą. A nie myślcie, że władza Mananna nie sięga w głąb lądu. Wszędzie gdzie można dotrzeć łodzią i w pobliżu, tam jest bezpośrednie jego włactwo, oraz tam gdzie dotrą jego kapłani. – po tych słowach roześmiał się.

- Tak, więc nawigatorem z największym doświadczeniem jestem ja. Na bardzo ważne stanowisko sternika proponuję Arthur Valdor’a w razie potrzeby zdolny jest on zastąpić mnie na stanowisku nawigatora. Elf sprawdzi się jako bosman oraz mag okrętowy. Większość żeglarzy będzie chodziła jak w dobrym mechanizmie wiedząc, iż bosmanem jest mag, który wszystkiego może się dowiedzieć.

Potem podszedł do Władyki.

- Teraz pewnie wszyscy chcą się dowiedzieć, co będziemy przewozić, albo jakie będzie nasze zadanie. Potem przekażesz mi mapy, chociaż podejrzewam, że po takim zachwianiu eteru będą one w dużej mierze nieaktualne i sam będę musiał je uaktualniać.

Maciass0 27-03-2008 15:49

Jack wciąż oglądał biblioteczkę i wystrój pokoju, lecz gdy zaczął mówić pan ziemski odwrócił się w jego stronę wysłuchać jego słów, chłonął je i łapał wszystkie szczegóły. Potem na nowo rozpoczął mowę kapłan Mananna.

"Ten to potrafi negocjować, ale zaraz - przerwał myśli gdy ten wymówił wszystkie funkcję sprawowane przez resztę drużyny - zapomniał o mnie, a to"

- Ja dobrze walczę i też znam się na nawigacji - wyrwało mu się z ust, za co bardzo żałował, ale musiał coś powiedzieć bo nie wzieliby go na statek i zostałby sam.

"O w mordę kurczaka, teraz dosięgnie mnie gniew Mananna za takie wyrwanie się" - pomyślał przerażony reakcją Sigfryda

- I umiem pływać... - dodał cicho prawie spalony wstydem, cofnął się dwa kroki i schował się za plecami Lilawandera, mając nadzieję, że stamtąd nie dojrzy go kapłan.

"Bogowie świata wybaczcie, nie chcę umierać od tego jego bata wodnego" - myślał i zza pleców chciał zobaczyć reakcję Sigfryda, był bardzo ciekaw czy od razu go zabije czy będzie go torturował..

Czekał....

Darnock 31-03-2008 21:53

Bezczelność kapłana wprawiła go w zdumienie, jeszcze nigdy, a był już na tym dworze od jakiegoś czasu, nie kwestionował decyji jego stryja. No był taki jeden, ale tamten nie dożył następnego dnia.
A tu, cały czas von Valenrood wydawał się spokojny. Czyżby aż tak zależało mu na tej wyprawie?
Coraz bardziej go to interesowało, na czym może aż tak zależeć temu staremu piernikowi, że aż tak daje się znieważyć we własnym zamku.
Przecież nawet on nie miał prawa tak go traktować. Baaa, chyba nawet samemu Imperatorowi by na to nie pozwolił.

Co prawda, troche zabolało go zlekceważenie jego osoby, ale w sumie nie znał tych ludzi. I musiał zawierzyć decyzji kapłana.
Więck kiwnął tylko głową na zgodę. Zachowanie jednego z towarzyszy apłana nawet nie zauważył. Było dla niego najwyżej śmiesznym.

A teraz czekało ich najważniejsze, może w końcu dowiedzą się po co mają wypłynąć. Był ciekaw reakcji stryja na zachowanie kapłana. Pewien był, że gdyby mieli wolny szafot, to by tamten już dyndał. Na tym zamku, stryj był jedynym panem. Dlatego chciał się jak najszybciej dowiedzieć. Po co to wszystko??

Bulny 01-04-2008 09:03

Von Valenrood usiadł wygodnie opierając się o podparcie krzesła i splatając palce, wysłuchał słów kapłana. Był bardzo spokojny. Najwyraźniej nieobce były mu dworskie gierki pozwalające zbesztać kogoś, nie obrażając go. A może polubił Sigfryda? Kto wie? Po wysłuchaniu krótkiego przemówienia, zastanowił się chwilę i znowu odpowiedział.
- Oczywiście mości kapłanie nie musisz przestrzegać rozkazów mego bratanka, ale przedstawiciela prawa słuchać owszem trzeba. - na twarzy mężczyzny pojawił się nikły uśmiech. - A wiesz panie, że na danej ziemi to właściciel ustala prawo i ustanawia jego przedstawicieli. - Albrecht dobrze znał swojego stryja i doskonale wiedział o co chodzi w aluzji, ko której ten właśnie dał znać.

Człowiek poczekał jeszcze na słowa L'Domenecka, a potem wypowiedział jeszcze:
- Jesli chodzi o to, co bedziecie przewozić. Na statku znajdować się będzie paru możnych kupców, z organizacji, której przedstawicielem jestem.
Po kolejnej chwili zastanowienia dodał jeszcze:
- Statek przewoził będzie broń, tak więc może być niezłą okazją dla miejscowych piratów. - w jego oczach widać było delikatne zmartwienie.
- Odkąd ten zawszony Stortebecker się rozbestwił na naszym morzu, pojawiło się wielu takich, którzy postanowili go nasladować. Mimo tego, że tamten złoczyńca skończył, jak skończył, oni dalej atakują nasze okręty. To jednak już nie ta siła, co za jego czasów.

- A teraz pewnie chcesz już te mapy mości kapłanie? - zapytał mężczyzna wstając i podpierając się laską. - Olaf! Przynieś mapy! - zakrzyknął na służącego, którego nikt z was nie widział. Po chwili do pomieszczenia wszedł znany już wam człowiek, ze stertą papierzysk na rękach.
- Proszę bardzo. Mogę Ci udostępnić mą czytelnię, jeżeli chcesz przestudiować je przed wyjazdem do portu.

Eliasz 01-04-2008 14:37

Elf ucieszył sięz tego, że niewłaściwie przewidział zadanie jakie postawione było załodze. Chodziło jedynie o transport i ochronę – co z kolei prawie na pewno wiązało się z czynną bitwą morską, szczególnie jeśli siatki wywiadowcze piratów ( które na pewno mieli ) już wiedziały o szykowanym transporcie broni. Jednak skoro nie bitwa była celem, to wierzył, że z pomocą sokoła ominą z daleka wszystkie statki. Elf zastanawiał się przez moment czy otwarcie zapytać o możliwość „pilnowania” kupców którzy płyną wraz z nimi, szybko stwierdził jednak w myślach : "Jak będę chciał to i tak ich wybadam, nie ma co pytać i tak by mi pewnie nie pozwolono…

Jack rozbawił go po raz kolejny, dawno już nie spotkał człowieka tak bardzo tryskającego humorem, wśród ludzi byli niemal sami ponuracy a Jack na tym tle barwnie się wyróżniał.

Zastanawiał się nad tym czy bosman –jako drugi na statku, czy on również podlega pod władztwo rycerza. Na elfim statku nie miałby wątpliwości, że nie. Tu jednak mogło być inaczej, dlatego tez zamierzał naradzić się w tej kwestii z kapłanem, oczywiście z dala od uszu innych. Jego przywództwa nie kwestionował, nawet gdyby nie było ono formalnie związane i tak był skłonny bardziej usłuchać kapłana niż rycerza. Posłuszeństwo kapitanowi było zbyt oczywiste by się nad nim zastanawiać.

Cedryk 06-04-2008 10:40

Kapłan spojrzał głęboko w oczy władcy okolicznych ziem.

Sigfryd cały czas pamiętał, iż chciał się z nim spotkać w cztery oczy jak mówił na samym początku rozmowy.
„Ciekawe cóż takiego chce mi zdradzić skoro ma to być w cztery oczy”.

- Oczywiście, potrzebuje do tego trochę czasu oraz spokojnego miejsca do pracy. Proszę, aby ktoś tam mnie tam zaprowadził. Potrzebowałbym jeszcze kogoś do pomocy, znającego się na mapach. No tak, Arturze skoro masz być sternikiem i w razie potrzeby będziesz zastępował mnie jako nawigator najbardziej przydasz mi się przy uaktualnianiu map.

Po tych słowach rozejrzał się po sali. Jego wzrok spoczął na Von Valenroodzie.

- Tak Panie, potrzebował bym jeszcze jakiegoś pilota znającego okoliczne wody, aby uaktualnić mapy tych wód.

Darnock 06-04-2008 21:16

Albrecht myślał że zaraz wybuchnie śmiechem, zaraz to nie był żart??
Przecież dla zwykłych kupców nie robi się takiej szopki!!
Nawet jeśli to wielka rada gildii, oni sobie poradzą.
Ta sprawa zaczęła mu coraz bardziej się nie podobać.

Jeszcze nigdy, nie wysłano go w morze.
A tu nagle ma się pchać na statek, niby po co.

To wszystko stanowczo przestawało być śmieszne.
Najpierw nagle zachorowała załoga.
A teraz "towarem" mieli być kupcy.

Cóż, poczekamy, to się dowiemy.

Bulny 09-04-2008 15:13

- Oczywiście panie, poślę po jakiegoś pilota. Myślę, iż moi ludzie powinni sprowadzić go w niedługim czasie. - rzekł von Valenrood idąc wolnym krokiem w stronę kapłana. Widać było, że człowiekowi niedużo brakuje do spotkania z najwyższym. Chód jego był dość niepewny. Mężczyzna ciągle podpierał się swoją pozłacaną laską, która zresztą tez była już słusznego wieku. Skarbiec barona pewnie nie jest wypełniony złotem, tak jak tamten by chciał.

- Olafie, chodź z nami. - rozkazał człowiek dość mocnym tonem - Zaprowadzę Ciebie panie i Twojego pomocnika do czytelni, gdzie będziecie mogli zrobić, co do was należy. Twoi podwładni w tym czasie niech rozgoszczą się na zamkowym dziedzińcu, lub poczekają w korytarzu. Albrechcie, przypilnuj ich... - Choć tutaj ton starca trochę złagodniał, słychać było jednak, że nie była to prośba, a rozkaz.

Arthur i Sigfryd
Dwóch strażników odprowadziło waszą dwójkę ciasnymi korytarzami budynku, które raczej nie zalatywały przepychem. Po drodze wszędzie na ścianach w ramach dekoracji wisiała broń. Dobry taktyk od razu rozpozna to, że nie jest ona rozwieszona wedle kompozycji. Nie dość, że na ścianach wisi prawdziwa broń, a nie posrebrzane repliki, które tylko dobrze wyglądają, to jej rozmieszczenie pozwala na jak najmniejszą stratę czasu podczas obrony budowli.

W dodatku każdy krok wasz był dość niepewny. Czuliście się tak, jakby zza rogu miało wyskoczyć stado wrzeszczących orków, albo jakby ktoś wciąż wlepiał w was swoje oczy. Każde słowo echo niosło hen daleko po korytarzu. Von Valenrood zdając sobie z tego sprawę nie mówił zbyt wiele. Nie był taki, jak nowomodna szlachta gadająca na każdym kroku i chwaląca się przepychem swoich siedzib. Tutaj wszystko zrobione było praktycznie i przystępnie. Nie było tu miejsca na piękne wazy z Kataju albo Arabskie dekoracje. Za to wiele było schronień przed ewentualnymi strzałami, szarżą rumaków bojowych, które mogły wjechać do środka, oraz przed napastnikami. Po chwili weszliście na piętro dość niskimi, i wielkimi powierzchniowo schodami. Nawet potężny, bojowy rumak nie miałby chyba problemów z wejściem na górę.

W końcu doszliście do, jednych z wielu znajdujących się w budynku, drewnianych drzwi obitych żelazem. Były one zamknięte na dość mocną kłódkę. Jeden ze strażników otworzył je ze zgrzytem, a przed waszymi oczami pojawiło się dość duże pomieszczenie. Przy ścianach stały regały z księgami, otaczając dwa dość duże stoły stojące po środku. Nad nimi znajdował się ogromny żyrandol, choć większość świec była już dawno wypalona. Światło dawało jednak kilka okiennic wychodzących na południe i zachód. Było tu na tyle jasno, że bez problemu da radę odczytać mapy bez zbędnego marnowania źródeł światła.

Olaf rozłożył mapy i wyszedł zamykając z trzaskiem drzwi. Dwaj strażnicy przyjmując wyprostowane pozy patrzyli na was z kamiennymi minami.
- No więc chciałem porozmawiać z Tobą w cztery oczy panie, ale myślę, że pański pomocnik może wysłuchać naszej rozmowy. Chciałem Cię zapytać, czy ten długouchy nie będzie dla nas przeszkodą? Jest on przez Ciebie sprawdzony? Na pewno nie będzie stanowił problemu na okręcie? Nie mam zaufania do ich rasy, ba... Niektóre osobniki darzę nienawiścią z większą mocą, niż wilk atakujący myśliwego, więc niechętnie widzieć będę jego osobę na mym okręcie, chyba że poświadczysz mi, iż jego czyny nie będą skierowane przeciw nam. - Człowiek przez chwilę zawiesił głos, aby wysłuchać odpowiedzi, po czym powiedział spokojniej. - Mapy, które tutaj otrzymałeś zrobione były dość niedawno, aczkolwiek z powodu bytowania na naszych wodach przeróżnych niebezpieczeństw mogą być ciut niedokładne.

Albrecht, Lilawander, Jack

Od razu czuć było, że coś jest nie tak. Większość ludzi traktowała was jak powietrze i choć nikt nie wiedział dokładnie o co im chodzi, to jednak można było domyślić się, że obecność elfa wywołuje tę reakcję. Jedynymi osobami, którym nie przeszkadzał jego pobyt tutaj, byli przechadzający się gdzieniegdzie młodsi służący, kowal, i niziołek ze stajni. Choć zrobili sobie lekką aferę z tego, że długouchemu udało się wejść do zamku i wyjść z niego cało. Strażnicy również największą uwagę zwracali właśnie na maga. Każdy jego ruch był bacznie obserwowany. Przy niektórych gwałtowniejszych posunięciach przedstawiciela leśnego ludu, dało się usłyszeć odgłos ocierania się ostrza o pochwę, tak jakby straże już szykowały się na niespodziewany wybryk. Poza Albrechtem, każdy wasz krok obserwowało trzech gwardzistów, wyglądających na takich, którzy nie pierwszy i nie ostatni raz walczyć będą w obronie grodu. Kapłan raczej zbyt szybko nie odejdzie od papierzysk, więc wypadałoby zająć sobie jakoś czas...

Eliasz 11-04-2008 19:17

Elf nie przejmował się zbytnio dystansem ludzi, był do niego przyzwyczajony. Zainteresowała go jednak postać niziołka, który nie żywił niechęci.

- Witaj przyjacielu, nie masz czasem na sprzedaż choć trochę ziela halflińskiego?
Dawno już nie paliłem tak dobrego tytoniu, w uprawie którego Wasza rasa góruje nad innymi.


Oprócz zakupienia tytoniu do fajki, elf zamierzał pozwiedzać grodzisko w możliwym do zwiedzania obszarze. Zamierzał też podpytać się młodszych służących lub niziołka, skąd tak wielkie uprzedzenie do elfów. Podejrzewał, że musieli jakoś zajść za skórę władcy, lecz mogły to być też zwykłe uprzedzenia, nie poparte żadnymi konkretnymi powodami.

Kowala zaś próbował namówić na naostrzenie miecza i sztyletu, jakie miał ze sobą, naprawa pozostałego metalowo-skórzanego sprzętu również mogła być tu dokonana, za opłatą czy bez, Lilawander zamierzał się o to postarać.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:31.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172